Architekt — lorne bay
30 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
You can take me all the way, anywhere you like just don't let me go. Leave all the finer things when I'm lying next to you, that's enough for me. Just don't let me go.
033
{outfit}
Nie można było powiedzieć, że dzisiejszy dzień nie był dniem pełnym wrażeń, bo zdecydowanie do takich należał. McTavish nie spodziewała się, że z pozoru spokojny dzień pracy w biurze z Cairns stanie się tak zakręcony i to raczej w pozytywny sposób. Po wizycie Gai nie mogła się już za bardzo skupić na pracy, chociaż naprawdę się starała to zrobić. Musiała ogarnąć notatki ze spotkania, które olała żeby wiedzieć o co, w ogóle chodziło i co w końcu zostało na nim ustalone. Myślami jednak błądziła gdzieś zupełnie indziej i nie było jej łatwo zachować trzeźwy osąd na cokolwiek co się działo dookoła niej. Ciągle miała w głowie słowa Gai i nie mogła się tego pozbyć co było strasznie uporczywe, bo przez to nie potrafiła utrzymać poważnego wyrazu twarzy tylko ciągle się jakimś dziwnym trafem uśmiechała. Musiała się jednak ogarnąć, bo wiedziała, że wszystko się zjebie jak będzie za bardzo szczęśliwa i zadowolona, już przez to przechodziła więc starała sie ochłodzić swój entuzjazm, a wiedziała, że najlepiej jej to wyjdzie jak wróci do domu i spotka się twarzą w twarz ze swoją przyjaciółką. Nie chciała za bardzo mówić Sam o tym co się ostatnio działo, bo wiedziała, że blondynka nie przepada za Gaią. Dlatego musiała zachować spokój, żeby Galanis niczego się nie domyśliła. Chociaż Zoey mogła mieć też nadzieję, że po ich pogawędce o cyckach to Sam nie będzie chciała wracać już do tego tematu.
No, ale walić to. Zoey jeszcze przez chwile mogła się pocieszyć sama do siebie wracając z Cairns do Lorne Bay. Gdy weszła do mieszkania okazało się, że nikogo nie ma więc obstawiała, że Sam wyszła gdzieś z Tyfonem, bo w innym wypadku piesek na pewno przyszedłby się przywitać. McTavish postanowiła skorzystać z okazji, że jest sama i przebrała się w coś wygodniejszego i najlepiej takiego, co nie leżało na podłodze, tak jak koszula, którą dalej miała na sobie. Wybrała więc coś na kształt dresów i tshiru, zdecydowanie było jej w tym wygodniej niż w krótkiej spódnicy. Wysokiego koka zamieniła też na koński ogon i rozsiadła się na kanapie, wcześniej robiąc sobie popcorn i polewając whisky do szklanki. Miała w planach włączyć sobie jakiś bzdurny program na netflixie, pewnie ten, gdzie dzieci robiły same zakupy po raz pierwszy. No i nawet sobie obejrzała coś tam, jedząc ten popcorn i popijając whisky, co jakiś czas zerkała też na telefon z nadzieją, że Gaia coś do niej napisała. Sprawdzała nawet w necie czy było coś o katastrofach lotniczych, ale nic nie wskazywało na to, żeby cos takiego się wydarzyło w ich rejonie. Także na spokojnie skupiła się na programie, aż w końcu usłyszała jak otwierają się drzwi i chwilę później miała już przy sobie psa, który chciał sie z nią przywitać. - Cześć - powiedziała witając się z Sameen jednocześnie głaszcząc psa. - Słyszałaś o tym, że będą u nas wyłączać wodę od 21 do 5? Niby są jakieś deficyty przez upały... dopiero będą ludzie śmierdzieć na klatce schodowej - skrzywiła się, bo McTavish najwyraźniej miała bardzo wrażliwy węch i słuch. Wszystko jej przeszkadzało z tymi sąsiadami.

Sameen Galanis
in your love spell
catlady#7921
luna - bruno - joshua - eric - cece - caitriona - judith - benedict -owen
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
088.
Sameen miała ostatnimi czasy trochę lepszy humor. Głównie dlatego, że w końcu miała jakieś normalne auto i mogła się pozbyć gówna, które wynajmowała. Oczywiście nie wynajęła jakiegoś gówna. Była zbyt wielką fanką samochodów, żeby zniżyć się do jeżdżenia czymś co nie spełniałoby pewnych, postanowionych przez nią kryteriów. Niestety auto, które wynajmowała nie było klasycznym autem. I już na pewno nie było klasycznym Jaguarem, a wiadomo, że takie Sameen lubiła najbardziej. Odkąd sprowadziła samochód do Lorne to wybierała się namiętnie na różnego rodzaju przejażdżki. Zabierała ze sobą Tyfona oczywiście. A to, że przy okazji obijała komuś mordę, zastraszała ludzi, albo pozorowała jakieś wypadki to całkiem inna sprawa. Dziewczyna może nie musiała jeść, ale zdecydowanie musiała zarabiać. Potrzebowała benzyny do samochodu, a ten sporo palił, a paliwo nie było darmowe.
Nie powie tego Zoey, ale ostatnimi czasy trochę unikała pojawiania się w domu. Zauważyła, że Zoey zachowuje się dziwnie i miała podejrzenia, że to wszystko przez tego czerwonogłowego klauna. Chciała też unikać jakichkolwiek wzmianek o cyckach. Nie miała zamiaru wspierać tego związku i dawać Zoey rad odnośnie tego jak zaspokajać kogoś kto się kurwi na prawo i lewo. W sumie teraz jak tak o tym myślała to mogła udzielić Zoey złych rad, żeby zraniła i zraziła do siebie tamtą dziewuchę. Niestety Sameen nie mogła zrobić tego komuś kto kilka lat temu uratował jej życie. Dług, którego nadal nie spłaciła i którego nie spłaci nigdy.
Czasami jednak musiała wracać do tego domu, żeby Zoey nie narobiła żadnego rabanu, że wyjechała bez słowa, albo po prostu umarła. Tak było na przykład teraz. Wróciła. Od razu poczuła zapach prażonej kukurydzy, którą sama bym teraz chętnie ojebała, hehs. Spuściła Tyfona ze smyczy już na klatce, więc tylko patrzyła jak ten biegnie się przywitać z Zoey. Zdjęła buty i weszła głębiej do mieszkania. Stanęła jak Zoey się przywitała. – Cześć. – Odpowiedziała obracając w dłoniach klucz od mieszkania. – Mhm. Rozumiem. – Ogólnie uważała to za coś bezsensownego, bo jakby teraz podeszła do okna to zobaczyłaby pełno wody, którą można wykorzystać, ale no cóż… nie oceniała. Nie znała się na tym. Nie była alfą i omegą w każdym temacie. – Przez przypadek złamałam nogę twojemu sąsiadowi. – Powiedziała całkiem poważnie, aczkolwiek jej ton głosu sugerował, że nie było w tym absolutnie nic z przypadku. Założyła sobie włosy za ucho i podeszła bliżej. – Ten co się głośno jebał. – Wyjaśniła i zerknęła na stolik. – Popijasz popcorn alkoholem? – Uniosła brwi. Trochę ją kusiło zapytać czy jej mała kurewka już jej złamała serce, ale uznała, że sobie odpuści. Przynajmniej na razie.
Architekt — lorne bay
30 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
You can take me all the way, anywhere you like just don't let me go. Leave all the finer things when I'm lying next to you, that's enough for me. Just don't let me go.
Zoey to czasem chciałaby mieć takie podejście jak Sameen. Sądziła, że blondynka przejmuje się praktycznie niczym. Zlewała na problemy, jakoś je po prostu rozwiązując i nie przywiązując do tego wielkiej wagi, albo może było inaczej, ale Galanis nie chciała o tym po prostu mówić. McTavish nie wiedziała co tak naprawdę się u Sam dzieje odkąd wróciła do Lorne Bay. Próbowała się jej zapytać, ale ta ją i tak standardowo zbywała więc po prostu przestała te pytania zadawać, no bo jaki to miało sens? Żaden. Ona jak się dowiedziała o tym, że nie będzie wody to jednak była nieco tym zaniepokojona, bo to była dość chujowa wiadomość, a Sam przyjęła to tak jakby nie miało większego znaczenia. Zazdrościła jej takiego podejścia. Wolałaby coś takiego niż niepotrzebnie się stresować.
- Co? - Zapytała robiąc wielkie oczy. - O mój boże... nie mogłam przez niego ostatnio spać - aż się skrzywiła, chociaż koniec końców wyszło zajebiście i miała mu pójść podziękować. No, ale teraz to nie wiedziała czy wypada. - Jak to przypadkowo? Sameen? Już ja znam Twoje przypadki. - Uniosła lekko brew, ale też się uśmiechnęła, bo nie miała przecież tego Galanis za złe, o co to, to nie. Facetowi trochę się należało, bo zakłócał spokój innym ludziom w tym takiej, małej, biednej, słodkiej Zoey McTavish. - No, miałam ochotę na popcorn, ale też pomyślałam, że trochę się zrelaksuje po całym dniu stąd alkohol no i o... wyszło jak wyszło - wzruszyła lekko ramionami i poklepała miejsce obok siebie żeby blondynka sobie usiadła. Wystawiła też pojemnik z popcornem w jej stronę częstując przyjaciółkę przekąską. - Gdzieś wybyła? Niby razem mieszkamy, a prawie Cię nie widuje - i nie była to pretensja, żeby nie było! To tylko stwierdzenie faktu i to takiego trochę smutnego, bo Zoey czuła, że nie były ze sobą już tak blisko jak kiedyś i odkąd Sam wróciła to nie miały czasu żeby być sobie we dwie i coś wspólnie porobić. Nawet ułożyć puzzle, albo pójść sobie postrzelać! Sam ją kiedyś uczyła jak to robić i może powinna powtórzyć informacje i trochę potrenować, nigdy nie wiadomo kiedy coś takiego się może człowiekowi przydać.

Sameen Galanis
in your love spell
catlady#7921
luna - bruno - joshua - eric - cece - caitriona - judith - benedict -owen
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
To nie tak, że Sameen nie przejmowała się niczym i olewała problemy. Nie przejmowała się wszystkim tak bardzo jak zwykli śmiertelnicy, ale no były rzeczy, które rzeczywiście ją interesowały, budziły zaciekawienie, albo delikatny stres. Po prostu starała się ograniczać to jaki wpływ te rzeczy mają na jej życie. Zwłaszcza te, których nie mogła zmienić. A jak coś mogła zmienić to po prostu działała zamiast siadać i narzekać. Nie była drzewem z głęboko zapuszczonymi korzeniami. No i nie była też osobą, która lubiła siedzieć w jednym miejscu. Preferowała działanie. Prawdopodobnie dlatego, że wtedy czuła, że rzeczywiście żyje. Nie miała wpływu na to, że nie będzie wody. Nie zmieni tego. Mogła być tylko wdzięczna za to, że dostały informację przed czasem. Jakby nagle nie było wody i nie wiedziała co się dzieje, to wtedy byłaby wkurwiona. A tak? Człowiek mógł sobie zaplanować wiele rzeczy. Na przykład być gdzieś gdzie jest woda.
- Nikt nie mógł przez niego spać. Podsłuchałam rozmowę kobiety z drugiego piętra i z piątego. Też miały z tym problem. – Sameen oczywiście wiedziała więcej o sąsiadach Zoey niż sama Zoey. Od razu ich wszystkich prześwietliła. Nie miała żadnych podejrzeń, że są podejrzanymi osobami. Po prostu się nudziła. – Trzymałam coś ciężkiego co niefortunnie spadło mu na stopę jak z nim rozmawiałam. – Odpowiedziała udając bardzo niewinny ton głosu. Uśmiechnęła się nawet lekko. Dobrze, że nie wiedziała jak bardzo Zoey uszczęśliwił sąsiad uprawiający głośny seks. Gdyby wiedziała to pozbyłaby się go wcześniej.
- Co robiłaś, że musisz się relaksować? – Zainteresowała się i przez chwilę stała patrząc na miejsce, które Zoey poklepałą i rzeczywiście ruszyła, żeby tam usiąść. Usiadła wyprostowana jakby nigdy nie zaznała chwili relaksu i patrzyła się przed siebie. – Nie chcę ci zaburzać życia, więc staram się bywać tu jak najmniej. – Wiedziała, że Zoey wbrew jej zastrzeżeniom nadal spotykała się z tą idiotką. Nie musiała jakoś tego specjalnie kontrolować czy sprawdzać. Po prostu to wiedziała. – Chodzę dużo po mieście. Teraz byłam na wycieczce ze znajomym. Kupiłam nowe auto. – Pochwaliła się.
Architekt — lorne bay
30 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
You can take me all the way, anywhere you like just don't let me go. Leave all the finer things when I'm lying next to you, that's enough for me. Just don't let me go.
Zoey pewnie wolałaby mieć takie podejście jak ona, ale niestety nie było jej to pisane. Przejmowała się wszystkim, nawet jak nie musiała. Zawsze znalazła sobie coś czym mogłaby się przejmować, pewnie przez to była taka nerwowa i rzucenie papierosów graniczyło z cudem. Poza tym rzeczywiście miała czym się stresować, już pomijając życie prywatne, to i w tym zawodowym było dość sporo rzeczy, które zaprzątały jej głowę. Projekt wieżowca był już praktycznie skończony i ekipa powoli zabierała się za jego realizowanie, w teorii nie miała już na to wpływu, ale w praktyce było inaczej. Teraz dopiero będą wychodzić wszystkie błędy, które mogła gdzieś po drodze popełnić, więc to było cholernie stresujące, bo chyba nikt nie lubił się mylić czy robić rzeczy źle. Ona zawsze starała się dawać z siebie wszystko i sprawdzała po kilka razy każdą rzecz, ale nie była nieomylna. Mogło coś nie wypalić, szczególnie przy tak dużym projekcie, który jeszcze będzie kilka razy na bank zmieniał swoją ostateczną formę. Nagle się okaże, że czegoś się niestety fizycznie nie da zrobić. Papier przyjmie wszytsko więc Zoey mogła to sobie wymyślić i wprowadzić w projekt, a jak już robotnicy do tego siądą to okaże się, że takie rozwiązanie jest niemożliwe do zrealizowania. Oby nie, ale to nie było wykluczone.
- To nieźle sie to niosło – zaśmiała się pod nosem, no bo typ rzeczywiście był głośny. Zoey przeszkadzał, ale akurat teraz nie mogła być na niego zła, bo gdyby tak nie hałasował to nie spotkałaby się z Gaią. – Yhym... niefortunnie. – Pokręciła głową wyraźnie rozbawiona, chociaż może nie powinno jej być z tym aż tak do śmiechu. – Pewnie akurat niosłaś same, bardzo przydatne kamienie – i zupełnie przypadkowo akurat na niego wpadła. McTavish mogłaby w to uwierzyć gdyby nie znała Sam.
- Miałam dużo pracy ostatnio. Wiesz, z tym wieżowcem i tak dalej – z Gaią też miała dużo pracy hehe. Nie mówiła Sam o tym, że Zimmerman ja odwiedziła w biurze, bo nie uważała, żeby była taka potrzeba. Poza tym Sameen pewnie na to, by zareagowała w jakiś dziwny sposób, a Zoey chciała po prostu spędzić trochę czasu z przyjaciółka. – Przestań – powiedziała stanowczo – jakbyś mi przeszkadzała to, bym Ci o tym powiedziała. Niczego mi nie zaburzasz. Nawet bym wolała gdybyś była tu częściej. – Przynajmniej miłaby z kim posiedzieć i nie myślałaby o Gai aż tak dużo. To byłoby dla niej zdrowe. Poza tym to przecież była Sameen, jej najlepsza przyjaciółka, nie było takiej opcji żeby ona zaburzała jej cokolwiek. – Ze znajomym? – Zdziwiła się, bo nie wiedziała, że Sameen ma znajomych, jeszcze takich, których zabierała na wycieczki. – Co to za samochód? Pewnie znowu jakiś jaguar – Zoey była bardziej wyrozumiała co do tego typu aut niż taka Luna. Nawet nie wiem czym ona jeździła, o ja ignorantka. – Czyli ogólnie wszystko w porządku? – Zapytała przyglądając się jej. Wiedziała, że powrót Sameen do miasta wiązał się z tym, że nieco ograniczyła swoje kontrakty wyjazdowe, więc Zoey była ciekawa czy jakoś sobie bez tego radzi.

Sameen Galanis
in your love spell
catlady#7921
luna - bruno - joshua - eric - cece - caitriona - judith - benedict -owen
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
Pokiwała głową. Stare budownictwo, po rurach wiele się niosło. Można było śmiało podsłyszeć rzeczy, których normalnie słyszeć człowiek nie chciał. Niektóre rzeczy – takie jak przemoc w niektórych domach, ciężko było ignorować. Wiadomo, że Sameen by nie zignorowała. Chętnie pokazałaby oprawcy jak smakuje jego własne lekarstwo. Niestety, albo na szczęście (zależy jak na to spojrzeć), w tym budynku do czegoś takiego nie dochodziło. Jedyne co uniemożliwiało ludziom normalne funkcjonowanie był sąsiad, który musiał wszystkim pokazać jakie to ma bogate życie seksualne i jakim jest sprawnym kochankiem. Chociaż to też nie do końca musiała być prawda. Naturalnie, że kobiety często udają dla dobra mężczyzn. Może ta chciała tego przy sobie na dłużej zatrzymać. Teraz Sameen może nie tylko wyzwoliła mieszkańców budynku od hałasu, ale jednocześnie pozwoliła tej kobiecie przez jakiś czas zachowywać się normalnie i nie skupiać się na zbyt wymagającym kochanku.
- Dokładnie tak było. – Skłamała. Tak naprawdę to pewnie poszła tam z pustymi rękoma i po prostu przyszpiliła typa do ściany, kazała mu zamknąć dupę i na koniec dosyć umyślnie złamała mu stopę swoją piętą. Wiedziała jakie buty ubrać, jaki nacisk wybrać i gdzie celować, żeby bolało. Spokój na kilka tygodni mieli zapewniony. Teraz kwestią jest to jak mężczyzna będzie się zachowywał jak wyzdrowieje. Na szczęście to zmartwienie na za następne kilka tygodni.
- No tak. – Skinęła głową. – Jesteś tym zajęta co najmniej jakbyś sama miała go stawiać. Wiesz, fizycznie kłaść fundamenty i później cegiełka po cegiełce. – Wysiliła się na coś co miało być żartem. Tak naprawdę to w sumie nie wiedziała jak bardzo Zoey była tym zajęta, bo sama była zajęta swoimi pierdołami tak bardzo, że nie miała nawet okazji, żeby śledzić Zoey. Czasami brakowało jej pracy w terenie i wiecznego podróżowania, ale z drugiej strony, delikatnie doceniała to słodkie lenistwo. – No wiesz… bez przesady, nie mówiłam nic o przeszkadzaniu. Tylko o zaburzaniu. – Zmarszcyzła brwi, bo naturalnie odebrała to wszystko na poważnie i założyła, że są momenty kiedy Zoey odbiera jej obecność za przeszkadzającą. Mimo, żę powiedziała, że Sameen w ogóle jej nie przeszkadza. – Wiesz, że nie lubię bywać nigdzie zbyt często. Poza tym jutro mam spotkania w sprawie kupna swojego miejsca, więc nie będziesz mnie zbyt często tutaj widywała. – Potrzebowała swojego miejsca. Nie mieszkało jej się źle u Zoey, ale jednak nie chciała praktykować mieszkania ze współlokatorką. Tym bardziej, że nigdy nie wiadomo kto mógłby się na nią zaczaić, albo złapać. Lepiej, żeby ludzie myśleli, że mieszka samotnie niż dzieli mieszkanie z kimś innym. Jeszcze uznaliby Zoey za współwinną wszystkiego czym Galanis się zajmowała.
- Ano. – Odparła zdawkowo pozwalając, żeby Zoey sobie sama zdecydowała, na które pytanie to jest odpowiedź. Naturalnie nie będzie rozmawiała o Owenie i o autach w sumie też nie. Wolała o takich rzeczach (autach) porozmawiać z kimś kto rzeczywiście znał się na temacie. A Zoey klasycznymi autami raczej nie jeździła.
- Tak. – Nie mogła na nic narzekać. A nawet jakby mogła to pewnie by nie narzekała, bo jaki sens w narzekaniu. Lepiej coś zmieniać zamiast siedzieć i płakać. – A u ciebie? – Zapytała, bo mimo, że Sameen miała naprawdę spierdolone życie, jakimś cudem to Zoey wiecznie wpakowywała się w większe gówna.
Architekt — lorne bay
30 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
You can take me all the way, anywhere you like just don't let me go. Leave all the finer things when I'm lying next to you, that's enough for me. Just don't let me go.
- Jak się zawali to ja będę mieć problem - więc w sumie to żałowała, że nie mogła tego budować cegiełka po cegiełce, bo wtedy miałaby pewność, że wszystko będzie tak jak ona to sobie w głowie ułożyła. Może nie tylko ona by miała problem tylko cała ekipa, która nad tym pracowała, ale Zoey wolałaby żeby coś takiego się po prostu nie wydarzyło. Dlatego starała się pilnować wszystkiego tak jak mogła. - Nie zaburzasz mi nic, cieszę się, że tu jesteś. - Ani jej nie przeszkadzała ani nie zaburzała. Zoey naprawdę czuła się o wiele lepiej mając Sameen u swojego boku. W końcu była taka pełna. Wszystko było na swoim miejscu, tak jak było przez ostanie kilkanaście lat. Przynajmniej nie musiała się martwić, że Galanis umiera gdzieś w rowie na drugim końcu świata, takie coś jej się o wiele bardziej podobało. - Ohh, chcesz mnie tak szybko zostawić? - Zapytała unosząc brew i pokręciła lekko głową. - Nie możesz odkupić od sąsiada swojego starego apartamentu? Mieszkałybyśmy obok siebie tak jak wcześniej. - To były fajne czasy, nawet jeżeli idąc w odwiedziny do Sam można było tylko usiąść na materacu albo krześle i napić się kawy z kubków, które Zoey sobie sama przyniosła. - I myślisz bardziej o domu czy o mieszkaniu? - Zapytała, bo chociaż było jej trochę smutno że Sam chce spierdolić z jej czterech ścian to też rozumiała ta chęć niezależności. Miałą tylko nadzieję, że będą się jednak widywać mimo wszystko.
- Rozwiniesz się bardziej? - Zapytała, bo co to za odpowiedź? - Mam Cię ciągnąć za język czy mi po prostu pokażesz to auto. Masz zdjęcie? - Znała Sameen i wiedziała, że o znajomych to nawet nie ma co dopytywać, bo sie i tak nie dowie, ale o aucie mogły porozmawiać. Zoey może i nie jeździła tego typu samochodami, ale przecież to nie tak, że miała w swoim garażu jakiegoś lamerskiego starucha. - W porządku, po staremu - odpowiedziała, bo nie chciała mówić nic o Gai. Wiedziała, że Sameen jej nie lubiła więc nie było sensu się w ten temat zagłębiać. - Oglądałaś kiedyś Thelme i Louise? - Zapytała chociaż chyba znała odpowiedź na to pytanie. W tym wypadku to akurat Zoey nie była wcale lepsze od Galanis, bo też nie oglądała, no chyba, że będzie jakieś zaskoczenie i się okaże, że Sameen jednak nie jest aż tak w tyle z popkulturą.

Sameen Galanis
in your love spell
catlady#7921
luna - bruno - joshua - eric - cece - caitriona - judith - benedict -owen
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
Zmarszczyła brwi patrząc na Zoey.
- Na pewno nie. Jak tak będzie to coś wymyślę. – Puściła jej oczko, ale oczywiście jak to Sameen – mówiła bardzo na poważnie. Gdyby się okazało, że rzeczywiście budynek z jakiegoś powodu się zawali, to Sameen znajdzie wszystkich ludzi, którzy będą obwiniać o to Zoey. Pozbędzie się ich, albo zastraszy ich na tyle, żeby zmienili zdanie. W sumie najpierw zacznie od zastraszania, a tych bardziej opornych po prostu zabije. Oczywiście w bardzo dziwnych wypadkach. No może kogoś umyślnie zamorduje pozorując jakiś rabunek czy coś. Pod tym względem Sameen była bardzo kreatywna. A Zoey miała to szczęście, że przyjaźniła się z kimś kto nie miał problemu z brudzeniem sobie rąk. Robił to nawet bardzo często.
- Po prostu czuję się z tym niekomfortowo. To znaczy, tak nie do końca, bo jest okej, ale czasami myślę, że każda z nas potrzebuje swojego kąta. – Nawet nie chodziło po prostu o osobny pokój. Sameen niekoniecznie chciałaby zaprosić tutaj Owena. Sama nie wiedziała czemu. Bardziej pasował jej układ kiedy razem z Zoey mieszkały po prostu obok siebie. Sameen wiedziała, że momentami miała dziwne zachowania i nie chciała, żeby McTavish była ich świadkiem. Tym bardziej, że często miała załamania nerwowe i ataki paniki. Nie lubiła kiedy ktoś oglądał ją w tak słabych momentach.
- Nie. Byłoby to nieco podejrzane. Ludzie rzadko kiedy po tak krótkim czasie wracają do tego samego miejsca. – Poza tym nie miałoby to sensu i celu skoro Zoey planuje i tak kupić sobie dom. Nie będą więc mieszkały obok siebie. – Nie wiem. To zależy co przekona mnie bardziej. – Wzruszyła ramionami. Gdyby była aktywna w swojej karierze tak jak dawniej, to pewnie celowałaby bardziej w dom, żeby móc w nim dobudować jakieś dodatkowe skrytki i żeby mieć bliżej swój arsenał. Teraz jednak, na potrzeby, które miała w obecnej chwili, wystarczyłoby jej niewielkie mieszkanie. To była kwestia do przemyślenia. Akurat dla Galanis, pieniądze nie będą problemem.
Spojrzała na Zoey zszokowana. Zdjęcie auta? – W jakim świecie uważasz, że jestem osobą, która nosi przy sobie zdjęcie auta? – Oczywiście nie pomyślała o tym, że mogłaby mieć to zdjęcie na telefonie. Sameen nie miała żadnych zdjęć na telefonie. Jak się wejdzie w jej galerię to były tam tylko zdjęcia, które fabrycznie były wgrane w telefon, żeby ktoś mógł je sobie ustawić na tapetę. – Możemy zejść na dół i ci go pokażę. – Odparła i nawet wstała, ale nie skierowała się do wyjścia. Podeszła po prostu do okna i próbowała zlokalizować samochód. – Tam stoi. – Wskazała palcem i poczekała, aż Zoey łaskawie do niej dołączy i ten samochód sobie obejrzy. – Możemy pojechać na przejażdżkę jak chcesz. – Zaproponowała, bo Sameen przecież zawsze była chętna na coś takiego. – Mówisz o tych lesbijkach z parteru? – Nie wiedziała jak kobiety z parteru miały na imię, a na pewno nie uznała, że to jest film. – Stoją często w oknie czy co? – Dopytała, bo zrobiła się podejrzliwa zakładając, że Zoey rzeczywiście kontynuuje rozwój swojej seksualności i teraz obserwuje sąsiadów przez okna. Zwłaszcza kobiety.
- W ogóle niedługo wylatuję do Sydney na kilka dni. Biorę ze sobą psa. – Uznała, że Zoey powinna wiedzieć o takiej nieobecności. Nie chciałaby, żeby się niepotrzebnie martwiła, a wiedziała, że McTavish ma tendencję do martwienia się.
ODPOWIEDZ