
about me
I'm twenty-seven, but I feel like I live in chapter one


Chyba od zawsze wiedziałam, że będę pisać. Tworzyć historie, z którymi inni (miejmy nadzieję) będą chcieli się zapoznać. Nudziły mnie bajki na dobranoc, więc zasypiając wymyślałam im własne zakończenia. Omawianie szkolnych lektur potrafiłam przetrwać tylko dzięki opowiadaniom, które w ich oparciu pisałam do szuflady. Czekanie w kolejkach (w sklepie spożywczym z mamą, u lekarza z tatą czy w kinie z braćmi) urozmaicałam sobie tworzeniem w głowie potencjalnych scenariuszy i historii napotkanych osób. Tajemnicze eskapady z przyjacielem ubarwiałam własnymi interpretacjami i wnioskami.
Swoją historię też napisałam - mogłam mieć osiem, może dziesięć lat. Szkoła ukończona z wyróżnieniem (tylko Finn miał być ode mnie lepszy), potem to samo na studiach, tam też miałam poznać miłego chłopaka (najlepiej nerda), wspólne mieszkanie jeszcze na studiach, ale ślub już po, oboje pracować mieliśmy w domu - on programując na przykład, ja pisząc - więc byłby czas i miejsce na dużą gromadkę dzieci i… Chyba pies sąsiadów zjadł w końcu ten kawałek papieru, dostał niestrawności i uciekł. A przynajmniej w to właśnie wtedy wierzyłam. W to, że właśnie taka czeka mnie historia… i że żaden z moich starszych braci nie mógłby zrobić nic złego.
Byłam tą stereotypową młodszą siostrzyczką, która wpatruje się w starsze rodzeństwo jak w obrazek i najchętniej chodziłaby za nimi wszędzie, uczestniczyłaby we wszystkim tym, co oni. Najstarsi, jako bliźniaki, mieli siebie nawzajem, swoje sekrety, swój tajny sposób porozumiewania się i zrozumienia, którego nawet rodzicom rzadko udawało się rozkodować, więc głównie uczepiłam się Michaela. W moim dziecięcym jeszcze wtedy rozumieniu dobra i zła nie dostrzegałam alarmujących znaków. Ale… chyba nie byłam jedyna. Finn na pewno coś dostrzegł, ale też właśnie wtedy zniknął.
Życie oczywiście nie potoczyło się tak, jak chciałam. Studia okazały się nie być dla mnie, więc rzuciłam je praktycznie o krok od otrzymania dyplomu. Związki kończyły się i zaczynały bez poważnych widoków na przyszłość. Dziecięcy żar do tworzenia historii z niczego gdzieś po drodze się wypalił i w żaden pomysł nie potrafiłam się naprawdę zaangażować. Pisanie tekstów SEO, artykulików do internetowych gazet czy sprawdzanie i poprawianie prac kogoś innego nie sprawiało mi żadnej radości. Z perspektywy czasu widzę, jak musiałam być wtedy zdesperowana do jakichkolwiek zmian, więc uczepiłam się pierwszej okazji, jaka się nadarzyła. Wtedy Hugo był moim wybawieniem, prawdziwym cudem, miłością mojego życia. Skończyło się... jak zawsze.
Był zupełnym przeciwieństwem miłego nerda, o którym pisałam w dzieciństwie. Internetowy celebryta z wielką grupą przyjaciół i znajomych z influerserskiego światka, w który postanowił mnie wprowadzić. Życie z nim było szybkie, głośne i sztuczne, ale i ekscytujące. Nie minęło dużo czasu, a zaczęłam pisać jako ghostwriterka w imieniu jego znajomych. Początkowo były to emocjonalne posty na instagramie, potem całe wpisy na blogach, w końcu ktoś mi zaproponował deal z książką. Pomysł miał średni, ale płacił sowicie. Wtedy wydało mi się to rozwiązaniem idealnym. Tworzyć jako pisarz widmo, realizować cudze fabuły, nie widzieć własnego nazwiska pod tym, co poniekąd stworzyłam, ale... dobrze zarobić, nie musieć bawić się w promocje i wywiady, wyćwiczyć warsztat i dać sobie czas, by - kiedy napiszę coś własnego - w końcu kiedyś zabłysnąć.
Związek z Hugo zaczął się robić toksyczny, kiedy imię Michaela zaczęło pojawiać się w wiadomościach i internetowej przestrzeni. A może był toksyczny już wcześniej, ale dopiero wtedy zaczęłam dostrzegać rysy w naszym życiu... W każdym razie wizerunkowo musiałam odsunąć się w cień. Moje nazwisko źle się kojarzyło, nawet wtedy, gdy zarzuty Michaela o zabójstwa były oddalane, ale Hugo nie chciał ze mną całkowicie zerwać. Myślałam, że to miłość, ale... Jeśli kogoś kochasz, nie wyładowujesz na nim swojej złości. Nie zamykasz go w czterech ścianach bez większego kontaktu ze światem zewnętrznym. Nie wykorzystujesz go, nie manipulujesz, nie krzywdzisz... Cóż, teraz to wiem.
Nie pamiętam, kiedy dokładnie zaczęłam obmyślać sposób ucieczki. Może był to opóźniający się okres i dwie kreski na teście? A może pierwsze morderstwo Michaela, przy którym nie było wątpliwości co do jego winy? Wiem, że jedyne czego pragnęłam był powrót do tego co znane i oddalenie się od takiego życia jakiego zaznałam z Hugo. W pierwszej kolejności odnalazłam aktualne miejsce pobytu Finneasa - pierwszego i chyba jedynego prawdziwego przyjaciela, jakiego miałam. Potem zmieniłam nazwisko - na to, które w chęci odseparowania się od czynów Michaela przyjęła też reszta mojej rodziny. I w końcu spakowałam się i bez słowa wróciłam do Lorne Bay - miejsca, gdzie mieszkali moi dziadkowie i gdzie spędziłam w dzieciństwie wiele dobrych chwil.
Nie jest dobrze. Ośmioletnia Oakley byłaby bardzo zawiedziona tym, co z niej wyrosło i w jakim punkcie się aktualnie znajduje... Ale radzę sobie. Wyrobiłam sobie "markę" jako ghostrwriterka, więc nie potrzebuję znajomości Hugo, by dalej w tym działać (moje nazwisko i tak nie pojawi się na żadnej z kartek wydanej książki, więc dopóki się sprawdzam, ludzi ono nie obchodzi). Zarobiłam też i odłożyłam wystarczająco, by zakupić okazjonalnie kawałek ziemi i farmę do remontu. Mam też plan co do dziecka - chciałabym zostać mamą, ale nie w ten sposób. I nie z Hugo. Donoszę ciążę i oddam malca w ręce rodziny, która będzie w stanie go pokochać - już nawet nawiązałam pierwszy kontakt z odpowiednią agencją. Ale co najważniejsze w tym wszystkim chyba - zaczęłam pisać. Coś własnego, osobistego wręcz. Ale choć powinnam krzyczeć o tym z radością, ukrywam ten fakt nawet przed własną rodziną. Nie sądzę, by byli zadowoleni, że piszę... właśnie o nich.
Swoją historię też napisałam - mogłam mieć osiem, może dziesięć lat. Szkoła ukończona z wyróżnieniem (tylko Finn miał być ode mnie lepszy), potem to samo na studiach, tam też miałam poznać miłego chłopaka (najlepiej nerda), wspólne mieszkanie jeszcze na studiach, ale ślub już po, oboje pracować mieliśmy w domu - on programując na przykład, ja pisząc - więc byłby czas i miejsce na dużą gromadkę dzieci i… Chyba pies sąsiadów zjadł w końcu ten kawałek papieru, dostał niestrawności i uciekł. A przynajmniej w to właśnie wtedy wierzyłam. W to, że właśnie taka czeka mnie historia… i że żaden z moich starszych braci nie mógłby zrobić nic złego.
Byłam tą stereotypową młodszą siostrzyczką, która wpatruje się w starsze rodzeństwo jak w obrazek i najchętniej chodziłaby za nimi wszędzie, uczestniczyłaby we wszystkim tym, co oni. Najstarsi, jako bliźniaki, mieli siebie nawzajem, swoje sekrety, swój tajny sposób porozumiewania się i zrozumienia, którego nawet rodzicom rzadko udawało się rozkodować, więc głównie uczepiłam się Michaela. W moim dziecięcym jeszcze wtedy rozumieniu dobra i zła nie dostrzegałam alarmujących znaków. Ale… chyba nie byłam jedyna. Finn na pewno coś dostrzegł, ale też właśnie wtedy zniknął.
Życie oczywiście nie potoczyło się tak, jak chciałam. Studia okazały się nie być dla mnie, więc rzuciłam je praktycznie o krok od otrzymania dyplomu. Związki kończyły się i zaczynały bez poważnych widoków na przyszłość. Dziecięcy żar do tworzenia historii z niczego gdzieś po drodze się wypalił i w żaden pomysł nie potrafiłam się naprawdę zaangażować. Pisanie tekstów SEO, artykulików do internetowych gazet czy sprawdzanie i poprawianie prac kogoś innego nie sprawiało mi żadnej radości. Z perspektywy czasu widzę, jak musiałam być wtedy zdesperowana do jakichkolwiek zmian, więc uczepiłam się pierwszej okazji, jaka się nadarzyła. Wtedy Hugo był moim wybawieniem, prawdziwym cudem, miłością mojego życia. Skończyło się... jak zawsze.
Był zupełnym przeciwieństwem miłego nerda, o którym pisałam w dzieciństwie. Internetowy celebryta z wielką grupą przyjaciół i znajomych z influerserskiego światka, w który postanowił mnie wprowadzić. Życie z nim było szybkie, głośne i sztuczne, ale i ekscytujące. Nie minęło dużo czasu, a zaczęłam pisać jako ghostwriterka w imieniu jego znajomych. Początkowo były to emocjonalne posty na instagramie, potem całe wpisy na blogach, w końcu ktoś mi zaproponował deal z książką. Pomysł miał średni, ale płacił sowicie. Wtedy wydało mi się to rozwiązaniem idealnym. Tworzyć jako pisarz widmo, realizować cudze fabuły, nie widzieć własnego nazwiska pod tym, co poniekąd stworzyłam, ale... dobrze zarobić, nie musieć bawić się w promocje i wywiady, wyćwiczyć warsztat i dać sobie czas, by - kiedy napiszę coś własnego - w końcu kiedyś zabłysnąć.
Związek z Hugo zaczął się robić toksyczny, kiedy imię Michaela zaczęło pojawiać się w wiadomościach i internetowej przestrzeni. A może był toksyczny już wcześniej, ale dopiero wtedy zaczęłam dostrzegać rysy w naszym życiu... W każdym razie wizerunkowo musiałam odsunąć się w cień. Moje nazwisko źle się kojarzyło, nawet wtedy, gdy zarzuty Michaela o zabójstwa były oddalane, ale Hugo nie chciał ze mną całkowicie zerwać. Myślałam, że to miłość, ale... Jeśli kogoś kochasz, nie wyładowujesz na nim swojej złości. Nie zamykasz go w czterech ścianach bez większego kontaktu ze światem zewnętrznym. Nie wykorzystujesz go, nie manipulujesz, nie krzywdzisz... Cóż, teraz to wiem.
Nie pamiętam, kiedy dokładnie zaczęłam obmyślać sposób ucieczki. Może był to opóźniający się okres i dwie kreski na teście? A może pierwsze morderstwo Michaela, przy którym nie było wątpliwości co do jego winy? Wiem, że jedyne czego pragnęłam był powrót do tego co znane i oddalenie się od takiego życia jakiego zaznałam z Hugo. W pierwszej kolejności odnalazłam aktualne miejsce pobytu Finneasa - pierwszego i chyba jedynego prawdziwego przyjaciela, jakiego miałam. Potem zmieniłam nazwisko - na to, które w chęci odseparowania się od czynów Michaela przyjęła też reszta mojej rodziny. I w końcu spakowałam się i bez słowa wróciłam do Lorne Bay - miejsca, gdzie mieszkali moi dziadkowie i gdzie spędziłam w dzieciństwie wiele dobrych chwil.
Nie jest dobrze. Ośmioletnia Oakley byłaby bardzo zawiedziona tym, co z niej wyrosło i w jakim punkcie się aktualnie znajduje... Ale radzę sobie. Wyrobiłam sobie "markę" jako ghostrwriterka, więc nie potrzebuję znajomości Hugo, by dalej w tym działać (moje nazwisko i tak nie pojawi się na żadnej z kartek wydanej książki, więc dopóki się sprawdzam, ludzi ono nie obchodzi). Zarobiłam też i odłożyłam wystarczająco, by zakupić okazjonalnie kawałek ziemi i farmę do remontu. Mam też plan co do dziecka - chciałabym zostać mamą, ale nie w ten sposób. I nie z Hugo. Donoszę ciążę i oddam malca w ręce rodziny, która będzie w stanie go pokochać - już nawet nawiązałam pierwszy kontakt z odpowiednią agencją. Ale co najważniejsze w tym wszystkim chyba - zaczęłam pisać. Coś własnego, osobistego wręcz. Ale choć powinnam krzyczeć o tym z radością, ukrywam ten fakt nawet przed własną rodziną. Nie sądzę, by byli zadowoleni, że piszę... właśnie o nich.
Środek transportu
Posiada małą, zgrabną Toyotę Aygo - dobrą do poruszania się po mieście, ale niezbyt sprawdzającą się na nieutwardzonej drodze Carnelian Land. W planach ma więc zmianę auta na coś bardziej odpowiedniego. Poza tym lubi spacery.
Związek ze społecznością Aborygenów
Brak.
Najczęściej spotkasz mnie w:
Głównie na farmie i na niedużym terenie wokół niej. Lubi jednak czasem wziąć ze sobą laptopa i popisać również w innych miejscach - na plaży, w miejscowej kawiarni czy w bibliotece. Lubi też spacery na łonie natury, ale raczej nie zapuszcza się w dzikie tereny.
Kogo powiadomić w razie wypadku postaci?
Brata (terence burkhart) lub rodziców.
Czy wyrażasz zgodę na ingerencję MG?
Tak.
Posiada małą, zgrabną Toyotę Aygo - dobrą do poruszania się po mieście, ale niezbyt sprawdzającą się na nieutwardzonej drodze Carnelian Land. W planach ma więc zmianę auta na coś bardziej odpowiedniego. Poza tym lubi spacery.
Związek ze społecznością Aborygenów
Brak.
Najczęściej spotkasz mnie w:
Głównie na farmie i na niedużym terenie wokół niej. Lubi jednak czasem wziąć ze sobą laptopa i popisać również w innych miejscach - na plaży, w miejscowej kawiarni czy w bibliotece. Lubi też spacery na łonie natury, ale raczej nie zapuszcza się w dzikie tereny.
Kogo powiadomić w razie wypadku postaci?
Brata (terence burkhart) lub rodziców.
Czy wyrażasz zgodę na ingerencję MG?
Tak.
oakley burkhart
sydney sweeney


about me
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky
And as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
And as the clouds roll by we'll sing the song of the sea


witamy w lorne bay
Cieszymy się, że jesteś z nami! Możesz już teraz rozpocząć swoją przygodę na forum. Przypominamy, że wszelka niezbędna wiedza o życiu w niezwykłej Australii znajduje się w przewodnikach, przy czym wiadomości podstawowe odnajdziesz we wprowadzeniu. Zajrzyj także do działu miasteczko, by poznać Lorne Bay jeszcze lepiej.
Uważaj na węże, meduzy i krokodyle i baw się dobrze!