sierżant — australian federal police
37 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Były żołnierz, teraz policjant. Trochę mu to zajęło, ale w końcu odważył się zrezygnować ze wszystkiego dla Danny'ego.
Wnętrze samochodu wypełniał silny zapach curry. Wpatrzony w malującą się przed nim drogę, usiłował skupiać się na słowach matki; Abraham, który bywał częstym gościem w ich domu, a którego zwykli nazywać w dzieciństwie wujkiem, przechodził na emeryturę. Z tej okazji kupił waniliowe babeczki i jedną z nich Olivia ściskała w dłoniach — tę którą Jude zjeść miał po tym ich obiedzie, który teraz leżał na tylnych siedzeniach, zapakowany w białe pojemniki i szare papierowe torby. Kupił na wynos, w ich ulubionej indyjskiej knajpie — będąc na drodze wyjazdowej z Lorne Bay uznał, że nie da rady odbyć z matką planowanej rozmowy w towarzystwie jakichkolwiek osób. Nie, musieli być sami i musieli mieć zagwarantowaną ciszę, bo inaczej by stchórzył. Bo nie dałby rady. Stacy, którą poznał na wigilijnym przyjęciu cztery lata temu — matka umówiła ich na randkę w ciemno — a która była w szpitalu pielęgniarką, spodziewała się dziecka. “Dobrze, że nam nie wyszło” mruknął w odpowiedzi na matczyne opowieści, skręcając w stronę parku. Nie mówił jej dokąd się udają, ale w tym momencie wszystko powinno stać się jasne — gdy byli z Austinem dziećmi, a Lis nie było jeszcze na świecie, zwykli spędzać a tymże miejscu każdą niedzielę. Rozkładali się przy jednym ze stołów piknikowych — tym z widokiem na morze — wyciągali z dwóch koszyków prowiant i spędzali tu cały dzień. Kopali piłkę, ganiali się, wbiegali w brudne kałuże. Jedli szaszłyki, kanapki i owoce. Olivia czytywała książki, Stanley zasypiał w promieniach słońca. Z Austinem zawierali pakt, że nigdy nie dorosną. Że już zawsze będą we dwóch, że zbudują łódź, że będą szukać skarbów. A teraz nie było ani Austina, ani tej krainy dzieciństwa, Jude zaś, ku swej rozpaczy, z dorosłością nie potrafił sobie poradzić.
Prowadząc matkę do tego konkretnego stolika, wyglądającego teraz nieco inaczej — zbudowany został niedaleko plac zabaw, a zadaszenie nad piknikowym miejsce miało kolor żółty, a nie niebieski, w sposób ponury milczał. Niósł dwie papierowe torby, wdychał dławiące indyjskie zapachy i był pewien, że niczego przełknąć nie zdoła. Może tylko tę babeczkę, którą trzymała Olivia. — To trochę dla mnie ciężkie. Mówić o tym, skoro wiem, jak wszyscy kochacie Sollie — powiedział na wdechu, gdy ułożył już jedzenie na stole i przysiadł na jednej z ławek. Dobiegał do nich stąd szum fal i skrzek mew, wiecznie zabieganych. — Przepraszam za te święta. Byłem zły na nią, nie na was. Może bardziej na siebie. Nie powinienem był mówić tego wszystkiego i uciekać — rzuciwszy zerknął na nią z ukosa, a następnie sięgnął po jednego samosa. O Dannym mówić nie chciał. Nie mógł. Nie wprost. Nie po rozmowie z Hope.

Olivia Westbrook
neonatolog — Cairns Hospital
57 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Żona poprzedniego dyrektora szpitala w Cairns. Neonatolog, który przerywa urlop w Europie i wraca do Lorne Bay, by skonsultować pewien przypadek medyczny i przy tej okazji sprawdzić, co słychać u jej dorosłych dzieci, które zostały w mieście.
/ po grach

"Trzym mnie za rękę, jeśli w ogóle masz czym" - to zdanie zawsze powtarzała synom, kiedy szli w swoje ulubione miejsce. Ona trzymała dzieci za ręce, a biedny Stanley niósł koszyk, kocyk, piłki oraz zabawki. Jakim cudem udawało mu się unieść wszystko za jednym zamachem? Nigdy tego nie wiedziała, ale za każdym razem patrzyła na niego z podziwem. Nie tylko dlatego, że dzielnie dawał radę ze współorganizowaniem rodzinnych wyjść, nie tylko dlatego, że dzielnie nosił wszystkie rzeczy, ale przede wszystkim dlatego, że był prawdziwą głową ich dziwnej, posklejanej rodzinki. Najbardziej dumna i tak była z chłopców, którzy z miejsca zapałali do siebie prawdziwą braterską miłością, która trwała aż do dziś. Zresztą, nie tylko ich więź była silna. Wszystkie relacje, jakie udało im się zbudować, były niesamowicie mocne i naprawdę nie miało już żadnego znaczenia to, kto kogo urodził, a kto kogo spłodził. Najważniejsze było to, że stanowili zgraną rodzinę, zarówno wtedy, jak i teraz.
Zwłaszcza teraz.
Dlaczego zanudzała Jude'a opowieściami dziwnej treści? Powody były dwa. Raz, nie chciała, żeby cisza, jaka mogłaby panować w samochodzie, wisiała nad nimi i zagęszczała atmosferę oraz myśli Westbrooka. Dwa, nie chciała również, żeby syn pomyślał, że mała świąteczna wymiana zdań miałaby wykluczyć go z rodziny lub sprawić, że Olivia przestanie go kochać. To nigdy nie nie stanie. Bez względu na wszystko zawsze będzie jej synem. To dlatego zabrała z przyjęcia tylko jedną babeczkę - dla Jude'a.
- Ale kochamy też ciebie - zapewniła go, gdy zajmowała miejsce tuż obok niego. Celowo wybrała to miejsce. Nie siadała po drugiej stronie, żeby mężczyzna nie czuł na sobie jej spojrzenia i nie czuł się w żaden sposób przymuszony do tego, żeby podnosić wzrok i patrzeć jej w oczy.
- Nie masz za co przepraszać. Nie gniewam się na ciebie. Już dawno o wszystkim zapomniałam - uśmiechnęła się. W połowie kłama... ubarwiała nieco rzeczywistość. Miał rację, nie powinien był mówić wtedy wielu rzeczy i odreagowywać na rodzinie, która go kochała, ale miał prawo być zły, miał prawo czuć się rozżalony, miał również prawo powiedzieć bliskim o wszystkim, co leżało mu na sercu, tyle tylko, że wybrał kiepski sposób i jeszcze gorszy, bo świąteczny dzień.
Ale to, że się nie gniewała, to prawda. Zdawała sobie sprawę z tego, że młodsze pokolenie musi czasem wykrzyczeć pewne rzeczy. Przeżyła przecież nastoletnie bunty całej trójki, poradziła sobie z tym, więc i z dorosłymi problemami dadzą sobie radę. Bo dadzą, prawda?
- A co cię wtedy tak zdenerwowało? Chcesz o tym porozmawiać?
Jeśli nie chciał, ona nie będzie drążyła tematu. Gdyby jednak uznał, że chce... Olivia go wysłucha.

jude westbrook
sierżant — australian federal police
37 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Były żołnierz, teraz policjant. Trochę mu to zajęło, ale w końcu odważył się zrezygnować ze wszystkiego dla Danny'ego.
Błękitne ślepia z podziwem wpatrzone w kobietę, którą to nie tyle co musiał, a chciał nazywać matką, nawet dziś przepełnione były zapewnieniem, że cokolwiek by się nie działo, rodzina nigdy go nie wykluczy. A jednak podejmując swą ostateczną decyzję, łamiącą mu poniekąd serce (to śmieszne, bo wcześniej nie zdawał sobie nawet sprawy z tych wszelkich uczuć — jakim więc cudem mogły nagle ranić tak dotkliwie?) kierował się wyłącznie tamtym przerażonym chłopcem. Tym, który pewnej niedzieli gonił piłkę niesioną podmuchami wiatru i zgubił się wśród obcych. I który to przez dokładnie dwie minuty był pewien, że nie ma już rodziny, że zostanie sam na tymże przerażającym świecie. A potem wśród tłumu wyłoniły się zatroskane twarze: ojciec kroczący przodem, Olivia dwa kroki dalej. Obraz ten tak mocno utarł się w jego wspomnieniach, że był w stanie i dzisiaj poczuć w sobie tamten miniony strach. I dzięki temu wiedział, że nie byłby w stanie porzucić Sollie, nawet jeśli ceną za tenże związek miało być jego szczęście. Bo mieli mieć dziecko. A dziecko to musiało wiedzieć, że nie jest samo, że ma równie wspaniałych rodziców, jakich miał i on. Dziecko jego musiało dorostać w świecie niezmąconym dramatami, tak więc Jude na bok musiał odłożyć swe własne pragnienia i zagwarantować tej małej kruszynie bezpieczny świat.
To nie są sprawy o których wypada mówić — mruknął słowem wstępu, spojrzenie wbijając w malujący się przed nimi krajobraz. Decyzji zdążył podjąć wiele, silnie wierząc w ich słuszność. Mógłby zacząć od czegoś innego, mógłby raz jeszcze kilkukrotnie za święta przeprosić i wykazać, że rozumie, że nie miał prawa. Tyle że niczego zmienić już nie mógł, a Olivia znając go tak dobrze powinna zauważyć ten blask wstydu odznaczający się w jego oczach. — Chodzi o to, że ja… Ja jej nie kocham. Wmawiałem to sobie, przekonywałem się, że to tylko chwilowy kryzys, ale to nieprawda. I nie chodzi tutaj wcale o to, że coś się po drodze zepsuło, a o to, że… że po prostu jest ktoś inny, od dawna — wymamrotał czując, jak twarz jego płonie lekkim rumieńcem. Nie zamierzał wchodzić w szczegóły, jako że czuł, że matka potępiłaby go na wieczność. On chyba sam się potępiał, nie rozumiejąc nadal tak wielu spraw. — Wszyscy tak się cieszą tym ślubem. Lisa uwielbia Sollie. A ona was. I wtedy, ja… — odrzucił na bok samosa i przez dłuższy czas milczał, nie mając pojęcia, jak ubrać to w słowa. — Chciałem ją zostawić. I czułem, że przez was nie mogę — wyjawił chłodno, choć wcale do nikogo żalu nie miał — sam skomplikował wszystko i pretensje mógł mieć wyłącznie do siebie. — No ale to nieważne. Przemyślałem wszystko i nie zamierzam niczego zmienić. Liczy się tylko dziecko — podsumował drżącym głosem, bo pozostanie z Sollie było jedynym słusznym wyjściem. I to wcale nie tak, że darzył ją jakąś wielką nienawiścią — lubił przebywać w jej towarzystwie, doceniał jej poczucie humoru, odnajdywał pocieszenie w jej życzliwym usposobieniu. Po prostu nie potrafił jej kochać.

Olivia Westbrook
neonatolog — Cairns Hospital
57 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Żona poprzedniego dyrektora szpitala w Cairns. Neonatolog, który przerywa urlop w Europie i wraca do Lorne Bay, by skonsultować pewien przypadek medyczny i przy tej okazji sprawdzić, co słychać u jej dorosłych dzieci, które zostały w mieście.
Miał rację.
Dziecko powinno żyć w świecie pozbawionym problemów, waśni i sporów. To jedno zawsze było dla niej jasne. W to jedno wierzyła i to starała się przekazywać wszystkim rodzinom, z którymi stykała się na oddziale. Dziecko powinno dorastać ze swoimi rodzicami, powinno czuć się przez nich kochane, powinno na każdym kroku czuć ich bezinteresowne wsparcie, bezinteresowną miłość oraz szczęście.
Dobro dziecka zawsze powinno być na pierwszym planie.
Tylko co poradzić na to, że rodzice czasami nie potrafią się dogadać, a różnice między nimi są zbyt wielkie, by móc to wszystko dalej ciągnąć? Co poradzić na to, że czasem między dorosłymi zaczyna dziać się coś, czego nie planowali? Czy w tej sytuacji istnieje mniejsze zło?
- A czy wypada dusić wszystko w sobie? - zerknęła na niego. Chciała wiedzieć, co w nim siedzi, chciała mu jakoś pomóc, coś doradzić, chociaż nie była pewna, czy powinna to robić. Przede wszystkim mogła... powinna po prostu być z nim szczera i pozwolić mu podejmować samodzielnie najważniejsze życiowe decyzje i wspierać go bez względu na wszystko.
- Ktoś inny? - spojrzała na niego. Tego akurat się nie spodziewała. Owszem, zakładała, że być może Jude i Sollie nie mogą się ostatnio dogadać, bo mieli teraz sporo na głowie, ale chyba nie sądziła, że w to wszystko jest zaangażowany ktoś jeszcze. Czy było ważne, kto? Chyba nie, chociaż, nie ukrywajmy, Olivia chciałaby to wiedzieć. Mimo wszystko znacznie bardziej interesowały ją inne kwestie.
- Jude, posłuchaj... - dała sobie chwilę na zebranie myśli. - Nie chcę... Żadne z nas nie chce, żebyś robił coś tylko dlatego, że czujesz, jakbyśmy czegoś od ciebie oczekiwali. Masz rację, lubimy Sollie, nawet bardzo i przyzwyczailiśmy się do myśli, że jest członkiem rodziny i że będzie nim wasze dziecko - uznała, że dobrze będzie zacząć właśnie od tego. Nie sposób było się z nim nie zgodzić. Rzeczywiście, uwielbiała narzeczoną syna i szalenie cieszyła ją myśl o tym, że będzie teściową i babcią, ale im dłużej słuchała syna, tym bardziej nie mogła pozbyć się z głowy wrażenie, że gdzieś już to widziała, że gdzieś już o tym słyszała, że sama przerabiała podobną sytuację. Absolutnie nie chciała go pouczać. Nie chciała mówić mu, co powinien zrobić, a czego nie powinien, mogła jedynie przedstawić swój punkt widzenia.
- Widzisz... Wiesz, jak było ze mną i ojcem Austina. Byłam z nim, było nam ze sobą dobrze, mieliśmy dziecko, a potem poznałam twojego ojca i... - uśmiechnęła się. - Wtedy wszystko się zmieniło. Długo z tym walczyliśmy, bo oboje mieliśmy rodziny, a wy - mali Austin i Jude - byliście w tym wszystkim najważniejsi, więc rozumiem twoją decyzję - przytaknęła. - Zrozumiałabym jednak, gdybyś zdecydował inaczej.
To nie to samo, fakt, bo przecież Stanley i Olivia spróbowali być razem dopiero wtedy, kiedy on został wdowcem, a ona była po rozwodzie, ale nie dało się zaprzeczyć temu, że od czasów studiów była między nimi chemia. Czy rozwiodła się z powodu Westbrooka? Nie można tego wykluczyć. Czy zaryzykowałaby ponownie, gdyby znów miała podjąć podobną decyzję? Zdecydowanie tak.

jude westbrook
sierżant — australian federal police
37 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Były żołnierz, teraz policjant. Trochę mu to zajęło, ale w końcu odważył się zrezygnować ze wszystkiego dla Danny'ego.
Przez długi czas zdawało się mu, że to dziecko stało się centrum jego wszechświata. Że poza nim nie ma już nic, że własne życie zostało mu w pewien sposób odebrane, że teraz to już tylko ono i nikt więcej. Z tą myślą planował tę swoją niekoniecznie barwną przyszłość, w skład której wchodziła ta porcelanowa, iluzoryczna miłość do Sollie; ta, której nauczyć się musiał, licząc, że pewnego dnia uda się mu przekonać do jej słuszności. Dopiero niedawno uderzyło w niego coś niezwykle podłego — nie oczekiwał wcale ani syna, ani córki. Dziecka. Tego. Nie poszukiwał dla niego imienia, nie wybierał koloru farb do pokoju, nie kupował pierwszych, absurdalnie małych ubrań z zabawnymi napisami. To dziecko traktowane było przez niego niczym kryptonim nowej militarnej misji, specjalnej akcji, którą to należało dokładnie i rozsądnie zaplanować. Raz za razem otwierał usta, by jakoś to wszystko matce wyjaśnić, lecz finalnie z ust jego nie padały żadne słowa. Mierzył się z tak ogromnym strachem, że nie sposób go było wyrazić; zresztą, nie strachem tylko, ale i pewnością, że prawdziwe życie czeka na niego tuż obok, na wyciągnięcie dłoni. Czyż jednak wówczas nie nastałby koniec świata? Choć czasem niewinnie zdarzało się mu komponować w myślach ten idealny obraz teraźniejszości, w której to jedyną ważną osobą okazywał się George, ostatecznie kolana uginały się mu pod naporem zażenowania. Myśl było to przecież tak abstrakcyjna, że zupełnie niemożliwa, a mimo to nie był w stanie wycofać się z rzuconych przed momentem słów. Tak, to prawda, jest ktoś inny i zawsze będzie,
Wątpię, że cokolwiek mogłoby się zmienić. Nie chcę być weekendowym ojcem, nie chcę… Żeby Sollie z tego powodu wyjechała, bo i tak pojechałbym za nimi. Nie mam innego wyjścia, muszę potraktować tę sprawę rozsądnie — zadecydował, przybierając posągową postawę. Powaga rozbrzmiewała w jego głosie, jak i dostrzegalna była w jego spojrzeniu; nie było już szans, by zmienił zdanie. Myślał tylko o tym, co rzekomo słuszne, czego się od niego oczekuje, a tak przynajmniej sobie wmawiał — prawda była taka, że Sollie i dziecko są dla niego wymówką, by odważyć się na nieodwracalne. Małżeństwo było po prostu łatwiejszą opcją, ale jeszcze wtedy, tamtego pięknego dnia, gdy siedzieli z matką w parku i usiłowali dojść do porozumienia, nie wiedział, że wykorzystać mu przyjdzie pierwszą okazję, by zrezygnować z tego papierowego, drobiazgowo zaplanowanego życia.

koniec :tear:
ODPOWIEDZ