
about me
Skorumpowany nadinspektor policji, który jest mężem Cameron, ma romans z Carmen i niebawem dopadnie go karma

2.
Drewniana ramka przewróciła się z impetem, gdy w jej rant uderzył telefon rzucony na biurko. Portret ślicznej blondynki nie spoglądał dłużej w stronę rozgniewanego Kallego, który właśnie odbył niezbyt przyjemną rozmowę ze swoim przełożonym. Sprawa, którą miał zamknąć i zatrzeć pod dywan teoretycznie już pokrywała się kurzem w archiwum, ale niestety jego uparta żona nie umiał od tak odpuścić. Zapewne, gdyby nie chodziło o jej partnera, nie wykazywałaby się aż tak irracjonalnym uporem, który doprowadzał Regadalo do białej furii.
Nie pomagało też to jak w ostatnim czasie wyglądały ich małżeńskie relacje. Już nie tylko prywatne problemy mieszały w ich codzienności, ale praca stała się powodem do nieporozumień. Z drugiej strony nawet popełnione błędy i chwile słabości, póki co nie pozwalały Kallemu chociażby myśleć, aby zrezygnować z tego co przez tyle lat budował z Cameron. Nie pierwszy kryzys mieli za sobą, nie też oni jedyni na tym świecie przechodzili przez turbulencje i ciągłe kłótnie. Problem w tym, że ostatni czas był kumulacją zdarzeń, które sprawiały, że ten ich konflikt nabierał sił i impetu. Układ jaki mieli w miejscu pracy zapewne także w niczym nie pomagał, a więc trudno było znaleźć cokolwiek, co mogłoby wyhamować odrobinę ten kryzysowy stan.
Naturalnie Kallevi nie mógł nie skonfrontować się z Cameron. Koniec końców nie był tylko jej mężem, ale też przełożonym i do jego obowiązków należało trzymać swoich ludzi w ryzach. Przy okazji był też służbistą, chociaż w ostatnim czasie coraz sprawniej manipulował i dostosowywał przepisy tak, aby pasowały pod jego modłę. Może jeszcze jakiś czas temu nie byłby z tego dumny, ale korzyści jakie otrzymywał z racji wyświadczania przysług zaczęły przekrzykiwać jego wyrzuty sumienia.
Wyszedł z przeszklonego gabinetu i od razu wbił wzrok w swoją żonę, która była pochłonięta rozmową ze swoim nowym partnerem. Szczerze mówiąc Kalle lubił Raula. Widział w nim potencjał i sądził, że jak Cam dostanie nowego kompana to odczepi się od sprawy Angusa. Naiwnie w to wierzył, a przecież znał swoją upartą i zadziorną żonę na tyle, aby wiedzieć, że póki nie dostanie co chce, póty będzie wrzodem na... Bo właśnie tym była obecnie dla niego i jego przełożonych, dla których wypadek byłego partnera Cameron, był niezwykle niewygodną sprawą.
Podszedł do biurka pani Regalado i oparł się na nim dłońmi, by zwrócić jej uwagę ku sobie. Pewnie nawet nie musiał nic mówić, aby domyśliła się, że nie był zadowolony, bo wyraz jego twarzy niewiele pozostawiał do domysłu.
- Chcę z tobą porozmawiać - wyjaśnił w jakiej sprawię do niej przyszedł. I pomyśleć, że jeszcze nie tak dawno temu zwykle przychodził do niej, aby ukraść ją na lunch, albo zaszyć się gdzieś w pokoju przesłuchań i zapomnieć na kilka chwil o istnieniu ludzi za ścianą. - Tylko teraz i w cztery oczy - dodał, po czym wyprostował się i zaplótł przedramiona na klatce piersiowej, przy okazji dając do wiadomości innym, że nie ma ochoty na żadne kontakty z postronnymi. - U mnie - dokończył, aby miała jasność dokąd powinna się z nim udać, bo jednak jeszcze miał w sobie na tyle profesjonalizmu, aby nie dawać jej burdy przy zgromadzonych wokół policjantach.
Cameron G. Regalado
Drewniana ramka przewróciła się z impetem, gdy w jej rant uderzył telefon rzucony na biurko. Portret ślicznej blondynki nie spoglądał dłużej w stronę rozgniewanego Kallego, który właśnie odbył niezbyt przyjemną rozmowę ze swoim przełożonym. Sprawa, którą miał zamknąć i zatrzeć pod dywan teoretycznie już pokrywała się kurzem w archiwum, ale niestety jego uparta żona nie umiał od tak odpuścić. Zapewne, gdyby nie chodziło o jej partnera, nie wykazywałaby się aż tak irracjonalnym uporem, który doprowadzał Regadalo do białej furii.
Nie pomagało też to jak w ostatnim czasie wyglądały ich małżeńskie relacje. Już nie tylko prywatne problemy mieszały w ich codzienności, ale praca stała się powodem do nieporozumień. Z drugiej strony nawet popełnione błędy i chwile słabości, póki co nie pozwalały Kallemu chociażby myśleć, aby zrezygnować z tego co przez tyle lat budował z Cameron. Nie pierwszy kryzys mieli za sobą, nie też oni jedyni na tym świecie przechodzili przez turbulencje i ciągłe kłótnie. Problem w tym, że ostatni czas był kumulacją zdarzeń, które sprawiały, że ten ich konflikt nabierał sił i impetu. Układ jaki mieli w miejscu pracy zapewne także w niczym nie pomagał, a więc trudno było znaleźć cokolwiek, co mogłoby wyhamować odrobinę ten kryzysowy stan.
Naturalnie Kallevi nie mógł nie skonfrontować się z Cameron. Koniec końców nie był tylko jej mężem, ale też przełożonym i do jego obowiązków należało trzymać swoich ludzi w ryzach. Przy okazji był też służbistą, chociaż w ostatnim czasie coraz sprawniej manipulował i dostosowywał przepisy tak, aby pasowały pod jego modłę. Może jeszcze jakiś czas temu nie byłby z tego dumny, ale korzyści jakie otrzymywał z racji wyświadczania przysług zaczęły przekrzykiwać jego wyrzuty sumienia.
Wyszedł z przeszklonego gabinetu i od razu wbił wzrok w swoją żonę, która była pochłonięta rozmową ze swoim nowym partnerem. Szczerze mówiąc Kalle lubił Raula. Widział w nim potencjał i sądził, że jak Cam dostanie nowego kompana to odczepi się od sprawy Angusa. Naiwnie w to wierzył, a przecież znał swoją upartą i zadziorną żonę na tyle, aby wiedzieć, że póki nie dostanie co chce, póty będzie wrzodem na... Bo właśnie tym była obecnie dla niego i jego przełożonych, dla których wypadek byłego partnera Cameron, był niezwykle niewygodną sprawą.
Podszedł do biurka pani Regalado i oparł się na nim dłońmi, by zwrócić jej uwagę ku sobie. Pewnie nawet nie musiał nic mówić, aby domyśliła się, że nie był zadowolony, bo wyraz jego twarzy niewiele pozostawiał do domysłu.
- Chcę z tobą porozmawiać - wyjaśnił w jakiej sprawię do niej przyszedł. I pomyśleć, że jeszcze nie tak dawno temu zwykle przychodził do niej, aby ukraść ją na lunch, albo zaszyć się gdzieś w pokoju przesłuchań i zapomnieć na kilka chwil o istnieniu ludzi za ścianą. - Tylko teraz i w cztery oczy - dodał, po czym wyprostował się i zaplótł przedramiona na klatce piersiowej, przy okazji dając do wiadomości innym, że nie ma ochoty na żadne kontakty z postronnymi. - U mnie - dokończył, aby miała jasność dokąd powinna się z nim udać, bo jednak jeszcze miał w sobie na tyle profesjonalizmu, aby nie dawać jej burdy przy zgromadzonych wokół policjantach.
Cameron G. Regalado


about me
Wyszła za mężczyznę, z którym zdradzała byłego męża. Szuka sprawców wypadku, który wysłał jej policyjnego partnera do szpitala.

009.
cameron & kallevi
i didn't work this hard to get this far then leave it so soon
{outfit}
i didn't work this hard to get this far then leave it so soon
{outfit}
Niestety niedawny wypadek — jak lekceważąco wypowiadano się o tym, co spotkało Angusa — dolał oliwy do ognia, sprawiając, że na poziomie zawodowym ich relacja stała się bardziej napięta.
Cameron nie pojmowała, starała się z całych sił, ale naprawdę nie rozumiała, dlaczego mąż, ale przede wszystkim przełożony, któremu powinno zależeć na podwładnych, nie próbował dociec powodów, przez które ciało Angusa przeszyły d w i e kule. Nie miało znaczenia to, że nie był wówczas na służbie. Został postrzelony, skończył przykuty do szpitalnego łóżka i wprowadzony w stan śpiączki farmakologicznej, z której — co wiedziała z opowieści żony Angusa — mógł nigdy się nie wybudzić.
Usłyszawszy głos męża, bezpardonowo przerywającego jej rozmowę z Raulem, podniosła na niego wzrok pełen niezrozumienia. Spojrzała na jego dłonie ciężko oparte o biurko, którym to gestem chciał pokazać swoją wyższość. — Oczywiście — przytaknęła, nie zamierzając opierać się prośbie nadinspektora. Cameron wstała zza biurka. Nie umknęły jej skrzyżowane ramiona męża. Cała jego postawa sugerowała jedno — kłopoty.
W milczeniu podążyła wraz z nim do gabinetu, którego drzwi ozdobione były ich wspólnym nazwiskiem. Stanęła nieopodal jego biurka, nie decydując się na zajęcie miejsca na fotelu.
— W tym momencie jesteś moim mężem czy przełożonym? — zapytała, woląc się upewnić, jaki kierunek obierze nadciągająca dyskusja. Sądząc jednak po zaciętym wyrazie twarzy, nie mogła liczyć na łagodne traktowanie.

about me
Skorumpowany nadinspektor policji, który jest mężem Cameron, ma romans z Carmen i niebawem dopadnie go karma

Przeszedł przez pomieszczenie, którego drzwi od niedawna zdobił tytuł nadinspektora i chociaż Kallevi chciałby móc powiedzieć, że awans ten w pełni zawdzięczał swoim umiejętnością i pracy, to jednak były też inne czynniki. Takie, o których nie mógł z nikim mówić, a już na pewno nie z Cameron, bo to ona właśnie była jednym z powodów, dla których Regalado zastanawiał się jak długo ów tytuł będzie mógł nosić. Jeśli jego żona nie odpuści to prędzej, czy później góra znajdzie sobie kogoś, kto odpowie za narastające problemy, a tym kimś będzie w pierwszej kolejności on, a potem... Potem mogły dziać się rzeczy, o których Kalle nawet nie chciał dywagować. Cała sprawa Angusa była śmierdzącym przekrętem, w którego umoczonych było wielu wpływowych i potężnych ludzi, dla których taka Cam byłaby niczym. Pozbyli by się jej i tym samym usunęli kłopot, z którym póki co Kallevi starał się uporać na własnych zasadach.
- A jak ci się wydaje? - Zgromił ją spojrzeniem, gdy już znalazł się po drugiej stronie biurka, ale także postanowił póki co kontynuować rozmowę stojąc. Zmierzył żonę wzrokiem, którego zwykle używał, aby bez słów okazać jej zawód. Może w ostatnim czasie nawet nazbyt często to ponure spojrzenie gościło na jego twarzy. - Zacznijmy od przełożonego - dodał po chwili, a chociaż był niezadowolony to po głębokim oddechu, odrobinę spuścił z tonu. - Czemu znów grzebałaś w sprawie Angusa? - Spytał, ale wcale nie zamierzał czekać na odpowiedź. Ponownie spojrzał na Cameron i ścisnęło go gdzieś w okolicy mostka przyprawiając o dyskomfort. Jeszcze nie tak dawno ich małżeństwo było powodem do zazdrości wszystkich tych, pogrążonych w zagmatwanych i skomplikowanych relacjach. Kalle sądził, że znalazł nie tylko partnerkę, ale przede wszystkim przyjaciela, z którym mógłby spędzić resztę życia, aż do czasu, gdy ich priorytety zaczęły się rozjeżdżać. Coś poszło nie tak, kiedyś powiedzieli kilka słów za wiele, padły deklaracje, jakich żadne z nich słyszeć nie chciało i od tamtej chwili powoli staczali się po równi pochyłej w otchłań kryzysu. - Nie zajmujesz się tą sprawą i nie będziesz. Jest zamknięta, a ty zaczynasz przekraczać swoje uprawnienia nie stosując się do polecań - wyłożył jej dosadnym, aczkolwiek nadal profesjonalnym i służbowym tonem. Jego zmarszczone brwi okalały oczy ślące jej nieustanne i przenikliwe spojrzenie. - I to nie pierwszy raz, a więc nie pozostawiasz mi wyboru, Cam - dopowiedział, po czym zamilkł na chwilę, aby poczuła niepewność, aby zaczęła się zastanawiać jakie tym razem narzuci na nią obowiązki, byleby trzymała się z daleka od tematów, jakich poruszać nie powinna.
Kallevi wiedział jedno, wielu jej kolegów ucieszy się jak nie będą musieli ślęczeć nad papierzyskami, bo ich koleżanka z pracy tymczasowo przejmie sprawy biurowe, a im pozostawi pracę w terenie. W ten też sposób i on będzie mógł ją lepiej kontrolować, a może jak w końcu Cam zrozumie swój błąd to po odstawieniu klawiatury będzie bardziej skoro do współpracy.
Cameron G. Regalado
- A jak ci się wydaje? - Zgromił ją spojrzeniem, gdy już znalazł się po drugiej stronie biurka, ale także postanowił póki co kontynuować rozmowę stojąc. Zmierzył żonę wzrokiem, którego zwykle używał, aby bez słów okazać jej zawód. Może w ostatnim czasie nawet nazbyt często to ponure spojrzenie gościło na jego twarzy. - Zacznijmy od przełożonego - dodał po chwili, a chociaż był niezadowolony to po głębokim oddechu, odrobinę spuścił z tonu. - Czemu znów grzebałaś w sprawie Angusa? - Spytał, ale wcale nie zamierzał czekać na odpowiedź. Ponownie spojrzał na Cameron i ścisnęło go gdzieś w okolicy mostka przyprawiając o dyskomfort. Jeszcze nie tak dawno ich małżeństwo było powodem do zazdrości wszystkich tych, pogrążonych w zagmatwanych i skomplikowanych relacjach. Kalle sądził, że znalazł nie tylko partnerkę, ale przede wszystkim przyjaciela, z którym mógłby spędzić resztę życia, aż do czasu, gdy ich priorytety zaczęły się rozjeżdżać. Coś poszło nie tak, kiedyś powiedzieli kilka słów za wiele, padły deklaracje, jakich żadne z nich słyszeć nie chciało i od tamtej chwili powoli staczali się po równi pochyłej w otchłań kryzysu. - Nie zajmujesz się tą sprawą i nie będziesz. Jest zamknięta, a ty zaczynasz przekraczać swoje uprawnienia nie stosując się do polecań - wyłożył jej dosadnym, aczkolwiek nadal profesjonalnym i służbowym tonem. Jego zmarszczone brwi okalały oczy ślące jej nieustanne i przenikliwe spojrzenie. - I to nie pierwszy raz, a więc nie pozostawiasz mi wyboru, Cam - dopowiedział, po czym zamilkł na chwilę, aby poczuła niepewność, aby zaczęła się zastanawiać jakie tym razem narzuci na nią obowiązki, byleby trzymała się z daleka od tematów, jakich poruszać nie powinna.
Kallevi wiedział jedno, wielu jej kolegów ucieszy się jak nie będą musieli ślęczeć nad papierzyskami, bo ich koleżanka z pracy tymczasowo przejmie sprawy biurowe, a im pozostawi pracę w terenie. W ten też sposób i on będzie mógł ją lepiej kontrolować, a może jak w końcu Cam zrozumie swój błąd to po odstawieniu klawiatury będzie bardziej skoro do współpracy.
Cameron G. Regalado


about me
Wyszła za mężczyznę, z którym zdradzała byłego męża. Szuka sprawców wypadku, który wysłał jej policyjnego partnera do szpitala.

Nie potrzebowała specjalnej intuicji, aby zorientować się, że ostatnimi poczynaniami zaogniła sytuację.
Kiedy mężczyzna — którego wciąż c h c i a ł a nazywać mężem — spojrzał na nią, ścierpła jej skóra. Doskonale znała to spojrzenie. Wiedziała, że oznaczało nie tylko rozczarowanie, ale również niekłamaną złość. Oraz tarapaty.
Od dawna czuła, że w sprawie dotyczącej postrzału Angusa kryły się tajemnice, których nie chciano jej powierzyć. Co więcej, próbowano u t r u d n i ć jej dotarcie do prawdy. Paradoksalnie, im większy odczuwała nacisk, by porzucić poszukiwania, tym bardziej pragnęła rozwikłać zagadkę i dojść prawdy, którą skrupulatnie przed nią chowano. Nie, nie miała stopnia równego stopniowi męża. Nie miała również tak samo wartościowych znajomości, ale liczyła, że mimo wszystko w końcu dowie się, co tak naprawdę przydarzyło się jej partnerowi.
Sądząc po minie Kalle’a, nie miało to nastąpić dzisiaj.
Usiadła, kiedy mąż — nadinspektor tudzież którakolwiek z jego osobowości — przemówił. Usłyszała bowiem niewielką, ledwie wyczuwalną zmianę w tembrze jego głosu.
— Jest nierozwiązana — poprawiła go z naciskiem, aczkolwiek nie starała się zabrzmieć złośliwie. Czuła na sobie ciężar spojrzenia męża, ale nie zamierzała ugiąć się pod jego naporem. — Znasz Angusa. Wiesz, że był dla mnie jak brat — powiedziała, lecz ucięła raptownie, słysząc popełniony błąd. — Jest. Angus j e s t dla mnie jak brat — sprostowała, bowiem wciąż wierzyła, że mężczyzna wybudzi się ze śpiączki, a jego narządy podejmą samodzielne działanie. Innymi słowy — wierzyła, że wszystko skończy się dobrze. A przynajmniej próbowała w to wierzyć, sprzeciwiając się pesymistycznym rokowaniom.
— Poza tym jest jednym z nas! Nie rozumiem, dlaczego nikt nie szuka sprawców, Kalle — rzuciła, tym razem krzyżując ramiona. Potrzebowała wyjaśnień, rozsądnych argumentów. Tylko takimi mąż zdołałby przekonać ją do porzucenia sprawy i zajęciem się choćby p i e l e n i e m zaniedbanego ogródka.
Wzięła głębszy oddech. Usłyszała płynące ze słów męża ostrzeżenie, może nawet g r o ź b ę. Jeśli spróbowałaby się sprzeciwić, przegrałaby niemal natychmiast. — Nie próbuję cię prowokować — wytłumaczyła się. — Wolałabym, żebyś wziął moją stronę i pomógł mi odkryć, co tak naprawdę stało się podczas strzelaniny. Dlaczego, choć Angus nie był wtedy na służbie, przyjął dwa strzały? I przede wszystkim kto do niego strzelał? — rzuciła pytaniami pozbawionymi odpowiedzi, wpatrując się w męża z prośbą wymalowaną na twarzy. Nie chciała się z nim kłócić. Nie chciała również, by p r a c a zmusiła ich do obrania przeciwnych stron. Zależało jej na nim. Kochała go. Ale nie potrafiła darzyć go sympatią, kiedy brutalnie odmawiał jej wsparcia!
— Co się, do cholery, dzieje, Kalle? — spytała zatroskanym tonem, rozpaczliwie próbując znaleźć choćby małą wskazówkę wyjaśniającą, dlaczego nie tylko ta sprawa, ale również ich prywatne życie, podążały w takim kierunku.
Kiedy mężczyzna — którego wciąż c h c i a ł a nazywać mężem — spojrzał na nią, ścierpła jej skóra. Doskonale znała to spojrzenie. Wiedziała, że oznaczało nie tylko rozczarowanie, ale również niekłamaną złość. Oraz tarapaty.
Od dawna czuła, że w sprawie dotyczącej postrzału Angusa kryły się tajemnice, których nie chciano jej powierzyć. Co więcej, próbowano u t r u d n i ć jej dotarcie do prawdy. Paradoksalnie, im większy odczuwała nacisk, by porzucić poszukiwania, tym bardziej pragnęła rozwikłać zagadkę i dojść prawdy, którą skrupulatnie przed nią chowano. Nie, nie miała stopnia równego stopniowi męża. Nie miała również tak samo wartościowych znajomości, ale liczyła, że mimo wszystko w końcu dowie się, co tak naprawdę przydarzyło się jej partnerowi.
Sądząc po minie Kalle’a, nie miało to nastąpić dzisiaj.
Usiadła, kiedy mąż — nadinspektor tudzież którakolwiek z jego osobowości — przemówił. Usłyszała bowiem niewielką, ledwie wyczuwalną zmianę w tembrze jego głosu.
— Jest nierozwiązana — poprawiła go z naciskiem, aczkolwiek nie starała się zabrzmieć złośliwie. Czuła na sobie ciężar spojrzenia męża, ale nie zamierzała ugiąć się pod jego naporem. — Znasz Angusa. Wiesz, że był dla mnie jak brat — powiedziała, lecz ucięła raptownie, słysząc popełniony błąd. — Jest. Angus j e s t dla mnie jak brat — sprostowała, bowiem wciąż wierzyła, że mężczyzna wybudzi się ze śpiączki, a jego narządy podejmą samodzielne działanie. Innymi słowy — wierzyła, że wszystko skończy się dobrze. A przynajmniej próbowała w to wierzyć, sprzeciwiając się pesymistycznym rokowaniom.
— Poza tym jest jednym z nas! Nie rozumiem, dlaczego nikt nie szuka sprawców, Kalle — rzuciła, tym razem krzyżując ramiona. Potrzebowała wyjaśnień, rozsądnych argumentów. Tylko takimi mąż zdołałby przekonać ją do porzucenia sprawy i zajęciem się choćby p i e l e n i e m zaniedbanego ogródka.
Wzięła głębszy oddech. Usłyszała płynące ze słów męża ostrzeżenie, może nawet g r o ź b ę. Jeśli spróbowałaby się sprzeciwić, przegrałaby niemal natychmiast. — Nie próbuję cię prowokować — wytłumaczyła się. — Wolałabym, żebyś wziął moją stronę i pomógł mi odkryć, co tak naprawdę stało się podczas strzelaniny. Dlaczego, choć Angus nie był wtedy na służbie, przyjął dwa strzały? I przede wszystkim kto do niego strzelał? — rzuciła pytaniami pozbawionymi odpowiedzi, wpatrując się w męża z prośbą wymalowaną na twarzy. Nie chciała się z nim kłócić. Nie chciała również, by p r a c a zmusiła ich do obrania przeciwnych stron. Zależało jej na nim. Kochała go. Ale nie potrafiła darzyć go sympatią, kiedy brutalnie odmawiał jej wsparcia!
— Co się, do cholery, dzieje, Kalle? — spytała zatroskanym tonem, rozpaczliwie próbując znaleźć choćby małą wskazówkę wyjaśniającą, dlaczego nie tylko ta sprawa, ale również ich prywatne życie, podążały w takim kierunku.

about me
Skorumpowany nadinspektor policji, który jest mężem Cameron, ma romans z Carmen i niebawem dopadnie go karma

Czemu wszystko musiało być tak skomplikowane? Już nie tylko chodziło o samą sprawę Angusa, która śmierdziała na kilometr, a której Cameron nie potrafiła zignorować. Zapewne nie tylko ona, ale istniały pewne okoliczności, które nakazywały wszystkim odsunąć się od niej i pozwolić tylko tym wybranym funkcjonariuszom podejmować się niby śledztwa. Oni już wiedzieli co mieli zrobić i jak, aby historia postrzelonego policjanta obrosła kurzem, a jeszcze lepiej zhańbiła jego odznakę, aby żaden z jego towarzyszy nie chciał maczać w niej palców. Obrzydliwe, ale Kallevi już dawno przekroczył granicę i obecnie miał do wyboru, albo walczyć z przeciwnikami, którzy nieustannie stosowali ciosy poniżej pasa i absolutnie nie trzymali się reguł, albo wylądować na tym samym oddziale co Angus, albo kilka pięter niżej na metalowym łóżku. Dla niego skończył się czas, w którym mógł pozwalać swoim wyrzutom sumienia i prawości decydować. Zszedł z tej ścieżki i niestety ciągnął za sobą także Cameron, chociaż ona wcale się na to nie pisała.
Zgromił wzrokiem żonę, gdy ta go poprawiła. Miała rację, ale jak dla niej ta sprawa miała być zamknięta, zakopana, zapomniana i zdezaktualizowana. Co oczywiście nie oznaczało, że taka będzie, bo znał Cameron. To właśnie ta jej determinacja, bezczelność i zawziętość sprawiły, że kilka lat temu kompletnie stracił dla niej głowę. Wtedy też nie przejmował się wyrzutami sumienia, bo absolutnie nie przeszkadzała mu obrączka na jej palcu.
- I co z tego? Masz zatem prawo łamać rozkazy i postępować wbrew słowu przełożonego? - Fuknął, sięgając po najgorsze i najbardziej raniące z dostępnych mu kart, ale jednocześnie wmawiał sobie, że działał w dobrej wierze. Chronił ją, chociaż sam ranił ją na każdy możliwy sposób. Nie wspominając o tym, że kilka tygodni temu spędził noc z inną kobietą i do teraz nie potrafił o niej zapomnieć, nawet jak obiecał sobie, że nigdy więcej nie dopuści się czegoś tak paskudnego. Z drugiej strony nie działał wcale impulsywnie, bo już wcześniej czuł i wiedział, że jest o krok, aby skrzywdzić Cameron tylko, że wtedy zdołał się powstrzymać, niestety tym razem nie starczyło mu silnej woli. Chociaż może był już tak zdeprawowany, że po prostu żadna świętość nie była dla niego znacząca. - Zajmują się tym inni ludzie, rozumiesz? Nie my, nie tu i nie twoja sprawa kto to ogarnie - wycedził, bo wcale nie miał obowiązku udzielać jej żadnych informacji jako przełożony, ale ona miała swoje sztuczki. Kiedyś potrafiła wyciągnąć z niego wszystko kusząc go i bezczelnie uwodząc, a potem grzecznie obiecując, że będzie cichutko, by chwilę później jej głos o wielu tonach, roznosił się po całym ich domu. Obecnie bywało z tym różnie, bo wcale też nie tak często udawało im się chociażby położyć wspólnie do łóżka przez nadmiar obowiązków i pracy.
- Słońce, proszę.. - Nienawidził jak grała mu na emocjach, jak używała takich sformułowań i wprost prosiła o to, aby ją poparł. Wtedy czuł ze zdwojoną siłą to jakim jest okropnym człowiekiem i jak bardzo ją krzywdził, chociaż nadal uważał, że ją kochał. Może i tak, ale była to miłość ubarwiona zdradą i kłamstwem. - Nie mogę odpowiedzieć ci na te pytania - dodał krótko, chowając się za profesjonalnym żargonem.
Wtedy też z ust Cameron padły kolejne słowa i Kallevi wiedział już, że nie o sprawie postrzału rozmawiają, a o nich. Spojrzał zmęczonym wzrokiem na swoją żonę i jedyne czego zapragnął to znaleźć się gdzieś daleko od tego całego bagna i pozwolić sobie poczuć na nowo to, co kiedyś uważał za szczyt spełnienia.
- Nie wiem - odparł, chociaż mógłby jej wyrecytować całą listę swoich grzechów odpowiedzialnych za ten beznadziejny stan w jakim się znajdowali. Obszedł biurko i klęknął przed siedzącą na fotelu Cameron kładąc przy tym dłoń na jej ręce. - Chciałbym odpocząć, ale myślę, że ty przede wszystkim powinnaś to zrobić - oznajmił zawieszając głowę i zaciskając palce na udzie żony, które z czułością potarł. Wszystko się waliło, a oni tkwili w tym pożarze dodatkowo rozniecając kolejne, mniejsze trawiące ich od środka. - Potrzebujesz urlopu, Cameron. Może i ja także, bo spieprzymy zaraz wszystko - wyznał i chociaż bardzo by chciał, aby jego słowa się spełniły to zdawał sobie sprawę, że nie będzie mógł teraz opuścić komisariatu. Jednak Cameron, ona mogłaby to zrobić i to na pewno wiele by mu ułatwiło.
Cameron G. Regalado
Zgromił wzrokiem żonę, gdy ta go poprawiła. Miała rację, ale jak dla niej ta sprawa miała być zamknięta, zakopana, zapomniana i zdezaktualizowana. Co oczywiście nie oznaczało, że taka będzie, bo znał Cameron. To właśnie ta jej determinacja, bezczelność i zawziętość sprawiły, że kilka lat temu kompletnie stracił dla niej głowę. Wtedy też nie przejmował się wyrzutami sumienia, bo absolutnie nie przeszkadzała mu obrączka na jej palcu.
- I co z tego? Masz zatem prawo łamać rozkazy i postępować wbrew słowu przełożonego? - Fuknął, sięgając po najgorsze i najbardziej raniące z dostępnych mu kart, ale jednocześnie wmawiał sobie, że działał w dobrej wierze. Chronił ją, chociaż sam ranił ją na każdy możliwy sposób. Nie wspominając o tym, że kilka tygodni temu spędził noc z inną kobietą i do teraz nie potrafił o niej zapomnieć, nawet jak obiecał sobie, że nigdy więcej nie dopuści się czegoś tak paskudnego. Z drugiej strony nie działał wcale impulsywnie, bo już wcześniej czuł i wiedział, że jest o krok, aby skrzywdzić Cameron tylko, że wtedy zdołał się powstrzymać, niestety tym razem nie starczyło mu silnej woli. Chociaż może był już tak zdeprawowany, że po prostu żadna świętość nie była dla niego znacząca. - Zajmują się tym inni ludzie, rozumiesz? Nie my, nie tu i nie twoja sprawa kto to ogarnie - wycedził, bo wcale nie miał obowiązku udzielać jej żadnych informacji jako przełożony, ale ona miała swoje sztuczki. Kiedyś potrafiła wyciągnąć z niego wszystko kusząc go i bezczelnie uwodząc, a potem grzecznie obiecując, że będzie cichutko, by chwilę później jej głos o wielu tonach, roznosił się po całym ich domu. Obecnie bywało z tym różnie, bo wcale też nie tak często udawało im się chociażby położyć wspólnie do łóżka przez nadmiar obowiązków i pracy.
- Słońce, proszę.. - Nienawidził jak grała mu na emocjach, jak używała takich sformułowań i wprost prosiła o to, aby ją poparł. Wtedy czuł ze zdwojoną siłą to jakim jest okropnym człowiekiem i jak bardzo ją krzywdził, chociaż nadal uważał, że ją kochał. Może i tak, ale była to miłość ubarwiona zdradą i kłamstwem. - Nie mogę odpowiedzieć ci na te pytania - dodał krótko, chowając się za profesjonalnym żargonem.
Wtedy też z ust Cameron padły kolejne słowa i Kallevi wiedział już, że nie o sprawie postrzału rozmawiają, a o nich. Spojrzał zmęczonym wzrokiem na swoją żonę i jedyne czego zapragnął to znaleźć się gdzieś daleko od tego całego bagna i pozwolić sobie poczuć na nowo to, co kiedyś uważał za szczyt spełnienia.
- Nie wiem - odparł, chociaż mógłby jej wyrecytować całą listę swoich grzechów odpowiedzialnych za ten beznadziejny stan w jakim się znajdowali. Obszedł biurko i klęknął przed siedzącą na fotelu Cameron kładąc przy tym dłoń na jej ręce. - Chciałbym odpocząć, ale myślę, że ty przede wszystkim powinnaś to zrobić - oznajmił zawieszając głowę i zaciskając palce na udzie żony, które z czułością potarł. Wszystko się waliło, a oni tkwili w tym pożarze dodatkowo rozniecając kolejne, mniejsze trawiące ich od środka. - Potrzebujesz urlopu, Cameron. Może i ja także, bo spieprzymy zaraz wszystko - wyznał i chociaż bardzo by chciał, aby jego słowa się spełniły to zdawał sobie sprawę, że nie będzie mógł teraz opuścić komisariatu. Jednak Cameron, ona mogłaby to zrobić i to na pewno wiele by mu ułatwiło.
Cameron G. Regalado


about me
Wyszła za mężczyznę, z którym zdradzała byłego męża. Szuka sprawców wypadku, który wysłał jej policyjnego partnera do szpitala.

Nie była i d e a ł e m. Nigdy nie uważała się za taką kobietę, ani też nie aspirowała do takiego miana. Popełniła wiele okropnych błędów, raniąc przy tym osoby, na których jej zależało. Nie skłamałby ten, kto zaryzykowałby stwierdzeniem, że Cameron Regalado po trupach dążyła do celu. Aby zdobyć Kalleviego również pozostawiła za sobą odartego z godności i zranionego mężczyznę. Ale to nie miało znaczenia! Liczyło się wyłącznie to, jakie odczucia towarzyszyły jej przy boku Kalle’go — sposób, w jaki na nią patrzył, żarliwość, z jaką całował ją pod nosem przełożonych, nie bojąc się ż a d n y c h konsekwencji. Kochała jego odwagę i impertynencję, gdyż podobne cechy chciała widzieć w sobie. Nie inaczej było w kwestii uporu, który w nim podziwiała. Uporu, który doprowadził do tego, że pozbyła się obrączki i zastąpiła ją nową — doskonalszą. Wówczas nie przewidywała, że kiedykolwiek ten sam upór w nim znienawidzi.
— Stawiasz mnie pod ścianą — zauważyła ze zgryzotą, bo praca była dla niej cholernie ważna. Mąż doskonale zdawał sobie z tego sprawę, dlatego uderzał w nią, insynuując, że niewłaściwie wywiązuje się ze swoich obowiązków i poważnie narusza procedury, które powinna respektować. Problem polegał na tym, że w tym j e d n y m wypadku procedury okazały się niewłaściwie i niewystarczające, by rozwiązać zagadkowy postrzał. Mimo to Cameron poczuła się dotknięta. Nie chciała, by ktokolwiek podważał jej oddanie, już na pewno nie chciała, by robił to on. — Powiedz mi więc, kiedy zamierzają to ogarnąć? Kto nad tym pracuje? Ile się dowiedzieli? Powiedz mi cokolwiek, żebym mogła spać spokojnie i zająć się czymś innym — prosiła, doskonale wiedząc, że jeśli się przeciwstawi lub zacznie kłótnię, Kallevi — nadinspektor — ją ukarze. Gdyby miała chociaż cień nadziei, że zdjęcie z siebie ubrań pomoże jej otrzymać informacje, zrobiłaby to. Ale tym razem czuła, że s e k s e m niczego nie osiągnie. Prawdę mówiąc, zaczynała tracić pewność, że w oczach męża wciąż była atrakcyjna.
Czułe słówko, choć sprawiło, że serce Cameron drgnęło, nie uśpiło jej czujności. Respektowała go jako przełożonego, ale nie zmieniało to faktu, że jako m ą ż, Kalle miał wobec niej niepisane zobowiązania. Czy naprawdę prosiła o tak wiele — dawkę informacji, która mogłaby zażegnać spór między nimi zamiast niepotrzebnie go podżegać?
Cameron miała wrażenie, że zmęczenie, które nagle błysnęło w jego oczach, było pierwszą — może jedyną — oznaką szczerości podczas tej dyskusji. Milczała, kiedy obszedł biurko i podszedł bliżej. Chciała odebrać jego dotyk, jako wsparcie, ale przeczuwała, że kryła się za nim próba uśpienia jej czujności. — Nie czuję się zmęczona, Kalle — powiedziała, patrząc mężowi w oczy z typowym dla siebie ogniem i chęcią do działania. Uniosła dłoń i przesunęła palcami po jego policzku. Zarost zakuł ją w opuszki, ale zupełnie jej to nie przeszkadzało. Przeciwnie, uważała, że krótka broda dodawała mu atrakcyjności. — Po prostu nie mogę znieść tego, że próbujesz mnie uciszyć. Wiem, że nie o wszystkim możesz mi powiedzieć i nie wymagam tego od ciebie, ale, do cholery, chodzi o Angusa. Jeśli znalazłbyś się na jego miejscu, dawno wywróciłabym ten komisariat do góry nogami, żeby dowiedzieć się, co się stało — mówiła spokojnie, ale stanowczo. Chciała, żeby zrozumiał, jak bardzo jej na tym zależy. Żeby zamiast podcinać jej skrzydła, pozwolił jej dalej działać.
— Stawiasz mnie pod ścianą — zauważyła ze zgryzotą, bo praca była dla niej cholernie ważna. Mąż doskonale zdawał sobie z tego sprawę, dlatego uderzał w nią, insynuując, że niewłaściwie wywiązuje się ze swoich obowiązków i poważnie narusza procedury, które powinna respektować. Problem polegał na tym, że w tym j e d n y m wypadku procedury okazały się niewłaściwie i niewystarczające, by rozwiązać zagadkowy postrzał. Mimo to Cameron poczuła się dotknięta. Nie chciała, by ktokolwiek podważał jej oddanie, już na pewno nie chciała, by robił to on. — Powiedz mi więc, kiedy zamierzają to ogarnąć? Kto nad tym pracuje? Ile się dowiedzieli? Powiedz mi cokolwiek, żebym mogła spać spokojnie i zająć się czymś innym — prosiła, doskonale wiedząc, że jeśli się przeciwstawi lub zacznie kłótnię, Kallevi — nadinspektor — ją ukarze. Gdyby miała chociaż cień nadziei, że zdjęcie z siebie ubrań pomoże jej otrzymać informacje, zrobiłaby to. Ale tym razem czuła, że s e k s e m niczego nie osiągnie. Prawdę mówiąc, zaczynała tracić pewność, że w oczach męża wciąż była atrakcyjna.
Czułe słówko, choć sprawiło, że serce Cameron drgnęło, nie uśpiło jej czujności. Respektowała go jako przełożonego, ale nie zmieniało to faktu, że jako m ą ż, Kalle miał wobec niej niepisane zobowiązania. Czy naprawdę prosiła o tak wiele — dawkę informacji, która mogłaby zażegnać spór między nimi zamiast niepotrzebnie go podżegać?
Cameron miała wrażenie, że zmęczenie, które nagle błysnęło w jego oczach, było pierwszą — może jedyną — oznaką szczerości podczas tej dyskusji. Milczała, kiedy obszedł biurko i podszedł bliżej. Chciała odebrać jego dotyk, jako wsparcie, ale przeczuwała, że kryła się za nim próba uśpienia jej czujności. — Nie czuję się zmęczona, Kalle — powiedziała, patrząc mężowi w oczy z typowym dla siebie ogniem i chęcią do działania. Uniosła dłoń i przesunęła palcami po jego policzku. Zarost zakuł ją w opuszki, ale zupełnie jej to nie przeszkadzało. Przeciwnie, uważała, że krótka broda dodawała mu atrakcyjności. — Po prostu nie mogę znieść tego, że próbujesz mnie uciszyć. Wiem, że nie o wszystkim możesz mi powiedzieć i nie wymagam tego od ciebie, ale, do cholery, chodzi o Angusa. Jeśli znalazłbyś się na jego miejscu, dawno wywróciłabym ten komisariat do góry nogami, żeby dowiedzieć się, co się stało — mówiła spokojnie, ale stanowczo. Chciała, żeby zrozumiał, jak bardzo jej na tym zależy. Żeby zamiast podcinać jej skrzydła, pozwolił jej dalej działać.

about me
Skorumpowany nadinspektor policji, który jest mężem Cameron, ma romans z Carmen i niebawem dopadnie go karma

Dwa, może trzy lata temu wszystko wyglądało inaczej. Ich każdy dzień przypominał ubarwioną erotyzmem sielankę i absolutnie nic nie wskazywało na to, że ogień jakim emanował ich związek mógłby kiedykolwiek wygasnąć. W końcu tak wiele ryzykowali w ogóle zbliżając się do siebie. Cameron przewróciła do góry nogami cały swój świat nie zważając na opinię ludzi wokół. Wiedziała czego pragnie, a jej zapał i odwaga pociągały Kallego, który był gotów wspierać ją w tej nierównej walce z całym światem. Tylko, że Cameron wcale nie potrzebowała tak wiele pomocy, bo jej buńczuczność i zdeterminowanie sprawiały, że czegokolwiek nie chciała, kogokolwiek nie zapragnęła, ostatecznie dostawała to w swoje ręce. Może też dlatego tak cholernie pociągała Kalleviego świadomość, że to on może roztaczać skrzydła opieki nad tak niezależną i silną kobietą.
Tylko, że temperament Cameron był równie pociągający, co niebezpieczny i z tą druga opcją musiał zmierzyć się Kalle próbując uświadomić żonie, że nie powinna dłużej węszyć w sprawie Angusa. Z drugiej strony wiedział, że to syzyfowa praca, bo gdyby chodziło o każdą inną osobę, miałby większe szanse na powstrzymanie upartej pani detektyw, ale w przypadku jej partnera nie było siły jaka mogłaby ją odwieść od realizacji zamierzonego celu. Przeklinał więc w myślach to jak bardzo zagmatwana i popieprzona była to sprawa. Chciał siebie nienawidzić za to, że pozwolił aby nie tylko zdrada, ale też matactwo wplątało się w ich małżeństwo, ale wystarczyłoby tylko, żeby Cameron odpuściła. To by tak wiele ułatwiło i na pewno pozwoliło im popracować nad chwiejącym się związkiem, a tak? Tak Kalle nieustannie ją okłamywał, a chociaż z początku trawiły go olbrzymie wyrzuty sumienia, to z czasem przekuły się w irytację i chęć wysłania żony na przymusowy urlop, byleby tylko dała mu chwilę odetchnąć.
- Sama mnie do tego zmuszasz - odpowiedział poniekąd zgodnie z prawdą, bo miał swoje zadanie do wykonania, a ona nie pozwalała mu go zrealizować, więc musiał jakoś sobie z nią poradzić, aby móc działać. - Cameron, pracują nad tym inni funkcjonariusze, bo to sprawa o wiele bardziej pogmatwana, okej? Nasz komisariat ma się nie mieszać póki Cairns nie zadecyduje inaczej - odpowiedział, sprzedając jej tak powierzchowne informacje jak tylko mógł, a jednocześnie nie chciał absolutnie dodawać żadnych, nawet nieprawdziwych szczegółów, aby jego żona nie sądziła, że z czasem uda jej się wydobyć z niego więcej faktów na ten temat. - Odpuść, proszę. Ja wiem, że chodzi o Angusa i cholera, sam chciałbym w tym siedzieć, ale nie to takie proste. Rób swoje i czekaj - dodał, a chwilę później znalazł się obok Cameron, bo nawet jeśli ta rozmowa mogłaby się zakończyć na poziomie podwładny-przełożony, to jednak ich łączyły inne relacje. Co prawda obecnie były jeszcze bardziej pogmatwane niż na początku, ale jednocześnie Kalle nie był gotów, ani nawet nie sądził, że kiedykolwiek będzie w stanie zrezygnować z noszenia platynowej obrączki na swej dłoni.
- Dla mnie wygląda to inaczej, słońce - przyznał, spokojnie i faktycznie starał się swoją żonę urobić, a jednocześnie zmusić do poczucia odpowiedzialności za to, w jakim niekorzystnym położeniu stawia także jego. Przymknął na moment oczy, czując dotyk jej dłoni na policzku i wiele by dał, aby tak przyjemne chwili ponownie wypełniały ich codzienność. - Proszę nie mów tak - zaczął, chowając usta we wnętrzu jej dłoni, którą pocałował kilkukrotnie nim zamknął w uścisku swoich silnych palców. Podniósł też wzrok, w którym poza zmęczeniem tańczyła także trwoga, bo obawa o bezpieczeństwo Cameron narastała w nim z każdym dniem i każdym kolejnym telefonem nakazującym mu zapanować nad nią. - Nie mogę ci nic powiedzieć, sam też niewiele wiem i nie chcę wiedzieć więcej, bo to śliska sprawa, Cameron - oznajmił i zapewne te dwa, trzy lata temu razem z żoną starałby się dowiedzieć wszystkiego na temat tego postrzału, ale teraz nie szli już ramię w ramię. Teraz stali po przeciwległych stronach barykady i chyba powoli zaczynali to zauważać. - Proszę, daj już spokój, bo zmusisz mnie w końcu, abym wysłał ciebie na ten urlop i nie tylko jako przełożony, ale też mąż, bo widzę, że sobie jednak nie radzisz z tym co zaszło - dokończył, świadomie grając żonie na emocjach, ale skoro nie prośbą to groźbą musiał ostatecznie wyjaśnić jej, że to co robi w końcu spotka się z konsekwencjami.
Cameron G. Regalado
Tylko, że temperament Cameron był równie pociągający, co niebezpieczny i z tą druga opcją musiał zmierzyć się Kalle próbując uświadomić żonie, że nie powinna dłużej węszyć w sprawie Angusa. Z drugiej strony wiedział, że to syzyfowa praca, bo gdyby chodziło o każdą inną osobę, miałby większe szanse na powstrzymanie upartej pani detektyw, ale w przypadku jej partnera nie było siły jaka mogłaby ją odwieść od realizacji zamierzonego celu. Przeklinał więc w myślach to jak bardzo zagmatwana i popieprzona była to sprawa. Chciał siebie nienawidzić za to, że pozwolił aby nie tylko zdrada, ale też matactwo wplątało się w ich małżeństwo, ale wystarczyłoby tylko, żeby Cameron odpuściła. To by tak wiele ułatwiło i na pewno pozwoliło im popracować nad chwiejącym się związkiem, a tak? Tak Kalle nieustannie ją okłamywał, a chociaż z początku trawiły go olbrzymie wyrzuty sumienia, to z czasem przekuły się w irytację i chęć wysłania żony na przymusowy urlop, byleby tylko dała mu chwilę odetchnąć.
- Sama mnie do tego zmuszasz - odpowiedział poniekąd zgodnie z prawdą, bo miał swoje zadanie do wykonania, a ona nie pozwalała mu go zrealizować, więc musiał jakoś sobie z nią poradzić, aby móc działać. - Cameron, pracują nad tym inni funkcjonariusze, bo to sprawa o wiele bardziej pogmatwana, okej? Nasz komisariat ma się nie mieszać póki Cairns nie zadecyduje inaczej - odpowiedział, sprzedając jej tak powierzchowne informacje jak tylko mógł, a jednocześnie nie chciał absolutnie dodawać żadnych, nawet nieprawdziwych szczegółów, aby jego żona nie sądziła, że z czasem uda jej się wydobyć z niego więcej faktów na ten temat. - Odpuść, proszę. Ja wiem, że chodzi o Angusa i cholera, sam chciałbym w tym siedzieć, ale nie to takie proste. Rób swoje i czekaj - dodał, a chwilę później znalazł się obok Cameron, bo nawet jeśli ta rozmowa mogłaby się zakończyć na poziomie podwładny-przełożony, to jednak ich łączyły inne relacje. Co prawda obecnie były jeszcze bardziej pogmatwane niż na początku, ale jednocześnie Kalle nie był gotów, ani nawet nie sądził, że kiedykolwiek będzie w stanie zrezygnować z noszenia platynowej obrączki na swej dłoni.
- Dla mnie wygląda to inaczej, słońce - przyznał, spokojnie i faktycznie starał się swoją żonę urobić, a jednocześnie zmusić do poczucia odpowiedzialności za to, w jakim niekorzystnym położeniu stawia także jego. Przymknął na moment oczy, czując dotyk jej dłoni na policzku i wiele by dał, aby tak przyjemne chwili ponownie wypełniały ich codzienność. - Proszę nie mów tak - zaczął, chowając usta we wnętrzu jej dłoni, którą pocałował kilkukrotnie nim zamknął w uścisku swoich silnych palców. Podniósł też wzrok, w którym poza zmęczeniem tańczyła także trwoga, bo obawa o bezpieczeństwo Cameron narastała w nim z każdym dniem i każdym kolejnym telefonem nakazującym mu zapanować nad nią. - Nie mogę ci nic powiedzieć, sam też niewiele wiem i nie chcę wiedzieć więcej, bo to śliska sprawa, Cameron - oznajmił i zapewne te dwa, trzy lata temu razem z żoną starałby się dowiedzieć wszystkiego na temat tego postrzału, ale teraz nie szli już ramię w ramię. Teraz stali po przeciwległych stronach barykady i chyba powoli zaczynali to zauważać. - Proszę, daj już spokój, bo zmusisz mnie w końcu, abym wysłał ciebie na ten urlop i nie tylko jako przełożony, ale też mąż, bo widzę, że sobie jednak nie radzisz z tym co zaszło - dokończył, świadomie grając żonie na emocjach, ale skoro nie prośbą to groźbą musiał ostatecznie wyjaśnić jej, że to co robi w końcu spotka się z konsekwencjami.
Cameron G. Regalado


about me
Wyszła za mężczyznę, z którym zdradzała byłego męża. Szuka sprawców wypadku, który wysłał jej policyjnego partnera do szpitala.

Przysłuchiwała mu się z najwyższą uwagą, ale szczerości szukała na jego twarzy, nie w wypowiadanych słowach. Te — co zapewne zasługiwało na uznanie — wybierał dokładnie, starannie posługując się wyświechtanymi frazesami. Mówił dużo, ale jednocześnie nie mówił nic. — Rób swoje i czekaj — powtórzyła po nim, mając wrażenie, że mniej dotkliwie odczułaby uderzenie w twarz. — RÓB SWOJE I CZEKAJ?! — powiedziała, tym razem z większym naciskiem, przez zaciśnięte zęby, lecz nie podnosząc głosu; nie chciała alarmować innych pracowników ani dawać im pożywki do nowych plotek. Oboje usłyszeli ich wystarczająco, kiedy r o m a n s przestał być sekretem i zmienił się w małżeństwo poprzedzone rozwodem. — Naprawdę, Kalle? To wszystko, co masz mi do powiedzenia? To jest złota rada, którą powinnam przyjąć z wdzięcznością? — zapytała, chwilę przed tym, jak pojawił się obok niej i samą swoją bliskością stłumił część buzującego w krwi gniewu.
Złapała oddech.
P r ó b o w a ł a postawić się na jego miejscu, lecz nie znając szczegółów, nie mając pojęcia, jak głęboko sięgała sprawa postrzału Angusa, nie potrafiła zrozumieć intencji męża. Im szczelniejszą zasłoną okrywał posiadane informacje, tym Cameron stawała się bardziej podejrzliwa. Z trudem powstrzymała się przed użyciem argumentu z a u f a n i a — wciąż nie zdawała sobie sprawy, że przegapiła moment, w którym przestali się nim darzyć. Wierzyła jednak, że Kalle miał powód, by odgradzać ją od sprawy partnera, lecz niepokój wzbudzała w niej świadomość, że nigdy dotąd nie był aż tak t a j e m n i c z y. Co więcej, nigdy wcześniej pytania — nawet nachalne — nie wzbudzały w nim takiej irytacji, a ich zadawanie nie groziło kobiecie urlopem.
— Jeśli Angus miał kłopoty, o których nie wiedziałam, nigdy sobie nie wybaczę. Pracowaliśmy razem dziesięć lat. Każdego dnia mam pretensje do siebie o to, że byłam nieuważna i mogłam coś przeoczyć — mówiąc, otoczyła Kallego znacznie cieplejszym niż dotąd spojrzeniem, gdyż muśnięcia jego ust powoli odbierały jej chęć do dalszych sporów. Przeczuwała, że okazując czułość, mąż próbował odwrócić jej uwagę od tematu dyskusji, ale w ostatnich tygodniach tak bardzo tęskniła za jego bliskością, że była w stanie zadowolić się ledwie namiastką intymności i na krótką chwilę zapomnieć o procedurach. Opuściła wzrok na połączone dłonie przyozdobione obrączkami. Na ułamek sekundy przed tym jak zapłonęła w niej chęć pocałowania męża, z jego ust padło określenie „śliska sprawa”, które ponownie wzbudziło w niej czujność. — Kalle, jeśli w coś się wpakowałeś, jeśli masz jakieś problemy, musisz mi powiedzieć — poprosiła, nie, z a ż ą d a ł a, bo czy nie obiecywali sobie, że wspólnie będą pokonywać przeszkody, że będą ze sobą w obliczu dobrych i złych wydarzeń? Nawet przez moment nie pomyślała, że roztrząsając zdarzenie, którego Angus był centralną częścią, mogła narazić się zwierzchnikom. Dlatego wciąż niewłaściwie interpretowała słowa nadinspektora. Dlatego wciąż błądziła, nie zdając sobie sprawy z tego, że Kallevi nie był już tym samym praworządnym człowiekiem, za którego wyszła.
— Radziłabym sobie lepiej, gdyś mnie wspierał — bąknęła. Nie potrafiła jednak przywołać gniewu, a z jej oczu popłynęło zrozumienie — nie powinna była wymagać od niego naruszania obowiązujących przepisów, nie powinna była b ł a g a ć o informacje. Musiała zaakceptować, że w tym przypadku była zdana wyłącznie na siebie. I, co ważniejsze, że musiała cholernie uważać, by nie zostać przyłapaną na dalszym węszeniu. — Zamówimy wieczorem makaron z tej włoskiej restauracji? — zapytała, całkowicie zmieniając temat, po czym zbliżyła się do męża i oparła czołem o jego czoło. Miała dość. Czuła się pokonana i nie chciała dłużej rozprawiać o pracy.
Złapała oddech.
P r ó b o w a ł a postawić się na jego miejscu, lecz nie znając szczegółów, nie mając pojęcia, jak głęboko sięgała sprawa postrzału Angusa, nie potrafiła zrozumieć intencji męża. Im szczelniejszą zasłoną okrywał posiadane informacje, tym Cameron stawała się bardziej podejrzliwa. Z trudem powstrzymała się przed użyciem argumentu z a u f a n i a — wciąż nie zdawała sobie sprawy, że przegapiła moment, w którym przestali się nim darzyć. Wierzyła jednak, że Kalle miał powód, by odgradzać ją od sprawy partnera, lecz niepokój wzbudzała w niej świadomość, że nigdy dotąd nie był aż tak t a j e m n i c z y. Co więcej, nigdy wcześniej pytania — nawet nachalne — nie wzbudzały w nim takiej irytacji, a ich zadawanie nie groziło kobiecie urlopem.
— Jeśli Angus miał kłopoty, o których nie wiedziałam, nigdy sobie nie wybaczę. Pracowaliśmy razem dziesięć lat. Każdego dnia mam pretensje do siebie o to, że byłam nieuważna i mogłam coś przeoczyć — mówiąc, otoczyła Kallego znacznie cieplejszym niż dotąd spojrzeniem, gdyż muśnięcia jego ust powoli odbierały jej chęć do dalszych sporów. Przeczuwała, że okazując czułość, mąż próbował odwrócić jej uwagę od tematu dyskusji, ale w ostatnich tygodniach tak bardzo tęskniła za jego bliskością, że była w stanie zadowolić się ledwie namiastką intymności i na krótką chwilę zapomnieć o procedurach. Opuściła wzrok na połączone dłonie przyozdobione obrączkami. Na ułamek sekundy przed tym jak zapłonęła w niej chęć pocałowania męża, z jego ust padło określenie „śliska sprawa”, które ponownie wzbudziło w niej czujność. — Kalle, jeśli w coś się wpakowałeś, jeśli masz jakieś problemy, musisz mi powiedzieć — poprosiła, nie, z a ż ą d a ł a, bo czy nie obiecywali sobie, że wspólnie będą pokonywać przeszkody, że będą ze sobą w obliczu dobrych i złych wydarzeń? Nawet przez moment nie pomyślała, że roztrząsając zdarzenie, którego Angus był centralną częścią, mogła narazić się zwierzchnikom. Dlatego wciąż niewłaściwie interpretowała słowa nadinspektora. Dlatego wciąż błądziła, nie zdając sobie sprawy z tego, że Kallevi nie był już tym samym praworządnym człowiekiem, za którego wyszła.
— Radziłabym sobie lepiej, gdyś mnie wspierał — bąknęła. Nie potrafiła jednak przywołać gniewu, a z jej oczu popłynęło zrozumienie — nie powinna była wymagać od niego naruszania obowiązujących przepisów, nie powinna była b ł a g a ć o informacje. Musiała zaakceptować, że w tym przypadku była zdana wyłącznie na siebie. I, co ważniejsze, że musiała cholernie uważać, by nie zostać przyłapaną na dalszym węszeniu. — Zamówimy wieczorem makaron z tej włoskiej restauracji? — zapytała, całkowicie zmieniając temat, po czym zbliżyła się do męża i oparła czołem o jego czoło. Miała dość. Czuła się pokonana i nie chciała dłużej rozprawiać o pracy.

about me
Skorumpowany nadinspektor policji, który jest mężem Cameron, ma romans z Carmen i niebawem dopadnie go karma

Chyba obydwoje od pewnego czasu zdawali sobie sprawę, że ich małżeństwo przegrywało bitwę o pierwsze miejsce z pracą. Oczywiście żadne nie mówiło o tym wprost, ale zdecydowanie coraz częściej każda ich rozmowa przeplatana była sprawami związanymi z policją i chociaż z początku było to ekscytujące to obecnie było niesamowicie problematyczne. Tym bardziej dla Kallego, który zboczył ze ścieżki prawego gliniarza i wdał się w układy o wiele bardziej zagmatwane niż historia ich relacji. Przy czym miał na sumieniu zdradę jakiej się dopuścił, a o jakiej, mimo usilnych prób, nie potrafił zapomnieć. Miał wrażenie, że tonie, a przy tym wcale nie chciał wychodzić z przytłaczającej go wody licząc na to, że ostatecznie uda mu się nauczyć w niej pływać. Bał się tylko o to, że aby utrzymać się na powierzchni będzie musiał kogoś poświęcić, kogoś pociągnąć na dno i naprawdę nie chciał, aby tym kimś, oprócz Angusa, była także Cameron. Bał się o nią i chciał ją chronić, ale było to niesamowicie trudnym do wykonania, bo Regalado była jeszcze bardziej uparta od niego.
- Przyjmij ją z czym chcesz, Cameron - oznajmił dość szorstko, bo wolałby nie prowadzić z nią dalej tej dyskusji. Musiał więc zmienić rolę męża na przełożonego, a co za tym idzie także ton jakim się do niej zwracał. - Masz odpuścić i to jest moje ostatnie ostrzeżenie - dodał, absolutnie nie robią sobie nic z tego jak na niego patrzyła.
Przynajmniej chciał, aby takie odnosiła wrażenie, bo ten przepełniony niezrozumieniem i zawodem wzrok był dla niego jak sztylet przeszywający na wskroś jego i tak już poharataną duszę. Postanowił więc odrobinę zmienić tor, aby uświadomić Cameron, że ta sprawa naprawdę jest na tyle poważna, że byle glina z Lorne Bay nie powinien się w nią mieszać. Sam już nie wiedział czemu to zrobił, skoro ją znał i wiedział, że prawdopodobnie to tylko rozbudzi jej apetyt.
- Przestań mieć pretensję do siebie, na litość boską, przecież to on tam był, a ty, ty nie miałaś z tym nic wspólnego i mieć nie mogłaś, więc się już nie obwiniaj! - Puszczały mu nerwy, bo to wszystko zaczynało go przerastać. Nie dość, że nie umiał jej odsunąć od tej sprawy to jeszcze Cameron zaczynała obwiniać samą siebie, gdzie akurat jej sumienie było nieskazitelne w porównaniu do innych osób w jej otoczeniu. - W kółko wałkujesz tylko jeden temat. Imię Angusa wypowiadasz ostatnio częściej od mojego - burknął oskarżycielsko i oczywiście nie miał absolutnie prawa jej tego mówić, gdy w jego głowie nieustannie pojawiał sie obraz jasnowłosej kochanki.
Nie pomagało też to, że w pewnej chwili faktycznie się uspokoili, a Cameron zaczynała okazywać mu zrozumienie, na które nie zasługiwał. W dodatku zapytała o to, czy miał problemy, a on... A on miał ich masę i nie miał absolutnie nikogo, komu mógłby o tym opowiedzieć. Wszystko dźwigał sam i tłumaczył sobie, że to go umacnia, że jak to przetrwa to przetrwa wszystko, ale nie sądził, że będzie to aż tak niesamowicie trudne.
- Mój jedyny problem to fakt, że czuję jak ciebie zawodzę... I wiem, że nie mogę nic z tym zrobić, bo żądasz ode mnie czegoś, czego nie mogę ci dać - dodał, niby mając na myśli sprawę Angusa, ale chyba za tymi słowami kryło się o wiele więcej. Nie było to jednak miejsce, ani czas, aby o tym rozmawiali. - Zamówimy - zgodziła się, łapiąc jej drobne dłonie w swoje palce. - I wyłączymy telefony, dobrze? Chcę ciebie mieć tylko dla siebie - dodał, licząc na to, że może gdy zniknie cały świat uda mu się skupić myśli tylko na niej, tak jak dawniej.
Cameron G. Regalado
- Przyjmij ją z czym chcesz, Cameron - oznajmił dość szorstko, bo wolałby nie prowadzić z nią dalej tej dyskusji. Musiał więc zmienić rolę męża na przełożonego, a co za tym idzie także ton jakim się do niej zwracał. - Masz odpuścić i to jest moje ostatnie ostrzeżenie - dodał, absolutnie nie robią sobie nic z tego jak na niego patrzyła.
Przynajmniej chciał, aby takie odnosiła wrażenie, bo ten przepełniony niezrozumieniem i zawodem wzrok był dla niego jak sztylet przeszywający na wskroś jego i tak już poharataną duszę. Postanowił więc odrobinę zmienić tor, aby uświadomić Cameron, że ta sprawa naprawdę jest na tyle poważna, że byle glina z Lorne Bay nie powinien się w nią mieszać. Sam już nie wiedział czemu to zrobił, skoro ją znał i wiedział, że prawdopodobnie to tylko rozbudzi jej apetyt.
- Przestań mieć pretensję do siebie, na litość boską, przecież to on tam był, a ty, ty nie miałaś z tym nic wspólnego i mieć nie mogłaś, więc się już nie obwiniaj! - Puszczały mu nerwy, bo to wszystko zaczynało go przerastać. Nie dość, że nie umiał jej odsunąć od tej sprawy to jeszcze Cameron zaczynała obwiniać samą siebie, gdzie akurat jej sumienie było nieskazitelne w porównaniu do innych osób w jej otoczeniu. - W kółko wałkujesz tylko jeden temat. Imię Angusa wypowiadasz ostatnio częściej od mojego - burknął oskarżycielsko i oczywiście nie miał absolutnie prawa jej tego mówić, gdy w jego głowie nieustannie pojawiał sie obraz jasnowłosej kochanki.
Nie pomagało też to, że w pewnej chwili faktycznie się uspokoili, a Cameron zaczynała okazywać mu zrozumienie, na które nie zasługiwał. W dodatku zapytała o to, czy miał problemy, a on... A on miał ich masę i nie miał absolutnie nikogo, komu mógłby o tym opowiedzieć. Wszystko dźwigał sam i tłumaczył sobie, że to go umacnia, że jak to przetrwa to przetrwa wszystko, ale nie sądził, że będzie to aż tak niesamowicie trudne.
- Mój jedyny problem to fakt, że czuję jak ciebie zawodzę... I wiem, że nie mogę nic z tym zrobić, bo żądasz ode mnie czegoś, czego nie mogę ci dać - dodał, niby mając na myśli sprawę Angusa, ale chyba za tymi słowami kryło się o wiele więcej. Nie było to jednak miejsce, ani czas, aby o tym rozmawiali. - Zamówimy - zgodziła się, łapiąc jej drobne dłonie w swoje palce. - I wyłączymy telefony, dobrze? Chcę ciebie mieć tylko dla siebie - dodał, licząc na to, że może gdy zniknie cały świat uda mu się skupić myśli tylko na niej, tak jak dawniej.
Cameron G. Regalado


about me
Wyszła za mężczyznę, z którym zdradzała byłego męża. Szuka sprawców wypadku, który wysłał jej policyjnego partnera do szpitala.

Ich związek od początku był złym pomysłem, ale Cameron nie dbała o to, ignorując wszystkie m ą d r e rady otrzymywane od zapłakanej matki, która szczerze kochała byłego zięcia i była przeciwna rozwodowi. Wierzyła, że pokonawszy wszystkie przeciwności — a początkowo mieli ich niemało — ich dalsze życie potoczy się idealnie, lub przynajmniej będzie bliskie ideału. Nigdy jednak nie udawała, że małżeństwo będzie dla niej ważniejsze od pracy i sądziła, że Kalle myślał podobnie. Bo przecież znał ją! Otworzyła się przed nim, opowiadając o powodach, przez które oddalała się od byłego męża, wpadając wprost w jego szeroko otwarte ramiona. Dlaczego więc teraz, po kilku latach szczęśliwego związku, miała wrażenie, że to, kim była, zaczęło mu przeszkadzać? Dlaczego, chociaż miała doświadczenie, gdyż sama nie dochowała Telverne’owi wierności, teraz nie potrafiła dostrzec oznak zdrady? I w końcu, dlaczego tak cholernie bolało wysłuchiwanie ostrzeżeń i gróźb z taką łatwością wychodzących z ust męża p r z e ł o ż o n e g o ?
— Byłam jego partnerką i go zawiodłam. Powinnam była tam wtedy być — powiedziała, targana wyrzutami sumienia, których dotąd nie ujawniała przed mężem. Nie chciała go martwić. Miał wiele spraw na głowie, poza tym była przekonana, że jest wystarczająco silna, by poradzić sobie z własnymi myślami w pojedynkę. Była w błędzie. Nie miała również racji, sądząc, że Kallemu obojętny był los Angusa, co wnioskowała po ogólnym napięciu i zapewnieniach, że w a ż n i e j s i od nich ludzie zajmują się sprawą postrzału. Zresztą, jakie inne miała wyjście? Chciała mu uwierzyć.
Zarzut, jakim było zbyt częste przywoływanie Angusa, trafił w sam środek serca Cameron. Czas upływał, a ona nie potrafiła wyrwać się z gonitwy za sprawiedliwością, przez co uwierzyła, że nadgorliwość w jego sprawie naprawdę bolała Kalleviego. Przymknęła oczy, przyjmując kolejną dawkę poczucia winy spływającą do jej wnętrza. — Nie chciałam, żebyś poczuł się zaniedbany — wyznała, podnosząc powieki. W jej oczach było widoczne emocjonalne rozbicie. Przed chwilą była gotowa wywrócić gabinet do góry nogami, by dokopać się do prawy, a teraz bardziej niż zaciekłą policjantkę przypominała zbitego psa.
Nic nie odpowiedziała. Przytłoczona ciężarem jego wyznania, mogła jedynie milczeć i pokornie godzić się z tym, że świadomie postawiła go w niezręcznej sytuacji, żądając pomocy. Nie zawiódł jej — to ona chciała od niego zbyt wiele. Z drugiej strony, czy była w stanie naprawdę o d p u ś c i ć, jednocześnie pozostając w zgodzie z własnym (mocno dziś nadwyrężonym) sumieniem?
Pochyliła się i pocałowała Kalleviego; lekko, a jednocześnie wyraziście, jakby chciała pokazać, że sprzeczka nie wyrządziła krzywdy ich relacji, mimo że nie była tego stuprocentowo pewna. — Zgoda. Tylko my dwoje — oświadczyła, po czym wyswobodziła się z fotela i podeszła ku drzwiom. Lecz kiedy je otworzyła, nie wyszła od razu. Obróciła się przez ramię i odnajdując spojrzenie męża, bezgłośnie powiedziała: kocham cię, licząc, że ruch warg wystarczy, by Kalle odczytał wiadomość.
Koniec
— Byłam jego partnerką i go zawiodłam. Powinnam była tam wtedy być — powiedziała, targana wyrzutami sumienia, których dotąd nie ujawniała przed mężem. Nie chciała go martwić. Miał wiele spraw na głowie, poza tym była przekonana, że jest wystarczająco silna, by poradzić sobie z własnymi myślami w pojedynkę. Była w błędzie. Nie miała również racji, sądząc, że Kallemu obojętny był los Angusa, co wnioskowała po ogólnym napięciu i zapewnieniach, że w a ż n i e j s i od nich ludzie zajmują się sprawą postrzału. Zresztą, jakie inne miała wyjście? Chciała mu uwierzyć.
Zarzut, jakim było zbyt częste przywoływanie Angusa, trafił w sam środek serca Cameron. Czas upływał, a ona nie potrafiła wyrwać się z gonitwy za sprawiedliwością, przez co uwierzyła, że nadgorliwość w jego sprawie naprawdę bolała Kalleviego. Przymknęła oczy, przyjmując kolejną dawkę poczucia winy spływającą do jej wnętrza. — Nie chciałam, żebyś poczuł się zaniedbany — wyznała, podnosząc powieki. W jej oczach było widoczne emocjonalne rozbicie. Przed chwilą była gotowa wywrócić gabinet do góry nogami, by dokopać się do prawy, a teraz bardziej niż zaciekłą policjantkę przypominała zbitego psa.
Nic nie odpowiedziała. Przytłoczona ciężarem jego wyznania, mogła jedynie milczeć i pokornie godzić się z tym, że świadomie postawiła go w niezręcznej sytuacji, żądając pomocy. Nie zawiódł jej — to ona chciała od niego zbyt wiele. Z drugiej strony, czy była w stanie naprawdę o d p u ś c i ć, jednocześnie pozostając w zgodzie z własnym (mocno dziś nadwyrężonym) sumieniem?
Pochyliła się i pocałowała Kalleviego; lekko, a jednocześnie wyraziście, jakby chciała pokazać, że sprzeczka nie wyrządziła krzywdy ich relacji, mimo że nie była tego stuprocentowo pewna. — Zgoda. Tylko my dwoje — oświadczyła, po czym wyswobodziła się z fotela i podeszła ku drzwiom. Lecz kiedy je otworzyła, nie wyszła od razu. Obróciła się przez ramię i odnajdując spojrzenie męża, bezgłośnie powiedziała: kocham cię, licząc, że ruch warg wystarczy, by Kalle odczytał wiadomość.
Koniec
