uciekająca dziedziczka
aka rozpuszczona księżniczka
176 cm
30 yo
Awatar użytkownika
about me
i wasted all those yesterdays and am completely out of tomorrows
Awatar użytkownika

1-Diazydokarbamoilo-5-azydotetrazol, C2N14, osiem cząsteczek, bezbarwne kryształki, jedna z najbardziej niestabilnych substancji na świecie, a Ren Falkenberg powoli zaczynała godzić się z myślą, że się w nią przeistacza. Od kilku dni targała nią burza emocji. Nasilała się i gasła, potrafiąc rozgorzeć w najmniej spodziewanej chwili, wywołana skrawkiem wspomnienia, najczęściej przesuwającego się po gładkiej fakturze złotej obrączki, zdobiącej serdeczny palec Maxwella Wheathleya. Torturowała się, odtwarzając tą chwilę niezliczone ilości razy w głowie. Wciąż czuła rdzawy smak krwi na języku, kiedy przygryzła wargę tak mocno, że pękła. Wciąż pamiętała jakie to uczucie, walczyć ze spazmami płaczu, przejmującymi kontrolę nad ciałem, chociaż wcale nie chciała jej oddać bez walki. I wciąż dręczyło ją poniżenie, którego doświadczyła w swojej naiwności, zjawiając się po kilku latach bez słowa, na progu domu byłego ukochanego. I d i o t k a.

Gdyby zależało to tylko od niej, nie wychodziłaby z tego domu już do końca swoich dni. Żałowała, że wynajęła lokum na drugim końcu ulicy, przy której znajdował się boleśnie wyryty w pamięci adres. Powinna zamieszkać po przeciwnej stronie miasta. Gdziekolwiek. Było jej już wszystko jedno, ale ilekroć postanawiała się poddać, cichy głos w jej głowie się nasilał, aż wreszcie krzyczał, że nie może. Nie mogła przecież wrócić z podkulonym ogonem do rodzinnego miasta, do siedziby firmy i dać znowu zamknąć się w więzieniu o prętach ze szczerego złota. Jakaś cząstka w niej łudziła się, że jeszcze nie wszystko pogrzebane. Że może jeszcze wygrać tą wojnę, zignorować syreny alarmowe i zasieki z drutów kolczastych. Ta cząstka nie umiała się poddawać. To był kawałek prawdziwej Ren, który nie pozwalał o sobie zapomnieć. Pochwyciła się go kurczowo, podnosząc się tego dnia z łóżka. Pod jej oczami widniały cienie, a twarz była spuchnięta od płaczu. Nie pomógł nawet zimny prysznic i strugi wody, zalewające umęczone policzki. Częściowo udało jej się to zatuszować makijażem, a na resztę nie było żadnego remedium, poza zignorowaniem jej.

Pojawiła się we wcześniej umówionym miejscu o właściwej porze. Nie wcześniej, nie później. W kwestii punktualności, Ren zawsze dotrzymywała obietnic, jeśli tylko było to zależne od niej. Dostrzegła znajomą sylwetkę, stojącą przed wejściem do lokalu. Nie potrafiła ukryć odrazy, która zalśniła w jej oczach. Przełknęła gorycz i z uśmiechem przyklejonym do zastygłej w fałszywej radości twarzy, podeszła do swojego dręczyciela ochroniarza.

- Załatwimy to szybko i bezboleśnie tutaj, czy koniecznie musimy wchodzić do środka? - mimo rozkosznie wykrzywionych warg, przez jej twarz przebiegł ponury cień. Nie chciała wchodzić do środka. Nie chciała zamawiać kawy i rozsiadać się na krześle przy jednym ze stolików. Nie chciała rozmawiać z nim dłużej niż to konieczne. Zresztą w ostatnim czasie jedyne czego chciała to zapaść się pod ziemię i już nigdy nie opuścić tego miejsca. - Nie mam ci wiele do opowiedzenia. Nie zdarzyło się w tym czasie nic szczególnego - stwierdziła beztrosko, usilnie odpychając od siebie wspomnienie, w którym naiwnie wierzyła, że uda jej się pozbyć rzekomej małżonki Maxa. Jakby to nigdy się nie wydarzyło, a złoty błysk obrączki był wyłącznie tworem jej wyobraźni.

Johnny Peck

aktor z branży porno
na przymusowej emeryturze
186 cm
32 yo
Awatar użytkownika
about me
kontuzjowany aktor filmów pornograficznych, który wrócił do miasteczka po kilku latach nieobecności jako ochroniarz niesfornej Ren
Awatar użytkownika
Powroty bywały bolesne. Na szczęście nikt nie zadawał mu pytań z gatunku czy tak samo bolesne jak seks analny z dwójką hojnie obdarzonych mężczyzn, ale skala była podobna. To znaczy takie miał wrażenie, bo może i był aktorem filmów porno, ale nie specjalizował się akurat w tej kategorii. Niesamowite było to, że za każdym razem jednak musiał tłumaczyć, że owe specjalizacje istniały i akurat nie przekraczał pewnej granicy tabu w swoim życiu.
Dla jego bogobojnej rodziny i tak było to mierne wytłumaczenie i dalej wyzywali go od szatanów, ale nie tylko dlatego powrót okazał się tak trudny. Bardziej chodziło o to, że wszyscy jego dawni kompani bądź kumple rozpierzchli się gdzieś po wielkich miastach i nie bardzo miał z kim nawiązywać relacje. Życie okazywało się bardziej przewrotne niż jedna z tych komedii romantycznych, gdzie na rogu na powracającego do miasteczka bohatera czeka prawdziwa miłość z liceum, a drinki w barze nadal polewa jego przyjaciel. Nie wiedział czy tego akurat się spodziewa (zwłaszcza w kwestii rzucającej mu się na szyję jakiejś pewnie grubej obecnie sweetheart), ale bycie częściowym inwalidą doprowadzało go do szału tak bardzo, że chętnie przystałby na propozycję zabicia czymś cennych minut.
Tymczasem nie działo się nic nadzwyczajnego, on sam raczej przemykał przez miasteczko jako duch i do tej pory nie obdarzył wizytą duszpasterską (tak, wiedział, że nie jest księdzem) swoich rodziców. W ramach tego całego znużenia, monotonii i szeroko przyjętego zniechęcenia pozostawało mu albo upijać się w barze i wszczynać burdy albo przypilnować swojej podopiecznej. To wcale nie było tak, że nie brał pierwszej opcji pod uwagę. Dostanie w mordzie w barze było łatwiejsze niż znoszenie kaprysów księżniczki, która pojawiła się w tym mieście, by odnaleźć żebraka i wyznać mu miłość.
Jak dla niego bogaci ludzie naprawdę nie wiedzieli, co zrobić z wolnym czasem, skoro mieli takie rozrywki, ale postanowił raz jeden dać jej działać. A on planował przyglądać się temu z boku.
Dobre sobie, za żadne z boku jej ojciec mu nie płacił, a on jak przystało na solidnego pracownika, pragnął wykonać należycie swoje obowiązki i skończył jak jeden z tych podłych stalkerów, obserwując jej trudy. I zauważając przy okazji, że dziewczę wzięło się za żonatego typa. To już naprawdę brzmiało jak kaprys księżniczki, która zapragnęła tego kolesia i nic, nawet akt małżeński nie mogło jej w tym przeszkodzić. Najwyraźniej przydałoby się jej znaleźć rodziców- lepszych niż miała- i przegadać jej do rozumu, że tego typu zachowanie jest niemoralne i zwyczajnie głupie. To wcale nie tak, że ta żona zniknie.
Ba, Johnny postanowił się żarliwie modlić, by nic się jej nie stało, bo miał kiepskie kompetencje, jeśli chodzi o tuszowanie morderstwa. Na wszelki wypadek zakupił nawet łopatę, ale nie było to wciąż dobre przygotowanie, więc musiał odwołać się do czegoś nieistniejącego i w tym konkretnym przypadku nie miał na myśli Boga, a zdrowy rozsądek panny Ren.
Równie dobrze już mógł zacząć czytać o tym jak spalić zwłoki.
- Nie zdarzyło się nic szczególnego? Poza faktem, że twój były jest żonaty, a ty go prześladujesz?- tak, to pytanie sugerowało, że lepiej będzie jak wejdą do środka.

ren falkenberg
uciekająca dziedziczka
aka rozpuszczona księżniczka
176 cm
30 yo
Awatar użytkownika
about me
i wasted all those yesterdays and am completely out of tomorrows
Awatar użytkownika

Przyjazd do tego miasteczka, odkrywał zapomniane pod płaszczem kurzu wspomnienia. Chociaż minęło sześć lat odkąd po raz ostatni przechadzała się zacienionymi, skrytymi w pod baldachimem mięsistych liści ścieżkami, czuła się tak, jakby wszystko wróciło na swoje miejsce. Przynajmniej po części, bo nie tak wyobrażała sobie powrót do Australii, która tliła się w niej mglistym echem przeszłości. W pewien sposób była wolna, ale równocześnie wciąż tkwiła w klatce minionych lat, rozpaczliwie chwytając się tego, co rozpadało się pod dotykiem jej palców. Nie mogła się pozbyć wrażenia, że gdyby zdobyła się na odwagę wcześniej, na palcu Maxa wcale nie lśniłaby teraz obrączka, a Ren nie miotałaby się jak zwierzę z odciętą kończyną, ale prawda była taka, że krwawiła. Bo sześć lat temu miała ledwo ponad dwadzieścia lat i niewiele doświadczenia w prowadzeniu wojennych strategii. I choć daleko było zimnej wojnie toczonej pomiędzy nią, a rodzicami do prawdziwej bitwy, to w tym wypadku też należało spodziewać się stosu ofiar. Sześć lat temu byłyby bardziej krwawe, a Ren skapitulowałaby jeszcze na samym początku. Teraz zaś była gotowa poświęcić wszystko, bo nic nie było warte ceny, jaką przyszło jej płacić, kiedy z pokorą zgodziła się wrócić do niewoli.

Siedząc nad znośnym drinkiem, w zakurzonej szklance, była pewna, że zawarli pakt. Z góry założyła, że Johnny Peck zajmie się swoim żałosnym życiem, jakie prowadził, a jej da święty spokój do czasu umówionych spotkań. Może gdyby była bardziej czujna, dostrzegłaby gdzieś zarys jego sylwetki, czającej się w pobliżu, ale jej myśli były pochłonięte kimś czymś zupełnie innym. Jeszcze dzisiaj, gdy z powrotem zaszyje się we wnętrzu przepastnego (o wiele za dużego jak na jedną osobę) domu, będzie przeklinać w duchu swoją nieuwagę i naiwną wiarę w to, że w Lorne Bay z łatwością z niknie z radaru. Przede wszystkim, będzie przeklinać i miąć w ustach klątwy pod adresem swojego największego koszmaru ochroniarza, który choć próbowała pozbyć się go ze wszystkich sił, nieugięcie trwał przy jej boku wykorzystując każdą jej słabość, żeby się nad nią znęcać.
Och, słodka ironio, gdyby tylko wiedziała, że nabył w ciągu ostatnich dni łopatę, osobiście by się do niego pofatygowała, żeby mu nią przyłożyć. A przynajmniej spróbować, bo ostatecznie Ren Falkenberg w fizycznym starciu, z góry była na przegranej pozycji.

Szybciej niż mogła objąć świadomością, że to koniec, usłyszała jak z jego ust eksplodują słowa, niczym cena za całe życie. Kąciki jej ust drgnęły, targnięte nagłym spazmem, ale tylko to zdradziło, że świat w jej wnętrzu zaczyna się walić.
On wiedział.
S k ą d on wiedział?
Litości...

Wciągnęła powietrze głęboko do płuc i wypuściła je ze świstem po kilku długich, bolesnych sekundach rozważania, czy nie lepiej w tej chwili spróbować zmierzyć się z nim w sprincie, a skoro miał problemy z biodrem, istniała duża szansa, że w tej dyscyplinie powiodłoby jej się lepiej, niż z rzekomym ciosem łopatą. Ale on w i e d z i a ł i nie mogła mu pozwolić na to, żeby przedarł się jeszcze głębiej w jej życie, pozostawiając po sobie ślady zabłoconych podeszw.

- Wcale go nie prześladuję - z jej ust uleciał warkot, a dłonie skrzyżowały się na piersiach w obronnym geście. Kątem oka zerknęła, czy w pobliżu nie ma nikogo, kto mógłby przechwycić ów cenne informacje, bo ostatnim czego teraz pragnęła była wieść, że do miasteczka przyjechała szurnięta była Maxwella, próbująca rozbić jego małżeństwo. Na swoją obronę mogła powiedzieć, że wcale nie próbowała. Przynajmniej jeszcze nie próbowała. Zważywszy na to, że od kilku dobrych dni nie wychylała nosa poza ściany wynajmowanego domu, nawet nie miałaby ku temu okazji. Musiała ułożyć nowy plan, uwzględniający niewygodne przeszkody w postaci obrączki i rzekomej żony, której jeszcze nie widziała na oczy. Mogła z łatwością znaleźć jej profil na mediach społecznościowych. Miała ku temu predyspozycje, a nawet prywatnego detektywa, z którego usług korzystała jej rodzina, ale były dwa kluczowe powody, dla których tego nie zrobiła. Pierwszy z nich, najbardziej trywialny - jej serce rozpadłoby się na miliard kawałków, gdyby jej spojrzenie choć raz zawisło na splecionych ze sobą ciałach. Drugi zaś był po prostu praktyczny - gdyby zwróciła się o pomoc do detektywa, o wszystkim dowiedzieliby się jej rodzice. Poza tym wcale nie była szurnięta.

- Może i jest żonaty, ale to nie potrwa długo - wymsknęło jej się, zanim zdążyła sobie zatkać usta. Nie tak to miało zabrzmieć. Zupełnie nie tak. Spuściła głowę, wlokąc się jak na skazanie do wnętrza kawiarni. Zajęła krzesło na przeciwko Johnny'ego i ponownie wbiła w niego zimne, stalowe spojrzenie. - I nie, nie nie mam zamiaru się do tego przykładać. To jego decyzja - posłała mu triumfujący uśmiech, jakby właśnie odsłoniła przed nim kartę jokera, o której nie wiedział. Ale to nie do końca było prawdą. Wcale nie wiedziała, czy rzeczywiście Max planuje rozstać się ze swoją żoną, ale to co powiedział zasiało w jej sercu pewne ziarno niepewności. Nie wydawał się być szczęśliwy w tym związku, a jego słowa brzmiały tak, jakby w istocie coś było na rzeczy. I kłamała. Oczywiście, że miała zamiar dołożyć do tego swoje trzy grosze. - Skąd w ogóle o tym wiesz? Śledzisz mnie? - nie taka była umowa. Przynajmniej nie tak zakładała. Miał się od niej trzymać z daleka. Jej usta zacisnęły się w wąską linię, a na języku poczuła rdzawy smak krwi, za mocno przygryzionej wargi.

Johnny Peck

aktor z branży porno
na przymusowej emeryturze
186 cm
32 yo
Awatar użytkownika
about me
kontuzjowany aktor filmów pornograficznych, który wrócił do miasteczka po kilku latach nieobecności jako ochroniarz niesfornej Ren
Awatar użytkownika
Nie był w stanie zrozumieć porywu tych uczuć, bo nigdy nie kochał prawdziwie. Brzmiało to dość smutno w kontekście tego, że już był mężczyzną u progu dojrzałości i którym z niejednego pieca chleb jadł- a w kontekście zawodowym to były wręcz całe piekarnie (!)- ale nigdy nie zabiło mu serduszko tak szybko, by mógł przypuszczać, że to jakiś rodzaj palpitacji. Wręcz przeciwnie, kilka razy nawet podejrzewał u siebie pewien rodzaj psychopatii, bo przecież to aż było niemożliwe, by nie darzyć uczuciem absolutnie nikogo. Kiedyś doszło do niego, że oczekuje tego, że chciałby, żeby ktoś wziął i potargał mu serce, bo przynajmniej wówczas by je miał, ale nic takiego się nie zadziało. Była tylko pustka i to tak absurdalna, że obecne porywy serca Ren nie robiły na nim żadnego wrażenia.
Dobrze, robiły, ale pod względem typowo naukowym, bo nagle zaczął fantazjować jak ten szalony naukowiec o tym, by wziąć i rozkroić jej czaszkę, a potem wyjąć mózg, odpowiedzialny za te procesy myślowe i postarać się znaleźć różnice w budowie anatomicznej jego i jej. Wprawdzie musiało do niego dochodzić to, że jest to niedorzeczne marzenie, bo sam musiałby być wówczas martwy- ciekawe jak wtedy badałby mózgi- ale naprawdę intrygowało go jak można kogoś kochać przez lata i jeszcze nie zauważać na jego palcu obrączki.
Wiedział, że kobiety są głupie. Nie chodziło o jakiś ponury szowinizm, bo ze strony męskiej też zdarzały się przypadki imbecyli, ale o fakt, że niektóre przedstawicielki płci żeńskiej bardzo konsekwentnie odmawiały przyznania się do tego, że ignorują wszystkie czerwone flagi u mężczyzn. Czymże więc byłoby małżeństwo, jeśli nie największą z tych chorągwi?
Skąd ona się urwała, jeśli wierzyła, że to nie jest żadne zagrożenie?
I czy jego pracodawca dość wyraźnie nie zaznaczył, że miał pilnować, by Ren nie narobiła w międzyczasie głupot?! Do cholery, to zakrawało na jedną z tych największych, na królową epizodów z pogranicza komedii romantycznych, a Peck może i o miłości gówno wiedział, ale znał się trochę na realnym życiu i przypuszczał, że akurat to nie skończy się dobrze.
O ile w ogóle się skończy, a nie ta rozwydrzona królewna utknie w niewiadomej, a on razem z nią w tym miasteczku duchów, w którym każdy prędzej czy później dowie się, że ten kaleka występował w firmie dla dorosłych.
Cudownie.
Johnny miał wrażenie, że już lepiej byłoby, gdyby go postrzelili jak każdego kulawego konia w westernach, a nie kazali mu znosić ogromu tego upokorzenia. Z tego też powodu postanowił zareagować, wiedząc dobrze, że grozi mu coś w rodzaju ekspozycji, bo przecież nie umawiał się z Ren na śledzenie, więc zaraz ich śmieszna umowa o niewchodzeniu sobie w paradę zostanie zerwana i znowu pojawią się znajome noże. Brzmiało jak gotowy scenariusz na horror, więc może jego marzenia o ekspresowej śmierci zostaną spełnione.
- Nie, ty tylko przejechałaś kontynent, by go znaleźć- odgryzł się jednak, bo przecież nie tak, że da się wyprowadzić na tarczy, zwłaszcza że już zaczął temat. Musiał się jednak pilnować bardziej i wyjątkowo gryźć w język, co było dość dziwnym doświadczeniem, jeśli wziąć pod uwagę jego wrodzoną małomówność. Najwyraźniej jednak głupota wyzwalała w nim zdecydowanie pokłady gadatliwości.
- I czekaj, czekaj, on ci to powiedział? Że się rozwiedzie?- powtórzył za nią i roześmiał się, bo chyba miał tu do czynienia z klasycznym syndromem wyparcia. Było to tak bardzo zabawne, że mało brakowało, a Johnny wyjąłby kartę do bingo, na którym by zakreślał równie wspaniałe i nowatorskie teksty typu, że żona go nie rozumie i już przecież nie sypiają razem. Takie przypadki w stu procentach okazywały się jedną wielką ściemą, ale musiało go to sakramencko bawić, że na te typu hasła nabierała się osoba, która tak bardzo chciała uchodzić za sprytną i inteligentną. Najwyraźniej nawet takie miały w swoim zanadrzu mężczyznę, dla którego całkowicie głupiały i wyrzekały się tej ostatniej, szarej komórki, bo przecież inaczej by do takich ceregieli nie doszło.
Coś czuł, że to będzie ciężki kawałek chleba i był nawet o krok od powiedzenia jej, że sorry, panienko, ale od tej pory radź sobie sama, ale był zdesperowany i potrzebował kasy. To właśnie sprawiło, że wreszcie westchnął niemalże teatralnie.
- On się nie rozwiedzie, Ren. Porucha cię i zostawi- odrzekł jak przystało na prawdziwego eksperta od związków… który został właśnie przyłapany na maleńkim, drobniutkim kłamstewku, które nieco nieudolnie próbował przepić wodą.
- Nie śledziłem, weź- odrzekł wreszcie. - Po prostu byłem ciekaw, co cię tu sprowadza i jakimś trafem zauważyłem was razem. Potem zrobiłem research, znalazłem też jego żonę i tak wyszło- wyjaśnił spokojnie, choć czuł, że akurat ona zaraz go zamorduje, a nie zrozumie.
Może to i lepiej, bo nie będzie musiał oglądać tej farsy z panienką, która gania za niedostępnym i żonatym facetem.
Tak, to słuszne rozumowanie.

ren falkenberg
uciekająca dziedziczka
aka rozpuszczona księżniczka
176 cm
30 yo
Awatar użytkownika
about me
i wasted all those yesterdays and am completely out of tomorrows
Awatar użytkownika

W wielu kręgach, Ren Falkenberg uchodziła za roztropną. Myślała kilka ruchów do przodu, umiała oszacować ryzyko i straty, a nim podeszła do negocjacji, chłodno kalkulowała każdy ruch. I choć ten plan zdawał się być z początku bez wad, już z góry był skazany na porażkę. Bo jak można oszacować cokolwiek, bazując na pustej, kilkuletniej luce, którą wypełniały wyłącznie zdawkowe urywki z portali społecznościowych i nagłówków gazet? Ale najgorsze w tym wszystkim było zderzenie się z rzeczywistością. Ze zdobiącą palec byłego ukochanego obrączką i odzierającym ze złudzeń mamrotaniem, w którym mimo wszystko odnalazła absurdalny okruch nadziei. Równie dobrze mogłaby wsiąść na rower i wybrać się na nim w kilkumiesięczną podróż pomiędzy kontynentami (z uwzględnieniem promów rzecz jasna) i zrobić przystanek w niewielkim, australijskim miasteczku. Przedsięwzięcie wyszłoby równie ryzykowne, a może chociaż zgubiłaby swój ogon w postaci byłego gwiazdora porno, który za każdym razem doprowadzał ją do szału.

Gdyby tylko wiedziała, jakie myśli nawiedzały jego głowę, ochoczo by mu zawtórowała, bo gdyby go postrzelili, a jego wakat ochroniarza obstawiłby ktoś inny, była bardziej niż pewna, że poszłoby jej z nim łatwiej, niż z Johnnym, który za swoją wytrwałość powinien dostać specjalny order w ramach podzięki (ale nie od niej).

Nie podobało jej się, jak na nią patrzył. Zupełnie jakby Ren straciła resztki godności, intelektu i wszystkiego co czyniło ją istotą rozumną (choć w kwestii godności akurat nie powinna się sprzeczać). Jej spojrzenie spochmurniało, a w błękit przybrał kolor burzowego nieba, lśniąc od tkwiących na granicach tęczówek błyskawic. Najchętniej spopieliłaby go samym wzrokiem. I co z tego, że tylko mocniej przytwierdziłaby do siebie etykietkę pustej księżniczki. Nienawidziła tego, że ktoś t a k i j a k o n, spoglądał na nią w t e n sposób. I Bóg jej świadkiem, że jeśli wytrzyma w jego towarzystwie bez ulżenia sobie rękoczynem, zasługuje na chociaż namiastkę pieprzonej aureoli.

- I dalej nie uważam tego za prześladowanie. Ale do ciebie akurat nie mam pretensji o to, że nie rozumiesz takich gestów. Wystarczająco dużo razy świeciłeś dupą przed ekranem, żeby odrzeć każdy czyn z romantyzmu - prychnęła w odpowiedzi, lustrując go ociekającym jadem spojrzeniem. Marna to była wymówka i chociaż zdawała sobie sprawę, jak żałośnie brzmią te słowa w jej ustach, dalej obstawiała przy swoim. Owszem, była obrzydliwie bogata. Owszem, wykorzystała to, żeby po latach przekonać się, czy da się odzyskać utracone uczucie, ale nie była przecież jakąś nienormalną stalkerką, co próbował jej insynuować. Wolała kiedy się nie odzywał. Wtedy był względnie znośny, bo przynajmniej mogła go omijać wzrokiem.

- No - poczuła, jak jej policzki rozpalają niezdrowe rumieńce. - Coś w tym stylu - odburknęła wymijająco, unikając jego spojrzenia. Jeśli, cytując: "jeszcze nie teraz, jeszcze nie możemy" można uznać za obietnicę rozwodu, to tak, właśnie to jej powiedział. Nabrała powietrza w płuca i wypuściła je z cichym świstem, unosząc brodę do góry, w geście - jak mniemała - majestatycznym albo przynajmniej ociekającym dumą. Umiała grać. Nawet jeśli sama nie do końca wierzyła we własne słowa, bo czy to nie dlatego spędziła ostatnie dni, wylewając łzy w poduszkę? Ale on nie musiał o tym wiedzieć. Nie da mu tej satysfakcji.

Jego słowa odbiły się cieniem po jej twarzy. Dolna warga drgnęła. Ze smutku? Rozczarowania? Wściekłości? Jak ona go nienawidziła. Problem w tym, że w tej chwili nie była pewna, którego z nich bardziej. Powstrzymała nagły odruch wyrwania mu szklanki z rąk i oblania go wodą. Zacisnęła usta w wąską linię, pozwalając, żeby szalejące w jej wnętrzu języki ognia nieco przygasły.

- A ty to wiesz, bo? - postukała paznokciem o blat stołu, nachylając się w jego stronę. - Nikt nie mówi o ruchaniu... Johnny - z trudem wypluła (to dobre słowo) jego imię z ust. - I jeśli będę potrzebowała w tej kwestii twojej opinii dam znać, ale możesz być pewien, że to się nigdy nie stanie - skrzywiła się, wpatrując ozięble w jego twarz. Może i postradała rozum, decydując się na podróż na drugi kontynent tylko po to, żeby upewnić się, czy jeszcze jest w stanie naprawić to, co zostało zniszczone lata temu, ale ta resztka godności którą zachowała, nie pozwalała jej się pakować mu do łóżka, kiedy był żonaty. Jeszcze.

- Research? I to niby ja kogoś prześladuję?! - jej głos odbił się echem od ścian, przyciągając wzrok kilku osób zajmujących sąsiednie stoliki. Zagryzła wargę, zorientowawszy się, że podniosła się z krzesła i opierała teraz dłońmi o stół, niebezpiecznie blisko całego jestestwa Johnny'ego Pecka. - Czy ty możesz się wreszcie przestać wpierdalać w moje życie i zająć własnym? Mieliśmy umowę, dotrzymałam jej, masz swoje pierdolone sprawozdanie, możesz je wysłać do tatusia Falkenberga, ale spróbuj wspomnieć o tym po co tutaj przyjechałam, a przysięgam, naprawdę, przysięgam, że cię własnoręcznie wykastruję - warknęła już nieco ciszej, po czym opadła na krzesło, łapczywie wypełniając płuca powietrzem.
W tej chwili była gotowa zrobić wszystko, złamać każdą zasadę, byle informacja o jej odwiedzinach u pieprzonego Maxwella Wheatly'ego nie wyszła poza granice Lorne Bay.

Johnny Peck

aktor z branży porno
na przymusowej emeryturze
186 cm
32 yo
Awatar użytkownika
about me
kontuzjowany aktor filmów pornograficznych, który wrócił do miasteczka po kilku latach nieobecności jako ochroniarz niesfornej Ren
Awatar użytkownika
Nie sądził, że właściwie się przejmie. Nie powinien i to był pierwszy raz, gdy przydałby mu się jakiś szef, który zjechałby go z góry na dół za bratanie się z klientką. Wręcz obecność takiej osoby była dla niego w tym momencie konieczna, bo jak tak dalej pójdzie, zacznie się przejmować, a po tym już prosta droga do więzi. Tyle, że na jego (nie)szczęście osobą decyzyjną w tym całym projekcie REN (brzmiało jak nazwa jakiegoś statku kosmicznego i właściwie jej pomysły były jak z kosmosu) był jej własny ojciec. Nie wyobrażał sobie więc dzwonienia do niego i żalenia się, że przejmuje się tą gówniarą (przynajmniej z zachowania) na tyle, że ma wrażenie, że trzeba jej kupić obrożę i ładną smycz.
Dziwnie brzmiały takie myśli w kontekście jego byłego zawodu, ale po raz pierwszy od dawna nie miał na myśli niczego zbereźnego, a jedynie ochronę ją przed samą sobą, bo kto, do jasnej cholery, wpada na pomysł, by bratać się z żonatym byłym. To był scenariusz jak z jednego serialu, gdzie bohaterka poznaje swoją dawną miłość na spotkaniu klasowym i robi z siebie idiotkę, bo to ma szansę bytu. Nie, nie miał jej za kretynkę do kwadratu, ale w takim razie chyba musiał zweryfikować swoje opinie.
I przy okazji zastanowić się jeszcze, czemu akurat był tak nieziemsko zazdrosny o jej osobę, skoro przecież obrażała go zawodowo.
- Gratulacje, jaśnie oświecona i nowoczesna dziewczyno, która traktuje pornografię tak jak stare baby przed kościołem. Dobrze, że jeszcze nie robisz znaku krzyża na mój widok i nie modlisz się, by diabeł zabrał do piekła tę moją pryszczatą dupę- prychnął mocno i wcale nie zamierzał prostować, że żadnych wyprysków w tym strategicznym miejscu nie ma. Niech sobie sama sprawdzi u źródła. Przy okazji może by się czegoś nauczyła dla tego swojego żonatego cioty, choć akurat tego jednego pomysłu nie zamierzał podawać jej na srebrnej tacy, bo jeszcze stwierdzi, że z niego skorzysta i dopiero zaczęłaby się afera. Jeszcze nigdy nie bronił swojej klientki przed rozwścieczoną żoną i pragnąłby utrzymać ten stan, choć znając poczynania Ren, chyba nie powinien bardzo w to wierzyć.
Nie, gdy miotała się wściekle z powodu małego krążka, a on okazał się być niezłym prorokiem, bo przyszło mu oświadczyć niemal bez pudła, że ten człowiek zapewne wygłosił jeden z tych szalenie oklepanych frazesów. Nawet w pornosach po niego nie sięgali, bo to było tak podłe granie na emocjach, że reżyserzy tych hitów wstydzili się z niego korzystać, a tu proszę, jej kochaś go jej zaserwował. I doceniał to, że przynajmniej w tym momencie nie szczebiotała, jaki z niego cudowny gość.
- Skąd wiem, że się nie rozwiedzie? Bo widzę jak niepewnie sama o tym mówisz. Jesteś mądra, ale jakimś cudem nie umiesz tego dopuścić do siebie- wygłosił spokojnie jak na niego, czując, że jeszcze chwila, a ukróci jego kaznodziejskie zapędy i mu przyłoży albo obleje wodą. Cokolwiek, by przestał wbiegać ubłoconymi butami w jej idealne życie, gdzie ukochany okazywał się człowiekiem żonatym. - A co do ruchania czy też kochania jak wolisz- wzruszył ramionami - to bycie w związku nie implikuje tego? Przyjechałaś wyznać mu miłość i myślałaś, że się będziecie trzymać za ręce? Razem z jego żoną?- uściślił i dalej debatował o tym, zupełnie jakby nie był świadom kolosalnego zagrożenia z jej strony, bo może przez moment uznał, że będą rozmawiać jak starzy przyjaciele, może jego instynkt samozachowawczy wyłączył się w nieodpowiednim momencie, ale po chwili już Ren opierała się cała o ich stolik i wrzeszczała na niego tak jakby wziął tego jej kochasia i przepuścił przez maszynkę do mięsa.
Ewentualnie zabrał go na plan zdjęciowy jego filmu w wiadomym celu.
- Mała, nie drzyj się po mnie!- sam wrzasnął jednak równie mocno jak ona i zacisnął dłonie na jej nadgarstkach. - I czekaj, to znaczy, że ty przyjechałaś tu dosłownie dla niego?- przed chwilą bardziej z tego żartował i nie dowierzał, że to możliwe, a teraz… teraz dostawał najlepsze potwierdzenie i dosłownie go zatkało. Na moment chyba stracił władzę we wszystkich swoich kończynach i poczuł, że robi mu się ciemno przed oczami. - Pilnuję laski, która stwierdziła, że będzie żyć jak ta cizia z Pamiętnika?!- i tyle z jego spokoju i stoickiej natury, ale serio, myślał, że Ren to jednak inny poziom.
Srogo się zawiódł.

ren falkenberg
uciekająca dziedziczka
aka rozpuszczona księżniczka
176 cm
30 yo
Awatar użytkownika
about me
i wasted all those yesterdays and am completely out of tomorrows
Awatar użytkownika

Denerwowało ją każde słowo, które padało z jego ust. Denerwowało do tego stopnia, że miała ochotę wziąć zamach i zetrzeć mu pięścią z ust ten złośliwy wyraz twarzy. Denerwował ją przede wszystkim dlatego, że gdzieś w najdalszym z najciemniejszych zakamarków duszy, znajdowała się krucha cząstka, która przyznawała mu rację. Bo cóż to za absurdalny pomysł, żeby lecieć na drugi koniec świata, do człowieka którego nie widziała przez lata, a który nie miał w sobie na tyle siły żeby spróbować o nią zawalczyć? Do człowieka, który nawet nie wiedziała, czy nie jest w związku? Ale... Ona też była wtedy kupką słabości. Skrawkami osobowości na tyle przerażonej, żeby nie próbować podejmowania się walki. Ona też spotykała się z innymi i tonęła w cudzych objęciach. Z tym, że żadne nie potrafiły wypełnić pustki, którą nosiła w sobie przez następnych kilka lat. Pustki rozrywającej jej duszę na pół i wydzierającej zeń serce. Co gorsza, jakkolwiek infantylnie i absurdalnie to nie brzmiało - wszak nie mogła oczekiwać od niego, że bez celu będzie stał w miejscu - nie była pewna, czy wybaczy mu to, że potrafił oddać swoje serce innej. Ona nie potrafiła.

Zignorowała komentarz ochroniarza vel. byłego aktora porno na temat jej pruderyjności, wywróciwszy jedynie oczami do góry w błagalnym geście. Jeśli Bóg istniał, wznosiła modły, by w tym momencie zainterweniował i uwolnił ją od tej udręki, ale nic się nie stało. Żaden grom z jasnego nieba nie zmiótł Johnny'ego Pecka z krzesła na przeciwko. Żadna siła wyższa nie trąciła kelnerki niosącej tace, by jej zawartość rozbiła się na jego głowie. Nie. Wciąż tutaj był i ciął słowami jak ostrzem noża, unicestwiając każdą cząsteczkę pewności, że jej decyzja była słuszna.

Och, Ren, ty naiwna istoto. Naprawdę myślałaś, że serce jest jedynym wybawcą - powodem, dla którego jesteś w stanie rzucić wszystko i wyrwać się z oków więzienia, w którym posłusznie tkwiłaś przez tyle lat? Zrobiło jej się niedobrze. Była pewna, że jeśli jej policzki do tej pory były pokolorowane grymasem czystej furii, teraz pobladły, a miejsce czerwieni zajęła zieleń. Najtrudniej było się przyznać przed samą sobą, że nawet Ren, prymuska w świecie oceny ryzyka i twardego stąpania po ziemi, potrafiła stracić grunt pod nogami i osobiście zrzucić na siebie gruzy.

W innej sytuacji wypięłaby dumnie pierś, przyozdabiając usta kpiącym uśmieszkiem, bo oto otwarcie przyznał, że jest mądra, a jednak teraz nie potrafiła się tym cieszyć. Nie umiała przywołać na twarz nawet nikłego uśmiechu. Tymi kilkoma słowami sprawił, że krucha, oplatająca ją warstwa się osunęła, a Ren potłukła się jak porcelana. Nagle poczuła się mała i odsłonięta. Wrażliwa na cios każdego wymierzonego w nią słowa. Jej oczy zalśniły na ułamek sekundy, ale ukryła to na pozór niedbałym mrugnięciem powiek.

- Wszystko spłycasz - zaczęła, skupiając się na swoim oddechu. Nie patrzyła na niego. Spuściła wzrok na swoje dłonie, które nerwowo splatały i rozplatały ze sobą palce, wyginając je we wszystkie strony. - Doskonale wiem na czym polegają związki i wierz mi, że o niczym bardziej nie marzyłam jak dać się zerżnąć już na samym progu jego domu - uniosła wzrok, wbijając chłód stalowo błękitnych tęczówek w jego oczy. Sama była zaskoczona swoją otwartością, ale poniekąd to on ją do tego zmusił, wyzwalając strumień frustracji ciążący na jej duszy. - Ale nie, nie przyjechałam mu wyznawać miłości - może tylko w jednym ze scenariuszy, które spłonęły w jej głowie, nim zdobyła się na odwagę, żeby pojawić się u progu drzwi Maxa. - Chciałam najpierw sprawdzić, czy tamto uczucie nie wygasło. Czy dalej w nim tkwi. I kurwa, kim ja niby jestem, żeby mu zabraniać się z kimkolwiek wiązać, skoro w teorii mieliśmy się nigdy więcej nie zobaczyć? - cóż, mimo, że była to prawda, to wciąż nieludzko bolało. Wiedziała, że naiwnie jest wierzyć, że on wciąż czeka. Ale nie była gotowa na to, że ujrzy na jego palcu lśniącą w słońcu obrączkę. Jak to możliwe, że jemu tak łatwo przyszło ułożyć sobie życie? A może wcale nie? Może to wszystko co mówi Johnny to nieprawda, a Max rzeczywiście jest nieszczęśliwy? Nie sprawiał wrażenie szczęśliwego. Ale nieszczęśliwego też nie. Był równie zagubiony jak ona. Z tym, że Ren towarzyszyło jeszcze rozczarowanie.

- Nie, nie jestem taką idiotką! - zaprotestowała, krzyżując ręce na piersi. - Pojechałabym gdziekolwiek indziej żeby wyrwać się z tego pierdolonego piekła. Myślisz, że jestem tylko niewdzięczną, bogatą dziewuchą, której poprzewracało się w głowie i postanowiła przeżyć Jedz, módl się, kochaj? To nie, to tak nie wygląda. Ale co ty o tym wiesz - i nie chodziło jej już tutaj o to, że różniły ich warstwy społeczne. Że on był popsutym aktorem porno, a ona zepsutą dziedziczką rodzinnego imperium. Nie wiedzieli tak naprawdę o sobie nic poza tym co chcieli wiedzieć. A nie chcieli wiedzieć przecież nic. - Tak, przyjechałam tutaj przez niego, ale zrobiłam to wyłącznie dla siebie. Jeśli rzeczywiście nie ma zamiaru się rozwieść, trudno, jakoś sobie z tym poradzę. Ale ja wiem, że to zrobi - wcale nie wiedziała. Teraz blefowała, czując jak grunt usuwa się spod jej stóp.

Johnny Peck

aktor z branży porno
na przymusowej emeryturze
186 cm
32 yo
Awatar użytkownika
about me
kontuzjowany aktor filmów pornograficznych, który wrócił do miasteczka po kilku latach nieobecności jako ochroniarz niesfornej Ren
Awatar użytkownika
Tak naprawdę dalej w nim siedział ten wieśniak. Często jego gwiazdy towarzyszące- nie szukał gorszego określenia, bo w przeciwieństwie do nich miał szacunek do człowieka- określały go w ten sposób, powołując się na jego liche pochodzenie. Pewnych rzeczy w końcu nie dało się ukryć, nawet jeśli bardzo się starał. Zawsze zdradzał go akcent, pewne mrukliwe obejście i brak swobody wśród największych gwiazdek, choć przecież to nie było wcale jakieś wybitne kino, a one nie były jakimiś wielkimi boginiami ekranu. Czuł jednak respekt i kiedyś usłyszał, że to właśnie nadało mu etykietkę osoby z zewnątrz. Ktoś, kto był w tym bogatym środowisku od lat zawsze na takich ludzi jak on patrzył przez pryzmat pewnego rodzaju pogardy.
Nie do końca to rozumiał aż przyszło mu się zderzyć z tą dziewczyną. Bo owszem, w tym momencie myślał bardzo prosto i jednowymiarowo, wręcz zerojedynkowo, a w jego czarno-białej tonacji ktoś, kto miał żonę i dalej zwodził kogoś innego, urastał do rangi złego bohatera. Tak przynajmniej od najmłodszych lat słyszał od progu swojego zboru, do którego chodził z całą rodziną. Może i potem nauki jego pastorów oraz rodziców poszły w las, gdy rozbierał się przed kamerami, ale dalej zostało w nim to poczucie moralności, które zakładało, że dobrze, można było siebie poniżyć, obnażyć, doprowadzić do czynów lubieżnych nawet, ale już krzywdzenie swoich bliskich w ten sposób zupełnie nie mieściło mu się w tym prostym rozumowaniu.
I chyba po raz pierwszy w życiu, Anno Domini 2024 docenił fakt, że jest tym przysłowiowym wieśniakiem, którego jakimś cudem oderwano od Carnelian Land, ale ta farmowa etyka nigdy z niego nie wyszła. Inaczej musiałby jakimś cudem zrozumieć tę całą telenowelę, która zakładała zakochanie w żonatym facecie i próby odzyskania go. To właśnie dlatego- i tylko dlatego (!)- był tak wściekły na swoją… podwładną (?), że gdy ona składała rączki i modliła się do Bozi o porażenie go piorunem, on kierował bardziej żałosne prośby do Ducha Świętego o cierpliwość.
Mógł błagać o dar mądrości dla tej naiwnej istoty, ale podejrzewał, że o to jest lekko za późno.
O jakieś jedno spotkanie z byłym.
- Nie, Ren, to ty usilnie próbujesz nadać temu znaczenie- zauważył cierpko. - I nie mówię o seksie bądź jego braku, ale o fakcie, że nadal widzisz facetów jako sentymentalnych idiotów, którzy wspominają po latach swoje związki- prychnął i przymknął oczy, by spróbować policzyć do setki. Nigdy cierpliwość nie była jego mocną stroną, a ta kobieta miała w sobie coś takiego, że dosłownie się zapalał.
- Właśnie w tym rzecz, że on poszedł dalej, a w tobie to zostało- podłapał i pewnie zareagowałby ostrzej, ale wystarczyło jedno spojrzenie i jej ton, by zrozumiał jak bardzo w nią to uderza i jak czuje się z tego powodu zagubiona, więc westchnął i delikatnie przejechał dłonią po tej jej. - Hej, to wcale nie taki okrutny powód do wstydu, ale chcesz tu tkwić i czekać aż podejdzie decyzję?- i przez chwilę wydawało mu się, że mają szansę nawet się dogadać i funkcjonować na bardziej przyjemnych rejestrach niż krzyk, ale nagle wszystko się spieprzyło i poczuł jak dziewczyna na niego wrzeszczy i to na tematy zgoła nieprzystępne dla niego, bo widział tylko trailer tego filmu z Julią Roberts i już wtedy miał dość jej szczeniackiego niezdecydowania.
- Jakie ty miałaś piekło, co? Płakałaś w limuzynie, bo tatuś cię nie kocha?! Do jasnej cholery, zamieniłaś to na bycie na wycieraczce chłopa, który ma żonę!- tak, mógł to sobie darować, każde jego słowo na nowo rozpalało wojnę, a przecież zakopali już topór i przyrzekli sobie, że od tamtej pory będzie spokojnie. - Ren, ja ci tego życzę, żeby się rozwiódł i żebyście wrócili do siebie, ale… Ty nie rozumiesz, że minęło dobrych kilka lat i oboje się zmieniliście? To tak jakbym ja… - ale zawiesił się, bo bardzo pasowało mu to, że ona nic o nim nie wiedziała i była przekonana, że nic wielkiego się za nim nie kryje.
Poza gabarytami, które znała z filmów porno, rzecz jasna.

ren falkenberg
uciekająca dziedziczka
aka rozpuszczona księżniczka
176 cm
30 yo
Awatar użytkownika
about me
i wasted all those yesterdays and am completely out of tomorrows
Awatar użytkownika

Przez moment, który zdawał się być wyrwanym z wieczności, ślizgała się wzrokiem po jego twarzy, utkwiwszy ostatecznie spojrzenie w jego jasno szarych tęczówkach, jakby tam szukała chociaż okruchów śladów czegokolwiek, sugerującego, że miał kiedyś do czynienia z czystym, zawiłym w swoim nieskomplikowaniu uczuciem, które Ren określała jako prawdziwą miłość. Ale w jego oczach nie znalazła cienia iskier, które jej nadawały szczególny blask. Nie znalazła też bolesnego smutku, który towarzyszył jej od momentu, w którym oddaliła się od posesji w Pearl Lagune. Nie znalazła tam nic, co zmieniłoby jej postrzeganie go jako gbura, z którym musiała sobie od dłuższego czasu jakoś radzić.

Nie podobał jej się tylko sposób w jaki się zawiesiła, studiując jego rysy twarzy, jakby po raz pierwszy dostrzegła, że te świdrujące ją na wskroś oczy i złośliwie wygięte kąciki ust, nadawały mu wyraz kogoś, kto w innym uniwersum mógłby się jej nawet spodobać. Ale nie o n. Nie ktoś tak pozbawiony ogłady i obycia w świecie. Nie ktoś reprezentujący sobą wszystko to, co otwarcie ją brzydziło. I nie, kiedy jej serce należało do kogoś innego, bezsprzecznie, diametralnie różniącego się od tego irytującego mężczyzny, który próbował ją pouczać.
Zatem konkluzja jest taka, że wcale jej się nie podobał.

- Nie wsadzaj mi do ust słów których nie wypowiedziałam - prychnęła, choć tak naprawdę, dokładnie tak myślała. Może nie o większości mężczyzn, bo doskonale zdawała sobie, że znaczna część z nich to szuje, czekające na to, żeby taką naiwną kobietę wykorzystać, ale przecież nie Maxwell. On był inny!
Kurwa, żesz, mać.

- Inaczej. Skąd wiesz, że to co nas łączyło nie było prawdziwe? Nie jest prawdziwe? Wiesz w ogóle jak to jest? Kochać tak, że każda odebrana ci chwila rozrywa ci serce; tak, że myślenie o tym, że nie możesz być z drugą osobą, jest istną torturą; tak, że chcesz się spalić i równocześnie umrzeć w jej oddechu. Przeżyłeś kiedykolwiek coś takiego? - łypnęła na niego zmrużonymi gniewnie oczami, po czym westchnęła cicho w poczuciu ogarniającej ją bezradności. W myślach już przygotowywała się na kolejne zbicie jej argumentów, na sprowadzenie jej na ziemię i zderzenie się z chodnikiem. Może i brzmiała, jakby brakowało jej piątej klepki, ale czy nie tak zachowują się zakochani? Co więcej, cóż jej poza tym zostało?

Wzdrygnęła się, kiedy jego dłoń przesunęła po cienkiej fakturze jej skóry. I wcale nie z odrazy, jak mogłoby się wydawać. Było w tym coś intymnego i coś, okrutnie przyjemnego, na czym starała się usilnie nie skupiać. Pociągnęła nosem, kręcąc nim na boki, niezdarnie maskując łzy zbierające się w kącikach. Milczała. Oczywiście, że nie chciała tkwić i czekać. To brzmiało tak… Żałośnie. A nie dekadencko, jak sobie zwykła to wyobrażać. Tkwiła już pod kontrolą jednego mężczyzny, własnego ojca. Nie chciała powtarzać tego samego, nawet jeśli, tłumaczyła to niewygasłą namiętnością. Kolejne jego słowa sprawiły, że cofnęła rękę jak oparzona, a szklisty wzrok ociekał teraz furią.

- Kim jesteś, wydając wyrok tylko na podstawie mojego statusu? - wcale nie wybuchła, choć chciała krzyczeć mu w twarz. Jej głos był spokojny, ale ociekał chłodem. Był jak cisza przed burzą, przed sztormem i szykującą się nawałnicą. - Myślisz, że pieniądze rozwiązują wszystkie problemy? To jesteś kurwa w błędzie. Wolałabym nie mieć grosza przy duszy, niż spędzić całe życie według ustalonego planu od A do Z. Myślisz, że zniósłbyś, gdyby na każdym kroku wpajano ci co wolno, a czego nie? Decydowano za ciebie w co się ubrać, z kim się spotykać, w jakie miejsca chadzać? Myślisz, że łatwo jest pilnować się w każdej sekundzie swojego życia, żeby nie zrobić czegoś, co rozbłyśnie błyskiem fleszy w tabloidach? Jasne, miałam pieniądze na wszystko. Mogłam płakać w jebanej limuzynie i tego jednego nikt mi nie odbierze. Ale co to za życie, kiedy tkwi się w pozłacanej klatce? Kiedy musisz uśmiechać się do obrzydliwych frajerów, którzy rozbierają cię wzrokiem, tylko dlatego, że tatuś prowadzi z nimi biznesy? – nic o niej nie wiedział i nie zmieni tego nawet tuzin czułych gestów. Nie potrzebowała jego litości. - Rozumiem to aż za dobrze i nie oczekuję, że wciąż będziemy tacy sami. Gdybyśmy byli, nie byłoby mnie tutaj. Ale jestem i jestem gotowa przekonać się jak będzie. A jeśli się nie uda? Trudno. Ale to ja będę o tym decydować - i nikt więcej nie zrobi tego za niej. Wsadź sobie w dupę swoje życzenia, Johnny.

Johnny Peck

aktor z branży porno
na przymusowej emeryturze
186 cm
32 yo
Awatar użytkownika
about me
kontuzjowany aktor filmów pornograficznych, który wrócił do miasteczka po kilku latach nieobecności jako ochroniarz niesfornej Ren
Awatar użytkownika
Dobrze wiedział, że Ren mogłaby spodobać się jemu. Nie był przecież ślepy i dostrzegał pewne fizyczne przymioty, które u każdego mężczyzny (zdrowego) wywoływały pewne dreszcze na ciele. Może i miał doświadczenie w obcowaniu z nagimi kobietami w różnych konfiguracjach i niewiele go w tej materii mogło zaskoczyć (oraz przerazić), ale nadal odczuwał zwykłe zaintrygowanie, gdy dziewczyna była ubrana. Czasami to zaintrygowanie przeradzało się w pożądanie, innym razem skupiał się po prostu na fakcie, że jest klasyczną pięknością albo boginią seksu i na tym kończyła się jego opinia. Jasnym było, że ta siedząca przed nim istota mogła mieć wszystko i wszystkich, a jego zdanie wcale nie wynikało z tego, że była dosłownie pięknie opakowana. Może i otaczał ją nimb bogactwa i pewnego rodzaju klasy, ale tego nie dało się kupić za żadne pieniądze i to coś promieniowało w niej również wtedy (a może właśnie wtedy), gdy wrzeszczała na niego albo w jasny sposób sprowadzała go do pozycji tego chłopa bez wykształcenia, który zupełnie nie rozumie jej delikatnych uczuć.
I po części cwana miała rację, bo może i nie przyjrzał się zanadto mężczyźnie, którego obdarzała tak sporymi wdziękami, ale przecież nie wyglądał specjalnie, ot, przeciętniak, któremu przydarzyła się historia z piękną kobietą. Może i Johnny go nie doceniał, ale serio ten typ potrafił ją porwać i przelecieć na kuchennej wyspie tak, że jeszcze długo drżały jej nogi?
Szczerze wątpił.
A może miała rację i on po prostu był tak przeżarty pornogafią i erotyką, że absolutnie wszystko oceniał właśnie przez ten pryzmat, a tu chodziło o głębsze uczucia, które do siebie mieli? Może to wszystko było bardziej skomplikowane?
Nie wiedział i również nie rozumiał zupełnie dlaczego aż tak bardzo się tym irytuje, zupełnie jakby ktoś pracował na jego żywym organizmie, a przecież to był tylko jej problem i jej życie, które miała koncertowo spieprzyć.
- Niczego ci nie wsadzam do ust, do cholery!- musiał roześmiać się, bo w kontekście jego byłego zawodu zabrzmiało to cokolwiek śmiesznie. I może powinien przemyśleć swoje priorytety, skoro ona wypluwała tu dosłownie swoją duszę, a on odpływał myślami do krainy, gdzie mogła wypluwać coś innego. Nie potrafił jednak znieść tego pieprzenia zakochanej i całkowicie zaślepionej kobiety. Wszystko się w nim burzyło, by wreszcie wzięła się w garść i zaczęła zachowywać tak jak on ją widział, ale nie potrafił określić o co mu chodzi. Dlatego wreszcie spojrzał na nią zupełnie tak jak na obcą.
- Owszem, miałem- skwitował chłodno. - Nie tak jak ty, bo jest racjonalnym facetem i gdy widziałem, że moja była bierze ślub, pogratulowałem jej tego i nawet byłem na weselu. To jest dojrzałość, że widzisz, że ktoś dokonał wyboru i go akceptujesz. I w ogóle skąd gadki o tym, że to nie było prawdziwe? Może i było, ale kiedy ty go ostatni raz widziałaś? Chłopak mógł nieco się zmienić, ty też nie jesteś taka sama, więc po co znowu wracać do przeszłości i się w niej taplać, zwłaszcza, że podejrzewam… Na pewno kocha żonę i co teraz?- zapytał konkretnie, bo może i ona miała jakiś plan i to wszystko nie zakończy się tak absurdalnie jak on sobie myślał. Szkoda tylko, że nie zdążyła mu tego wszystkiego opowiedzieć, a zamiast tego wyłożyła mu naukę o tym jak bogate dziewczyny mają pod górkę i jak bardzo wszystko jest im narzucane.
- Dobrze, Ren, biedactwo, które płakało w czarnej limuzynie… Dlaczego nie wyjedziesz gdziekolwiek bez pieniędzy ojca i nie zaczniesz żyć po swojemu? Biednie i skromnie, ale szczęśliwie? Możesz nawet zabrać ze sobą tego grajka jak już rozwiedzie się z żoną- zaproponował cierpko, ale nic nie mógł poradzić na to, że kobieta ociekała mu wręcz hipokryzją, bo nadal płacząc i jęcząc na trudy życia uprzywilejowanej, korzystała z tych pieprzonych przywilejów aż miło.
Trudno mu to było pojąć.

ren falkenberg
uciekająca dziedziczka
aka rozpuszczona księżniczka
176 cm
30 yo
Awatar użytkownika
about me
i wasted all those yesterdays and am completely out of tomorrows
Awatar użytkownika

(bingo: enemies to lovers)

Była na niego zła. Była na niego cholernie zła. Przecież ten facet doprowadzał ją na granicę szaleństwa i jeszcze chwila, a była gotowa popędzić w stronę barowej lady i błagać o nóż, nawet ten do masła, byleby móc z niego skorzystać i wbić mu w tą roześmianą twarz. A jednak z jakiegoś powodu grymas wściekłości, zamienił się w wyraz głębokiego zażenowania, aż wreszcie i jej drgnęły kąciki ust w nieśmiałym uśmiechu, jakby to durne stwierdzenie było w stanie skruszyć lód, którym skuta była ich relacja. Może nie z taką mocą, że nagle okowy lodu miały paść im do stóp, ale być może pojawiło się jakieś jedno, czy dwa drobne pęknięcia, a jej twarz po raz pierwszy przestała wyrażać wyłącznie pogardę i wrogość, bo krzywizna warg rozchyliła się delikatnie w najbardziej uroczym wyrazie jaki mu dane było kiedykolwiek w jej wydaniu oglądać. I prawdopodobnie w najbliższym czasie będzie to jedyna okazja, więc niech ją sobie dobrze zapamięta.

Zwłaszcza, że za chwilę miał znowu doprowadzić ją nad krawędź przepaści, gdzie będzie rozważać skok w dół, ale na pewno nie samotnie. W końcu musi mieć miękkie lądowanie przy upadku.

- Spróbowałbyś tylko włożyć, to bym to odgryzła - fuknęła groźnie, maskując cień uśmiechu, który jeszcze chwilę temu tlił się na jej ustach. Wizja która rysowała się teraz w jej głowie nader wyraźnymi konturami, była tak absurdalna, że nie wiedziała czy dalej się śmiać, czy może jednak zapłakać nad tym niezrozumieniem które ją spotkało. Ostatecznie nie zdecydowała się ani na jedno, ani na drugie, wracając do swojego ulubionego, wyćwiczonego na licznych bankietach wyrazu obojętności. Ćwiczyła go tak wytrwale i zapamiętale, że niejednokrotnie ratował ją z opresji, kiedy stawała się ofiarą szturmu bogatych podlotków, równie chętnych jej włożyć do ust to i owo, co ona była chętna spalić ich żywcem w sprowadzanym z Francji kominku. Obdarzała obojętnością również każdego, starego biznesmena, który całował jej ręce, pozostawiając po sobie strużkę śliny i każdą żonę ze Stepford, z rozrzewnieniem opowiadającą o zebraniach jakiegoś koła żon bogatych biznesmenów o szumnej nazwie, której nigdy nie zapamiętała.

Jego stwierdzenie ją zaskoczyło. Nie spodziewała się tego, że ktoś kto prawi jej połajanki o uganianiu się za żonatym facetem, którego kochała w przeszłości, również ma na koncie jakiś mniej lub bardziej romantyczny epizod. Choć sądząc po tym jego racjonalnym podejściu, raczej nie było to tak romantyczne jak mogłaby to sobie wyobrażać. Gdyby o nią chodziło, prawdopodobnie wparowałaby do kościoła mniej więcej w takt słów "niech zamilknie na wieki", krzycząc głośne "nie zgadzam się", jak zielony bohater jednej z bajek które oglądała, ale mniejsza o niestworzone historie. Nie potrafiła zrozumieć tego aspektu, w którym ktoś się zwyczajnie poddaje, zamiast walczyć o miłość.

- Hm, przykro mi - nie wiedziała co powiedzieć w tej sytuacji. Powstrzymała się od złośliwego przytyku, a zamiast tego coś w niej próbowało go zrozumieć. - Ale dlaczego? Nie kochałeś jej już? - dla kogoś takiego jak Ren, żyjącego w szczelnie zamkniętej klatce, każdy ochłap wielkiej miłości był na miarę złota. Zwłaszcza, że przez tych siedem lat, nie odnalazła nawet okruchu, czy cienia podobieństwa w uczuciu za którym przez cały ten czas goniła. - Jeśli kochałby żonę, nie chciałby się z nią rozstać - to było łatwiejsze do założenia, niż zmaganie się z bardziej skomplikowanymi teoriami, na które aktualnie nie miała dość siły, by się z nimi zmierzyć. - Poza tym nie mówię, że zakładam z góry szczęśliwy koniec - oczywiście, że zakładała. - Chcę zobaczyć jak się zmienił. Poznać go na nowo i zobaczyć, czy to co cały czas we mnie tkwi, tkwi tam nie bez powodu - westchnęła głośno, czując jak szpony bezsilności oplatają się wokół jej ramion. Nie miała już nawet siły mu tego tłumaczyć, bo wiedziała, że nie zrozumie. Sama też nie do konca rozumiała ten poryw, który zaprowadził ją aż do Australii, ale przyjechała tutaj własnie po to, żeby to zrozumieć i uporać się ze swoimi uczuciami.
I odzyskać żonatego byłego chłopaka.

- Pierdol się - powtórzyła, zastanawiając się za którym razem to powiedzenie stanie się ich własną maksymą, definiującą tą relację. - Właśnie to zrobiłam - co prawda oczyszczając swoje prywatne konto, na którym skrupulatnie naliczały się odsetki z funduszu powierniczego do cna, ale to nie miało znaczenia. To były jej pieniądze, które należały jej się za pracę w rodzinnej firmie i wcale nie musiała się ich wyrzekać w ramach jakiejś nienormalnej pokuty. - I dlatego przyjechałam tutaj. Żeby żyć skromnie w małym, malowniczym miasteczku w Australii - w pokaźnym domu, na drogim osiedlu, jak najdalej od wielkich pająków których się obawiała.

Johnny Peck

aktor z branży porno
na przymusowej emeryturze
186 cm
32 yo
Awatar użytkownika
about me
kontuzjowany aktor filmów pornograficznych, który wrócił do miasteczka po kilku latach nieobecności jako ochroniarz niesfornej Ren
Awatar użytkownika
Miała więc ładny uśmiech. Nie na tyle, by przepadł w nim zupełnie- albo tak sobie wmawiał- ale na tyle, by na chwilę zapatrzył się na nią dłużej, bo wydawało mu się, że zdjęła jedną ze swoich masek i nagle zobaczył w niej człowieka. Ta chwila nie trwała długo, zaledwie doszło do jego mózgu, że z tym uśmiechem jest niczego sobie i mógł nawet ją polubić, gdy znowu postanowiła przestawić się na tryb zimnej suki, która koniecznie musi zaakcentować to, że jest taka straszna. Bu! Już Johnny się bał.
- Wbrew obiegowej opinii gwiazdy porno nie marzą o tym, by każdemu wsadzić- zauważył wciąż jeszcze rozbawiony, bo właściwie zabawnym było, że taka wymiana zdań spowodowała u nich nomen omen, przełamanie lodów. Może zbytnio to romantyzował i był to zaledwie cień delikatnie cywilizowanych relacji, ale dobrze było wiedzieć, że gdzieś pod tą skorupą kryje się dziewczyna, która umie się śmiać. Tak przynajmniej mniemał po tym nagłym i krótkotrwałym kaprysie, który odszedł właściwie tak prędko jak się pojawił, bo trzeba było załatwić sprawy ważne.
To znaczy te związane z uganianiem się za żonatym facetem, choć Peck wiedział doskonale, że to nie jego sprawa. Nie mógł nawet powoływać się na pracę, bo teoretycznie Ren nic nie groziło oprócz złamanego raz jeszcze serca, więc trochę licho byłoby zakładać, że może jako ochroniarz jej tego zakazać. Ale próbował po swojemu wyperswadować jej to z głowy i choć słowa, które padały, były szorstkie i nieprzyjemne, intencje miał całkiem czyste i jasne.
Do cholery, ktoś mu kiedyś powtarzał, że nimi samo piekło jest wybrukowane, ale był przekonany, że ten koleś kłamie, bo jeśli czymkolwiek ta rezydencja szatana była wyłożona to były to historie o nieodwzajemnionej i tragicznej miłości. Było ich tyle, że z pewnością pomieściły stopy wszystkich grzeszników, którzy z taką rozkoszą taplali się w rozpuście przy dubbingu filmów pornograficznych z jego udziałem.
Nie, akurat tego nie chciał sobie wyobrażać.
I nie chciał również rozmawiać o swojej byłej, bo jak sama nazwa wskazywała, trzymał ją w głębokiej przeszłości i w odróżnieniu do siedzącej przed nim dziewczyny, nie zamierzał do tego wracać. Już nie, bo jak się chwalił, faktycznie sprawę zamknął i choć nie był zadowolony z jej finału (mało powiedziane) to przyjął go jak przystało na prawdziwego mężczyznę.
- Kochałem. Właśnie w tym szkopuł, że jeśli kogoś kochasz i znasz, zauważasz, że jest szczęśliwy z kimś innym. Ona była szczęśliwa z narzeczonym więc moja miłość nie miała tu nic do rzeczy- wyjaśnił mimo wszystko bardzo ogólnikowo, bo co on miał się rozczulać nad faktem, że stał się rogaczem i że najpierw mogła zakończyć sprawy z nim, a potem się zakochiwać. Nie mógł jednak jej winić za pewne uczucia i teraz też odkrył, że i owszem, Ren też nie może winić za to, że zakochała się w żonatym facecie.
Ba, ona nawet nie wiedziała, że dorobił się żony, a jej wersja o poznaniu go na nowo była całkiem zacna. Tyle, że to zawsze kończyło się źle- miał w zanadrzu kilkadziesiąt podobnych scenariuszy, w których brał udział.
- Naprawdę sądzisz, że jeśli się z kimś rozwodzisz to znak, że go nie kochasz?- upewnił się, bo właściwie chciałby, żeby to było takie proste. Dałoby się podpisać jeden papierek, może dwa i uczucia automatycznie zostałaby wymazane i można by było zacząć na nowo. - Poza tym oboje dobrze wiemy, że zakładasz szczęśliwy koniec. Każdy tak robi- przewrócił oczami, a potem westchnął lekko.
To był właśnie moment, w którym należało się zamknąć i przestać ją naciskać, ale wówczas Johnny nie byłby do końca sobą, więc nadal naciskał, czując, że igra z ogniem. Najwyraźniej doprowadzanie jej do szewskiej pasji było jego nowym hobby, tym ulubionym oprócz niańczenia jej i wytykania hipokryzji.
A propos:
- Mówisz o tej swojej wilii nad wodą z ogromnym basenem? To jest ten twój mały domek i skromne życie?- uśmiechnął się diabolicznie, mając nadzieję, że złapie przynętę, bo cóż, obmyślał całkiem niezłą zemstę, która owszem, najlepiej smakowała na zimno.

ren falkenberg
ODPOWIEDZ