sierżant — australian federal police
37 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Były żołnierz, teraz policjant. Trochę mu to zajęło, ale w końcu odważył się zrezygnować ze wszystkiego dla Danny'ego.
Brzask. Zamroczony umysł odprowadzał wzrokiem sunącą ku stronie lasu mgłę, przenikającą kolejno przez szereg jasnych domów; chmury wznoszące się nad linią morza rozrzedzały się, ujawniając budzące się do życia turkusowe morze. Ignorowane przez całą noc policyjne radio zatrzeszczało gniewnie. ...wypadek na skrzyżowaniu Birdwing Street… Zaspana dłoń sięgnęła ku odpowiedniemu przyciskowi i na dobre pozbyła się nieistotnych szumów. Jude oszalał. Innego wyjaśnienia ku temu nie było, skoro całą noc przesiedział w policyjnym aucie przed domem Geordana i nawet na minutę nie zmrużył oczu. Z jego żołądka dobiegł nieprzyjemny dźwięk. Wgapiając się tępo w ulicę, pokrytą migoczącą rosą, zapragnął na moment odjechać, odnaleźć pierwszy lepszy sklep i błagać właściciela o wpuszczenie już teraz, na długo przed otwarciem. Nawet gdyby jednak miał pewność, że ktoś się nad nim zlituje, nie opuściłby gardy; musiał mieć pewność, że George powrócił do domu. Tliła się w nim jeszcze nadzieja, że nie wszystko między nimi stracone — nie, skoro ten postanowił właśnie do niego wczoraj zadzwonić, gdy potrzebował pomocy, a… Cóż, to, że Balmonta w barze nie zastał, było już oddzielną sprawą — liczyło się tylko to, że to właśnie do niego, do Jude’a, ktoś zadzwonił, na wyraźną potrzebę Geordana. Właśnie z powodu tejże prośby przesiedział w aucie całą noc, uporczywie wpatrując się w jego dom. Nie był głupi. Chociaż barmanka odmawiała udzielenia mu jakkolwiek ważnych informacji, Westbrook pojął, że mężczyzna wyszedł z baru z tąże swoją nową tajemniczą osobą, co do której także miał podejrzenia. Fatalne i doprawdy obrzydliwe, ale stawiając na całkowity brak szczęścia w życiu mógł już teraz zakładać, że celował dobrze.
Kiedy tylko na moment jego powieki zamknęły się, a umysł niebezpiecznie otarł się o sen, Jude prędko opuścił auto. Rozciągając obolałe plecy rzucił niemrawe dzień dobry do jakiejś nieprzytomnej kobiety, która niechętnie wyprowadzała psa na spacer. Przerażona policyjnym autem czmychnęła prędko w bok, oglądając się raz po raz za siebie, jakby w przekonaniu, że jest czemuś winna. Szarzejące niebo tymczasem nabierało konkretnych barw, a ciepłe powietrze zapowiadało kolejny upalny dzień. Wilgoć niesiona podmuchami lekkiego wiatru była jednakże orzeźwiająca; spacerując ulicami osiedla, rozbudzając prostymi ćwiczeniami zesztywniałe ciało, pewien był, że definitywnie pokonał senność. Problemem był jedynie ten nieznośny, ssący ból żołądka — był głodny. Ostatni posiłek jadł po dwudziestej i był to średniej jakości burger, którego dorwał podczas nocnego patrolu (z którego zrobił sobie ostatecznie wagary). Przez moment kusiło go zapukanie do byle jakich drzwi w celu wyłudzenia jakiegoś posiłku za sprawą niecnego kłamstwa, ale… Danny był roztrzepany. Często, jeszcze w internacie zdarzało się, że nie kluczył drzwi. Włamać się do jego domu mógł oczywiście i bez tego, ale po ich tragicznej ostatniej rozmowie wolał tego nie robić. Z nadzieją powędrował więc pod właściwy adres, sięgnął za klamkę i… Jęknął z rozpaczy. Zamknięte. Okna nieuchylone. Wymamrotał pod nosem kilka przekleństw, usiadł na drewnianej posadzce i oparł głowę o drzwi. Może jeśli zmruży na moment oczy będzie lepiej. Może głód zniknie. Przecież nie zaśnie, nie, nie, chodziło o chwilowy odpoczynek. Nie minęło jednak pięć minut, a Jude już spał, w dość żałosnej pozie, ale co to kogo obchodziło.

geordan balmont
może on włóczy się gdzieś tutaj w ciemnościach — i nie pamięta, że kiedyś żył?
37 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
I fancied you'd return the way you said, but I grow old and I forget your name (I think I made you up inside my head).
Chwiejnym krokiem przecinając poranną mgłę myślał o tym listopadowym wieczorze, kiedy pozwolił odejść Eleanore i ich miłości. Pierwszej, kapryśnej i zanadto intensywnej; takiej, którą wedle najpiękniejszych powieści pamiętać miał już do końca, choć to właśnie o niej zapomniał jako pierwszej. Później Matthias mający zostać na dłużej, a ostatecznie pochłonięty przez pociski i granaty. Althea, Astrid i Lorcan. Wszystko kończące się z jednego tylko powodu - Jude. Zaśmiał się głośno do własnych uszu, skręcając na cudze podwórze mające posłużyć mu za skrót do domu i wyciągnął głowę ku niebu. Przejaśniało się, a to oznaczało, że blisko sześć godzin spędził już na próbie wyciszenia myśli, co ani na moment się nie udało. Tak jakby. Zapomniał bowiem o tym, że kobieta imieniem Wendy na jego polecenie próbowała ściągnąć do Moonlight Jude’a i że próba ta skończyć mogła się powodzeniem, gdyby sam z ów baru nie wyszedł pięć minut wcześniej. Nie wiedział, co było większym absurdem - to, że Westbrook zgodził się przyjechać po niego nad ranem mimo swych słów o zerwaniu tej znajomości, czy jednak fakt, że wyszedł z najbardziej znienawidzonym przez siebie człowiekiem. Zdecydowanie to drugie, choć teraz umysł jego krążył właśnie wokół Jude’a i tego, jak wiele okazji przez niego zmarnował. Wydawało mu się to teraz bezcelowe, ale kiedyś wierzył, że wszystkie te związki musi kończyć właśnie dla niego, zanim przemienią się w coś trwałego, ważnego, ważniejszego od niego. Idiotyzm. Jeśli czegoś żałował, to właśnie tych na zawsze utraconych okazji, tej złudnej, zakłamanej miłości po której teraz nie było śladu i… Już z daleka dostrzegł cudzą postać pod swoimi drzwiami. Wynurzając się z cudzej posesji, zwolnił kroku i wytężył wzrok, starając się rozwiązać tę dziwną zagadkę. I kiedy w oczach jego zamigotał blask rozpromienionych przez słońce lusterek policyjnego auta, przyspieszył z jedną już tylko myślą. Jude. Jude, Jude, Jude. - Jude? Ej, żyjesz? - zapytał z kpiną, szturchając go w ramię. Może to wina specyfików krążących w jego żyłach, ale przez moment wszystkie te uczucia wróciły. Wróciły, a sekundę później ustąpiły miejsca zwykłej, braterskiej trosce i rozbawieniu głupotą tych niedorzecznych odwiedzin.

jude westbrook
sierżant — australian federal police
37 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Były żołnierz, teraz policjant. Trochę mu to zajęło, ale w końcu odważył się zrezygnować ze wszystkiego dla Danny'ego.
Nim zdążył pojąć, że zmorzył go sen, cały ten nadciągający dzień zdążył się mu tylko wyobrazić. Niesiony podmuchami abstrakcyjnych uniesień dobiegał już końca, kiedy to wyrwany z jego objęć leniwie otworzył zmęczone oczy. Początkowo ciężko było mu pojąć gdzie się znajduje i która jest godzina (a nawet i dzień, skoro tamten zdążył się już zakończyć), dlatego też z wyraźnym niezrozumieniem wpatrywał się w przyjaciela. A gdy tylko usiłował zmienić swą pozycję i wobec tego odczuł łamiący ból pleców zrozumiał, że musiał zasnąć, no jasne, i to na nazbyt długi czas. — Niestety — wymamrotał nieobecnym jeszcze głosem, po czym ziewnął głośno i zamiast wstać, po prostu poprawił nieco tę swoją pozę. Już w pełni opierał się plecami o płaszczyznę frontowej ściany, mrużąc przy tym lekko oczy z powodu jaśniejącego na niebie słońca. — Randka się udała? — spytał po chwili w miarę spokojnym i neutralnym tonem, choć pytanie to łączyło się przecież z niezwykłą złością. Tak naprawdę powinien wstać. Obrzucić go jakąś krótką, nieistotną uwagą i powrócić do swego prawdziwego życia, skoro chciał się tylko upewnić, że nic złego się nie stało, ale… nie mógł. Nie był w stanie. Odwróciwszy wreszcie od niego wzrok, raniony wciąż ostrym światłem, posunął się o kilka centymetrów w bok jasno wskazując, by i George usiadł na ziemi. I już wówczas, mimo głodu i zmęczenia myślał tylko o tym, że mógłby tak na tym ganku spędzić całą resztę życia.
Musimy chyba pogadać — wymamrotał jednakże, wciąż nieco zaspany i nieobecny. Zerknął jednakże na niego z ukosa, uśmiechnął się ciepło i wyraził tym samym niemą nadzieję na to, że z powodu tak wczesnej pory będą mogli oszczędzić sobie krzyków i pretensji, które towarzyszyły ich poprzedniej rozmowie. I to tylko z jego winy. — To znaczy, ja ci coś muszę powiedzieć — uściślił, choć nie do końca jeszcze wiedział, na którą prawdę się zdecyduje. Bądź co bądź wszystko miało zależeć od Georga, ale… Jakaż przy tym szkoda, że to wszystko, co się mu przyśniło, nie mogło odnaleźć swego odzwierciedlenia w prawdziwym świecie!

geordan balmont
może on włóczy się gdzieś tutaj w ciemnościach — i nie pamięta, że kiedyś żył?
37 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
I fancied you'd return the way you said, but I grow old and I forget your name (I think I made you up inside my head).
Kiedy Jude zapragnął przepłynąć przez dzisiejszą datę dwukrotnie, raz za sprawą snu, drugi raz w rzeczywistości, Danny wściekał się niesłychanie, że nie mógłby sobie tego dnia tak całkowicie odpuścić. Cóż bowiem mógł on przynieść? Kolejną porcję rozczarowania, patrzenia się w puste cztery ściany i rzewnego przeklinania się za to, że zupełnie nad sobą już nie panuje? To nie miało sensu. Ani ta monotonia, ani próby naprawienia jej, ani rozmowa z Judem, niemogąca skończyć się przecież niczym dobrym. Niemalże słyszał już te pretensje w swojej głowie; czego kurwa z “potrzebuję przerwy” nie rozumiesz? i musisz się wziąć w garść, Danny, bo to się kurwa nie skończy dobrze, no i on to wiedział. Że nic z tego nie skończy się dobrze. Dlatego nie potrzebował złudnej troski i nie potrzebował tej wizyty, choć jednocześnie była teraz dla niego wszystkim. Nie chodziło tu już bowiem o żadną błahą miłostkę, a o sam fakt, że przy Westbrooku czuł się najlepiej. Zawsze. Niezmiennie. Nawet jeśli był na niego tak niemiłosiernie wkurwiony i wiedział, że Jude na niego także. - Nic się ostatnio nie udaje, jakbyś nie zauważył - mruknął, usiadłszy obok niego, choć w czujnie wymierzonej, bezpiecznej odległości. Zajmując to wyznaczone dla niego miejsce, o mało nie poleciał na plecy, ale z grobową miną starał się udawać, że w pełni panuje nad swoją koordynacją ruchową. Chciał tym samym ukryć dwie kwestie - to, że wciąż jest pijany i… powód, dla którego jest pijany.
Westchnąwszy na jego złowróżbną zapowiedź, po raz kolejny odtworzył w głowie tamte słowa. Wziąć się w garść, potrzebuję przerwy, zacznij nad sobą panować i tak dalej. Chryste, litości. Nie zamierzał jednakże ulegać nerwom - limit na nie wykorzystał podczas ich ostatniego, jakże pamiętnego spotkania i za jego sprawą doskonale wiedział, że to wcale nie pomaga. Te krzyki, wyzwiska i inne takie. - Tutaj chcesz rozmawiać? - zapytał ze zdziwieniem, będącym też niejako drwiną. Prowokacją do typowego dla nich droczenia się. - Stary Arterton przyjdzie słuchać, on zawsze wszystkiego słucha - uprzedził go z nieskrywanym oburzeniem, już zerkając w stronę znienawidzonego sąsiada. Kurwa, ostatnio też słyszał całą tę paskudną jatkę. I potem posyłał mu te gardzące spojrzenia, mające pokazać, że wszystko już wie. Okropieństwo. - No to miejmy to już z głowy, J. - zachęcił go do tych - jak się spodziewał - ponurych zwierzeń i znów głośno westchnął, głowę opierając o chropowatą ścianę, z której schodziła już farba.

jude westbrook
sierżant — australian federal police
37 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Były żołnierz, teraz policjant. Trochę mu to zajęło, ale w końcu odważył się zrezygnować ze wszystkiego dla Danny'ego.
Jego spokój dyktowany był nieprzespaną nocą i chłodnym porankiem, a przynajmniej tymi hasłami posłużyłby się w ramach jakichkolwiek wyjaśnień — przed nim, samym sobą i tymi wszystkimi osobami, które w minionym czasie doświadczały z jego strony wyłącznie przykrości. Prawda jednak zawierała w sobie to wszystko, co przerażało go nadal, choć w inny niż dotychczas sposób. W pewnym stopniu gotowy był wyznać mu wszystko, rozłożyć na czynniki pierwsze tenże chaos zasiedlający jego myśli, a z drugiej strony… Z drugiej strony obawiał się, że doprowadziłby tym samym do kompletnej destrukcji tego wszystkiego, co koiło jego rozszalałe emocje. Istniała przecież wielce prawdopodobna szansa, że nie wyszłoby im, że nie odnaleźliby się w tych nowych rolach, dla których zrezygnowaliby z dotychczasowej przyjaźni. A to na niej, mimo wszystko, zależało mu najmocniej. — Szkoda, miałem nadzieję, że przynajmniej bawiłeś się lepiej ode mnie — rzekł z lekkim fałszem, jako że wcale nie ucieszyłaby go jakakolwiek inna, pozytywna odpowiedź. Nie chciał psuć tego, co łączyło ich obecnie, ale nie chciał też jednocześnie, by Danny się z kimkolwiek związał. Proste. — Następnym razem daj mi łaskawie znać wcześniej, żebym nie musiał szukać cię po mieście przez całą noc — dodał z lekką pretensja, posłaną jednakże wraz z uśmiechem, bo przecież wcale mu to nie przeszkadzało. Gwarantowało większe emocje, niż praca, którą i tak lada moment miał utracić.
Wzruszywszy ramionami rozejrzał się leniwie po spokojnej, przepełnionej ciszą okolicy i ostatecznie wcisnął na twarz wyraz skupienia. Wolałby zasłonić się śmiechem, posłużyć żartami i odegnać od siebie wszelkie czarne chmury, ale przecież nie mógł już dłużej uciekać. Nie miało więc znaczenia ani to, w jakim stanie jest Geordan ani to, że on sam odczuwa tak mocno skutki minionej w aucie nocy. Nie liczyło się to, gdzie się znajdują i kto może przysłuchiwać się ich rozmowie. — Nie wiem, czy rozmawiałeś ostatnio z Sollie — rzucił wydychając głośno powietrze, po czym nerwowym ruchem sięgnął ku kieszeni, z głębin której wydostał paczkę papierosów. Kiedyś przestanie zatracać się w tym wstrętnym nałogu. Kiedyś, jeszcze nie teraz. — W każdym razie byłem wtedy na nią zły, nie na ciebie i to dlatego… Strasznie głupie rzeczy wtedy mówiłem — wyjaśnił ze skruchą, unikając zerkania w jego kierunku. Odpalił też przy tym zręcznie papierosa, podejrzewając, że tego typu śniadanie nie jest najlepszą opcją, ale nie potrafiłby inaczej odbyć tej rozmowy. — Zastanawiam się — rzekł, decydując się na nieomal teatralną pauzę, po czym wreszcie odważył się spojrzeć na przyjaciela. — Zastanawiam się nad wieloma sprawami, Danny — och jakże łatwiej byłoby rozstrzygnąć wszelkie sprawy, gdyby to on mówił, nie Jude, gdyby raz jeszcze powtórzył tamte słowa sprzed kilku miesięcy!

geordan balmont
może on włóczy się gdzieś tutaj w ciemnościach — i nie pamięta, że kiedyś żył?
37 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
I fancied you'd return the way you said, but I grow old and I forget your name (I think I made you up inside my head).
Wyjaśnienia były zbędne. Nie tylko dotyczące bezpośrednio tejże irytacji, objawiającej się w co poniektórych czynach i słowach Judaha, ale też jakiekolwiek inne, kiedykolwiek. Znał go bowiem - zdawało mu się nieraz, że lepiej niż samego siebie - i wiedział, że potrzeba mu było czasu, mającego przynieść w końcu zrozumienie, przebaczenie i wszystkie tego pochodne. Wiedział także, że Jude złościł się przede wszystkim na samego siebie, że wciąż niektórych spraw nie potrafił pojąć, ale jedynym, czego George nie wiedział i być może nigdy miał się już nie dowiedzieć, było to, że jego przyjaciel przechodził obecnie przez dokładnie te same katusze, które wcześniej, przez niemalże dwadzieścia lat, dręczyły jego. Że przy łucie szczęścia, kapce dobrej woli, mógłby być jego - tak naprawdę, w końcu, bez dalszych wahań i wątpliwości. Że wszystko mogłoby stać się jasne już teraz. A tymczasem… - Kurwa, na pewno bawiłem się lepiej od ciebie. Ty spałeś na moim ganku - zgodziwszy się z nim żywo w tej jednej kwestii, pokręcił jeszcze z niedowierzaniem głową, jakby już bardziej absurdalnie postąpić się nie dało. Prawda była jednak taka, że nie mógł być wobec tej idiotycznej sytuacji szczęśliwszy - teraz bowiem wiedział już, że niezależnie od wszystkiego, Jude i tak wciąż przy nim był. - Uznałem, że to będzie niezła zabawa - odrzekł na upomnienie mężczyzny, wcale nie zamierzając go przepraszać, choć orkiestra poczucia winy wygrywała mu na sumieniu swój koncert. Ucichła jednak już wkrótce w antrakcie, bowiem natarły na niego słowa niezrozumiałe i złowróżbne, do których odszyfrowania musiał się najpierw odpowiednio przygotować. Słysząc imię swojej siostry wstrzymał nawet bezwiednie oddech, jakby miało to pomóc w zniesieniu mu nadciągającej burzy, ale po chwili zrozumiał już, że ta wcale nie nadciągała. Jej ciemne chmury rozwiały się wraz z jego złością na Westbrooka, bo ten przecież przed momentem poniekąd go przeprosił - na swój własny, specyficzny, ale i tak ubóstwiany przez Geordana sposób. - O mój boże, w takim tempie to umrę zanim skończysz mówić! - zezłościł się jednakże na nowo, w obliczu tych powstrzymywany bez powodu zwierzeń. Dźwignął się energicznie podtrzymawszy się o ścianę za plecami i wyciągnął ku mężczyźnie swą dłoń, by i jemu pomóc stanąć na nogi. - Chodź, zrobię nam coś do jedzenia, a ty się zastanów, czy w ogóle wiesz co powiedzieć, czy tylko chcesz mnie wkurwiać - zaoferował jakże kusząco i powabnie, posyłając mu dodatkowo nadzwyczaj zirytowane spojrzenie. Drugą ręką, tą nieskierowaną ku brunetowi, począł szukać po swych kieszeniach klucza, by wreszcie obudzić ten pogrążony w letargu dom, do którego nienawidził samotnie wracać.

jude westbrook
sierżant — australian federal police
37 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Były żołnierz, teraz policjant. Trochę mu to zajęło, ale w końcu odważył się zrezygnować ze wszystkiego dla Danny'ego.
Rzucenie w niepamięć tejże ich kłótni, której ciężar nie zezwalał mu w nocy na zmrużenie oczu, zdawało się najlepszym rozwiązaniem; wystarczyłoby rzucić krótkie wyjaśnienie, wzbogacone jednym z tychże uśmiechów, które zarezerwowane miał wyłącznie dla niego, a następnie udawać już tylko, że nie miało to wszystko dla nich obu żadnego znaczenia. Jude jednakże nie chciał pozostawić tego w ten sposób, który nawiedzać mógłby go przez kolejno upływające lata. Nie chciał pewnego dnia zbudzić się w towarzystwie myśli, że to z jego winy wszystko to, co mieli, zdołało runąć. Do przyjaźni powróciliby na pewno, ale nie takiej, która połączyła ich gdy mieli zaledwie po piętnaście lat. Dlaczego właśnie wtedy nie mogli zderzyć się z tymi wszystkimi niewiadomymi, z zwątpieniem i kwestionowaniem tego, kim tak naprawdę dla siebie są? — Jest tu wygodniej niż w bazie w Kandaharze — odparł ze śmiechem, nie mając jednak pewności, czy ma prawo nawiązywać do tamtego świata. Nie chciał, by budziło to w Dannym nieprzyjemne wspomnienia, by na nowo pchało go w ramiona całego tego koszmaru. — Zabawnie też będzie, gdy dostanę za to naganę. Miałem nocny dyżur, Danny — dodał z powagą, choć przecież wcale się na niego nie złościł. Był po prostu zazdrosny. Choć żywa była w nim wdzięczność za brak jakichkolwiek szczegółów, na które nie potrafiłby zareagować, wściekał się, że snuć będzie musiał domysły na temat tej pieprzonej nocy. Nie śmiałby zapytać go o nic wprost, ale czy nie ułatwiłoby to wszystkiego? Cóż, Jude uwielbiał przecież komplikować swoje nędzne życie.
Westchnąwszy podał mu po prostu dłoń, jako że pustka obijająca się o głowę nie zezwalała mu na poruszenie któregokolwiek z tematów. Licząc na to, że odwaga nadejdzie wraz z porządnym śniadaniem — niemającym nic wspólnego z tym paskudnym papierosem — pozwolił na to, by Danny zabrał go z rozgrzanego ganku. Jego ciało jednakże zdecydowanie nie spodziewało się tak nagłego i gwałtownego manewru, prezentując mu w zamian paraliżujący ból głowy. Jude nieomal runął przed siebie wobec buntu organizmu, ale dość szczęśliwie wylądował po prostu w ramionach mężczyzny. Powinno go to pewnie speszyć. Zmusić do niezwłocznej ewakuacji, zwieńczonej idiotycznym podziękowaniem i wstydem wymalowanym na twarzy, ale nie miał nic przeciwko tak nieprzyzwoitej bliskości. Kiedy jednak na przyprószonej czerwienią twarzy wymalował się uśmiech, a on odmawiał wciąż wycofania się z tej intymnej pozy, dotarło do niego, że podczas swego upadku, opierając się o ramiona Geordana, zupełnym przypadkiem drasnął jego skórę rozżarzonym papierosem. — Kurwa — mruknął pospiesznie, kierując swą dłoń ku poparzeniu. — Przepraszam — nawet jeśli przepełniała go najszczersza skrucha, nie był w stanie w żaden sposób naprawić swego błędu. Szczęśliwie nie wyglądało na to, by oparzenie miało być poważne, ale Danny miał nieść na sobie ślad tego zdarzenia przez kilka kolejnych dni. I to wystarczyło, by Jude nagle odnalazł powód ku temu, by zerwać z nałogiem.

geordan balmont
może on włóczy się gdzieś tutaj w ciemnościach — i nie pamięta, że kiedyś żył?
37 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
I fancied you'd return the way you said, but I grow old and I forget your name (I think I made you up inside my head).
Z przytoczoną nieoczekiwanie przeszłością, składającą się na afgańską bazę będącą niegdyś niemalże jego świątynią, czuł się bezpiecznie i komfortowo, jakby skrywał swe ciało pod miękkim i ukojnym kocem pachnącym dzieciństwem. Tym dzieciństwem, kiedy puszyste chmury na niebie wpędzały go w zachwyt, szczekanie psa było jego ulubioną melodią, a aromat pieczonej u sąsiadów szarlotki głaskał jego podniebienie. Podobnie było teraz z latami służby; kiedy przyjaźń z Judem była tylko przyjaźnią, a nowy świat przykryty wydmami wydrążył dla siebie w jego sercu specjalne miejsce. Dźwigając swe zmęczone usta do delikatnego uśmiechu, zapadał się w tym oceanie piasku i słyszał toczone wówczas rozmowy, śmiechy osób w większości już teraz nieistniejących. - Oddałbym wszystko za ten parszywy cydr, który sprowadzał Hansen - wymruczał z rozmarzeniem, myląc naturalnie nazwiska, wspomnienia i sam cydr, będący w rzeczywistości tarninówką. Nic już nie było i nie miało być takie samo, a jego pamięć przede wszystkim. - Nie wierzyłem w to, że przyjdziesz. No a potem nagle zjawił się Leon i wszystko jeszcze bardziej… Przepraszam J., niezbyt wiem co w ogóle robię, równie dobrze mógłbym zadzwonić po swojego martwego starego - odrzekł z pozorowaną kpiną, będącą w rzeczywistości zwykłym smętkiem i zagubieniem. Wstydząc się przyznać do faktu, że już po sekundzie umknęła mu prośba o odebranie go z baru, wolał wyśmiewać swą nietypową przygodę z alkoholem, zrzucając niesłusznie na jej barki całą winę. Wątpił jednakże, by ta sytuacja pozbawiona procentów mogła potoczyć się korzystniej - nawet teraz bowiem, chwiejąc się na swoich koślawych nogach pozbawionych stabilności, trzymając w ramionach zabłąkane ciało swojego przyjaciela, nie zdawał sobie sprawy z faktu, że skóra jego topi się pod żarem papierosa. Bezwiednie opadające powieki zgasiły na moment cały świat, a on nabrał do płuc ciepłego powietrza, wdychanego powoli i z niekontrolowaną łamliwością nacierającą gdzieś w połowie drogi. Kakofonia rozbijająca się po myślach nagle ucichła, a on po raz pierwszy od dawna poczuł się p r a w d z i w y. Żywy, tak bardzo żywy i obecny, tu, teraz, z Westbrookiem dociskającym dłoń do jego obojczyka, pachnącym tytoniem, tanią wodą kolońską i potem. Oddychającym płytko w jego niezgrabnym, uformowanym w zaskoczeniu uścisku, którego nie rozluźnił nawet mimo zażegnania kryzysu w postaci możliwego upadku. Pochwycił go z przesadną siłą i namiętnością za ramię, zakleszczając palce na rękawie jego koszuli. A potem, w takt odsunięcia od swego ciała rozgrzanego papierosa, wszystko znów się rozmyło; krawędzie straciły swą ostrość, w głowie rozbrzmiały trzaski tłuczonych wspomnień i myśli. Nic już nie było proste, ciche i żywe tak, jak jeszcze chwilę przedtem. Jude znów był tylko Judem, zmęczonym i zakochanym w jego siostrze. Świat na powrót stał się obcy i niezrozumiały, a Balmont jak zwykle był już tylko miejscowym wariatem, którego nie można było brać na poważnie i który niepostrzeżenie zakochał się w nacinaniu i paleniu swej skóry. Otwierając oczy, cofnął się o dwa kroki i uwolnił mięśnie ciała od towarzyszącego im wcześniej napięcia, pozwalając dłoniom opaść bezwiednie i obojętnie. - To nic - odparł, nie spoglądając nawet na zaczerwieniony pierścień na skórze, niepalący go już wystarczająco. Wypuścił głośno powietrze nagromadzone w płucach, minął bruneta i w zamek od drzwi wsunął klucz, już po chwili zatapiając się w odmętach własnego domu. Przeszedł przez salon, rzucił klucze na komodę i dotarł do zlewu kumulującego w sobie stertę brudnych naczyń. Wyjął patelnię, umył ją niedbale i położył na płycie indukcyjnej, wbijając do niej jajka, wrzucając boczek i sypiąc przyprawy. W międzyczasie rozkładając na talerzu czerstwe pieczywo, powstrzymał się od choćby powierzchownego zerknięcia na Jude’a, który znów jakby stracił znaczenie.

jude westbrook
sierżant — australian federal police
37 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Były żołnierz, teraz policjant. Trochę mu to zajęło, ale w końcu odważył się zrezygnować ze wszystkiego dla Danny'ego.
Było kilka rzeczy, których nie śmiałby mu powiedzieć. Na przykład tego, że w trzeciej klasie to on podwędził mu ołówek z gumką w kształcie wyścigówki, który nadal zalegał w którymś z pudeł oznaczonych napisem “Jude — szkoła — zmarnowane życie”. Albo tego, że podczas jednej z wizyt w Lorne Bay, kiedy wyłącznie on otrzymał przepustkę, Eleanore Winfield kazała mu go serdecznie pozdrowić i ucałować, czego, naturalnie, nie zrobił. Pomijając także to, że raczej miałoby upłynąć całe kolejne tysiąclecie, nim odważyłby się mu wyznać, że chyba jest w nim zakochany (wciąż z trudem poddawał to weryfikacji), nie powiedziałby mu przede wszystkim tego, że się myli. Że się gubi. Że nie Hansen i nie cydr, bo to przecież nie miało znaczenia kto i co. Nie miało również znaczenia to, że podobnych przypadków było sporo, że Danny gdzieś się w tym wszystkim pogubił, bo to był wciąż, mimo wszystko, jego Danny i tylko to miało znaczenie. Posłał mu więc uśmiech i pokiwał głową, nie mając jednakowo odwagi, by temat tamtego życia kontynuować. To on (Jude) bał się tych wspomnień, bał się wojny i tego wszystkiego, co z nimi uczyniła. — Nie przepraszaj mnie, George — tego jednego nie potrafił znieść. Sprowokował te słowa, jasne, ale wcale mu na nich nie zależało; jeśli mieli toczyć tę zabawę, to jedyną osobą, która miała za co przepraszać, był Westbrook. — Możesz dzwonić do mnie zawsze, o każdej porze — tego właśnie pragnął. Być dla Geordana wsparciem, na jakie zasługiwał. Być tym, który wybawiać go będzie z wszelkich opresji, skoro tam, za oceanem, nie był w stanie tego uczynić. Wciąż nie potrafił sobie tego wybaczyć.
Intensywność minionej nocy — bądź też po prostu całego kuriozalnego miesiąca — sprawiła, że najważniejsza informacja uderzyła w niego dopiero po chwili. — Czekaj. Leon. Leon Fitzgerald? — nie powinien być szczególnie zaskoczony; kiedy wczorajszej nocy barmanka stanowczo odmawiała udzielenia mu jakichkolwiek informacji pomyślał o tym, że w głosie jej skrywa się lojalność przyprószona strachem. A to, naturalnie oznaczać musiało obawy przed skierowaniem na siebie gniewu właściciela, prawda? Nieważne jednak, naprawdę nieważne, skoro liczyła się tylko frustracja, jaką wobec tego odczuł. Gniew w szaleńczym uniesieniu wymieszał się z zazdrością, przy czym Jude nie miał pojęcia co wobec tego ma uczynić. Być może właśnie ta jedna informacja zawładnęła jego myślami, być może to właśnie z jej winy utracił nad sobą kontrolę i niemal runął, dosłownie i w przenośni. Jakim cudem mógł to być pieprzony Leon, ten dupek, psychopata, zwykły śmieć? Czy ktoś taki mógł być od niego samego lepszy, czy mógłby dać Geordanowi to szczęście, na które zasługiwał? Nie, nie, nie mógł tego zaakceptować. Zerkając na niego spod kurtyny rzęs — cały świat się skurczył, a ich oddzielał już jeden tylko oddech — przypatrywał się tej naznaczonej bólem twarzy i był już pewien, że okłamywał się przez całe życie, że zawsze chodziło tylko o niego. Może gdyby zbliżenie to potrwało kolejną samotną sekundę odważyłby się wreszcie przerwać tę raniącą ich obu zabawę. Może. Tymczasem Danny już zdążył uciec, niknąc gdzieś w głębi domu. Przez dłuższy czas stał na ganku i czekał. Boże, czekał na jakiś znak, powiew odwagi, jakąkolwiek podpowiedź. Cokolwiek. Ostatecznie wtargnął do tego domu, który był najcieplejszym miejscem, jakie znał i skierował swe kroki w kierunku kuchni. — Nie ma tu nikogo, przed kim musisz się popisywać, Balmont — rzekł surowo, zmuszając go do porzucenia wykonywanej czynności. Z wyraźnym uporem pociągnął go za rękę, odkręcił strumień zimnej wody w kranie i wskazał mu, że powstałą ranę należy schłodzić. — Jest kilka rzeczy, o których muszę ci powiedzieć, George. I nie jestem pewien, czy się ci spodobają, ale… — ale wszystko miało zależeć wyłącznie od niego. — Możesz na mnie spojrzeć? — poprosił łagodnie, mimo że łatwiej byłoby się odwrócić, wyrzucić te wszystkie słowa w kierunku ściany i uciec, nim padłaby jakakolwiek odpowiedź. — Chcę, żebyś mi powiedział co mam zrobić. Uważasz, że powinienem ożenić się z Sollie? — a jednak nie potrafił zapytać wprost, nie potrafił narzucić mu swojej woli, nie odnajdywał w sobie dość odwagi, bo… Co jeśli Danny już wcale nie czuł tego wszystkiego? Tak definitywnie?

geordan balmont
może on włóczy się gdzieś tutaj w ciemnościach — i nie pamięta, że kiedyś żył?
37 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
I fancied you'd return the way you said, but I grow old and I forget your name (I think I made you up inside my head).
Nasączając gąbkę wodą i płynem do mycia naczyń, musiał upewnić się, że nie chwycił za szampon, żel pod prysznic lub mleczko do mycia blatu. Sięgając po nóż starał się nie myśleć o tym, jak wiele mógłby nim teraz zdziałać, nie ograniczając się jedynie do przygotowywania posiłku. Wyciągając ze zlewu akurat dwa talerze, podziękował w myślach nieistniejącym bogom za to, że chociaż te naczynia jeszcze się zachowały, nieulegając sile jego wściekłości, która nachodziła go w chwilach, w których bywał w tych czterech ścianach budynku sam, a więc niemalże zawsze. Wyciągając z lodówki niezbędne do przygotowania jajecznicy składniki, zastanawiał się, jak długo już tu zalegały i kto tak właściwie je kupił. A słysząc głos Jude’a, przypomniał sobie o wszystkich wkurwiających go słowach, które ten zdołał dziś wypowiedzieć. O tym, że jest tu dla niego, na co Geordan zdecydował się nie reagować i jeszcze to pytanie o Fitzgeralda, które zbył wzruszeniem ramion. A teraz powiedział mu, że nie ma tu nikogo, przed kim musiałby się popisywać. Prychnął głośno, myśląc sobie tylko o tym, że do niedawna Jude’a tu w ogóle nie było i że denerwują go niesamowicie te sprzeczne sygnały, które mu wysyła. I że on, Geordan, nigdy by go nie zostawił. Ani nie wściekałby się na niego za nieprzespaną noc i… cóż, pewnie byłby w stanie przypadkowo przypalić go papierosem, ale w innych aspektach diametralnie się już różnili. A może był zły tylko przez to pytanie o Sollie, które spadło na niego znienacka, kiedy już pozwolił poprowadzić się do kranu jak marionetka. Nie spojrzał na niego od razu. To jest nie wtedy, kiedy został o to wprost poproszony, a dopiero po usłyszeniu imienia swej siostry. Wpatrywał się w niego w ciszy, skupiając na strumieniu zimnej wody kąsającej jego ramię i na bólu pleców wciąż rozpamiętujących minioną noc spędzoną w leonidasowej chatce. - Przemieszaj tą jebaną jajecznicę, bo się przypali - odparł w końcu, czując, jak robi mu się niedobrze. To jednak nie przez nadciągający ślub Westbrooka, a sam zapach jedzenia, wywołujący w nim mdłości. Zamknął kran i pozwolił, by krople wody z ramienia przeniosły się na jego koszulę, spodnie i kawał podłogi, a potem głośno wypuścił z płuc powietrze. - Powinieneś. Jesteście tak samo zepsuci i nikt inny was nie zrozumie. A ona tego dzieciaka nie chce wychowywać z nikim poza tobą - oznajmił dziwacznie, dając mu między innymi do zrozumienia, że faktycznie rozmawiał z nią w ostatnim czasie. Szczegółów jednakże wyjawiać nie zamierzał. Tego, że przyszedł do niej jeszcze tego samego dnia, w którym Jude wyjawił, że ona się puszcza. Tego, że wówczas na nią nakrzyczał, kazał się wreszcie ogarnąć i zerwać kontakt z idiotą, z którym zdradziła jego przyjaciela. - Przyjdę na wasz ślub i mogę wam trzymać nawet te jebane obrączki. Skończyłem już z tymi bzdurami, Jude. Z uganianiem się za tobą - dodał, przejmując od niego patelnię i wykładając jej zawartość na talerze.

jude westbrook
sierżant — australian federal police
37 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Były żołnierz, teraz policjant. Trochę mu to zajęło, ale w końcu odważył się zrezygnować ze wszystkiego dla Danny'ego.
Czasem — przeważnie wtedy, gdy dzieliły ich kruche słowa, dwa oddechy, jeden nieśmiały krok — myślał o tym, że powinno być łatwiej. Że gdyby w istocie chodziło o coś, odnaleźliby się w tym wszystkim wcześniej. Że nie byłoby upływających miesięcy, rozważań i słów, które nigdy paść nie miały; po prostu byliby razem. Przyjmował to wszystko ze smutkiem, nie wiedząc, czy nie zadurzył się przypadkiem w samej koncepcji tego związku — znudzony monotonią, szarością i własną, przewidywalną osobą. Dlatego nie był nadal w stanie objaśnić mu niczego; jak mógłby, skoro wciąż nie wiedział. Porzucił go więc, by zgodnie z jego poleceniem zająć się potrawą, choć pochłonięty tym całym dramatem nie był w stanie jakkolwiek skupić się na nieszczęsnej jajecznicy. — Może masz rację — odparł ponuro, beznamiętnie, rzucając mu przepełnione bólem spojrzenie. Przecież to naprawdę nie powinno być takie trudne. — Poza tym ja też ją zdradziłem, więc jesteśmy kwita — mruknął jakby obojętnie, ale — wbrew tym wszystkim wątpliwościom — głównie po to, by wzniecić w nim zazdrość. By mieć pewność, że jakoś go to zaboli, choć powinien zapewne być bardziej wylewny w swym zwierzeniu, by zraniło go to w sposób odpowiedni. Dlaczego? Och, po prostu nie podobały się mu te wszystkie padające słowa. Unikając jednakże jego spojrzenia (bał się, że w oczach jego odnajdzie tak wielką obojętność, przez którą nie będzie w stanie się pozbierać) odsunął się i zajął miejsce przy stole, przez moment przyglądając się swoim dłoniom. Jakby to one podpowiedzieć miały mu co teraz. Czy naprawdę musiał ożenić się z Sollie? Czy jednak zdołałby raz jeszcze zmusić Geordana do zmiany narracji? — Czyli nic nie stoi na przeszkodzie ku temu, żebyś był moim świadkiem — rzekł z mdłym uśmiechem, dopiero teraz odnajdując w sobie odwagę na to, by na niego spojrzeć. — Pomożesz mi wybrać garnitur? Na pewno nie chcę żadnego wieczoru kawalerskiego, to znaczy… — kryła się w tym jakaś podłość. Liczył, że gdzieś po drodze Danny wymięknie, że jednak przestanie zasłaniać się tymi wszystkimi zapewnieniami i że jasno wskaże mu, że jednak wciąż coś do niego czuje. A jeśli nie — jeśli naprawdę tak prędko i bezlitośnie wyzbył się tych wszystkich uczuć, zostanie mu Sollie. Nienajgorsze życie. — Możemy porobić coś wtedy sami. We dwóch — zasugerował przyjaźnie, licząc na to, że to właśnie wtedy wszystko się zmieni.

geordan balmont
może on włóczy się gdzieś tutaj w ciemnościach — i nie pamięta, że kiedyś żył?
37 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
I fancied you'd return the way you said, but I grow old and I forget your name (I think I made you up inside my head).
Sam niegdyś rozmyślał o tym, że jeśli już miałoby się im udać, to tylko tam, na froncie, daleko od domu i świata pochłoniętego jego chorobą. W tym alternatywnym wymiarze, kiedy taktyka działania w Afganistanie się powiodła, Geordan wrócił do bazy w jednym kawałku i nie patyczkując się już dłużej, obwieścił Jude’owi, że wrócił tylko dla niego i że zawsze właśnie dla niego wracał. Nie byłoby tam żadnej Sollie, żadnego dziecka mającego narodzić się za pięć miesięcy i żadnego Leona Fitzgeralda, przez którego Jude byłby zazdrosny. Przez którego zmuszony byłby wypowiadać raniące słowa, które wciąż trafiały Balmonta w samo serce, choć nie darzył go już tymi silnymi uczuciami co przedtem. - Boże święty, skończże już tym naszym paskudnym pocałunkiem. Żeby był zdradą, to dwie strony musiałyby być zainteresowane, wiesz? - upomniał go z udręczeniem, całkiem niepotrzebnie unosząc głos i wywracając oczyma. Skąd mógł wiedzieć, że Westbrookowi wcale nie o niego chodziło? I że kiedy się wytłumaczy, Geordan będzie mieć ochotę zapaść się pod ziemię i już więcej nie wychodzić z jej odmętów?
Taksując go wzrokiem, pochłoniętego w rozmyślaniach i skulonego nad stołem, stwierdził z uporem (jedynie w myślach), że da radę, że te swoje niezabliźnione rany jakoś przetrzyma, że faktycznie zdoła dotrzeć na ślub dwóch osób, które mu je zadały. - Garnitur? A może chcesz smoking, Sollie zawsze lubiła pingwiny - rzucił, w pełni świadomy idiotyzmu wypowiedzianego zdania, ale musiał przecież stwarzać pewne pozory, prawda? Wmówić sobie to szczęście, które powinno towarzyszyć prawdziwemu przyjacielowi Jude’a i nie pozwalać sobie na żadne smętne wyznania. Wyciągając z szafy pobrzękujące sztućce, rozdzielając je na dwa talerze (on musiał jeść nożem, bo nie zostało mu już więcej widelców) i jeden z nich dosuwając do bruneta, sam pochylił się niezgrabnie nad własnym i wcisnął do buzi największy kawał sklejonej ze sobą jajecznicy. - A co z tymi twoimi przyjaciółmi, na których mnie wymieniłeś? - zapytał podczas przeżuwania przesolonego śniadania, które niekoniecznie zgrywało się odpowiednio z alkoholem wciąż krążącym w jego organizmie. Był lekko zaskoczony swym obecnym, całkiem nienagannym stanem. Wspomnieniami, które jakimś cudem udało mu się zachować w głowie. Tym, że ból całego ciała, zaczynający się nieco poniżej pasa, przechodzący przez plecy i kończący się na przypalonej skórze przedramienia, tak wyśmienicie koncentrował jego myśli.

jude westbrook
ODPOWIEDZ
cron