student literatury pięknej — University of Sydney
24 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Brytyjski książę, siedemnasty w sukcesji do tronu, który wraz z matką uciekł do Lorne Bay, by nikt nie kazał mu się żenić na siłę. Przez rok studiował w Paryżu, jednak kiedy wybuchła afera, przeniósł się na studia do Sydney. Obecnie złapał summer vibe w Lorne z przyjaciółmi i Amy, którą uczy co to tak naprawdę "baiser françai"
one

Jeśli zjawiskowa dziewczyna na której widok zaczynają pocić się dłonie zaprasza Cię do siebie do domu w ramach korepetycji z języka francuskiego, rzucasz wszystko co do tej pory robiłeś i lecisz na łeb na szyję, by jakoś wyglądać. Tak właśnie zrobił Marcellus, kiedy Amy wysłała mu szybkiego smsa z prośbą o pomoc. Właśnie siedział z głową pod maską samochodu matki, sprawdzając czy jest wystarczająco dużo oleju i śpiewając przy tym Elvisa i jego „A Little less Conversation”, gdy głos Siri, czytający od niej wiadomość, wybił go z rytmu do tego stopnia, że walnął głową o pokrywę auta. Złapawszy za czystą ścierkę, zaczął wycierać palce na tyle, by zapytać, która godzina mu pasuje, a kiedy odpowiedź przyszła niemalże od razu, zorientował się, że tak naprawdę nie ma czasu do stracenia. Szybko doprowadził maszynę do porządku, po czym popędził pod prysznic, gdzie zimny strumień wody zatrzymał go nieco na dłużej. Po piętnastu minutach już pakował się do swojego auta, rzucając torbę z laptopem na siedzenie pasażera i wyjeżdżając tyłem z garażu.
Amalyn. Cholera, dawno, a właściwie nigdy, nie odczuwał tylu emocji przy jakiejkolwiek innej przedstawicielce płci pięknej. Nie znali się zbyt długo — wspólne grono zbliżyło ich jednak na tyle, by zacząć ze sobą częściej rozmawiać. Któregoś razu, leżeli z lekka pijani w czyimś ogrodzie na jednej z wakacyjnych imprez, prowadząc dysputę na temat wszechświata i tego co się dzieje po śmierci, wymieniając się szeregiem poglądów na otaczający ich świat i piosenkami, którymi chcieli się podzielić, z jedną słuchawką wetkniętą w ucho. Wtedy zaczął rozmyślać, jak muszą smakować jej lśniące usta — wydawały się tak miękkie, tak pełne, że przy każdym późniejszym spotkaniu, niestety już z całą paczką, była to pierwsza rzecz na którą zwracał uwagę. 
Dopiero teraz miał okazję pobyć z nią sam na sam od dłuższego czasu i nie mógł spieprzyć tej okazji. Nawet jeśli atmosferę miałaby zepsuć ciężka gramatyka języka francuskiego, to i tak — czy ten język nie był językiem miłości?
— Cześć. Mam nadzieję, że w porę — i że jesteśmy sami, ale tego już nie dodał, witając się z nią w drzwiach cmoknięciem w policzek. Denerwował się, może dlatego powiedział to wszystko na jednym wdechu. By nie spostrzegła jak bardzo trzęsą mu się palce, zacisnął je na ramieniu torby i tylko rozejrzał się po wnętrzu. — Fajne mieszkanie — rzucił, zerkając na jakąś rodzinną fotografię na której mała Amy, szczerzy się do obiektywu. Już wtedy była ślicznym dzieckiem, nic dziwnego, że wyrosła na tak piękną młodą kobietę. Chryste, nawet w swoich myślach wyrażał się jak jego ojciec. Wciąż musiał kontrolować swoje słownictwo, skoro jego brytyjskiego akcentu nie dało się zatrzeć w żaden sposób. Przynajmniej musiał brzmieć jak normalny chłopak z normalnej, angielskiej rodziny jedzącej fasolkę, a nie kawior na obiad, którym tak bardzo pragnął być.
— Dużo masz zaległości? — zapytał, odwracając się w jej stronę, tak jakby rzeczywiście go to interesowało. Oczywiście, chciał jej pomóc, jednak jeszcze bardziej wolał podziwiać jej widok.

Amalyn Lockard
ambitny krab
naleśnik puchaty
nie pracuje — będzie chciała iść na studia
21 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
My music warms old souls and soothes hardened hearts.
02
Amalyn Lockard & Marcellus Charlemagne
Wyjazdy i przyjazdy, powitania i pożegnania — dlaczego to wszystko było tak... Męczące? Żegnając się z rodzicami na lotnisku w Szkocji, czuła kamień, ciążący jej na sercu. Żegnała się z ludźmi, których kochała, którzy zapewnili jej dom, mieszkanie i dali tyle ciepła, ile go potrzebowała. Biologicznych rodziców również kochała, bardzo za nimi tęskniła. Miło wspominała momenty, w których spędzali wspólnie czas, a melodia kołysanki którą śpiewała jej matka, gdy była dzieckiem, odbijała się echem w jej głowie, choć minęło od tego czasu tak wiele lat...Ojciec uczył jej gry na pianinie, podchodził do tego z czystym profesjonalizmem, choć to matką była prawdziwą wirtuozką, a swoją muzyką potrafiła poruszyć każde serce — docierała do najgłębszych zakątków duszy, słuchali jej ludzie, którzy z zewnątrz nie okazywali żadnych emocji. Zupełnie jakby grała dla kamiennych posągów, stojących w ogrodzie, w których odrobina magii potrafiła obudzić ludzkie uczucia. Przyszedł czas pożegnania. Najpierw z ojcem, później z matką, a na sam koniec z adopcyjnymi rodzicami, którzy swoją decyzją skruszyli ją jak porcelanę, na mnóstwo drobnych kawałków. Nienawidziła pożegnań, raniły ją dogłębnie i sprawiały przykrość, której nie potrafiła opisać słowami.
Później były powitania. Pozornie łatwiejsze, pozornie przyjemniejsze, lecz wciąż tak obce i odległe, nie wzbudzające tak wielu emocji, jak pożegnania. Te niszczyły ludzi, powitania dawały nadzieję na lepszą przyszłość. Przyjeżdżając z bratem do Lorne Bay czuła się wyobcowana. Mijając tablicę informacyjną na której elegancką czcionką widniał napis Lorne Bay, poczuła nieprzyjemny ucisk gdzieś wewnątrz ciała. Wraz z minięciem tabliczki, dotarło do niej, że zaczynały nowe życie, a dawne musiała porzucić, dopóki sytuacja z Keeganem i Zarą zostanie choć trochę opanowana. W Szkocji pozostawiła nie tylko przyjaciół i rodzinę, zostawiła również uczelnię, która była szczytem jej marzeń. Akademia Muzyczna była rzeczą, której pragnęła, chciała koniecznie dostać się tam, gdzie studiowali jej rodzice. Dostała się, choć nie nacieszyła zbyt długo, bo musiała wyjechać.
Aktualnie, kręcąc się po mieszkaniu, już odrobinę przyzwyczajona do zmian, które pojawiły się w niedługim życiu brunetki, zastanawiała się, czy złożenie papierów na uczelnię w Surry Hills było dobrym pomysłem. Nigdy nie miała obaw co do tego, że się do niej nie dostanie, przerażał ją jednak język francuski, którego uczyła się naprawdę dawno. Niewiele pamiętała z francuskiego — nawet nie pomyślała, że kiedykolwiek ten język jej się przyda. Była zaskoczona, choć nie powinna, skoro Francja była krajem niespełnionych i spełnionych artystów. Wszyscy wyjeżdżali do Paryża, by poznawać francuskie tajniki sztuki, nie był to tylko język miłości. Każdy, kto choć trochę chciał nazywać się artystą, musiał mieć styczność z paryskim słownikiem.
Wiedziała, że Marcellus był w stanie jej pomóc. Rozmawiali ze sobą kilka razy, zdążyła dowiedzieć się o nim czegoś więcej, niż podstawowych rzeczy typu ile ma lat i jakie nosi imię. Niezbyt często spotykali się sam na sam, właściwie... Tylko raz mieli okazję porozmawiać w cztery oczy, na jednej z pierwszych imprez, których doświadczyła na tym kontynencie. Podobało jej się.
Kręcąc się po schludny, aż zbyt perfekcyjnym mieszkaniu czuła się trochę, jak wyrwana z jakiegoś komiksu. W jej życiu panował artystyczny chaos, ciężko było jej przywyknąć do tej sterylnej czystości i wnętrza w odcieniach ciepłego, choć pełnego dostojności beżu. Wolała inne połączenie kolorów, lecz w tym momencie, niewiele miała do powiedzenia. Cieszyła się, że w ogóle miała gdzie mieszkać... Podobnie jak z tego, że w domu nie było Keegana i jego żony. Wolała nie wywlekać poza cztery ściany rodzinnych tajemnic, które zmusiły ją do migracji. Wymieniła kilka wiadomości z Marcellusem, czekając na odpowiedź zwrotną, a gdy się umówili... Nie wiedziała, co ze sobą zrobić. W pokoju miała czysto, niedawno wzięła prysznic, miała na sobie krótkie spodenki i top odsłaniający brzuch, a także wilgotne, rozpuszczone włosy opadające kaskadą na ramiona.
Słysząc dzwonek do drzwi, podniosła się z łóżka. Otworzyła je, witając ciemnowłosego chłopaka tuż po tym, jak wpuściła go do środka. Od razu zwróciła uwagę na przyjemny, męski zapach który dotarł do jej noska. Przywitali się, a dziewczyna zamknęła za nim drzwi, przekręcając wewnętrzny zamek. Brat jej powtarzał, że powinna się pilnować i zawsze zamykać drzwi, nawet jeśli nie była sama w mieszkaniu. Wzięła te słowa do siebie, być może aż za bardzo, bo niezależnie od sytuacji, przekręcała zamek. — Dziękuję. Urządzała je żona mojego brata, trochę nie mogę się tutaj odnaleźć, ale... Jest całkiem przyjemnie — Przyznała, wsuwając za ucho kosmyk ciemnych włosów. Poinformowała go, żeby się rozgościł i czuł zupełnie pewnie. W tym mieszkaniu nie było niczego strasznego, ani osoby, która czyhała na jego życie, mógł poczuć się... Jak u siebie, o ile mogła tak powiedzieć, bo wciąż było to dla niego nowe miejsce i nie bardzo wiedziała, czy czuł się swobodnie, czy wręcz przeciwnie.
Przeszła do kuchni, wyciągając z szafki dwie szklanki i chłodną wodę, która stała w lodówce. Aktualnie nie miała żadnego soku, czy coli którą mogła go poczęstować, Keegan miał dopiero dzisiaj zrobić zakupy.
— Zaległości? — Powtórzyła pytanie, opierając się rękoma o kuchenną szafkę, gdy rozlewała wodę do szklanek. — Sporo. Pamiętam podstawy, ale potrzebuję gramatyki. Na wstępie dostałam informacje o jakiejś rozprawce w języku francuskim. Na temat sztuki muzycznej w dziewiętnastym wieku. Może być zabawnie — Odparła, sięgając po szklanki z wodą. Przeniosła je ostrożnie przez kuchnię, stawiając na szklanym, kawowym stoliczku który stał w salonie.
powitalny kokos
blueberry
student literatury pięknej — University of Sydney
24 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Brytyjski książę, siedemnasty w sukcesji do tronu, który wraz z matką uciekł do Lorne Bay, by nikt nie kazał mu się żenić na siłę. Przez rok studiował w Paryżu, jednak kiedy wybuchła afera, przeniósł się na studia do Sydney. Obecnie złapał summer vibe w Lorne z przyjaciółmi i Amy, którą uczy co to tak naprawdę "baiser françai"
Pożegnania nigdy nie należały do przyjemnych. Łzy lejące się po bladych od emocji policzkach, obietnice rychłego powrotu skończone na kłamstwach albo niedopowiedzeniach, roztarta szminka po pocałunkach na twarzy. Kiedy Marcellusowi przyszło wyjeżdżać z wysp brytyjskich, oszczędzono mu podobnych dramatów. Pakując się w pośpiechu w środku nocy, nie myślał o tym, czy pożegnać się z babcią, wujkami czy nawet ojcem; zamiast tego skupił się na chowaniu fałszywych dokumentów do torby i kradzieży auta należącego do jego rodziny. Wszystko należało do ich królewskich waszmości, nawet po części on sam. Nigdy nie miał swojego zdania, nigdy nie miał życia prywatnego, zawsze wszystko robione było na pokaz, a każdy język, którym operował, musiał być użyty, by w przyszłości pomóc dyplomatom i całemu państwu w interesach. Nikt nie pomyślał o wolności — nikt, prócz jego matki, która widząc cierpienia młodego Charlemagne, postanowiła zawalczyć o niezależność ich oboje. 
Z powitaniami nie było znowu tak najgorzej, choć z początku australijski slang i akcent przysparzał mu wielu problemów. Wielokrotnie nie rozumiał co się do niego mówi, a kiedy sam postanowił się odezwać, napotykał jakby zamglone spojrzenia kolegów i potajemnie wymieniane uśmieszki za jego plecami. Brytyjczyk, kulturalny panicz, ą i ę się znalazł — mówili rówieśnicy, kiedy okazywało się, że zna odpowiedź na każde pytanie zadane przez nauczyciela. Materiały przerabiane na zajęciach były daleko w tyle, korzystał więc z prywatnych lekcji poza klasą — oczywiście w tajemnicy, by inni się nie dowiedzieli. W porze dnia starał się ignorować wszystkich i wszystko, zanurzając twarz w notatkach i nie zgłaszając się, nawet jeśli odpowiedzi wręcz nasuwały mu się na język.
Francuski należał do jego ulubionych, aczkolwiek chwalenie się tym nie było czymś, co robiłby dwudziestoizterolatek w dzisiejszych czasach. Mimo, że inaczej wychowany, wciąż musiał pamiętać, że na dobrą sprawę, jego czasy swawoli i młodości dopiero się zaczynały. Podekscytowany wizją pierwszych doświadczeń, każdego dnia łapał się nowych możliwości. Tak jak na przykład teraz — zgodził się udzielić korepetycji, chociaż o nauczaniu innych nie miał zielonego pojęcia. W duchu obiecał sobie jednak, że zrobi wszystko, by nie zmarnować tego czasu z Amalyn; tym bardziej, że dziewczyna liczyła na szczerą pomoc.
— Nie pasuje Ci mieszkanie z bratem i jego żoną? — zadaje pytanie, odwracając wzrok od fotografii. Och, gdzie jego maniery! Przecież to wkraczało w jej prywatne sprawy. — Och, przepraszam. Nie powinienem. Nie musisz odpowiadać. — dodaje szybko, mając nadzieję, że wybaczy mu ten drobny nietakt.
Podąża za nią, starając się nie wpatrywać się w nieco przykrótkie szorty, ale nie można go winić. Po pierwsze, był tylko facetem. Po drugie, wyglądała dzisiaj wyjątkowo zjawiskowo, nawet jeśli nie miała tego w zamiarze.
— Okej, czyli dzisiaj możemy zacząć od początków gramatyki. Proponuję zacząć od le présent i przejść do Le passé composé, o ile zdołamy się wyrobić — tu przechodzi już w rolę naukowca — wyjmuje książki, srebrnego Macbooka na którym miał jakieś stare skany i ćwiczenia z internetu, a okulary nasuwa na nos. Pewnie pierwszy raz mogła zobaczyć go w takiej wersji; tak właściwie używał ich tylko do czytania. Nie miał zbyt wielkiej wady. Jego matka za to uwielbiała sobie żartować z jego „alterego” Clarka Kenta. Poprawia je z lekka nerwowo. — Muzyka w dziewiętnastym wieku? To poemat. Hola młodzieńcze! Nikt nawet jej nie zna, a co dopiero lubi — Porażka. Obszerny temat, ale damy radę. Na kiedy ją masz?
Na widok przenoszącej się do salonu dziewczyny, zabiera swoje rzeczy i podąża za nią, odkładając przy tym wszystko na stolik. Sam opada na kanapę, mając nadzieję, że Amy nie wybierze podłogi czy krzesła.
Dzięki — odzywa się jeszcze, upijając łyk ze swojej szklanki. Przez te nerwy strasznie wyschło mu w gardle.

Amalyn Lockard
ambitny krab
naleśnik puchaty
nie pracuje — będzie chciała iść na studia
21 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
My music warms old souls and soothes hardened hearts.
W kwestii rodzinnych dramatów, Lockardowie mieli niemałe doświadczenie. Odnajdywali się w sztukach artystycznych, a dramaturgia była nieodłączonym elementem ich codzienności. Aktorzy, wyjątkowo utalentowana rodzina, potrafili doskonale zmieniać maski i udawać — a najbardziej, że wszystko jest w porządku, choć fundamenty rodzinnych relacji zapadały się pod ziemię i niszczyły. Problemy w małżeństwie rodziców, kłopoty w małżeństwie brata, cholera, związki serio był aż tak trudne do pielęgnowania, że ciągle coś się w nich sypało? Małżeństwo biologicznych rodziców Amalyn również legło w gruzach, wieloletnie związek padł ofiarą wypadku samochodowego, wzajemne obarczanie winą, trudności z komunikacją i pozew o rozwód. Przygnębiające, trudne relacje towarzyszyły jej przez cały czas. Irytujące, dołujące i... Zgubne, nawet dla niej, osoby której bezpośrednio to nie dotyczyło.
Australia była dla niej czymś nowym, obcym. Z początku się bała, aktualnie...Przyzwyczajała się do nowej sytuacji, próbowała nabrać australijskiego akcentu, starała się dogadać z mieszkańcami, choć nie było to proste. Trudno było wyzbyć się szkockiego akcentu, który za wszelką cenę chciała schować za słowami, których używała. Nie zawsze jej to wychodziło, to oczywiste, choć naprawdę się starała. Pierwszy raz była w sytuacji, w której musiała porzucić swoje dawne przyzwyczajenia i stworzyć nowe, wykreować nową osobowość z którą do momentu powrotu do Szkocji, będzie musiała się utożsamiać. Złoty klucz, który ściskała w dłoni, objawił się pod postacią wizy, którą dostała. Otwierał drzwi do obcego, nieznanego świata o którym nawet nie myślała, a kręcąc się po mieszkaniu Keegana wiedziała, ze nie mogła nazwać tego miejsca domem, odczuwała rozczarowanie — choć z drugiej strony nie chciała wracać do rodziców.
Nauka w Szkocji wyglądała zupełnie inaczej, zajęcia były prowadzone cholernie odmiennie, a egzaminy wstępne były trudniejsze. Rozprawka z francuskiego, cholera... Nigdy nie była najlepsza z tego języka, choć podstawy znała, bo musiała.
W pewnym sensie, razem z Marcellusem znaleźli się w podobnej sytuacji. Zerkając na niego z boku, odnosiła wrażenie, że nie pasował do tego dziwnego świata — podobnie jak ona. Czy czuł się tak samo zagubiony? Tak samo odizolowany, inny... Jak zagubiony element układanki, który nijak nie pasował do reszty puzzli?
Gdy byli już w salonie, przysiadła obok niego, opierając łokieć o udo i podpierając dłonią policzek, pokręciła głową. Zerknęła na niego nieco smętnym wzrokiem i cicho westchnęła, słysząc jego pytanie.
— Niewiele rzeczy mi pasuje, jestem wybredna — Odparła, wzruszając delikatnie ramionami, choć posłała mu delikatny uśmiech. Wiele rzeczy jej nie pasowało, w zasadzie... Sama sobie nie pasowała, ogólnie była cholernie ostatnio markotna i niewiele mogła z tym zrobić. Zbyt wiele rzeczy ciążyło na drobnych ramionach dziewczyny o których nawet nie mogła nikomu powiedzie, prawdę znała tylko Belly. Tematu Keegana nie zamierzała kontynuować, stąpała po cienkim lodzie. Wystarczyło jedno słowo za dużo i... Wszystko, wraz z powodem jej przyjazdu do Australii, po prostu by runęło. Wróciłoby do niej poprzednie życie, od którego chciała się odciąć.
— Jasne, zaczniemy od czego tylko chcesz. Tak dawno nie używałam francuskiego, że wielu rzeczy pozapominałam — Przyznała, absolutnie szczerze. Inna sprawa była taka, że unikała nauki francuskiego, jak ognia, często opuszczała zajęcia, a teraz... Musiała wszystkiego się nauczyć, w przeciągu dwóch cholernych tygodni.
Wyprostowała się i zerknęła na niego podejrzliwie, gdy zaczął zdanie dotyczące muzyki w dziewiętnastym wieku. Zmarszczyła z niezadowoleniem brwi, gdy uznał, że była to porażka.
— Porażka? — Powtórzyła z niedowierzaniem, być może... Zbyt sfrustrowanym tonem i pokręciła głową, wyrażając dezaprobatę i niechęć do wypowiedzianych przez niego słów. Przysunęła się nieco bliżej, kładąc dłoń na podręcznikach, które wyjął, by zwrócić na siebie jego uwagę.
— Dziewiętnasty wiek to czasy romantyzmu, to taki piękny czas dla sztuki. Sztuka za sztukę i sztuka totalna, wiesz co to oznaczało dla muzyków? Zaczęli być w końcu szczerzy, tworzyć muzykę pełną emocji, natchnienia, romantyzm to idea i silny przekaz. Wtedy muzycy zaczęli się uzewnętrzniać... Chcieli pokazać ludziom emocje, które płynęły prosto z serca... — Romantyzm był wyjątkową epoką, wręcz przełomową. Oznaczał bardzo dużo dla muzyków, w pewnym sensie, był to przełom, który zapoczątkował Ludwig van Beethoven, wybitny muzyk, kompozytor i artysta podziwiany przez miłośników muzyki — między innymi przez Amalyn Lockard, która na tym punkcie miała niemałego bzika. Wychowywała się wśród nut, dźwięków pianina i pięknej, pełnej emocji muzyki. Szanowała zdanie innych, choć niełatwo było jej się z nim zgodzić, dlatego od razu zaoponowała. — A ja kocham w muzyce szczerość, dlatego romantyzm to bardzo ważna dla mnie epoka. Kompozytorzy istnieją po to, by roztapiać skute lodem serca. Mama często mi to powtarzała — Dokończyła, zabierając rękę z podręczników i podobnie, jak Marcellus, sięgnęła po szklankę z piciem.
— Mam na to dwa tygodnie — Odpowiedziała na zadane pytanie, przygryzając brzeg szklanego naczynia. Okej, dobra, powinna wziąć się za to wszystko wcześniej, ale... Nie mogła się w sobie zebrać, a teraz czuła, że ma nad sobą presję czasu.

Marcellus Charlemagne
powitalny kokos
blueberry
student literatury pięknej — University of Sydney
24 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Brytyjski książę, siedemnasty w sukcesji do tronu, który wraz z matką uciekł do Lorne Bay, by nikt nie kazał mu się żenić na siłę. Przez rok studiował w Paryżu, jednak kiedy wybuchła afera, przeniósł się na studia do Sydney. Obecnie złapał summer vibe w Lorne z przyjaciółmi i Amy, którą uczy co to tak naprawdę "baiser françai"
Gdyby tylko mogli o tym wszystkim porozmawiać, tak szczerze, przyznać się do problemów związanych z rodziną, z prawdziwym domem, a nie tylko nowym mieszkaniem, z przemożnym pragnieniem wpasowania się w środowisko — byłoby im o wiele lżej. Nie znali się jednak zbyt dobrze, by pozwolić sobie na odkrycie wszystkich kart. Widząc jej markotne spojrzenie na wzmiankę o żonie brata, nie zamierzał naciskać. Jeśli będzie miała ochotę pozwierzać się przed prawie nieznajomym, siedział naprzeciwko niej i był gotów jej wysłuchać. Z drugiej strony też wiedział, jak niektóre tematy czasem ledwo przechodzą przez gardło i woli się ich unikać. Spędzając czas w towarzystwie Amy odczuwał coś, co było mu nieznane i nie, nie chodziło tutaj o żadne szczenięce uczucia czy miłości, bo na to było jeszcze stanowczo za wcześnie. Bardziej o zrozumienie, które płynęło z jej przenikliwych oczu, o cień empatii. Odnosił wrażenie, że mógłby powiedzieć jej znacznie więcej niż komukolwiek innemu z poznanych dotychczas znajomych, nawet Orpheliusowi, który nazywał się jego najlepszym przyjacielem, a nie tylko wysłuchałaby go, ale i starała się mu pomóc. Co jednak, jeśli się mylił? Co, jeśli po raz kolejny w dość brutalny sposób zderzy się z rzeczywistością?
— No cóż, wybrałaś moje towarzystwo, więc jednak aż tak wybredna nie jesteś — spróbował zażartować, cisnąć samemu sobie, byle tylko zobaczyć u niej szczery, a niewymuszony uśmiech. Korzystając ze zmiany tematu, otworzył podręcznik na odpowiednim rozdziale i przesunął wzrokiem po zadaniach, w poszukiwaniu tego najłatwiejszego. Skoro miał zaczynać od podstaw, nie mógł dać jej trudnych przykładów. 
Na wzmiankę o muzyce, zerka na nią z niedowierzeniem. Że co proszę?
— Żartujesz — mówi, nieco przeciągając głoski z szerokim uśmiechem wymalowanym na ustach. Nie spodziewałby się po nikim, a w szczególności po Amalyn Lockard, że pała zamiłowaniem do muzyki nie z tego stulecia.
— Tak, masz całkowitą rację — niemalże podskakuje na kanapie z ekscytacji, a jego oczy pałają zafascynowaniem. — Wyobrażasz sobie tę batalię w głowach kompozytorów, którzy po tylu latach wreszcie mogą przelać emocje na papier, na klawisze? Chryste, Brahms, Chopin, Schuber, van Beethoven, do jasnej ciasnej! To byli muzycy! A to co tworzyli, to… to… po prostu czysta magia — zakończył, z lekka gasnącym zapałem, zdając sobie sprawę z ostatnimi słowami na jak wielkiego debila wyszedł. Czy przypadkiem nie skłamał, że nienawidzi starej muzyki? Szlag by to! — Dobra, przepraszam. Skłamałem. Jestem staroświecki, jeśli chodzi o wszystko, a tym bardziej o muzykę. Co nie znaczy, że nie pasuje mi Arctic Monkeys czy Crystal Castles. Ja… Po prostu… Kocham grać. Fortepian to moja pasja — przyznaje niechętnie, wiedząc, że nie powinien się z tego tłumaczyć, bo przecież każdy miał jakieś hobby, prawda? Gorzej, jeśli nagle dziewczyna zapragnęłaby wygooglować jego wyczyny na scenie, gdzie zajmował pierwsze miejsca w konkursach Chopinowskich dookoła świata. 
Tamtego Marcellusa jednak został dawno za sobą.
— Po tym wyznaniu poprosiłbym Cię o rękę, jakbyśmy lepiej się znali. Ujęłaś to idealnie — przyznaje ze śmiechem, po czym wskazuje na tabelkę z odmianami czasowników. — Może zacznijmy od tego, a potem przejdziemy do wypracowania. Pomogę Ci.

Amalyn Lockard
ambitny krab
naleśnik puchaty
nie pracuje — będzie chciała iść na studia
21 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
My music warms old souls and soothes hardened hearts.
Nieczęsto zwierzała się ludziom ze swoich problemów — wolała wysłuchiwać i doradzać, niż być stroną spowiadającą. O wiele lepiej czuła się w tej pierwszej roli, mogła dowiedzieć się czegoś o drugiej osobie, bez poruszania swoich prywatnych spraw. Było to dla niej wygodne. Słuchając kogoś myślała o tej drugiej osobie, nie skupiała się na myślach, które krążyły po ślicznej główce przyozdobionej burzą ciemnych, falowanych włosów. Miewała momenty, w których naprawdę miała ochotę wyrzucić z siebie wszystkie rzeczy, które pogarszały samopoczucie psychiczne. W momentach, w których dochodziło do rozmowy, wycofywała się do stworzonej przez siebie bezpiecznej przestrzeni. Miejsca do którego nikt nie miał dostępu i w którym czuła się bezpiecznie. Niewykluczone, że było to spowodowane stanami depresyjnymi, które miewała i przekonaniem, że ludzie dookoła tylko czekają, żeby ją skrzywdzić. Rodzice nauczyli ją dystansu, który w pełni rozumiała. Nie mogła pozwolić sobie na chwilę słabości, ponieważ ta chwila odbiłaby się na całej rodzinie. Niestety, Locakrdowie byli rozpoznawalni. Keegan również pozwolił sobie na chwilę słabości, która zakończyła się migracją — ciemnowłosa nie chciała kolejnego rozczarowania, kolejnego pożegnania i nowego miejsca zamieszkania. Wiele z tych lęków i obaw, które miała, zakleszczyły się w jej w głowie. Być może, gdzieś w odmętach świadomości wiedziała, że ludzie nie czekali tylko na moment, w którym upadnie, lecz nie chciała kusić losu.
Dlatego milczała, bo milczenie to złoto i klucz do szczęśliwego życia.
— Nie przesadzasz? — Zapytała, choć faktycznie na jej ustach pojawił się delikatny, niewymuszony uśmiech. — Powinnam się chyba poczuć zaszczycona tym, że w ogóle oderwałeś się od książek — Dodała z zadumą w głosie, szturchając go w ramię. Jak słusznie zostało zauważone — nie znali się zbyt dobrze. Właściwie, poza kilkoma rozmowami, dodatkowo w towarzystwie innych osób, nie mieli okazji porozmawiać na osobności. Dobra, wyjątkiem była jedna domówka. Zdążyła się jednak dowiedzieć wystarczająco dużo, by zarzucić mu oderwanie od świata rzeczywistego, a całkowite pochłonięcie przez ten literacki.
Nie spodziewała się takich… Emocji po brunecie. Buntownicza postawa przygasła, gdy doszła do wniosku, że chłopak, który przed chwilą uznał romantyzm na okropieństwo, nagle wykazał się jakąś wiedzą w tym temacie. — Owszem, wyobrażam. Wyobrażam sobie ten wewnętrzny spór i mogę tylko się domyślić, jakie mieli obawy przed tym, by się uzewnętrznić.. Wyrażanie siebie nie jest proste. Czasem trudno znaleźć nuty, które idealnie skomponują się z innymi. Stworzą… Całość — Amalyn była… Wrażliwa, jeśli chodzi o takie rzeczy. Często patrzyła na świat nieco inaczej, niż jej rówieśnicy. Starała dostrzec piękno wszędzie tam, gdzie gołym okiem nie dało się go zauważyć, nawet w rzeczach paskudnych dla innych. Podobnie było z ludźmi, nie oceniała. Każdego próbowała poznać, dostrzec pozytywne cechy, dopiero później wyrobić sobie opinię, zamiast kierować się zdaniem innych. .
Nie umknęło jej uwadze to z pozoru niewinne kłamstwo, które wzbudziło jej czujność. Sama kłamała, nie przedstawiała się prawdziwym imieniem, podpisywała się zmienionym nazwiskiem i nie opowiadała o sobie zbyt wiele. Miała wyrzuty sumienia, lecz wiedziała, że postępuje słusznie.
Posłała brunetowi uważne, dość przenikliwe spojrzenie, nie skupiając się szczególnie na jego tłumaczeniu.
— Dlaczego kłamiesz? — Proste, a zarazem trudne do znalezienia odpowiedzi pytanie. Dlaczego ludzie kłamali? Bo tak było prościej, bo bali się porażki? Mieli obawy, że zostaną odtrąceni, gdy powiedzą coś, czego druga osoba nie chciałaby usłyszeć? Zapewne powodów było wiele, a ona chciała poznać jeden z nich.
— Już wiem, że nie jesteś fanem spontanicznych ślubów w Las Vegas… Serio jesteś staroświecki — Przyznała ze śmiechem.
Chciała dociekać, mogła dalej pociągnąć temat, ale słowo fortepian sprawiło, że oczy dziewczyny rozbłysły radością i zainteresowaniem.
— Pokażesz mi jak grasz? — Zapytała, kompletnie ignorując język francuski, który był głównym celem przyjścia Marcellusa do mieszkania Amalyn. Francuski jednak poczeka, wolała sprawdzić jego umiejętności. — Jestem muzykiem, właściwie… Przyszłym kompozytorem — Pochwaliła się, chowając kosmyk ciemnych włosów za ucho.
— Jeśli ogarniasz fortepian, zrozumiesz też pianino. Co Ty na to? — Zapytała z cwanym uśmiechem na ustach, podnosząc się z kanapy i wskazała na pianino stojące w rogu salonu, tuż pod oknem. Prawda była taka, że… Chciała go sprawdzić. Jaką miała pewność, że w tym momencie nie skłamał?

Marcellus Charlemagne
powitalny kokos
blueberry
student literatury pięknej — University of Sydney
24 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Brytyjski książę, siedemnasty w sukcesji do tronu, który wraz z matką uciekł do Lorne Bay, by nikt nie kazał mu się żenić na siłę. Przez rok studiował w Paryżu, jednak kiedy wybuchła afera, przeniósł się na studia do Sydney. Obecnie złapał summer vibe w Lorne z przyjaciółmi i Amy, którą uczy co to tak naprawdę "baiser françai"
Był na siebie zły? Mało powiedziane. Przepełniało nim głębokie rozczarowanie do samego siebie. Ostatnimi czasy nie rozpoznawał samego siebie. Zmiana otoczenia, przybranie innego nazwiska, innej persony; to wszystko miał już za sobą. Nie było to dla niego nowością, a do nowego trybu codzienności zdołał się przyzwyczaić, pozwalając sobie na kłamstwo w jedną czy w drugą stronę. Ale nigdy nie przyszło mu kłamać na temat swoich zainteresowań, swoich pasji — ba! Przy byle okazji niemalże się nimi szczycił, póki nie zrozumiał, że nikt z obecnych mu w mieście rówieśników nie zajmuje się w wolnym czasie szermierką, a koszykówką, a jazda konna była bardziej hobby, niż środkiem transportu na obrzeżach. To nic, przyzwyczaił się też i do tego.
Tylko, czemu kłamał, jeśli chodzi o jego ukochaną — muzykę? O sonaty fortepianowe, konkursy chopinowskie, czemu pokusił się o kłamstwo, że nieznosi muzyki z dawnych lat, skoro większość czasu to właśnie jej słuchał, przebijając się przez korytarze uniwersytetu ze słuchawkami w uszach?
Póki nie zadaje mu tego konkretnego pytania, podziela jej entuzjazm. Wpierw nieco peszy się, że zauważyła jego naturę samotnika, mola książkowego, który wolny czas woli spędzić z tomikiem poezji pod cieniem drzewa niż rozbijając się z piwem po barze. Moment, tylko czy to nie znaczyło, że zwróciła na niego większą uwagę?
— Nie bardzo, bo nadal mamy je przed sobą — uśmiecha się półgębkiem, kiwając głową w stronę sterty czekających na nich podręczników. Chciałby pogonić ją do roboty, w końcu musiała zdać przedmiot, ale rozmowa z nią była znacznie bardziej interesująca. Tym bardziej, że dziewczyna rozpoczęła temat o którym mógłby rozprawiać dniami i nocami, ale nigdy nie miał z kim.
— Chyba najpiękniejsze w utworach jest to, że każdy z nich można inaczej zinterpretować. Tak jak z dobrze napisaną książką — czytając wątek tworzysz wizję na wzór swoich doświadczeń. W zależności od biegu Twojej przeszłości, możesz wczuć się w rolę bohatera, przejmując zarazem jego odczucia, jak i ujawniając swoje, o których zdołałaś już zapomnieć. Z muzyką jest to samo… Zawsze zastanawiałem się, jak to jest komponować. To wcale nie jest najprostszym zadaniem, ale kiedyś miałem taki moment, że po prostu usiadłem i zacząłem grać — przyznaje, podnosząc na nią wzrok. Nie sądził, że z taką łatwością przyjdzie mu o tym mówić. Był to niezwykle bolesny dla niego moment; dramat, w którym jako konsekwencję swych czynów miał stracić wszystko, co do tej pory posiadał. Nie zamierzał o tym dalej mówić, dlatego zamilkł. Nie tylko z tego powodu, ale również dlatego, że przyłapała go na minięciu się z prawdą, co było tylko i wyłącznie jego głupotą. Przez dłuższą chwilę więc milczy, wyłamując sobie z nerwów palce, po czym postanawia zagrać inną kartą.
Naprawdę chcesz wiedzieć? — pytanie retoryczne, ale nie mógł się powstrzymać. — Bo mi się spodobałaś, a w dzisiejszych czasach ciężko znaleźć kogoś, kto odbiega od wskazanych schematów; kto, zamiast oglądania baseballu woli grę na pianinie i kto zamiast imprez woli książki. Nie chciałem wyjść na frajera, w szczególności nie przy Tobie, Amalyn.
Może i przegadali zaledwie parę razy, a ich opuszki palców złączyły się na sekundę pod gołym niebem tamtej nocy, ale brunetka mu się najzwyczajniej w świecie podobała. I gdyby jeszcze doszło do kolejnych spotkań przy nauce francuskiego, może zdobyłby się na odwagę i zaprosił ją na randkę. Zamiast tego odnosi paskudne wrażenie, że już skopał sprawę.
— Och nie, odraża mnie wszystko związane z Ameryką — dorównuje jej śmiechem, ciesząc się, że szybko naszła zmiana tematu i atmosfera stała się luźniejsza. Kiedy już wciska z powrotem okulary na nos, które chyba w nerwach zdołał ściągnąć jednym ruchem dłoni i sięga po długopis i notatki, jej słowa ponownie wyrywają go z kontekstu. Miałby grać? Przy niej? Co prawda, tuż po wyjeździe matka pragnęła sprezentować mu fortepian, a przynajmniej pianino, by mógł wrócić do dawnej pasji, ale Marcellus nie widział w tym większego sensu. I tak zaraz miał wyjechać na studia, a taki wydatek z jej karty kredytowej — no cóż, gdyby ktoś rzeczywiście miał ich na oku, dostarczyłby mu kolejnych dowodów, że jest tym za kogo go mieli. A najbardziej na świecie nie chciał zostać odnaleziony i wkopany z powrotem na królewskie sale.
Naprawdę? — kolejny powód, by lubić ją jeszcze bardziej. Cholera, jeszcze trochę i pomyśli, że ją sobie zmanifestował na podstawie swych snów.
— Ale wiesz, że to się niczym praktycznie nie różni, prócz strun położonych względem…? — zamyka się jednak, zdając sobie sprawę, że znowu się przemądrza. Wzdycha więc tylko, podnosi się z kanapy i podąża za nią wpierw wzrokiem, a dopiero potem resztą ciała, bo tak bardzo nie był przygotowany na ten moment. Na widok białych i czarnych klawiszy, wzbiera się w nim niezrównana tęsknota, jak i lęk. Czy poradzi sobie? Czy jego palce wciąż pamiętają wszystkie sonaty i preludia, po prawie dwóch latach przerwy od ćwiczeń?
— Nie grałem od dwóch lat — odzywa się cicho, ale posłusznie siada na krześle, gamą durową przebiega przez dwie oktawy, sprawdzając dźwięki, a potem wydaje z siebie kolejne ciężkie westchnięcie. Nie chciał jej zawieść, ale też... Nachyla się nieco w jej stronę, obdarzając ją łobuzerskim uśmieszkiem.
A co będę za to miał?


Amalyn Lockard
ambitny krab
naleśnik puchaty
nie pracuje — będzie chciała iść na studia
21 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
My music warms old souls and soothes hardened hearts.
Rzeczy, które musiała zataić — zatajała, choć lubiła oddawać cząstkę siebie dla drugiej osoby. Pozwalała się poznać na tyle blisko, by nie przekroczyć strefy komfortu. Pasje dziewczyny nie były szczególnie wygórowane, właściwie... Dużo osób grało na instrumentach, tak samo wiele czytało książki. Zbieranie motyli wydawało jej się bardziej oryginalne i pasjonujące, niż kolejna artystka grająca na pianinie. Pod tym względem nie czuła się w żaden sposób wyjątkowa, w skład tej wyjątkowości wchodziły bardziej przeżycia, które ukształtowały jej charakter. Miała ambicje, czasem zbyt wygórowane, czasem aż za bardzo chciała dostać to, czego osiągnięcie wymagało dużej ilości czasu i nakładów pracy. Cholera, czemu wszystko musiało być takie trudne?
Zerknęła na górę z książkami i westchnęła cicho. Sięgnęła nawet po jeden z podręczników, żeby go przekartkować. Ściągnęła usta w wąską linię, starając się nie okazywać swojej niechęci wobec języka francuskiego, który przez tyle czasu był jej zmorą. Może trochę odwlekała. Specjalnie przeciągała spotkanie, zadając pytania i kierując rozmowę na nieco inne tematy, by spędzić jak najmniej czasu na nauce. Wiedziała, że to jej nie ominie, naprawdę. Dlatego korzystała z momentu wolności, być może testując ciekawość Marcellusa i sprawdzając, kiedy faktycznie zirytuje się na tyle, by zmusić ją do nauki.
Chociaż, czy zmusić to było odpowiednie słowo? Poprosiła, żeby tu przyjechał, więc sama musiała się przełamać i zmusić do nauki. Wychodząc jednak z założenia, że czas ich przecież nie poganiał, zagadywała go.
— Chociaż nie jesteś w nie zapatrzony — Odparła, starając się nie patrzeć na te podręczniki, bo od razu robiło jej się przykro. Tyle materiału... Cholera. Dlaczego studia wymagały takiego poświęcenia?
Rozumiała sens słów, które chciał przekazać jej brunet. Czytając książkę, wczuwała się w bohaterów, oglądając obrazy próbowała zrozumieć przekaz, słuchając muzyki otwierała serce sama przed sobą.
— Nie wszyscy to robią. Niektórzy czytają, ale nie rozumieją, a jeszcze inni słuchają, ale nie słyszą. Dlatego lubię osoby, które... — Zastanowiła się przez moment, dotykając palcem wskazującym ust. Wiedziała, co chciała przekazać, lecz dobór odpowiedni słów, aktualnie wydawał się dość... Ciężkim zadaniem, a kolejne stwierdzenie bruneta, przerwało rozmyślanie. — Osoby, które w pełni oddają się swoim zainteresowaniom — Dokończyła.
Próbowała zachować rezon, jakby wyznanie Marcellusa zupełnie nie zrobiło na niej wrażenia. Kurde, zrobiło, zaskoczył ją. Podejrzewała, że chciał jej się w ten sposób przypodobać, inaczej by nie skłamał, lecz nie pomyślała, że przekaże jej to z absolutną szczerością — bo w tym momencie, co do szczerości nie miała żadnych wątpliwości. Być może na kilka zbyt długich chwil, skrzyżowała z nim spojrzenie. Nie bardzo wiedziała, czego się w tym momencie spodziewał, ani tego, czy w ogóle czegokolwiek się spodziewał, bądź oczekiwał. Zamiast skomentować to w sposób, który mógłby w jakiś sposób go zrazić, odpowiedziała delikatnym uśmiechem.
— Nie pomyślałabym o Tobie jak o frajerze, nawet gdybyś zaczął odgrywać Antygone w tym salonie, a zaufaj mi — nie lubię Antygony. Ślubów w Vegas też nie — Zaśmiała się.
Stanęła nad nim, gdy usiadł do pianina, jak kat nad swoją ofiarą. Opierając dłoń o jego ramię, wcisnęła się obok, zerkając to na niego, to na pianino.
— Och, naprawdę? — Zapytała, jakby zaskoczona, przykładając dłoń do ust i spojrzała z niedowierzaniem na Marcellusa. — Nie wiedziałam, że są różnice w położeniu strun, ani tego, że fortepian potrzebuje klapy po to, żeby uwydatnić dźwięki. — Pokręciła z dezaprobatą głową, przejeżdżając palcami po klawiszach. Spaliłaby się ze wstydu, gdyby nie znała tak oczywistych, choć niewielkich różnic między tymi dwoma instrumentami. Wciąż były to jednak dwa inne instrumenty i właśnie tym się kierowała, skupiała się na różnicach, które niosły za sobą coś więcej niż ułożenie strun.
— Tylko dwa lata? Musisz mieć słabą pamięć — Zauważyła dość śmiało, odwracając uwagę od pianina, którą poświęciła Marcellusowi. Nie zaoponowała, gdy nachylił się w jej stronę. Może, gdyby była mniej pewna siebie, bardziej wstydliwa i znacznie cichsza, niż była, odsunęłaby się od niego. Nieszczególnie przeszkadzał jej ten zmniejszony dystans. Jeśli myślał, że w tym momencie odpuści i się odsunie, był w niemałym błędzie. Nie ugięła się pod jego spojrzeniem, ani uśmiechem, który był cholernie pociągający i tak bardzo pociągający w jego wykonaniu.
— Moje zadowolenie? Aprobatę... A jeśli to za mało, sam zdecyduj — Odparła, przechylając głowę nieco w bok. Nie bardzo potrafiła odkryć jego intencje, w zasadzie, nie bardzo wiedziała, czy była to jakaś dziwna gierka, sposób na rozrywkę, czy rozładowanie napięcia, lecz nie zamierzała rezygnować. Oparła dłoń o brzeg o podwójnego siedliska, posyłając ciemnowłosemu uśmiech, któremu daleko było do szczególnie anielskiego.

Marcellus Charlemagne
powitalny kokos
blueberry
ODPOWIEDZ