fotograf — freelancer
31 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
It’s just that I can’t kiss your mouth without wanting to breathe his name. It’s just that you’re not him. You’re not him.

To nie była dobra pora na składanie towarzyskich wizyt.
Po pierwsze - niebo już dawno tonęło w głębokiej czerni, rozjaśnione jedynie przez nieliczne zabłąkane gwiazdy, które sprawiały, iż January automatycznie zadzierała głowę do góry, by napawać się ich nieśmiertelnym blaskiem (po raz setny tracąc tym samym wątek).
Po drugie - dobre maniery wymagały, by po ponad roku nieobecności w miasteczku zaanonsować się z odwiedzinami albo telefonicznie, albo chociaż smsowo aniżeli wpadać niczym burza bez wcześniejszego poinformowania.
Po trzecie - czy naprawdę było jeszcze potrzebne po trzecie, skoro January z typową dla siebie nonszalancją zamierzała zignorować wszystkie znaki ostrzegawcze i popędzić prosto w przepaść?
- Przecież to normalne, że chcę ją zobaczyć po takiej przerwie - Ach, cóż za przywilej być adwokatem samej siebie; Wysoki Sądzie, przyjaźń nie zna ram czasowych, wnoszę o uchylenie! Prowadziła ze sobą tak rozwiniętą batalię, jakby miała niespodziewanie dokonać zmiany decyzji, którą podjęła już kilkanaście godzin wcześniej, wsiadając w samolot powrotny w rodzinne strony. Postanowiła, że zobaczy Lemonię. Postanowiła, że zrobi to jeszcze tego samego dnia. Bo...
... bo musiała jej opowiedzieć, jakiego potężnego głupstwa się dopuściła. Skrzywiła się nieznacznie na samą myśl, a pierścionek zaręczynowy spoczywający na jej serdecznym palcu stał się w sekundzie po stokroć cięższy. Nie, nie powinna nawet sobie pozwalać na takie niesprawiedliwe rozmyślania. Przecież kochała Andrew (ale chyba nie na tyle, by spędzić z nim resztę życia). Był czuły, troskliwy i zaopiekował się nią w momencie, gdy nie miała nikogo. Na takich mocnych fundamentach dało się zbudować coś trwałego, prawda? Lemonia na pewno będzie uważać tak samo. I właśnie przez to - choć zmęczenie niemiłosiernie ciągnęło ją w kierunku łóżka - wsiadła w samochód - Chryste, miała być taka eko! - i popędziła prosto pod dom Fitzpatrick. Nim zadzwoniła do drzwi, nie powstrzymała się jeszcze przed zerknięciem w górę, by popodziwiać ciemne niebo udekorowane gwiazdami. Zakres uwagi - okrągłe zero.
- Lemaaaaa - zawołała śpiewnie po tysięcznym naciśnięciu dzwonka w rytm Stayin' Alive, całkowicie ignorując egipskie ciemności panujące w domu ciemnowłosej przyjaciółki, jasno świadczące o tym, że to naprawdę nie była odpowiednia pora na nocne wizyty.

lemonia fitzpatrick
powitalny kokos
Ania
prawniczka — fitzgerald & hargrove
32 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
001.

To jest moja szansa - pomyślała, kiedy January zniknęła prawie na rok z Lorne Bay.
To moja szansa na wyleczenie się. To starsze, że o czymś takim jak miłość myślała z tak wielkim obrzydzeniem. Jak o chorobie, która trafiła jej istnienie. Bo po części tak było. Zamiast siedzieć i trzymać się za ręce ze swoją drugą połówką, oglądając film w samochodowym kinie, ona siedziała zwinięta z kłębek nieszczęścia oglądając kolejną komedię romantyczną, rzucając w ekran czekoladkami w stylu Elle Woods albo Bridget Jones.
Czasem miała ochotę uderzać głową o ścianę, uderzyć się w nią lampą i krzyczeć głupia Lemonia, niedobra Lemonia.
Kiedy Jan wyjechała, smak pożegnania był słodko-gorzki, trochę jak syrop klonowy. W każdym razie nic nie wskazywało na to, aby jej dzisiejszy spokój miał zostać zburzony. Po całym dniu była szczęśliwa, mogąc zrzucić szpilki ze stóp i pośpiewać do drewnianej łyżki hity ABBY, podczas gotowania sobie kolacji. I tak właśnie spędzała swój wieczór.
Nic dziwnego, że nie usłyszała dzwonka. Bo jakżeby mogła, kiedy w słuchawkach leciało jej właśnie "Bet on it" z najlepszego filmu dla nastolatków, a Lema właśnie zrobiła ze swojego mieszkania pole golfowe. Dopiero po chwili między przerwami w tekście usłyszała dobrze sobie znane Leemaaaaa i aż serce podskoczyło jej do gardła. Chciałaby powiedzieć, że zachowała się cool i na czilu, ale w rzeczywistości niemalże rozbiła się na zakręcie na własnym korytarzu. Dwie sekundy jedynie przed lustrem w przedpokoju, żeby poprawić włosy, a następnie nacisnęła klamkę.
- Jan! - rzuciła zdecydowanie zbyt wielką ekscytacją i niemalże od razu zamknęła ją w uścisku, zanim jeszcze zdążyła przestąpić próg. - Wchodź, wchodź bo mi sąsiadów pobudzisz - dodała, jakby wcale sama nie piszczała z ekscytacji. Wciągnęła ją do środka i zamknęła drzwi, dyskretnie jeszcze wyglądając czy pani Jenkins nie wygląda zza drzwi, łypiąc złowieszczo spod swoich okularów. - Siadaj i opowiadaj, co? Jak? Chcesz coś do picia? - słowotok w najlepszy, wydaniu.

january rutherford
powitalny kokos
nick
fotograf — freelancer
31 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
It’s just that I can’t kiss your mouth without wanting to breathe his name. It’s just that you’re not him. You’re not him.
Zbyt zaaferowana własnymi dramatami życiowymi, January nawet nie podejrzewała, by Lema mogła darzyć ją czymś innym niż platoniczną miłością przeznaczoną dla najbliższych przyjaciół. Nie była rzecz jasna ślepa - umiała docenić urodę Fitzpatrick i niejednokrotnie ją komplementowała, choćby zamieszczając żenujące yass queen pod jej zdjęciami na Instagramie. Ale czy było w tym coś głębszego? Nie. Wiecznie będąc na wojnie z własnymi uczuciami, Rutherford nie rozglądała się za dodatkowymi utrudnieniami w tej sferze, a niewątpliwie odkrycie, iż ktoś bliski jej sercu postrzegał ją w nieco innej kategorii, taką uciążliwością szybko by się stało.
Bo była niekwestionowaną mistrzynią w partaczeniu każdej dobrej rzeczy w swoim życiu. Poważnie. Jeśli coś zaczynało układać się po jej myśli, a ona sama zbliżała się do błogiego spełnienia, wewnętrzne ciągoty do sabotażowania własnych sukcesów w ciągu sekundy rujnowały wszystko. Nagle znikąd przychodziły wątpliwości, których wcześniej nie było, nagle też nie poznawała samej siebie, często w procesie raniąc swoimi słowami i zachowaniami osoby, o które winna troszczyć się najbardziej. Jedna wielka apokalipsa.
Będąca przy tym nie do zatrzymania, co jedynie potwierdzał rozpad jej ostatniego związku. Oczywiście - ktoś by tutaj mógł trafnie zauważyć, że przecież nie istniała rzecz, której nie dałoby się odbudować przy odrobinie wysiłku. Tylko że... January za każdym razem w takich sytuacjach wybierała wyjście ewakuacyjne. Nie podejmowała walki, nie stawiała dzielnie czoła problemom - nie, ona dawała nogę niczym klasyczny tchórz.
Jedyną osobą, przed którą nigdy nie uciekała, była Lemonia. I właśnie dlatego nie zamierzała tego popsuć i przez to też zdecydowała się odwiedzić ją jako pierwszą po swoim powrocie do Lorne Bay. A znalazłszy się w ciepłych objęciach przyjaciółki, w mig pojęła, iż była to najlepsza decyzja, jaką mogła podjąć.
- Udusisz mnie - poskarżyła się żartobliwie, oczywiście wcale tak nie myśląc, a w pełni delektując się znajomym zapachem i bliskością osoby, której nie widziała ponad rok. Sama objęła ją ciasno w pasie, głowę lokując na ramieniu przyjaciółki, nawet nie walcząc z uśmiechem, który automatycznie wykwitł na jej ustach. - Babcia Walton nadal żyje? Może jak BĘDĘ JESZCZE GŁOŚNIEJ - te ostatnie słowa niemalże wykrzyczała, uprzednio się odsuwając od Lemy - co by nie pozbawić jej słuchu w tak młodym wieku - i z podekscytowaniem przeniosła ciężar z nogi na nogę. - To zaprosi nas na czekoladowe ciasteczka. I ciepłe mleko - dodała po namyśle, kiwając przy tym głową, uznając to za plan doskonały. Nie zdążyła jednak wcielić go w życie, bo zaraz panna Fitzpatrick wciągnęła ją w głąb swojego domu, więc jedynie westchnęła sobie z rozczarowaniem i skierowała się prosto do ładnie urządzonego salonu, w którym czuć było rękę Lemonii. Rozsiadłszy się wygodnie na kanapie, wygięła wargi w nonszalanckim uśmiechu. - Och, co ja będę mówić... - zaczęła powoli, wymownie machając ręką, tak by widok pierścionka zaręczynowego nie umknął uwadze najlepszej przyjaciółki. - Może lepiej Ty mi opowiesz, co tam u Ciebie? - gładko spytała, przybierając przy tym niewinny wyraz twarzy, jakby właśnie wcale nie zrzuciła gigantycznej bomby na Lemę. U p s?

lemonia fitzpatrick
powitalny kokos
Ania
prawniczka — fitzgerald & hargrove
32 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Na jej usprawiedliwienie nikt nie spodziewał się odkrycia u swojej najbliższej przyjaciółki skrywanych uczuć, którymi Lemonia dławiła się od zdecydowanie zbyt długiego czasu. Sama była sobie winna - gdyby miała chociaż krztynę więcej odwagi powiedziałaby to, co od tak długiego czasu zaprzątało jej myśli i sprawiało, że co drugi wieczór siadała z pudełkiem lodów przed telewizorem. Aż cud, że jeszcze jej to w biodra nie poszło! Bo jak wiadomo hips don't lie! Tylko za każdym razem, gdy już słowa tańczyły na końcu jej języka ostatecznie spadały z powrotem do myśli. Bo paraliżował ją strach, że mogłaby ją bezpowrotnie stracić - a wolała mieć ją przy sobie chociażby w takiej formie, platonicznej miłości do przyjaciółki i katować się widokiem Jan, trzymającej się za ręce z osobą, której sylwetka i twarz jeszcze nie miały konkretnej formy i - jeszcze - stanowiły bezkształtną masę.
Można powiedzieć, że było to typowe zachowanie w wykonaniu Lemy, która nie umiała walczyć o swoje. Porzuciła bez walki marzenie o aktorstwie, aby podążyć ścieżką wytyczoną przez ojca, na końcu odbierając dyplom z wyróżnieniem. I jedynym odchyleniem od snu o idealnej córce był powrót do Lorne i zatrudnienie się w nowej kancelarii otworzonej przez jej dobrych przyjaciół. I to właśnie największy bunt na jaki było stać w pełni dorosłą i samodzielną Lemonię Fitzpatrick. Dlatego dla niej samej zachowanie w sytuacji z January nie było zaskoczeniem. Liczyła na cud - na to, że na przestrzeni lat Jan w końcu wykształci w sobie umiejętność do czytania w myślach i sama wpadnie na trop uczuć brunetki.
- Taki był plan - odparła, szczerząc się przy tym. Dopiero teraz poczuła jak bardzo za nią tęskniła, za tymi drobnymi gestami, za dobrze znanym sobie zapachem jej perfum pomieszanym z wonią szamponu, która jeszcze utrzymywała się na jej włosach, to wszystko tworzyło po prostu Jan, przy której mogła być najbardziej sobą. - Ej ciszej, głupia - niby powinna ją skarcić i chociaż sama zaczęła mówić ciszej od niej, jakby chciała wyrównać średnią głośność tej rozmowy, to słychać było rozbawienie w jej głosie. - Tak, na pewno, ciesz się, że jeszcze nie wyleciała z tą swoją ścierką - to było dziwne, ale Lema tę kobietę zawsze widziała na korytarzu z czerwono-brązowo-białą ścierką w dłoni. To było prawie jak jej boski atrybut. Bez niej była niczym Posejdon bez trójzęba. W sumie bez pytania wygrzebała z lodówki butelkę nieotworzonego jeszcze wina i dwie lampki. Nawet dla efektu wrzuciła trochę mrożonych owoców. I dobrze, że zdążyła dojść do salonu, kiedy ten diament zaczął jej się mienić przed oczami. Automatycznie poczuła jak jej nogi odmawiają jej posłuszeństwa. Niemalże od razu usiadła na fotelu naprzeciwko Jan. Była pewna, że w tym momencie słyszała ten moment pękania szkła. Bo właśnie coś w niej pękło. Miała jedynie nadzieję, że przez te kilka oddechów, kiedy musiała się pozbierać. - C-co? Czekaj, czekajczekajczekaj - musiała zatrzymać ten pociąg, bo miała wrażenie, że zaraz się wykolei. Jak ona miała teraz jej mówić o błahostkach w pracy, kiedy ta wyskoczyła jej z tym - w oczach Lemy - OGROMNIASTYM pierścionkiem. - O nie, nie ma mowy, wytłumacz się, w tej chwili - chciała to obrócić w formę żartu. A przyklejenie tego szerokiego uśmiechu do swojej twarzy kosztowało ją zdecydowanie zbyt dużo. Wow, w końcu rozumiała co czuł Eddie w Venomie 2, który ostatnio widziała. Szkoda, że jej Venom właśnie był powodem złamanego serca. - Jak? Gdzie? Kiedy? - wyksztusiła z siebie.

january rutherford
powitalny kokos
nick
ODPOWIEDZ