I feel half empty, ripped and torn
: 30 cze 2022, 20:53
XVI
Nothing's funny anymore
outfit // Dick Remington Nothing's funny anymore
Cmentarz był dość kiepsko oświetlony i o tej porze najjaśniejszymi punktami w przestrzeni były ubrania i skóra Violet. I białe lilie, które leżały teraz na jego grobie, a które były zupełnym zaprzeczeniem jej byłego męża i wszystkiego, co ich łączyło. Nie wiedziała nawet, po co tu przyszła. Może nie chciała być sama – choć trudno powiedzieć, by tu otaczało ją szczególnie wielu ludzi. W zasadzie wszyscy, którzy ją tu otaczali, byli już martwi. Nie bolało jej to. Nie miałaby dość odwagi, by prosić o towarzystwo Milesa, Deana czy Chrisa – nie była dziś sobą i czuła to wyraźnie. Potrzebowała… uciec. Znów. A przy tym wiedziała, że nie może tak po prostu pojechać na lotnisko i wsiąść w jakiś samolot. Obiecywała sobie w końcu, że nie popełni drugi raz tego samego błędu. Nawet jeśli nie była pewna, czy to błąd.
Uciec – ale nie miała dokąd. Z doświadczenia wiedziała, że samotne wycieczki po barach rzadko kończą się dobrze dla kobiet jej typu. Podobno była ładna. Na pewno była wrażliwa i zwyczajnie słaba. Trochę zbyt naiwna, choć czas uczył ją, że faktycznie nie powinno się tak ufać, nie powinno się być tak miłą i zdradzać z delikatnością – ale czy tego wszystkiego nie było po niej po prostu widać? Romantyczna dusza, choć dziś złamana czymś gorzkim i zbuntowanym. W ciemności i cichości cmentarza dziwnie wyraźna, wyprostowana, chociaż wpatrzona tylko w nazwisko, które w końcu nadal dzieliła z byłym mężem – a którego nie chciała zmienić, bo… pasowało do niej.
W złotej głowie zrodziło się w końcu postanowienie… zrobienia czegoś. Czegoś. Czegoś po prostu głupiego – być może zwyczajnego napicia się ponownie, które nie przystało poważnej nauczycielce i rozwódce, która niedawno pogrzebała byłego męża. Ale noszenie pełnej bieli też jej nie przystało, i to w zestawie, w którym Jaydena poznała, więc co miała do stracenia? Odwróciła się i ruszyła cmentarną alejką, jedną z tych wąskich i znanych raczej jedynie stałym bywalcom tego miejsca.
A gdy na swojej drodze zobaczyła obcego mężczyznę, z jakiegoś powodu przystanęła w pewnej odległości i uśmiechnęła się lekko, trochę gorzko, trochę słodko… intrygująco. Był znakiem z niebios. Albo przeciwnie, z tej drugiej strony zaświatów.
- Idziemy gdzieś? – spytała tak, jakby znali się od stuleci, a nie zobaczyli po raz pierwszy w ciemności cmentarza. Bo przecież nie miała nic do stracenia.