looking for a mind at work — frogs restaurant
23 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Salagadoola mechicka boola
Bibbidi-bobbidi-boo
Put them together and what have you got
Bibbidi-bobbidi-boo
2.
What I think about
All that I think about


Wbrew temu co można by przypuszczać, wciąż jeszcze próbowała. Choć wciąż nie potrafiła dać sobie szansy - za każdym razem koniec końców coraz bardziej rozsmakowując się w gorzkim uczuciu przegranej.
Tamto wesele kuzynki się nie liczyło, choć wszystkim podobały się zdjęcia. No, prawie wszystkim.
Tamte zdjęcia jedzenia przygotowanego przez Pho i Liv, które wrzucały na Instagrama restauracji też nie miały znaczenia. Nieważne ile serduszek by nie zebrały.
Czasem jednak, w wieczór taki jak ten, kiedy czuła się bardziej samotna niż kiedykolwiek w życiu - bezproduktywnie skrollując tablice znajdywała znajdywała kolejne dowody na to, że wszyscy jej znajomi potrafili jakoś ruszyć dalej, jakkolwiek wkroczyć w dorosłość - w przeciwieństwie do niej.
I to właśnie w takie wieczory, czasem zbierała się w sobie, przeszukiwała szuflady w poszukiwaniu ostatnich czystych filmów i zabierając ze sobą ulubionego Pentaxa, tak jak za dawnych czasów, wychodziła - znów próbując coś sobie udowodnić.

Wszystko się jednak tak strasznie skomplikowało. Bo kiedyś nieudana próba była po prostu nieudaną próbą. Teraz każda kolejna stanowiła dowód jej ostatecznej porażki.

What does it matter?

Ciało zawsze było jej ulubionym tematem. Co zaskakiwało, u kogoś kto wstydził się wejść w negliżu do zapełnionej sauny.
Może dlatego, że była kobietą - a te zawsze były zrównywane do własnej cielesności. I przynajmniej za szkłem aparatu mogła przekonać się co znaczyła siła sprawcza. Jak stanowić o orzeczeniu, a nie pozostać jedynie biernym podmiotem.
A może dlatego, że to stanowiło najbardziej oczywistą z możliwości. Najbardziej uniwersalną. Pierwotną - bo czy bezwiednie nie podążała po prostu za tymi, którzy po raz pierwszy pozostawiali odciski swoich dłoni na ścianach jaskini?
A istniał taki rodzaj miejsca, w którym człowiek mógł dowiedzieć się o własnej cielesności znacznie więcej niż studiując przez rok książkę anatomiczną, czy nawet studiując rzeźby Donatello i Michała Anioła.
Pomyśleć, że wystarczyła do tego jedynie głośna (nawet niekoniecznie dobra) muzyka połączona z akcyzą na sprzedaż alkoholu. A, z uwagi na to, że tego wieczoru w Moonlight grał znany (w zakresie ich zatoki) zespół - tak padło akurat na ten lokal. Choć przybyła zdecydowanie za wcześnie. Wokalista jeszcze się rozgrzewał, a zamiast oczekiwanych tłumów zastała dopiero garstkę ludzi na parkiecie. Nic jednak nie przesądzało tego, że się ten stan wkrótce nie zmieni. Dlatego po prostu postanowiła zacząć od znalezienia sobie odpowiedniego miejsca. Po prostu obserwując salę, jak kiedyś, wyczekując tego odpowiedniego momentu. Nawet mimo tego, że od miesięcy w żadnych z odwiedzanych przez nią miejsc - nie ważne czy to w Europie, czy już w Australii, nie potrafiła się takiego doczekać... Przysiadając przy barze i przyglądając się odczytom ze światłomierza zaczęła bawić się z ustawieniami aparatu.

I believe that
You're gonna be forgotten
Any day now
Just like the others told you


Orphelius Maeve
powitalny kokos
mechaniczny toster
Study style — Study life
24 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
I cannot be good. I must be perfection.
004
Sztuka wymagała perfekcji, cierpliwości oraz czasu — przede wszystkim czasu. Artystą mógł nazywać się ten, który opanował te trzy złote zasady. Dążenie po trupach po celu było częścią tego cholernie trudnego testu, który musiał zdać każdy, kto choć trochę chciał należeć do tego pięknego świata ograniczanego tylko przez kreatywność artysty. Wbrew pozorom, dostosowanie do tych wszystkich zasad nie było proste, ta droga prowadziła przez wiele wyzwań i krętych ścieżek. Cienie, półcienie, światło, łączenie farb tak, by po połączeniu zyskać idealny kolor. Kreatywność i pomysłowość, które należało przelać na płótno, kartkę, bądź zdjęcie w które należało włożyć wiele serca, by wyszło idealne. Fotografię i malarstwo łączyło kilka rzeczy, w jednym i w drugim ważne było światło i odpowiedni kąt patrzenia. Diabeł tkwił w szczegółach. Niektóre rzeczy dało się dostrzec tylko wtedy, gdy patrzyło się z innej perspektywy, niż zwykle. Dlatego tak ważna była pomysłowość — idealny zachód słońca nie zawsze dało się uchwycić stojąc. By wykonać idealne ujęcie, czasem wystarczy przysiąść. Fotografia wyglądała wtedy inaczej, a kadr zmieniał się o sto osiemdziesiąt stopni.
Perfekcja była warta wszystkich męczarni i rozterek, które pojawiały się na drodze życia. Każdy się wahał, nie było osoby, która choć raz siebie nie zwątpiła. On również wątpił, rzadko bo rzadko, ale jemu również zdarzały się momenty, w których tracił wiarę w siebie. Kryzys i załamanie było częścią egzystencji, czynnikiem napędowym do działania. W momencie, w którym pojawiało się zwątpienie, zapalała się w głowie czerwona lampka ostrzegająca przez klęską. Głosu ostrzegawczego należało posłuchać, był to odpowiedni moment, by wziąć się w garść i wrócić na odpowiedni tor.
Lokalizacji tego baru nie znał, dopiero z map dowiedział się w której części miasta się on znajduje. Umówił się ze znajomymi, jakiś koncert — podobno niezłej — miejscowej kapeli nie brzmiał jak najgorszy pomysł. Dopóki nie narzekał na brak wolnego czasu, chciał go wykorzystać jak najlepiej. Później, gdy wróci na studia, już nie będzie miał aż tyle czasu na zwiedzanie miasteczka. Brał to pod uwagę, dlatego się nie buntował, potrzebował wyjścia w towarzystwie kolegów, których tolerował. Wolał zapewnić sobie kilka minut wolnego czasu, niż wysłuchiwać, że się spóźnił... Kolejny raz. Nie wziął jednak pod uwagę tego, że przybędzie na miejsce jako pierwszy z paczki i jeden z pierwszych gości, którzy zamierzali wybawić się na imprezie. Miał w zapasie jeszcze trochę wolnego czasu, wystarczająco dużo, by zamówić pierwszą szklankę szkockiej i wypić ją we własnym towarzystwie. Podszedł do baru, przysiadając na jednym ze stoliczków i zamówił szklankę. Zerknął kątem oka na dziewczynę obok której przysiadł i upijając łyk ze szklanki, przez krótką chwilę ją obserwował. Zerkał na nią i na aparat w którego ustawieniach grzebała.
Myślisz, że dobrze ustawiłaś aparat? — Odezwał się po krótkiej chwili. Nie studiował fotografii, lecz na kierunku miał wiele zagadnień z różnych zakresów sztuki, często niemających powiązania z malarstwem i grafiką. — Z tymi ustawieniami możesz robić zdjęcia słońca, nie przyciemnianego baru. Wyjdą za ciemne — Dokończył spokojnie, bez cienia emocji w głosie, czy spojrzeniu. Wyglądał raczej na znudzonego, zupełnie jakby poruszał te tematy któryś raz z rzędu. Dużo osób popełniało błędy, on również nie był nieomylny, lecz przekonanie o tym, że był doświadczony w tych tematach, dawało mu coś na wzór przewagi, którą wykorzystał nawiązując rozmowę z brunetką.

Tiana Hirsch
ambitny krab
blueberry
looking for a mind at work — frogs restaurant
23 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Salagadoola mechicka boola
Bibbidi-bobbidi-boo
Put them together and what have you got
Bibbidi-bobbidi-boo
Może Tiana nie miała tego czynnika w sobie, który ze zwykłego śmiertelnika czyniło artystę. Z resztą, zdążyła już nabrać pewności względem tego, że tym nie dysponowała.
Nie była jednak w stanie powiedzieć co tak właście stanowiło ten decydujący element.

Pewność siebie? Poczucie własnej wyjątkowości? Przekonanie o słuszności własnych decyzji? Duch rywalizacji? Tego wszystkiego od zawsze zdecydowanie jej brakowało.
Mimo to kiedyś potrafiła wykazać dość uporu i wytrwałości, by mimo swoich niedostatków jej praca przynosiła jakiekolwiek zadowalające (nawet ją) efekty. Kiedyś.

Dziś wszystkim na co się zdobyła była próba nie zniechęcenia się się jeszcze nim zdarzyła zacząć cokolwiek robić. Czuła się niepewnie. Tak jakby wcześniej nie robiła setki razy tego, co zaplanowała na ten wieczór. Pamięć miała jednak to do siebie, że kierowała się własnymi - przynajmniej w Tiany przypadku, całkiem niezależnymi od preferencji właściciela, kaprysami. I Tiana przeżywała właśnie coś na kształt retrospekcji wszyskich tych razy, kiedy tak jak teraz w tłumie obcych ludzi poczuła się spłoszona jak dzikie zwierze nieudolnie próbujące skryć się za aparatem. Co jedynie pogorszało sprawę - bo aparat nigdy nie stanowił dla niej narzędzia, które mogłoby posłużyć do ukrycia się. Wręcz przeciwnie. Stanowił dla niej soczewkę, przez którą obserwowane bodźce docierały ze zdwojonym natężeniem.
Ostatnim czego teraz potrzebowała był pochylający się nad nią mężczyzna, próbujący tłumaczyć jej świat.
Ojej. Myślisz, że wyjdą nieładne? Oby jeszcze na dodatek nie pojawiły się na nich te zniekształcające kształty kropki… – odparła z wyolbrzymionym przejęciem, na które zasługiwały dobre rady, jak zgadywała po akcencie... Kalifornijczyka (bo Amerykanina z całą pewnością). I jednocześnie uniosła głowę w jego stronę. Tak, zdecydowanie Kalifornijczyk. Czy na prawdę wyglądała na idiotkę, która pierwszy raz trzymała w dłoniach aparat, który nie stanowił części iPhona?
Przy tak długiej ekspozycji wcale nie będą za ciemne. Nadal niedoświetlone - owszem, ale to już (wbrew pozorom) zupełnie co innego. Z resztą co to właściwie znaczy za ciemne? – poprawiła go, już normalnym neutralnym (przynajmniej we własnym mniemaniu, możliwe, że w rzeczywistości brzmiała jak Hermiona intonująca „leviosa, a nie leviosaaa" - co jej się czasem mimowolnie zdarzało) tonem. Sama nie wiedziała po co wdawała się w tą dyskusję, skoro (tak przynajmniej myślała), z góry wiedziała jak będzie wyglądał jej przebieg. Nie był to jej pierwszy spec od fotografii, który chciał pomóc biednej dziewczynce, ze sprzętem zbyt ciężkim jak na takie drobne kobiece dłonie. Może powinna pozostać na sarkastycznym komentarzu. Może Pan-Zachodnie-Wybrzeże nie radził sobie z wychwytywaniem ironii i oboje skończyliby tą rozmowę zadowoleni? Ale nie, Tiana oczywiście masochistycznie musiała brnąć dalej we wszystko to co mogło zepsuć jej wieczór (a więc i posłużyć za wymówkę do poddania się na dzisiaj).

Orphelius Maeve
powitalny kokos
mechaniczny toster
ODPOWIEDZ