: 05 gru 2023, 23:49
Spojrzał na nią oburzony co najmniej jakby właśnie go posądziła o kontakty z nieletnimi. Co to za insynuacje, że Albert był dla niego jak rodzina? Nigdy w życiu!
- Na boga… nie. – Odpowiedział i nawet trochę złagodniał, bo dotarło do niego, że być może zareagował na to wszystko zbyt ostro. Po prostu… Albert był dla niego kimś więcej niż rodziną. Rodziny to on unikał jak tylko mógł, co było też dziwne, bo miał z nimi świetne relacje. Po prostu nie chciał się z nimi widywać. – Albert był ważniejszy niż rodzina. – Może nie powinien tak mówić, ale no niestety tak właśnie było. Gdyby poprosił swojego starego o poprowadzenie jego kariery to stary by mu tą karierę spierdolił. Albert robił wszystko według upodobań Kirby’ego i doprowadził go do miejsca, w którym Vandenberg teraz był. – Był moim agentem. Pracował dla mnie, ale ja też pracowałem dla niego. – Wyjaśnił chociaż nie wyjaśniało to absolutnie nic. W sumie to sam nie wiedział jak to było. Kto dla kogo pracował? Ewidentnie już nigdy Kirby się nie dowie.
Spojrzał na nią i nawet się lekko uśmiechnął, żeby już nie być typem, który neguje wszystko co ta mówi. – Wiem co próbujesz zrobić i doceniam to, ale oboje dobrze wiemy, że niespecjalnie jestem typowym… podopiecznym agenta. – Nie wiedział jak to nazwać. – Albert naprawdę wprowadził mnie we wszystko, dawał wskazówki i prowadził, żebym był tym kim jestem teraz. – Pewnie Albert do dnia śmierci nie mógł sobie wybaczyć tego, że nie zmienił charakteru Kirby’ego. Mógł tylko być z siebie dumny, że ostatecznie, nawet z topornym i nieprzyjemnym charakterem, Kirby był jaki był.
- Dużo ludzi umarło nie żegnając się ze mną. – Nie kojarzył, żeby w ogóle ktokolwiek do niego podchodził i się z nim żegnał przed śmiercią. Wiedział, że niektórzy to się nawet z nim nie pożegnali jak odchodził z Chelsea do Brisbane Roar. – Ja bym się zabił. Nie czekałbym na śmierć. Nie ma takiej opcji. – Jakby ktoś mu postawił diagnozę, to by się zabił. Chujowo, bo wtedy ciężko byłoby dla rodziny z otrzymaniem spadku po nim, ale trudno. Nie obchodziłoby go to. Już i tak byłby martwy. Brzmi jak ich zmartwienie.
- Musiałem się tu pojawić. Zapłaciłem za wszystko. Chciałem się upewnić, że jest idealnie. – Oczywiście, ze wziął na siebie koszt całego pogrzebu. Upewnił się też, żeby rodzina Alberta dostała po nim jakieś pieniądze, żeby nie zostali z niczym.
- Mam już nową agentkę. Młoda kobieta. Dopiero ją poznałem. Nie wiem co teraz będzie. – Nawet nie wiedział czy będzie potrzebował agenta skoro jego kariera się kończy, no ale trudno. Na razie nie myślał o swoim końcu skoro miał na głowie koniec Alberta.
- Na boga… nie. – Odpowiedział i nawet trochę złagodniał, bo dotarło do niego, że być może zareagował na to wszystko zbyt ostro. Po prostu… Albert był dla niego kimś więcej niż rodziną. Rodziny to on unikał jak tylko mógł, co było też dziwne, bo miał z nimi świetne relacje. Po prostu nie chciał się z nimi widywać. – Albert był ważniejszy niż rodzina. – Może nie powinien tak mówić, ale no niestety tak właśnie było. Gdyby poprosił swojego starego o poprowadzenie jego kariery to stary by mu tą karierę spierdolił. Albert robił wszystko według upodobań Kirby’ego i doprowadził go do miejsca, w którym Vandenberg teraz był. – Był moim agentem. Pracował dla mnie, ale ja też pracowałem dla niego. – Wyjaśnił chociaż nie wyjaśniało to absolutnie nic. W sumie to sam nie wiedział jak to było. Kto dla kogo pracował? Ewidentnie już nigdy Kirby się nie dowie.
Spojrzał na nią i nawet się lekko uśmiechnął, żeby już nie być typem, który neguje wszystko co ta mówi. – Wiem co próbujesz zrobić i doceniam to, ale oboje dobrze wiemy, że niespecjalnie jestem typowym… podopiecznym agenta. – Nie wiedział jak to nazwać. – Albert naprawdę wprowadził mnie we wszystko, dawał wskazówki i prowadził, żebym był tym kim jestem teraz. – Pewnie Albert do dnia śmierci nie mógł sobie wybaczyć tego, że nie zmienił charakteru Kirby’ego. Mógł tylko być z siebie dumny, że ostatecznie, nawet z topornym i nieprzyjemnym charakterem, Kirby był jaki był.
- Dużo ludzi umarło nie żegnając się ze mną. – Nie kojarzył, żeby w ogóle ktokolwiek do niego podchodził i się z nim żegnał przed śmiercią. Wiedział, że niektórzy to się nawet z nim nie pożegnali jak odchodził z Chelsea do Brisbane Roar. – Ja bym się zabił. Nie czekałbym na śmierć. Nie ma takiej opcji. – Jakby ktoś mu postawił diagnozę, to by się zabił. Chujowo, bo wtedy ciężko byłoby dla rodziny z otrzymaniem spadku po nim, ale trudno. Nie obchodziłoby go to. Już i tak byłby martwy. Brzmi jak ich zmartwienie.
- Musiałem się tu pojawić. Zapłaciłem za wszystko. Chciałem się upewnić, że jest idealnie. – Oczywiście, ze wziął na siebie koszt całego pogrzebu. Upewnił się też, żeby rodzina Alberta dostała po nim jakieś pieniądze, żeby nie zostali z niczym.
- Mam już nową agentkę. Młoda kobieta. Dopiero ją poznałem. Nie wiem co teraz będzie. – Nawet nie wiedział czy będzie potrzebował agenta skoro jego kariera się kończy, no ale trudno. Na razie nie myślał o swoim końcu skoro miał na głowie koniec Alberta.