: 18 sie 2022, 23:40
Biurko.
Szafka.
Kluczyki.
Taki był plan.
Znaleźć co trzeba i czym prędzej spierdalać, zanim trupy ożyją albo co gorsza, nie wiadomo skąd włączy się alarm przeciwwłamaniowy, przyjedzie policja i wylądują w jebanym więzieniu, zanim zdążą pochować jeszcze zwłoki, które (oby) grzecznie czekały na nich w lesie. Był to więc jebany wyścig z czasem, a oni nie mieli najmniejszego pojęcia, które miejsce zajmują w rankingu.
Kevin odprowadził dziewczynę wzrokiem, upewniając się, czy aby na pewno ruszyła w stronę kantorka, po czym sam zabrał się za poszukiwania. Szef jak zwykle zawodowo zadbał o to, żeby nie było mu łatwo. Pozostawiał rozjebane chyba wszystkie możliwe sterty papieru, resztki jedzenia i coś, co w sumie przypominało palec. Czyżby wypadł gdzieś, kiedy pakowali truposza do trumny? Kurwa. Pisknął jak baba, sam przestraszając się własnego głosu (niczym ten typek z filmików na tiktoku, który boi się własnego krzyku i gdy już zacznie pokrzywikać nie jest w stanie przestać).
Kurwa.
Kurwa.
Kurwa.
Kurwa.
— Skup się debilu — rzucił do samego siebie, przywołując się do porządku. Odstawił potencjalną część ciała do szafki i zaczął przerzucanie dokumentów z jednej kupki na drugą. — No dalej, gdzie jesteście — zajebał się w misji, nie zdając sobie nawet sprawy, że Tate zdążyła już wrócić do głównego holu i przystanąć tuż przy nim. Więc kiedy już w końcu namierzył złote klucze z mini trumienką, służącą za breloczek, dopiero zobaczył zarysowaną postać tuż obok.
— Aaaaah kurwa. W imię Ojca i Syna, Habemus Papam, odejdz demonie!! — krzyknął na całą pizdę, dopiero po jakimś czasie orientując się z kim tak naprawdę miał do czynienia. — Jezu, to ty — przewrócił oczami nieco urażony, że ta nie dała mu wcześniej jakiegoś ostrzeżenia, że nadchodzi. W końcu kurwa warunki były wystarczająco creepy, nie było potrzeby dodatkowego straszenia. Chuj, że w rzeczywistości Callaway mówiła do niego i to dużo, a to po prostu on nie słuchał. Nie ważne. Przestraszyła go? Przestraszyła. A to bardzo nieładnie.
— Co mam? — z początku nie wiedział za bardzo, o co jej chodzi, dopiero po chwili ogarnął. — A tak, tak, mam. Chodźmy — pomachał kluczykami tuż przed jej twarzą, po czym spuścił spojrzenie na wszystkie przyrządy przyniesione przez dziewczynę i no cóż, nie mógł powstrzymać się przed wyrażeniem zachwytu. — Dobra robota — zapropsował, kiwając zadowolony głową, po czym zabrał większość rzeczy i ruszył do wyjścia, zostawiając Tate tylko workiem na śmieci, będąc przekonany, że sobie poradzi.
Władowali co trzeba do bagażnika, a Fisher czym prędzej zajął miejsce kierowcy. I jeszcze zanim Tate zdążyła się wpakować do furki, zacisnął dłonie na kierownicy, wypuszczając głośno powietrze. Kurwa. Gdyby jeszcze w południe ktoś powiedział mu, że będzie musiał zajebać samochód z roboty, żeby przewieźć nim trupa i go zakopać, śmiałby się do rozkupu. Teraz? Cóż nie było mu aż tak bardzo do śmiechu.
Gdy ruszyli z podjazdu w aucie panowała niezręczna cisza. Jedyny dźwięk dookoła wydawał trumienny breloczek, obijający o deskę rozdzielczą. Troche niezręcznie. Ruchem ręki odpalił radio, nastawiając pierwszą lepszą stację, by już po chwili do ich uszu dobiegła znana i jakże pasująca do sytuacji muzyka.
Knock, knock, knockin' on heaven's door
Knock, knock, knockin' on heaven's door
Knock, knock, knockin' on heaven's door
Tate Callaway
Szafka.
Kluczyki.
Taki był plan.
Znaleźć co trzeba i czym prędzej spierdalać, zanim trupy ożyją albo co gorsza, nie wiadomo skąd włączy się alarm przeciwwłamaniowy, przyjedzie policja i wylądują w jebanym więzieniu, zanim zdążą pochować jeszcze zwłoki, które (oby) grzecznie czekały na nich w lesie. Był to więc jebany wyścig z czasem, a oni nie mieli najmniejszego pojęcia, które miejsce zajmują w rankingu.
Kevin odprowadził dziewczynę wzrokiem, upewniając się, czy aby na pewno ruszyła w stronę kantorka, po czym sam zabrał się za poszukiwania. Szef jak zwykle zawodowo zadbał o to, żeby nie było mu łatwo. Pozostawiał rozjebane chyba wszystkie możliwe sterty papieru, resztki jedzenia i coś, co w sumie przypominało palec. Czyżby wypadł gdzieś, kiedy pakowali truposza do trumny? Kurwa. Pisknął jak baba, sam przestraszając się własnego głosu (niczym ten typek z filmików na tiktoku, który boi się własnego krzyku i gdy już zacznie pokrzywikać nie jest w stanie przestać).
Kurwa.
Kurwa.
Kurwa.
Kurwa.
— Skup się debilu — rzucił do samego siebie, przywołując się do porządku. Odstawił potencjalną część ciała do szafki i zaczął przerzucanie dokumentów z jednej kupki na drugą. — No dalej, gdzie jesteście — zajebał się w misji, nie zdając sobie nawet sprawy, że Tate zdążyła już wrócić do głównego holu i przystanąć tuż przy nim. Więc kiedy już w końcu namierzył złote klucze z mini trumienką, służącą za breloczek, dopiero zobaczył zarysowaną postać tuż obok.
— Aaaaah kurwa. W imię Ojca i Syna, Habemus Papam, odejdz demonie!! — krzyknął na całą pizdę, dopiero po jakimś czasie orientując się z kim tak naprawdę miał do czynienia. — Jezu, to ty — przewrócił oczami nieco urażony, że ta nie dała mu wcześniej jakiegoś ostrzeżenia, że nadchodzi. W końcu kurwa warunki były wystarczająco creepy, nie było potrzeby dodatkowego straszenia. Chuj, że w rzeczywistości Callaway mówiła do niego i to dużo, a to po prostu on nie słuchał. Nie ważne. Przestraszyła go? Przestraszyła. A to bardzo nieładnie.
— Co mam? — z początku nie wiedział za bardzo, o co jej chodzi, dopiero po chwili ogarnął. — A tak, tak, mam. Chodźmy — pomachał kluczykami tuż przed jej twarzą, po czym spuścił spojrzenie na wszystkie przyrządy przyniesione przez dziewczynę i no cóż, nie mógł powstrzymać się przed wyrażeniem zachwytu. — Dobra robota — zapropsował, kiwając zadowolony głową, po czym zabrał większość rzeczy i ruszył do wyjścia, zostawiając Tate tylko workiem na śmieci, będąc przekonany, że sobie poradzi.
Władowali co trzeba do bagażnika, a Fisher czym prędzej zajął miejsce kierowcy. I jeszcze zanim Tate zdążyła się wpakować do furki, zacisnął dłonie na kierownicy, wypuszczając głośno powietrze. Kurwa. Gdyby jeszcze w południe ktoś powiedział mu, że będzie musiał zajebać samochód z roboty, żeby przewieźć nim trupa i go zakopać, śmiałby się do rozkupu. Teraz? Cóż nie było mu aż tak bardzo do śmiechu.
Gdy ruszyli z podjazdu w aucie panowała niezręczna cisza. Jedyny dźwięk dookoła wydawał trumienny breloczek, obijający o deskę rozdzielczą. Troche niezręcznie. Ruchem ręki odpalił radio, nastawiając pierwszą lepszą stację, by już po chwili do ich uszu dobiegła znana i jakże pasująca do sytuacji muzyka.
Knock, knock, knockin' on heaven's door
Knock, knock, knockin' on heaven's door
Knock, knock, knockin' on heaven's door
Tate Callaway