Opiekun kangurów — Sanktuarium dzikich zwierząt
29 yo — 186 cm
Awatar użytkownika
about
Włóczykij, powsinoga, błędna dusza. Bardzo chciałby usiedzieć w miejscu, ale obawia się, że stracił taką umiejętność.
Kiedy Casper był jeszcze tak młody, że po odciskach jego kroków na piasku nie poruszało się pięciu kaszojadów, przeraźliwie obawiał się nocy. Bal się tego, co mogło skrywać się pod skrzypiącym łóżkiem, a o czym opowiadać lubił starszy, skrywający w sobie nutkę bezwzględnego łamiducha brat.
Musiało minął wiele, naprawdę wiele lat nim zrozumiał, że to nie noce były straszne. To poranki bywały tak okropne, że jeżyły włoski na karku. Poranki były przerażające, zwłaszcza gdy chodziło o kaca.
W skali najgorszych rzeczy, jakich Casper w życiu doświadczał, przebudzenie się po solidnym piciu zajmowało piedestał w towarzystwie dostania kosza od głowy cheerleaderek i przegraną w konkursie na najdalszy rzut kapciem z własnym, młodszym bratem.
Głowę rozsadzało mu poczucie absolutnej porażki, wywołanej własną słabością organizmu. W takich chwilach żałował, że nie urodził się w zimnej Rosji, gdzie noworodki moczono za piętę w wiadrze spirytusu, by uodpornić je na boleści związane z chujową ojczyzną. Nie miał może specjalnie słabej głowy, ale konsekwencje mieszania alkoholi odczuwał wyjątkowo mocno, co wiązało się z pełną niedyspozycyjnością. Cieszył się, że w porę załatwił sobie wolne po parapetówce u Coltona i Ezry, ale do licha ciężkiego, myślał, że będzie jednak trochę lepiej. Tymczasem Sahara w paszczy zdawała się potęgować ból głowy, co było totalnie bez sensu - czuł jednak, że jeśli nie dostanie zimnej coli, może nawet skończyć z młotkiem wbitym w najbardziej pulsujące miejsce przy skroni.
Było mu ciężko wstać i potrzebował wsparcia. Bracia odpadali, zważywszy, że pewnie byli równie martwi albo zajęci obowiązkami. Nie zamierzał ściągać matki, to nie była jeszcze ta granica upodlenia. Koledzy? Ziomki? Mógł narazić się tylko na szydercze uwagi i miliony zdjęć, którymi zasypywaliby go do samej śmierci. Wybór wydawał się oczywisty i niemal cisnął na usta, ale trzymając w dłoni telefon czuł się jak ostatni cwel.
Miał wrażenie, że życie miało się inaczej potoczyć. Że może gdyby obudził się te parę lat szybciej, po prostu leżałaby tuż obok, dzieląc z nim mieszkanie i narzekając, że jebie wódką i ma umyć zęby.
Inaczej jednak rozpisano scenariusz ich relacji, diametralnie inny pomysł miał na nich reżyser zwany Losem, więc wciąż była po prostu przyjaciółką. Tylko przyjaciółką. Taką, która spędzała mu sen z powiek i sprawiała, że po pijaku doszukiwał się podobieństw w obcych kobietach.
Jak nisko już upadł. A jednak od dna dzieliły go jeszcze centymetry, które rozkosznie zamierzał pokonać właśnie, na własną prośbę nurząc twarz w metaforycznym mule.
- Hej, potrzebuję cię tu - zachrypiał w telefon, gdy rytmiczny dźwięk urwał się i usłyszał to jej melodyjne "halo". Chyba nigdy z jego ust nie padło nic równie prawdziwszego i autentycznego, choć mogła to równie dobrze zrozumieć jako desperacką próbę wykorzystania w zrobieniu śniadania. Wszystko jedno. Naprawdę jej potrzebował, choć znacznie bardziej niż śmiałby na głos przyznać.
Kac ostatecznie przegrywał, gdy w grę wchodziło tak silne odrzucone uczucie.

care maclerie
ambitny krab
Misia
kucharz — beach restaurant lorne bay
30 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
marzycielka, właścicielka najpiękniejszego kundelka na świecie o imieniu pistachio, kucharka
  • 001.
Choć zgrywała głównie osobą ciekawą, pełną życia, to zdarzały się dni takie jak ten, kiedy nie miała ochoty wychodzić z łóżka. Było wcześnie, a ona zaszyła się z książką pod kołdrą. Pistachio leżał obok niej, wtulając swój pyszczek w bok jej ciała, a Care pochłonięta fabułą nie zwracała uwagi na wskazówki zegara. Dziś nie pracowała, dziś poświęcała się wyłącznie sobie, choć praca była najlepszym, co dotychczas ją spotkało. Przeprowadzka też nie była takim złym pomysłem, zwłaszcza, że dość szybko się tu odnalazła, a teraz, po dwunastu latach bycia mieszkanką Lorne Bay, mogła śmiało powiedzieć, że czuła się tutaj jak w domu. Miała blisko swoje rodzeństwo, mamę, miała nawet Caspera, o którym nie mogła nawet marzyć. Miała, więc wszystko. Prawie wszystko. Ale nie skupiała się na tym prawie, bo przecież codziennie powtarzała sobie, że mając tak wiele, nie można być zachłannym, prawda? Owszem, czasami można, na przykład w kuchni, kiedy gotując coś pysznego, pozwalała sobie na nieustanne próbowanie, parzyła sobie język, przeklinała na siebie, a później znów pchała łyżkę do ust. Wtedy mogła być zachłanna, ale przecież nie mogła całego szczęścia zagarnąć dla siebie, prawda? Była jeszcze cała masa ludzi, która potrzebowała go jak wody. Był jeszcze Casper, którego przecież uszczęśliwiało bycie wyłącznie jej przyjacielem. Czy mogła mu to zniszczyć? Oczywiście, że nie. Dlatego parła przez życie, dusząc w sobie tę maleńką myśl, że doskwiera jej brak miłości najlepszego przyjaciela. Ale nie znaczyło to, że zamierzała z niego zrezygnować. Był jej bliższy niż 99,9 procent ludzi na ziemi, dlatego wolała mieć go w ten sposób niż w żaden. Kochała to wpadanie do niego znienacka, bo przecież tak niewielka odległość dzieliła jej apartamentowiec i blok Caspera. Uwielbiała, kiedy próbował jej dania, śmiać się z jego żartów, przynosić mu colę, kiedy miał kaca albo opowiadać o klientach, którym nie smakowało jej wybitne mięso albo wspaniałe ciasto. Co zrobiła, kiedy zadzwonił jej telefon? Spojrzała na wyświetlacz, a widząc imię Brooksa, szybko wcisnęła zieloną słuchawkę. Była bezpośrednia, nie zgrywała niedostępnej, nie próbowała go w żaden sposób kusić o odrobinę uwagi. Może kiedyś było jej przykro, że zupełnie jej nie zwracał na Care, ale teraz się zrehabilitował, a ona była zbyt zaślepiona, by w ogóle myśleć, że była jakaś zła przeszłość między nimi. Dlatego, kiedy powiedział, że jej potrzebuje, wsunęła stopy w klapki, chwyciła smycz Pistachio i pobiegli do swojego sąsiada. Wytłumaczyła psu, że powinien być cichutko, bo kac to bardzo zła choroba. Pistachio to rozumiał, bo przecież kochał Caspera, więc nic dziwnego, że wskoczył na niego, by przywitać się z Brooksem na swój własny, psi sposób. Care w tym czasie nalała do szklanki wody, wzięła tabletki przeciwbólowe i wspomnianą colę. – Cześć – szepnęła. Podeszła i usiadła na skrawku. – Przyjechało pogotowie. Ratownik Pistachio i pielęgniarka Caroline. Jak się pan czuje? – zapytała. Chciało jej się śmiać na widok tego męczeństwa, na które najwyraźniej sobie zasłużył, ale kąciki jej ust tylko delikatnie drgnęły.

Casper Brooks
balon
martyna
Opiekun kangurów — Sanktuarium dzikich zwierząt
29 yo — 186 cm
Awatar użytkownika
about
Włóczykij, powsinoga, błędna dusza. Bardzo chciałby usiedzieć w miejscu, ale obawia się, że stracił taką umiejętność.
Z sypialnianego kąta mógł tylko nasłuchiwać jej kroków. Przesuwając się nieco, wbił wzrok w okno, jakby oczekując, że spełni rolę nieco upośledzonego lustra - niestety nie dojrzał odbicia, wobec czego po prostu wyczekiwał chwili, aż pojawi się w zasięgu wzroku i ulży umęczonym oczom swoim widokiem.
Wyjątkowo dziwnie było mu z samą myślą, jakie budziła w nim uczucia. Pamiętał, jak w szkole średniej i ma początku studiów bezustannie tłumaczył kolegom, że nie była jego dziewczyną, tylko zwykłą przyjaciółką. Jak irytowały go bezustanne dopytywania, czy nie myślał przypadkiem o rozwinięciu tej relacji do czegoś więcej, jak wkurzały aluzje matki i przedrzeźnianie rodzeństwa. Potem zaś nagle - zupełnie jakby życie zafundowało mu uderzenie cegłą w potylicę - dostrzegł jak strasznie drażnią go komentarze znajomych mężczyzn na jej temat. Jak podnosili mu ciśnienie, sugerując, że się z nią umówią, skoro są tylko przyjaciółmi. Wtedy Casper już niczego nie był pewien, najmniej zaś tego, czy faktycznie chciałby tylko przyjaźni.
Tymczasem teraz tkwił w bagnie. Nieco nieprzytomny wzrok utkwił w jej twarzy i zdobył się na cień uśmiechu. Dostrzegając colę, tabletki i wodę, westchnął z ulgą i wyciągnął ręce niczym bezdomny na parkingu, zbierający ostatnie drobniaki na małpkę.
Zresztą pewnie pachniał podobnie.
- Nie masz pojęcia, jak ja cię ko... - uciął, wzdrygnął się i złapał za głowę, w desperacji udając, że nagły ból złapał go za język i nie pozwolił dokończyć, podczas gdy w istotcie za urwanym słowem stał wyłącznie wstyd. - ...koniecznie muszę wyściskać jak wstanę - zakończył, znów wzdychając. - Chociaż pewnie najpierw zaliczę prysznic, nie wyglądasz jakbyś miała w planach śmierdzieć.
Tak było mu najłatwiej. Trzymać się pozycji dowcipnisia, zwodzić poczuciem humoru. Wywoływać chociaż uśmiech, za który pewnie dałby się pokroić.
Ułożył dłoń na głowie Pistachio, drapiąc palcami za uchem.
- Mam nadzieję, że nie gustujesz w padlinie, bo mi do tego blisko, psiaku.

care maclerie
ambitny krab
Misia
kucharz — beach restaurant lorne bay
30 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
marzycielka, właścicielka najpiękniejszego kundelka na świecie o imieniu pistachio, kucharka
Miała cholerne szczęście do ludzi, których spotykała na swojej drodze, bo tak naprawdę nikt na poważnie jeszcze jej nie zranił. Nie brała pod uwagę tamtego momentu, kiedy Casper zniknął, a Care poczuła niewyobrażalną pustkę. Byli wtedy młodzi, a Maclerie uznała, że właśnie tak musi być. Nie mogli być ciągle razem, nie mogła siedzieć na jego plecach. Nie mogła być jego cieniem, bo nigdy by się nie rozwinęła. Teraz czuła się jak kwiat, pełna doświadczeń, których prawdopodobnie nie zdobyłaby, gdyby ciągle podążała za Casperem. Nie miałaby kiedy tego zrobić, bo w tamtych czasach zupełnie o nic nie dbała. Nie wyobrażała sobie tylko, że pragnienie jego miłości będzie tak silne, że utrzyma się dwanaście długich lat i zrujnuje wszystkie jej relacje. Nie miała mu tego za złe, bo przecież to piękne kochać kogoś tak długo i tak mocno, że cały świat może tylko tej miłości zazdrościć. Nie zazdrościł, bo nikt nie znał najskrytszych pragnień jej serca. Znał je tylko jej były mąż, jeden z jej przyjaciół, który tak samo jak na, tkwił w fatalnym zauroczeniu kimś innym.
Jej fatalne zauroczenie leżało na łóżku, a ona nie mogła opanować uśmiechu. Wyglądał tak żałośnie, a jej serce radowało się na myśl, że to właśnie ona siada obok niego, podaje mu leki i każe wyjść z łóżka. Ona, nikt inny. Liczyła na inne zakończenie jego słów. Tak bardzo liczyła. To dziwne jak człowiek zwraca na to uwagę, kiedy rzeczywiście chce to usłyszeć albo kiedy powinien to powiedzieć. Care czekała na te słowa, a pewnie normalnie, gdyby nic do niego nie czuła, zbyłaby je machnięciem ręki albo zażartowałaby, że kocha ją tylko wtedy, kiedy czegoś potrzebuje. Casper powiedziałby je spontanicznie i radośnie. Powstrzymał się, bo wiedział, że są prawdą. A przecież Care nie odebrałaby tego jak wyznanie miłości, a on nie oczekiwałby od niej, że usłyszy to samo. Nie musieli się przy sobie obawiać, że powiedzą coś nietaktownego, bo żyli w błogiej niewiedzy, która też była idealna. Była idealna, bo ktoś z zewnątrz, ktoś kto wiedziałby o uczuciach obojga, mógłby doskonale widzieć jak krążą wokół siebie, łaknąc siebie nawzajem. A to przecież było równie piękne. I odrobinę zabawne.
- Pozwolę ci się dotknąć jak się umyjesz – odpowiedziała, żartując oczywiście. – No już. Woda ci pomoże, ochłodzisz się, leki zaczną działać. Będziesz jak nowonarodzony. A ja zmienię pościel, okej? Wstawimy pranie i to będzie naprawdę fantastyczny dzień. Nie myśl o kacu – terapia według pielęgniarki Caroline. – Tak, Pistachio, zjedz go. Jeśli się nie ruszy do łazienki to pozwalam ci go zjeść – obiecała psu, który miał zdezorientowaną mordkę.

Casper Brooks
balon
martyna
Opiekun kangurów — Sanktuarium dzikich zwierząt
29 yo — 186 cm
Awatar użytkownika
about
Włóczykij, powsinoga, błędna dusza. Bardzo chciałby usiedzieć w miejscu, ale obawia się, że stracił taką umiejętność.
W pewnym sensie sam próbował sobie wmówić, że to uczucie wynikało poniekąd z tego, że była zawsze, gdy jej potrzebował. Pomagała mu odnaleźć się w nowym mieście, wspierała w dostosowywaniu się do zakręconego towarzystwa nastolatków z Lorne Bay, towarzyszyła podczas spontanicznych podróży i nieprzemyślanych wypraw. Przynosiła leki na kaca, dawała odpisywać zadania, pewnie nawet zaczynała grać w jakieś jego głupie gierki, kiedy prosił o to, bo akurat nie miał ochoty na kooperację z braćmi. Była przyjaciółką, swego czasu myślał nawet, że siostrą, której los w ich rodzinie poskąpił... A potem coś pękło. To nie było normalne, by czuć się tak by kimś, kogo się tak dobrze znało. Nigdy nie znał od podszewki żadnego ze swoich obiektow westchnień, więc tym bardziej obawiał się tego, jakie mogą być konsekwencje mieszania przyjaźni z miłością.
Co gdyby dała mu kosza? Nie miałby ani dziewczyny, ani tym bardziej przyjaciółki, bo nie potrafił wyobrazić sobie sytuacji, w której po wyznaniu własnych uczuć wracają do utartych schematów i znanych sobie relacji. Dyskomfort zabiłby wszystko to, co kochał w ich duecie, uśmierciłby spontaniczną i beztroską, brutalną szczerość, którą w niej uwielbiał. Miało być mu łatwiej, kiedy wyszła za mąż, a on rozgrywał rolę świadka z taką swobodą, że nawet rzucał kwiatki na ołtarzu.
A potem wyjechał na szybki urlop, wysyłając jej fałszywie radosne zdjęcia i jednocześnie upijając się, bo czuł się tak, jakby ktoś go przebijał włócznią.
- Słabe, Care, szantaż emocjonalny na trupie? - spytał, unosząc brew i wyciągając ręce. - Musisz mnie zepchnąć i potoczyć w stronę łazienki - zauważył, opadając głową na poduszkę. Szybko też ułożył usta w madąsanym grymasie małego przedszkolaka, gdy zezwoliła Pistachio na zjedzenie go. Z głośnym steknieciem dzwignął się więc do siadu i złapał za głowę, czując nadlatujący w myślach helikopter niezmetabolizowanego jeszcze alkoholu. - Ojezu, a może jednak położysz się ze mną i będziemy leżeć cały dzień, co? To nie lepszy plan? Powiedz, że lepszy - poprosił z zamkniętymi oczami, palcami nakreślając kółka na skroniach, jakby miało to pomóc. Tabletki jeszcze nie działały, ale żołądek bardzo chętnie zaczynał odtańczać kankana i wyjątkowo nie miało to nic wspólnego z tym, że była tak blisko, pachniała tak ładnie i jak zwykle wygląda tak... pociągająco.
Może gdyby nie był w takim stanie połasiłby się na jakiś bajerancki komentarz, który uznałaby za żart, ale w głowie miał tylko chęć odłączenia się od własnego ciała.
- Możesz też wskoczyć ze mną do wody, jak wtedy na trzecim roku, kiedy urządzili nagie kąpanie w jeziorze - zaproponował po chwili, wytykając jej język. Czego nie mógł dodać głośno, to własnego żalu, że tak niewiele z tego pływania pamiętał, skoro była to zakrapiana impreza.

care maclerie
ambitny krab
Misia
kucharz — beach restaurant lorne bay
30 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
marzycielka, właścicielka najpiękniejszego kundelka na świecie o imieniu pistachio, kucharka
Również nie potrafiła określić czy był to jakiś przełomowy moment, czy ich relacja zmieniała się naturalnie. Chyba po prostu w każdy etap przechodzili płynnie aż zaczęły im przeszkadzać randki tej drugiej osoby, pojawiała się jakaś irracjonalna zazdrość, nad którą ciężko było zapanować. Care nie potrafiła patrzeć na jego koleżanki przychylnie, choć usilnie próbowała w każdej znaleźć coś dobrego. Pewnie nawet nie musiałaby specjalnie długo szukać, gdyby po prostu ze szczerego serca dawała im szansę. Nie robiła tego, przekształcając to w jakąś pokrętną, własną logikę. Bo Care też na początku nie przyznawała się przed samą sobą do tych uczuć. Wydawało jej się po prostu, że nie lubi określonych osób, bo nie są w jej stylu, choć przecież zawsze potrafiła się z ludźmi dogadać i nigdy nie okazywała żadnej niechęci. Dopiero po jakimś czasie, kiedy wiedziała, że to jest właśnie tym, przestała zachowywać się jak nadąsana dziewczynka. Ignorowała w sobie tą nieprzyjemną myśl, że Casperowi mógłby podobać się ktoś inny. Wiedziała, że trzeba w niektórych kwestiach dorosnąć i właśnie do tego dążyła. Czasami jej przyjaciel nie zdawał sobie sprawy jaka burza się w niej kotłuje, kiedy na pozór zdawała się dobrze bawić. Czasami sama poddawała go jakiejś idiotycznej próbie, żeby sprawdzić czy drgnie w jakiś sposób. Pragnęła, by zachował się jak Shrek i krzyknął, że nie zgadza się na jej głupi ślub, a on uśmiechał się tak jak wszyscy i życzył jej szczęścia. Pękało jej wtedy serce. Teraz już nie. Mogła być blisko, nie miała żadnych zobowiązań, które sprawiałyby, że musiałaby być teraz w domu, aniżeli tutaj.
- Użalasz się nad sobą – skwitowała tylko, wzruszając niewinnie ramionami. Nie zamierzała mu na to pozwolić, bo upił się. Nie doznał poważnego cierpienia, z powodu którego miałaby mu teraz pozwolić gnić w łóżku. A w dodatku sam to sobie wszystko zgotował. – Będziemy leżeć cały dzień. Z przerwą na super obiad i spacer z Pistachio, co ty na to? – zaproponowała, żeby go jakoś przekonać do tego nieszczęsnego prysznica. – Jak się wykąpiesz, a ja zmienię pościel. Nie chcę leżeć w gorzelni – kolejny szantaż, ale skoro nic na niego nie działało to mogła wyłącznie robić to lub rozłożyć bezradnie ręce.
- A propos wody. Byłam ostatnio w Kurandzie, bo tam jeden pan ma plantację najlepszych chlebowców. Wypróbowuję wegetariańskie i wegańskie przepisy, a chlebowce świetnie nadają się jako zamiennik mięsa – wyjaśniła. Oczywiście, musiała opowiedzieć mu zawiłą historię zanim dotrze do sedna sprawy, ponieważ kuchnia była jej konikiem i mogła mówić o niej bez przerwy. – I w Kurandzie byłam nad taką piękną sadzawką. Musisz mi obiecać, że się tam wybierzemy, kiedy się lepiej poczujesz. Na przykład wieczorem albo w czwartek. Bo w weekend pracuję – poprosiła. Na pewno Pistachio również wypluskałby się w tej pięknej, przejrzystej wodzie.

Casper Brooks
balon
martyna
Opiekun kangurów — Sanktuarium dzikich zwierząt
29 yo — 186 cm
Awatar użytkownika
about
Włóczykij, powsinoga, błędna dusza. Bardzo chciałby usiedzieć w miejscu, ale obawia się, że stracił taką umiejętność.
Może gdyby miał przy sobie kogoś, kto jak Osioł przekonałby go to postąpienia we właściwy sposób, świat wyglądałby inaczej. Niestety niewiele osób zdawało sobie sprawę z tego, że Casper - ten uroczy bawidamek, który tak lubił skakać z kwiatka na kwiatek - naprawdę potrafił być w swoich uczuciach stałych. Wszak jego słabość do Care trwała już dobrych parę lat, wystarczająco więc dużo, by wiedział już, że to nie chwilowe przegrzanie mózgu. Zakochał się, tak zwyczajnie i nagle, jak działo się to na tych wszystkich filmach, które oglądał z Maclerie w jej domu, prosząc by nigdy nie mówiła o tym żadnemu z jego braci. Nie chciał nawet im opowiadać o tym, że zachował się jak lamus i stracił szansę na fajny związek, bo już nigdy nie dałoby mu żyć.
- No właśnie, użalam się, bo ty ewidentnie mnie nie żałujesz - zauważył rezolutnie, wyginając usta w podkówkę. - Potrzebuję współczucia, moi bracia to jebane chlory.
Cóż, nie do końca była to ich wina. Gdyby nie próbował za wszelką cenę przepić każdego, może nie byłby teraz takim trupem. Powrót Alexa i chęć upodlenia Malcolma wydawały się jednak wystarczającym powodem do tego, by lać bezmyslnie do kieliszków i zapijać to drogim, wciąż obrzydliwym w smaku, whisky.
- A co zjemy? - dopytał już znacznie bardziej zainteresowany, nawet wystawiając już stopy poza granice łóżka. Tak, jeśli coś było w stanie zmusić Brooksa do wstania, to wizja jedzenia. Choć żołądek jeszcze nie do końca zdawał się akceptować myśl o najbliższym posiłku.
Odliczając niemo do trzech, podniósł się i przełknął to, co razem z ślina spłynęło miby na język.
- Nigdy więcej nie pije - oświadczył słabo, by całą uwagę skupić na jej głosie. Opowieść o chlebowcach szczęśliwie odwróciła jego uwagę od wizji zwymiotowania na własne nogi. - Czy chlebowce to bochenki chleba rosnące na drzewach?
Żartował, oczywiście. No, tak trochę. W gruncie rzeczy nie pamiętał zupełnie, jak wyglądają chlebowce, choć nie po raz pierwszy przewijały się w rozmowach z Care.
- W czwartek. Wezmę wolne. Zabiorę cię gdzie chcesz - obiecał, kiwając głową. Zabrałby ją na Marsa, gdyby akurat o tym marzyła, nawet jeśli musiałby zbudować rakietę z klocków LEGO.

care maclerie
ambitny krab
Misia
kucharz — beach restaurant lorne bay
30 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
marzycielka, właścicielka najpiękniejszego kundelka na świecie o imieniu pistachio, kucharka
Nie było możliwe, żeby Care przyzwyczaiła się do myśli, że tak już zostanie, ale czasami łapała się na tym, że się poddawała. Myślała o tym, żeby znów spróbować, szukać, poznać kogoś, dać sobie szansę, ale potem pukała się w czoło, bo jeśli nic nie zmieniło się przez dekadę, to dlaczego miałoby magicznie zmienić się teraz? A poza tym, czy naprawdę wierzyła, że na świecie jest człowiek lepszy od Caspera? Tak po ludzku lepszy. Nie, nie sądziła. Dlatego nie szukała absolutnie niczego, nie szukała również kochanków, bo to absolutnie nie leżało w jej naturze, nie szukała swojego byłego męża, który opuścił Lorne Bay po rozwodzie. Nie szukała niczego. Pozwalała sobie na iskierkę nadziei, która podnosiła ją na duchu bardziej, aniżeli myśl, że gdyby dała sobie szansę, mogłaby zakochać się na nowo. A właściwie pokochać. Bo już nie czuła, żeby to, czym obdarzyła Caspera było zakochaniem, czuła, że kiedyś zamieniło się to w stabilną miłość i bardzo to lubiła. – Czyli to nie tak, że sam wlewałeś w siebie ten alkohol, tak? To było tak, że oni trzymali cię siłą albo, o! posunęli się do szantażu? – zapytała. Ewidentnie sobie z niego żartowała, bo naprawdę mu współczuła. Raz, jeden jedyny raz pozwoliła sobie na to, kiedy dostała pracę w restauracji jako prawdziwy kucharz. Miała swoją własną sekcję, nie była pomocą, była odpowiedzialna za warzywa. Upiła się, bo przecież nie miała studiów, nie odbyła ważnych stażów, nie miała doświadczenia restauracyjnego, ale ktoś na nią postawił. A ona mogła teraz się spełniać. I wtedy się upiła, ale to był ostatni raz, bo do tej pory pamiętała jak parszywie się wtedy czuła. – Na początku dam ci coś, co cię podniesie na nogi. Co powiesz na jajecznicę na bekonie? – zapytała. Musiał zjeść coś sytego, co pobudzi jego żołądek do działania, a nad obiadem mogli zastanowić się później. – Z pomidorkami cherry, hm? – podniosła się, by ruszyć tyłek do kuchni i naprawdę coś mu przyrządzić. – A na obiad coś wymyślę. Najlepsza jest improwizacja – powiedziała. Podniosła się, bo wiedziała, że jeśli sama tego nie zrobi, to on również nie wstanie. A po śniadaniu rzeczywiście zmieni tę pościel i założy świeżą. Podeszła do okna, by otworzyć je na oścież. Nie skomentowała tego, że więcej pił nie będzie, bo wiedziała, że te słowa nie leżały blisko prawdy. – Nie, ale są brązowe jak chleb i duże jak chleb – wyjaśniła. Może były trochę podobne.
Uśmiechnęła się, promiennie, bo właśnie to chciała usłyszeć. A potem poszła do kuchni i kiedy bekon skwierczał już na patelni, liczyła, że w końcu usłyszy wodę pod prysznicem.

Casper Brooks
balon
martyna
Opiekun kangurów — Sanktuarium dzikich zwierząt
29 yo — 186 cm
Awatar użytkownika
about
Włóczykij, powsinoga, błędna dusza. Bardzo chciałby usiedzieć w miejscu, ale obawia się, że stracił taką umiejętność.
Z pewnością nie uważał się za wystarczającego dla kobiety pokroju Care. Nigdy nie był typem człowieka niepewnego własnych zalet - bywał wręcz arogancki i zuchwały, choć nie raz zdarzyło mu się mieć utarty z tego powodu nos. Spotykał się z brakiem zainteresowania, dostawał kosza i bywał ignorowany, ale nie zmieniło to faktu, że lubił samego siebie.
Tylko że Care lubił bardziej niż samego siebie. W takich okolicznościach nie wydawało mu się, że mógłby wnieść do jej życia coś więcej poza chaosem i niepewnością. Bywał utrapieniem (o czym przypominała mu matka, wujek, dziadek i rodzeństwo), sprowadzał na siebie sporo kłopotów i miał nieco zbyt dużą tendencje do mówienia rzeczy, o których należało milczeć. Maclerie zaś była... No, zapierająca dech. Radosna. Emanowała ciepłem, kojarzącym się z ciepłymi bułeczkami w niedzielny, rześki poranek. Była jak obraz, w który mógł się wpatrywać bezustannie. Gdyby nie był tak durny i ślepy na jej uczucia, miałby i tak spory problem z odpowiednim zareagowaniem. Chciał ją mieć na wyłączność, jasne, obrabiał jej mężowi i poprzednikom dupy i zrzędził jak podstarzała ciotka, ale z drugiej strony, czy mógł dać jej coś więcej od nich? Czy nie doprowadzałby jej do szału jako ktoś więcej niż przyjaciel?
Nie postanowiłaby go rzucić, gdyby jej wizja związku z nim odbiegała od tego, co faktycznie mógł zaoferować?
- No tak właśnie było! - oburzył się teatralnie, wyginając usta na kształt podkówki. - Mówili: "O, Casper, weź pij, zobacz ja piję, a ty nie, wypiłem więcej" i to powinno się liczyć jako przymus, naprawdę - dodał.
Przełknął ślinę, a w jego brzuchu aż zaburczalo, gdy wspomniała o bekonie. Pokiwał głową, odprowadzając ją wzrokiem, co było o tyle łatwiejsze, że już stał. Kiedy otworzyła okno, zakrył twarz rękami i jęknął jak wampir, który z przytulnej krypty wyszedł na pierwsze promienie zabójczego słońca.
- Anioł z ciebie, nie wiem jak ja to odpracuje - zauważył, wolno człapiąc za nią. - Zażartowałbym, że w naturze ci oddam, ale jeszcze karzesz mi przekopać jakąś grządkę, albo zrywać te chlebowce - dodał, odnajdując w szafie czysty ręcznik (tak, miewał też takie!) i ruszając do łazienki. Prysznic rzeczywiście nieco pomógł, choć musiał przyznać, że marzył o tym, żeby zwinąć się w kulkę i utopić się, kiedy jego głowa znowu zapulsowała bólem. Żołądek jednak coraz głośniej domagał się jedzenia, więc Casper stwierdzał, że ból głowy też musi wynikać z głodu. Największym minusem picia w męskim gronie był brak sensownego jedzenia, które zwykle robiły kobiety.
Borze, dlaczego w jego rodzinie było tak mało kobiet? Kobiety były takie wspaniałe!
- Jestem pewien, że jeszcze z godzina na głodzie i musiałbym zjeść ciebie - oświadczył, gdy w krótkich spodenkach i ręczniku przerzuconym przez ramię wkroczył do kuchni, opierając podbródek na czubku głowy Care. Nawet wysokość miała idealną, pasowała do niego jak rękawiczka do dłoni!

care maclerie
ambitny krab
Misia
kucharz — beach restaurant lorne bay
30 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
marzycielka, właścicielka najpiękniejszego kundelka na świecie o imieniu pistachio, kucharka
Po tylu latach już go nie idealizowała. Pewnie na początku wydawał jej się kimś szalenie interesującym, nie posiadającym wad, a do tego cholernie przystojnym, ale minęło jej to. Wiedziała, że są w nim jakieś kwestie, które chętnie by zmieniła. Pytanie tylko, czy wtedy byłby nadal jej Casperem? Czy już kimś zupełnie innym? I czy ona była taką kobietą, która nie akceptowała najbliższych jej ludzi z powodu cech charakteru, za którymi nie przepadała? Oczywiście, że nie. Doceniała ich za to jacy byli, a gdyby nie potrafiła tego robić, to ci ludzie nie byliby jej najbliższymi. Nie byli skrajnie źli, ba, pomimo wszystkich cech Caspera, nawet tych, których nie lubiła, nie uważała, żeby był w ogóle zły. Przecież sama Care miała jakieś uchybienia, z którymi walczyła, choć czasami tę walkę przegrywała. I miałaby siebie za to nie lubić? Ona siebie uwielbiała! Właśnie dlatego tak łatwo było jej kochać całą resztę, bo nie miała w sobie nawet grama zgorzknienia czy zazdrości, że ktoś jest lepszy od niej. Nie czuła tego. Dlatego tak łatwo było jej widzieć w ludziach, a czasami wyciągać z nich same pozytywne cechy.
- Wiesz co to jest? Oni cię wzięli pod włos, a ty, biedactwo, dałeś się na to złapać i teraz cierpisz – pogłaskała go po głowie. Naprawdę bardzo bawiła ją ta sytuacja, ale powstrzymywała się, bo wiedziała jak bardzo dokuczliwy może być kac. A sprawowanie opieki nad innymi, a zwłaszcza nad Casperem było czymś, co lubiła robić, bo czuła się wtedy potrzebna.
- Myślę, że zabierzesz mnie do Kurandy i będziemy kwita – odpowiedziała, choć to właściwie ona zabierała jego, ponieważ to ona znała to wyjątkowe miejsce, gdzie mogli popływać, skakać do wody, pluskać się w wodospadzie i mieć masę pięknych wspomnień. Kiedy był pod prysznicem, zdjęła tą nieszczęsną pościel i założyła świeżą. Obiecała sobie w głowie, że tę wrzuci do pralki, kiedy Casper wyjdzie z łazienki, a później zajęła się przygotowaniem jajecznicy. Przetrzepała mu lodówkę, by poszukać czegoś na obiad, ale stwierdziła, że przy okazji spaceru z Pistachio, zajrzy również do sklepu spożywczego. Kiedy się zjawił i stanął tak blisko niej, serce zabiło jej bardzo szybko, ale wzięła głęboki wdech. Jakby chciała go powąchać. A pachniał przeokrutnie wspaniale. – Obawiam się, że zanim minęłaby ta godzina, to byś zgnił, dlatego cieszę się, że jesteś już czysty. Siadaj – zakomenderowała. Śniadanko pojawiło się na talerzu wraz z kromką świeżej bułki posmarowaną vegemite – australijskim przysmakiem. Umyła patelnię i wytarła blat, na którym pracowała, a kiedy wszystko błyszczało, odwróciła się w kierunku swojego przyjaciela. – I jak? Lepiej? – spytała, oczekując odpowiedzi dotyczącej jest zdrowia, bo wyglądał znacznie lepiej.

Casper Brooks
balon
martyna
Opiekun kangurów — Sanktuarium dzikich zwierząt
29 yo — 186 cm
Awatar użytkownika
about
Włóczykij, powsinoga, błędna dusza. Bardzo chciałby usiedzieć w miejscu, ale obawia się, że stracił taką umiejętność.
Nie miał wątpliwości, że jej akceptacja wad innych ludzi, a przy tym świadomość samej siebie, czyniły z niej naprawdę dobrego człowieka. Przy tym wszystkim dodatkowo sprawiała, że ludzie wokół niej też chcieli być lepsi. Casperowi wydawało się, że może znacznie więcej, gdy miał ją u swojego boku.
- Tak było, totalnie powinni być ukarani jakoś, nie sądzisz? - zapytał, mrużąc nieco oczy i rozważając, w jaki sposób mógł uprzykrzyć życie braciom z powodu... no, bez powodu, bo tak naprawdę nie byli zupełnie winni jego upicia. Skoro jednak miał tyłu kaszojadów wokół (i jednego dinozaura), należało po prostu zwalić winę. Takie były zasady życia w rodzeństwie, nie on je ustalał - on się tylko stosował.
- Stoi, biorę na siebie bycie szoferem, przygotowywaczem przekąsek i samochodowym DJem. To będzie podróż życia - obiecał. W gruncie rzeczy wydawało mu się, że każdy jego wyjazd z Care był taką "podróżą życia". Urozmaicała swoją osobowością nawet najnudniejszy etap wyprawy, sprawiając, że człowiekowi zwyczajnie wciąż się chciało.
Grzecznie odsunął się, gdy zarządziła zajęcie się śniadaniem i przysiadł do talerza, znów przełykając ślinę. Gdyby był sam, pewnie wepchnąłby w siebie wszystko z prędkością światła, ale... ale był z wieloletnią przyjaciółką Care, więc w sumie i tak to zrobił. Nabierając widelcem więcej, niż fizycznie ten widelec był chyba w stanie unieść, naładował do ust masę jajecznicy i przygryzł bułką. Wyglądał zapewne jak człowiek, który po wyjściu z syberyjskiego więzienia pierwszy raz dostał do jedzenia coś smacznego.
Tak też się czuł.
- Tfaaak - wybełkotał niewyraźnie, by w końcu przełknąć wszystko i wyszczerzyć usta w uśmiechu. - Cholera, nie wiem jak to możliwe, że robisz jajecznicę jak każdy inny człowiek, a ona smakuje tak... TAK dobrze! Nie wiem jak to możliwe, że jesteś singielką - palnął bezmyślnie, a potem skwasil sam do siebie minę. No nie, sam ostatnie lata sabotował każdy jej związek, krytykował dość niesubtelnie i zawistnie męża i całe małżeństwo, by pierdzielić głupoty. Przygryzł wargę, wolna dłonią drapiąc się nerwowo po karku. - Sorry, głupi tekst. Jesteś najwspanialsza, wiesz o tym, prawda?

care maclerie
ambitny krab
Misia
kucharz — beach restaurant lorne bay
30 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
marzycielka, właścicielka najpiękniejszego kundelka na świecie o imieniu pistachio, kucharka
Tak naprawdę nie wiedziała czy postępuje dobrze, czy nie. Po prostu starała się być w porządku. Kiedy wieczorem kładła się do snu, chciała wiedzieć, że na świecie nie ma człowieka, który poczułby się przez nią skrzywdzony. To było dla niej szczególnie ważne. Tak samo jak to, by po sprzeczce z kimkolwiek – z Casperem, z siostrą, bratem, matką, ojcem, współpracownikami nie ciągnąć tego w nieskończoność. Nie chciała zawistnie podchodzić do życia, bo wiedziała jak wiele energii to spala. – Wiesz jakiego psikusa powinieneś im zrobić? Następnym razem nie pić, po prostu nie dać się podpuścić. Sądzę, że bardzo by się zdziwili – powiedziała, rozkładając ręce. Czasami zachowywała się jak przemądrzała starsza siostra i nie zdziwiłaby się, gdyby Casper wywalił ją teraz za drzwi. Czasami, jednak zdarzało się, że uknuwała z nim różne plany, byleby po naprzykrzać się jego braciom i później móc się z nich śmiać, więc to nie tak, że była sztywna czy szczególnie mocno zasadnicza. Po prostu teraz postawiła sobie za punkt honoru podokuczanie Casperowi.
- Wow, w takim razie nie mogę doczekać się czwartku – powiedziała, uśmiechając się od ucha do ucha już w ogóle na samą myśl, że będą wspólnie przemierzać świat samochodem, a co dopiero spędzać go jakoś bardziej… kreatywnie. Nie miało tak naprawdę znaczenia, co będą robić, ważne, że była właśnie z Brooksem. Mogli wylegiwać się na kanapie, oglądając jakiś film. Care czasami przy nim czytała, napawając się spokojem, który wtedy odczuwała, a innym razem skakała po łóżku, zupełnie jak mała dziewczynka, kiedy rozpierała ją energia albo wydarzyło się dla niej coś szczególnie ważnego.
- Wiesz dlaczego nią jestem? – zapytała z miną podobną do niego i nie dlatego, że czuła szczególnie duży ból spowodowany swoim staropanieństwem. Miała skwaszoną minę, bo wydawało jej się, że już mu o tym wspominała. – Bo chcę. Bo faceci mnie nie definiują. Bo to by oznaczało, że musiałabym gotować dla jakiegoś innego mężczyzny, a ja chcę gotować dla mojego ulubionego szympansa – wzruszyła ramionami. Pewnie ta relacja dla postronnego mężczyzny wydawałaby się podejrzana. Właściwie, pewnie zdarzało się nawet tak, że jej potencjalne randki były zazdrosne o Caspera, a Care zawsze stawiała właśnie jego na pierwszym miejscu. Nie pozwoliłaby żadnemu zazdrosnemu dupkowi na decydowanie z kim powinna się przyjaźnić. Ważne było jednak to, że właśnie skłamała mu w żywe oczy, choć nigdy tego nie robiła. Nie chciała być singielką. Kiedy marzyła skrycie o nim, tak bardzo nienawidziła tego stanu, ale tak bardzo przyzwyczaiła się do robienia dobre miny do złej gry, że weszło jej to w krew. – Tak, jestem fantastyczna, wiem o tym – przewróciła teatralnie oczami, a później roześmiała się. Bo właśnie tak było prościej. Żartować.

Casper Brooks
balon
martyna
ODPOWIEDZ