: 20 lip 2022, 17:15
- Nie, ty mi tak nie mówiłaś - powtórzył za nią, niemal w zamyśleniu i otępieniu. Wyzywała go od najgorszych, krzyczała po nim, ale nie sugerowała, że karma go dopadnie. Nie zrobiło tego żadne przeznaczenie czy Boża Opatrzność. To ręka człowieka przyniosła mu zgubę i choć jeszcze nie do końca był pewny czy była to Pearl czy ktoś inny, był przekonany, że nie było w tym żadnego magicznego działania. Komuś zniszczył życie, a on zwyczajnie odegrał się na nim. Ząb za ząb. Od komisarza usłyszał kilka razy, że to było działanie kogoś blisko związanego z nim.
Naturalnym więc było, że jego wszelkie podejrzenia skierowały się w stronę dziewczyny, którą kochał. I ona kochała jego. To była jak mantra - nadużywał wręcz tego czasu przeszłego, by uzmysłowić sobie, że to są minione sprawy. Nie należało poruszać nut sentymentów, które grały między nimi znacznie lepiej niż muzyka w restauracji. Tyle, że miał wrażenie, że Pearl jest w tym wypadku światowej klasy dyrygentem i podąża za jej batutą bez słowa sprzeciwu.
Uśmiechnął się, gdy wyobraził sobie mimowolnie jedną ze scenek w swoim kryminale, tę, w której morderca mieli swoją partnerkę na pasztet, a potem nakłania koty, by ją skosztowali. W kontekście słów dziewczyny o jej ewentualnym pozbyciu się, brzmiało to mocno komicznie. Nie mógł jednak przypomnieć sobie czy Cambell była świadoma tego typu bredni, popełnianych przez niego na piśmie. Zawsze wolał odrzucać pracę, która mimowolnie kojarzyła mu się z byłą żoną i obowiązkami. Przyjemności, życie na wysokim poziomie, namiętność - to wszystko rezerwował dla kochanki. Jego jedynym błędem był fakt, że pewnego dnia postanowił w imię chorej mamony połączyć te dwie strefy.
Skutki były opłakane, ale mimo wszystko nie wyobrażał sobie, że pozbędzie się Pearl tak jak bohater jego książki. Wciąż była dla niego ważna, choć skłamałby, gdyby stwierdził, że chodzi o aktualne uczucia. Wręcz przeciwnie, to ta chora przeszłość nakreślała kurs ich relacji i sprawiała, że wciąż tutaj ze sobą byli.
I że wciąż w jakiś sposób interesował się jej życiem.
- Nie twierdzę, że już bierzesz ślub, ale na pewno ktoś się przy tobie kręci. Jesteś atrakcyjna, młoda, pracowita. Niemal ideał -uśmiechnął się, ale nie skończył zdania. Mógł wiele dodać, tyle, że to ich nie przybliżało do odkrycia tajemnicy, która owiała tamtą, nieszczęśliwą noc i sprawiła, że odtąd nie zaznał już spokoju. To również brzmiało niemal jak wstęp do tandetnego kryminału, który jednak z ich obecnością na parkiecie zamieniał się w ognisty romans.
Albo przynajmniej w jego reminiscencję. Powinien ugryźć się w język i nie sprzedawać jej takich banałów. Oboje zbyt mocno jednak dali się porwać urokowi chwili i zanim zdołał się wycofać, wkroczyli na grząski grunt.
- Są pewne rzeczy, których będę zawsze żałować - przyznał ostrożnie i na tym faktycznie mógł poprzestać. Pearl miała prawo nawet myśleć, że chodzi mi o żonę i ich stracone małżeństwo, o psa, o jego twarz i świetną karierę na rynku bestsellerów, ale oszukiwanie siebie i jej nie przynosiło żadnego pożytku.
Oczekiwał szczerości, więc sam powinien ją okazać.
- Żałuję, że nie potrafiłem ułożyć sobie wtedy życia z tobą, z nami - dodał więc całkiem odważnie i moment prysnął. Dosłownie w momencie, gdy zadała mu pytanie czy ją skrzywdziłby. Pogrywała z nim, uwodziła, a wszystko dlatego, że śmiertelnie się bała wendety w jego wykonaniu. Tym razem to on musiał podziękować losowi, że dziewczyna nie dostrzega jego skrzywionej twarzy, pełnej czystego rozczarowania. Nie sądził nigdy, że takiego doświadczy, ale voila (!), wystarczyło na moment dać się porwać jej zapachowi i znowu lądował w piekle.
Na samym dnie. Zbyt mocno ścisnął jej nadgarstek i uniósł głowę, by spojrzeć jej w oczy.
- Faktycznie… jeśli mnie kochałaś, byłabyś w stanie tak mnie skrzywdzić? - właśnie to pytanie zazwyczaj przechadzało się po jego głowie z wszystkimi wątpliwości, jakich nabierał po rozmowach z nią.
Jeśli się kogoś kocha to się go nie zdradza, nie podkłada się mu ognia, nie publikuje jego historii w książkach. Byli absolutnie siebie warci i nie wiedział, czy jest tym ukontentowany czy zwyczajnie go to przeraża.
pearl campbell
Naturalnym więc było, że jego wszelkie podejrzenia skierowały się w stronę dziewczyny, którą kochał. I ona kochała jego. To była jak mantra - nadużywał wręcz tego czasu przeszłego, by uzmysłowić sobie, że to są minione sprawy. Nie należało poruszać nut sentymentów, które grały między nimi znacznie lepiej niż muzyka w restauracji. Tyle, że miał wrażenie, że Pearl jest w tym wypadku światowej klasy dyrygentem i podąża za jej batutą bez słowa sprzeciwu.
Uśmiechnął się, gdy wyobraził sobie mimowolnie jedną ze scenek w swoim kryminale, tę, w której morderca mieli swoją partnerkę na pasztet, a potem nakłania koty, by ją skosztowali. W kontekście słów dziewczyny o jej ewentualnym pozbyciu się, brzmiało to mocno komicznie. Nie mógł jednak przypomnieć sobie czy Cambell była świadoma tego typu bredni, popełnianych przez niego na piśmie. Zawsze wolał odrzucać pracę, która mimowolnie kojarzyła mu się z byłą żoną i obowiązkami. Przyjemności, życie na wysokim poziomie, namiętność - to wszystko rezerwował dla kochanki. Jego jedynym błędem był fakt, że pewnego dnia postanowił w imię chorej mamony połączyć te dwie strefy.
Skutki były opłakane, ale mimo wszystko nie wyobrażał sobie, że pozbędzie się Pearl tak jak bohater jego książki. Wciąż była dla niego ważna, choć skłamałby, gdyby stwierdził, że chodzi o aktualne uczucia. Wręcz przeciwnie, to ta chora przeszłość nakreślała kurs ich relacji i sprawiała, że wciąż tutaj ze sobą byli.
I że wciąż w jakiś sposób interesował się jej życiem.
- Nie twierdzę, że już bierzesz ślub, ale na pewno ktoś się przy tobie kręci. Jesteś atrakcyjna, młoda, pracowita. Niemal ideał -uśmiechnął się, ale nie skończył zdania. Mógł wiele dodać, tyle, że to ich nie przybliżało do odkrycia tajemnicy, która owiała tamtą, nieszczęśliwą noc i sprawiła, że odtąd nie zaznał już spokoju. To również brzmiało niemal jak wstęp do tandetnego kryminału, który jednak z ich obecnością na parkiecie zamieniał się w ognisty romans.
Albo przynajmniej w jego reminiscencję. Powinien ugryźć się w język i nie sprzedawać jej takich banałów. Oboje zbyt mocno jednak dali się porwać urokowi chwili i zanim zdołał się wycofać, wkroczyli na grząski grunt.
- Są pewne rzeczy, których będę zawsze żałować - przyznał ostrożnie i na tym faktycznie mógł poprzestać. Pearl miała prawo nawet myśleć, że chodzi mi o żonę i ich stracone małżeństwo, o psa, o jego twarz i świetną karierę na rynku bestsellerów, ale oszukiwanie siebie i jej nie przynosiło żadnego pożytku.
Oczekiwał szczerości, więc sam powinien ją okazać.
- Żałuję, że nie potrafiłem ułożyć sobie wtedy życia z tobą, z nami - dodał więc całkiem odważnie i moment prysnął. Dosłownie w momencie, gdy zadała mu pytanie czy ją skrzywdziłby. Pogrywała z nim, uwodziła, a wszystko dlatego, że śmiertelnie się bała wendety w jego wykonaniu. Tym razem to on musiał podziękować losowi, że dziewczyna nie dostrzega jego skrzywionej twarzy, pełnej czystego rozczarowania. Nie sądził nigdy, że takiego doświadczy, ale voila (!), wystarczyło na moment dać się porwać jej zapachowi i znowu lądował w piekle.
Na samym dnie. Zbyt mocno ścisnął jej nadgarstek i uniósł głowę, by spojrzeć jej w oczy.
- Faktycznie… jeśli mnie kochałaś, byłabyś w stanie tak mnie skrzywdzić? - właśnie to pytanie zazwyczaj przechadzało się po jego głowie z wszystkimi wątpliwości, jakich nabierał po rozmowach z nią.
Jeśli się kogoś kocha to się go nie zdradza, nie podkłada się mu ognia, nie publikuje jego historii w książkach. Byli absolutnie siebie warci i nie wiedział, czy jest tym ukontentowany czy zwyczajnie go to przeraża.
pearl campbell