Did you think we'd be fine? Still got scars on my back from your knife.
: 21 cze 2022, 15:49
outfit
Jeśli chodzi o rzeczy głupie w jego życiu to był specjalistą. Są ludzie, którzy żyją ostrożnie i wystrzegają się wszystkiego co mogłoby przysporzyć problemów. Christopher Haynes zawsze powtarzał, że takie jednostki nie żyją wcale, tylko wegetują. Za to on był królem zabawy, wesela, absolutnej pogardy wobec z góry narzuconych norm. Regulaminy go uwierały, zasady zupełnie się go nie trzymały, a na dodatek miał wrażenie, że dusi go gorset zobowiązań postawionych przed mężczyzną w sile wieku. Wybudować dom, zasadzić drzewo, spłodzić syna – powodzenia, jeśli jedyna paprotka, którą posiadał na parapecie, uschła i zamieniła się w smętny obraz jego braku zainteresowania.
Z kobietami zaś było podobnie jak z tymi roślinkami. Zmieniały się jak w kalejdoskopie i przypominał sobie o nich wówczas, gdy już było za późno. Mawiał, że jest ekspertem od pierwszego wrażenia i dużo było w tym prawdy, bo ostatnie było zawsze tak samo paskudne.
Od pewnego czasu jednak starał się cofać do znajomości, które powinny być równie zapomniane jak ta paprotka, smętnie wystająca spod kosza. Wiedział, że Pearl Cambell nie ożyje w jego rękach, więc powinien pozwolić tej relacji dogorywać, a nie dostarczać jej pożywienia. Ba, nie zapraszać do jednej z lepszych restauracji w tym mieście, by spędzić wieczór w towarzystwie dawnej miłości.
Był jednak specjalistą od rzeczy niemądrych i na czele listy stało właśnie (napisane złotymi zgłoskami), by unikać dziewcząt tego pokroju. Nie posłuchał się, sukinsyn i wybrał jej numer, a potem zarezerwował lokal, bo czuł, że tak należało postąpić.
Chciał przynajmniej raz w życiu zakończyć coś w sposób odpowiedni, przystający do dżentelmena, nie zaś prostaka, który opisuje dziewczynę na łamach powieści i w ten sposób doprowadza do ich zerwania. Tyle, że nie sądził, że ta cała kolacja będzie odbywać się po kłótni z Alaską, która wytrąciła go z równowagi i sprawiła, że przyjechał nieco zdenerwowany. Mógł zabrać Pearl samochodem, ale podejrzewał, że oboje na trzeźwo nie dadzą rady, więc taksówka była bardziej odpowiednia.
I pozbawiona elementu randki, bo przecież byli tutaj całkiem służbowo, prawda? Z wiekiem odkrył, że ma w sobie całe pokłady hipokryzji, a ta najwyraźniej była mu potrzebna, ot, tlen do igrania z ogniem. Tylko… Wystarczyło ją zobaczyć i zrozumiał, że może się sparzyć, że jego idealna wymówka rozsypuje się w drobny mak, a jego dłoń chętnie odgarnęłaby zaginiony kosmyk jej włosów za ucho, gdyby nie fakt, że nawet… do cholery, po wypadku miał poparzone nawet palce i do tej pory odczuwał ból, gdy stukał palcami po maszynie do pisania. Tylko dlatego zmierzył się ze spoglądaniem na bardzo piękną dziewczynę, która siała jedynie zniszczenie. Ta myśl pozwoliła mu zachować trzeźwy umysł, podczas gdy hormony rozszalały się na dobre i miał wrażenie, że utonie w jej spojrzeniu i zapachu.
Idiota, skończony debil, który dał się nabrać na piękną i drogą sukienkę, tak pasującą do tego miejsca i sztormu, który przetaczał się przez wody.
- Widzę, że poważnie potraktowałaś to spotkanie – zdobył się na powitanie, gdy już stanął za nią i przez sekundy dosłownie czuł się tak jakby powrócili do miesięcy, gdy byli dla siebie wszystkim. To uczucie jednak zakłócała nieuchronna woń spalenizny, to ją wdychał jako perfumy Pearl Cambell.
pearl campbell
Jeśli chodzi o rzeczy głupie w jego życiu to był specjalistą. Są ludzie, którzy żyją ostrożnie i wystrzegają się wszystkiego co mogłoby przysporzyć problemów. Christopher Haynes zawsze powtarzał, że takie jednostki nie żyją wcale, tylko wegetują. Za to on był królem zabawy, wesela, absolutnej pogardy wobec z góry narzuconych norm. Regulaminy go uwierały, zasady zupełnie się go nie trzymały, a na dodatek miał wrażenie, że dusi go gorset zobowiązań postawionych przed mężczyzną w sile wieku. Wybudować dom, zasadzić drzewo, spłodzić syna – powodzenia, jeśli jedyna paprotka, którą posiadał na parapecie, uschła i zamieniła się w smętny obraz jego braku zainteresowania.
Z kobietami zaś było podobnie jak z tymi roślinkami. Zmieniały się jak w kalejdoskopie i przypominał sobie o nich wówczas, gdy już było za późno. Mawiał, że jest ekspertem od pierwszego wrażenia i dużo było w tym prawdy, bo ostatnie było zawsze tak samo paskudne.
Od pewnego czasu jednak starał się cofać do znajomości, które powinny być równie zapomniane jak ta paprotka, smętnie wystająca spod kosza. Wiedział, że Pearl Cambell nie ożyje w jego rękach, więc powinien pozwolić tej relacji dogorywać, a nie dostarczać jej pożywienia. Ba, nie zapraszać do jednej z lepszych restauracji w tym mieście, by spędzić wieczór w towarzystwie dawnej miłości.
Był jednak specjalistą od rzeczy niemądrych i na czele listy stało właśnie (napisane złotymi zgłoskami), by unikać dziewcząt tego pokroju. Nie posłuchał się, sukinsyn i wybrał jej numer, a potem zarezerwował lokal, bo czuł, że tak należało postąpić.
Chciał przynajmniej raz w życiu zakończyć coś w sposób odpowiedni, przystający do dżentelmena, nie zaś prostaka, który opisuje dziewczynę na łamach powieści i w ten sposób doprowadza do ich zerwania. Tyle, że nie sądził, że ta cała kolacja będzie odbywać się po kłótni z Alaską, która wytrąciła go z równowagi i sprawiła, że przyjechał nieco zdenerwowany. Mógł zabrać Pearl samochodem, ale podejrzewał, że oboje na trzeźwo nie dadzą rady, więc taksówka była bardziej odpowiednia.
I pozbawiona elementu randki, bo przecież byli tutaj całkiem służbowo, prawda? Z wiekiem odkrył, że ma w sobie całe pokłady hipokryzji, a ta najwyraźniej była mu potrzebna, ot, tlen do igrania z ogniem. Tylko… Wystarczyło ją zobaczyć i zrozumiał, że może się sparzyć, że jego idealna wymówka rozsypuje się w drobny mak, a jego dłoń chętnie odgarnęłaby zaginiony kosmyk jej włosów za ucho, gdyby nie fakt, że nawet… do cholery, po wypadku miał poparzone nawet palce i do tej pory odczuwał ból, gdy stukał palcami po maszynie do pisania. Tylko dlatego zmierzył się ze spoglądaniem na bardzo piękną dziewczynę, która siała jedynie zniszczenie. Ta myśl pozwoliła mu zachować trzeźwy umysł, podczas gdy hormony rozszalały się na dobre i miał wrażenie, że utonie w jej spojrzeniu i zapachu.
Idiota, skończony debil, który dał się nabrać na piękną i drogą sukienkę, tak pasującą do tego miejsca i sztormu, który przetaczał się przez wody.
- Widzę, że poważnie potraktowałaś to spotkanie – zdobył się na powitanie, gdy już stanął za nią i przez sekundy dosłownie czuł się tak jakby powrócili do miesięcy, gdy byli dla siebie wszystkim. To uczucie jednak zakłócała nieuchronna woń spalenizny, to ją wdychał jako perfumy Pearl Cambell.
pearl campbell