przyjmuje gości w — Charlotte Guesthouse
29 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Oczyściła swoje imię z zarzutów o zamordowanie narzeczonego i wreszcie zajęła się ratowaniem pensjonatu, którego wypłacalność stoi pod znakiem zapytania. Poza tym próbuje zrozumieć swoje uczucia do Nicholasa i przestać obawiać się tego, co l u d z i e powiedzą.
Ostatnim czego teraz chciała, było podążanie za wyznaczonymi przez społeczeństwo zasadami. Miała wrażenie – jedno z tych graniczących z pewnością – że żadna osoba przeżywająca szczerą żałobę, nie chciała grać tak, jak tego od niej wymagano. Pogrzeb był celebracją śmieci. Dziwnym rytuałem, który pozwalał pożegnać zmarłego i dawał żyjącym pewną pociechę, dawał im nadzieję, że ten oto pogrzebany człowiek dostąpi zaszczytu wiecznego życia w towarzystwie innych spoczywających na wszystkich cmentarzach świata. Sytuacja wyglądała nieco inaczej, gdy wierzyło się w reinkarnację i odrodzenie duszy. Harriet z łatwością oceniła, że Rhys – jako porządny człowiek oraz ratujący ludzkie życia chirurg – odrodziłby się jako jedno z najpotężniejszych zwierząt. Jako człowiek. Może lew lub puma; jego czarne włosy przypominały sierść pumy.
— Och, będą — odparła bezzwłocznie, nie próbując ukryć prześmiewczej wesołości, jaką wywołało w niej to stwierdzenie. — Od dawna podejrzewali, głównie dzięki mojej matce, że go zdradzam. Pewnie uznają, że z tobą. To trochę chore, w końcu dopiero opuściliśmy teren cmentarza — dopowiedziała, bezradnie wzruszając ramionami. Nie mogła powstrzymać plotek. To miasteczko je kochało i rozsiewało szerzej niż profesjonalny sprzęt rolniczy; szkoda tylko, że zgniłe plony musiała zbierać ona.
Wolałaby – mimo początkowej niechęci – żeby Dick nie umierał, a już na pewno, żeby nie umierał w najbliższej przyszłości. Miała dość pogrzebów, a w związku z tym, że przyszedł tutaj, aby ją wesprzeć (tak, wciąż nie miała powodów, by podejrzewać, że zjawił się na cmentarzu kierowany innymi pobudkami), byłaby zobowiązana się odwdzięczyć. Znowu musiałaby wbić się w niewygodną, czarną sukienkę i w milczeniu wysłuchiwać idiotycznego kazania.
— Weź, to akurat było naprawdę wredne — zauważyła, obrzucając go niechętnym spojrzeniem. Mężczyzna rzeczywiście był sztucznie utrzymywanym przy życiu warzywem, ale w ustach Dicka brzmiało to gorzej niż oblega.
Wsiadła do samochodu, starając się nie oceniać jego wnętrza. — Zajmij mnie czymś. Wolę rozmowę o twoich podwójnych standardach niż myślenie o nieżyjącym narzeczonym — stwierdziła, zapinając pas bezpieczeństwa. Kusiło ją, by opowiedzieć mu o ostatnich wydarzeniach znacznie więcej, ze szczegółami dotyczącymi Nicholasa, ale nie była na tyle odważna. Jeszcze nie. — Jedź ostrożnie. Kolejnego wypadku mogłabym nie przeżyć — zakomunikowała, wcale nie czując się pewnie z Dickiem siadającym za kierownicą.

Dick Remington
komendant — Lorne Bay Fire Station
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpadać po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
Jeszcze nie zdecydował czy powinien poinformować ją tonem znudzonego urzędnika, że ten jej kochaś też do palestry świętych nie należał i zapewne smaży się w ostatnim kręgu piekielnym, tym przeznaczonym dla seksualnych dewiantów. Gdyby był osobą tak bezduszną i okrutną jak zwykle mu zarzucano to nie wahałby się ani chwili. Z chęcią zrzuciłby z siebie brzemię tajemnicy, która zaczynała go uwierać jak przyciasne buty. Tyle, że posiadał znikome ilości współczucia i to właśnie one sprawiały, że milczał. Przynajmniej w kwestii znajomości z jej mężczyzną.
To przecież i tak nie było istotne. A może i było, ale nie był gotowy na to, by zawieść kolejną kobietę, nawet taką, która nie pokładała w nim zbyt wiele wiary.
- Twoja matka powinna się leczyć, ale nie przejmuj się, każda taka jest. Chyba to jakieś przekleństwo, ale każda kobieta zamienia się w potwora, gdy rodzi dziecko- poinformował ją gorzko i chyba tylko głupiec nie zauważyłby, że Remington odwoływał się naocznie do swojego przykładu.
Ileż on razy fantazjował o tym, że jego rodzicielka odchodzi w stronę światła. Bezskutecznie, dalej pozostawała żywą, ale nieobecną, co dla niego było gorsze od śmierci. Może dlatego tak przedstawił Rhysa, który przecież do niedawna śmiał się z jego żartów, całował jego usta i był jednym z tych radosnych dzieciaków. Zestawienie tego obrazu z wizją szpitalnych kabli, które podtrzymywały go przy życiu, było dość okrutne i Dick nie planował poświęcić zbyt wiele czasu temu wspomnieniu.
Nawet on miał jakieś uczucia i teraz one szarpały jego trzewia. Mało brakowałoby, a zwymiotowałby śniadanie, które pośpiesznie wsunął, by nie truć się na pusty żołądek. Taki był ostrożny, skubaniec.
Dlatego teraz spojrzał na Harriet dłużej.
- Masz rację, przepraszam. Nie powinienem go tak przedstawiać… komuś, kto go kochał - pytanie tylko czy mówił o jego byłej narzeczonej czy o sobie. Nie miał jednak czasu zastanawiać się nad tym, bo ruszyli z kopyta i z tematu, który dla Dicka nigdy nie był łatwym. W jego życiu ciągle coś się działo, zazwyczaj były to rzeczy złe i niegodne.
- Zostałem komendantem straży. Jestem teraz szychą, a mój ukochany tatuś idzie w politykę - wyjaśnił i zapewne nie to chciała usłyszeć, ale przecież nie powie, że zorientował się, że dzielili jednego ptaka. Brzmiało to dość niedorzecznie, podobnie, zresztą, jak jej prośba o ostrożność.
Fakt, przejechał ostatnio kangura, ale był dobrym kierowcą, o ile nie sypał kreską na desce rozdzielczej.
- Czy ty…Żałowałaś kiedyś, że to ty wyszłaś z tego wypadku cało? - był zaintrygowany, a poza tym usiłował nieudolnie odbić piłeczkę, by nie skupiać się na nim.
W jego durnej egzystencji nie było wszak niczego interesującego poza zwykłym skurwysyństwem, jakiego nieustannie się dopuszczał.

Harriet L. Pemberton
przyjmuje gości w — Charlotte Guesthouse
29 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Oczyściła swoje imię z zarzutów o zamordowanie narzeczonego i wreszcie zajęła się ratowaniem pensjonatu, którego wypłacalność stoi pod znakiem zapytania. Poza tym próbuje zrozumieć swoje uczucia do Nicholasa i przestać obawiać się tego, co l u d z i e powiedzą.
Wszyscy mieli swoje sekrety. Być może, gdyby prawda dotycząca zmarłego wyszła na jaw, Harriet łatwiej przyszłoby wybaczenie sobie tego, że z pełną świadomością zdradzała narzeczonego. Wiedząc, że nie była jedyną osobą dająca się skusić zakazanemu owocowi, znalazłaby dla siebie więcej wyrozumiałości, niż miała w tym momencie. Teraz na każdym kroku karciła się za to, że zadurzyła się w innym mężczyźnie. Puchły jej od tego skronie, a wyrzuty sumienia toczyły nieustającą batalię z przyjemnymi wspomnieniami, w których główną rolę odgrywał Nicholas.
— Chciałbyś mieć dzieci? — spytała, nie zdając sobie sprawy z przeszłości mężczyzny. — Ja chyba sobie daruję. Istnienie zbyt duże prawdopodobieństwo, że będę podobna do mojej matki. Żadne dziecko nie zasługuje na taką krzywdę — napomknęła. — Rhys chciał mieć dzieci — wymsknęło się jej, choć wcale nie planowała o tym wspominać. Zdarzało się, że kłócili się z tego powodu; on uważał, że to najlepszy moment, a Harriet zbywała go, twierdząc, że to dla niej zbyt wcześnie. Wiązanie się ze znacznie starszym mężczyzną okazało się mieć wiele minusów, o których nie myślała, gdy zaczynali się spotykać. Ale czy to był wystarczający powód, by przestać go kochać? Czy może powinna była się poświęcić, aby go uszczęśliwić. Tak czy inaczej, teraz nie miało to już żadnego znaczenia.
Machnęła ręką, zbywając słowa skruchy. Nie znała Dicka wystarczająco dobrze, by poznać, czy mówił szczerze. — Po części mi ulżyło, że dłużej nie leży przypięty do tych wszystkich urządzeń, ale nie wiem, chyba nie potrafię myśleć o nim, jak o uschniętym warzywie — rzuciła. Rozumiała porównanie, było dość popularne. Mimo to wypowiedziane z taką odrazą zabolało. — Jesteś dziwny — skierowała w stronę mężczyzny, lekceważąco wzruszając przy tym ramionami. Trochę jakby wypowiadała powszechnie znany fakt, a nie własną opinię, w dodatku pochopnie wysnutą, na podstawie zaledwie kilku chaotycznych rozmów.
— Gratuluję — rzekła, spoglądając na niego. W tym stroju, prezentując się co najmniej znośnie (przynajmniej póki nie próbował się uśmiechnąć), wyglądał na odpowiedniego do roli wysoko ustawionego strażaka. — Teraz będziesz siedział za biurkiem? Koniec z narażaniem własnego życia. Teraz będziesz narażał pozostałych, wydając im rozkazy. Wygodnie — skomentowała.
Pytanie, które zadał, sprawiło, że rozsunęła usta i przez chwilę nie mogła się pozbierać. Resztki przyzwoitości – które bądź co bądź miała – nakazywały jej powiedzieć, że tak, że żałowała tego, że to ona nie znalazła się na miejscu Rhys’a. Ale prawda była taka, że kochała żyć! Wiedząc, jak wypadek zakończył się dla niego, nie zdecydowałaby się zająć jego miejsca. — On by tego nie chciał. Nie chciałby, żeby to mnie stała się krzywda — odparła wymijająco, ale z pełnym przekonaniem, że narzeczony nie zniósłby, gdyby to ona zapadła w śpiączkę, a następnie zmarła i została zasypana stertą piachu.

Dick Remington
komendant — Lorne Bay Fire Station
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpadać po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
- Miałem mieć kiedyś dziecko - chyba prościej było mu odpowiedzieć w ten sposób niż wyrazić swój sprzeciw w rozmnażaniu się. Dick całkiem serio wierzył w inwazję zombie, więc dzieci stanowiły dla niego wyzwanie. Był przekonany, że jego potomek będzie na tyle wredny, że prędzej czy później wyżre mu mózg. Może z tego powodu unikał ojcostwa? A może sam fakt, że myślał o apokalipsie sprawiał, że był niedojrzały?
Wzruszył ramionami i uśmiechnął się.
- Widzisz, wówczas go nie chciałem. Jej. Potem za nią tęskniłem, ale czy dziś bym to powtórzył? Musiałbym znaleźć odpowiednią matkę, bo boję się własnych genów - parsknął. Potrafił zrozumieć obawę Harriet, choć jemu akurat wydawało się, że ona byłaby świetną rodzicielką. W końcu miała całkiem trzeźwe spojrzenie na życie i potrafiła uratować go z wylewu. To wszystko sprawiało, że miał o niej niezłe zdanie, choć zdawał sobie sprawę, że jest ono nieodwzajemnione.
Przywykł jednak do tego, że ludzie nie są jego fanami. w większości przypadków sam zasłużył na takie traktowanie, więc brał je razem z dobrodziejstwem inwentarza. Nie można było być nim i jednocześnie mieć szacunek społeczeństwa.
To się wykluczało, bo przecież zawsze palnął coś głupiego. Zupełnie jak teraz.
Gdy więc Harriet całkiem trafnie określiła go mianem dziwaka kiwnął głową i uśmiechnął się, zupełnie jakby sprzedała mu największy komplement.
- Jestem sobą, a jeśli kogoś to nie urządza to jego problem - zauważył i dużo w tym było buty, ale przecież większość ludzi akceptowała go takim jakim był. Oczywiście, że w grę wchodziły pieniądze i układy, ale zupełnie się tym nie przejmował. Był osobą, która niejednokrotnie szła po trupach do celu (może nie aż tak dosłownie, ale wciąż), a teraz miał zostać komendantem.
Pokręcił głową jednak, gdy uznała, że to znaczy przesiadywanie za biurkiem. Może i był durny i wyszczekany, ale nigdy nie był tchórzem, który zwala robotę na innych.
- Nie zamierzam być tego typu szefem. Albo wszyscy idziemy i się narażamy albo nikt - zadeklarował, choć przecież nie musiał udowadniać tego właśnie jej. Była tylko nieznajomą, którą zgarniał z pogrzebu ich wspólnego kochanka. Może faktycznie powinien dużo wypić, by zapomnieć?
Jeszcze nie dorósł do tego, by na trzeźwo brać wszystkie wariacje ze swojego życia. Postukał palcami kierownicę i spojrzał na nią przelotnie.
- Myślisz, że naprawdę był taki szlachetny?. Każdy jest do momentu wyboru pomiędzy swoją egzystencją, a czyjąś. Nie powinnaś się wstydzić, że cieszysz się, że akurat ty żyjesz. Wygrała najsilniejsza - zdecydowanie powinni się napić, bo wpadnie w jeszcze bardziej filozoficzne tony, a te nigdy nie wychodziły mu dobrze.
Miał wrażenie, że jest jednym z tych, który zawsze mówi to, co ludzie niekoniecznie chcą usłyszeć. Prawdę, oczywiście w wykonaniu i rozumieniu Dicka Remingtona.

Harriet L. Pemberton
przyjmuje gości w — Charlotte Guesthouse
29 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Oczyściła swoje imię z zarzutów o zamordowanie narzeczonego i wreszcie zajęła się ratowaniem pensjonatu, którego wypłacalność stoi pod znakiem zapytania. Poza tym próbuje zrozumieć swoje uczucia do Nicholasa i przestać obawiać się tego, co l u d z i e powiedzą.
Branie pod uwagę apokalipsy żywiących się ludzkimi mózgami chodzących trupów rzeczywiście nie świadczyło dobrze o Dick’u. Na szczęście zachował to dla siebie, dzięki czemu Harriet nie musiała dopisywać do listy jego niecodziennych dziwactw kolejnego punktu. Wprawdzie wciąż nie miała jednoznacznej opinii na jego temat, jednakże wolałaby kierować się w stronę bogatego ekscentryka niżeli pozbawionego rozsądku Piotrusia Pana. Ona w podobne wizje przyszłości nie wierzyła, ale za to wiadomość o niedoszłym dziecku wyraźnie ją zainteresowała.
– Nie chcę cię martwić, ale męskie geny częściej okazują się tymi dominującymi – palnęła niezbyt pocieszająco, jednocześnie zastanawiając się, czy słyszała o tym na lekcji biologii, czy może doczytała jako ciekawostkę gdzieś w odmętach internetu, co z kolei nie było najbardziej rzetelnym ze źródeł umożliwiających pozyskiwanie wiedzy. Może więc powinna była trzymać język za zębami, zamiast martwić Dick’a. – Jeśli to cię pocieszy, to przynajmniej byłoby ładne. Tego nie można ci odmówić, jesteś przystojny. Tylko te zęby – dopowiedziała, wymownie wyszczerzając się, by zaprezentować swoje, kompletne, uzębienie.
– Jeszcze nie zaczęło mi to przeszkadzać. W zasadzie to dobrze, że trafiłeś na ten pogrzeb. Zaskoczyłeś mnie, to na pewno, bo nie miałam cię za osobę, która się przejmuje. A tu proszę! Towarzyszysz w d o w i e w opijaniu smutków. Może jesteś dziwakiem, ale trochę serca też masz – stwierdziła, przyglądając mu się z boku, gdy skupiał wzrok na drodze. Stare porzekadło mówiło, by nie chwalić dnia przed zachodem słońca, ale Harriet domyślała się, że mężczyzna lubił, gdy odrobinę łechtało się jego ego. Kto nie lubił komplementów? Nie chciała też mylić się co do niego, niestety ostatnio nie mogła poszczycić się dobrze działającym kobiecym instynktem.
Uśmiechnęła się z uznaniem, słysząc jego następną wypowiedź. Sądziła, że uciekał od odpowiedzialności i wolał bezpieczną pozycję za biurkiem. Wyglądał na takiego, który zasłania się znajomościami. Wyszło, na to że niewłaściwie go oceniła. – Teraz trochę mi wstyd, przyznaję. Ale dobrze wiedzieć, że dbasz o swoich ludzi – odpowiedziała z lekkim zażenowaniem. Dopiero się poznawali; Harriet wcześniej słyszała to i owo na temat Dick’a i była to pierwsza okazja, by mogła to wszystko zweryfikować. – Ale dzisiaj nie skupiajmy się na tym, że jesteś tym dobrym, okej? – zaproponowała, jakby wolała się skupić na umniejszaniu własnym emocjom. Potrzebowała sarkazmu oraz drwin, które zdecydowanie nie pasowały do grobowej atmosfery. Chciała pozbyć się zapachu cmentarza i wspomnienia ogromnego zdjęcia narzeczonego, na którym wyglądał pociągająco.
– Pewnie byłoby mi łatwiej, gdybym uważała go za drania, ale nie był nim, naprawdę. Kochał mnie zdecydowanie bardziej, niż na to zasługiwałam. Czasami nachodzi mnie wrażenie, że nie miał wad. Z naszej dwójki to ja częściej musiałam go przepraszać – odparła z przekonaniem. Nie miała powodów, by doszukiwać się nieuczciwości. W ich związku to Harriet była tą, która zdecydowanie częściej popełniała błędy. Być może idealizowała Rhysa, a może umniejszała samej sobie. Tak czy inaczej, nie wątpiła w byłego narzeczonego. Słusznie?
– Zaparkuj z boku. Żebyśmy nie rzucali się w oczy – poprosiła, wskazując miejsce skryte za budynkiem. Potrzebowała alkoholu, ale jednocześnie chciała uniknąć niepotrzebnych plotek. Liczyła, że to pomoże jej zachować odrobinę anonimowości.

Dick Remington
komendant — Lorne Bay Fire Station
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpadać po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
- Zęby się wprawi, halo - roześmiał się z jej słów. Miał wrażenie, że w innych okolicznościach nawet mogliby się polubić i trochę żałował, że przepieprzył (i to całkiem dosłownie, w ramionach jej narzeczonego) tę okazję. Obecnie byli swoimi naturalnymi wrogami, choć ona jeszcze nie zdawała sobie z tego sprawy. Obiecywał sobie, że choćby pod wpływem alkoholu nie zdradzi jej wielkiej tajemnicy i nawet obmyślał plan polegający na ucieczce z baru w odpowiednim momencie, ale jak na razie musiał grać kartami, które wyłożyła mu na stół.
W tej rozgrywce okazywało się zaś, że miał serce. Jej słowa sprawiły, że zaczął się dławić ze śmiechu. Tak, miłosierny Dick, który gwałci najlepszą przyjaciółkę i praktycznie bije na śmierć swojego anioła stróża. Dziwne, że akurat komplement od niej sprawił, że poczuł się jak ostatni skurwysyn, nie zaś obelgi. Instynkt człowieka działał jednak w ten sposób, że w przypadku krytycznych słów mimo wszystko się bronił, zaś przy pochlebstwach… Tak, był w stanie jak ten piesek z samochodów kręcić głową i uświadamiać jej, że jest daleka od prawdy.
- Towarzyszę ci, bo jesteś niczego sobie, więc skończ z tym sercem - pouczył ją i przy okazji powtórzył to sobie. Fason należało trzymać, a znajomość z wdową po byłym kochanku nie mogła wyjść poza ramy zwykłej uprzejmości. Inaczej mógłby mieć przechlapane. Dlatego wzruszył ramionami, gdy uznała, że oceniła go z góry. Gdyby tylko znała prawdę to pewnie zechciałaby go spoliczkować, spalić, a potem pogrzebać jego szczątki w niepoświęconej ziemi. W końcu zasługiwał na wszystko co najgorsze. Gdy zaś zaczęła bronić swojego byłego narzeczonego to zrozumiał jedno. Gdy się dowie całej prawdy to zrzuci na niego całą winę. Jej były zostanie dla niej nieskażonym kwiatuszkiem, zaś Remington ponownie zamieni się w wilka, który czyha na cnotę biednych chłopców.
Chyba dlatego wyjątkowo był milczący i już do momentu zajechania pod bramy piekielnego przybytku dla dużych dzieci, nie wypowiedział żadnych słów.
Tak właściwie nie znalazł odpowiednich i mogli oboje wreszcie poczuć się jak na stypie, gdzie pije się w milczeniu za pamięć o tych, którzy odeszli.
Jego minuta ciszy zakończyła się jednak z trzecim szotem. Przełykał je jak syrop na kaszel, ten smaczny, który podkradał niegdyś swojej ukochanej babci.
- Widzisz, Harriet, muszę ci coś powiedzieć… - zaczął, choć jeszcze nie był pewien, co tak naprawdę zamierza jej wyznać. Może należało rozpocząć od najdrobniejszego szczegółu? - Na pogrzebie nie byłem przypadkowo, znałem twojego narzeczonego - chyba właśnie w tym momencie powiedział wszystko, co powinien mówić na ten temat. Zerknął na nią i zwyczajnie obalił czwarty kieliszek. To i tak wciąż było za mało, by wejść do ciemnego świata Dicka Remingtona, tak właśnie nie był przekonany, że cały alkohol świata wystarczy, by ona zrozumiała.
Cholera, a naprawdę polubił tę dziewczynę.

Harriet L. Pemberton
przyjmuje gości w — Charlotte Guesthouse
29 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Oczyściła swoje imię z zarzutów o zamordowanie narzeczonego i wreszcie zajęła się ratowaniem pensjonatu, którego wypłacalność stoi pod znakiem zapytania. Poza tym próbuje zrozumieć swoje uczucia do Nicholasa i przestać obawiać się tego, co l u d z i e powiedzą.
Wybrakowanie zawsze rzucało się w oczy. Richard był wadliwy, niekompletny. Jego twarz, uważana za przystojną, została zniekształcona. A jednak teraz – bardziej niż kiedykolwiek wcześniej – przyciągała wzrok. Jakby ludzie za dużo mieli wokół sobie oczywistego piękna i dla odmiany zaczęli potrzebować tego uszkodzonego. Deformacje wzbudzały zainteresowanie. Porównując się do niedoskonałych osób, siebie zaczynali postrzegać z większym uwielbieniem. A jego wytykać palcami.
— Myślę, że udajesz — zawyrokowała tuż po tym, jak przechyliła pierwszy kieliszek. Mężczyzna stał się milczący, ale na nią alkohol działał rozluźniająco; w połączeniu z lekami nie potrzebowała wiele, by zachłysnąć się dźwięczącym w uszach szumem. Wypiła zawartość drugiego kieliszka, a następnie trzeciego, zrównując tempo z Dickiem.
— Celowo robisz z siebie takiego… — wyjaśniła, wskazując na całą jego posturę, jakby bezładne machanie rękami mogło zastąpić odpowiednie słowa. — Bo wcale nie uważam, że przyszedłeś tu ze mną, bo jestem niczego sobie. Myślę, że jesteś tutaj, bo mi współczujesz. I tylko udajesz, że to nieprawda, żebym nie zaczęła rozpowiadać, że Richard Remington bywa ludzki — wylała z siebie, marszcząc przy tym czoło, jakby ta wypowiedź wymagała od niej bardzo głębokiego procesu myślowego i poruszenia wszystkich szarych komórek. Ona po prostu potrzebowała znaleźć w tym dniu coś pozytywnego. Wystarczyłaby drobnostka, dzięki której nie zapamiętałaby go wyłącznie, jako daty pogrzebu narzeczonego. Byłego narzeczonego. Bardzo starała się nie myśleć w ten sposób, ale alkohol sprawiał, że utwierdzała się w przekonaniu, iż cierpi zbyt mało. Powinna płakać, rwać włosy i wspominać. W ogóle nie chciała go wspominać, prawdę mówiąc wolałaby zapomnieć.
Z kieliszka przeniosła wzrok na Remingtona. Jego głos się zmienił i Harriet mogłaby przysiąc, że to wcale nie za sprawą wypitego alkoholu. Ona nie potrzebowała wiele, ale on wydawał się być weteranem, którego niełatwo zmieść z placu boju.
— Nie znałam wszystkich jego znajomych — odparła i z obojętnością wzruszyła ramionami. Gdyby hipoteza przedłożona przez mężczyznę stała się rzeczywistością i para zamieniłaby się miejscami, Rhys też nie rozpoznałby wszystkich ludzi uczestniczących w pogrzebie. Byli w związku, ale nie byli swoimi cieniami. — Błagam, tylko nie wyskocz z czymś typu: przed śmiercią prosił, żebym się tobą zaopiekował — mruknęła ni to rozbawiona, ni przerażona taką wizją. Chwyciła kolejny kieliszek i wypiła jego zawartość. Gorąc szybko rozlał się po jej żołądku, a ostry smak wykrzywił usta. Musiała sięgnąć po gazowany napój, by pozbyć się gryzącego uczucia w przełyku. — To raczej tobą trzeba się opiekować — stwierdziła, wskazując go palcem. Nawiązywała oczywiście do ich wcześniejszego spotkania, kiedy postanowił, że umrze na środku jej pięknego pensjonatu. To było niefajne z jego strony, niefajne!

Dick Remington
komendant — Lorne Bay Fire Station
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpadać po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
Zdecydowanie wolał się w wydaniu kompletnym. Może dlatego, że i tak był człowiekiem wybrakowanym. Harriet- jak i reszta jego znajomych- nie zdawała sobie zupełnie sprawę jak bardzo jest wewnątrz popsuty. Właściwie dla swojego ojca od zawsze był jak połamana zabawka, więc przynajmniej z twarzy był całkiem wyględny. Tacy ludzie jak on musieli nadrabiać wyglądem, bo co oprócz niego miał? Ach tak, pieniądze.
Dzięki nim po prostu wychylali kolejne kieliszki i nie zastanawiali się, co będzie dalej. Czasami miał wrażenie, że jeśli ukochany papa zakręci mu kurek z gazem to wszyscy jego znajomi rozpłyną się w niebycie. Dlatego wciąż pozostawał dziwnie zdystansowany, ale słowa Harriet sprawiły, że poczuł szarpnięcie gdzieś w okolicy brzucha.
Jedni mówili, że to żołądek, zaś inni, że pozostałości serca. Mógł przypuszczać, że to te szoty bez posiłku, ale uśmiechnął się na jej słowa.
- Myślę, że po prostu nie zasłużyłaś na to wszystko. Są ludzie, którym takie rzeczy powinny się przytrafiać - wskazał palcem na siebie - a są osoby, które ratują skurwysynów z wylewów i przez to powinny mieć zapewnione szczęście w życiu - podstawił jej papierosa pod nos, choć nie wiedział nawet czy pali. A może inaczej, czy dziś była w stanie nagiąć wszystkie swoje zasady i po prostu pieprzyć zdrowie. Z ich dwójki to Remington powinien jej szanować, ale jak na razie za dużo było powodów, by wychylić kieliszka… a może dziesięć.
Roześmiał się na jej słowa.
- Tak, tak, przeczuwał coś i zostawił mi dla ciebie dziesięć listów z rzeczami do wykonania. Pierwszą z nich jest przespanie się ze mną, reflektujesz? - zapytał takim tonem, by wiedziała, że żartuje. Nadal kluczył wokół tematu, bo nie podjął jeszcze stosownej decyzji, a miał wrażenie, że do tego potrzeba przede wszystkim więcej procentów. - Barman, to samo! -zakomunikował. - Dlaczego sądzisz, że mną trzeba się zaopiekować? Ten wylew to kwestia tego pobicia - zastrzegł i przeklął siebie w myślach.
Miał jej powiedzieć, musiał jej powiedzieć.
- Nie, Rhys nie był moim znajomym -to była kolejna próba i miał nadzieję, że ta będzie udana, zwłaszcza gdy kelnerka położyła przed nimi tackę nowych szotów. Przechylił jednego i przyszedł mu do głowy zabawny tekst. Teraz albo niech zamilknie na wieki. Chyba tak mówili przed składaniem sobie małżeńskiej przysięgi. Może to nie było takie najgorsze wyjście? Zwyczajnie zamknąć się i nie psuć jej ostatniego wspomnienia o idealnym narzeczonym.
On kolekcjonował inne, zgoła odmienne, choć równie urocze, musiał przyznać.

Harriet L. Pemberton
przyjmuje gości w — Charlotte Guesthouse
29 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Oczyściła swoje imię z zarzutów o zamordowanie narzeczonego i wreszcie zajęła się ratowaniem pensjonatu, którego wypłacalność stoi pod znakiem zapytania. Poza tym próbuje zrozumieć swoje uczucia do Nicholasa i przestać obawiać się tego, co l u d z i e powiedzą.
Atrakcyjny wygląd oraz pieniądze to cechy, które w połączeniu ofiarowały właścicielowi ogromne możliwości. Przede wszystkim kontrolę – pieniądze pozwalały rządzić ludźmi, którzy nie mieli ich wystarczająco, natomiast uroda dawała władzę nad tymi, którzy nie czuli się dowartościowani. Mając dwa asy w rękawie, sztuka manipulacji wydawała się banalnie prosta. Harriet powinna nauczyć się kilku sztuczek dających przewagę. Bo, niestety, ostatnimi czasy czuła, że nie ma kontroli nad niczym.
Spojrzała na niego badawczym wzrokiem. Przyglądała się zmarszczkom wokół jego oczu, wyobrażając sobie, że bardzo ich nie lubi. Obserwowała obrys jego spękanych ust, a nawet kształt kości policzkowych, które nadawały całej twarzy ostrości. I wtem zaniosła się śmiechem; najpierw cichym, kontrolowanym, a później głośnym i pozbawiającym tchu. — Jestem w twoich oczach żałosna — stwierdziła nie bez przekonania. — Wmawiam ci, że dostrzegam w tobie dobrego człowieka, ale i tak mi nie wierzysz, bo uważasz, że jestem tylko żałosną, skrzywdzoną w d o w ą bez obrączki. Ale wiesz, co? Ja też ci współczuję. Nie jesteś szczęśliwy. Jesteś nieszczęśliwy. I bardziej żałosny ode mnie — mówiła, powoli tracąc kontrolę również nad przepływającymi przez nią myślami. Wszystko się plątało, pozostawiając po sobie chaos. Alkohol z pewnością nie miał pomóc w jego uporządkowaniu. Przeciwnie, pogłębiał go, pozwalając ukazać się tym myślom, przed którymi trzeźwy umysł zawzięcie się bronił. Bałagan stawał się większy, ale za to wyrzuty sumienia się zmieszały. Ciekawa zależność.
Sięgnęła po kolejny kieliszek, nie oglądając się na Dicka; straciła rachubę i nie wiedziała, czy piją równo, czy któreś zostało w tyle.
Zawahała się, gdy spytał o seks. Spojrzała na niego i pokręciła przecząco głową. Wyobrażała sobie, że seks z nim mógłby być wyzwalający, ale była przekonana, że ostatecznie oceniłaby go jako błąd. A zbyt wiele ich ostatnio popełniła, by pokusić się o następny. — Nie pójdę z tobą do łóżka, bez względu na to, że jestem ciekawa — dodała, choć prawdopodobnie Dick nie czekał na żadne wyjaśnienia. Żartował, ale szumiący w żyłach alkohol nie ułatwiał jej osądu.
— Wyglądasz, jakbyś potrzebował pomocy. Piękny garnitur, wystylizowane włosy, ale w głowie masz kipisz. Inaczej nie wdawałbyś się w awantury — stwierdziła, nie zamierzając zmieniać zdania. Być może ona również potrzebowała stróża, opiekuna, ale Dick był ostatnią osobą, która nadawałaby się do tego zadania. Zaś Nicholas… Powinie być jej partnerem, nie wynajętą niańką.
— Więc kim? — spytała z napięciem. Doznała wrażenia, że mężczyzna wstrzyknie jej dawkę jadu głęboko pod skórę. Wyglądał, jakby chciał pozbyć się tajemnicy, a Harriet zaczęła się obawiać, że jego słowa będą niczym śmiertelne ukąszenie.

Dick Remington
komendant — Lorne Bay Fire Station
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpadać po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
Zdecydowanie nie była żałosna w jego oczach. Nie wszyscy przeżywający wielkie straty byli w jego oczami ludźmi małymi. Wręcz przeciwnie, w większości przypadków ich podziwiał, bo sam nie był zdolny do takich emocji. Przypominało to przyglądanie się robota, który bardzo chciałby być normalnym chłopcem i odczuwać wszystko, co dotyczy ludzkości. Tak momentami czuł się Dick Remington, skazany na wręcz chorobliwą obojętność, która nakazywała mu zachowanie zimnej krwi w każdej sytuacji.
Niegdyś uznawał to za zaletę, ale obecnie miał wrażenie, że to jedna z jego licznych wad. Nie potrafił być empatą, przez co często krzywdził swoich bliskich. Teraz też usiłował za wszelką cenę pokazać jej, że wszystko w porządku.
Myślał, że przynajmniej to ją pocieszy, ale najwyraźniej nie miał pojęcia o postępowaniu z młodymi wdowami.
Westchnął.
- Nie mam cię za żałosną - pokręcił głową. - Słuchaj, ja nie jestem dobry w tej całej komunikacji, ale siedzę tu przy tobie, bo cię zwyczajnie lubię. Jakkolwiek to brzmi, droczenie się z tobą to moja ulubiona część tygodnia. Nie wiesz, jakim ożywiającym doświadczeniem jest spotkać kobietę, która mnie ciśnie, a nie ciągnie do łóżka - i zgodnie z tym tylko zaśmiał się na jej deklarację.
Owszem, często kobiety tak się zarzekały, a potem zdejmowały przed nim bieliznę, ale w tym konkretnym wypadku nie zamierzał naciskać. Nie, gdy tak naprawdę łączyło ich więcej niż Harriet mogła przypuszczać. Z tego też powodu wlewał w siebie alkohol i nie obawiał się wcale tego, że padnie u jej boku nieprzytomny.
Ba, może i to byłoby lepsze niż opowiadanie jej o tym jak namiętny był jej zmarły narzeczony. Zresztą, ona sama widziała w nim ten chaos, który zazwyczaj zasysał jak czarna dziura wszystkich w jego otoczeniu. Znajomość z Dickiem nigdy nie kończyła się dobrze i jeśli miałby więcej odwagi to już dawno by się z nią pożegnał.
Zamiast tego siedział i słuchał psychoterapii.
- Jestem uzależniony. Wszyscy naćpani są jednym wielkim burdelem, Harriet - zauważył i na chwilę zamilkł.
Powinien się wycofać. Wystarczyło tylko się roześmiać i udać, że nie było tematu, a potem przepić tę niezręczność kilkoma szotami. Nie musiał niszczyć tej wielce obiecującej znajomości prawdą. Nigdy nie był jej orędownikiem, więc należało się zamknąć na wieczność.
Mieli szansę pogrzebać to razem z Rhysem.
- Był moim kochankiem - gratulacje, Remington, będziesz zapewne smażyć się w specjalnie zbudowanym dla ciebie kręgu piekielnym.
Tylko tego był pewien, jak i również faktu, że znowu dostanie mordę, więc na cholerę mu te nowe zęby?

Harriet L. Pemberton
przyjmuje gości w — Charlotte Guesthouse
29 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Oczyściła swoje imię z zarzutów o zamordowanie narzeczonego i wreszcie zajęła się ratowaniem pensjonatu, którego wypłacalność stoi pod znakiem zapytania. Poza tym próbuje zrozumieć swoje uczucia do Nicholasa i przestać obawiać się tego, co l u d z i e powiedzą.
Istniało spore prawdopodobieństwo, że Dick Remington cierpiał na rozliczne schorzenia, a jednym z nich z całą pewnością była megalomania. Jak inaczej, niżeli zaburzeniem urojeniowym, polegającym na skupianiu się wokół własnej doskonałości oraz samozadowoleniu, wyjaśnić, skąd u niego tak ogromna pewność siebie oraz przeświadczenie o tym, że wabi kobiety skuteczniej od greckich afrodyzjaków? Harriet przeszło przez myśl, czy którakolwiek z nich – kobiet pakujących się do jego łóżka – zamieniła z nim więcej niż dwa słowa, zanim uległa pokusie jego urody. A może, choć wolałaby, żeby nie było to prawdą, miał umiejętności, o których po latach pozostaną tylko legendy, a ona nie będzie miała okazji ich przetestować? Czy ona naprawdę zastanawiała się nad tym, jakim sprzętem dysponował siedzący przed nią mężczyzna?
Harriet, powinnaś się wstydzić!
— Ktoś zdecydowanie powinien utrzeć ci nosa — odparła na jego przydługi wywód. Dopiero teraz, gdy wspomniał o sympatii do niej, zrozumiała, jakie to dziwne uczucie wzajemnie wyznawać sobie takie rzeczy. Zdecydowanie łatwiej je wypowiadać, niżeli przyjmować komplement. Nic dziwnego, że Dick denerwował się, gdy wspominała o jego dobrym sercu. — Jednak nie przy pomocy pięści. Może taka agresja pomaga pozbyć się emocji, ale słyszałam, że to boli — wyjaśniła, spoglądając na niego znad opróżnionych kieliszków. — Zadanie komuś bólu, boli. Śmieszne, co? — dodała, szczerze poruszona tym odkryciem. Wprawdzie nie miała doświadczenia, bo nigdy nie uderzyła nikogo ściśniętą pięścią, ale wierzyła, że można w ten sposób odrzeć knykcie ze skóry.
Domyślała się. Przez cały czas podejrzewała, że jego zachowanie nie jest wynikiem wyłącznie niecodziennego charakteru wykutego dzięki pieniądzom. Uzależnienie było dobrym tropem. — Od czego? — spytała, wypijając kolejną porcję alkoholu. Dwoje dorosłych ludzi popijających truciznę, którą obecnie uważali za lekarstwo dla duszy, rozmawiało o uzależnieniach. Dla Harriet to nie była codzienna sytuacja, nie wiedziała jednak, że będzie tylko dziwniej…
Słowo k o c h a n e k zabrzmiało gorzko. Chłodno, a jednocześnie przytulnie. Harriet ściągnęła wargi, nie wiedząc, czy to żart, czy powinna zacząć się śmiać i poprosić o wymianę kieliszków na pełne, czy wziąć jego słowa na poważnie i dopuścić do świadomości, że były narzeczony nie był tym, za kogo go miała.
— Bzdura — odparła, lecz mimo wysiłku, ton jej głosu wcale nie brzmiał tak, jakby wzięła jego wyznanie za dowcip. Przeciwnie, spięła się. Ciało jej zesztywniało, choć alkohol powinien działać rozluźniająco; widocznie był słabszy niż jad Remingtona. Próbowała to wypierać, ale w jego oczach dostrzegała szczerość, może nawet odrobinę wstydu. To popchnęło ją ku jednemu pytaniu: — Kiedy?

Dick Remington
komendant — Lorne Bay Fire Station
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpadać po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
Tak naprawdę jak znał się na kobietach – a trochę ich już poznał – to wiedział, że działa na nie praktycznie wszystko, a pewność siebie to już kwestia typowo biologiczna. Samice musiały myśleć o reprodukcji, więc dobierały partnerów, którzy umieli się zaprezentować, nawet jeśli w grę wchodziło cudaczne upierzenie. Tak mówili na Discovery i pewnie taka odpowiedź wystarczyłaby Harriet. Do tego dochodziły jeszcze względy materialne i sława ojca, która była niemal kluczem do kariery w telewizji. Czasami niektóre musiał również omamiać narkotykami albo co gorsza, szeptać do uszka o miłości. To drugie uważał za większe oszustwo niż kokainę. Nie sądził, że kogokolwiek przyjdzie mu pokochać ot tak, a jego ostatnie uczuciowe poczynania były dość opłakane i obejmowały szereg najgłupszych decyzji na świecie.
W tym ślub z plastikiem po pijaku, który należało szybko unieważnić. I którego Dick nie był w stanie skonsultować, bo jego durnej żonie popsułby się makijaż. Przypuszczał również, że musiałby jej nałożyć na głowę papierową torbę, żeby się wreszcie zamknęła, a to pewnie nie przypadłoby jej do gustu. Dlatego doceniał kobiety, które miały w głowie więcej niż doczepy i Lizzo albo inną nawiedzoną. Może z tego powodu pozwalał Harriet na więcej, choć na inne już dawno by się obraził.
– Myślisz, że nie próbowały? Najbardziej jednak lubię typ pod tytułem on się zmieni. Nie, ja się nie zmienię – parsknął. W zasadzie można byłoby to rozpatrywać jako zaletę. Był stały w uczuciach. To znaczy, że ich nie posiadał.
– Ostatnio się widziałem z kimś...komu zrobiłem krzywdę. Bolało, naprawdę – gdyby nie był pijany to zdecydowanie nie pokusiłby się o takie słowa czy wyznania. Rozmawiał już z Autumn o Divinie, więc nie zamierzał tego powtarzać, ale był w stanie zrozumieć, że może boleć. Poza tym wkrótce miał się o tym naocznie przekonać.
Na razie jednak dyskutowali o uzależnieniach. Pierwszym krokiem jest przyznanie się do problemu, więc on, Dick Remington ciągle robił pierwsze, dziecięce kroczki na drodze do kuracji.
- Od kokainy – wzruszył ramionami, bo wiedział, że za chwilę to nie będzie zupełnie ważne. Gdyby zamknął mordę w odpowiednim momencie to mogliby nadal siedzieć razem i prowadzić jedną z tych niekończących się rozmów. Tyle, że przemówił, nie wiedział dokładnie czy to on czy alkohol, ale gdy słowo się rzekło, stało się ciałem. Unosiło się chwilę między nimi i nagle dotarło do mózgu Harriet, który teraz musiał przetworzyć nową informację. Teraz nadeszła pora na znalezienie tej jednej niewiadomej w równaniu, jakim był Dick. Wiedział, że będzie miała pytania i był na nie gotowy, a mimo wszystko zawahał się. Skoro to dla niej bzdura to po co drążyć?
– Przed wypadkiem. Nie wiedziałem, że byliście zaręczeni. Przyszedłem na jego pogrzeb, bo był... bo kiedyś się mocno pieprzyliśmy – wyjaśnił i natychmiast pożałował tego szczerego rozliczenia się z przeszłością.
Miał deficyt znajomych, więc do cholery, powinien zacząć szanować tych, którzy mu zostali, a czuł, że posiadanie tyłka byłego narzeczonego może poważnie nadszarpnąć więzi ich świeżo nawiązanej przyjaźni.

Harriet L. Pemberton
ODPOWIEDZ