przyjmuje gości w — Charlotte Guesthouse
29 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Oczyściła swoje imię z zarzutów o zamordowanie narzeczonego i wreszcie zajęła się ratowaniem pensjonatu, którego wypłacalność stoi pod znakiem zapytania. Poza tym próbuje zrozumieć swoje uczucia do Nicholasa i przestać obawiać się tego, co l u d z i e powiedzą.
008.

Najszczersze kondolencje, moja droga.
Dziękuję.
Bardzo mi przykro, przyjmij wyrazy współczucia, gołąbeczko. Jak się czujesz?
Dziękuję, dobrze.
Taka tragedia! I to w tak młodym wieku. Co ty teraz zrobisz, dziecino?
Dziękuję, nie wiem. Muszę iść.

Próbowała przypomnieć sobie, ile otępiających umysł tabletek połknęła, nim pozwoliła, by matka odprowadziła ją do samochodu, którym miały udać się na cmentarz. Trzy? Pięć? Zastanawiała się, czy powinna wziąć pod uwagę wyłącznie te, które połknęła tego dnia, czy podsumować wszystkie, które zażyła od momentu pierwszych objawów paniki przejmującej władzę nad ciałem i umysłem. Nie po raz pierwszy zaskoczyła ją reakcja własnego organizmu. Wprawdzie nie była przygotowana na odebranie telefonu, zaczynającego się od słów: Pani Pemberton, z wielkim żalem informuję…, jednakże wraz z pogarszającymi się rokowaniami, zaczynała brać pod uwagę scenariusz, w którym Rhys nigdy nie wybudza się ze śpiączki. Myślała, że dzięki temu będzie przygotowana. Ale nie była. Wiadomość o śmierci narzeczonego zmiażdżyła jej serce. Było to o tyle zaskakujące, że Harriet – dokładnie tej samej nocy – ostatecznie przyznała się do tego, że przestała go kochać, pozwalając sobie na okazanie uczucia mężczyźnie, którego rzeczywiście pragnęła.
Pozostawało więc pytane, czy mogła ufać swoim uczuciom? Wydawały się tak zmienne, niestabilne, że niełatwo było zauważyć moment, w którym jedna emocja zastępowała kolejną. W którym jeden mężczyzna zastępował poprzedniego.
Przez ostatnie trzy godziny stała nienaturalnie wyprostowana, ubrana w czarną sukienkę o długości, która mogła nie spodobać się kapłanowi prowadzącemu ceremonię. Nie uśmiechała się. Nie płakała. Twarz miała niewzruszoną; kamienną postawę zawdzięczała lekom na receptę przepisanym przez lekarza, który swój podpis złożył również na akcie zgonu. W tym czasie przyjęła przygniatającą liczbę wyrazów współczucia – wielokrotnie z ust osób, których nie znała. Część z żałobników przystawała przy niej, uważając dzień pogrzebu za idealny moment na opowiedzenie o tym, jak Rhys – chirurg – uratował im życie. Dlaczego nikt nie uratował jego?
— Zostanę jeszcze. Nie, nie mów, proszę, że to mój obowiązek, nie zamierzam stać pod ścianą i przyglądać się, jak ci wszyscy ludzie, jedząc, rzucają mi cierpiętnicze spojrzenia — oznajmiła matce, gdy ceremonia dobiegła końca. — Wystarczy mi to, co zniosłam tutaj — zaznaczyła dobitne, pierwszy raz od dawna, stawiając się Tamarze, która jako matka, potrafiła nagiąć wolę córki wedle własnych upodobań. Jednak nie tym razem. Tym razem odeszła, walcząc z obcasami zapadającymi się w ziemi, ani razu nie odwracając się przez ramię, by rzucić jeszcze jednym spojrzeniem w kierunku kwiatów przysłaniających kopiec czarnej ziemi.
Dotarła do kaplicy, ale nie przekroczyła jej progu. Oparła się o framugę olbrzymich wrót i odpoczywała. Zaczęła nienaturalnie wykrzywiać usta, próbując przywrócić zagubioną mimikę twarzy. Gdyby ktoś obserwował ją z boku, uznałby to za efekt przedawkowania.

Dick Remington
komendant — Lorne Bay Fire Station
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpadać po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
Najwyraźniej jednak galaretka agrestowa potrafiła zdziałać cuda i zanim się obejrzał, stanął na nogi. Przynajmniej dosłownie, bo owszem, sporo mu brakowało do czystej poprawy i miał na myśli zarówno fizyczne, jak i psychiczne skazy. Właściwie nadal był człowiekiem uzależnionym od wszystkiego co tylko się dało i srogo pokutującym za ostatnie wyskoki. Mimo wszystko wyszedł praktycznie bez szwanku – nie licząc blizn, otarć, mózgu jak ta galaretka – i miał silne wrażenie, że ktoś nad nim czuwa.
To znaczy tatuś, nie dość, że z wypchanym portfelem to na dodatek z licznymi znajomościami, które sprawiły, że na razie jego sprawa pozostała w toku. Jak i fakt, że w mózgu miał niezłą sieczkę, a jego ruchy były ociężałe. To wszystko jednak okazało się lepsze od stanu wegetatywnego dawnego kochanka.
Jeśli cokolwiek alarmuje o życiu to jest to śmierć kogoś bliskiego i choć Remington był daleki od stwierdzenia, że bliskim jest człowiek, któremu niegdyś wkładał to poczuł się jednak na tyle odpowiedzialnie i doniośle, że zdecydował się na pogrzeb. Jako, że to było jego pierwsze wyjście od czasu szpitalnego epizodu to długo szukał odpowiedniej koszuli (czarnej) i przymierzał ray-bany, zupełnie jakby szykował się na randkę, a nie na spotkanie z żałobnikami. Ostatnio jednak odkrył, że na cmentarzu można poznać kogoś interesującego, więc chciał wyglądać doskonale.
I faktycznie, w tym stroju i z wcale nieudawanym smutkiem było mu całkiem do twarzy podczas ceremonii i po raz pierwszy od dawna rzeczywiście pomyślał, że on mógł być na miejscu tego człowieka i jego rodzina wybrałaby mu równie paskudną trumnę, a tego zupełnie by nie zdzierżył. Ten widok podziałał na niego wręcz jak zimny prysznic i był w stanie złożyć przyrzeczenie, że już nigdy więcej kokainy. Chciał jeszcze pożyć, pooddychać, bo oczywiście, że robiło mu się duszno od tych wszystkich kwiatów, kadzideł i miłości życia Rhysa, która stała z boku. Początkowo jej nie poznał, a raczej średnio go to interesowało. Wiedział, że mężczyzna na pewno kogoś ma, skoro ich romans był przelotny i bardzo intensywny, ale tak było wygodniej. Zero zobowiązań i zero chodzenia na wspólne imprezy. Najwyraźniej jednak Dick się złamał i tak wylądował na tym pieprzonym pogrzebie obserwując jego byłą.
Gdy zaś się odwróciła… Kurwa jego jebana mać.
W takich chwilach doceniał, że stoi daleko od grobu, bo mógłby popisowo do niego wpaść, by chwycić się za serce. Nie sądził, że to wszystko będzie tak skomplikowane, że osoba, która uratowała mu życie, jednocześnie okaże się kimś istotnym dla jego byłego. Najwyraźniej jednak karma była prawdziwą suką i zanim się obejrzał, sam wplątał się w coś od czego zawsze stronił. W konsekwencje swoich działań. To właśnie one sprawiły, że teraz nogi poniosły go prosto za Harriet, do kaplicy.
Stanął obok niej i naprędce wymyślał jakąś bajeczkę o znajomości z Rhysem. Bardziej jednak interesowało go co ona tu robi i skąd znała tego durnia. Wiedział właściwie wszystko, ale łudził się, że historia nie jest tak rodem z telenoweli.
- Chcesz paluszki, takie słone? – zapytał więc przejęty, bo uznał, że niektórzy ludzie preferują kolację przy świecach, a inni przy nieboszczyku, a dziewczyna pewnie nie jadła i nie piła.
Debil, kretyn, dobrze, że mógł zasłaniać się tym, że mózg miał uszkodzony.

Harriet L. Pemberton
przyjmuje gości w — Charlotte Guesthouse
29 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Oczyściła swoje imię z zarzutów o zamordowanie narzeczonego i wreszcie zajęła się ratowaniem pensjonatu, którego wypłacalność stoi pod znakiem zapytania. Poza tym próbuje zrozumieć swoje uczucia do Nicholasa i przestać obawiać się tego, co l u d z i e powiedzą.
Nie przypuszczała, że znajdzie się w podobnej sytuacji. Życie zmiażdżyło ją i porzuciło na zimnym, zabłoconym chodniku. Najgorsze, że Harriet tkwiła w niewłaściwym przekonaniu, że wszystkie wydarzenia, które doprowadziły ją – a przede wszystkim Rhysa – do tego miejsca, były wyłącznie jej winą. A zaczęło się od słowa. Czy to aby nie zbyt patetycznie stwierdzenie, jak na to, że właśnie znajdowała się w przycmentarnej kaplicy?
Nerwowo spięła ramiona, nie spodziewając się, że ktoś jeszcze ją zaczepi. O tej porze zebrani żałobnicy powinni być już w olbrzymim domu należącym do rodziców zmarłego i częstować się daniami zamówionymi w prestiżowej restauracji. Tamara dopilnowała, by tego dnia nic nie było przeciętne; łącznie z awangardową sukienką, jaką wybrała na tę okazję dla swojej córki.
Serdecznie dość miała współczującego towarzystwa. Niechętnie zerknęła na mężczyznę, w pierwszej chwili nie rozpoznając Dicka. Cisza między nimi wydawała się trwać w nieskończoność, jednak Harriet ostatecznie obudziła w sobie zdolność mówienia. — Nie, dziękuję — odmówiła. Dopiero teraz umysł pozwolił jej na odnalezienie ostatniego wspomnienia łączącego ją z tym mężczyzną. Od razu przypomniała sobie ten nieszczęsny wieczór, zgrozę, jaka opanowała ją, gdy widziała, jak ten postawny mężczyzna z lekkością przypisywaną drobnym dzieciom, osuwa się po ścianie należącego do niej pensjonatu. — Wolę te z sezamem. Sól niszczy smak — wyjaśniła, wracając wzrokiem do ołtarza, przy którym – w grubej, drewnianej ramie – stało zdjęcie prezentujące „miłość jej życia” lub wielkie kłamstwo, którym obudowała końcówkę tego związku.
— Nieźle wyglądasz — skłamała, choć musiała przyznać, że okulary dobrał odpowiednio. — Ale jeśli zamierzałeś podziękować za pomoc, mogłeś wybrać lepszy moment — dodała, brzmiąc trochę niczym robot – bez emocji.
Była do tego stopnia wypruta z sił, że nie miała ochoty na sprzeczkę. Richard nie był jej ulubionym człowiekiem. Nie pałała do niego sympatią, choć nie mogła sobie przypomnieć, czym sobie na to zasłużył. Może miało to związek z jego napuszonym charakterem, a może z osobliwą opinią, jaką cieszył się wśród mieszkańców miasteczka. Harriet zdążyła wyrobić sobie zdanie na jego temat jeszcze zanim go poznała.
— Daj tego paluszka — westchnęła, obracając się w jego stronę. W ostatnich dniach niewiele jadła; pamiętała, że wczoraj skubnęła nieco grillowanej ryby, którą ojciec przyrządzał zawsze, gdy miała gorszy humor. Ściśnięty wyrzutami sumienia żołądek, nie pozwalał jej na więcej. Ale może alkohol? — Chodźmy się upić, Remongton — zaproponowała bezmyślnie, wbijając w niego ostre spojrzenie. Dick nie był dobrym towarzystwem, ale miał jedną zaletę – nie znał ani Harriet, ani Rhysa. To czyniło go jedną z nielicznych osób, które – przynajmniej w teorii – nie powinny poddawać jej ocenie.

Dick Remington
komendant — Lorne Bay Fire Station
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpadać po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
Jego życie nie mogło być proste. Gdyby tak było to przyszedłby na pogrzeb, postałby z tyłu i podumał nad tym, że jego kochanek wreszcie odnalazł spokój – w łóżku też leżał jak kłoda, więc niewiele mu się odmieni. Tak powinno być, zwłaszcza po tym rozległym wylewie, który jego niemal wykończył. Zasługiwał na idyllę, a przynajmniej jej namiastkę przed odwykiem, bo to będzie jak gehenna. Zamiast tego na starcie został wplątany w niemal idiotyczne reality show i już oczami wyobraźni widział tych wszystkich ludzi, którzy siadają na kanapie z popcornem i zastanawiają się jak postąpi.
Powinni to puszczać w formie interaktywnej gry podczas której telewidzowie mieliby do wyboru powiedzenie Harriet prawdy bądź zabranie tego do grobu (tak tematycznie). Potem zgodnie z tym na co się zdecydowali, przebiegałyby alternatywne ścieżki.
Zapewne żadna z nich nie kończyłaby się dobrze, ale Remington już do tego przywykł. Dlatego teraz z westchnieniem zdecydował się na to, by nie mówić jej prawdy. Nie zasługiwała na to, by się dowiedzieć, że jej narzeczony był pedałem, gejem czy po prostu skończonym gnojkiem. Wiedział, że takie historie zawsze uderzają najbardziej w ofiarę, a on może i miał ostatnio problemy z moralnością, ale starał się momentami zachowywać przyzwoicie, więc zamknął swoją jadaczkę i skupił się na tym co mogło jej pomóc. To jest na paluszkach.
- Sezam wpada między zęby… jak się je ma – parsknął więc, nie wiedział do końca czy miejsce jest odpowiednie na tego typu żarty, ale jeszcze chwila, a wykończyłaby go ta grobowa cisza i opłakiwanie zmarłego. Nigdy nie był dobry w tego typu sportach. Rozważał niegdyś posiadanie własnego zakładu pogrzebowego, ale obawiał się śmiechu w nieodpowiednich momentach, więc porzucił tę myśl i skupił się na pomocy potrzebujących. Tyle, że przy wypadkach też niejednokrotnie śmiał się niemalże jak rasowy psychopata.
- Tak, przepraszam, powiedzieli mi, że jesteś na pogrzebie i nie pomyślałem, że to ktoś bliski twojemu sercu – kłamać też potrafił jak z nut, ale do cholery, skoro podjął decyzję, że będzie trzymał to dla siebie to robił wszystko, by wyszło naturalnie. Oddał jej paluszki, ba, w tej chwili dałby jej nawet swoją cenną nerkę jakby chciała i ruszył przed siebie, by zabrać księżniczkę do swojego baru. Może i to miała być najbardziej osobliwa stypa na której miał przyjemność być, ale czego się nie robi dla dziewczyny swojego chłopaka? Podał jej nawet szarmancko ramię i ruszył przed siebie.
- Dzięki, że kłamiesz, że dobrze wyglądam. Bo wiem, że jestem obecnie w stanie agonalnym, ale ponoć mi się poprawia – poinformował ją. – Na co zmarł? – bo chyba Dick nie sprzedał mu jakiegoś grzyba, który zainfekował cały organizm?
Starał się przypomnieć, ale okoliczności ich romansu były rozmazane od kokainy, która wtedy nim rządziła.

Harriet L. Pemberton
przyjmuje gości w — Charlotte Guesthouse
29 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Oczyściła swoje imię z zarzutów o zamordowanie narzeczonego i wreszcie zajęła się ratowaniem pensjonatu, którego wypłacalność stoi pod znakiem zapytania. Poza tym próbuje zrozumieć swoje uczucia do Nicholasa i przestać obawiać się tego, co l u d z i e powiedzą.
Przyjemnie byłoby pewnego dnia obudzić się ze świadomością, że wydarzenia ostatnich miesięcy były fikcją wykreowaną na potrzeby wymagającej publiczności. Ale czy na pewno? Na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, że osoby z najbliższego otoczenia Harriet odczułyby ulgę na wieść o tym, że wszystkie przykre wydarzenia były nieprawdą – Rhys przestałby udawać zmarłego i stanąłby przed nimi z szerokim uśmiechem, wykrzykując: ż a r t o w a ł e m ! Z drugiej strony, zdążyli wycierpieć tak wiele, że ów dowcip nikomu nie wydałby się zabawny, a Harriet – z uwagi na to, że miała wątłe serce – prawdopodobnie zmarłaby na zawał, zastępując w dębowej trumnie wcześniejszego lokatora. To dopiero byłby nieoczekiwany zwrot akcji. Może więc lepiej było nie wyobrażać sobie innego zakończenia tej historii?
— To żeby ci współczuć? — spytała, wskazując na własne zęby, choć oczywiście na myśli miała te, których ewidentnie brakowało mężczyźnie. — Stać cię na wymianę, a ciągle tego nie zrobiłeś. Lubisz, kiedy ludzie się nad tobą litują? Ja nie będę. Mam własne zmartwienia — ostrzegła, chcąc dać mu do zrozumienia, że stan jego zdrowia nie robił na niej wrażenia. Głównie dlatego, że sobie zasłużył. Wprawdzie nie znała powodów, przez które stracił zęby, ale domyślała się, że nikt nie wybił mu ich z sympatii. Zaniedbywał się również w innych kwestach, czego skutkiem był wylew. Wszystko wskazywało na to, że Dick lubił pastwić się nad swoim ciałem. Harriet tego nie popierała, lecz nie sądziła, by miała wystarczająco siły i chęci, by wbić mu to do głowy. Niektórzy, aby się odbić, muszą sięgnąć dna.
— Uhm— zawahała się, nie będąc przekonaną, co odpowiedzieć. — Tak, Rhys był moim… Byliśmy… Był dla mnie kimś ważnym — wydukała, nie mogąc poradzić sobie ze słowami. Przyznając się do tego, że nie kochała zakopanego pod warstwą ziemi mężczyzny, zdjęłaby z pleców chociaż jeden ciężar. Ale nie mogła tego zrobić przed nim. Nie ufała mu. Wydawał się idealnym towarzystwem do zajęcia myśli lub wspólnego wypicia alkoholu, ale nie był kimś, przed kim chciałaby się otworzyć – z pewnością nie, kiedy wciąż była trzeźwa.
Gdy wyciągnął ku niej ramię, przyjęła je z bladym uśmiechem. Chwyciła również paluszki, ale schrupała tylko jednego, czując, że jeśli dołoży kolejnego, zwróci. A wolałaby nie zwymiotować na żaden z pomników postawionych ku uczczeniu pamięci zmarłych. Mimo to trzymała paczkę w dłoni, jakby dzięki niej mogła nabrać więcej siły.
— Nie ma za co. Aczkolwiek mam dzisiaj dziwny nastrój. Więc z góry przepraszam też za wszystkie przytyki — odparła, tym razem z nieco bardziej szczerym uśmiechem, zerkając na Dicka znad ramienia. Od śmierci Rhysa, ludzie traktowali ją, jakby składała się z bezcennej, chińskiej porcelany. A ona chciała wyłącznie odrobiny normalności. — Na mnie. Mieliśmy wypadek sześć miesięcy temu. Zapadł w śpiączkę i nigdy się nie wybudził. Lekarze nie dali nam konkretnej odpowiedzi, ale mówią, że prawdopodobnie to z powodu niedotlenienia — powiedziała. Sama nie do końca to wszystko pojmowała. Mężczyzna był monitorowany przez dwadzieścia cztery godziny na dobę, a jednak sprzęt podtrzymujący życie zawiódł. Rhys się udusił, pozostawiając Harriet z całą listą wyrzutów sumienia. Gdy on odchodził, ona dochodziła – wielokrotnie. Była najgorszą narzeczoną na świecie. Nie miała nawet pierścionka, gdyż zaginął podczas wypadku. Tu nic nie działało. Nic.

Dick Remington
komendant — Lorne Bay Fire Station
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpadać po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
Był dobry w tego typu alternatywach. Uwielbiał siadać i rozmyślać jak potoczyłoby się jego życie, gdyby podjął szereg innych decyzji. Znamienne, że takie rozwiązania pojawiały się zwykle po kokainie, a przecież właśnie ona zawiodła jego egzystencję w rejony o których nie chciał słyszeć. Na przykład, na cmentarz, gdzie opłakiwał zmarłą córeczkę. Gdyby nie jego skłonności do przemocy to miałby dziecko w wózku i zapewne nie miałby czasu na opłakiwanie kochanka z jego prawowitą żoną czy też narzeczoną. Czy byłby wówczas szczęśliwszy? A może plułby sobie w brodę i żałowałby dawnego życia?
Może to było świetne, że jednak nie dało się raz jeszcze przejść tej ścieżki i dowiedzieć się czy postąpił dobrze. Wielu orzekłoby, że zapewne niemoralnie i powinien się wstydzić, ale przestał już przepraszać za to kim jest.
I przestał zwracać uwagę na tego typu przytyki, ale przewrócił oczami na słowa Harriet. Jakoś nie znalazł na OIOM-ie czasu na wizytę dentysty na jego poziomie, a przecież pospolitemu nie da mieszać w swoich licówkach.
- Właśnie dlatego cię lubię – odpowiedział jednak po chwili namysłu. – Jako jedyna traktujesz mnie całkiem normalnie, a to rzadkość – przyznał i wzruszył ramionami, zupełnie jakby był biednym chłopcem, którego otaczały wściekłe samiczki, próbujące zaciągnąć go do gniazda i złożyć jego jaja, a następnie odgryźć mu głowę. Taki film widział na Discovery i to zmieniło zupełnie jego obraz sytuacji.
Kiwnął głową, gdy zaczęła opowiadać o Rhysie.
Tak jak myślał, przespał się z chłopakiem swojej wybawicielki i na dodatek jeszcze jadła jego paluszki. W skali paskudnych wydarzeń to nadal plasowało się niebezpiecznie wysoko, a najgorsze miało nadejść, bo przecież nie dość, że oferował jej swoje ramię, to na dodatek towarzystwo, choć przecież po pijaku zazwyczaj paplał wszystkie swoje sekrety.
Miał wrażenie, że prędzej czy później dziewczyna dowie się prawdy, a on zaś zarobi w zęby. Całkiem słusznie zaoszczędził na tym dentyście.
- Masz prawo być wkurwiona – poinformował ją więc łagodnie, bo miał nadzieję, że to zapamięta. – Jesteś niby wdową i nie do końca. Pewnie czujesz się z tym paskudnie, bo ruszyłaś z życiem do przodu, a każdy teraz oczekuje od ciebie płaczu i rzucania się za trumną – wzruszył ramionami, bo on nie był z tych, by komukolwiek mówić jak powinna przebiegać żałoba, a dziewczyna była młoda i ładna. W innych okolicznościach nawet zarywałby do niej szalenie, ale teraz i tak mieli za wiele wspólnego (czytaj, nieboszczyka), więc wolał to pozostawić.
Albo przynajmniej poczekać aż wleje sobie do gardła alkohol.
- Niedotlenia? – dopytał. – Ej, a on nie miał takiej maszyny, która oddychała za niego? – po pierwsze, miał skończony kurs z pierwszej pomocy i często obsługiwał wypadki, a po drugie, zawsze chciał mieć włosy jak Derek Shepherd, więc coś mu tu śmierdziało i niekoniecznie były to cmentarne lilijki.

Harriet L. Pemberton
przyjmuje gości w — Charlotte Guesthouse
29 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Oczyściła swoje imię z zarzutów o zamordowanie narzeczonego i wreszcie zajęła się ratowaniem pensjonatu, którego wypłacalność stoi pod znakiem zapytania. Poza tym próbuje zrozumieć swoje uczucia do Nicholasa i przestać obawiać się tego, co l u d z i e powiedzą.
Przez znaczną część ceremonii pogrzebowej, Harriet wyobrażała sobie, w jaki sposób przebiegałaby ta pełna smutku oraz żalu uroczystość, gdyby wszyscy zebrani znali prawdę. Czuła się jak oszustka. Była o s z u s t k ą, bo udawała, że rozpacz ściska jej serce, gdy tak naprawdę wewnątrz miała jedynie pustkę. Było jej przykro z powodu śmierci mężczyzny, ale nie odczuwała tych wszystkich odbierających rozum emocji, jakie powinny towarzyszyć utracie ukochanego. Nie kochała Rhysa. Nie chciała jednak, by zgromadzeni rzucili się na nią, próbując ukamienować za popełnione grzechy.
Za to miała nadzieję – niewielką – że gdzieś wśród żałobników ujrzy Nicholasa, choćby w cieniu pod drzewem, z daleka przyglądającego się pochówkowi. Jego wsparcie wiele by dla niej znaczyło. Niestety nie przyszedł, a Harriet nie była pewna, czy odczuwa w związku z tym zawód, skoro domyślała się, że pojawienie się tutaj, będzie dla niego za trudne.
Spojrzała na Richarda i uniosła kąciki ust w lekkim uśmiechu; omamiona tabletkami uspokajającymi rzeczywiście traktowała go „normalnie”, gdyż spowolniony umysł działał jakoś inaczej. Z drugiej strony może była to kwestia tego, że ratując go, w jakiś sposób poczuła się za niego odpowiedzialna i wcale nie miała ochoty udawać. W obliczu śmierci szczerość przychodziła łatwiej.
— Myślisz, że tego właśnie ode mnie oczekiwali? Że będę zanosić się łzami i urządzać sceny? — spytała, krusząc słonego paluszka między palcami. Jego kawałki sypały się na ziemię, pozostawiając za nimi wyraźny trop. — Nie czuję się, jakbym została wdową. Sześć miesięcy to naprawdę dużo czasu, by odzwyczaić się od czyjejś obecności — napomknęła i wzruszyła ramionami, jakby to miało wszystko wyjaśnić. — Wiesz, chyba myślę, że dobrze się stało. Jak miałabym ułożyć sobie życie, wiedząc, że on ciągle… Nie wiem, „żyje” to niewłaściwie słowo. Oddycha? — powiedziała, odczuwając coraz większą ochotę na alkohol. Naprawdę musiała być mocno odurzona, że z taką łatwością rozmawiała z Dickiem. Próbowała być cierpliwa i czekać na dzień, kiedy Rhys się wybudzi. Później rzuciła tę cierpliwość w cholerę i zaczęła odbudowywać to, co straciła. Teraz gdy wreszcie ruszyła z miejsca, jego śmierć ponownie cofnęła ją do tyłu. Czy ona kiedykolwiek uwolni się od jego obecności? Nawet kiedy nie żył, wciąż miał na nią wpływ!
— Maszyny robiły za niego wszystko. Jadł przez rurkę, wydalał przez rurkę, oddychał przez rurkę — wyliczyła. — Tylko serce biło samo — dodała beznamiętnym tonem, nie podejrzewając, że Dick do czegoś dąży. Lekarze wciąż nie powiedzieli zbyt wiele, pozwolili za to zabrać ciało i zorganizować pogrzeb. Harriet się nie wtrącała. Wprawdzie była upoważniona do wglądu w historię medyczną Rhysa, jednak wszelkie decyzje pozostawiła niedoszłym teściom. — Nie pytaj mnie o szczegóły, bo nie chciałam ich znać — dodała. — Powiedz lepiej, dokąd idziemy — poprosiła, by odsunąć temat Rhysa.

Dick Remington
komendant — Lorne Bay Fire Station
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpadać po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
Pewne emocje, które ją targały, były dla Dicka zupełnie obce. Nie był zbyt dobry w empatii i nie umiał sobie nawet wyobrazić co musi czuć. Gdyby chodziło o niego to zapewne również zaufałby dobrodziejstwom współczesnej medycyny i oddałby się w chemiczne łapy koncernów farmaceutycznych, które wymyśliły odpowiednie tabletki na niepokój. Pamiętał, że w dzień pogrzebu córki siedział w ośrodku, bo odstawili mu leki. Czuł wówczas, że fizycznie umiera, a przecież nie był nawet obecny i nie widział tej drobnej trumienki w której ukryli pozostałości. Odpad medyczny, tak mówił o jego dziecku ojciec i trudno było się nie zgodzić, bo mała nie była w stanie żyć poza środowiskiem matki.
Nawet inkubator by nie pomógł, nawet jeśli przeżyłaby atak jej ojca. Czasami mu się to śniło i budził się zlany potem. Na samo wspomnienie tych wydarzeń teraz wstrząsnął nim dreszcz, a wiedział doskonale, że to jeszcze nie wszystko. Wolał jednak nie powracać do przeszłości, chciał ją zamknąć z hukiem za sobą, choć pewne wydarzenia wdzierały się do jego podświadomości. Pragnął je wymazać, zakryć patyną, ale kiedyś będzie musiał stanąć oko w oko z krzywdą, która stała się jego udziałem.
Jak na razie jednak musiał jednak do tego dojrzeć, a pogrzeb jego byłego i zajęcie się prawowitą wdową to było sporo jak na jeden dzień.
- Zwykle określam to mianem bycia na grządce – poinstruował ją. – Wiesz, tacy ludzie co wegetują jak te roślinki. Niby trzeba je podlewać i dostarczać tlen, ale taki słonecznik jak twój Rhys cię nie przytuli ani też cię nie będzie pieprzył – nad tym i on ubolewał, ale nie zamierzał jej o tym mówić. Nie, gdy ich stosunki wreszcie zaczynały się normować. – I jeśli oni myślą, że ty nie miałaś prawa sama żyć i być z kimś kto nie był rośliną to są kretynami – wzruszył ramionami i odpalił papierosa. Może i był cierpki i nie baczył na jej cierpienie, ale przynajmniej trochę ją rozumiał. Miał wrażenie, że właśnie tego jej było trzeba i odwdzięczał się za opiekę. Zdawał sobie sprawę, że gdyby nie Harriet to on też gryzłby kwiatki od spodu, a pewnie w trumnie wyglądałby paskudnie z grymasem na jego przystojnej twarzy.
Teraz też pojawił się podobny kaprys na jego ustach, a myśli podążyły w zupełnie nieznanym kierunku. Cała ta sprawa śmierci wydawała mu się zanadto zagadkowa i niepokojąca, więc jak ostatnia oferma zbył tu milczeniem.
Może to ona miała rację i również nie powinien znać szczegółów?
- Och, idziemy do mnie – rzucił za to beztrosko. – Potrzebujesz najlepszej kuchni z dowozem i drinków od kogoś znającego się na rzeczy – zdecydował i nie zniósłby żadnego sprzeciwu z jej strony.
Najwyżej będą oboje szlochać nad śmiercią wspólnego kochanka.

Harriet L. Pemberton
przyjmuje gości w — Charlotte Guesthouse
29 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Oczyściła swoje imię z zarzutów o zamordowanie narzeczonego i wreszcie zajęła się ratowaniem pensjonatu, którego wypłacalność stoi pod znakiem zapytania. Poza tym próbuje zrozumieć swoje uczucia do Nicholasa i przestać obawiać się tego, co l u d z i e powiedzą.
Nie odważyła się spróbować; może tylko jeden raz, zwierzając się matce, która i bez tego dostrzegła zmianę w córce, zdradziła, że coś się w niej zmieniło. Ta jednak szybko ucięła temat, sprawiając, że Harriet nikomu więcej – poza oddaną przyjaciółką – nie wyjawiła, że swoje uczucie skierowała ku komuś innemu jeszcze zanim doszło do tego opłakanego w skutkach wypadku. Wolała milczeć, rozumiejąc, że prawda jedynie skrzywdziłaby rodzinę narzeczonego, mającą wystarczająco wiele zmartwień. Opłakiwali jedynego syna, jednocześnie pozostając w głębokiej nadziei, że jego stan się odmieni, że się obudzi. Zamiast tego, zmarł. Choć w brutalny sposób, jego śmierć w pewnym sensie rozwiązała problem Harriet; nie musiała więcej siadać przy łóżku Rhysa i udawać, że patrząc na jego zamknięte powieki, łamie jej się serce. Z drugiej strony, ile wedle przyjętych norm powinna odczekać, by móc z czystym sumieniem wejść w nowy związek? Powinna była od początku mówić prawdę! Gdyby zdecydowała się na szczerość, nie zaplątałaby się w pajęczynę kłamstw i niedomówień. Teraz nie potrafiła rozsupłać tej skomplikowanej plątaniny i wyjaśnić wszystkim, którzy byli zainteresowani, że miała cholerne prawo zmienić zdanie. Bo miała, prawda? Mimo palca niegdyś ozdobionego zaręczynowym pierścionkiem mogła zmienić zdanie i wybrać kogoś zupełnie innego. A jednak piętrzące się obawy okazały się silniejsze. Czy to znaczy, że nie kochała Nicholasa wystarczająco, by rzucić się dla niego lwom na pożarcie?
Od tych rozważań, bolała ją głowa. To zaskakujące, zważywszy na to, ile wzięła leków.
— To zaskakująco… miłe — stwierdziła, przyglądając mu się badawczo. Może pobyt w szpitalu sprawił, że stał się bardziej ludzki? Żałowała, że nie miał zębów, jego urok znacząco na tym tracił. Idiotka, skarciła się w myślach, właśnie pochowałaś narzeczonego! — Spodziewałam się po tobie raczej zestawu drwin przygotowanego na każdą okazję, nawet na pogrzeb. W razie czego nie krępuj się. Wolę żarty niż lamentowanie — orzekła, choć miała wrażenie, że Dick doskonale zdawał sobie z tego sprawę jeszcze zanim powiedziała to głośno. Gdyby było inaczej, wyraziłby współczucie wiązanką utartych zwrotów, od których ją mdliło.
Słysząc odpowiedź, przystanęła gwałtownie i wbiła w niego świdrujące spojrzenie. — Nie pójdę do twojego domu — rzuciła ostro, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie. — Nie możemy iść do baru? Nie lepiej, żeby ktoś podstawiał nam wszystko pod nos? — próbowała go przekonać, będąc pewną, że wybranie jego lokum, było najgorszym z możliwych pomysłów. Nie ufała mu; dzisiaj nie ufała nawet samej sobie. Miałaby dać się zaciągnąć tam, gdzie – prawdopodobnie – ulegało większość tutejszych dziewczyn? O nie, nie, nie. To był bardzo zły pomysł.

Dick Remington
komendant — Lorne Bay Fire Station
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpadać po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
Mógł kpić z niej, bo materiał miał całkiem spory. Była dla niego w tym momencie jak otwarta księga i trzeba było być debilem, by nie dostrzec oczywistego. Tego, że śmierć narzeczonego owszem, wywarła na niej ogromne wrażenie, ale było ono niekoniecznie zgodne z przyjętymi normami. Tyle, że Remington zawsze miał w głębokim poważaniu utarte schematy i był zdegustowany faktem, że od ludzi wymaga się pewnych zachowań. To dla niego było bardziej przygnębiające niż sama śmierć. Ten proces biologiczny był przynajmniej naturalny, zaś reakcje żałobników były w dużej mierze uzależnione od samej osoby. Trudno było znaleźć jedną, utartą ścieżkę postępowania w danej chwili i nie dziwił się, że Harriet znajdowała się obecnie w potrzasku, między tym co powinna czuć, a tym co tak naprawdę czuła.
Nie zamierzał więc ją osądzać, bo pewnie bliscy zrobią to niejednokrotnie, a on odczuwał wobec niej wyrzuty sumienia na tyle dotkliwe, że nie mógł i nie chciał jej dokopać. Miał przeczucie, że prędzej czy później prawda ujrzy światło dzienne i wtedy będzie mogła go obrzucać obelgami, bić i przekonywać się na własnej skórze z jakim potworem ma do czynienia. Na razie jednak korzystał z faktu, że przynajmniej jako jedna z niewielu osób nie reaguje źle na jego obecność.
Może dlatego, że faktycznie naszprycowała się lekami i było jej wszystko jedno, a on jak ten emocjonalny pasożyt postanowił skorzystać z tego faktu. Narzekał ostatnio na brak towarzystwa, więc toast za pamięć Rhysa w towarzystwie jego narzeczonej brzmiał niemalże jak spełnienie marzeń. O ile, oczywiście, nie wygada wszystkich swoich grzechów albo znowu nie padnie gdzieś na wylew.
- Nie zwykłem kopać leżącego, zresztą wszystkie dowcipy o nieboszczykach wydają mi się w tym momencie za sztywne – tak, to był suchar w jego wykonaniu. Wziął paluszka i zaczął go lizać, bo przegryzanie na razie mógł sobie darować. Tak właśnie będzie pamiętać tego trupa. Wspomnienie tej przygody sprawiło, że niemal się uśmiechnął, choć dziewczyna mogła pomyśleć, że chodzi o jej pochwałę. Tak, był bardzo miły i do rany przyłóż, bo obecnie miał na sumieniu znacznie więcej niż ktokolwiek mógł przypuszczać, więc musiał się starać.
Zaśmiał się jednak, gdy tak stanowczo stwierdziła, że do niego nie pójdzie. Najwyraźniej jednak jej instynkt samozachowawczy był całkiem w porządku.
- Oj, nie przeleciałbym wdowy zaraz po pogrzebie. Nawet ja mam swoje zasady – poinformował ją, ale kiwnął głową. Bar brzmiał całkiem w porządku, a on przecież nie potrzebował łóżka do jej uwiedzenia. O ile w ogóle chciał to zrobić, bo jakoś skojarzyło się mu to z niesmacznym trójkątem w którym jeden z uczestników jest dziwnie martwy.
Postanowił więc być przyjacielem, a nie myśliwym.

Harriet L. Pemberton
przyjmuje gości w — Charlotte Guesthouse
29 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Oczyściła swoje imię z zarzutów o zamordowanie narzeczonego i wreszcie zajęła się ratowaniem pensjonatu, którego wypłacalność stoi pod znakiem zapytania. Poza tym próbuje zrozumieć swoje uczucia do Nicholasa i przestać obawiać się tego, co l u d z i e powiedzą.
Powoli zaczynała sobie uświadamiać, że pogrzeb był dopiero początkiem – konieczną do zorganizowania celebracją, podczas której ludzie wzajemnie podnoszą się na duchu. Dopiero później zaczynał się okres rzeczywistej żałoby. Podejrzewała, że rodzice mężczyzny (a z całą pewnością jego załamana matka) przywdzieje czerń na długie miesiące. Harriet nie zamierzała w tym uczestniczyć. Wprawdzie nie miała nic przeciwko ubraniom w tym kolorze, ale epatowanie nimi w związku z czyjąś śmiercią wydawało jej się niedorzecznym pomysłem.
— Nawet to zabawne — odniosła się do sztywnego żartu, zerkając na idącego obok mężczyznę. Przeszło jej przez myśl, że miała szczęście, że natknęła się właśnie na niego. Miała również szczęście, że wszystkie osoby, które mogłyby niepoprawnie odczytać widok tych dwoje idących ramię w ramię, były obecnie na stypie zorganizowanej w dużej mierze przez matkę Harriet. — Moja matka to idiotka, wiesz? Gdziekolwiek się pojawi, próbuje we wszystko się wmieszać. Myśli, że pomaga, ale ja przestałam mieć pewność co do intencji, którymi się kieruje. Mam wrażenie, że celowo komplikuje mi życie. To śmieszne, bo mimo że to wiem, ciągle słucham rad, które mi daje. I wiesz co? Przytyła. Wyglądała w pogrzebowej sukience jak ściśnięty baleron — zaczęła mówić, sama do końca nie wiedząc, dlaczego opowiadała mu akurat o Tamarze; choć była jej matką, ostatnio często myślała o niej przez pryzmat imienia, a nie powiązania, jakie je łączyło. Czy samo to, czyniło z niej niewdzięczną córkę? Mogła przecież opowiedzieć o Nicholasie, o wszystkich problemach, których nabawiła się przez uczucie, jakim go darzyła. Ale nie mogła tego zrobić. Nie mogła rozmawiać z mężczyzną o mężczyźnie. Rhys był wyjątkiem, gdyż nie żył.
— Nie jestem wdową. Nie wyszłam za niego — stwierdziła. Powiedziała to tonem, w którym na próżno było szukać uczucia lub oznak złamanego serca. Sugerował raczej ulgę lub niechęć do samego wyobrażenia swojego imienia obok nazwiska Rhysa. To połączenie od dawna wydawało się nieodpowiednie. Teraz gdy możliwość przyjęcia go przepadła, Harriet wcale nie czuła zawodu. Jedynie lekkie drżenie powieki wskazywało na to, że kryła w sobie jakiekolwiek emocje. Bo ostatecznie mężczyzna umarł, a śmierć była powodem do wylewania łez oraz rozpaczy – choćby tej ukazywanej w dość dziwaczny sposób. — Skąd pewność, że dałabym ci się przelecieć, gdybyś nie miał zasad? — spytała, beznamiętnie wzruszając ramionami. — Nawiasem mówiąc, wątpię w ich istnienie — zaznaczyła. Ludzie się nie zmieniają. Często tego pragną, liczą na to, że dokładając starań, będą mogli obudzić się przekonanymi, że dzięki ciężkiej pracy, stali się lepsi. Niestety koniec końców, patrząc w lustro, zawsze widzą tę samą osobę. Harriet widziała siebie i nieco ją to przerażało.

Dick Remington
komendant — Lorne Bay Fire Station
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpadać po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
Niewiele wiedział o śmierciach. Przynajmniej nie o takich, w których uczestniczył naocznie. Jego córka została pochowana bez niego i to matka dziecka przywdziała żałobę. Zaś on był na odwyku i mógł przysiąc, że to było znacznie gorsze. Trumna przynajmniej nie miała funkcji wymiotów na odległość, a on wypluwał wszystkie wnętrzności. Gdyby zaś w jego skromnym pokoiku, w tynku znalazłby się gram kokainy to zdarłby ją paznokciami. To chyba było gorsze od śmierci, choć jego była zapewne nie zgodziłaby się z nim.
Tyle, że przetrwała. Był przekonany, że i Harriet da radę, nawet jeśli obecnie wyglądało to na żałosny koniec świata. Inna sprawa, że mógł sobie tak tylko wmawiać, bo w innym wypadku musiałby zderzyć się z obrzydliwym poczuciem winy, a to ostatnio zaprowadziło go w dziwne rejony.
W te związane ze wspomnieniem dawnej winy, którą po wylewie pokryła gruba patyna zapomnienia.
- Matki tak mają. Na ogół. Moja by mnie sprzedała za działkę, ale przynajmniej wyglądałaby chudo w trumnie- zastanowił się. Zapewne nie mieściło się w katalogu rozmów na pogrzebie, ale byli już na tyle dorośli, że mogli pieprzyć zasady, prawda?
- I co ona na to, że spacerujesz z pięknym ciachem bez zębów? Czy będą z tego plotki? - zapytał z uśmiechem, który szybko zamienił się w grymas. Musiał znaleźć tego cholernego dentystę, bo jak tak zaczną mu na bieżąco umierać byli kochankowie to zbankrutuje na kwiatach i już na wieki zostanie bezzębnym amantem. Wtedy już nie miałby ani urody, ani kasy, ani charakteru. Równie dobrze mogliby go zastrzelić z litości jak pospolitego (i bardzo brzydkiego) kundla.
- To nie chodzi o papierek, tylko o to jak cię widzą - poinformował ją. On też nie był formalnie ojcem, bo dziecko się nie urodziło, a i tak czuł się jak po stracie córki. - Dla nich jesteś wdową, bo dzięki temu mogą się łudzić, że Rhys miał super życie i zostawił zrozpaczoną narzeczoną. To lepsze niż gadanie, że po prostu warzywko uschło na grządce i trzeba je wypierdolić. Przywykniesz - poczuł się niemal jak przewodnik wycieczki, który oprowadza Harriet po nowych atrakcjach. Dla potwierdzenia tych żałosnych myśli otworzył jej drzwiczki do swojego samochodu.
- Każda da mi się przelecieć - kontynuował temat jak gdyby nigdy nic, choć szczerze wątpił, że złapałby nawet najbardziej zdesperowaną na to uzębienie. - I moje zasady oraz moralność to temat- rzeka. Na pewno chcesz go poruszać? - dopytał, ale zaczekał aż usiądzie obok niego. Jeśli mieli się dziś ostro sponiewierać to niech przynajmniej wie z kim ma do czynienia.
Jedynym znaczącym problemem był fakt, że Remington sam do końca tego nie wiedział.

Harriet L. Pemberton
ODPOWIEDZ