student, grafik komputerowy — IT start-up
23 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
I try to forget you
I try to move on
To run from the memories
That keep me up till dawn
Słysząc o Phoenix i Harper chłopak uśmiechnął się delikatnie. Dobrze było słyszeć, że Mattie miała oparcie w swoich przyjaciółkach. Chociaż one obecnie pewnie go nienawidziły i miały za najgorszego gnojka na świecie. Zresztą on sam nie miał o sobie lepszego mniemania, dlatego tak trudno było mu odnaleźć się w obecności Bennett. Cały czas miał z tyłu głowy to, że dziewczyna na dobrą sprawę rozmawia z nim tylko ze względu na małą. Gdyby nie to, że łączyła ich ta drobna istotka, to nie istniałby żaden powód, by Mattie chciała go w ogóle widzieć. A jako cudowna mama robiła wszystko co najlepsze dla swojej ukochanej córki, nawet jeżeli w grę wchodził kontakt z jej ojcem debilem. - Pewnie nie jest łatwo jej nie rozpieszczać - odpowiedział, zerkając ponownie na jej pulchną twarzyczkę. Założenia poczynione na samym początku były zapewne o wiele prostsze niż to potem wychodziło w praktyce.
- Wcale mnie nie pocieszyłaś, wiesz Mattie - odpowiedział nieswojo z jeszcze większym strachem namalowanym na buzi. Jordan był tym typem, który jak za coś się brał to dokładnie to analizował. Starał się ułożyć sobie jakiś plan działania. Stąd też pochłanianie przez niego książek o rodzicielstwie i opiece nad niemowlakiem. Próbował jak najlepiej przygotować się, mieć chociaż tą wiedzę teoretyczną, by nie krążyć w ciemności, bo w końcu chodziło o dziecko, istotę ludzką, tak więc nie chciał „uczyć się na niej”. Niestety Ledger nie posiadał jeszcze tej świadomości, że w tej materii nie jest w stanie zapobiec wszelkim niepowodzeniom. - Nie boję się jej. Boję się, że popełnię błąd… a nie chce już popełniać żadnych błędów - uniósł swoje spojrzenie do góry na buzię swojej byłej dziewczyny/matki jego dziecka/kobiety która skradła jego średnio przystosowane do jakichkolwiek ciepłych uczuć serce. Niby mówił o małej, ale między wierszami dało się wyczytać, że nie tylko to miał na myśli. Powinien bardziej siebie kontrolować, bo tak naprawdę stąpał po bardzo grząskim gruncie.
- Mia… śliczne. Bardzo mi się podoba - odpowiedział ciepło. Gdy poznał jej imię to jego spojrzenie ponownie utknęło tej małej buźce. Zapatrzył się w nią kompletnie, tym samym początkowo nie wyłapując pełnego znaczenia słów Bennett. Zajął miejsce na kanapie, po drugiej stronie dziewczynki, lecz w bezpiecznym oddaleniu. Chociaż przebywał w jej obecności, to jakby nadal nie czuł się pewien, a tym bardziej nie czuł że miał jakiekolwiek przyzwolenie na większy kontakt z nią. Ocknął się dopiero słysząc to pytanie o studiach i połączył to z tym, co padło chwilę wcześniej. Otworzył buzię jakby chciał coś powiedzieć, lecz początkowo brakło mu słów. Nawet nie wiedział, od której strony miałby zacząć o tym opowiadać. - Było… obco. Nie znałem nikogo, nie chciałem za bardzo się socjalizować. Zajęcia były ciekawe i zajmujące, ale… ale to jest całkowicie nieważne - zaczął odpowiadać machinalnie, po czym potrząsnął głową. Miał trochę dłuższe włosy niż wtedy kiedy widzieli się ostatnio, bo w tym czasie niezbyt przejmował się takimi błahostkami jak swój wygląd. - Mattie, ja bardzo chciałbym być w twoim życiu. I to nie tylko ze względu na nią… - powiedział, zerkając kątem oka na malutką, a potem wracając swoim spojrzeniem wypełnionym poczuciem winy i żalu do twarzy dziewczyny. Gardło jakby mu się zacisnęło, obawiając się że zaraz powie coś, co zaprzepaści to wszystko co udało im się wypracować do tej pory podczas tej rozmowy. Tylko nie ukrywając faktów, ona do tej pory kręciła się wokół Mii. A przecież tutaj nie tylko o nią chodziło. - Mówiąc o tym, że ledwo co się znaliśmy miałem na myśli to, że… nie trwało to na tyle długo, żebym czuł się bezwarunkowo pewny ciebie. Wiem, że to brzmi okropnie, a ty nie dałaś mi wcześniej żadnych powodów, żebym mógł w ciebie wątpić. Po prostu ja zawaliłem, pozwoliłem ogarnąć się swoim kompleksom i temu przekonaniu, że to wszystko było za piękne, żeby było prawdziwe… - urwał, by wziąć głębszy wdech. Przełknął głośno ślinę, czując jak gardło zasycha mu tak, jakby zaraz miał przestać mówić. Denerwował się, bo obawiał się jej reakcji. Jordan nie był wylewny czy otwarty. Nie radził sobie w rozmowach o swoich uczuciach, a właśnie miał zamiar się przed nią osłonić i prawdopodobnie narazić na ponowne zranienie. - Ale jeżeli to ma dla ciebie jakiekolwiek znaczenie, to… to wszystko co działo się między nami wcześniej, nawet jeżeli było to krótkie i może lekko oderwane od rzeczywistości, to… z mojej strony było całkowicie szczere i prawdziwe. Zresztą gdyby nie było, to nie miałbym potrzeby uciekać na drugą półkulę, by jakoś spróbować o tobie zapomnieć - dokończył walcząc o stabilność swojego głosu. I chociaż był z tych, którzy raczej uciekali swoim spojrzeniem, to teraz wpatrywał się wprost w jej piękne tęczówki, w ten sposób próbując ją zapewnić o prawdziwości swojego wyznania.

mathilde bennett
ambitny krab
wkurwix#7366
Mama na pełen etat — Sprzątająca ładne domy
21 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
Marzycielka, która projektuje ołówkiem szczęście innych, choć sama dla siebie nie potrafi naszkicować własnego.
- Wiesz… – zawiesiła głos, gdy wreszcie skupiła się w pełni na Jordanie. Oddychała z trudem, bo emocje, które w sobie miała były zbyt silne. Tęsknota mieszała się z chęcią eskalacji uczucia, które niegdyś tliło się w niej względem Jordana, a dzisiaj uświadomiła sobie, że to nie zdążyło wygasnąć w pełni. Nadal znajdowały się w niej, przez co bała się, że mężczyzna zniknie raz jeszcze.
Przez ten cały czas obwiniała wyłącznie siebie.
- Mia jest maleńka, ale skradła każdą moją wolną chwilę, a moim przyjaciółkom serca, dlatego pozwalam ją rozpieszczać… Może sam któregoś dnia ją polubisz? – spytała z rozbawieniem, dotykając policzka maleńkiej istotki. Dziecko machało wesoło rączkami, aż wreszcie Mathilde zdecydowała się ułożyć ją na kanapie, a sama sięgnęła po herbatę, by wreszcie zająć czymś dłonie. Drżały one od nadmiaru nieoczekiwanych emocji, bo chciała z jednej strony przyznać się Ledgerowi, by wrócił, ale wiedziała, że to nierealne. Nie była dziewczyną na jego poziomie, co zdążyli uświadomić jej rodzice dawnego partnera.
Nie mogła marzyć ani prosić, by na nowo stał się jej bliski.
- Ja popełniam ich całą masę… Nie nadaję się na matkę, wiesz? Nie tak planowałam swoje życie, ale skoro ta mała już jest, to przecież nie mogę jej odtrącać… Z każdym dniem jest lepiej, ale wciąż nie tak, jakbym chciała – wydukała na jednym wydechu. Czasem wstydziła się własnych odczuć względem Mii, ale im dłużej trwała w macierzyństwie, a to na Instagramie wyglądało niemalże idealnie, tym bardziej ona wierzyła w swoje pomyłki i niedoskonałość. Zwierzała się z tego Harper, Phoenix i ostatnim razie nawet Jazz. Mówiła o wszelkich obawach i lękach, jakie ją przytłaczały, co skutkowało dniami pełnymi łez. Być może, gdyby ofiarowała Jordanowi własne obawy – wszystko byłoby zupełnie inne.
Wolała go jednak słuchać. Mówił o rzeczach nierealnych dla niej i nieosiągalnych. Studia gdzieś z dala od Australii wydawały się spełnieniem marzeń młodej kobiety, ale to musiało jeszcze poczekać. Czuła pewnego rodzaju zawód w głosie byłego kochanka, ale nie zadawała pytań. Czekała aż sam się odważy mówić o wszystkim, co go trapi. Chciała być przez tych kilka chwil wsparciem dla niego, dlatego wyciągnęła dłoń w kierunku męskiej dłoni, zaraz potem zaciskając na niej smukłe palce.
- Nie mogłabym prosić, żebyś był w moim życiu ze względu na mnie – jęknęła cicho, a absurdalny uśmiech rozpromienił blade oblicze. - Nie chcę, żeby po raz kolejny twoi rodzice ingerowali w tę relacje, a zapewne nawet nie wiedzą, że tu jesteś… Mia i ja potrzebujemy spokoju, którego w ostatnim czasie wcale nie mieliśmy szczególnie dużo – przyznała otwarcie. Starała się nie zakładać pozytywnego zakończenia ostatnich historii, dlatego z takim dystansem podchodziła do wszystkiego, co padało spomiędzy ust Jordana. Strach czaił się z tyłu głowy, że mógł tylko igrać na jej naiwności, choć nie zamierzała mówić o tym głośno.
Była dotkliwie zraniona i nieufna.
- A udało Ci się o mnie zapomnieć? Ja tego nie potrafię względem Ciebie… – rzuciła nagle nieświadomie. Serce zabiło gwałtownie, a ona w pozorze nieśmiałości cofnęła dłoń. - Próbowałam, ale nie jestem w stanie, więc może ty też nie… Nie tak jak pewnie próbowałeś – wydukała, a policzki zalały się rumieńcem. Wstydziła się tego, przez co odwróciła wzrok.
- Przepraszam… Nie powinnam…

Jordan Ledger
happy halloween
Booyah
brak multikont
student, grafik komputerowy — IT start-up
23 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
I try to forget you
I try to move on
To run from the memories
That keep me up till dawn
Po tym - pewnie wcale nie rzuconym z jakimś nieprzyjemnym zamiarem - pytaniem, Jordan przeniósł swoje jasne tęczówki na małą dziewczynę i zawiesił na niej swoje spojrzenie. Miał przed sobą swoją córkę, która była na tym świecie dzięki niemu i Mattie, która była jego częścią… którą powinien kochać bezwarunkową miłością od samego początku jej istnienia, a której nie znał. Była mu obca, tak samo jak on był dla niej nieznany. Jednak czy nie lubił jej albo była mu obojętna? Na pewno nie, bo gdyby tak było to nie czułby się tak przerażony. Nie martwiłby się, że mógłby zrobić jej krzywdę. Jednak obecnie ten strach tak go przytłaczał, że nie potrafił zachować się bardziej otwarcie. Ledger nie chciał usilnie zaprzeczać jej słowom, bo czy zabrzmiałoby to realnie i szczerze, że tliły się w nim jakieś uczucia do tej małej istotki, skoro widział ją pierwszy raz na oczy?
- Wydaje mi się, że to raczej nieuniknione - powiedział z zauważalnym rozczuleniem, które było widoczne na twarzy, ale przede wszystkim w jego nieco rozmarzonych oczach. Na moment nawet bezwarunkowo uśmiechnął się, zapominając o tych wszystkich przeszkodach i troskach, które były przed nimi. Ocknął się dopiero, słysząc jej kolejną wypowiedź, która od razu otrzeźwiła go i zmusiła, by przenieś jego skonfundowane spojrzenie na dziewczynę.
- Chyba… nie powinnaś być dla siebie taka ostra. Bardzo się starasz. Chociaż było ci cholernie trudno, to się nie poddajesz i to jest najważniejsze - powiedział jednak dosyć niepewnie, bo co on wiedział żeby móc wypowiadać się w tej kwestii? Jednak wnioskował z tego wszystkiego, co Bennett powiedziała mu wcześniej. Nie brzmiało to tak, jakby nie nadawała się na matkę. Troszczyła się o Mię, wszystko robiła dla niej, nawet jeżeli wychodziło różnie, to najważniejsze było to, że próbowała. Tymi słowami Jordan chyba próbował podnieś na duchu ją samą i może gdzieś podświadomie samego siebie, bo to oznaczało że może kiedy on zacznie próbować, to błędy które popełnił na samym początku zostaną mu wybaczone.
W amoku przeniósł swoje spojrzenie na ich połączone dłonie. Swoją trzymał tak luźno i niepewnie, jakby spodziewał się zaraz jakiegoś odwrotu z jej strony, ale jednocześnie czerpał z tej odrobiny czułości. Brakowało mu jej i teraz zrozumiał to jeszcze boleśniej. Mattie poruszyła w nim uczucia, które wcześniej były mu obce. Jordan nie był typem otwartej, uczuciowej, wylewnej osoby, która bezproblemowo mówiła czy opisywała swoje emocje. Jednak przy niej wszystko stawało się o wiele bardziej proste, po prostu płynęło do przodu. Zrozumiał, że tego też mu brakowało. Takiej ludzkiej bliskości. I to nie byle czyjej, tylko właśnie jej, bo na niej mu najbardziej zależało.
- Mattie… - mruknął, gdy zabrała dłoń, a tym samym cząstkę siebie. - Nie wiedzą racja. Ale oni nie mają już znaczenia. Odciąłem się od nich. Nie chce żeby mieszali w moim życiu i nie pozwolę im na to - zaczął pewnie, chociaż zarazem ostrożnie. Nie chciał zrzucać na nich całej winy za to, co się stało, jednak rzeczywistość była taka, że gdyby nie ich wpływy to sam Jordan nie miałby wątpliwości co do Mattie. Więc wolał wyraźnie zaznaczyć, że jego rodzice nie mieli już żadnych wpływów na jego życie, wybory czy decyzje. - Mattie… - powtórzył, podnosząc się z miejsca, by zaraz pojawić się przed nią i przykucnąć. Odnalazł jej dłoń, którą przed chwilą cofnęła, zaczynając gładzić jej grzbiet swoim kciukiem. - A myślisz, że mogło mi się udać? - zapytał, wpatrując się w to miejsce na jej skórze, które czule gładził mając złudną nadzieję, że nie zostanie zaraz przez nią odtrącony. Wziął głęboki wdech, po czym uniósł głowę do góry, by odnaleźć jej piękne tęczówki. - Więc nie, nie udało mi się. Cały czas myślałem o tobie i o tym, co u ciebie się dzieje. W końcu zacząłem tworzyć sobie jakieś scenariusze, w których okazywało się, że masz kogoś i jesteś z tym kimś szczęśliwa, byleby wbić sobie do głowy, że nie ma już sensu, by o tobie myśleć, ale… to i tak nic nie dawało. Cholernie mi cię brakowało, naprawdę - przerwał, by nie zalać jej nadmiarem swoich uczuć i emocji. Nie chciał jej wystraszyć ani spróbować niczego wymusić, tylko próbował przekazać że przez ten cały czas nadal była w jego sercu.

mathilde bennett
ambitny krab
wkurwix#7366
Mama na pełen etat — Sprzątająca ładne domy
21 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
Marzycielka, która projektuje ołówkiem szczęście innych, choć sama dla siebie nie potrafi naszkicować własnego.
- Wyobrażałam sobie macierzyństwo zupełnie inaczej… Jestem do dupy matką, serio. To trochę smutne, co nie? – spytała, nie będąc pewną czy może mu mówić o takich rzeczach. Bała się, że mężczyzna będzie chciał odebrać jej córkę, a przecież tylko ona została Mathilde. Nie ufała do końca Jordanowi, stąd podejrzewała go o najgorsze, bo przecież zawiódł ją w najmniej spodziewanym momencie. Mieli razem dopełniać rodzicielskich obowiązków, a ona pozostała na lodzie, co tylko potęgowało nieufność względem niemal każdego.
Spuściła wtedy wzrok, gdy zdała sobie sprawę z własnych myśli, wstydząc się ich ponad miarę. Wolała, żeby dawny partner nie odkrył tego, co zaprzątało jej głowę, ale bardzo rzadko potrafiła ukrywać własne emocje.
- Ja naprawdę wierzę w to, że będziesz świetnym tatą, przecież wyobrażaliśmy sobie jak to będzie, prawda? – uśmiech rozciągnął zaróżowione wargi ciemnowłosej, która przyglądała się Ledgerowi. Chciała mu zapewnić wsparcie i sprawić, by uwierzył w słowa, jakie padały z jej ust, dlatego z taką zuchwałością odezwała się po raz kolejny. - Nie da się przecież nawalić dwa razy w tej samej sprawie, co nie? – zażartowała, ale ten żart wcale nie wydawał się być lepszy. To cicha frustracja podpowiadała Bennett wiele słów, które padały spomiędzy jej warg. Pragnęła jednak pogodzić się z ojcem Mii, szczególnie że tęskniła za nim. Mówiła o tym Phoenix i Harper, a im dłużej patrzyła na niego, tym bardziej się w tym utwierdzała.
Nie powinien jej zostawiać.
- Odciąłeś? To znaczy, że oni… Oni nadal uważają, że jakaś biedna laska wrabia cię w dziecko, chociaż wcale nigdy nie prosiłam o jakiekolwiek pieniądze? Wow, zacną masz tę rodzinkę – zagaiła, spodziewając się, że jego pojawienie jest chwilowe. Nie oczekiwała od niego nic, aż do momentu, gdy wypowiedział kolejne słowa. Zastygła w bezruchu, wlepiając w niego spojrzenie, w którym było pełno niezrozumienia. Serce uderzyło gwałtownie, a Mathilde błagała w duchu, by wcale sobie z niej nie żartował.
Jego dłoń wydawała się być prawdziwsza niż cokolwiek innego, dlatego Mia, która była cichutko również zaskakiwała dzisiaj swoim sposobem bycia. Zazwyczaj domagała się atencji, a tym razem zdawała się być pogrążona w rozmowie dorosłych.
- Bardzo mnie skrzywdziłeś, wiesz? Prawie każdego wieczoru prosiłam o to, żebyś wrócił, ale nawet telefon milczał, a ja przestałam chyba czekać, wierząc że odnalazłeś się zagranicą, u boku innej dziewczyny, która dała ci to czego ja nie mogłam… – wydukała na jednym wydechu, a pojedyncza łza spłynęła po pyzatym policzku, kiedy mówiła mu o swoich uczuciach. Bała się ich, ale potrzebowała tej szczerości, która przyszła nagle. Wcześniej rzadko kiedy mówiła o takich rzeczach, dlatego tym bardziej miało to większy sens i wartość niż cokolwiek innego.
- A ty sam nie szukałeś kogokolwiek, by poczuć się dobrze? Ja tylko raz spotkałam się z kimś z tindera, ale to nie miało większego sensu, bo chodziło o… – zawiesiła głos niepewnie, przygryzając dolną wargę. Wstydziła się tamtego wieczoru, ale potrzebowała wtedy czułości ze strony kogokolwiek. - Nie umiem o tobie zapomnieć… – jęknęła przez łzy, odwracając na moment spojrzenie. - Gdzie się zatrzymałeś? Jeśli… Jeśli potrzebujesz pomocy, to ja mogę ci pomóc, wiesz? – zaproponowała, wierząc że Ledger zrozumie. I tak nie miała nic do stracenia, przynajmniej teraz nie, kiedy wydawali się być sobie nie tak obcy.

Jordan Ledger
happy halloween
Booyah
brak multikont
student, grafik komputerowy — IT start-up
23 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
I try to forget you
I try to move on
To run from the memories
That keep me up till dawn
- Na pewno jesteś wobec siebie zbyt surowa, Mattie… - odpowiedział dosyć słabo, bo jak w ogóle mógł wypowiadać się w tym temacie? Nie miał pojęcia, jak to wszystko wyglądało. Czy faktycznie było źle czy tylko dziewczyna miała wobec siebie jakieś niewyobrażalne wymagania, którym nie można było jakkolwiek sprostać. Nie chciał za bardzo wnikać w te kwestie, bo one wydawały mu się zbyt delikatne i jego własne komentarze zaraz mogłyby obrócić się na jego niekorzyść.
- Liczę, że będę. Chcę być - odpowiedział pewnie, chociaż z drugiej strony bardzo naiwnie, bo przecież nie miał pojęcia jak wyglądało rodzicielstwo w praktyce. Mathilde była na pewno o wiele lepiej przygotowana do bycia mamą niż on do bycia ojcem, a właśnie przyznała mu się do tego, że była „do dupy matką”, więc jak któregokolwiek z nich mogło łatwo zakładać, że on sprawdziłby się jako tata? Drugiej części już nie skomentował, jedynie jego mięśnie mimiczne po raz kolejny napięły się, by przyjąć ten pełen beznadziei wyraz twarzy. Nie chciał jej obiecywać tego, że nie nawali po raz drugi? Chciał po prostu tego dokonać i nie spieprzyć niczego.
- Oni… oni sami to sobie wymyślili. Dlatego nie chcę mieć z nimi nic wspólnego - odpowiedział krótko. To był temat, który momentalnie powodował w nim podburzenie. Ich rozmowa przerodziła się w ogromną kłótnie i wyrzucanie sobie wielu rzeczy. Jordan zobaczył w swoich rodzicach zupełnie innych ludzi. Obcych, zakłamanych, nieczułych, zamkniętych w swoim wyidealizowanym świecie. On przez nich stawał się taki sami, a gdy w końcu spotkało go w życiu coś dobrego, zaczął żyć i czuć, to oni próbowali mu to odebrać, kierując się niezrozumiałymi dla niego intencjami.
Ale nie chciał się na nich skupiać. Skoro oni nie istnieli już w jego życiu, nie mieli na niego żadnego realnego wpływu, to nie było potrzeby żeby koncentrować się na nich. Skoro o wiele bardziej wolał skupić się na Mattie. - Wiem. I nigdy sobie tego nie wybaczę. Ale chcę to naprawić. Chcę ci pokazać, że zrozumiałem swoje błędy. Chcę być lepszy. Dla ciebie. Jeżeli tylko mi na to pozwolisz… - mówił i chociaż chciał, żeby zabrzmiało to pewnie, to nie było łatwo gdy słyszał jej łamiący się głos i widział ją w tym stanie przed sobą. Żałował, bardzo żałował że zachował się jak ostatni palant. Ale z drugiej strony wydawało mu się, że najlepsze co może zrobić, to pokazać że już nigdy więcej nie zachowa się tak. Już nigdy tak mocno jej nie skrzywdzi. - Próbowałem, ale… - powiedział, zawieszając się na chwilę i lądując z powrotem spojrzeniem na jej delikatnej dłoni. - To nic nie znaczyło. Nic nie czułem i tylko jeszcze bardziej utwierdzałem się w tym, jak bardzo za tobą tęsknię - zaczął tłumaczyć, starając się nie wnikać w bolesne i nieprzyjemne szczegóły. Chociaż brzmiało to mało odpowiednio, ale Ledger starał się tylko wypełnić tą pustkę, która wynikała z nieobecności w jego życiu Mattie. Jednak szybko przekonał się, że nie jest w stanie jakkolwiek jej załatać. - To ja jestem po to, by pomagać tobie. Zresztą daję sobie radę. Wynająłem małe mieszkanie w centrum. Stamtąd mam blisko do pracy. Udało mi się załapać w małym start-upie. Nie śpię na forsie, ale przynajmniej mam elastyczne godziny pracy, więc możemy dogadać się tak, żeby wszystko pogodzić i… - mówił z coraz większą dawką nadziei i zaangażowania, zaciskając przy tym jej dłoń i licząc że w ten sposób rzuci trochę światła na ich nienajlepsze położenie, lecz w tym momencie nagle rozbrzmiał jego telefon. Poczuł wibracje w kieszeni, ale zerknął tylko na zegarek, który miał połączy z nim przez bluetooth. Rozłączył połączenie, tym samym musząc puścić jej dłoń i zaraz przeniósł na nią z powrotem swoje spojrzenie. - Właśnie to z pracy. Muszę oddać jeden projekt… ale to nieistotne. Mattie… - zwrócił się do niej imieniem, ponownie chwytając ją za dłoń i unosząc swoje jasne tęczówki na jej twarz. - Nie chcę na ciebie napierać. Nie chcę, żebyś czuła że czegoś od ciebie oczekuje. Ani nie chcę, żebyś robiła coś tylko ze względu na Mię… dam ci tyle czasu, ile będziesz potrzebowała. Ja poczekam - po raz kolejny przerwał mu jego telefon. Rozłączył się po raz drugi, zdając sobie sprawę, że następnym razem będzie musiał odebrać. Niestety wytrącił się z tematu. - A kiedy tylko się zgodzisz, to przyjadę i… wszystkiego mnie nauczysz, dobrze? - zapytał, zerkając na dziewczynkę, wiedząc że to nie skończy się na szybkim przeszkoleniu w ciągu jednego dnia, ale chyba jakoś musieli zacząć, prawda?

mathilde bennett
ambitny krab
wkurwix#7366
ODPOWIEDZ