I know I am wasting my life but I'm not sure how to stop
: 14 cze 2022, 00:35
Na oko to będzie ze dwadzieścia kroków, mruknął kierowca taksówki — Eliot Wheterby, pięćdziesięcioletni mężczyzna, który zwykł wozić Dante po mieście. Początkowo ich spotkania należały do tych przypadkowych, ale z czasem jasnym stało się, że Eliot na własne życzenie podejmuje się tych wyjątkowych kursów. Nie było jasnym, czy jest to wynikiem współczucia, litości czy faktu, iż znał państwo Ainsworth, ale Dante tak właściwie nie chciał wcale wiedzieć — tkwiąc w strefie mroku obawiał się wszystkich nowych, nieznanych głosów, które wypełniać miały jego codzienność. Jak zwykle pozwolił się więc mężczyźnie do pewnego momentu odprowadzić, po czym dalej ruszył przed siebie ostrożnie stawiając kroki — pewien jednak, że Eliot długo jeszcze nie odjedzie, upewniając się, że Dante dotarł do celu. Dziwna była ta ich relacja, bazująca na wzorcu ojciec-syn, choć żaden z nich zapewne nie odważyłby się przyznać tego na głos. Mimo wszystko odetchnął z ulgą, gdy do uszu jego dotarł odgłos uruchamianego silnika — nie chciał, by Tim był świadkiem tejże krępującej chwili troski, której Dante potrzebował, a o którą nigdy nikogo by nie poprosił. Choć nikt z jego bliskich nie traktował go przez utratę wzroku gorzej, chłopak wolał udawać nieustannie, że jest niezwykle silny i niezależny w walce z codziennością.
— Tim, cześć, cześć, jak zwykle pięknie wyglądasz — rzucił z szerokim uśmiechem, gdy wnętrze domu zostało przed nim odkryte. Przekraczając próg drzwi szczęśliwie nie potknął się, nie uderzył w klamkę, nie trącił niczego niezgrabnym ruchem, co uznać można było za ogromny sukces. — Nie myślałeś o tym, żeby zamieszkać gdzieś… no, bardziej w centrum? — zagaił, jak zwykle zapewne, kierując się we wskazanym przez Tima kierunku. — Chociaż na Opal jest paskudnie, szczególnie ostatnio, przez tych pieprzonych turystów — pożalił się z westchnieniem, w typowy dla siebie sposób, bo czymże byłaby wizyta Ainswortha bez choćby kilku słów pretensji. W drodze na kanapę niestety jednakże o coś zahaczył i nieomal zrzucił, ale w ostatniej chwili udało się mu ten tajemniczy przedmiot ocalić przed zniszczeniem. Uśmiechnął się przepraszająco i ostrożniej wykonał kilka kolejnych kroków. — No dobra, ale opowiadaj co z tą windą — przypomniał mu, bo pewnie Tim zdążył mu o sprawie wspomnieć przez telefon, ale Dante zdecydowanie wolał omawiać wszelkie podobne rewelacje na żywo.
Timothy Callaway
— Tim, cześć, cześć, jak zwykle pięknie wyglądasz — rzucił z szerokim uśmiechem, gdy wnętrze domu zostało przed nim odkryte. Przekraczając próg drzwi szczęśliwie nie potknął się, nie uderzył w klamkę, nie trącił niczego niezgrabnym ruchem, co uznać można było za ogromny sukces. — Nie myślałeś o tym, żeby zamieszkać gdzieś… no, bardziej w centrum? — zagaił, jak zwykle zapewne, kierując się we wskazanym przez Tima kierunku. — Chociaż na Opal jest paskudnie, szczególnie ostatnio, przez tych pieprzonych turystów — pożalił się z westchnieniem, w typowy dla siebie sposób, bo czymże byłaby wizyta Ainswortha bez choćby kilku słów pretensji. W drodze na kanapę niestety jednakże o coś zahaczył i nieomal zrzucił, ale w ostatniej chwili udało się mu ten tajemniczy przedmiot ocalić przed zniszczeniem. Uśmiechnął się przepraszająco i ostrożniej wykonał kilka kolejnych kroków. — No dobra, ale opowiadaj co z tą windą — przypomniał mu, bo pewnie Tim zdążył mu o sprawie wspomnieć przez telefon, ale Dante zdecydowanie wolał omawiać wszelkie podobne rewelacje na żywo.
Timothy Callaway