Hell hath no fury like a woman scorned
: 13 cze 2022, 21:53
#12
Wszystko się komplikowało., a Cami... no Cami oczywiście w teorii nie mogła winić nikogo poza sobą, ale w praktyce oczywiście nie zamierzała tego robić. Bo tak, robiło się niebezpiecznie. To dziwne uczucie, że ktoś ją śledzi, coraz bardziej się pogłębiało. Do tego stopnia, że zaczęły pojawiać się tajemnicze liściki, które miały ją przestraszyć, więc nie mogła już sobie wmawiać, że to się dzieje tylko w jej głowie. Dobrze że Luke totalnie pokochał ich psa, bo inaczej Cami trochę by się bała w nocy wychodzić go wyprowadzić sama, bo kto wie czy by wróciła! Do tego dochodziła jeszcze jej scysja ze Scarlett, po której wciąż do końca się nie pozbierała. Bo naprawdę nie rozumiała, jak ona mogła to przed nią zataić, jak tyle czasu mogła ją okłamywać. No zero świętości na tym świecie! Świętością zresztą było też to, że z Lukiem się nie lubią, a ostatnie wydarzenia... trochę jej skomplikowały życie na chacie i z tym też nie wiedziała jak handlować. Tak samo jak ze sprawą Coltona. Z pytaniami, które jej zadał, na które chciał i pewnie miał prawo dostać odpowiedź. A której ona do końca jeszcze nie znała. Albo znała, ale bała się skupić na tyle, żeby zrozumieć co się za tym kryje. I przeczuwała, że jeszcze trochę i jej usilne próby, żeby to od siebie jak najdalej odpychać i odsuwać w końcu przestaną działać. I najwyraźniej ten dzień nadszedł dziś. Bo to dziś była pewna, że znowu podejrzany ciemny typ ją śledził, szedł tuż za nim i próbowała go zgubić między samochodami. I tak się stało, że zauważyła jedno auto z całkiem znajomym profilem w środku... więc jak zwykle, postawiła na głupie zachowanie, czyli zbliżyła się do samochodu, w którym siedział Colton Brooks, wsiadła do tyłu i od razu rzuciła - szybko ruszaj! - tak jakby obrobiła bank, no ale na szczęście miała ze sobą tylko torebkę, więc miliona tam raczej nie było! I zablokowała od razu drzwi, gdyby podejrzany typ był jednak bliżej niż myślała....
Wszystko się komplikowało., a Cami... no Cami oczywiście w teorii nie mogła winić nikogo poza sobą, ale w praktyce oczywiście nie zamierzała tego robić. Bo tak, robiło się niebezpiecznie. To dziwne uczucie, że ktoś ją śledzi, coraz bardziej się pogłębiało. Do tego stopnia, że zaczęły pojawiać się tajemnicze liściki, które miały ją przestraszyć, więc nie mogła już sobie wmawiać, że to się dzieje tylko w jej głowie. Dobrze że Luke totalnie pokochał ich psa, bo inaczej Cami trochę by się bała w nocy wychodzić go wyprowadzić sama, bo kto wie czy by wróciła! Do tego dochodziła jeszcze jej scysja ze Scarlett, po której wciąż do końca się nie pozbierała. Bo naprawdę nie rozumiała, jak ona mogła to przed nią zataić, jak tyle czasu mogła ją okłamywać. No zero świętości na tym świecie! Świętością zresztą było też to, że z Lukiem się nie lubią, a ostatnie wydarzenia... trochę jej skomplikowały życie na chacie i z tym też nie wiedziała jak handlować. Tak samo jak ze sprawą Coltona. Z pytaniami, które jej zadał, na które chciał i pewnie miał prawo dostać odpowiedź. A której ona do końca jeszcze nie znała. Albo znała, ale bała się skupić na tyle, żeby zrozumieć co się za tym kryje. I przeczuwała, że jeszcze trochę i jej usilne próby, żeby to od siebie jak najdalej odpychać i odsuwać w końcu przestaną działać. I najwyraźniej ten dzień nadszedł dziś. Bo to dziś była pewna, że znowu podejrzany ciemny typ ją śledził, szedł tuż za nim i próbowała go zgubić między samochodami. I tak się stało, że zauważyła jedno auto z całkiem znajomym profilem w środku... więc jak zwykle, postawiła na głupie zachowanie, czyli zbliżyła się do samochodu, w którym siedział Colton Brooks, wsiadła do tyłu i od razu rzuciła - szybko ruszaj! - tak jakby obrobiła bank, no ale na szczęście miała ze sobą tylko torebkę, więc miliona tam raczej nie było! I zablokowała od razu drzwi, gdyby podejrzany typ był jednak bliżej niż myślała....