just call my name, I'm yours to tame
: 05 cze 2022, 20:19
𝟏
Minuty płynęły szybciej, kiedy zamiast patrzeć w jakiś martwy punkt pośród tłumu, spokojnie próbował policzyć cegiełki biegnące po ścianie, przy której znajdował się jego stolik. Swoista mozaika pięła się ku górze, ponad metalową antresolę zapełnioną stolikami, z których co jakiś czas do jego uszu docierały salwy śmiechu. Nie była idealna, ale na szczęście nie był jednym z tych, który dopatrywałby się w niej symetrii. Skupiał się raczej na całokształcie i doceniał prostotę tego miejsca, w którym spędzał już nie pierwszy i z całą pewnością nie ostatni wieczór. Zawsze przychodził w tym samym celu, zajmując stolik w pojedynkę, a opuszczając go w towarzystwie, kierując kroki w bardziej zaciszne miejsca, najczęściej do własnego domu, albo cudzego mieszkania, by miło spędzić resztę wieczoru.Profil mężczyzny, który mógł zająć miejsce na przeciwko niego właściwie nie istniał. Starsi i młodsi, wysocy niczym właśnie wyrwali się z treningu koszykówki i niżsi niemal o głowę, równie oswojeni z tematem i swoją seksualnością co on, jak i przestraszeni, rozglądający się jeszcze na boki w poszukiwaniu oskarżycielskich spojrzeń. Miał w sobie coś takiego, że tych spokojnych umiał łatwo oczarować, a zestresowanych prędko uspokajał, rzucając tak naprawdę jedynie kilka słów. Czy to był ten jego ukryty talent? Miał szczerą nadzieję, że nie, a jeżeli coś takiego w ogóle istniało, to zdarzało mu się oczekiwać, że będzie to coś nieco lepszego. Nie żeby często miał wobec siebie jakieś wyraźne, górnolotne oczekiwania. Spośród wszystkich rzeczy, o których nie miał bladego pojęcia, wiedział akurat doskonale jedną i to wiedział na pewno. Posiadanie oczekiwań było naprawdę bardzo niebezpieczną rzeczą.
Nerwowo podrygiwała mu noga, kiedy moment spotkania odsuwał się w czasie. Czuł w kościach już wcześniej, że może się to dzisiaj nie udać; tak było zawsze, kiedy wychodziło na jaw, że ma się spotkać z człowiekiem na co dzień udającym przykładnego partnera, męża czy ojca. Był daleki oceniania takich osób, a wprost przeciwnie, nawet czasem odczuwał wobec nich współczucie, bo przecież oni także (zupełnie jak on) szukali po prostu trochę ciepła, ale czuł irytację za każdym razem, gdy zostawał wystawiony. Nie lubił marnować czasu, nie był też niczyim terapeutą, by później odpisywać na ckliwe wyjaśnienia i krępujące, przepraszające wiadomości. Przypominał raczej przypadek, który można byłoby poddać terapii, w najlepszym wypadku. Dlaczego zatem spotykało go to wciąż i wciąż, na nowo? Trzydzieści parę minut od momentu, w którym powinni się oboje pojawić na miejscu, nadeszła wiadomość. Nawet nie przeczytał jej do końca, po pierwszych słowach wiedząc doskonale, co zobaczy po odblokowaniu ekranu. Wymówki. W przygodnym seksie z zajętymi facetami zawsze któraś strona je otrzymywała, był zupełnie przyzwyczajony. A jednak, poczuł irytację. Zostawiwszy banknot pod pustą szklanką po drinku, ruszył do wyjścia, a kiedy dzieliło go zaledwie kilka kroków od drzwi, poczuł jak zderza się w tym pędzie z czyimś rozpędzonym ciałem. Odruchowo podtrzymał człowieka, który na niego wpadał, w ułamku sekundy czując, że inaczej straciłby równowagę. Nie pomylił się, za moment doleciał do jego nozdrzy zapach alkoholu, niezbyt silny, a jednak podpowiadający mu, w jakim stanie był człowiek, którego dopiero potrącił. - Uważaj na siebie, dobra? - powiedział tylko, pomagając mu złapać równowagę, zupełnie nieświadomy, kogo trzymał w swoich ramionach przed paroma chwilami.
duncan gallagher