: 24 lip 2022, 21:42
Nie miał parcia na zwycięstwo. Szczerze i z głębi serca zdecydowanie wystarcza mu sama świadomość, że po raz pierwszy od wielu lat miał z kim dzielić cokolwiek. Zwykłą, szarą chwilę, która dla większości ludzi byłaby jedynie pustym momentem od razu zapomnianym oraz zastąpionym przez masę tych nowszych i ciekawszych zdarzeń. Dla Harrego jednak było to coś wyjątkowego i chociaż nie miał zamiaru nigdy nikomu o tym wspomnieć, wiedział, że przez długi jeszcze czas będzie wspominał to jedno, ciepłe spojrzenie, którym Zig obdarzył go tuż przed wykonaniem konkurencyjnego rzutu. Przyjemne ciepło przebiegło wzdłuż drobnego kręgosłupa i zniknęło równie szybko jak kaczka na wodzie.
— Całkiem nieźle! — zapropsował rzut kolegi, chociaż doskonale zdawał sobie sprawę, że liczba dwa wcale nie zaspokajała jego ambicji. Lipiński był urodzonym sportowcem, co Harry już nie raz doświadczył, a tacy to wygraną mieli już we krwi. Poza tym nikt nie lubi przegrywać! — Nie martw się, mi na pewno pójdzie o wiele gorzej — skwitował totalnie przekonany o swojej porażce. Może i nie miał wielkiej liczby do pobicia, jednak tak z ręką na sercu nie liczył na więcej niż jeden.
— Dobra, teraz ja — ustawił się odpowiednio, podążając za wskazówkami kolegi, po czym zaciskając na sekundę oczy, cisnął kamykiem przed siebie, nie chcąc nawet patrzeć na tą wielką porażkę… która o dziwo nie miała miejsca. Rozchylił jedno oko, a następnie drugie, by uświadomić sobie, że jego kamień odbił się od wody aż CZTERY razy. C z t e r y. Przywidział się? Zdawało mu się? Czy to halucynacje związane z adrenaliną i ucieczką ze szkoły? Nie. On faktycznie wygrał ten luźny pojedynek. — Ale jaja!!! — tylko na tyle było go stać. Wciąż niedowierzał własnym oczom, kompletnie zszokowany wynikiem. I chociaż przez chwile zrobiło mu się szkoda Ziga, wielki uśmiech na jego twarzy przypomniał mu momentalnie, że była to tylko zabawa. Jak najbardziej zdrowa rywalizacja.
— Mój brat powiedziałby teraz pewnie, że głupi to ma zawsze szczęście — zmodulował głos, by brzmieć jak starszy brachol, po czym spojrzał w kierunku ich plecaków, wylegujących się na kamieniach. — To z czym masz ten lunch? Mam nadzieje, że to jakieś dobre kanapeczki! — aż mu ślinka zaciekła. Sam miał w torbie jedynie krakersy, które i tak planował za chwile wyjąć i oczywiście podzielić się z Lipińskim, tak samo jak jedzeniem, który za moment miał dostać.
— A gdybyś mógł stworzyć taką kanapkę idealną, no wiesz, wszystkie składniki świata… z czym by była? — zagaił jeszcze w drodze po przekąski.
Zig Lipinski
Rzut Harrego
— Całkiem nieźle! — zapropsował rzut kolegi, chociaż doskonale zdawał sobie sprawę, że liczba dwa wcale nie zaspokajała jego ambicji. Lipiński był urodzonym sportowcem, co Harry już nie raz doświadczył, a tacy to wygraną mieli już we krwi. Poza tym nikt nie lubi przegrywać! — Nie martw się, mi na pewno pójdzie o wiele gorzej — skwitował totalnie przekonany o swojej porażce. Może i nie miał wielkiej liczby do pobicia, jednak tak z ręką na sercu nie liczył na więcej niż jeden.
— Dobra, teraz ja — ustawił się odpowiednio, podążając za wskazówkami kolegi, po czym zaciskając na sekundę oczy, cisnął kamykiem przed siebie, nie chcąc nawet patrzeć na tą wielką porażkę… która o dziwo nie miała miejsca. Rozchylił jedno oko, a następnie drugie, by uświadomić sobie, że jego kamień odbił się od wody aż CZTERY razy. C z t e r y. Przywidział się? Zdawało mu się? Czy to halucynacje związane z adrenaliną i ucieczką ze szkoły? Nie. On faktycznie wygrał ten luźny pojedynek. — Ale jaja!!! — tylko na tyle było go stać. Wciąż niedowierzał własnym oczom, kompletnie zszokowany wynikiem. I chociaż przez chwile zrobiło mu się szkoda Ziga, wielki uśmiech na jego twarzy przypomniał mu momentalnie, że była to tylko zabawa. Jak najbardziej zdrowa rywalizacja.
— Mój brat powiedziałby teraz pewnie, że głupi to ma zawsze szczęście — zmodulował głos, by brzmieć jak starszy brachol, po czym spojrzał w kierunku ich plecaków, wylegujących się na kamieniach. — To z czym masz ten lunch? Mam nadzieje, że to jakieś dobre kanapeczki! — aż mu ślinka zaciekła. Sam miał w torbie jedynie krakersy, które i tak planował za chwile wyjąć i oczywiście podzielić się z Lipińskim, tak samo jak jedzeniem, który za moment miał dostać.
— A gdybyś mógł stworzyć taką kanapkę idealną, no wiesz, wszystkie składniki świata… z czym by była? — zagaił jeszcze w drodze po przekąski.
Zig Lipinski
Rzut Harrego