Remains of a shattered love
: 19 maja 2022, 19:44
„Fajną dupę miała, dlatego zapamiętałem... sorry, stary”. Chociaż ta fajna dupa to prawda, Keegan czuł się niesamowicie niekomfortowo, z tym że mężczyzna mówił w ten sposób o jego żonie. To poczucie zagubienia kiedy, z jednej strony był wdzięczny za informację, a z drugiej... miał ochotę rozkwasić mu twarz. Nie upomniał go nawet. Uścisnął mężczyźnie dłoń, dziękując mu przez dobre kilka minut, czując jak gula stojąca w gardle od kilku tygodni, nagle opada na dno żołądka. Problem był w tym, że wcale nie poczuł ulgi, którą chciał poczuć i której oczekiwał. Jego dłonie zaczęły się pocić, a wszystkie myśli nagle wpadły do blendera, który ktoś odpalił na najwyższe obroty i zapomniał o pokrywce. Co miał zrobić? Jechać tam już teraz? Może odczekać kilka dni, uspokoić nieco emocje i... i właściwie co wtedy? Lockard przez ostatnie dwa miesiące nawet ani przez moment nie pomyślał, że jego żona mogła uciec do kogoś innego i chcieć ułożyć sobie życie z nowym mężczyzną. Policja starała się go przekonać, że to może być jedna z możliwości i powinien wziąć ją pod uwagę. Może kobieta wszczynała te wszystkie kłótnie po to, aby ostatecznie zrzucić całą winę na niego i z czystym sumieniem złożyć papiery rozwodowe z powodu jego domniemanych zdrad. Keegan nie mógł jednak w to uwierzyć, przecież znał Zarę na wylot. Nie ważne z jak wielkimi problemami się zmagała, nie wątpił w jej miłość. Tabloidy uważały jednak inaczej, trąbiąc na prawo i lewo coraz to nowszymi teoriami o jej drugim, wspaniałym życiu za pieniądze prawie już byłego męża. Wybiła się na wizerunku aktora, nachłeptała sławy i znudziła. Żmija jakich wiele, zwykła pijawka.
Parkując przed budynkiem, miał wrażenie, że przerzuciło go do jakiegoś innego wymiaru rzeczywistości. Derealizacja związana ze stresem i ekscytacją uderzyła mężczyznę z siłą tysiąca ton. Nie był w stanie powiedzieć, jak długo siedział w samochodzie, zanim odważył się z niego wysiąść i z duszą na ramieniu wejść do La Costa Motel. Powietrze było ciężkie i gdyby ktoś miał nóż, mógłby je kroić w plastry.
- Dzień dobry, nazywam się Keegan Lockard... - zaczął z delikatnym uśmiechem, starając się brzmieć spokojnie i naturalnie, chociaż jego głos drżał, jakby kłamał o swojej własnej tożsamości. Poczuł się jak skończony kretyn, kiedy oczy mężczyzny za recepcyjną ladą, opadły ciężko na jego twarz. - Dzień dobry, Panie Lockard, jak długo planuje się Pan u nas zatrz... - blondyn wciął mu się w pół słowa, pośpiesznie tłumacząc, że w sumie to przyjechał do kogoś, kto już jest tutaj zameldowany. Mówił szybko, gęsto gestykulując, jakby łudząc się, że w ten sposób rzuci na pracownika motelu jakieś zaklęcie i ten poda mu numer pokoju Zary i obejdzie się bez zbędnych pytań. Oh, jak bardzo głupio myślał... - Zara Lockard, tak... moja żona, Zara Lockard. Ja wiem, że bezpieczeństwo i tak dalej. Ale proszę mnie zrozumieć i postawić się w mojej sytuacji - Keegan przyciszył swój głos pochylając się w stronę portiera - tutaj jest mój dowód, a nawet, lepiej, nasze wspólne zdjęcie - jego spocone palce ślizgały się po ekranie telefonu, zostawiając po sobie długie ślady. Rwący ból na wysokości skroni, zaraz pod szeroką szramą, jaka została mu po bardzo bliskim spotkaniu ze stolikiem, zaczął rozlewać się na całą lewą stronę twarzy szkota. Rosnące napięcie wcale nie pomagało mu się skupić, a świadomość, że pracownik pewnie ma go za damskiego boksera, od którego uciekła żona, dodatkowo kopała po żołądku, który i tak wywracał mu się już na drugą stronę.
- O! Tutaj... na gali w zeszłym roku, to ona, to ja, więc...? Proszę?
- Jedyne co mogę dla Pana zrobić to zadzwonić do pokoju naszego gościa i zapytać się, czy wyraża zgodę na spotkanie z Panem. Ale jeżeli nie, będę musiał poprosić Pana o opuszczenie budynku, czy jest to dla Pana zrozumiałe?
Było. Było bardziej niż zrozumiałe. Przecież Zara nie odmówi spotkania, pewnie na nie czeka, pewnie tęskni i nie wie, co ma ze sobą zrobić. Czuje się tak samo, jak on, zagubiona. Keegan chcąc pośpiesznie schować dowód i telefon do kieszeni spodni, zrzucił wszystko na ziemię, zaraz to starając się drżącymi palcami podnieść płaską kartę, która jak na złość, zachowywała się, jakby ktoś ją przykleił do podłogi holu.
- Dzień dobry, z tej strony recepcja... w holu pojawił się mężczyzna, Pan Keegan Lockard, który chciałby się z Panią zobaczyć?
Dla Lockarda cisza, jaka zapadła po słowach wysokiego Australijczyka, trwała całą wieczność. Dźwięk szumiącej w tle klimatyzacji, trzask zamykanych drzwi samochodowych, czyjeś ciężkie kroki na trawniku przed budynkiem, zdawały się wręcz namacalne. Praktycznie czuł, że jego skóra poci się odgłosami strachu i niepewności.
Parkując przed budynkiem, miał wrażenie, że przerzuciło go do jakiegoś innego wymiaru rzeczywistości. Derealizacja związana ze stresem i ekscytacją uderzyła mężczyznę z siłą tysiąca ton. Nie był w stanie powiedzieć, jak długo siedział w samochodzie, zanim odważył się z niego wysiąść i z duszą na ramieniu wejść do La Costa Motel. Powietrze było ciężkie i gdyby ktoś miał nóż, mógłby je kroić w plastry.
- Dzień dobry, nazywam się Keegan Lockard... - zaczął z delikatnym uśmiechem, starając się brzmieć spokojnie i naturalnie, chociaż jego głos drżał, jakby kłamał o swojej własnej tożsamości. Poczuł się jak skończony kretyn, kiedy oczy mężczyzny za recepcyjną ladą, opadły ciężko na jego twarz. - Dzień dobry, Panie Lockard, jak długo planuje się Pan u nas zatrz... - blondyn wciął mu się w pół słowa, pośpiesznie tłumacząc, że w sumie to przyjechał do kogoś, kto już jest tutaj zameldowany. Mówił szybko, gęsto gestykulując, jakby łudząc się, że w ten sposób rzuci na pracownika motelu jakieś zaklęcie i ten poda mu numer pokoju Zary i obejdzie się bez zbędnych pytań. Oh, jak bardzo głupio myślał... - Zara Lockard, tak... moja żona, Zara Lockard. Ja wiem, że bezpieczeństwo i tak dalej. Ale proszę mnie zrozumieć i postawić się w mojej sytuacji - Keegan przyciszył swój głos pochylając się w stronę portiera - tutaj jest mój dowód, a nawet, lepiej, nasze wspólne zdjęcie - jego spocone palce ślizgały się po ekranie telefonu, zostawiając po sobie długie ślady. Rwący ból na wysokości skroni, zaraz pod szeroką szramą, jaka została mu po bardzo bliskim spotkaniu ze stolikiem, zaczął rozlewać się na całą lewą stronę twarzy szkota. Rosnące napięcie wcale nie pomagało mu się skupić, a świadomość, że pracownik pewnie ma go za damskiego boksera, od którego uciekła żona, dodatkowo kopała po żołądku, który i tak wywracał mu się już na drugą stronę.
- O! Tutaj... na gali w zeszłym roku, to ona, to ja, więc...? Proszę?
- Jedyne co mogę dla Pana zrobić to zadzwonić do pokoju naszego gościa i zapytać się, czy wyraża zgodę na spotkanie z Panem. Ale jeżeli nie, będę musiał poprosić Pana o opuszczenie budynku, czy jest to dla Pana zrozumiałe?
Było. Było bardziej niż zrozumiałe. Przecież Zara nie odmówi spotkania, pewnie na nie czeka, pewnie tęskni i nie wie, co ma ze sobą zrobić. Czuje się tak samo, jak on, zagubiona. Keegan chcąc pośpiesznie schować dowód i telefon do kieszeni spodni, zrzucił wszystko na ziemię, zaraz to starając się drżącymi palcami podnieść płaską kartę, która jak na złość, zachowywała się, jakby ktoś ją przykleił do podłogi holu.
- Dzień dobry, z tej strony recepcja... w holu pojawił się mężczyzna, Pan Keegan Lockard, który chciałby się z Panią zobaczyć?
Dla Lockarda cisza, jaka zapadła po słowach wysokiego Australijczyka, trwała całą wieczność. Dźwięk szumiącej w tle klimatyzacji, trzask zamykanych drzwi samochodowych, czyjeś ciężkie kroki na trawniku przed budynkiem, zdawały się wręcz namacalne. Praktycznie czuł, że jego skóra poci się odgłosami strachu i niepewności.