Just say you one day will, bring back yourself to me
: 14 maja 2022, 23:22
#66
Do tam są drzwi wybrzmiewających stale w głowie panienki Clark dołączyły i inne słowa. Paskudne, owijające jej umysł niczym cierniowa korona, będąca jednym z religijnych symboli, zwyczajnie nie pozwalające o sobie zapomnieć… Wypowiedziane tym samym radiowym głosem który zwykła uwielbiać, pozbawionym jednak tej specyficznej czułości z jaką zwykł zwracać się do niej w tych dobrych czasach, za którymi tęskniło serce. I choć czuła się z tym paskudnie źle, doskonale wiedziała, że miał rację; że sposób jej myślenia był dalece odległy od zdroworozsądkowego stąpania po twardej ziemi, a pełen wzniosłych ideałów wpojonych przez tych, na których drodze nie było problemu, jakiego nie dałoby się rozwiązać odpowiednią sumą pieniędzy, zawsze zapełniających konto.
Zawaliła.
I wiedziała o tym doskonale gdy tylko dostrzegła wtedy zmianę w niebieskich oczach, a słowa pożegnania, które powinno być tym ostatecznym, ulatywały z jego ust, które chwilę później wypalały niewidoczne znamię na jej czole. I choć chciała walczyć, zbuntować się przed tymi słowami i nagiąć rzeczywistość do swojej woli… Zwyczajnie wiedziała, że wpierw musi stoczyć o wiele cięższą walkę z kimś, kto znał ją na wylot - samą sobą. Przekonana, że jeśli wpierw nie dotrze do porozumienia z sobą oraz swoimi uczuciami sytuacja mająca miejsce w niewielkiej chatce w Sapphire River powtarzałaby się tworząc paskudne, błędne koło wzajemnego wbijania kolejnych noży. I choć nie raz przejeżdżała tamtędy wieczorem, tylko po to, aby zobaczyć czy światło pali się w oknach w jakimś dziwnym odruchu, nie odważyła się ponownie stanąć przed tymi drzwiami i spojrzeć jemu w te hipnotyzujące, niebieskie oczy.
Zmiany rozpoczęła, jak każda kobieta, od drastycznej zmiany swojej fryzury. Długie brązowe pasma sięgały teraz ledwie do połowy smukłej szyi, niejako zwiastując nowy rozdział w życiu panienki Clark. Następnym krokiem było wynajęcie niewielkiego szeregowca blisko oceanu, nad który chadzała każdego wieczoru pogrążona w swoich własnych myślach, często wędrując w stronę pana Ashworth by napisać krótką wiadomość którą zaraz po tym kasowała czując, że to jeszcze nie ta chwila… Zapisała się również do specjalisty który powolutku, kroczek po kroczku pozwalał jej zrozumieć nie tylko otoczenie ale i przede wszystkim własne uczucia oraz odruchy. I dopiero niedawno zdecydowała się na ostateczny krok, mający na celu uniezależnienie się od dziadka Vincenta, bo choć kochała staruszka całym swoim sercem i był on ostatnią rodziną z jaką potrafiła się dogadać wiedziała, że powinna to zrobić, choćby po to, aby wzbogacić swoje życie o nowe doświadczenia. Poczuć, że jest kimś więcej niż tylko wytworem pieniędzy jej dziadka, a takie określenie zakotwiczyło się w niej w ciągu ostatnich tygodni, choć jej terapeuta zupełnie się z nim nie zgadzał.
I to właśnie to sprowadzało ją ponownie na uniwersytet, choć ten w Cairns nijak miał się do pięknego uniwersytetu na którym przyszło jej studiować weterynarię (gdyż uczelnia w Sydney na zawsze pozostawała w jej sercu). Jeśli jednak chciała odnieść odpowiedni sukces potrzebowała wiedzy, jakiej do tej pory nie posiadała, szybko odnalazła więc odpowiednie kursy dotyczące biznesu, jeszcze bardziej zapełniając swój grafik i powoli chyba odzyskując mityczną równowagę, choć jej serce nadal pozostawało strzaskane.
Musiała jednak przyznać, że odrobinę brakowało jej tej studenckiej atmosfery, jaka wiązała się z uczelniami. W swoim życiu zawsze bardzo lubiła się uczyć i choć teraz balansowała na granicy przepracowania przykładała się bardzo do zajęć, chcąc jak najlepiej pojąć tajniki tego, co dla jej dziadka było środowiskiem naturalnym, w pewien sposób czując się niczym naukowiec badający skrupulatnie nieznany dotąd okaz fauny. Czas jednak nie był jej sprzymierzeńcem, to też nim się obejrzała tuż po zakończeniu jednych z wieczornych zajęć już gnała na złamanie karku w kierunku jednej z wind, chcąc jak najszybciej wrócić do domu choć na chwilę, nim przyjdzie jej odbyć swoją nocną wartę w sanktuarium. W ostatniej chwili wsunęła dłoń między drzwi aby te nie zamknęły się wpadając zdyszana do windy i od razu sięgając ku odpowiedniemu przyciskowi.
Potrzebowała chwili, podczas której łapała ciężko oddech z dłońmi opartymi o własne uda, nim brązowe tęczówki zauważyły kto znajduje się również w tej windzie. Zamrugała zdziwiona, przez chwilę zwyczajnie wpatrując się w niego niczym szpak w soczyste wiśnie. Czyżby jednak, wbrew słowom terapeuty, oszalała pod wpływem ostatnich wydarzeń? I chyba tylko przyspieszone bicie umęczonego serca, przywracające delikatny kolor na jej policzkach sprawiało, że oswoiła się z myślą, że to jednak nie może być jedynie projekcja jej umysłu, a przewrotny los stawiający ich ponownie na swojej drodze w otoczeniu tak nieoczywistym, że mogła jedynie mu pogratulować.
- Cześć, Jeb. - Słowa powitania same uleciały z jej ust, których kąciki uniosły się delikatnie. Bo choć nie sądziła, aby chciał choćby odpowiedzieć na jej powitanie tak zwyczajnie widok znajomej twarzy, tak często widywanej w snach, zwyczajnie cieszył dziewczynę.
Jeszcze nie wiedziała, że psotny los zamierzał zadrwić sobie z nich w zupełnie inny, niemal chochliczy sposób.