Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
- Prawdopodobnie użądliła go pszczoła. Widzisz? – Otworzyła psyk psa, który wcale nie oponował i wskazała na zmianę w jego jamie. Eve przyjrzała się temu dokładnie i od razu z niedowierzaniem pokiwała głową.
- Czyli połknął żywą pszczołę, która go użądliła? – To nie do końca było pytanie. Bardziej stwierdzenie pełne pobłażania wobec Ziggy’ego, który jadł dosłownie wszystko. Jak widać w jego menu znalazły się również żyjące owady.
- Na to wygląda, ale spokojnie, podałam mu lek. Gorzej chyba z tobą, co?
Eve automatycznie spojrzała w dół na swoje mokre ubranie.
- Znaczy się. Nie to miałam na myśli. – Kobiet nerwowo pomachała dłońmi. – Jak zawsze wyglądasz świetnie, ale z jednego kryzysu do drugiego.. to musi być wykańczające.
- Przeżyje. – Wzruszyła ramionami, bo nie pierwszy raz walczyła z podobnymi kryzysami. Praktycznie sama stworzyła ten ośrodek. Wiele rzeczy instalowała w pojedynkę. Wręcz była wspaniałą damską wersją domowej złotej rączki. Ogarnie wszystko, a jak czegoś nie wiedziała, to oglądała tutorial na youtube.
- Z pewnością. Zawsze, gdy przychodzę, ty ciężko pracujesz. – Przesunęła dłonią po ramieniu i na koniec nieznacznie powiodła nią w dół, aż na przedramię, co niezmiernie zaskoczyło Eve. Wyglądało to tak, jakby pani weterynarz chciała złapać ją za dłoń.
Paxton rozchyliła wargi chcąc coś powiedzieć, ale wtedy do hali weszła Gin, której się nie spodziewała. Chciała do niej zadzwonić, jak tylko upora się z wodą + piętnaście minut na zbieranie odwagi, bo przecież wiedziała, że dostanie po uszach za zniknięcie z łóżka Blackwell.
Nie wiedzieć czemu odruchowo zrobiła krok w tył, jakby dłoń pani weterynarz, którą wciąż czuła na swojej ręce ją poparzyła.
- Tak. Rura pękła i musiałam opanować tę powódź. – Wskazała na ścianę, przy której znajdowała się specjalna wanna dla psów. – Gin, pamiętasz doktor Heinz? – Na pewno już je sobie przedstawiała. – Oczywiście nie może być tak, że jest jeden kryzys na raz – starała się powoli wyjaśnić skąd obecność weterynarza. – Ziggy zjadł żywą pszczołę. Nie wiem jak to zrobił, ale ta się wkurzyła i dziabnęła go wewnątrz gardła. – Na sobie pokazała dokładnie gdzie i skrzywiła się, bo takie ukąszenie mogło oznaczać śmierć. Na szczęście pies jakoś to zniósł, acz nie wyglądał na zadowolonego. Ciągle leżał i nie miał na nic ochoty.
- Nie martw się. Dbasz o nie i psy na pewno to wiedzą. – Heinz musiała dodać swoje trzy grosze robiąc krok ku Eve i znów wykonując ten sam gest przesuwania dłonią po ramieniu.
- Tak, ale czasem mogłabym postarać się bardziej. – Lepiej je pilnować.. lepiej wszystko.
- To niemożliwe. Takie rzeczy będą się zdarzać. – Nieumyślnie przypadki, na które nie miała wpływu.
- Pewnie masz rację. – Posłała pani weterynarz delikatny uśmiech i dopiero wtedy spojrzała na Gin (bo przecież była wielce zajęta rozmową z Heinz!).
- Na pewno mam. Kryzys opanowany. – Heinz się uśmiechnęła, ale już nie mogła zdobyć uwagi Eve, która cały czas z niepewnością w oczach patrzyła na partnerkę obawiając się kłótni za nieudany poranek.
- Pójdę się przebrać – oznajmiła jednocześnie chcąc uniknąć dalszego dotykania pani weterynarz i kłótni z Gin, którą zamierzała zostawić na pastwę losu z Heinz. Nie tak bezczelnie, bo przecież miała powód, żeby na chwilę zniknąć z pola ich widzenia, ale być może też zbyt brutalnie jak na panujące warunki między nią a Gin (nie licząc tego, jak Gin postrzegała panią weterynarz).

Gin Blackwell
właścicielka sadu i tancerka — sad
27 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
cesarzowa w jabłkowym imperium, ucząca dzieci baletu czekająca na to co jej życie przyniesie
Oczywiście Gin nie odebrała tego dziwnego zachowania Eve jako nerwów spowodowanych tym, że rano ją opuściła, a raczej tym, że Blackwell nakryła ją z panią weterynarz. Kobieta nie była ślepa i widziała w jaki sposób to wredne babsko patrzyło na jej ukochaną, czuła jak zazdrość aż w niej buzuje, ale starała się nie wybuchać żeby nie dać nikomu satysfakcji. Miała wrażenie, że lekarka tylko na to czeka. Jakby później chciała pokazać palcem na rozwścieczoną Gin z tekstem "mówiłam, że taka wariatka na Ciebie nie zasługuje, pewnie jest agresywna i toksyczna". Blackwell już w wyobraźni słyszała te słowa i widziała całą scenkę. Dlatego starała się jak mogła żeby być jak najbardziej opanowaną. Ciężko było jednak nie odrąbać pani weterynarz ręki siekierą, gdy ta tak sobie pozwalała na dotykanie Paxton. Ugh, to było okropne! Nic jednak na to nie powiedziała, przybrała za to bardzo wymuszony uśmiech na ustach. - Oczywiście, że pamiętam - chociaż wolałaby o babie szybko zapomnieć i najlepiej żeby Eve o niej też zapomniała. - O mój boże... biedactwo, ale już nic mu nie jest? - Zapytała, bo może i była wkurwiona, ale o zwierzaki się martwiła, dlatego podeszła do pieska i pogłaskała go po główce mówiąc miłe słówka pod nosem. No i dobrze, że skupiła swoją uwagę na psie, bo już tylko trochę ją korciło żeby się odwrócić i tej zjebanej babie zajebać za te teksty na podryw kierowane w stronę Paxton. - Dobrze, poczekam tu na Ciebie - odpowiedziała, gdy kobieta postanowiła się przebrać, a wtedy została sam na sam z panią weterynarz. - Myślę, że powinnaś już sobie stąd iść - chciała być jak najbardziej miła, ale cóż. Nie wyszło jej jakoś super. - To powinno pokryć koszty leczenia - wyciągnęła z portfela jakiś hajs, który przekazała lekarce, chciała żeby kobieta jak najszybciej stąd wyszła i mogła za to nawet zapłacić. - A to za podrywanie mojej dziewczyny - no i niestety nie wytrzymała tylko przywaliła pani weterynarz prosto w nos. Kobieta złapała się za twarz i zaczęła kląć pod nosem, ale nie wdawała się w dalsze potyczki tylko opuściła farmę. Gin wciąż była nabuzowana całym tym wydarzeniem i nawet nie wiedziała kiedy minęło te kilka minut, a Eve znów pojawiła się na miejscu. - Lubisz jak jakieś obce kobiety Cię podrywają? Pewnie czujesz się wtedy lepiej - prychnęła kładąc dłonie na biodrach i wpatrywała się w postać swojej dziewczyny. - Nie ona pierwsza co? - Po co się oszukiwać? Eve była piękną kobietą, pewnie miała pełno innych adoratorów. Lepszych niż Gin.

Eve Paxton
towarzyska meduza
catlady#7921
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
Zmarszczyła brwi widząc przez okno, jak pani weterynarz w popłochu odjeżdża z jej farmy. Aż się podniósł kurz za samochodem, przez co w pierwszym odruchu Eve miała ochotę zadzwonić i zapytać Heinz, czy wszystko było w porządku. Niestety telefon zostawiła na hali, w której czekał na nią kolejny problem. Stres, który sama sobie zafundowała z samego rana znikając z łóżka Henderson. Wiedziała, że jej się za to dostanie i jak pies z niewidzialnym podkulonym ogonem znów pojawiła się na hali.
- Stało się coś, że tak szybko odjechała? – zapytała najpierw o panią weterynarz, co uznała za neutralny temat. Szkoda, że bardzo, ale to bardzo się myliła.
Z niepewnością przyjrzała się Gin i szybko ruszyła w stronę Ziggy, którego obecnością i głaskaniem zamierzała zapewnić, że wszystko będzie dobrze. Nie miał się o co martwić, w przeciwieństwie do niej, o czym przekonała się słyszą pierwsza pytanie wypowiedziane przez partnerkę.
Zatrzymała się w połowie drogi do schorowanego psa z zaskoczeniem spojrzała na kobietę. Skłamałaby mówiąc, że nie zauważyła zachowania pani weterynarz, jednak starała się być uprzejma nie robiąc żadnej afery. Nie odtrącała jej, ale też nie odwzajemniała żadnych gestów, bo dla niej oczywistym było, że już kogoś miała. Była zajęta i przez to powinna stać się dla innych tworem aseksualnym, niepożądanym i niewidzialnym pod względem adorowania lub innych flirtów.
- O czym ty mówisz? – zapytała głupio, bo dla niej zachowanie pani weterynarz nie było ważne. W żaden sposób nie wpływało na to jak postrzegała Gin, ich związek lub samą siebie. Zajętą siebie. Była zaklepana, polizana i wszystko inne. – Co ty gadasz? – dorzuciła z nutką oburzenia przez kolejne sugestie, jakoby potrzebowała podnieść swą samoocenę i na dodatek pozwalała to robić nie jednej a paru kobietom. – Cholera, Gin. Mam nadzieję, że nie sugerujesz tego co myślę, bo grubo przesadzasz. – Ostatnie czego chciała to być o cokolwiek oskarżana. – Lepiej się zastanów zanim coś powiesz – uprzedziła, bo aż się w niej zagotowało przez co na moment zapomniałam o Ziggy’m i tym, że przed paroma chwilami chciała się kajać przed Blackwell.

Gin Blackwell
właścicielka sadu i tancerka — sad
27 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
cesarzowa w jabłkowym imperium, ucząca dzieci baletu czekająca na to co jej życie przyniesie
Gin była właśnie wkurwiona i obrażona, a to chyba najgorsze co mogło się przytrafić. – Stało się – odpowiedziała krótko wyraźnie zdenerwowana. Nie było nawet co się oszukiwać. Gin zdecydowanie nie przypadła do gustu scena, której była świadkiem i miała zamiasr o tym głośno Eve powiedzieć. W sumie to nawet bardzo głośno. Całe szczęście były na farmie i do najbliższych sąsiadów był jakis kawałek drogi. – O czym mówię? No nie wiem Eve, może o tym, że najwyraźniej bardzo Ci odpowiada jak Cię podrywają obce baby – no bo nawet na to nie zareagowała! Nic nie powiedziała. Nie przedstawiła Gin jako swojej dziewczyny, a przecież ta okropna baba mogła o tym nie wiedzieć. Blackwell w tym momencie nabawiła się wstrętu do wszystkich weterynarzy, pewnie nie będzie mieć przez to nigdy zwierzaka. – Nie no zajebiście mi było patrzeć jak ta kobieta do Ciebie podbija i Cię dotyka, a Ty nic z tym nie zrobiłaś – prychnęła, bo sądziła, że ma wszelkie podstawy co do tego żeby być zła. – Ciekawe w czym Wam przeszkodziłam – może sytuacja rozwinęłaby się o wiele mocniej, gdyby Gin tu nie przyszła! Czy popadała w paranoje? Oczywiście, że tak. No, ale była zazdrosna i nic nie mogła na to w tej chwili już poradzić. Nie po tym co widziała. Eve wyszła z jej mieszkania cichaczem, zostawiając ją samą, chociaż miały wspólnie spędzić ten dzień. Seks? No o tym można było zapomnieć, chociaż Gin wyraźnie brakowało czułości, ktore mogła sobie okazac tylko ze swoją dziewczyną, bo w przeciwieństwie do Eve nie dawała się dotykać obcym osobom. Na dodatek, gdy zrobiła wszystko co mogła, żeby rzeczywiście spędzić z Paxton trochę czasu to natknęła się na taki obrazek... beznadzieja. – Nie powinnam tu przychodzić, pewnie lepiej bawiłabyś się beze mnie, spędzając dzień w towarzystwie tej przemiłej pani weterynarz, z którą masz o wiele więcej wspólnego niż z jakąś tam barmanką, od niej byś pewnie nie uciekła z samego rana – no dobra, wyraźnie teraz przesadzała, ale trudno. Ciśnienie miała naprawde wysokie, chyba już kawy przez tydzień nie będzie musiała pić.

Eve Paxton
towarzyska meduza
catlady#7921
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
Stało się.
Była ciekawa co, ale nie uzyskała wyjaśnienia i co gorsza usłyszy je od pani weterynarz, która nie będzie szczędzić w słowach. Oczywiście Eve nie pozwoli jej źle mówić o Blackwell, bo to jej partnerka i chciała wierzyć, że ta miała powód, ale nieco się też zdenerwuje, bo nie biło się ludzi po pysku. Ok, biło się. Jeżeli im się należało. Tylko, że Heinz była ważną osobą w ośrodku. Kimś, kogo zdobycie było trudne i teraz szukanie nowego weterynarza, który zechce przyjeżdżać na farmę będzie piekielnie trudne.
- Nie odpowiada mi to, ale ja nawet tego tak nie czuje. Dla mnie to jest bezpłciowe. – Dziwiła się pani weterynarz, że ta ciągle próbowała, ale Paxton uważała to za niewinne gesty, którym nigdy się nie poddawała. Nie odwzajemniała ich ani tym bardziej nie podjuszała kobiety do dalszych flirtów. Nie robiła nic.
Właśnie. Nic.
Ani w jednym ani w drugim kierunku i każda z nich (Eve i Gin) widziała teraz tylko swoją własną skrajność. Paxton to, że nie robiła żadnego kroku w stronę pani weterynarz a Blackwell, że jej partnerka nie dała kobiecie po łapach.
- W niczym. Kurwa, Gin. Nic się nie działo. – Chciałaby powiedzieć więcej, ale czuła się zdenerwowana insynuacjami partnerki. Im bardziej podnosił się poziom stresu tym trudniej było jej podejść do sprawy łagodnie. Była zła, że Gin oskarża ją o nie wiadomo co. Była wierna. Cholernie wierna, jak jakiś pies, ale nie.. sugerowano, że działo się inaczej i to nie tylko z panią weterynarz!
- Wiesz, że dla psów zrobię wszystko i jestem cierpliwa, ale nie zdzierżę takich insynuacji. – Była tak zła, że nie dostrzegła w słowach Gin tej jakże niskiej samooceny względem tego, jak partnerka czuła się w ich związku. Co gorsza, obie miały coś sobie do zarzucenia. Gin, że była tylko barmanką a Eve, że była Eve.. pieprzoną Eve, którą wszyscy zostawiali, starą dupą, pracoholiczką i może zbyt zaradną skoro miała lepsze powodzenie u kobiet (bo faceci bali się zaradnych kobiet, heh). – Jeżeli dalej masz zamiar oskarżać mnie o podrywy albo co gorsza zdrady, to może lepiej sobie przemyślmy, czy warto wszystko ciągnąć. Bez zaufania gówno tu wyjdzie. – I jak na zawołanie Ziggy od tabletki albo ze stresu – się zesrał.
Zesrał się też związek Eve z Gin.

z/tx2 Gin Blackwell
ODPOWIEDZ