wykładowca bezpieczeństwa narodowego — Cairns University
36 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
What a strange time to be alive.

[akapit]

Ciężkie koła land rovera zmiażdżyły rozsypany żwir przed kawiarnią oferującą kawę drive-in na wynos w kolorowych kubeczkach z koalami. Jeśli wierzyć sprzedawcy - cały dochód wędrował do aborygeńskiej organizacji zwalczającej kłusowników przybywających z Ameryki do Australii wyłącznie dla pozyskania nowych okazów dzikich zwierząt do prywatnych kolekcji głodnych multimilionerów kupujących Twittera za śmieszne pieniądze. Kimże była Elizabeth Wayne, aby odmówić tak pięknej inicjatywie? Nie przepadała za Elonem Muskiem, więc specjalnie zamówiła dwie duże kawy - jedna zgodnie z życzeniem Joan Terrell nie wyściubiającej nosa z samochodu, druga, bezkofeinowa, bez dodatków i gorzka, jak Amber w sądzie.

[akapit]

Co mogło pójść nie tak? - pytała się w duchu, parkując wyznaczonej strefie dla klientów oczekujących na relizację zamówienia. Zgasiła silnik, ale zostawiła załączony akumulator. Radio Lorne Bay świetnie wypełniało przestrzeń i ukrywało tarcie skórzanej kierownicy piszczącej pod naciskiem dłoni Elizabeth.

[akapit]

- W oczekiwaniu na zamówienie, odpowiem na trzy pytania - powiedziała, odwracając wzrok od śmiejącej się, żółtej czwórki na tablicy przed maską samochodu i spojrzała na Joan. - Potem ja zadam swoje. Też chcę mieć coś z tego spotkania. - Posłała jej drobny uśmiech, odpinając pas. - Coś innego niż perspektywę szukania nowego miejsca i... - Skrzywiła się ostentacyjnie. - ...bezkofeinową kawę. - Sięgnęła do klamki i otworzyła boczne drzwi. Do samochodu wpadła mieszkanka dźwięków miejskiej granicy Sapphire River oraz wybrzeża zaledwie pięćdziesiąt metrów dalej, tuż pod klifem, na którym znajdowała się kawiarnia, a raczej - wątpliwej jakości lokal chwalący tłuszcz.

[akapit]

Pączki za to mieli najlepsze w tej części Lorne Bay. Dla nich warto było zgrzeszyć.

[akapit]

I dla wsparcia koali. Cudaczne miśki - nie będące ani trochę miśkami - robiły genialny PR dla Australii.

Joan D. Terrell
powitalny kokos
NOSTROMO
psycholog — telefon zaufania
37 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Pani psycholog; karalna. Większość życia spędziła na zachodnim wybrzeżu udzielając pomocy psychologicznej przestępcom, byłym skazańcom i ofiarom przemocy. Wróciła do LB z planem sprzedania rodzinnego domu i ucieczką za granicę a zamiast tego spotkała brata i kobietę, z którą niegdyś dzieliła celę.
Nadal nie wyjechała..
Popatrzyła za boczną szybę kryjąc twarz pełną zastanowienia oraz przemyśleń, od których powoli zaczynała boleć ją głowa. Po napaści myślała tylko o tym, żeby jak najszybciej wydostać się ze szpitala i uciec z miasta. Wyjechać jak najdalej od Perth, a później z Australii dokądś, gdzie mogłaby zacząć życie od nowa bez oglądania się za siebie lub łatki matkobójczyni. Przez ten czas niespecjalnie zastanawiała się nad wspomnieniami, które jednak do niej nie wróciły. Skupiła się na sobie i celu do osiągnięcia, bo to co zostawiła z tyłu nie było warte jej uwagi. Desmond jakoś bez niej przeżyje a cała reszta.. nie było całej reszty. Poza pacjentami nie miała nikogo, więc tym bardziej nie przejmowała się przeszłością ani lukami we wspomnieniach, o których nawet nie miała pojęcia. Nie myślała o nich. Nie tak intensywnie jak teraz palcami dotykając prawej skroni, jakby jej pocieranie mogło cokolwiek zmienić. Może wspomnienia wyskoczą niczym dżinn z lampy?
- Nie jestem pewna, czy wiem o co pytać – przyznała szczerze wreszcie przestając się chować i odwróciła twarz w stronę Elizabeth. – I tylko trzy? To wynika z twojej zasadniczości, czy za trzy pytania coś się wydarzy? – Starała się zachować spokój, ale właśnie uświadomiła sobie, że być może weszła do klatki lwa. Miała swoje podejrzenia co do napaści, ale równie dobrze mogła się mylić a sprawcą okazałby się mąż Wayne; a może jednak nadal Night? Co jeżeli to ustawka? Wiedziała coś ważnego, czego – o zgrozo – nie pamiętała i miała za to dostać po dupie od pary, która jednak dalej się kochała? Wprawdzie, z tego co pamiętała, nie wróżyła Night’om świetlanej przyszłości, ale życie bywało przewrotne a ludzie zbyt przywiązani do tego, co już posiadali.
Spojrzała w boczne lusterko uznając, że to na marne. Jeżeli w coś się wkopała to już było za późno.
- Jak ci się żyje, jako pani Wayne? – Już nie Night, co wywnioskowała wcześniej, ale nie o sam rozwód chciała zapytać. Na ten moment batalia kochanków nie była ważna nie licząc podejrzeń, że być może wspólnie zaplanowali napaść na Terrell.
Popadała w paranoje..
- Czemu przestałyśmy się kontaktować? – zapytałaby wprost o datę zakończenia terapii, ale tej nie prowadziły długo przed zerwaniem kontaktu. Albo nie tak długo zważając na to, że Joan niewiele kojarzyła z późniejszych rozmów.
Wbiła uważne spojrzenie w kobietę nie pokusiwszy się o trzecie pytanie. Jeszcze nie. Zada je później, po krótkiej rozmowie albo wcale.

Elizabeth Wayne
wykładowca bezpieczeństwa narodowego — Cairns University
36 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
What a strange time to be alive.

[akapit]

Elizabeth odetchnęła cicho, kładąc dłoń na symbolu land rovera zdobiącego środek kierownicy.

[akapit]

- Mogłabym uznać tamte dwa za nieprzepisowe i miałabyś teraz cztery na koncie - mruknęła, jakby z niechęcią w głosie lub zawodem. - Mogłabym wybrać jedno, na które chciałabym odpowiedzieć z tych dwóch ostatnich, ale... pewnie nadal byś drążyła. - Czego nie uważała za złą cechę Joan. Niektórych zboczeń zawodowych nie szło wyplenić, co Wayne obserwowała po samej sobie. Jeśli studenci lali za dużo wody na egzaminach, odsyłała ich bez skrupułów na kolejny termin. Nagradzała zgodnie ze schematem "krótko, treściwie i na temat". W jej mniemaniu Joan Terell plasowałaby się całkiem nieźle wśród "drążących do celu", ale nie "skrótowców". Wszystko trzeba było wyjaśniać, od każdego słowa szło utworzyć nową ścieżkę.

[akapit]

Zdała sobie sprawę, że milczy dostatecznie długo, gdy poczuła na sobie świdrujący wzrok kobiety. Spokojnie odwróciła głowę w jej kierunku.

[akapit]

- Dobrze, że te odpowiedzi się ze sobą wiążą. - Postukała zadbanymi paznokciami w francuskim stylu o twardą skórę. - Sporo ułatwi. - Łagodny uśmiech. Wdech i wydech. - Dzięki tobie zrozumiałam po czasie, że Elizabeth Night była wyłącznie figurantką. Faworytą. Elizabeth Wayne po trzydziestce to ktoś, kogo nie znam dobrze, ale młodsza ja mówi mi, że będzie dobrze, jeśli dam jej czas. Poznajemy się na każdym kroku. - Potaknęła z wolna, zadzierając dumnie brodę. - To bardzo intrygujący romans. - I zaśmiała się lekko. - Mam nadzieję, że na całe życie. Między innymi dlatego przestałyśmy rozmawiać. Czy raczej, to efekt uboczny tego, że przestałyśmy rozmawiać. Nasze sesje nie przypominały fachowych spotkań, choć nadal miały spory wpływ na mnie. Uświadomiły mi, że senator Night nie jest człowiekiem dla mnie. Inaczej i ja nie pozwoliłabym, żeby te meetingi wyglądały, jak wyglądały. - Przerwała, żeby zerknąć w górne lusterko, w którym odbijały się drzwi wejściowe do miniaturowej kawiarni drive-in. Szyba pełna napisów po zmywalnych flamastrach przesłaniała jednak widok na krzątających się w środku baristów. - Nie drążyłaś tego tak, jak zrobiłby to każdy inny psycholog. Dowiedziałam u innego źródła, jeżeli specjalista unika jakiegoś tematu, to znaczy, że powstaje bariera - ciągnęła bez skrupułów. - Byłam tobą zauroczona, ale w końcu powiedziałaś dość. Wtedy nie rozumiałam, dlaczego, skoro tak dobrze nam się rozmawiało. Przekazałaś mnie koledze po fachu, Charlesowi McAllisterowi. Spotykałam się z nim w Sydney do czasu jego wypadku na morzu.

Joan D. Terrell
powitalny kokos
NOSTROMO
psycholog — telefon zaufania
37 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Pani psycholog; karalna. Większość życia spędziła na zachodnim wybrzeżu udzielając pomocy psychologicznej przestępcom, byłym skazańcom i ofiarom przemocy. Wróciła do LB z planem sprzedania rodzinnego domu i ucieczką za granicę a zamiast tego spotkała brata i kobietę, z którą niegdyś dzieliła celę.
Nadal nie wyjechała..
Zasady, ograniczenia, podkreślanie swej władzy w możliwie straconych dwóch pytaniach tak, jakby Joan nie miała żadnego innego wyjścia. Jakby nie trzymanie się reguł sprawiło, że miałaby trafić do izolatki albo dostać po łapach, jak od strażników w poprawczaku, a później od klawiszy w więzieniu. Tylko, że nie tkwiła w zamknięciu. Była na wolności i żyła według własnych zasad (a nie kogoś innego).
- A ty nadal trzymasz stery, bo boisz się stracić kontrolę. – Nad życiem, samochodem, rozmową i nad nią. – Znowu. – Bo ktoś już tę kontrolę odebrał Elizabeth, o czym nie bano się jej przypomnieć w lekko prowokacyjny sposób.
Pochyliła się lekko do przodu patrząc na boczne lusterko, a potem raz jeszcze przez ramię między fotelami.
Na nowo przywarła plecami do siedzenia i pomasowała palcami skroń. Kiedy Wayne milczała, ona starała się odsunąć myśl oraz obawy o możliwym zagrożeniu.
Wzięła głębszy wdech i słuchała. To już miała w nawyku. Nasłuchiwała kroków matki, dźwięków w poprawczaku i słuchała ludzi podczas sesji nie pozwalając sobie na żadne reakcje. Teraz jednak marszczyła brwi, nawet posłała lekki uśmiech i znów skrzywiła tak, jakby nie pasowało jej to co usłyszała.
Nic nie pasowało. Luki we wspomnieniach okazały się zbyt duże.
- Kojarzę Charlesa, ale.. to wszystko brzmi jak sen. – Coś nieprawdziwego, co nie miało miejsca, a jednak było wręcz przeciwnie.
Odchyliła głowę do tyłu patrząc na podsufitkę eleganckiego auta.
- Jak mogłaś się zauroczyć, skoro najwyraźniej powiedziałam ci o sobie rzeczy, które są dla mnie jak pięta Achillesowa? – Nie myślała już o grze Elizabeth. Próbowała sobie przypomnieć. Pojąć, czemu wyznała prawdę na swój temat, a potem się wycofała. Sądziła, że właśnie przez to, bo wstydziła się własnego dawnego życia.
Kiedy już usłyszała odpowiedź bez słowa wyszła z auta i pomimo strachu, że zobaczy ją jakiś patrol, zapaliła papierosa. Ten cholerny nałóg, którego nie miała, doprowadzał ją do szału nie bardziej od frustracji z powodu luk w pamięci, o których nie miała pojęcia.

Elizabeth Wayne
wykładowca bezpieczeństwa narodowego — Cairns University
36 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
What a strange time to be alive.

[akapit]

- Charles powiedział, że nastąpiło zjawisko przeniesienia i byłaś zobligowana.

[akapit]

A potem trzasnęły drzwi i po Joan pozostało niewielkie wgniecenie na siedzisku pasażera oraz otumaniająca cisza. Elizabeth patrzyła, jak kobieta nerwowo wyciąga paczkę papierosów, szuka w nich ukojenia, zaciąga się dymem i potem wypuszcza długą, szarą smugę rozpływającą się w bryzie. Tak wyglądała kobieta, której Wayne nie znała. Wychodziło na to, że żadna nie miała pojęcia o tej drugiej odkąd ich drogi się rozminęły.

[akapit]

Elizabeth wyciągnęła kluczyki ze stacyjki i opuściła samochód. Zaczesała wpadające do ust kosmyki krótkich włosów, żałując, że nie związała ich przed wyjściem. Ciepłe, gęste powietrze zwiastujące kolejne deszcze w Lorne Bay pachniało pobliską kamforą oraz papierosami. Albo burzę. Inną niż w stu sześćdziesięciu ośmiu centymetrach trzydziestopięciolatki, bynajmniej nie bardziej błahą.

[akapit]

- Wcale nie chciałam zrywać z tobą kontaktu - ciągnęła temat - ale gdy wróciłam do Lorne Bay, przypomniałam sobie, co mi powiedziałaś. Uznałam, że to byłoby nieludzkie po prostu zadzwonić, przypomnieć te wszystkie godziny rozmów oraz... - Zawahała się, więc przygryzła dolną wargę skonsternowana. Obeszła land rovera i stanęła przy tylnych drzwiach. Trzymała bezpieczny dystans od Joan. Nienawidziła smrodu papierosów. - Joan - spróbowała jeszcze raz - wtedy nie uważałam twoich słabości i historii za coś godnego potępienia. Nadal nie uważam. - Tylko uczucia względem Terrell zmieniły się. Wyciszyły. - Przetrwałaś piekło... - Zrobiła dwa kroki do przodu, ale resztka dymu uderzyła w nią bez skrupułów, więc cofnęła się cztery, zakrywając krótko nos dłonią. - I dziwiło mnie, że nie byłaś do cna zgorzkniała po wszystkim... Ale ostatecznie mi pomogłaś. Mówiłaś, że właśnie dlatego zostałaś psychologiem. Aby pomagać tak, jak tobie nikt nie był w stanie.

[akapit]

Drzwi kawiarni otworzyły się, a na parking wyszedł młody mężczyzna w brązowym fartuszku na biodrach. Zręcznie manewrował między samochodami przy stanowisku 1 i 2, aż śmignął przed 3 i podchodząc do land rovera odczytał z kubków:

[akapit]

- Bezkofeinowa dla Elizabeth.

[akapit]

- To ja.

[akapit]

Mężczyzna wręczył jej kawę.

[akapit]

- I druga dla... - Stanął w miejscu. - ...Joan. - Podniósł wzrok na kobietę w szortach i momentalnie spochmurniał. Zacisnął palce na podstawce. - Powinienem ci, kurwa, splunąć na buty i do kubka. Szukasz kolejnych do zaciukania, żeby spierdolić jeszcze raz z miasta? Powinnaś spłonąć wraz z tą ruderą, którą nazywasz domem!

[akapit]

Elizabeth zaniemówiła, choć w środku coś łupnęło. Patrzyła to na baristę, to na Joan, jakby odpowiedź tkwiła zawieszona w powietrzu między nimi. Gdzieś nad horyzontem huknął grom. To ją ocuciło. Gdy barista zrobił krok do przodu, ona również się poruszyła. Wykonała obrót w bok i ekologiczny kubek z plastikowym wieczkiem roztrzaskał się na koszuli, zalewając mężczyznę od góry do dołu. Z jego dłoni wypadło zamówienie psycholożki i zalało asfalt z głośnym plaskiem. Kawa była wszędzie - włącznie ze spodniami i butami Wayne. Nie tak to wykalkulowała.

[akapit]

- Osz, cholera! - pisnął wysoko. - Przepraszam! Nie chciałem! Nic się pani nie stało? Nie poparzyłem?

[akapit]

- To cold brew - skomentowała swój bezkofeinowy wybór, zerkając krytycznie na skórzane buty. - Ale tego tak łatwo nie spiorę.

[akapit]

- Już biegnę po chusteczki!

[akapit]

- Lepiej w podskokach. Z obiema zamówieniami. Najlepiej bez plucia do kawy klientek, inaczej będzie to ostatni pana dzień w pracy.

[akapit]

Barista przełknął ślinę, lecz odwracając się przez ramię, zdążył posłać Terrell mordercze spojrzenie, które nie pozostawiało wątpliwości, że ich zadatki jeszcze się nie skończyły. Potruchtał do kawiarni i zniknął w środku.

[akapit]

Elizabeth jeszcze przez chwilę z założonymi rękami obserwowała drzwi wejściowe, po czym westchnęła przeciągle. Bez słowa otworzyła drzwi po stronie pasażera i wyciągnęła ze schowka paczkę nawilżanych chusteczek. Spodni nie uratuje, ale niech chociaż buty przeżyją.

Joan D. Terrell
powitalny kokos
NOSTROMO
psycholog — telefon zaufania
37 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Pani psycholog; karalna. Większość życia spędziła na zachodnim wybrzeżu udzielając pomocy psychologicznej przestępcom, byłym skazańcom i ofiarom przemocy. Wróciła do LB z planem sprzedania rodzinnego domu i ucieczką za granicę a zamiast tego spotkała brata i kobietę, z którą niegdyś dzieliła celę.
Nadal nie wyjechała..
Palenie dawało jej poczucie, że coś było tylko jej. Nie chodziło o tytoń ani potrzebę wydychania dymu. Po wszystkim nie znosiła kapcia, który czuła w buzi, ale miała coś w co nikt nie wchodził z butami. Coś, co stanowiło barierę miedzy nią a światem, której teraz bardzo mocno potrzebowała. To właśnie zza tej ściany dymu wciąż wbijała uważne spojrzenie w Elizabeth nie mając zielonego pojęcia, czy kobieta mówiła prawdę czy kręciła. Częściowo jej słowa zgadzałyby się z tym, co Terrell pamiętała, ale nie umiała wyobrazić sobie momentu, w którym zdradza Wayne swoje sekrety. To było coś nieprawdopodobnego i nietypowego. Nie umiała w to uwierzyć i zarazem bardzo pragnęła poznać uczucie, które towarzyszyło jej w chwili mówienia samej prawdy. Niewiara przeplatała się z ciekawością i próbą zaufania komuś, kogo nie widziała od dawna. Komuś, kogo znała tylko z ekranu laptopa.
- Czemu ty? Czemu to akurat tobie powiedziałam o tym, co zrobiłam? – Pula pytań się skończyła, ale ona miała to gdzieś. Nie bawiła się w takie rzeczy. Nie interesowały ją ograniczenia ani zasady kierowane przez innych. Teraz była wolną osobą i mogła wszystko, dlatego zamierzała dowiedzieć się czegoś więcej, nawet jeśli podświadomie wiedziała, że Elizabeth nie posiadała wszystkich odpowiedzi. Nie mogła, bo prawdopodobnie nie miała pojęcia, co w danej chwili siedziało w głowie Joan. A może.. może o tym Terrell też jej mówiła? O myślach i uczuciach, które pozwoliły jej wyznać prawdę?
Nim doczekała się odpowiedzi na horyzoncie pojawił się pracownik baru. Automatycznie odwróciła głowę w drugą stronę, ale kiedy chłopak koniecznie chciał na głos ogłosić wszystkim, komu podaje kawę, spojrzała w jego kierunku.
Zbyt dobrze znała ten wyraz twarzy. Wiedziała, że wieść po miasteczku się rozeszła, ale nie spodziewała się, że nawet tak młode pokolenie było na bieżąco. Musiał to być ktoś powiązany z policjantami. Kolega, rodzina, kuzyn albo kolega kolegi gliniarza. To by wszystko wyjaśniało.
- Zaktualizuj dane, bo nie zaciukałam swej matki. Uderzyła się w głowę.. – Nie dokończyła, kiedy nagle tamten zrobił krok i niespodziewanie między nimi pojawiła się kolejna nieco wyższa od Joan postać.
Potem wszystko stało się szybko i zanim Joan cokolwiek dodała znów napotkała spojrzenie kelnera.
- Nie musiałaś tego robić – stwierdziła cicho z zaskoczeniem czując jak drżą jej dłonie. Odrzuciła papierosa, zgniotła go butek i schowała ręce do kieszeni. – Niepotrzebnie narażasz się miejscowym. To bez sensu. Tak samo, jak przyniesienie drugi raz tego samego, bo obie wiemy, że teraz dwie kawy będą z dodatkiem moczu. – Nie wierzyła w nic innego. Nie było lepszego traktowania lub poprawy zachowania. W więzieniu panowały inne zasady a to Lorne Bay było dla Joan jak więzienie z ludźmi, którzy chcieli jej dokopać. – Wiem też, że lada moment pojawi się tutaj patrol i lepiej, żeby nie widzieli cię w moim towarzystwie. – Westchnęła czując, że to koniec spotkania. Elizabeth nic z niego nie wyciśnie. – Powinnaś przeprać spodnie. Szkoda tak drogiego materiału. – A ona szukała powodu, żeby się ulotnić i dać spokój kobiecie, która nie potrzebowała dodatkowych kłopotów w tutejszymi władzami. - Moje życie, całe jego otoczenie, nie jest warte tego co masz. Musiałam mieć powód, żeby zerwać z tobą kontakt i chce wierzyć, że po prostu cię chroniłam albo jakiś inny szajs. Albo może się bałam, bo to twój mężulek stał za napaścią na mnie. Cholera, nie wiem! Wiem tylko tyle, że trzymanie się z dala ode mnie co najlepsze co możesz teraz dla siebie zrobić. - Zacisnęła szczękę nie wierząc, że to się działo. Nie panowała nad sobą. Durny chłopaczek z kawiarni zaburzył jej spokój i z jakiegoś niezrozumiałego powodu przejmowała się tym bardziej niż zwykle. Czy to przez obecność Elizabeth? Kobiety zagadki, która mówiła o rzeczach tak nieprawdopodobnych i ciekawych, że chciałaby w nie wierzyć jak w opowieści Tysiąca i Jednej Nocy?
Zrobiła krok w tył i zamknęła powieki czując, że zbiera jej się na płacz.

Elizabeth Wayne
ODPOWIEDZ