As long as the wrong feels right, it's like I'm in flight
: 06 maja 2022, 21:50
[6]
Naprawdę nie spodziewała się, że Colton ją odnajdzie w tym miejscu. To też w sumie nie tak, że ukrywała się przed nim z jakiegoś konkretnego powodu. Właściwie wcale się… nie… ukrywała. A przynajmniej nie przed nim! Raczej ogólnie przed światem, bo dosyć już miała troszkę swojej rodziny, która była obecna w niemal każdym kącie winnicy Callaway. Scarlet potrzebowała spokoju, swobody i nieznajomych, którzy nie będą jej pytali, dlaczego od tygodni nie napisała ani zdania albo dlaczego w chwilach, kiedy nikt nie widzi, nie uśmiecha się, a wręcz wydaje się smutna. Potrzebowała pomieszkać w spokoju z kimś, kto nie zna jej na tyle, by podejrzewać, że w istocie czymś się przejmuje i zamartwia. A mieszkanie z gromadką młodszych ludzi, którzy rzadko kiedy bywali na noc w domu dawało jej mnóstwo swobody i potrzebnej jej samotności. Wydawało jej się, że w ten sposób odzyska wenę i będzie w stanie sklecić choć trochę. Choćby najgorszy draft na świecie, który będzie poprawiać w nieskończoność! Cokolwiek byłoby lepsze niż puste kartki i migający kursyw w wordzie.
Poza tym dla własnego zdrowia psychicznego potrzebowała, by Colton nie znał jej miejsca zamieszkania. Tym sposobem przynajmniej wiedziała, że nie mógł jej nawiedzić w każdej chwili i dręczyć o kolejny draft czy rozdział. Łatwiej jej było się tutaj ukrywać, gdy nikt nie wiedział, gdzie mieszka, a jej współlokatorzy nawet nie kojarzyli jej dorobku literackiego – przez co czuła się niemalże tak szaro jak urzędnik państwowy na poczcie. Dlatego zdecydowała się jeszcze przez jakiś czas poukrywać miejsce swojego zamieszkania przed nim. Nie sądziła przecież, że będzie jej miał to za złe, prawda.
A tego popołudnia miała naprawdę parszywy humor. Trzy razy musiała upominać się, że wywalenie laptopa z mieszkania to zły pomysł. W dodatku fejs i instagram złośliwie podsunął jej wspomnienie związane z jej byłym chłopakiem oraz wykopaliskami. Czyli dwoma aspektami swojego dawnego życia, za którymi tak bardzo tęskniła, i które wciąż jeszcze upominały się i wręcz żądały, by w podskokach opuściła Lorne Bay. Jakoś nawet przeżyła Walentynki, ale aspekt tych powracających wspomnień okazał się być dla niej znacznie trudniejszy. Dlatego przechodziła lekkie załamanie i ostatnie, czego w tym dniu potrzebowała to Coltona, który będzie wraz z nią oglądał maraton Avengersów. Sama w ciszy i spokoju mogła to zrobić, i nawet już odpaliła tv, korzystając z tego, że była sama w mieszkaniu. I jasne, trochę chyba przegięła, mówiąc Brooksowi, że lekko choruje, ale z drugiej strony, naprawdę miała nadzieję, że to go zniechęci do męczenia jej. Dlatego z lekko zaczerwienionymi oczyma (ale jeszcze bez śladów łez) z głośnym jękiem niezadowolenia otworzyła drzwi wejściowe po tym jak ktoś się do nich uparcie dobijał.
Colton Brooks
Naprawdę nie spodziewała się, że Colton ją odnajdzie w tym miejscu. To też w sumie nie tak, że ukrywała się przed nim z jakiegoś konkretnego powodu. Właściwie wcale się… nie… ukrywała. A przynajmniej nie przed nim! Raczej ogólnie przed światem, bo dosyć już miała troszkę swojej rodziny, która była obecna w niemal każdym kącie winnicy Callaway. Scarlet potrzebowała spokoju, swobody i nieznajomych, którzy nie będą jej pytali, dlaczego od tygodni nie napisała ani zdania albo dlaczego w chwilach, kiedy nikt nie widzi, nie uśmiecha się, a wręcz wydaje się smutna. Potrzebowała pomieszkać w spokoju z kimś, kto nie zna jej na tyle, by podejrzewać, że w istocie czymś się przejmuje i zamartwia. A mieszkanie z gromadką młodszych ludzi, którzy rzadko kiedy bywali na noc w domu dawało jej mnóstwo swobody i potrzebnej jej samotności. Wydawało jej się, że w ten sposób odzyska wenę i będzie w stanie sklecić choć trochę. Choćby najgorszy draft na świecie, który będzie poprawiać w nieskończoność! Cokolwiek byłoby lepsze niż puste kartki i migający kursyw w wordzie.
Poza tym dla własnego zdrowia psychicznego potrzebowała, by Colton nie znał jej miejsca zamieszkania. Tym sposobem przynajmniej wiedziała, że nie mógł jej nawiedzić w każdej chwili i dręczyć o kolejny draft czy rozdział. Łatwiej jej było się tutaj ukrywać, gdy nikt nie wiedział, gdzie mieszka, a jej współlokatorzy nawet nie kojarzyli jej dorobku literackiego – przez co czuła się niemalże tak szaro jak urzędnik państwowy na poczcie. Dlatego zdecydowała się jeszcze przez jakiś czas poukrywać miejsce swojego zamieszkania przed nim. Nie sądziła przecież, że będzie jej miał to za złe, prawda.
A tego popołudnia miała naprawdę parszywy humor. Trzy razy musiała upominać się, że wywalenie laptopa z mieszkania to zły pomysł. W dodatku fejs i instagram złośliwie podsunął jej wspomnienie związane z jej byłym chłopakiem oraz wykopaliskami. Czyli dwoma aspektami swojego dawnego życia, za którymi tak bardzo tęskniła, i które wciąż jeszcze upominały się i wręcz żądały, by w podskokach opuściła Lorne Bay. Jakoś nawet przeżyła Walentynki, ale aspekt tych powracających wspomnień okazał się być dla niej znacznie trudniejszy. Dlatego przechodziła lekkie załamanie i ostatnie, czego w tym dniu potrzebowała to Coltona, który będzie wraz z nią oglądał maraton Avengersów. Sama w ciszy i spokoju mogła to zrobić, i nawet już odpaliła tv, korzystając z tego, że była sama w mieszkaniu. I jasne, trochę chyba przegięła, mówiąc Brooksowi, że lekko choruje, ale z drugiej strony, naprawdę miała nadzieję, że to go zniechęci do męczenia jej. Dlatego z lekko zaczerwienionymi oczyma (ale jeszcze bez śladów łez) z głośnym jękiem niezadowolenia otworzyła drzwi wejściowe po tym jak ktoś się do nich uparcie dobijał.
Colton Brooks