psycholog — telefon zaufania
37 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Pani psycholog; karalna. Większość życia spędziła na zachodnim wybrzeżu udzielając pomocy psychologicznej przestępcom, byłym skazańcom i ofiarom przemocy. Wróciła do LB z planem sprzedania rodzinnego domu i ucieczką za granicę a zamiast tego spotkała brata i kobietę, z którą niegdyś dzieliła celę.
Nadal nie wyjechała..
Sprzedać dom i wyjechać z tego popieprzonego miasteczka.
Plan był prosty, ale z każdym kolejnym tygodniem spędzonym w Lorne spalał się, jak trzymany między palcami papieros. Joan wpatrywała się w jego końcówkę, żar i leniwie unoszący się dym, za którego zapachem nie przepadała. Palić nauczyła się w poprawczaku, ale o wiele lepsza była w przemycaniu różnych rzeczy zwłaszcza, gdy po dwóch latach w zamknięciu wreszcie wyrosły jej piersi. Z dnia na dzień z płaskiej małej dziewczynki stała się kobietą z idealnym miejscem na paczkę papierosów, batoników i tamponów na wymianę. Wreszcie się na coś przydawała. Pomimo trudnej codzienności odnalazła w poprawczaku swoje miejsce, czego nie mogła powiedzieć o rodzinnym mieście. Każdy dzień spędzony tutaj kosztował ją kolejną dawkę nerwów a godzina stania w domu matki to dodatkowy senny koszmar, które powróciły do niej wraz z pierwszym krokiem zrobionym przez próg tego miejsca pełnego strachu, niezrozumienia, braku bezpieczeństwa i żalu.
Piękna reklama. Powinna ją sprzedać Clarkowi z biura nieruchomości, którego głos usłyszała z przez otwarte drzwi tarasowe.
- Jak mówiłem przez telefon, dom jest w ostatniej fazie remontu, więc proszę przymknąć oko na niektóre niedoskonałości.
Stojąc w marnym ogrodzie Terrell rzuciła okiem w głąb domu, ale przez silne słońce dostrzegła jedynie dwie sylwetki bez szczegółów takich, jak za duża marynarka Clarka oraz sierść kota na jego spodniach. Przez bite pół godziny nawijał Joan o tym bydlaku zakupionym przez żonę dla uradowanej córki, która rozpłakała się na widok przyniesionego przez futrzaka martwego ptaszka. Problemy ludzi z przedmieść.
- Dom nie jest duży, ale wcześniej mieszkała tu czteroosobowa rodzina, której ta przestrzeń w zupełności wystarczyła.
Na to kłamstwo po plecach Joan przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Odwróciła się tyłem do tarasu i mocno zaciągnęła papierosem.
- Klimatyzacja jest sprawna, filtry wyczyszczone i okna podobnie jak podłoga są nowiuteńkie. Proszę spojrzeć jak błyszczy. – Wskazał na wyłożone drewno wpatrując się w twarz zainteresowanej kupnem kobiety, której reakcje próbował odczytać. – Na tyłach jest dalsza część ogrodu. Wiadomo, że trzeba o niego zadbać, ale tak piękna kobieta na pewno zna się na rzeczy.
Clark, palnij się w łeb; pomyślała słysząc wyraźniejsze kroki stawiane na nowiuteńkiej podłodze. Zaciągnęła się żałując, że docierała do końcówki papierosa. Wolała się czymś zająć niż bezczelnie patrzeć w oczy kupca, który nie miał pojęcia jak wielką piekielną dziurą był ten dom.
Przeżywając w środku swój własny koszmar wzięła się w garść i po zaczesaniu krótkich włosów za ucho (do których powoli zaczynała się przekonywać, chociaż jeszcze rok temu dałaby sobie rękę uciąć, że nigdy nie obetnie długich czarnych pasm) odważyła się odwrócić ku Clarkowi i oprowadzanej przez niego osobie.
- A oto właścicielka domu. Joan to Elizabeth
- Night – wtrąciła z ledwością poruszając wargami, które zastygły na widok kobiety. Ostatniej osoby, którą spodziewała się ujrzeć w Lorne Bay a tym bardziej w swym starym rodzinnym domu. Bóg miał okrutne poczucie humoru. Parszywy drań.
- Wayne. – Clark ją poprawił i niepewnie przyjrzał się Elizabeth, jakby próbował skądś ją skojarzyć. Joan zrobiła to samo marszcząc brwi. Od kiedy przestały się ze sobą kontaktować nie śledziła poczynań ani życia Elizabeth. Stała się niewiadomą. Studnią, w której Joan nie drążyła uznając, że stało się to co miało się wydarzyć. Nie potrafiła skojarzyć, co dokładnie zaszło i czemu nagle pacjentka o nazwisku Night przestała nią być. Po napaści nie zastanawiała się nad tym myśląc jedynie o jak najszybszym opuszczeniu Perth, a potem także Australii. Nie cofała się ani nie odwracała za siebie. Zamierzała wszystko zostawić nie mając pojęcia, co tak naprawdę zaszło między nią a pacjentką. Teraz to zrozumiała - że coś jej umykało. Że ni chuja kojarzyła fakty, o ile w ogóle było co kojarzyć. Równie dobrze Night pewnego dnia mogła nie odebrać rozmowy, nie umówiła się na kolejną wizytę na face time albo jej mąż anulował umowę.
Wolną dłonią poprawiła niebieską koszulę nie czując się komfortowo z tym, że była pacjentka widzi ją w takim wydaniu. Daleko temu do tego, jak kiedyś prezentowała się na ulicach albo ubierała dla Desmonda, ale nadal nie tak blisko do golfów lub koszul zapiętych aż pod szyję.
- Wayne - powtórzyła za mężczyzną i uważnie przyglądając się kobiecie niespodziewanie poczuła przedziwne zadowolenie tym, że najwyraźniej doszło do rozwodu. Skąd to się wzięło?

Elizabeth Wayne
wykładowca bezpieczeństwa narodowego — Cairns University
36 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
What a strange time to be alive.

[akapit]

Poszukiwanie bazy wylotowej pod zmianę adresu wydawało się Elizabeth Wayne najrozsądniejszym posunięciem w obliczu błyskawicznie postępującego procesu zamykającego. Lada dzień Arash Night miał odpowiedzieć za czyny, których się dopuścił, a ona - zyskać nowe miejsce do zamieszkania. Przeczuwała, że jeżeli spóźni się choćby o jeden dzień z decyzją, cały plan zniknięcia z radarów byłego męża przepadnie.

[akapit]

Szansa jedna na tysiąc. Cholera, niech będzie nawet jedną na sto - przeszło przez myśl Elizabeth. - Może być i jedna na dziesięć. Statystyki pokazują, że mniejszości zaczynają nabierać znaczenia. Trzeba kuć żelazo, póki gorące.

[akapit]

Mniejszości czasami mają sto sześćdziesiąt osiem centymetrów wzrostu, modelują zgłoski przyjemnym głosem i wyglądają, jak duchy wyciągnięte z zamkniętych kart historii. W przekonaniu Elizabeth, agent nieruchomości, Clark Epson, musiał dorabiać jako medium z żywą przeszłością. To samo medium stanęło z boku z rękami skrzyżowanymi na teczce przed sobą, jak uczniak na apelu w podstawówce.

[akapit]

- Niespodzianka...? - Clark uśmiechnął się zdawkowo i zwrócił się do Wayne: - Znacie się panie?

[akapit]

- Odrobinę. - Skinęła. - Pani Terrell... pomogła mi w tym i owym.

[akapit]

- Czyli przelotna znajomość z profitami?[

[akapit]

Elizabeth zdawkowo uniosła kąciki ust, to opuściła, gdy przyjrzała się kobiecie od stóp do głów. Klimatyzacja w domu wcale nie działała, jak powinna. I znów wyuczony uśmiech.

[akapit]

- Dzień dobry.

[akapit]

- Niesamowite. - Epson odetchnął z ulgą i zachichotał, przechodząc na stronę Joan. - Przeznaczenie maczało w tym palce, Joan! Jesteś skazana na oddanie domu w wyjątkowo dobre ręce. - Z początku czuł jak prowizja leci po łeb na szyję. Jeśli istniało coś gorszego od interesowności, były to znajomości. Takie z upustem. Dużym. Najczęściej zakończone procentem.

[akapit]

Elizabeth wetknęła kluczyki land rovera do kieszeni popielatej marynarki. Znak, że zamierza zostać tu odrobinę dłużej.

[akapit]

Barki Epsona rozluźniły się. Jednak lepszy deal niż jego brak.

[akapit]

- Kto z państwa opowie mi coś więcej o tym miejscu?

[akapit]

- Zagramy na cztery ręce? - Epson zerknął na właścicielkę i dodał: - Pani Wayne, to kolebka rodzinna. Ściany z historią. Parkiet, choć wymieniony, od spodu aż kipi radosnym tupotem z przeszłości.

[akapit]

Czaruś - pomyślała, odwracając uwagę od agenta. - A ty, Joan? Co mi powiesz po takim czasie...?

Joan D. Terrell
powitalny kokos
NOSTROMO
psycholog — telefon zaufania
37 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Pani psycholog; karalna. Większość życia spędziła na zachodnim wybrzeżu udzielając pomocy psychologicznej przestępcom, byłym skazańcom i ofiarom przemocy. Wróciła do LB z planem sprzedania rodzinnego domu i ucieczką za granicę a zamiast tego spotkała brata i kobietę, z którą niegdyś dzieliła celę.
Nadal nie wyjechała..
- Zawodowa znajomość – Poczuła przedziwną potrzebę sprecyzowania. Równie nietypową jak niepokój, który dopadł ją na wspomnienie o profitach. Nie potrafiła określić powodów tych reakcji, bo przecież nijak odnosiły się do ich znajomości. Teraz, gdy powróciła myślami do terapii z Night wiedziała, że nie postąpiła dobrze. Przekroczyła zawodowe uprawnienia przekształcając terapie w dialog. W rozmowę dwóch osób. Pogawędki znajomych, do których dojść nie powinno, a co zostało szybko przerwanie. Chyba; nawet jeśli nie, to co złego lub nieodpowiedniego mogło się wydarzyć?
Z dystansem obserwowała zachowanie agenta nieruchomości zbyt zajęta doszukaniem się w pamięci podstaw do tego aby sądzić, że miała w niej spore luki. Ludzie nie pamiętali wszystkich swoich dni, wielu rozmów lub interakcji, więc miała prawo zapomnieć te mniej istotne sytuacje i najwyraźniej nagłe zniknięcie Night z kalendarza wizyt takie właśnie było – nieistotne.
Koniuszkiem języka zwilżyła wargi i ostatni raz zaciągnęła się papierosem dając sobie chwilę na uporanie się ze sprzecznymi emocjami.
- Nie sprzedam ci tego domu – stwierdziła wreszcie mówiąc coś więcej i bezczelnie rzuciła peta na trawnik.
- Co? Pani Terrell – Pociągnął kobietę za ramię zaledwie na jeden krok do tyłu uznając, że tyle wystarczy, żeby Wayne ich nie usłyszała. – To szansa jedna na milion. Nikt nie chce tego domu. Sprzedanie go graniczy z cudem. – Mówił tak, jakby Joan tego nie wiedziała. – Pani Wayne, proszę wybaczyć. Właścicielka ma dzisiaj gorsze dni. – Złożył ręce jak do modlitwy błagając aby wybaczył mu to zachowanie.
- W niedawno odnalezionej piwnicy znaleźliśmy kopce martwych szczurów. W ścianach był grzyb i spore składowisko dziwnych śmieci, które jak sądzę ktoś tam wsadził. – Nie powie, że to jej matka. Świadkiem nie była, ale to jedyna osoba, która mogłaby wpaść na pomysł chowania czegoś w ścianach. Dobrze, że to nie były dzieci. – W dachu najpewniej wciąż znajdują się resztki azbestu a okna są parszywej jakości. Jedno stuknięcie paznokciem i rozsypią się w wiór. - Wymieniała jak z karabinu sprawiając, że Clarkowki opadła szczęka wraz z ramionami wypompowującymi z niego wszelkie nadzieje.
- I po sprzedaży – skomentował nie zauważając intensywnego spojrzenia Joan, która ani razu nie odwróciła wzroku od Elizabeth. Chciała i to bardzo, bo za kobietą nią stał dom z drzwiami tarasowymi gotowymi połknąć i pochłonąć do swego piekła niewinną Wayne.
Terrell nie sprzeda jej tego domu. Wciśnie go na siłę komuś innemu, ale nie swojej byłej pacjentce, ku której odważyła się zrobić parę kroków.
- Nie chcesz tego domu. Uwierz mi – zapewniła zanim minęła tamtą i weszła do środka zostawiając skołowanego agenta na trawniku. Ten był na tyle dobry, że butem dogasił za nią papierosa.
- Pani Terrell!
- Jesteś wolny, Epson! – zawołała zanim ruszyła w stronę kuchni, w której wcześniej nieumyślnie zostawiła swoją torebkę. Musiała zapalić kolejnego papierosa. To cholerne miasteczko wpakowało ją w nieprzyjemny nałóg.
Oparła się pośladkami o blat i zaciągnęła mocną nikotyną, która drażniła gardło, po czym kciukiem przetarła skórę między brwiami. Czuła zapowiadający się ból głowy oraz zbliżające się kroki.
- Więc dojrzałaś do tego i wreszcie zostawiłaś męża? - zapytała cichym i spokojnym głosem. Podobnym do tego, którego używała podczas terapii. Był ciepły, pełen cierpliwości i zrozumienia, jakby już na wstępie była gotowa z otwartymi ramionami przyjąć każdą odpowiedź.

Elizabeth Wayne
wykładowca bezpieczeństwa narodowego — Cairns University
36 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
What a strange time to be alive.

[akapit]

Nie w taki sposób dobijało się targu i nie w taki sposób rozpoczynało się rozmowy po długim okresie niewidzenia, który miał być już wieczny. Jednak Elizabeth zapytała samą siebie, czy rzeczywiście jest upoważniona do takiej oceny osób... obcych. Po reakcji agenta wywnioskowała, że nie będzie jej specjalnie nagabywał. Epson miał duży kaliber w gębie, ale nie w biznesie. Albo zdążył poznać Joan Terrell na tyle, aby wiedzieć, że próby przemówienia do rozsądku spełzną na niczym. Samej Wayne nie mogło bardziej nie zależeć na remontowanej ruderze.

[akapit]

Tylko skąd ten stanowczy upór?

[akapit]

Elizabeth postukała skórzanymi półbutami w progu tarasowym i powędrowała z wolna za Joan. Przyjrzała się ścianom z kiepsko zakrytymi zaciekami po ulewach oraz świeżo wyrytych dziurach po grzybie. Kiedyś Arash odgrzybiał ich piwnicę specjalnymi wiatrakami. Cały proceder trwał tygodnie i pozostawił przykre wspomnienia gorzkiego zapachu wilgoci. Kawałek dalej - pęknięcia w nowym tynku. Gdyby to od niej zależało, zrównałaby budynek do fundamentów i wymieniła cały szkielet. Taki też miała plan. Widziała potencjał nieruchomości i pieniądze nie grały żadnej roli. Lokacja przemawiała do niej: głusza, blisko do pożarów sezonowych. Idealne, aby odstraszyć Nighta i jego henchmenów. Tylko co z tego? Musiała obejść się smakiem.

[akapit]

Stanęła w progu kuchni, obrzucając szerokie okna zagadkowym spojrzeniem. Mogłaby je wyrzucić i postawić wielkie drzwi tarasowe. Paradoks prywatności a zarazem oświadczenie światu, że nie da sobie dyktować warunków i jeśli ktoś ma ją podglądać, to tylko błądzące krokodyle australijskie.

[akapit]

Z salonu wyglądającego na taras rozległy się ciężkie kroki a po nich trzaśnięcie drzwiami. Epson oficjalnie opuścił przybytek ograbiony z sukcesu przez własną klientkę. Zwrot akcji, którego ani on, ani Elizabeth się nie spodziewali.

[akapit]

- Nie sprzedasz mi domu, ale otwierasz niezobowiązującą sesję - oznajmiła równie sympatycznie, co Joan. - Niektóre rzeczy się raczej nie zmieniają. - Jeszcze parę lat temu miałaby problem z podarowaniem Terrell jeszcze jednego uśmiechu, ale ten przychodził tak automatycznie i tak niewymuszenie, że nie mógł być szczery. - Czy są gdzieś w okolicy jeszcze jakieś nieruchomości, których będziesz zazdrośnie przede mną strzec? - spytała, dając dwa kroki w głąb. - Czy reszta została w Perth?

[akapit]

Niezobowiązujące "co tutaj robisz?" nie pasowało do atmosfery.

[akapit]

Przez uchylone okno dobiegł ryk starej, ale szykownej toyoty auris. Piszczący hamulec na podjeździe i gaz do dechy. Clark nawet nie miał czelności, aby poinformować Elizabeth, że wraca do poszukiwań. Musiał się dorobić na kimś tak chętnie szastającym kasą.

Joan D. Terrell
powitalny kokos
NOSTROMO
psycholog — telefon zaufania
37 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Pani psycholog; karalna. Większość życia spędziła na zachodnim wybrzeżu udzielając pomocy psychologicznej przestępcom, byłym skazańcom i ofiarom przemocy. Wróciła do LB z planem sprzedania rodzinnego domu i ucieczką za granicę a zamiast tego spotkała brata i kobietę, z którą niegdyś dzieliła celę.
Nadal nie wyjechała..
- Niektóre rzeczy były zbyt dobre, żeby chcieć je zmienić – Skłamałaby mówiąc inaczej, bo pomimo złamania wszelkich zasad profesjonalizmu dobrze wspominała rozmowy z Night. Nie potrafiłaby teraz powiedzieć, na której dokładnie wizycie typowa terapia zamieniła się w szczere rozmowy. Prawie szczere, bo Joan bardzo mocno strzegła prawdy o swoim życiu, ale nie miała oporów przed wymianą poglądów na temat świata lub luźnymi interpretacjami słów Elizabeth, którą przecież powinna analizować. Gdzieś tam w głębi siebie wiedziała, że schrzaniła jako psycholog, ale jako osoba wcale nie żałowała, nawet jeśli to wszystko zakończyło się równie niespodziewanie co zaczęło. Musiało, skoro tego nie kojarzyła.
Perth; magiczne miejsce, w którym udało jej się wyjść na prostą. Miasto dające jej nowe życie, możliwości i kolejne kłopoty, jakby życie w łonie wariatki (i konsekwencje tego) nie wystarczało.
- Perth to przeszłość. – Kojarzyła swobodę rozmów z Elizabeth, ale nie spodziewała się, że to było aż tak proste. Może to kwestia zmiany otoczenia oraz faktu, że Joan nie miała już nic do stracenia? Lorne Bay było ostatnim przystankiem przed całkowitym opuszczeniem Australii. Przed zapomnieniem tego, kim do tej pory była. – To miejsce także. – Dłonią z papierosem zrobiła kółeczko w powietrzu. – Doradzam też omijanie motelu w okolicach Sapphire River. – Oto miejsce, którego będzie zazdrośnie strzec. Jej aktualne marne lokum, za które płaciła grosze. Jaka cena taka jakość. – Podobno ludzie wynajmują tam pokoje na godziny. – Robiła złą reklamę motelu, podobnie jak próbowała zniechęcić Elizabeth do domu jednocześnie czyniąc na opak, bo wprost wskazała miejsce, w którym aktualnie przebywała.
Jeszcze raz zaciągnęła się papierosem i wypuszczając dym odwróciła głowę w przeciwnym kierunku byle nie dmuchać prosto w twarz Elizabeth. Niewiele to da, bo znajdowały się w tym samym pomieszczeniu, ale grzecznościowy odruch był silniejszy od rozsądku.
Powróciła spojrzeniem na kobietę nie mogąc nadziwić się temu, jak odmiennie odczuwała jej obecność na żywo w porównaniu z tym, co czuła rozmawiając z nią na face time. Nie kryła się też z nachalnością obserwacji oraz wieloma przemyśleniami, z którymi się zmagała, a o czym świadczył niewinny gest przysunięcia kciuka do warg. Nieznacznie zagryzła zęby na krótkim paznokciu i szybko oderwała go od ust z charakterystycznym pyknięciem.
- Tak dziwnie jest cię widzieć pierwszy raz na żywo – wyznała bez skrupułów, acz wciąż czuła się nieswojo z wielu powodów. Jednym z najważniejszych było przebywanie w tym piekielnym domu. – Zwłaszcza tutaj. W tym jakże popieprzonym do cna miasteczku. – Uważała Lorne Bay za centrum całego zła. Za zgniliznę wschodniego wybrzeża Australii. Za grzyb, który wciąż gdzieś czaił się na ścianach tego domu. – Uznałabym, że mnie śledzisz, gdyby nie dawno przerwana terapia.. ale chyba nie tak powinnam to nazywać, co? – Prychnęła z nutką rozbawienia i pogardy do samej siebie. – Mój brak profesjonalizmu musiał cię wystraszyć. – Do takiego wniosku doszła. Miała na to mało czasu, bo zaledwie tych parę minut od pojawienia się Wayne, ale uznała to za słuszne przemyślenia. – Zarazem coś niewyjaśnionego przyciągnęło cię właśnie do Lorne Bay. Tylko proszę nie mów, że opaleni surferzy. - Słynna reklama miasteczka głosiła, że na między innymi takie atrakcje mogły liczyć napalone turystki.
Na własne słowa zaśmiała się odrobinę z rozbawieniem, ale też nerwowo, czego nie potrafiła teraz ukryć. Za każdym razem gdy przebywała pod tym dachem na nowo przeżywała dawne koszmary, które kolejno wieczorami pokaźnie zapijała w szemranym klubie Shadow.

Elizabeth Wayne
wykładowca bezpieczeństwa narodowego — Cairns University
36 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
What a strange time to be alive.

[akapit]

Elizabeth lekko ściągnęła brwi i zamrugała skołowana. Przesłyszała się czy to wyłącznie zrządzenie losu?

[akapit]

- Mieszkam tu od urodzenia. Z przerwą na Sydney. Na wschodnim wybrzeżu nietrudno o chłopców udających Aquamanów, ale osoby nazywające LB popieprzonym mogę na palcach jednej dłoni policzyć. - powiedziała, unosząc rękę i zasłoniła nos przed ostrą wonią dymu. Tytoń, oniegdyś codzienny element życia wyższej klasy Nightów, był śmiertelną pokusą i Wayne wolała jej unikać. Dmuchała na zimne - czasem na dym. Dlatego nie skomentowała braku profesjonalizmu. Ani nie wspomniała, że sama się przyczyniła do przekroczenia umownych granic. To nie wstyd, to po prostu szereg lat, przemyśleń... i zdawałoby się: zapomnianych wrażeń. Słabych uczuć. Jednorazowych skoków adrenaliny bez pokrycia oraz wstydu. - Wydaje mi się, że o tym wspomniałam... - mruknęła pod nosem. Nie zniesie tego papierosa, więc cofnęła się do progu, gdzie minimalnie, ale odczuwalnie, przeciąg przerzedzał trudne powietrze. Pokręciła głową. - Zapytałabym, o twój powód pobyt w Lorne, ale chyba już mam dostateczny wgląd. - Więcej nie potrzebowała. Omiotła prawie pustą kuchnię, powoli odsłaniając twarz. - Ale krótkie włosy to coś nowego. Pasują ci - dodała lżejszym tonem, a na ustach pojawiło się zadowolenie. - Po latach zdecydowałaś się na bob cut?

[akapit]

Stratedzy polityczni nazywali to próbą kontrolowaną. Inni: wyzwaniem. Elizabeth Wayne nie lubiła, gdy gdzieś jakieś styki "nie stykały".

Joan D. Terrell
powitalny kokos
NOSTROMO
psycholog — telefon zaufania
37 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Pani psycholog; karalna. Większość życia spędziła na zachodnim wybrzeżu udzielając pomocy psychologicznej przestępcom, byłym skazańcom i ofiarom przemocy. Wróciła do LB z planem sprzedania rodzinnego domu i ucieczką za granicę a zamiast tego spotkała brata i kobietę, z którą niegdyś dzieliła celę.
Nadal nie wyjechała..
- Musiało mi umknąć – stwierdziła cicho i odrobinę obojętnie, bo jasne, że lepiej przyznać się do ignorancji niż do braku niektórych wspomnień. Każdy by to doradził. Najwięksi specjaliści w komunikacji społecznej wręcz przyklasnęliby Joan, która zaczęła zastanawiać się, o czym jeszcze zapomniała. A może był tylko ten jeden fragment rozmowy o rodzinnym miasteczku Elizabeth? O Lorne Bay, którego Joan nienawidziła, dlatego jej umysł z łatwością pozbył się tej informacji?
Oto dzisiejsza zagadka dnia. Kolejna emocjonalna rozrywka, bo akurat tych brakowało Terrell. Dwa wypalane papierosy z rzędu świadczyły o tym, jak doskonale sobie radziła.
- To tylko przystanek. Lorne to nie moje miejsce. – Nie zamierzała zmieniać zdania na jego temat. Joan uważała miasteczko za popieprzone. Z tej strony je znała; ze strony matki, trudnego dzieciństwa, mrocznych sytuacji oraz legend mających złe odzwierciedlenie w rzeczywistości. Wystarczy przejść się do ołtarzyka, przy którym znikali ludzi, pojawiały się dary a ćpuny zrobiły sobie z tego centrum spotkań towarzyskich. Było też Shadow zbiorowisko całego zła na ziemi i zarazem jedyne miejsce, w którym Joan mogła poczuć się mniej oceniana (Bo nie była tam najgorsza. Właściwie uchodziła za aniołka wśród demonów).
- Jedni biorą rozwody a inni zmienią fryzury. – Uśmiechnęła się z nutką rozbawienia, nadal nie będąc pewną, czy powinna wiedzieć coś jeszcze. Czy kiedykolwiek w rozmowach z Elizabeth zdradzała, jak bardzo kochała swoje długie włosy? Czuła się z nimi pięknie. Jak ktoś, kto mógł wszystko, bo pięknym ludziom wiele rzeczy uchodziło na sucho. Sprawdzone.
- To ostatnie miejsce, w którym kiedykolwiek chciałabym cię spotkać. – Nie wyjawi jednak czemu, bo wstyd zaglądał prosto w jej oczy. Nie umiałaby przyznać się Elizabeth, że oto pod tym dachem dochodziło do serii wypaczeń, braku wychowania i zabójstwa.
Szkoda, że Joan nie pamiętała, że już to zrobiła.
- Zapytałabym o twoje życie, ale jak tak na ciebie patrzę, to mam wrażenie, że czegoś brakuje. Jakiegoś kawałka układanki, którego nie potrafię się doszukać – przyznała szczerze ostatni raz zaciągając się papierosem, którego wygasiła w zlewie. – Dręczy mnie myśl, że nie wiem, jak zakończyły się nasze terapie. Przypuszczam, że sama je przerwałaś przez mało profesjonalne spoufalanie się – Potrafiła się do tego przyznać, bo w tej chwili nie obchodziły ją dawne terapie. Cała Australia sama w sobie; w tym także jej mieszkańcy z możliwością wystawienia opinii na jej temat. – albo zrobił to twój mąż. Były mąż. – Ostatni raz spojrzała na Elizabeth, a potem wbiła wzrok w podłogę sięgając dłonią do krótkich włosów. – Nie wiem tego, bo trochę mi się pomieszało. – Wciąż starała się być spokojna, chociaż w środku buzowała emocjami. Nie chodziło tylko o nagłe olśnienie, że jednak nie odzyskała wszystkich wspomnień, ale wciąż o ten cholerny dom, co przeżywała każdego pieprzonego dnia. Przebywanie tutaj było katorgą. – Myślałam, że wszystko wróciło do normy, ale.. – Opuszkami palców wyczuła dużą bliznę pod włosami, które kolejno uniosła z pomocą dłoni i dosłownie na chwilę ukazała to miejsce Elizabeth. – Miałam wypadek – Zabrała rękę pozwalając włosom opaść w dół. Już teraz wiadomo, czemu nosiła się krótko. Tuż przed operacją pozbawiono jej sporej części długich pasm. - i najwyraźniej nie wszystko wróciło na swoje miejsce. - Nie każde wspomnienie, jak te o zakończeniu terapii z Night/Wayne, od której oczekiwała odpowiedzi na to nagłe pojawiające się pytanie. Kiedy zakończyły rozmowy? Czy było tego więcej niż pamiętała?

Elizabeth Wayne
wykładowca bezpieczeństwa narodowego — Cairns University
36 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
What a strange time to be alive.

[akapit]

Dłoń Elizabeth powędrowała do twarzy, lecz nie w dramatycznym zakryciu ust przy filmowym zachłyśnięciu powietrzem. Nie w taki sposób operowała. Przybrała minę myśliciela Arystotelesa, z którym ostatnio baraszkowała w każdej wolnej chwili. Lekko dotknęła podbródka, przeszywając Terrell spojrzeniem w granicach ciekawskiej przyzwoitości.

[akapit]

- Hm... - Postukała palcem wskazującym o o dolną wargę. - To dlatego zachowywałaś się, jakbyś nie wiedziała. - mruknęła pod nosem. - Nie pamiętasz? - Czego? zdawało się mówić spojrzenie Joan. - Opowiedziałaś mi o Lorne Bay. O życiu tutaj. O twoim życiu tutaj. - Wskazała palcem na podłogę. - Zdziwiłam się, że nigdy o sobie nie słyszałyśmy. A potem zrozumiałam, dlaczego. - Przez grzeczność nie dodała, że po mieście przebiegł szereg plotek wytartych przez czas. Rozpostarła ręce w profesorskim geście i wyjaśniła: - Już o tym rozmawiałyśmy.

[akapit]

Nie istniały żadne przesłanki, aby do tego wracać, więc Wayne nie naciskała. To przeszłość. Coś, o czym Terrell chciała zapomnieć.

[akapit]

Pomyślała, że to paskudne zrządzenie losu: wymazać wybiórcze wspomnienia, ale nie odebrać traumy. Życie za bardzo lubiło bawić się przewrotnością - a to korespondowało z poprzednią Elizabeth. Obrzuciła wzrokiem ściany w fazie remontu i sklepienie grożące zawaleniem.

[akapit]

- Chcesz pojechać na kawę? - spytała spokojnie z niewielkim uśmiechem, dostrzegając ślady po zamalowanej pajęczynie. - Uparłaś się na stary brak profesjonalizmu i mam odczucie, że to również muszę wyjaśnić. Tylko nie tutaj. - Wróciłam spojrzeniem do Joan. - Dopada mnie chandra na myśl, że nie mogę wydać pieniędzy. - Wyciągnęła z kieszeni kluczyk. - To co? - Zakręciła pilotem land rovera. - Chcesz dowiedzieć się, co zakończyło nasz dialog?

Joan D. Terrell
powitalny kokos
NOSTROMO
psycholog — telefon zaufania
37 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Pani psycholog; karalna. Większość życia spędziła na zachodnim wybrzeżu udzielając pomocy psychologicznej przestępcom, byłym skazańcom i ofiarom przemocy. Wróciła do LB z planem sprzedania rodzinnego domu i ucieczką za granicę a zamiast tego spotkała brata i kobietę, z którą niegdyś dzieliła celę.
Nadal nie wyjechała..
Niemożliwe; przeszło jej przez myśl, kiedy Elizabeth wspomniała o przeszłości.
Powędrowała za jej palcem na wskazaną podłogę próbując przypomnieć sobie, czy rzeczywiście byłaby zdolna wyznać komuś prawdę. Pieprzyć koszmar, który przeżywali z bratem przez ich nieudolną matkę. Pieprzyć strach i brak poczucia bezpieczeństwa, która fundowała im pani Terrell. O tym Wayne mogłaby wiedzieć i Joan jakoś by to zniosła. Najbardziej jednak zastanawiało ją i zarazem przerażało to, że mogłaby powiedzieć kobiecie prawdę na temat ostatniego dnia spędzonego w tym domu. Nie prawdę-kłamstwo wyuczone i wpojone przez lata, które stało się prawdą naturalną, oczywistą i niezastąpioną a prawdę-prawdę. Historię o tym, że to brat zabił matkę a nie ona.
Nie. To niemożliwe. Całkiem niedawno wyznała Hyde’owi, że nigdy tego nie zrobiła, więc nie mogła.. nie zrobiła tego.
Musiała sobie zaufać.
Zaskoczona propozycją kobiety uniosła na nią spojrzenie. Nie pamiętała ich wszystkich rozmów, ale dobrze kojarzyła moment, kiedy terapia przekształciła się w rozmowę. W dialog dwóch osób, które chciały się poznać. Powoli, małymi kroczkami, Joan uczyła się ufać komuś w sposób prawdziwy. Nie sztuczny pompowany przez jej kłamstwa, dzięki którym lepiej wypadłaby w czyichś oczach. Po prostu rozmawiała determinowana faktem, że dzieliło je tysiące kilometrów. Jeżeli coś pójdzie nie tak, to już nigdy się nie spotkają; to pamiętała. Gorzej z progresem ich rozmów, które najwyraźniej zabrnęły dalej niż to kojarzyła.
- Ciesz się, że jakieś masz – wtrąciła na temat pieniędzy i z niechęcią odwróciła wzrok patrząc z pogardą na odnowione ściany. Chyba zacznie się modlić, żeby wreszcie sprzedać ten dom, który doprowadził ją do większej ruiny niż życie w Perth lub w zamknięciu.
- A czy chcę? – zapytała wbijając ciemne spojrzenie w Elizabeth. Czy zakończenie było złe czy dobre? Rozstały się, bo Wayne wyszła na prostą czy stało się coś, o czym Joan powinna wiedzieć i przez co teraz nie należało godzić się na kawę? – O ile wypijemy ją w aucie – postawiła warunek. – Tutejsi za mną nie przepadają. – Postarała się o smutny uśmiech przypominający grymas niezadowolenia, bo wcale nie prosiła się o plotki. O to, żeby nabuzowani adrenaliną policjanci roznieśli wieść o tym, że wróciła do miasteczka. Podniecała ich myśl, że mogli mieć ją na oku i zarazem odebrali Joan możliwość swobodnego poruszania się po okolicy, bo ludzie gadali. Pieprzyli na prawo i lewo, przez co jedynymi miejscami, w których przebywała, był motel, dom-piekło i Shadow.
Odsunęła się od blatu i bez rozglądania się na boki, czy wszystkie okna były zamknięte (nie było co tu kraść), wraz z Wayne wyszła z domu ryzykując wszystko na rzecz tego spotkania. Albo dowie się, że była suką albo.. nie, nie wierzyła w inne opcje.

z/tx2? Elizabeth Wayne
ODPOWIEDZ
cron