: 12 lip 2022, 01:55
Nie miał pojęcia, z której części Francji pochodzi. Ba, niekoniecznie potrafiłby nawet poprawnie umiejscowić na mapie wszystkie inne miasta niż Paryż, który to dość automatycznie z chłopakiem powiązał. Tak, był ignorantem, ale zdawało się, że nie jedynym — wszystkim, a głównie szalonym pannom, wystarczał przecież ten jego pociągający akcent. Wyglądał w dodatku na tyle egzotycznie, że dopisanie mu willi w stolicy Francji, niezliczonych zer na koncie i wielu szalonych przygód, rozpoczętych jeszcze w liceum, dopełniało tylko tychże przedziwnych marzeń, jakie to, być może nieświadomie, wokół siebie roztaczał. Skąd mógł wiedzieć, że powtarzane wszędzie plotki są pięknie brzmiącym kłamstwem? — No, współlokator. Ktoś, z kim się mieszka, żeby płacić mniejsze rachunki — wyjaśnił mu z lekkim zakłopotaniem, nie wiedząc, jak tę jego reakcję winien odczytać. Dlatego po prostu uznał, że nie jest zaznajomiony z tym słowem i cóż, gdyby nie ta cała afera związana z telefonem, pewnie prędko odnalazłby odpowiednie wyjaśnienie w tłumaczu. — Och, nie, dom to za dużo powiedziane. To taka niewielka chatka nad morzem, w Lorne Bay — wyjawił mu, po czym lekko się zarumienił, bo… Co jeśli Francis będzie chciał go odwiedzić? Przeprowadzić korepetycje właśnie tam? Przecież… Nie, nie mógłby go wpuścić, nie byłby w stanie. Nawet gdyby sprzątał to miejsce przez cały miesiąc bez przerwy nie wyglądałoby jakkolwiek znośnie. Począł się więc w duchu modlić, by temat Orpheusa i paskudnej chaty został przez chłopaka porzucony.
Z cichym westchnieniem ruszył przed siebie, co jakiś czas zerkając z ukosa na Francisa. Czy raczej, swój telefon, o którego dalsze losy nadal idiotycznie się martwił — nie miał wciąż pewności, co też absurdalnego mogłoby się stać, ale nie było to nawet ważne. Po prostu nie ufał chłopakowi, to wszystko. Z ulgą więc pochwycił więc swój sprzęt, obrzucił go uważnym spojrzeniem, a następnie wsunął do tylnej kieszeni spodni. — Literaturę — rzucił ogólnikowo, uważając, że wchodzenie w szczegóły nie ma najmniejszego sensu. — A ty? — dodał ze szczerym zaciekawieniem, bo jak dotąd nawet się nad tym nie zastanawiał. A przecież musiał to być jakiś wyjątkowy, fikuśnie brzmiący kierunek, który określono mianem najmodniejszego w tym roku.
françois baudelaire
Z cichym westchnieniem ruszył przed siebie, co jakiś czas zerkając z ukosa na Francisa. Czy raczej, swój telefon, o którego dalsze losy nadal idiotycznie się martwił — nie miał wciąż pewności, co też absurdalnego mogłoby się stać, ale nie było to nawet ważne. Po prostu nie ufał chłopakowi, to wszystko. Z ulgą więc pochwycił więc swój sprzęt, obrzucił go uważnym spojrzeniem, a następnie wsunął do tylnej kieszeni spodni. — Literaturę — rzucił ogólnikowo, uważając, że wchodzenie w szczegóły nie ma najmniejszego sensu. — A ty? — dodał ze szczerym zaciekawieniem, bo jak dotąd nawet się nad tym nie zastanawiał. A przecież musiał to być jakiś wyjątkowy, fikuśnie brzmiący kierunek, który określono mianem najmodniejszego w tym roku.
françois baudelaire