I'm already high enough
: 17 kwie 2022, 18:54
42.
- Ooo, sorry, nie wiedziałem, że ktoś tu jest - poderwał głowę do góry, słysząc jakiś ruch na tarasie domku jednorodzinnego, w którym mieszkał jego kumpel ze szkoły - gospodarz bezokazyjnej imprezy. Jak to zwykle bywało, Fitzgerald odpuszczał sobie kolejne drinki, czy browary, racząc się bardziej śmiesznymi papieroskami domowej roboty, które sam posiał, wyhodował, ususzył i nawet skręcił. Nie miał nic przeciwko dzieleniu się, bo w przeciwieństwie do przeciętnego palacza, nie musiał myśleć o cenie za gram, skoro wszystko miał pod ręką, ale nie ogłaszał też wszem i wobec, że zaraz za balkonowymi drzwiami odbędzie się grupowe palenie, bo tłum to też wcale nie była dobra sprawa.
W półmroku, rozświetlonym jedynie migającymi światłami z wnętrza domu, dostrzegł dziewczęcą sylwetkę, której w żaden sposób nie mógł jednak dopasować do żadnej twarzy, na to było zbyt ciemno i zbyt daleko. Wiedział jedynie, że nie jest to Lyra, ona tego wieczora umówiła się z jakimiś kumpelami, a Lorne Bay, choć małe, nie było na tyle małe, żeby skończyli na jednej imprezie. - Chcesz zostać i zapalić? Bo jak otworzysz drzwi to zaraz poczują zapach i zleci się masa sępów - nie czekając na odpowiedź, odłożył zapalniczkę na drewniany stolik, na którym stał słoik do połowy wypełniony petami i zsunął się trochę na plastikowym krzesełku, stopy opierając na barierkach balkonu. To była jakaś kosmiczna magia, że na tak małej przestrzeni, zmieściło się na balkonie tyle rzeczy, a w jednego sylwestra, jeszcze w szkole, doskonale pamiętał jak na tym balkonie stało kilkanaście osób choć długi był może na półtora metra, a szeroki na dwa, czy trzy. Ciężko mu było powiedzieć, jak już się tak wygodnie rozłożył, a pierwsze zaciągnięcie blantem przyjemnie drapało w gardło. Pierwsze zaciągnięcie tym blantem, ale z pewnością nie pierwszy blant wieczoru.
Rose Hepburn
- Ooo, sorry, nie wiedziałem, że ktoś tu jest - poderwał głowę do góry, słysząc jakiś ruch na tarasie domku jednorodzinnego, w którym mieszkał jego kumpel ze szkoły - gospodarz bezokazyjnej imprezy. Jak to zwykle bywało, Fitzgerald odpuszczał sobie kolejne drinki, czy browary, racząc się bardziej śmiesznymi papieroskami domowej roboty, które sam posiał, wyhodował, ususzył i nawet skręcił. Nie miał nic przeciwko dzieleniu się, bo w przeciwieństwie do przeciętnego palacza, nie musiał myśleć o cenie za gram, skoro wszystko miał pod ręką, ale nie ogłaszał też wszem i wobec, że zaraz za balkonowymi drzwiami odbędzie się grupowe palenie, bo tłum to też wcale nie była dobra sprawa.
W półmroku, rozświetlonym jedynie migającymi światłami z wnętrza domu, dostrzegł dziewczęcą sylwetkę, której w żaden sposób nie mógł jednak dopasować do żadnej twarzy, na to było zbyt ciemno i zbyt daleko. Wiedział jedynie, że nie jest to Lyra, ona tego wieczora umówiła się z jakimiś kumpelami, a Lorne Bay, choć małe, nie było na tyle małe, żeby skończyli na jednej imprezie. - Chcesz zostać i zapalić? Bo jak otworzysz drzwi to zaraz poczują zapach i zleci się masa sępów - nie czekając na odpowiedź, odłożył zapalniczkę na drewniany stolik, na którym stał słoik do połowy wypełniony petami i zsunął się trochę na plastikowym krzesełku, stopy opierając na barierkach balkonu. To była jakaś kosmiczna magia, że na tak małej przestrzeni, zmieściło się na balkonie tyle rzeczy, a w jednego sylwestra, jeszcze w szkole, doskonale pamiętał jak na tym balkonie stało kilkanaście osób choć długi był może na półtora metra, a szeroki na dwa, czy trzy. Ciężko mu było powiedzieć, jak już się tak wygodnie rozłożył, a pierwsze zaciągnięcie blantem przyjemnie drapało w gardło. Pierwsze zaciągnięcie tym blantem, ale z pewnością nie pierwszy blant wieczoru.
Rose Hepburn