prawniczka / weekendowy muzyk — Winston & Strawn
30 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Prawniczka regularnie wspomagająca aborygeńską społeczność. W ramach rozluźnienia grywa w barach a jej skrytą miłością są góry.
Miała pewne opory przed ponownym podejściem do dziewczyny. Nie ufała obcym, nawet jeśli ci przed paroma chwilami nastawiali jej nadgarstek. Jeden pozytywny uczynek nie czynił z człowieka istoty dobrej, wyrozumiałem i empatycznej. Z pewnością Janelle nie mogła tego powiedzieć o Presley. Nie znały się, więc tak właściwie nie mogła powiedzieć o niej nic. Zero. Dlatego trzymała dystans i odczekała chwilę zanim zdecydowała się oddać swój obolały nadgarstek w drugie ręce.
- W takich chwilach w szkole – Nieuwagi w stosunku do otoczenia i braku ostrożności, bo ktoś okazywał się miły. – do mojego plecaka trafiał węgiel albo czarne kredki a w afro lądowały resztki jedzenia lub przeżute gumy. – Nie mówiąc już o dotykaniu jej włosów brudnymi rękoma i bez pytania. Nikt by tego nie chciał. Siedzieć sobie spokojnie i nagle poczuć na głowie dłonie obcych osób. To nic przyjemnego, wręcz destrukcyjnego i niewłaściwego, o czym nikt jednak nie mówił. A kiedy już dochodziło do przepychanki między Janelle a delikwentem, to jej dostawało się po dupie. To ona była wszystkiemu winna.
Patrzyła naprzemiennie to na swój nadgarstek to na Presley, której po raz pierwszy dokładniej się przyjrzała. Była od niej wyższa, miała długie miękkie włosy, co Janelle była w stanie określić bez dotykania (bo się da) a jej twarz ni to wyluzowana ni napięta, jakby nie mogła się zdecydować. Jakby nie umiała wybrać, czy być wredną suką czy usztywniać komuś nadgarstki (u facetów na pewno usztywniało się co innego).
- Co jeśli wezmę oba naraz? – zapytała, bo najwidoczniej miała do czynienia z kimś, kto się na tym znał. Z kimś bez problemu wymachującym woreczkami z dropsami nie wiedząc czy właśnie nie rozmawiał z policjantką pod przykrywką. Gdyby tak było, to od razu trafiłaby za kratki, ale to nie sprawa Reddick. Ona nie będzie uczyć ludzi, jak mieli żyć.
Popatrzyła na okno, a potem na Presley nie dowierzając, że to była jedyna opcja. Nie robiła takich rzeczy od.. bardzo dawna. Była grzecznym dzieckiem, bo nie pozwalano im się wychylać, a kiedy już trafiła na studia czuła na sobie presję prezentowania rodzinnej kancelarii oraz imienia ojca. Nie robiła głupot ani tym bardziej nie uciekała przez toaletowe lufciki.
To nie była ona.
- Hola, hola. Przyhamuj Kobieto Kocie. – Uniosła obie dłonie w geście zatrzymania kobiety. Białe laski były pokręcone. – Jestem pewna, że przelatując przez to okno skończę z drugą połamaną ręką. – Bo jak inaczej miała nazwać wyjście przez lufcik? Na pewno nie kontrolowanym manewrem, bo nie wyobrażała sobie tego, jak miałoby to zadziałać po drugiej stronie. Miałaby polecieć na twarz? Wylądować na obolałych rękach? Zrobić fikołka w powietrzu? Okienko było też za wysoko, żeby mogła wyjść przez nie nogami do przodu. Może gdyby była w pełni sprawna i nie miała na sobie wysokich obcasów. Może wtedy, ale nie teraz. Nie czuła się na siłach ani jakkolwiek do tego przygotowana. – Darujmy sobie wszelkie upadki, skoki, wyskoki i przeciskanie się przez lufciki. – Teraz tak mówiła, ale kto wie co będzie, jak poczęstuje się jedną z tabletek Presley. – I nie muszę unikać właściciela. Zatrudnił mnie, więc mam prawo tam wejść po swoją gitarę. – Problemem były laski, których wolałaby już nie słuchać, ale skoro nie istniało żadne inne rozwiązanie, to Reddick nie będzie płakać. Co najwyżej po raz kolejny zwątpi w ludzi.
- Zrobimy to teraz, czy później? – Kiwnęła głową znacząco patrząc na kieszeń, w której znajdowało się zawiniątko. – I ile za to chcesz? – Sięgnęła do kieszeni po telefon, bo za ochronną osłonką trzymała trochę banknotów. Nic więcej przy sobie nie miała. Tylko telefon i klucz do mieszkania.

Presley Prescott
sumienny żółwik
Sekani
instruktorka surfingu — surf shop
26 yo — 174 cm
Awatar użytkownika
about
zamiast wciągać kreski, wolę głaskać pieski;
instruktorka surfingu, która w głowie ma wieczny melanż.
Nie zamierzała się z nią zaprzyjaźniać. Głównie dlatego, że wybierała sobie przyjaciół bardzo starannie i mijały lata świetlne, zanim dawała się oswoić. Mimo to postanowiła obnażyć się z jakichś ludzkich emocji, stąd jej wyrzuty sumienia i chęć pomocy. Równie dobrze mogła po prostu zostawić Janelle samą sobie, rzucając się w wir dobrej zabawy. Ale po tym, jak nabroiła, postanowiła odkupić swoje winy. Kto wie, może tym sposobem pokona kolejny szczebelek drabiny do nieba?
- Nie mam zamiaru przyklejać ci gumy włosów - zapewniła, chcąc wspomnieć, że nie jest już bachorem, ale z drugiej strony właśnie tak się zachowała, kiedy zabierała kobiecie krzesło spod tyłka. To nie było zbyt dojrzałe, ale chęć zemsty była wtedy silniejsza. - Ani poganiać cię do szybszego zbierania bawełny. Nikt nie każe, żebyś obdarzyła mnie bezwarunkowym zaufaniem, ale dzisiaj chyba mówisz - nie chodziło tylko o skręcony nadgarstek, ale też o kwestię piguł, bo przecież mogła zaoferować jej najgorszy szajs z zamiarem wysłania na tamten świat.
- Serio? - Presley spojrzała na Janelle, a potem na lufcik. - Po drugiej stronie od razu sięga się nogami zamkniętego kontenera na śmieci, ale jak uważasz - nie miała zamiaru przekonywać ją na siłę. Z drugiej strony faktycznie byłoby słabo, gdyby kobieta uszkodziła sobie jakąś inną kończynę. Albo głowę, nabawiła się krwiaka mózgu i wykitowała zanim służby ratunkowe zdążyłyby przyjechać na miejsce tragedii.
Nie czekając dłużej, wyciągnęła zawiniątko z kieszeni i wygrzebała z niego cztery dropys - po dwa każdego rodzaju. Co miałoby się stać, jeśli zażyją ecstacy z kodeiną. Nic. Zupełnie nic. Prescott wiedziała z doświadczenia, że te nie kolidowały ze sobą i nie miało prawa wydarzyć się nic niepożądanego. Wiedziała również, że jeśli zakładała z góry, że będzie okej, to zwykle coś się musiało zesrać.
- Dwa gile. Nic za to nie chcę. Powiedzmy, że to zadość uczynienie za twój ból. Smacznego i na zdrowie - wcisnęła Janelle dwie pastylki i sama pochłonęła dwie pozostałe. I tak chwilę potrwa, zanim zaczną odczuwać ich działanie. - Chodzie o te typiary? - zerknęła znacząco w kierunku drzwi, pod którymi w dalszym ciągu mogły sterczeć wredne panienki, które przeżywały zachowanie Pres i fakt, że ta wygnała je z toalety. - Podejrzewam, że nie będą śmiały się odezwać, ale w razie czego zostaw to mnie - po tych słowach nacisnęła na klamkę, przesunęła się nieznacznie w bok i przepuściła kobietę przodem, aby ta mogła udać się na zaplecze i zgarnąć swoją gitarę. Naturalnie Prescott podążyła z nią, jednocześnie osłaniając jej tyły i likwidując wzrokiem wścibskie spojrzenia, które lustrowały je przez calutką długość korytarza.

Janelle Reddick
towarzyska meduza
.
prawniczka / weekendowy muzyk — Winston & Strawn
30 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Prawniczka regularnie wspomagająca aborygeńską społeczność. W ramach rozluźnienia grywa w barach a jej skrytą miłością są góry.
Przyjrzała się dwóm tabletkom, które uzyskała i doszła do szybkiego wniosku. Jeżeli nie doszło do oficjalnej transakcji to niczego nie kupowała a Presley nie była dilerem. Nie można też oskarżyć jej o posiadanie czegokolwiek, bo zaraz zamierzała to połknąć, więc równie dobrze mogła powiedzieć, że ktoś ją naćpał. Prawnie była czysta. Umiała się przed tym wybronić i tylko te argumenty potrafiły przekonać Reddick do podjęcia kolejnej złej decyzji. Gorzej na pewno nie będzie. Nic nie mogło równać się ze złamanym sercem. Poza morderstwem. Po morderstwie trafi za kraty i będzie traktowana jak szmata. Tego się nie cofnie a złamane serce – może kiedyś się uleczy. Liczyła na to.
Bez ryzyka nie ma zabawy a ona.. dawno się nie bawiła.
Jednym pewnym ruchem wrzuciła tabletki do ust i połknęła wraz ze śliną.
- Kim ty jesteś? – zapytała zaskoczona pewnością z jaką Presley powiedziała o swym wpływie na grupę szalonego stada kobiet gotowych wbić tipsy w ich oczy. – Wilkiem wśród stada owiec? Szefową jakiejś utajnionej grupy albo sekty, do której teraz zechcesz mnie wciągnąć? A może znasz sekrety wszystkich, trzymasz ich za jaja i dlatego się ciebie słuchają? – Jej teorie mogły brzmieć śmiesznie, ale zważając na to, ile akt spraw przejrzała, o ilu się uczyła i jakie sama widziała na oczy, wszystko było możliwe. Nawet te brednie o sekcie albo ludziach, którzy posiadali akta o innych. To naprawdę się działo i wcale nie było takie głupie.
Ostatni raz spojrzała na kobietę i przeszła na korytarz. Nie zauważyła tamtych panienek. Z drugiej strony dla niej każda przesadnie umalowana biała laska wyglądała tak samo. Wydawało się czysto i na moment przestała się przejmować. Pomachała do barmana, który zauważył, że zmierza na zaplecze i to był moment, kiedy uwierzyła iż sprawa z toalety została zamknięta. Niestety w chwili, kiedy odwróciła się, żeby powiedzieć Presley aby na nią poczekała, dostrzegła za nią grupkę sikających lasek. Od teraz tak je będzie nazywać.
- Hej! Pindo z kibla! Myślisz, że jesteś u siebie?! – warknęła jedna z nich w stronę Presley. Czyli jednak ta nie była jakąś znaną osobistością w Lorne? A może była a tamte laski to turystki, które nie wiedziały z kim zadzierały? – Że możesz mówić ludziom, co mają robić?! Słyszałaś o wolności słowa?! Będę gadać co zechce a te krótkie na pałę włosy u murzynek to jakaś pomyłka! Boży błąd, który trzeba usunąć! – Krzyczała ta najbardziej wygadana zwracając uwagę pobliskich osób oraz barmana oglądające się za Jeffem. Wielkim Jeffem zatrudnionego na czarno w roli goryla. Koleś dostawał piwo w zamian za rozprawianie się z maruderami.
Reddick zacisnęła wargi i zrobiła krok do przodu zrównując się z ochraniającą ją Presley.
- Bóg może i pobłogosławił cię lalkami Barbie, podwórkiem z kucykiem, chłopakiem imieniem Bob i niechcianą ciążą, za której przerwanie zapłacił twój ojciec abyś mogła iść na studia i zostać typową domową suką bez perspektyw. Żadna z tych rzeczy nie czyni cię kobietą. – Uniosła zdrową dłoń z wyprostowanym palcem wskazującym przerywającym wszelkie próby protestu ze strony białych lasek. – Twoja nijaka kiecka z źle dopasowanymi butami, sztuczną biżuterią i toną taniego make upu nie ukryje faktu, że nie wiesz, kim jesteś skoro czujesz się zagrożona przez inne kobiety. Latami walczyłam o to, gdzie jestem teraz i to uczyniło mnie silniejszą niż ty kiedykolwiek będziesz. – Podeszła jeszcze bliżej przewodniczki stada w duchu bojąc się, że dostanie w nos, przez co pojawienie się w poniedziałek w kancelarii nie będzie możliwe. – A teraz podnieść szczękę z podłogi i wróć ze swymi lampucerami do popijania słodkich drinków i płytkich rozmów zanim inni zorientują się, że największym Bożym błędem było to, że twoi rodzice cię spłodzili. – Pstryknęła przed nimi palcami o tak i bez dodania czegokolwiek odwróciła się na pięcie znikając na zapleczu. - Wow - rzuciła do samej siebie i po paru krokach zatrzymała się odwracając na Presley, która poszła za nią. - Przyznaj, że to było niezłe. - Podobnie rzeczy robiła w sądzie, ale bardziej dystyngowanie i z klasą. Tutaj mogła mówić wszystko co chciała bez gryzienia się w język. - Chyba się podnieciłam. - Dlatego kochała swoją pracę. Lubiła te chwile, kiedy stawała na krawędzi nie mając pojęcia, co stanie się potem. Równie dobrze mogła spaść i się roztrzaskać.

Presley Prescott
sumienny żółwik
Sekani
instruktorka surfingu — surf shop
26 yo — 174 cm
Awatar użytkownika
about
zamiast wciągać kreski, wolę głaskać pieski;
instruktorka surfingu, która w głowie ma wieczny melanż.
Nie miała nic wspólnego z dilerką. Serio! Nigdy nie sprzedawała dragów klubach czy w sieci. Nie rozprowadzała ich pod szkołami, nie namawiała przechodniów do zakupu najlepszego towaru w mieście, nie zachęcała znajomych, żeby mogła zrobić im dobrze magicznymi pigułami. Diler nigdy nie smakuje sprzedawanego towaru, a kasę przeważnie przekazuje komuś, kto sprawował nad nim pieczę, zwykle pozostając z jakimiś marnymi centami przy dupie. Presley musiałaby być narkotykowym baronem, żeby móc tak postępować z groszkami. Ale to nie było dla niej, choć dodatkowa kasa zawsze brzmiała kusząco. Jednak wolała mieć trochę smakołyków wyłącznie do swojego użytku. I żeby poczęstować nimi jakieś ładne dziewczyny. Już nie wspominając o tym, jak zajebiście surfowało się na haju.
- Nic z tych rzeczy - rzuciła z beztroskim uśmiechem. - Po prostu nie lubię, kiedy ktoś ocenia kogoś po wyglądzie, nawet nie próbując zapoznać się z jego historię. To zwyczajnie słabe. Nie jestem żadną szefową, ale tej nocy mogę być twoim prywatnym poprawiaczem humoru - puściła do Janelle oczko, kiedy ta wrzucała do ust dwa magiczne proszki.
Dobry nastrój nie opuszczał również Prescott; już dziarsko podążała w stronę wyszczekanej laski od sików, już miała ustawić ją do porządku, ale wtedy do akcji wkroczyła ciemnoskóra kobieta, która poradziła sobie z panienką bez większych trudności. Niewątpliwie miała gadane i zrobiła na Pres niemałe wrażenie. Nie pozostawało nic innego, jak przyklasnąć w dłonie i złożyć towarzyszce serdeczne gratulacje.
- To było niezłe - przyznała zgodnie z prawdą. - Mało tego, to było zajebiste. Czujesz ulgę? Lepiej ci, kiedy zrównałaś ją z parterem? - chyba piksy zaczęły działać, bo Pres zaczęła skakać wokół Janelle niczym mały ratlerek. - Znajdźmy twoją gitarę i chodźmy się nawalić - zadecydowała za nie dwie, ale co lepszego miały do roboty? Mogły zostać tutaj albo zagnieździć się mieszkaniu Prescott. No bo dlaczego nie? Co stało na przeszkodzie? Teraz obie były równie naćpane i nie miało znaczenia, kto jakie stanowisko obejmował. A zawsze lepiej było się zawinąć, zanim sikające panienki znowu zaczną ujadać. Nie było im to potrzebne, po co psuć sobie dobrą zabawę? Tym bardziej, że Presley nawet ich nie kojarzyła, więc może faktycznie laski nie były stąd? Może po prostu przyjechały z pobliskiej miejscowości, żeby się najebać i wyrwać jakichś naiwnych typów, którzy potem będą stawiać im kolorowe drinki albo ohydnie słodkie szoty? Obrzydlistwo. I drinki i faceci, którzy zwykle zachowywali się jak banda debili. No cóż, każda potwora znajdzie swego amatora.

Janelle Reddick
towarzyska meduza
.
prawniczka / weekendowy muzyk — Winston & Strawn
30 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Prawniczka regularnie wspomagająca aborygeńską społeczność. W ramach rozluźnienia grywa w barach a jej skrytą miłością są góry.
- Jak zawsze – Gdy tylko mogła dowieźć swoich racji i jednocześnie kogoś wybronić czuła się niesamowicie. W tym momencie broniła siebie, ale i tak było zajebiście, nawet jeśli wolała unikać kłopotów przemilczając sprawę. Po chuj miała drążyć? Tracić czas na tamte panienki? Nie zamierzała i dlatego wykorzystała jedną z metod, których nauczył ją bliski przyjaciel z Sydney; gej i jego niesamowita paczka znająca się na balach społeczności LGBT. Uwielbiała ich. Byli pyskaci, pewni siebie, przecudowni i przede wszystkim – byli sobą. – Za każdym razem, kiedy to robię, czuję się potężna. – Nie była już strachliwą dziewczynką, która kajała się na każdym kroku. Nastolatką nie mogącą mieć swoje zdania, bo to w oczach innych zawsze oznaczało agresję. Jedno spojrzenie i już była złodziejką. Jeden gest i oskarżano ją o morderstwo. Ta uwaga.. ostrożność.. strach, że zrobi się o jeden krok za dużo.. to całe życie siedzi w człowieku. Dopiero, gdy stanęła w sądzie i wygrała swoją pierwszą sprawę zrozumiała, czemu ojciec tak bardzo kochał tę pracę.
Mógł być kimś innym niż wcześniej.
Odetchnęła czując, że pod wpływem adrenaliny krew szybciej zaczęła krążyć a wraz z nią niezidentyfikowane tabletki. Poprawka, niby zidentyfikowane, ale zaufanie Prescott, że to faktycznie ekstazy i kodeina, graniczyło z cudem. Reddick zaryzykowała, bo połknąć mogła cokolwiek, ale to jej świadoma decyzja i godziła się z tym.
- A czy będzie tam impreza? – Niespodziewanie poczuła ogromną potrzebę wyładowania się. – Tam gdzie się najebiemy, bo nagle mam ochotę wyskakać wszystkie kalorie, które w sobie mam. – Kalorie, cellulit, kilogramy, wodę, krew, mózg.. pozbędzie się wszystkiego wraz z potem albo alkoholem. Wszystko jedno byleby to zrobić, bo czuła, że ciąży. Tak cholernie ciąży, że musiała to wszystko z siebie wyrzucić, wytrzepać, strzepać..
- Dobra Presley – Resztki rozsądku przebiły się jeszcze zanim całkowicie odleci. – Daj mi swoje prawo jazdy albo dowód. Dawaj, nie gadaj. – Bo była kurde rozsądnym człowiekiem. Na tyle rozsądnym, żeby być głupią i wziąć tapsy od nieznajomej.
Odebrała od dziewczyny dokument i szybko przeszła w stronę pokrowca z gitarą. Z kieszonki wyjęła flamaster (wcale nie na autografy), podwinęła swój rękaw u prawej ręki i na przedramieniu zapisała „Presley Prescott” a u dołu numer dokumentu.
- Nie znam cię, więc to moja polisa. – Pokazała dziewczynie co napisała jednocześnie sugerując, że jak coś się stanie to każdy będzie wiedzieć, gdzie szukać winnego. Z drugiej strony wyglądało to tak, jakby od dzisiaj, na ten jeden wieczór, należała do Prescott. Dobrze, że sobie - kurwa - tego nie wytatuowała. - A teraz rób co chcesz i prowadź dokądkolwiek bylebym do poniedziałku rano wróciła do pracy. - Raz się żyje. Albo raz a dobrze albo wcale. Albo po prostu chciała się ukarać i tylko czekała aż Presley zostawi ją w jakimś rowie.

z/tx2 Presley Prescott
sumienny żółwik
Sekani
ODPOWIEDZ