pisarz kryminałów — oraz scenarzysta
36 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
pisze kryminały, choć jego życie to ballada o lekkim zabarwieniu erotycznym, pewnego dnia uświadomi sobie, że kocha Constance, ale na razie jego serce zdobył jego pies o cudownym imieniu Werter
Ostatnio w jego życiu zrobiło się jakoś bardziej przejrzyście. Wcześniej mógł je porównać do siedzenia w starej chacie, gdzie każde okno wyglądające na świat jest zamazane. Co gorsza, nie jest to jedna plama, którą da się usunąć przy odpowiednim wysiłku. Nie, to były absolutnie trudne do wyczyszczenia smugi, a jego liczne próby domycia ich i ujrzenia wszystkiego przez czystą i pozbawioną uprzedzeń szybę, skutkowało jeszcze większym zniechęceniem. Skoro nie było postępów to po co próbować? Przeglądał się więc z łatwością w szkle barowych kufli, przepuszczając honorarium za kolejny durny scenariusz na możliwość ujrzenia świata przez puste dno butelki. Niegdyś sądził naiwnie, że przyjdzie czas, gdy zacznie do niego wołać jak głęboka studnia i skoczy w ten nałóg na główkę, ale najwyraźniej i tak był zbyt wygodny, by się pogrążać do reszty.
Dlatego jak wszystko w swoim życiu – nawet nałóg traktował absolutnie połowicznie i jak każdą ze swoich kochanek. To jest, tak, upajał się nim, oddawał mu całego siebie, a potem wzruszał ramionami i mówił, że niczego nie obiecywał. Tyle, że zamiast na dobre zerwać tę znajomość i skupić się na trzeźwym sobie, powracał. Był z niego parszywy nałogowiec i choć był wysokofunkcjonującym alkoholikiem i większość nigdy nie uznała tego za problem (a Chris pojął, że tak im wygodnie, więc wszyscy grali rolę w jego upadłym, kukiełkowym teatrzyku) to on sam wiedział, że coś jest nie tak.
W innym wypadku piłby w lepszym miejscu niż tutaj, w Shadow, w miejscu gdzie łatwo było ukryć swoją słabość przed pozostałymi mu znajomymi. I choć tak, w jego życiu wraz z pojawieniem się Alaski zrobiło się jaśniej i był przekonany, że to będzie impuls do wielkich metamorfoz to i tak nadchodził zmrok, a on lądował w knajpie z zeszytem pełnym notatek i śladowymi ilościami weny, które dopiero miały zakołysać na samym dnie whisky, którą sączył jak zawodowiec.
Nie potrzebował przecież upić się prędko i do odcięcia jak gówniarz, zwłaszcza że najwyraźniej wystarczyło kilka łyków, a przed oczami zakołysała mu najbardziej zwodnicza halucynacja. W folklorze bułgarskim takie demony zwały się wiłami, bo jak ten pająk wiły sieci i zwabiały w nie mężczyzn. Tutaj, w tym dusznym Lorne Bay, gdzie z utęsknieniem witano pierwsze oznaki jesieni, nazwano jedną z nich Pearl Cambell i jego pijany umysł pisarza na własnej skórze (mokrej od potu) poczuł tak szumnie opiewane przez niego zjawisko retardacji.
Bo wszystko tutaj zamarło, nawet muzyka ucichła, a barman jakoś przestał przecierać brudne szklanki jeszcze brudniejszą szmatą. Towarzystwo zaś wyblakło i nie rozpoznawał już twarzy, poza tą jedną ostrą, jedyną, która obchodziła go w tym klubie o podłej reputacji. I powracał jak stęsknione dziecko w ramiona wspomnień tak grzesznych i niemoralnych, że nawet nie wypowiadał ich w myśli, pozwalając zaledwie, by muskały jego nerwy. Ożywał w nich obraz tamtego Chrisa, który nie umiał opanować żądzy, może tylko twarz wydawała mu się równie zamazana. Nie pamiętał już jak wyglądał przed transplantacją, zresztą wówczas nie szukał jego odbicia w jej oczach, a pocałunków na całym ciele. I do dziś powracała gęsia skórka z tamtego ognia, który ich… nareszcie spalił.
Może dlatego, gdy usiadła, sam przesunął się w jej stronę z notatkami, brudnopisem i szklaneczką, którą podstawił jej pod nos bez słowa.
Zmieniła się? Jeśli tak do cholery, co by robiła tutaj? Pozna go? Póki się nie odzywał, trzymał ją w garści i ta myśl była tak podniecająco obezwładniająca, że uniósł wzrok, by napotkać jej oczy, choć wiedział, że już nie dostrzeże w nich wody, która wówczas go koiła. Teraz widział jedynie ogień i popiół, który tańczył na gruzach jego spalonego domu.
A mimo to patrzył, dając się uwieść dawno już straconej fascynacji.
- Witaj, Pearl.

pearl campbell
zdolny delfin
enchante #8234
Dziennikarka śledcza — The Cairns Post
26 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
W przeszłości mocno narozrabiała, więc teraz po skończonych studiach, próbuje rozrabiać w dobrej wierze, szukając zabójcy starszej siostry...
12.

W jej własnym życiu już od dawna nie było przejrzyście, jakby ktoś ją o to zapytał, najpewniej uznałaby, że urodziła się już za brudną szybą, przydymioną przynajmniej w porównaniu do tych, które okalały pozostałych członków jej rodziny, a już na pewno starszą siostrę, której śladami teraz tak uparcie podążała. Jeśli coś dało się spierdolić, to była pierwsza by to zrobić, zawsze podejmując najgorsze decyzje, wybierając najgorszych ludzi... miała do tego jakiś niesamowity talent, bo ilekroć próbowała obejść ten schemat, kończyło się i tak jak zwykle. Mogłaby przynajmniej spróbować odciąć się od przeszłości i naprawdę sądziła, że w niektórych kwestiach wyszło jej to doskonale. Niby już nie brała prochów, nie wiła się na rurze, ale... bo przecież zawsze musiało być ale... nadal upijała się zbyt często i przesiadywała w tym cholernym klubie wątpliwej renomy.
Zbyt często znajdywała się w tym miejscu, ale nie na tyle aby pamiętać wszystkich gości, z resztą ich przemiał był na tyle duży, aby nawet nie próbowała. Tam gdzieś małolaci, którzy makijażem dodawali sobie lat wspomagając się o fałszywe dokumenty. Tam jakieś panny szukające pocieszenia i faceci szukający właśnie takich panien. Jeszcze cała ta plugawa hałastra brudząca dłonie mniej lub bardziej szemranymi interesami, ogrom ludzi upadłych i przegranych, zarówno po stronie klientów, jak i pracowników, garść tych, którzy po prostu przyszli się dobrze bawić, no i na sam koniec te przypadkowe jednostki, które nigdy już tu nie wrócą, bądź w końcu dołączą do którejś z wcześniej omówionych grup. Kim w tym wszystkim była Pearl? Lubiła myśleć, że wyjątkiem, ale chyba bliżej było jej do posiadania z każdej kategorii jakiegoś pierwiastka, czym szczerze gardziła, chociaż nie na tyle, by przestać tu przebywać. Teraz sączyła już drugiego drinka, a właściwie kończyła, próbując zapomnieć o tym, jak wszystko się pierdoli.
Pociągnęła ze słomki resztki napoju, kiedy ktoś podsunął jej pod nos nową szklankę. Uniosła brew przypatrując się nieznajomemu, ale atrakcyjnemu mężczyźnie, przechyliła lekko głowę, a na języku już układała kąśliwą uwagę, która nie wynikała z bycia niemiłą, a z jej specyficznego sposobu bycia, tylko, że nim zdążyła się odezwać, zrobił to nieznajomy... a może i znajomy.
Otworzyła szerzej oczy, już wiedząc, że głos ten zna, ale jeszcze nie rozumiejąc jak to w ogóle możliwe. Poczuła w przełyku dziwne pieczenie i chociaż myśli już dopasowywały barwę do wspomnienia, to coś w niej się przed tym wzbraniało, nie chciało na to pozwolić.
- Znamy się? - rzuciła głupio, bo przecież wiedziała, że tak, więc dlaczego udawała? Skąd w niej tak silne spięcie? Z drugiej strony... jeśli siedział przed nią ten człowiek, to miała prawo traktować go z pogardą. Potraktował ją po prostu źle, zranił w sposób, jaki miał w niej pozostać na dłużej. Możliwe, że zniszczył kogoś, kim była wcześniej, albo przynajmniej się do tego przyłożył, a mimo to zamiast samej złości, czuła wyrzuty sumienia, obawę, stres. Bo mimo, że wypierała przed samą sobą to, czego się dopuściła, to przecież tak po części musiała być świadoma tego, co zrobiła... chociaż wygodniej byłoby wymazać własne winy.

Chris Haynes
pisarz kryminałów — oraz scenarzysta
36 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
pisze kryminały, choć jego życie to ballada o lekkim zabarwieniu erotycznym, pewnego dnia uświadomi sobie, że kocha Constance, ale na razie jego serce zdobył jego pies o cudownym imieniu Werter
Czy się znali? Znał Pearl, dziewczynę, którą spotkał kilka razy temu zupełnym przypadkiem i przez kolejne tygodnie wręcz wzbraniał się przed widywaniem jej, niepewny tego, że na jej widok zachowa się honorowo. A jednak łaknął jej towarzystwa, bo coś sprawiało, że rozumiała jego żarty, że wszystkie gwiazdki z palestry telewizyjnej bledły przy jej boku. Umiała się śmiać, bawić, młodość pulsowała w niej i wówczas zrozumiał, że Nabokov nie był wcale takim zdegenerowanym starcem, a mężczyzną, który wiedział lepiej. Tej namiętności nie dało się opanować i choć początkowo się przed tym wzbraniał, postanowił wreszcie pójść za ciosem i nie żałował. Nawet z perspektywy lat i wszystkich wydarzeń, który był świadkiem – a podpalenie wcale nie było najgorszym z nich dla niego – nigdy nie odwróciłby klepsydry z czasem i nie próbował zapobiec spotkaniu z dziewczyną.
Czy ona znała jego? Widziała go kilka lat temu, miał inną twarz i właśnie ogłosił agentowi, że napisze współczesną Lolitę na podstawie własnych doświadczeń. Był u szczytu popularności i nawet smutek wypisany na pięknej twarzy dziewczyny nie mógł sprawić, że zejdzie z tej ścieżki prowadzającej go na sam Olimp. Jeśli Pearl była środkiem do celu to musiał pozbyć się skrupułów i nie dostrzegać tego, że łamie złożone jej obietnice. Poza tym, czy naprawdę były one wiążące, skoro składał je ciemną nocą po tym jak ją miał?
Kawał skurwysyna z niego.
Nie mógł więc stwierdzić, że obecnie się znają. Nie wiedział którą drogą wybrała dziewczyna ani tak naprawdę ona nie znała przebiegu tragicznego w skutkach podpalenia. Tego czego jednak on pożądał to nie było ponowne rozniecanie iskry, która spaliła mu dom i twarz, ale prawda. Tej nie poznał mimo upływu wielu lat i wiedział doskonale, że śledztwo utknęło w martwym punkcie. Chris nie miał pojęcia czy jego przypuszczenia są słuszne, ale podejrzewał, czuł, że Cambell maczała w tym swoje piękne paluszki, na którym właśnie zawiesił wzrok. Byle nie patrzyła zbyt długo w jego oczy. Te mimo operacji przetrwały w niezmienionej formie, a był czas, gdy nie odrywała od niego swojego spojrzenia.
- Jak to jest? – zapytał, gdy wreszcie niby mimochodem położył rękę na oparciu stołka na którym siedziała. Tak na wszelki wypadek, gdy po skojarzeniu faktów miała uciec stąd jak najdalej. – To całe wypieranie faktów… Na czym polega? Stoisz przed lustrem i wmawiasz sobie, że to nie ty? A może po prostu znowu bierzesz tak dużo, że zaciera ci się granica między flashbackami, a wspomnieniami? Bardzo, bardzo mnie to interesuje – zaznaczył, a potem uniósł głowę, by spojrzeć jej w oczy i miał nadzieję, że sobie darują grę w kotka i w myszkę.
Nawet jeśli twarz miał lekko zmienioną (eufemizm jak się patrzy), ciało atlety, a nie pisarskiego wymoczka to i tak musiała rozpoznać ten głos. Bo wzywał ją czasami w środku nocy i opowiadał jakże banalne bajki o żonie, która go nie rozumie i o pragnieniu innego życia. Z nią.

pearl campbell
zdolny delfin
enchante #8234
Dziennikarka śledcza — The Cairns Post
26 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
W przeszłości mocno narozrabiała, więc teraz po skończonych studiach, próbuje rozrabiać w dobrej wierze, szukając zabójcy starszej siostry...
Siedziała taka niewzruszona, jakby była tu u siebie, chociaż nigdy nie zbliżyła się nawet do takiej pozycji. Mimo to potrafiła roztaczać aurę osoby, której wszyscy inni powinni się podporządkowywać, która skupia na sobie uwagę i może przebierać w tym, kogo swoją własną uraczy. Naturalnie było to jedynie grą pozorów, naciągnięciem raz podrzuconego kłamstwa, którym karmiła i siebie i otoczenie. Nigdy nie była pewna własnych zalet, zdolności czy osoby samej w sobie. Jedyne co miała to zadarty nos, wyprostowane ramiona, zdolność patrzenia w oczy w chwili, w której inni wzrok by spuścili. Ktoś mógłby powiedzieć odwaga, ale nie było to niczym więcej, jak głupotą, której akurat nigdy jej nie brakowało. Stres jednak nie przeszedł obok niej bokiem, otaczał ją coraz ściślej, ale uwidaczniał się jedynie po nieco szybszym tempie unoszącej się klatki piersiowej. Nie umknęło jej to, jak mężczyzna odciął jej ewentualną drogę ucieczki, z resztą... wymownie spojrzała na jego dłoń, unosząc brew w ostentacyjnej manierze. Chciała uciec, ale prędzej tu zdechnie niż da to po sobie poznać. Jego głos wdzierał się do jej głowy i drażnił w sposób wywołujący raczej nie rozmarzenie, a chęć zwrócenia z emocji treści żołądka. Mimo to nadal nie traciła maski opanowania, niemalże znudzenia, jakby to niespodziewane spotkanie było tak spodziewane, jak deszcz w porze deszczowej.
- Przyznaję - zaczęła spokojnie, przekładając w dłoniach szklankę, którą jej podsunął. Naprawdę było jej niedobrze i jeszcze wszystkiego nie rozumiała, ale co do tego kto obok niej się znajduje nie mogła mieć wątpliwości. Poznałaby ten głos wszędzie, nawet samą manierę mówienia, oczy, w które zerknęła wcześniej i które uderzyły ją najmocniej. - Brzmi to jak całkiem interesujące podłoże do rozmowy - dokończyła, zwilżając ostrożnie wargi. Przełknęła ślinę i nie spieszyła się z niczym, może dlatego, że w głowie miała pustkę, a dookoła siebie same ściany, niczym szczur w potrzasku. Poza tym nawiązanie do nałogu zabolało, ale i tego nigdy jej rozmówca nie miał się dowiedzieć. Ostatecznie więc, wierząc, że nie umrze przez to w męczarniach, podniosła szklankę z drinkiem i upiła z niego kilka łyków, patrząc z zacięciem przed siebie, a nie na niego. Jeszcze nie. - Tylko, że widzisz... nauczona na błędach staram się nie prowadzić interesujących rozmów z parszywymi pisarzynami - wyrzuciła w końcu z siebie, ale poza przemyconą obelgą była to też ucieczka. Nie mogła odpowiedzieć, miała wrażenie, że od samego zastanawiania się nad tą kwestią dostawała migreny, widziała wspomnienia, których wolała się wyprzeć, do których nie mogła się przyznać. - Zmieniłeś się Christopherze - w końcu na niego spojrzała, a nawet ostentacyjnie zmierzyła wzrokiem i chociaż była przerażona i uderzyła ją cała mieszanina uczuć, to wbrew temu co się działo w jej głowie, w jej spojrzeniu nie było współczucia. Zgrywanie podłej i wyrachowanej było bezpieczniejsze.

Chris Haynes
pisarz kryminałów — oraz scenarzysta
36 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
pisze kryminały, choć jego życie to ballada o lekkim zabarwieniu erotycznym, pewnego dnia uświadomi sobie, że kocha Constance, ale na razie jego serce zdobył jego pies o cudownym imieniu Werter
Istniały osoby, których nie powinno dopuszczać się do swojego życia. Miały zazwyczaj na nie zgubny wpływ. Co zabawne, zwykle zależało to od okoliczności, bo zapewne dla kogoś innego Pearl mogła być wcielonym aniołem, ale gdy wkroczyła w jego świat wniosła jedynie chaos. Przez lata nauczył się ją obwiniać za całe zło, które go spotkało i choć Chris zdawał sobie sprawę, że w równym stopniu jest temu winien, nigdy nie nauczył się traktować siebie przez pryzmat złoczyńcy.
Za to ona posiadała wszelkie predyspozycje, by być złem w jego historii. Nawet w książkach jego detektyw spotykał w końcu wyrachowaną młódkę, która próbuje go pogrążyć. Nie sądził wówczas, że tak szybko proza zamieni się w rzeczywistość i nim się obejrzy, będzie zmagał się z największym wrogiem mężczyzny z długim stażem małżeńskim – pokusą czegoś nowego. Uległ jej, kompletnie rozłożył ramiona w geście powitania przed zabójczą blondynką i teraz jedynie mógł czuć się jak wypędzony z Edenu Adam.
Z tym, że miał wrażenie, że z ich dwojga ona akurat uniknęła kary i to go mocno deprymowało, wręcz wkurwiało niesamowicie, bo jego poczucie sprawiedliwości zostało zachwiane i jak ten idiota dążył do wyrównania rachunków, choć instynkt samozachowawczy powtarzał mu, że od Pearl trzeba uciekać, a nie stawiać jej drinka. Można by rzecz, że swojej świętej intuicji kazał się pierdolić, gdy usiadł obok niej i postanowił wejść w jakże starą gierkę wyciągania na wierzch brudnych sekretów. To nie było żadne przesłuchanie, bo brakowało odpowiedniej lampy i zapachu cygara. Raczej łudził się, że przyłapie dziewczynę na jakiejś nieścisłości i dzięki temu dowie się czegoś o tragicznych wydarzeniach sprzed lat.
Mówili, że wiedza to potęga, więc próbował się w niej rozsmakować jak w tej całkiem taniej whisky.
Zauważył jak przeciąga zdania, jak szuka w myślach drogi ucieczki i najchętniej już zaklaskałby jej jak aktorce ze spalonego teatru.
- Marnym pisarzyną? – powtórzył, zupełnie jakby tylko to go ugodziło, ale przecież od zawsze był narcyzem. Nie znał żadnego dobrego pisarza, który nim nie był, a wedle własnego mniemania należał do tych lepszych. – Widzisz, gdybym był taki kiepski to nie obawiałabyś się mojej historii. Raczej byś wierzyła, że nikt jej nie przeczyta – podczas gdy ona unikała jego wzroku, on patrzył na nią zdecydowanie za długo, przywołując wspomnienia, które leżały gdzieś zakurzone na strychu, w rzeczach, które dobiły jego małżeństwo. Gdy podniosła w końcu wzrok i ich spojrzenia się spotkały, poczuł, że ma ochotę ją udusić. Koniecznie zacisnąć palce na jej gardle i dać jej do końca zgrywać niedostępną, woskową lalkę. Piękną, ale bez grama uczuć.
- Zmieniłem się? – wybuchnął śmiechem. – Miałem poparzoną twarz tak bardzo, że Anakin Skywalker to przy mnie cienias. Cudem odnaleziono chłopaczka po wypadku ze śmiercią mózgową, by przeszczepić tkanki. Bolała cię kiedyś twarz, Pearl? A może z poczucia winy nadal odczuwasz bóle fantomowe? – zadrwił.
Znał ją, nad pewnymi rzeczami za szybko przechodziła do porządku dziennego, a on teraz nie zamierzał jej tego ułatwiać.
Po jego pieprzonym trupie.

pearl campbell
zdolny delfin
enchante #8234
Dziennikarka śledcza — The Cairns Post
26 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
W przeszłości mocno narozrabiała, więc teraz po skończonych studiach, próbuje rozrabiać w dobrej wierze, szukając zabójcy starszej siostry...
Łatwo było ją ubrać w strój złoczyńcy w każdej historii, bo przez swoje podejście nigdy nie próbowała bronić własnego imienia. Nigdy nikomu nie powiedziała w twarz, że to ją zraniono, że to ją wykorzystano, że była jedynie zabawką. Nie chciała chyba przed samą sobą przyznać się do takiej naiwności, wchodzenia kilka razy do tego samego, z góry przegranego schematu. Wolała już - zgodnie z własną logiką - uchodzić za sukę, niż za przykrą idiotkę, której wystarczy kilka obietnic i czułych słówek. Przynajmniej czegoś się nauczyła, a raczej wierzyła, że tak jest, unikając mężczyzn, jak ognia, bo historia pokazuje, że tych porządnych nie przyciąga. Nigdy dla żadnego nie będzie materiałem na coś stałego, na prawdziwy związek i prawdziwe uczucia. Mogła byś tylko fantazją, rozrywką, chwilową fanaberią po której wraca się do normalności, która dla Campbell miała być na zawsze niedostępna. Może dlatego tak często bywała w tym klubie, którym szczerze gardziła, ale w którym czuła się niejako jak u siebie. Bo takich odszczepieńców, jak ona, tu nie brakowało. Dlatego też nie miała przyjaciółek, bo nie potrafiła ze zwykłej ludzkiej zawiści cieszyć się ich szczęściem i usilnie drwiła z miłości, bo sama miała jej nigdy nie doświadczyć. Nauczyła się zakładać maskę, chociaż czasy, w których w niej występowała wijąc się za parę banknotów minęły już dawno.
Wyciągnęła papierosa, nie proponując mężczyźnie, aby się nim poczęstował. Zrobiła to wręcz z ostentacją, jakby każdym milimetrem siebie chciała mu pokazać, że jego obecność ma za nic, że to spotkanie nie robi na niej wrażenia, a przecież w jej głowie toczył się istny bój, a w płucach brakowało tlenu. Była przerażona, ale jeśli coś potrafiła, to ukrywać to, jakim bezbronnym dzieciakiem wciąż była.
- Nie nazwałam cię marnym, a parszywym - wypomniała mu z bezczelnym tonem, przechylając głowę do boku, aby wypuścić z płuc chmurę szarego dymu. - Może i coś tam potrafisz, ale nie zmienia to faktu, że kawał z ciebie sukinsyna - wyjaśniła spokojnie, jakby mówili o pogodzie, a nie częstowali siebie obelgami. To znaczy ona jego, z dotkliwą dokładnością ważąc te słowa, dbając o to, by nie brzmiały jak nic nieznaczące podburzenie. Nie chciała dać mu satysfakcji, chociaż teraz, gdy już na niego patrzyła, przypatrywała się dokładnie tak obcej twarzy okalającej tak znajome oczy. Widok przyjemny, a przy tym wywołujący w niej jedynie mdłości, wyrzuty sumienia zaciskające się boleśnie wokół wnętrzności. Jego śmiech tylko spotęgował to uczucie. Gdyby nie makijaż, zauważyłby pewnie, że pobladła. Coś tak ukrytego w jej świadomości z każdym mrugnięciem zaczęło przebijać się przez ciemność. Biały proszek... karnister z benzyną, jej charakterystyczny, upajający zapach... zapalniczka Zippo... kilka razy się zacięła, nim wskrzesiła iskrę... widok tych płomieni, potem szok, telefon do samego diabła, płacz, że zrobiła coś złego i męski głos każący jej się ogarnąć, wmawiający jej, że nic złego nie zrobiła, że nigdzie jej nie było, że cały wieczór spędziła w klubie i poświadczy o tym wiele osób. Pamiętała to i chłód lodowatej wody pod prysznicem, którą ją polewał. Suszarkę, którą w ciszy musiała wysuszyć włosy, a potem kazał jej spierdalać do domu i zapomnieć. Zrobiła to po części, wybierając dom Geordana, bo gdzie miałaby czuć się bezpieczniej, jak nie przy przyjacielu i nie tyle zapomniała, co wyciszyła te wspomnienia, próbowała wierzyć w to przerażające "nic nie zrobiłaś". Próbowała w to wierzyć nawet teraz, mając na wyciągnięcie ręki dowód na swoje winy.
- Oskarżasz mnie o coś? - zapytała wprost, jak potwór patrząc w jego oczy, jakby wcale nie była winna, a on nie był ofiarą jej czynów. Serce waliło jej jednak z mocą i na pewno zbliżała się nieubłaganie do zawału. Zabawne, przez jego słowa naprawdę zaczęła boleć ją w twarz. Zaciągnęła się więc ponownie papierosem. - O bólu wiem całkiem sporo, ale współczuję ci... przeszedłeś przez istne piekło... i to dosłownie - mówienie o tym, jakby nie ona mu je zgotowało było nawet jak dla niej mocno pojebane, ale przecież normalność nigdy nie była jej rzeczą. Popełniła błąd, wiedziała o tym doskonale, wiedziała, że jest złym człowiekiem, ale nie mogła zawrócić, zbyt wiele się wydarzyło, jedynie idąc w przód mogła jako tako odpokutować za swoje winy, może zrobić coś dobrego dla świata, ryzykując własnym życiem. - Z tego co czytałam, jest duże prawdopodobieństwo, że to był nieszczęśliwy wypadek, rozumiem, że masz do mnie jakiś żal, ale o tym lepiej porozmawiać z psychiatrą - zakończyła z tą nieoczywistą bezczelnością i pociągnęła kolejnego łyka, by uspokoić się nieco bardziej.

Chris Haynes
pisarz kryminałów — oraz scenarzysta
36 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
pisze kryminały, choć jego życie to ballada o lekkim zabarwieniu erotycznym, pewnego dnia uświadomi sobie, że kocha Constance, ale na razie jego serce zdobył jego pies o cudownym imieniu Werter
Jej wyuczone zachowania i wystudiowana poza nie mogły na nim robić wrażenia, bo wiedział, że prędzej czy później pęknie. Jako pisarz był całkiem niezłym obserwatorem rzeczywistości, ba, nawet jako scenarzysta uczył się czytać w ludzkich charakterach i był pewien, że Pearl wprawdzie mogła przybrać niejedną maskę, ale w głębi duszy (o ile ją posiadała, bo Nietzsche pewnie by się z nim nie zgodził) musiała odczuwać niepokój. Nie z powodu grzechu, jaki popełniła całkiem dawno, bo skoro do tej pory nie poszła na policję to pogrzebała to całkiem głęboko, ale ze strachu, że to on przywiąże się do rozwiązania tej tajemnicy i stanie się jej memento. Kiedyś czytał, że żal niedoskonały polega na obawie przed trafieniem do piekła, że człowiek boi się jedynie czynów za które może go spotkać kara – z chęcią przyjąłby na siebie rolę szatana, który kiedyś złapałby za te blond kłaki i zaciągnąłby dziewczynę wprost w objęcia szatana czy innego mściwego bóstwa, wymierzającego sprawiedliwość.
Nawet jeśli sam w tej walce miał polec jak ułomny i grzeszny człowiek to był na to gotowy. Zwłaszcza, że do szału doprowadzało go to, że dziewczyna siedziała sobie jak gdyby nigdy nic i popijała drinka (sam jej go postawił, ale wciąż), podczas gdy on dosłownie został uderzony karmą.
Do tanga jednak trzeba było dwojga i przecież siłą jej do łóżka nie zaciągał, więc dlaczego tylko on miał odpowiadać za całe zło, które go potem spotkało? Była równie winna, a wypalony przez nią papieros świadczył jednoznacznie o tym, że jednak coś sobie przypomina.
Musiał zauważyć, że zachowuje się teatralnie, karykaturalnie, tak jakby spotkanie z nim przećwiczyła sobie kilka razy i obecnie tylko odgrywała rolę z taką łatwością jak odmraża się danie z mikrofalówki.
- Parszywe jest twoje przekonanie, że uwierzę w ten pozorny spokój. Ile w siebie wlejesz, by zapomnieć o tym spotkaniu? – częstowali się takimi uwagami jak ulubionymi czekoladkami, był jednak czas, gdy finał takiego festiwalu obelg byłby całkiem słodki, jeśli tak można określić poorane plecy. To jednak minęło i choć wspomnienia plus żądza zemsty stanowiły zabójczy duet to Christopher (tylko ona tak do niego mówiła) trzymał nerwy na wodzy i choć trzeszczały mu postronki to był przekonany, że wytrzyma. W końcu był mężczyzną, a nie jakimś bykiem na corridzie, prowokowanym przez czerwień jej szminki, którą poruszała zmysłowo, wypowiadając kolejne, nic nieznaczące frazesy.
Czy wiedziała sporo o bólu? Psychicznym pewnie tak, bo każdy przechodził przez własne piekło i Chrisowi nic do tego. Nie miała jednak pojęcia jak to jest ze spalonymi tkankami. Jak bardzo ostrożnym trzeba być przy zmienianiu opatrunków i jak tak naprawdę nikt delikatnym nie bywał. Nie po tym jak rozeszła się fama o okrutnym traktowaniu nieboraczki przez niego. Ta sama biedna kobieta siedziała teraz przy nim i sugerowała mu wizytę u psychiatry.
Chyba to był tak zwany zapalnik, bo nim się obejrzał, a już zaciskał rękę na jej nadgarstku i przybliżał ją do siebie. Nie po to, by tym razem scałować całą swoją złość z tych karminowych ust, ale by powiedzieć jej coś, co musiała usłyszeć.
- Mam żal, bo doskonale wiem, że to ty i możesz mi nawet sugerować spotkanie z papieżem, a i tak dowiodę, że miałaś coś z tym wspólnego. Wtedy twoi wysoko postawieni przyjaciele nie pomogą – wycedził w jej usta, z daleka mogli wyglądać na bardzo zaprzyjaźnionych znajomych, którzy szepczą sobie na uszko, choć prawda była bardziej brutalna. – A potem wsadzę cię prosto za kratki i czasami w ramach wizyty małżeńskiej odwiedzę, bo tam znajomości mam ja – choć jej groził, nadal czaił się na ustach ten delikatny uśmiech.
Ta twarz w końcu należała do bardzo miłego człowieka, a on z lubością ją wykorzystywał, choć dla ludzi takich jak Pearl miał nie mieć litości.

pearl campbell
zdolny delfin
enchante #8234
Dziennikarka śledcza — The Cairns Post
26 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
W przeszłości mocno narozrabiała, więc teraz po skończonych studiach, próbuje rozrabiać w dobrej wierze, szukając zabójcy starszej siostry...
Grała już tak długo, że sama nie wiedziała kim była bez tych pozorów, wyuczonych gestów, zagrywek mających na celu konkretne rezultaty. Bo gdyby obrała się z tych wszystkich przywar, całej teatralności, to co by pozostało? Nastolatka z nadwagą, kiepskimi osiągami w nauce, wiecznie w cieniu starszej siostry, bez przyjaciół czy ambicji. Nienawidziła wracać myślami do przeszłości i może dlatego tak wyśmiewała koncept terapii polegający na cofaniu się wstecz... osobiście wolała ze wspomnieniami z dzieciństwa i okresu dojrzewania nie mieć nic wspólnego. Nie, żeby potem było lepiej... śmierć starszej siostry i widok jej zmasakrowanego ciała powracający, jak fatum przy każdym zamknięciu oczu. Najpierw alkohol i papierosy, wyniszczające ciało ćwiczenia, w którym momencie to przestało wystarczać? Nie umiała sobie przypomnieć pierwszego wieczoru, w który sięgnęła po prochy, ale często próbowała. Wydawało jej się, że zachowywanie pewnych przełomowych wspomnień świadczyło o wartości człowieka, więc z drugiej strony... czy powinno ją dziwić, że w jej pamięci często znajdowały się czarne plamy? Niekiedy miało to swoje plusy, nie musiała rozpamiętywać tych wszystkich bezwstydnych występów w Shadow, gdy za parę banknotów zrzucała z siebie ubrania i... nie musiała pamiętać grzechów, jakie brukały jej dobre imię, a których dowodem - tak namacalnym - była nowa twarz siedzącego przy niej mężczyzny. Powinna była go przeprosić i to nie tak, że nie doskwierały jej wyrzuty sumienia, mimo wszystko nie była złym człowiekiem, chociaż... chciała być. Chciała nie czuć i się nie wahać, bo uczucia, jeśli coś o nich wiedziała, zawsze były jej słabością.
- Wystarczająco - odpowiedziała na jego pytanie, od razu unosząc szklankę, którą wyzerowała. Potrzebowała procentów, żeby się nieco znieczulić, ale przy tym nie stracić całkowicie kontroli, a ten balans nie był jej mocną stroną. Przy tym jednak nigdy nie paplała co jej ślina na język przyniesie, tak głęboko miała w sobie zakodowane, by chronić własną prywatność, nie podłożyć się pod nóż.
Sapnęła zaskoczona, kiedy złapał jej nadgarstek, a ściągnięte gniewnie brwi świadczyły o jej niezadowoleniu. Wiedziała, że miał prawo do wściekłości, jednak jego obecność źle na nią wpływała. Napływały do niej wspomnienia, które zamknęła i wyparła ze świadomości. Scena po scenie, każde odczucie z osobna, dźwięk pierwszej iskry skrzesanej nienajnowszą zapalniczką Zippo, ciepło na polikach bijące od ognia, szczypanie słonej wody wpływającej po twarzy i szyi, dotyk zimnego telefonu na uchu, gdy zlękniona dzwoniła po pomoc. Nie chciała tego pamiętać, musiała silniej sobie wmawiać, że to wszystko się nie wydarzyło, nawet jeśli oboje znali prawdę. Na swoje usprawiedliwienie miała przynajmniej to, że w pełni jej nie rozumiała, że naprawdę uwierzyła we własną niewinność.
- Nie ty pierwszy grozisz mi więzieniem, ustaw się w kolejce - wysyczała przez zęby, nie chcąc dać po sobie poznać, że jego groźba w istocie robiła na niej wrażenie. Że strach panoszył się po jej ciele, zmuszając serce do szybszego pompowania krwi, która szumiała nieprzyjemnie po skroniach. - Poza tym... naprawdę sądzisz, że nie posiadam też znajomości za kratami? Nie doceniasz mnie - rzuciła lekceważąco, wręcz prześmiewczo, ważąc przy tym wszystkie słowa. Nauczyła się mówić tak, by do niczego się nie przyznać, w końcu sama stosowała różne podsłuchy i dyktafony, nie mogła mieć pewności, że on sam ich nie ma. Jego obecność miała mocno skomplikować jej życie, wiedziała o tym doskonale, ale przyznanie się do tego byłoby jak podłożenie głowy pod katowski topór. - Naprawdę mi ciebie szkoda, Christopherze. Chcesz usilnie znaleźć kogoś odpowiedzialnego za twoje krzywdy, bo myślisz, że to w jakiś sposób zmniejszy ból? - przechyliła głowę do boku i korzystając z tego, że trzyma jej własną dłoń tak blisko swojej twarzy, delikatnie przekrzywiła ją tak, by mogła palcami dotknąć szorstkiego polika. Delikatnie pogłaskała jego skórę, jakby miała do tego prawo. - Możesz mnie nienawidzić, w zasadzie z wzajemnością, ale nie licz na to, że przyjmę na siebie cały twój żal. Czasy kiedy byłam gotowa to dla ciebie zrobić, na całe szczęście już minęły - dodała uśmiechając się przyjemnie, wręcz kokieteryjnie, chociaż gest ten nie dosięgał oczy. W tych czaiło się coś, czemu znaczniej było do niemego wyzwania, demonstracji własnej siły, bo trochę dorosła w ostatnim czasie.

Chris Haynes
pisarz kryminałów — oraz scenarzysta
36 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
pisze kryminały, choć jego życie to ballada o lekkim zabarwieniu erotycznym, pewnego dnia uświadomi sobie, że kocha Constance, ale na razie jego serce zdobył jego pies o cudownym imieniu Werter
Pamiętał czasy, gdy był nią zachwycony. W przypływie swoich romantycznych uczuć nawet mianował ją swoją muzą i był odtąd gotowy tworzyć poematy na jej cześć. Szkoda tylko, że był równocześnie niezłym biznesmenem i zdawał sobie sprawę, że nie byłyby to poczytne dzieła. Za to kryminały tak. Nigdy nie sądził, że wybierając ten gatunek, tak naprawdę wiąże sobie powróz na własnej szyi. Nie przypuszczał nawet w najgorszych koszmarach zaś, że jego natchnienie w osobie Pearl stanie się jednocześnie jego przekleństwem. Może nie powinien tak odważnie mianować muzą kochanki, podczas gdy żona siedziała w domu i zajmowała się ilustracjami do jego książek, ale przecież uwielbiał tę dziewczynę. I chyba ta sympatia, ta nostalgia, którą przywodziły na myśl perfumy używane przez kobietę sprawiała, że nadal jeszcze jej nie udusił.
A mógłby. W jego głowie przelatywały całkiem możliwe scenariusze zbrodni prawie doskonałej, a właśnie taką chciał uskutecznić. Tak naprawdę od czasu przeszczepu był duchem i choć zarabiał na scenariuszach to nie rzucał się już w oczy jak dawniej. Nikt nie powiązałby zniknięcia blondynki, która lubiła pakować się w tarapaty z pisarzem. Jej brak dowodów na zamieszanie w sprawie podpalenia działał jak miecz obosieczny. Nie miał motywu, by chcieć zakończyć jej życie i przez to byłby nieuchwytny dla organów ścigania.
Te myśli przelatujące przez jego głowę i okazujące mu ogrom możliwości działania sprawiały, że paradoksalnie się uspokajał. Nawet jeśli fantazjował o wbiciu jej parasolki od drinka w nozdrza, a najlepiej do gardła to dalej z nią siedział i rozmawiał. To na pewno był jakiś rodzaj dojrzałości, prawda?
Przechylił swoją szklankę i od razu zamówił kolejną, mieli do pogadania, choć był przekonany, że gdyby nie ten delikatny (ale stanowczy) przymus z jego strony to Pearl jak ten pieprzony Struś Pędziwiatr wiałaby z tego dusznego baru. Udając, oczywiście, że ją to nie rusza. Ta wyuczona poza wrodzonej obojętności była momentami porywająca tak bardzo, że odnajdywał niesamowitą przyjemność w obserwowaniu jej, nawet jeśli minęły czasy w których jej pożądał, pragnął i był gotów zaprzedać dla niej swoje małżeństwo.
A ona go puściła z dymem. Nigdy nie dowiedział się czy wiedziała o jego obecności czy był to czysty przypadek, ale był przekonany, że ona mu o tym nie powie. Nie po tym co właśnie usłyszał z jej ust.
- Podejrzewam, że nawet w piekle masz znajomości, ale skoro wysłałaś tam kogoś to zapewne nie darzy ciebie sympatią – wzruszył ramionami zupełnie obojętnie, choć odnotował, by sprawdzić listę jej potencjalnych wrogów. Wróg jej wroga jest jego nowym, serdecznym przyjacielem.
Zaś ona zdecydowanie powinna wziąć tę dłoń, jeśli chciała jeszcze jej używać. Tak, to były jego myśli, ale mimo wszystko nie zdarł palców z twarzy Josha, pozwalając jej na ten delikatny triumf i troskę, z której wionęła pogarda. Znał te ugładzone groźby, to wystawienie pazurków w aksamitnej rękawiczki. Może ich wzajemnym przekleństwem było właśnie to, że znali się za dobrze i przewidywali ruch z drugiej strony?
- Nie, nie czuję do ciebie nienawiści, Pearl – zaprzeczył wolno. – Gdybym ją czuł to by znaczyło, że nadal mi zależy. To czysta obojętność – skwitował, ale przesunął jej dłoń na swoje usta, by złożyć na niej szarmancki pocałunek. – Tylko widzisz, kochanie – nie nazywał jej tak przez lata i zabrzmiało to jak groźba – na miejscu pogorzeliska ostatnio odnaleziono metalową spinkę do włosów. Niesamowite, że ogień nie strawi absolutnie wszystkiego. Taki żywioł, taka bestia, która sprawiła, że musieli mi przeszczepić twarz, a tu taki drobiażdżek – i posłał jej uśmiech, gdy rozszerzył wargi na jej palcach, zupełnie jakby się wygłupiali przy drinku, a nie sugerowali sobie najgorsze rzeczy.
Pieprzona Pearl Cambell.

pearl campbell
zdolny delfin
enchante #8234
Dziennikarka śledcza — The Cairns Post
26 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
W przeszłości mocno narozrabiała, więc teraz po skończonych studiach, próbuje rozrabiać w dobrej wierze, szukając zabójcy starszej siostry...
Zabawne, że ze wszystkich mężczyzn, groził jej akurat ten, w którego kiedyś naprawdę wierzyła. Była młodsza, chciałoby się rzec głupsza, chociaż nie była pewna, czy od tamtego czasu zmądrzała. Nie mniej jednak w Christopherze widziała wszystko to, czego - jak jej się zdawało - potrzebowała. Był jak oparcie, którego nigdy w nikim nie miała, starszy, z pasją, dobrą pracą, talentem, szarmanckim zachowaniem i klasą... nie zastanawiała się nad tym, co mógł w niej widzieć, po prostu dawała porwać się mrzonką, o których teraz nawet nie wspominała, tak było jej wstyd dawnej siebie. Te wszystkie wyobrażenia, że rzuca dla niej żonę, bo tylko ona może go uszczęśliwić, teraz było to nic niewarte. Przed samą sobą nie chciała przyznawać się do marzeń, które odważnie snuła, o jakimś domku, wspólnym życiu, może małżeństwie, a nawet dzieciach... to wszystko było głupotą, która przecież nie była pisana komuś takiemu, jak Pearl Campbell. Kobiety jak ona nie powinny mieć nawet prawa poruszać podobnych kwestii, na zawsze zaklejoną łatką kochanki. Powinna była znać swoje miejsce, a chociaż dzisiaj było one dla niej wiadome, to kiedyś jeszcze nie chciała się na to godzić. Tylko, że ten zryw nadziei został boleśnie w niej stłamszony, a sam Haynes przyłożył do tego swoją rękę, czy może but, bo bynajmniej subtelnego udziału w całym tym procesie nie miał. Chociaż w murze, jakim odcięła dawną siebie od tego, co teraz przedstawiała jej osoba widniało wiele cegiełek, bez wątpienia Christopherowi przypadała rola solidnego fundamentu. Zmienił ją i jeśli nie podobało mu się to, jaka była, to cóż... nie każde dzieło cieszy jego stwórcę. Naturalnie nie należało w pełni obarczać tym wszystkim tego jednego mężczyzny, ona też nigdy tego nie robiła, ale to on ostatecznie dał jej do zrozumienia, że dla takich jak ona nie istnieje szczęśliwe zakończenie z bajki. To ich spotkanie, rozmowa toczona nad drinkiem, tylko utwierdzało ją w tym przekonaniu.
- Sympatia - posmakowała to jedno słowo, które użył we własnej wypowiedzi, jakby poczęstował ją czymś, czego nigdy wcześniej nie miała okazji skosztować. - Skąd założenie, że chciałabym gdziekolwiek ją wzbudzać? - przechyliła głowę do boku, tylko pozornie dając mu przestrzeń na wtrącenie odpowiedzi. - Kiedyś ty mnie nią darzyłeś i gdzie nas to zaprowadziło? - dopiero teraz zakończyła, ciesząc się przynajmniej z tego, że zamówił kolejne drinki. Powinna była uciec, ale to nie wchodziło w grę, więc przynajmniej mogła poratować się alkoholem, uspokoić w objęciach procentów swoje rozszalałe zmysły. Faktycznie grożono jej niejednokrotnie, ale pierwszy raz cudze groźby sprawiały, że miała ochotę sama się przyznać... nawet nie tyle co przed nim, a przed samą sobą, do czegoś, czego zgodnie ze swoimi zeznaniami nie pamiętała, a raczej pamiętać nie chciała. Wyparła to tak silnie ze swojej świadomości, że sama już się gubiła w tej mieszaninie wspomnień, domysłów i zaprzeczeń. Rozsądek w prawdzie jej nie przyświecał wcale, ale w pracy nauczyła się już, by nigdy nie podawać nikomu na siebie haków, nie mogła więc dać mu tego, po co przyszedł. Przyznanie się do win nie wchodziło w grę. Patrzyła więc, jak całował jej dłoń i skłamałaby mówiąc, że niczego nie poczuła, żadnego sentymentu. Mógł mieć inną twarz, ale sposób w jaki obdarowywał ją gestami pozostał ten sam, nawet jeśli teraz te miały być groźbą, nie obietnicą. Przełknęła ślinę, bo nowe fakty niekoniecznie jej się spodobały. Nie potrafiła ocenić, czy mówi prawdę czy blefuje. Jakaś niewidzialna gula rosła w jej gardle, ale po raz kolejny ją przełknęła. Musiała grać, przecież to potrafiła najlepiej, a w całej reszcie była naprawdę kiepskim zawodnikiem.
- I co? Udowodnisz, że to moja spinka? Bardzo to wygodne, ogień zniszczył odciski palców, więc wystarczy zakupić ozdobę i podrzucić w odpowiednie miejsce - ona także się uśmiechnęła, chociaż do śmiechu jej nie było. Czy gdyby tam była, mogłaby zgubić jakąś spinkę? Kolejne wspomnienia, a każde z nich było jak kopnięcie w brzuch od którego brakowało jej powietrza. - Poza tym... nie zaprosiłeś mnie nigdy do siebie? - wolną dłonią objęła świeżego drinka, którego postawił przed nimi ktoś z obsługi. - Sądziłam, że wspomnienie mojej obecności w twoim domu pomagało ci lepiej znosić widok własnej żony - dodała bezczelnie chwilę przed tym jak pociągnęła solidną porcję płynu ze szklanki. Kiedy już się znieczuliła, znów powróciła do niego wspomnieniem, a korzystając z ułożenia jej dłoni, przejechała kciukiem po jego ustach, delikatnie naciskając na ich dolną wargę. - Co tam u niej? Wie, że spotykasz się z byłą kochanką? Może to ona podłożyła ogień - uśmiechnęła się psotnie po czym zabrała mu dłoń, by w końcu przerwać tę niezręczność i sięgnęła po kolejnego papierosa. Stanowczo za dużo paliła ich w swoim życiu, ale nie potrafiła tego w żaden sposób ograniczyć.

Chris Haynes
pisarz kryminałów — oraz scenarzysta
36 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
pisze kryminały, choć jego życie to ballada o lekkim zabarwieniu erotycznym, pewnego dnia uświadomi sobie, że kocha Constance, ale na razie jego serce zdobył jego pies o cudownym imieniu Werter
- Nigdy nie darzyłem ci sympatią, dziewczyno – sprostował. Pewnie byli ludzie, którzy mogli Pearl po prostu lubić i doceniać jej momentami bezpośrednią naturę i jednocześnie potrzebę niedopuszczania do siebie nikogo. Nie przeczył, bo przecież nawet jego, karalucha pierwszej wody podziwiali inni ludzie, ale akurat on, Christopher Haynes nie darzył ją nigdy tego typu letnimi uczuciami. Wręcz przeciwnie, to był dla niego jak sycylijski piorun. Pamiętał tę scenę z Ojca chrzestnego i zawsze zastanawiał jak można zakochać się w kimś tak bardzo. A potem nawinęła mu się Cambell i zrozumiał, że to nie chodziło o zauroczenie, ale o prymitywną chęć posiadania tej kobiety, wniknięcia w jej krew, sprawienia, że to on będzie osobą, która ją zacznie definiować.
Wiedział, że to zaborcze, samcze i że nie ma nic wspólnego z cichą miłością, którą obdarzał swoją żonę i która w gruncie rzeczy polegała na dzieleniu obowiązków, wspólnych zainteresowań i oklepanemu patrzeniu w jednym kierunku. Zaś Pearl to był po prostu żywioł, który swoim nadejściem zwiastował kłopoty i nawet jako człowiek doświadczony nie mógł się temu oprzeć. Zrobił wszystko, by ją dostać i teraz też nieświadomie burzyła nadal jego krew, zupełnie jakby właśnie zeszli z planu tego kiczowatego serialu o byłych kochankach, którzy spotykają się po latach.
Plan był taki jak zawsze – duszny i o podłej reputacji bar w którym należało liczyć się z barmanem i nie za często spoglądać na striptizerki i tylko dialogi napisano nieudolnie, bo przecież powinni padać sobie w ramiona bez słów.
- Szalałem – przyznał – na twoim punkcie, chciałem cię mieć i uwielbiałem to robić, ale to nie mogła być sympatia. Zasługiwałaś na coś znacznie lepszego – tyle, że musiał być hipokrytą, by twierdzić, że właśnie to dostała od niego. W końcu jak przyszło co do czego to porzucił ten niespokojny nałóg, ten niepewny grunt przy kochance i pozostał przy znajomym cieple żony. Nie mógł jednak zaprzeczyć, że zaprowadziło ich to do zguby. – I tak, gdybym wtedy odwrócił się na pięcie i odszedł to nie skończyłoby się to tragicznie. Ale nie żałuję – stwierdził i uniósł drinka w geście toastu.
Nie wiedział czy mówi prawdę czy też blefuje, bo trudno było mu orzec, nawet z perspektywy czasu, czy spotkanie jej było błędem. Najłatwiej byłoby stwierdzić, że tak, że gdyby cofnął czas to nie poprosiłby o jej numer i po prostu zachowałby twarz (nawet w znaczeniu dosłownym), ale wiedział, że to nieprawda.
Pokusa była zbyt silna i obecnie też odczuwał jej pokłosie, gdy jej dotykał i gdy powracały wspomnienia, dotąd trzymane pod kluczem w jego prywatnej głowie. Tak jednak dzieje się, gdy dwoje ludzi dzieli te same myśli, nagle zaczynają one przebiegać między nimi jak prąd i wystarczy sekunda nieuwagi, a ich siła może powalić jak napięcie elektrostatyczne.
Nie powinien wyciągać tej spinki na światło dzienne, ale czekał na jej reakcję. Może nawet naiwnie zakładał, że dziewczyna przyzna się. Na razie jeszcze poza życzeniami jej śmierci ze swoich rąk, nie potrzebował zemsty. Pragnął jedynie wyjaśnienia, ale to wymykało mu się z rąk. Zupełnie jak ona.
- Nie łudzę się, że cokolwiek ci udowodnię – zauważył rozbawiony. – Znając ciebie przespałaś się z jakimś sprytnym chłopcem, który łatwo zatarł ślady twojej obecności tam. Potrzebuję jedynie prawdy… I nie sądzę, że po zakończeniu naszej relacji zostało cokolwiek z twojej obecności w tym domu – dodał logicznie, bo przecież jego żona nie wybaczyłaby mu śladów jego kochanki. Właściwie samo wspomnienie ich romansu zaprowadziło ich do rozwodu, który właśnie kłębił mu się pod czaszką, gdy tylko o niej napomknęła, a jej gest go rozczulił.
Uśmiechnął się więc jak chłopiec, którego przyłapuje się na gorącym uczynku.
- Rozwiedliśmy się po transplantacji. Nie każdy lubi sypiać z kimś, kto ma inną twarz – wyjaśnił bardzo obojętnie i szarmancko podpalił jej kolejnego papierosa. – Nie potrzebuję twoich przeprosin, wyjaśnień, chcę tylko wiedzieć, że to ty. Ona nie mogłaby tego zrobić, bo wtedy nie miała pojęcia, że istniejesz – westchnął, choć skłamałby, że to również przyszło mu do głowy.
Być może łatwiej byłoby obarczać o coś takiego żonę niż osobę, którą kiedyś tak kochał, a teraz doprowadzała go na skraj czystej furii, zniechęcenia i czegoś jeszcze, co sprawiło, że również zapalił papierosa zamiast stąd uciekać.
- Zabrała Rocky’ego – dodał na pozór obojętnie, ale na tym cholernym futrzaku zależało mu najbardziej.

pearl campbell
zdolny delfin
enchante #8234
Dziennikarka śledcza — The Cairns Post
26 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
W przeszłości mocno narozrabiała, więc teraz po skończonych studiach, próbuje rozrabiać w dobrej wierze, szukając zabójcy starszej siostry...
Nie wiedziała, co wstrząsnęło nią bardziej, to, że nie darzył jej sympatią, czy może raczej to, że nazwał ją dziewczyną... tak bezosobowe określenia niesamowicie ją drażniły. Nie była jakąś tam dziewczyną, zasługującą na nazwę, jaka pasowała każdej. Przynajmniej próbowała sobie wmówić, że nie jest, usilnie doszukiwała się w słowach i zachowaniu innych dowodów na własną wyjątkowość, często będąc w tych poszukiwaniach żałosną istotą, która liczy na więcej, niż może dostać.
- Zasługiwałam na cokolwiek więcej, niż to co mi dałeś - powiedziała dość sucho, bo nie mogła tak po prostu ulegać podobnym zabiegom, doszukiwać się w jego słowach tego, co zawsze chciała usłyszeć. Nie była już tak naiwna, nawet jeśli część niej zrywała się do podobnych frazesów, wierząc, że za tymi będą stały jakieś znaczące czyny. - Czyżby? - uniosła brew, gdy powiedział, że nie żałuje. Sama nie była pewna, jak ma to wszystko oceniać. Z jednej strony jego słowa znów sprawiły, że poczuła się lżej, ale z drugiej... sama jego osoba już i bez tego wystarczająco mocno mieszała jej w głowie, przywołując wspomnienia, których przecież nie mogła przeżyć, a przynajmniej nie zgodnie z tym, w co wierzyła.
Wielkim zdziwieniem nie powinno być to, że nie zamierzała się do wszystkiego przyznać. Nawet gdyby pamiętała dokładnie, że wina jest po jej stronie, szukałaby ucieczki od odpowiedzialności, bo więzienie nie wchodziło w grę. Sęk w tym, że naprawdę nie wiedziała już co jest prawdą, a co domysłem, dopowiedzeniem, zamieszaniem, w którym się nie odnajdywała. Miała wrażenie, że przyszedł tu, do jej stolika, nie tylko ze swoją osobą, ale także z częścią jej własnych wspomnień, do których bez jego obecności nie miała dostępu. Potrzebowała czasu by sobie to przetrawić i większej ilości alkoholu, by nie zwariować.
- Więc tak mnie oceniasz? - zaśmiała się całkiem dźwięcznie, chociaż kompletnie nie było jej do śmiechu. Chciałaby sobie z tego żartować, pokazać, jak niewiele jego słowa znaczą, ale cholera... nawet po tak długim czasie jego opinia ją tak po prostu, po ludzku zraniła. Uderzyła dokładnie tam, gdzie boli najbardziej, chociaż okład z dumy robił swoje na takie rany. - Jak pannę, która dupą znajdzie rozwiązanie w każdej kryzysowej sytuacji? Wielkie dzięki, Christopherze - teraz to ona wzniosła swojego drinka, jakby wznosiła toast. Skinęła mu jeszcze i pociągnęła parę łyków, na bok przesuwając słomkę, bo jej przekrój był irytując mały, jak na aktualne potrzeby Pearl. Zamiast skupiać się na tym, jaką opinię ma o niej mężczyzna, który w przeszłości złamał jej serce, powinna raczej triumfować z racji tego, że sam nie był pewny, czy udowodni jej winy. No, ale była tylko kobietą, poza tym taką, która niekoniecznie chłodno wszystko analizowała. Podobnie też powinna poczuć się lepiej na wzmiankę o rozwodzie, rzucić głośne dobrze ci tak. czy coś w ten deseń, ale poczuła się jakoś tak ciężko. Miała w końcu świadomość, że to ona zepsuła coś, co łączyło go z inną kobietą. Tyle potrafiła Pearl Campbell - rozpierdolić wszystko, zarówno w swoim życiu, jak i w życiu każdego, kto akurat się nawinie. Odrzuciła te przemyślenia od siebie i uniosła kącik ust do góry... chcę tylko wiedzieć, że to ty. Aż parsknęła pod nosem, gdy zaciągała się papierosem.
- Powiedz tak szczerze... - odwróciła do niego twarz i złapała go w ten rodzaj kontaktu wzrokowego, z którego nie tak łatwo się uwolnić. - Szukasz sprawiedliwości, czy może raczej powodu aby mną gardzić? - słowa te padły dość wyraźnie, nie niosąc ze sobą żadnej przestrzeni na wątpliwości. Były jak atak, wiedziała o tym w chwili, w której pochyliła się nieznacznie w przód, odrobinę zmniejszając dystans. - Byłoby łatwiej, prawda? Gdybyś po prostu mnie nienawidził - dodała ciszej, niczym jeden z tych sekretów, których nie powinny usłyszeć niczyje uczy, poza jego własnymi, a następnie zachichotała cicho, pozwalając, by chmura nikotynowego dymu wypełniła przestrzeń między nimi, niczym ta zasłona wojowników z dalekiego wschodu, bo kiedy już opadła, Pearl siedziała prosto, tak jak wcześniej.
- Punkt dla niej. Jeśli chciała, żeby ciebie zabolało, wzięcie psa było rozsądne - znów powiedziała to tak, jakby nie dbała o jego uczucia, bo zasadniczo nie powinna o nie dbać, ale mimo to wiedziała doskonale, ze w pierwszej chwili musiała ugryźć się w język, bo to nie złośliwości jako pierwsze się na nim uformowały. Ze wszystkich ludzi na tym bożym świecie, była ostatnim, który miał prawo go żałować. Nie powinna o tym zapominać.

Chris Haynes
ODPOWIEDZ