I only attract pdychopaths. If you've ever had a crush on me, find a therapist.
: 11 kwie 2022, 00:58
13.
Nie, żeby kiedykolwiek w jej życiu układało się jakoś dobrze, ale ostatnio kompletnie wszystko się waliło. Nie wiedziała co dzieje się z Geordanem i martwiła się o niego cholernie, a przy tym była możliwie najgorszym opiekunem terapii dla Leona, jaki mógł mu się trafić. Po prostu zawalała w życiu prywatnym, nie wspominając o zawodowym. Szef redakcji, w której pracowała pluł się o to, że nie zrobiła jakiegoś nudnego artykułu, bo w tym czasie dostała cynk z jakiegoś klubu za Cairns, gdzie przypadkowo wpadła na Nathaniela, oczywiście udając wówczas wraz z nim, że kompletnie siebie nie znają. Wiedziała jednak, że to spotkanie nie przejdzie bez echa, a też nie chciała Hawthornowi dawać tej satysfakcji i unikać Shadow od tamtego czasu. Dlatego przyszła dziś wieczorem do klubu w Lorne Bay i niedługo musiała w nim być, by jakiś dryblas oznajmił, że właściciel chce z nią rozmawiać. Ruszyła więc do jego gabinetu i co tu dużo mówić, zaczęło się maglowanie, prawienie morałów, jakieś groźby, rady, więcej gróźb, krzyki... typowa rozmowa z Hawthornem. Miała już po prostu dość tego wszystkiego, bo sama nie należała do spokojnych, ani zadowolonych.
- Nie masz prawa wpierdalać się w moje porachunki! - wrzasnęła w którymś momencie, chociaż nie pierwszy raz podniosła głos. Oboje robili w jego gabinecie niemałą awanturę, ale miała jej po kokardę, to też ruszyła do drzwi i złapała za klamkę uchylając je nieroztropnie jeszcze przed tym, jak postanowiła wyjść. - Nie jestem twoją własnością, żebyś mną rozporządzał! - oznajmiła przez ramie, a słysząc odpowiedź Nate'a, tylko się w niej zagotowało. - Pierdol się - niemalże wypadła zza drzwi, z takim impetem je otworzyła i naparła ciałem przed siebie, że zaraz z tego wszystkiego pisnęła, gdy na kogoś wpadła. Drzwi zamknęły się z trzaśnięciem, ale już nie tym się przejmowała. Z resztą... to też nie tak, że pierwszy raz wymieniała z Nathanielem poglądy w podobny sposób. Pogodzą się. Zawsze się godzili, ale nie było to niczym pięknym w tej ich relacji, którą trudno określić jednym słowem. Prędzej, niż przyjaźnią, mogłaby nazwać to uwiązaniem. Przyjaciele nie mówią sobie prosto w oczy najgorszych obelg i nie wrzeszczą na siebie, nie grożą sobie sięganiem po niewygodne fakty, ale też... wrogowie nie pomagają sobie i nie opiekują się interesem tej drugiej osoby. Bo mimo, że Nathaniel był skurwielem, pomógł jej na swój sposób, gdy mało kto potrafił. Teraz jednak była już poza gabinetem mężczyzny i w jednej chwili zapomniała o poruszeniu, gdy wyrósł przed nią Jasper.
- Nie wiesz, że chodzenie przy drzwiach jest niebezpieczne? - burknęła, rozcierając ramię, bo to nim uderzyła w bok barmana. Zamrugała kilka razy, zastanawiając się, czy coś słyszał. Była nieco zmieszana, to też chrząknęła pod nosem, jakby chciała to ukryć. - Mogłeś mi wybić bark - poskarżyła się jeszcze, jakby faktycznie to on był tutaj winowajcą.
Jasper Ainsworth
Nie, żeby kiedykolwiek w jej życiu układało się jakoś dobrze, ale ostatnio kompletnie wszystko się waliło. Nie wiedziała co dzieje się z Geordanem i martwiła się o niego cholernie, a przy tym była możliwie najgorszym opiekunem terapii dla Leona, jaki mógł mu się trafić. Po prostu zawalała w życiu prywatnym, nie wspominając o zawodowym. Szef redakcji, w której pracowała pluł się o to, że nie zrobiła jakiegoś nudnego artykułu, bo w tym czasie dostała cynk z jakiegoś klubu za Cairns, gdzie przypadkowo wpadła na Nathaniela, oczywiście udając wówczas wraz z nim, że kompletnie siebie nie znają. Wiedziała jednak, że to spotkanie nie przejdzie bez echa, a też nie chciała Hawthornowi dawać tej satysfakcji i unikać Shadow od tamtego czasu. Dlatego przyszła dziś wieczorem do klubu w Lorne Bay i niedługo musiała w nim być, by jakiś dryblas oznajmił, że właściciel chce z nią rozmawiać. Ruszyła więc do jego gabinetu i co tu dużo mówić, zaczęło się maglowanie, prawienie morałów, jakieś groźby, rady, więcej gróźb, krzyki... typowa rozmowa z Hawthornem. Miała już po prostu dość tego wszystkiego, bo sama nie należała do spokojnych, ani zadowolonych.
- Nie masz prawa wpierdalać się w moje porachunki! - wrzasnęła w którymś momencie, chociaż nie pierwszy raz podniosła głos. Oboje robili w jego gabinecie niemałą awanturę, ale miała jej po kokardę, to też ruszyła do drzwi i złapała za klamkę uchylając je nieroztropnie jeszcze przed tym, jak postanowiła wyjść. - Nie jestem twoją własnością, żebyś mną rozporządzał! - oznajmiła przez ramie, a słysząc odpowiedź Nate'a, tylko się w niej zagotowało. - Pierdol się - niemalże wypadła zza drzwi, z takim impetem je otworzyła i naparła ciałem przed siebie, że zaraz z tego wszystkiego pisnęła, gdy na kogoś wpadła. Drzwi zamknęły się z trzaśnięciem, ale już nie tym się przejmowała. Z resztą... to też nie tak, że pierwszy raz wymieniała z Nathanielem poglądy w podobny sposób. Pogodzą się. Zawsze się godzili, ale nie było to niczym pięknym w tej ich relacji, którą trudno określić jednym słowem. Prędzej, niż przyjaźnią, mogłaby nazwać to uwiązaniem. Przyjaciele nie mówią sobie prosto w oczy najgorszych obelg i nie wrzeszczą na siebie, nie grożą sobie sięganiem po niewygodne fakty, ale też... wrogowie nie pomagają sobie i nie opiekują się interesem tej drugiej osoby. Bo mimo, że Nathaniel był skurwielem, pomógł jej na swój sposób, gdy mało kto potrafił. Teraz jednak była już poza gabinetem mężczyzny i w jednej chwili zapomniała o poruszeniu, gdy wyrósł przed nią Jasper.
- Nie wiesz, że chodzenie przy drzwiach jest niebezpieczne? - burknęła, rozcierając ramię, bo to nim uderzyła w bok barmana. Zamrugała kilka razy, zastanawiając się, czy coś słyszał. Była nieco zmieszana, to też chrząknęła pod nosem, jakby chciała to ukryć. - Mogłeś mi wybić bark - poskarżyła się jeszcze, jakby faktycznie to on był tutaj winowajcą.
Jasper Ainsworth