Weterynarz, właściciel — Sanktuarium Koali
23 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Oddała serce panu Ashworth, który roztrzaskał je na małe kawałeczki. Choć się stara nie umie go poskładać więc skupia się na tym co jej pozostało - pracy w swoim Sanktuarium dla dzikich zwierząt, gdzie zostanie nie raz do późnej nocy. I udaje, że przecież wszystko jest z nią w porządku.
Oboje tonęli w tym samym oceanie smutku, choć każde z nich zdawało się robić to na swój sposób. Jebbediah po cichu, ukrywając cierpienie przed całym światem (nie raz nawet przed nią, mimo iż zawsze całkiem nieźle wyczuwała jego nastroje) zaś Audrey ekspresyjnie, w swojej wrażliwości nie potrafiąc ukryć cierpienia, jakie wypełniało ją od momentu, gdy z kilkoma torbami oraz psem bezpowrotnie przekroczyła próg ich domu. I choć sposoby okazywania były różne, cierpienie tej dwójki nosiło wiele wspólnych mianowników, zupełnie jakby łącząca ich niegdyś więź przenosiła się nie tylko na znajomość ich zachowania ale i odbijała emocje z jednego na drugie. Więź, którą wypracowali podczas tych wszystkich wieczór z planszówkami, nieudanych eksperymentów kuchennych (nadal pamiętała rosół jaki dla niej zrobił po którym chorowali dwa dni) spacerów czy wyjazdu w zimne objęcia Alaski… I która nadal tam była. Namacalna, nie zmącona ani kilkutygodniowym brakiem kontaktu ani złamanymi i krwawiącymi sercami ku zaskoczeniu, zapewne obu stron.
W tym wszystkim jednak, o czym Jebbediah powinien doskonale wiedzieć, nigdy nie czuła się od niego lepsza. Nigdy również nie patrzyła na niego w sposób, w jaki widzieli go inni, zupełnie jakby jej wzrok przenikał przez warstwę przytyków oraz łatek widząc to, co było pod nią - i ten widok zawsze niezwykle jej się podobał sprawiając, że chciała być przy nim - niezależnie jak, niezależnie gdzie… A fakt, że nie miało to być im dane ranił duszę panienki Clark która krwawiła. Codziennie oraz nieprzerwanie od tamtego felernego dnia gdy tam są drzwi było jedynym, co miał jej do powiedzenia.
- Prawdopodobnie nie, jednak gdybyś ty był na moim miejscu również zadawałbyś sobie to samo pytanie. - Odpowiedziała spokojnie, nie mając zamiaru naciskać. Bo nie naciskała na niego nigdy, woląc powolutku zapewniać go o swojej chęci wysłuchania, by sam się otworzył… To jednak miało się już nie powtórzyć, a ta świadomość uderzyła w nią niespodziewanie, zalewając kolejną falą smutku. Bo tęskniła, a tęsknota ta przybierała na sile gdy oddalił się ledwie o kilka kroków w stronę krawędzi klifu. I choć nie sądziła, aby dopuścił się podobnego czynu jaki rozważała ona ledwie kilkanaście minut wcześniej serce zabiło jej mocniej a oddech uwiązł w jej płucach, gdy umysł podsuwał kolejne, paskudne scenariusze. Czy naprawdę sądził, że zostawi go tutaj samego? Powinna, z pewnością, doskonale wiedziała jednak, że gdyby za kilka dni dowiedziała się o jego wypadku zwyczajnie by tego nie przeżyła.
I choć rozum domagał się natychmiastowego zawrócenia w stronę z której przyszła, serce zdawało się przejmować stery zupełnie nie słuchając jego głosu. Ostrożnie wyciągnęła dłoń, aby zacisnąć mocno palce na jego nadgarstku i pociągnąć go ze sobą. Nie protestuj mówiło brązowe spojrzenie w którym smutek mieszał się teraz z uporem. A potem ruszyła, z palcami ciągle zaciśniętymi na jego skórze, ciągnąc go za sobą niewielką dróżką prowadzącą w dół zbocza. W ciszy, nie wypowiadając żadnych słów, jedynie co jakiś czas na chwilę mocniej zaciskając smukłe palce na jego nadgarstku.
Przystanęła dopiero, gdy znaleźli się w miejscu, w którym żadne skoki nie stanowiłyby zagrożenia, na wszelki wypadek, gdyby któreś z nich jednak wpadło na równie durny pomysł. Ciche westchnienie wyrwało się z jej ust, a drżąca dłoń nieśmiało powędrowała do męskiego policzka, aby delikatnie przesunąć po nim kciukiem. Żegnała się, choć to pożegnanie bolało ją okrutnie bólem straconej miłości swojego życia oraz zabitych nadziei.
- Niech pan na siebie uważa, panie Ashworth. - Poprosiła tym czułym zwrotem jakim zwykła się do niego zwracać, teraz jednak delikatny głos przepełniony był smutkiem, a brązowe oczy błyszczały tęsknotą. Wiedziała jednak, że za kilka uderzeń serca będzie musiała odsunąć się, ruszyć w kolejną stronę; świat, w którym znajdował się z dala od niej.
I wiedziała, że każda, nawet najmniejsza cząstka na jaką rozbił jej serce pozostanie tutaj, przy swoim właścicielu, do którego nadal należała.

Koniec!
Jebbediah Ashworth
zdolny delfin
Sorbet Malinowy
ODPOWIEDZ