robi kawę i szefuje — w Hungry Hearts
30 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
#1
- Świetnie wyglądasz Margaret. - uśmiechnął się serdecznie do pulchnej kobiety, która w Ratuszu pracowała chyba od zawsze i którą widywał właściwie codziennie, gdy przywoził kanapki i kawę. Pewnie jakby mieszkał w wielkim mieście, z drapaczami chmur pełnymi biur i korporacji, to pewnie nie miałby szans zapamiętać wszystkich klientów. Miałby za to zapewniony zarobek, bo nawet jakby jedna firma zrezygnowała z jego dowozów, to miałby w podorędziu jeszcze trzy nowe. W Lorne nie było tak różowo. Z poprzednim burmistrzem właściwie przypadkiem zgadało się, że w sumie fajnie by było jakby ktoś raz dziennie przywoził świeże kanapki. Opracowali specjalny cennik i system dofinansowania dla pracowników, dzięki czemu część kosztów pokrywali oni, a część Ratusz. Okazało się, że podniosło to morale i wpłynęło pozytywnie na zaangażowanie i wydajność pracowników Ratusza. Nie musieli kombinować skąd wziąć lunch, bo lunch przyjeżdżał do nich, zawsze świeżutki, zawsze na czas.
Zmiana władzy trochę stresowała Shane'a. Przyzwyczaił się już do tych dowozów, do tych ludzi. W wakacje pomagała mu Maddie, która była ulubienicą wszystkich. Też znała imiona każdego w Ratuszu, a nawet ich dzieci i zwierzaków. I potrafiła podejść do ochroniarza, zadrzeć głowę do góry i swoim dziecięcym głosikiem zapytać: "Jak się miewa Mruczek panie Brown? Mam nadzieję, że już nie próbuje gryźć pozostałych kotów." Maddie miała w sobie coś takiego, że każdy ją uwielbiał. Była pogodna, rezolutna, czasem aż nazbyt wygadana, ale w sympatyczny sposób. Nie była irytująca ani przemądrzała. Shane był z niej bardzo dumny. Ale od jakiegoś czasu postawiła sobie za punkt honoru zeswatać ojca. Od zawsze marzyła jej się mama, dlatego Shane bardzo ostrożnie podchodził do tematów randek. Nie chciał robić nadziei ani córce, ani sobie. Poza tym żadna z kobiet nie była Jennifer. Odseparował więc świat randek od świata domowego i choć czasem sobie pozwalał na coś więcej, to nigdy nie angażował się w nic bardziej niż na te kilka randek (nawet takich kończących się śniadaniem u niej).
Dziś Shane był sam, jak zwykle o tej porze z gorącą, pyszną kawą i zapasem kanapek, sałatek i innych przegryzek. Witał się ze wszystkimi, zapewniał, że tak "ma wszystko co zamówione" i pytał jak mija dzień. Błądził jednak myślami gdzie indziej. Miał nadzieję, że uda mu się dziś porozmawiać z panią burmistrz i przedłużyć kontrakt.
- Będzie dobrze Shane. - Margaret poklepała go po ramieniu.
- Bez ciebie rozpoczniemy strajk - zaśmiał się ochroniarz, pan Brown.
A Shane jak to Shane odpowiedział tylko uśmiechem. I wtedy zauważył ją, kobietę od której biła pewność siebie i determinacja. Budziła szacunek samą swoją osobą. Szacunek, respekt, a nawet trochę strach.
- Pani burmistrz. Możemy porozmawiać? - zawołał, zostawiając na chwilę dostawę. Wiedział, że nikt go tam nie okradnie, a co więcej pan Brown pewnie gotów był obronić jego kramik w przypadku próby kradzieży - Shane Thomas. - przypomniał - Dowożę kawę i jedzenie z Hungry Hearts. - dodał, bo może go nie kojarzyła. Na pewno go nie kojarzyła.

Previa Goldstein
powitalny kokos
nick
burmistrz — która trzęsie ratuszem
37 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
niegdyś była wojskową i w Iraku wydawała rozkazy, a całkiem niedawno objęła stanowisko burmistrza i postanowiła zrobić wszystko, by zostać zapamiętaną - niekoniecznie w ten dobry sposób, ale ważne, że mówią, a nie jak mówią
Ze spraw bieżących należało domknąć budżet i postarać się, by fantazja Francisa nie odbiła się czkawką na mieszkańcach, którzy ostatnio doświadczyli już i tak wiele przez ulewy. Mogła tylko dziękować sobie – bo przecież nie Bogu – że udało jej się czuwać nad finansami tak skrupulatnie, że nie musiała obawiać się braków w kasie, choć przecież niejednokrotnie kruszyła o to kopie. Idealizm poprzedniego burmistrza zwykle spotykał ścianę w postaci jej pragmatyzmu i cyferek, które nigdzie indziej nie pełniły tak ważnej roli jak tutaj. Budżetu w tak urzędowej machinie nie dało się popchnąć na marzeniach i obietnicach wyborczych, więc nic dziwnego, że jak na siebie osobę, która była wręcz stoicko spokojna, jeśli się rozchodziło o pieniądze (nic tak jej nie satysfakcjonowało jak wzrosty na giełdzie, żaden seks) obecnie irytowała się niepotrzebnie.
A może dlatego, że pod pojemną szufladką z napisem sprawy bieżące musiała znaleźć się również jej terapia, którą niektórzy mogli nazwać wykaraskaniem się ze śmierci, a dla Previi znaczyło to jedynie przedłużenie agonii. Jako że nie wyobrażała sobie nigdy siebie jako uroczego warzywka na oiomie to zamiast zajmować się sprawami życia i śmierci – u niej zaś tego drugiego – po prostu postanowiła pochylić się nad budżetem, który rozłaził się na wszystkie strony. I tylko ta niesamowita złość przypominała jej o tym, że niekoniecznie znajduje się obecnie w dobrej formie i że mimo wszystko jako burmistrz musi zejść z poziomu nerwów na chłodny pragmatyzm, bo nie dość, że pochowają ją w młodym wieku to jeszcze przylgnie do niej niechlubna etykietka pracownika, który został odwołany przez swoich wyborców.
To jest przez ludzi o niskiej inteligencji, żłopiących piwo na plaży i udających, że znają się na polityce i kangurach. Nie można było niżej upaść i na samą myśl o tym dostawała już pośmiertnych drgawek. Właściwie jeśli miała skończyć zdegradowana to mogliby już ją pochować, bo nie zniosłaby żywa takiego upokorzenia. Dlatego też, gdy zjawiła się w pracy i zobaczyła cielęcy wzrok swojego personelu, utkwiony w jakimś mężczyźnie musiała działać. Jasne, że go nie kojarzyła, bo jeśli czymkolwiek żywiła się w pracy to tabelami w excelu, a jak widać na załączonym skanie z jej tomografii, to była bardzo rakotwórcza dieta. Znała jednak na tyle biurowe plotki, by wiedzieć, że chłopak był obiektem westchnień wielu panien, które równie dobrze mogły być jego matkami, więc musiał w sobie coś mieć.
Na razie na pierwszy rzut oka tego czegoś jednak nie stwierdziła, więc tonem absolutnej królowej tego miejsca wskazała na swój gabinet. Żadna z niej uprzejma kobieta, musiała przecież poznać szczegóły w cichym i spokojnym miejscu, z dala od śliniących się koleżanek, od których zdecydowanie można było dostać raka.
Ups, akurat ona już go otrzymała. Skrzywiła się lekko, bo bardzo niepokoiło ją to, że mimo wszystko ten temat powracał do niej, a zdecydowanie bardziej wolała skupić się na budżecie, który nie był z gumy i co gorsza, nie obejmował pysznych (tak słyszała) kanapeczek od człowieka, który zajął miejsce naprzeciwko niej.
- Chciał pan porozmawiać – i wreszcie spojrzała w jego ładne oczy, ale po chwili uznała, że to dziecinne określenie i niepasujące zupełnie do jej myśli, które podążały raczej w kierunku upragnionego powrotu do swoich tabel przestawnych.
Ludzie byli obrzydliwi.

Shane Thomas
powitalny kokos
boska
robi kawę i szefuje — w Hungry Hearts
30 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Jako informatyk z wykształcenia, pewnie mógłby trochę z nią porozmawiać o tabelach przestawnych, ale raczej i ich tworzeniu niż zawartości. Nikt jednak w mieście pewnie już nie pamiętał, że Shane miał być programistą. Jego życie daleko odbiegło od tego, co sobie zaplanował, ale nie narzekał. Uwielbiał swoją kawiarnię i był z niej bardzo dumny. To było trochę jego drugie dziecko, choć bardziej adoptowane, bo kiedy przejmował ten biznes, kawiarnia prosperowała bardzo dobrze i była lubiana przez okolicznych mieszkańców. Co nie zmieniało faktu, że kawał serca w nią włożył i przejmował się tym, co się z tym biznesem działo, oczywiście również ze względów finansowych, bo jednak za coś żyć trzeba było, a ośmiolatka tania w utrzymaniu nie była. Maddie nie była specjalnie rozpieszczona, ale swoje potrzeby miała, coś jeść musiała, a to szkolne wycieczki, a to nowe buty bo jej stopa urosła, a to jakaś drobna przyjemność. A będzie tylko gorzej. Niedługo zaczną się wyjścia z koleżankami na zakupy, do kina... Przerażała go wizja wychowywania nastolatki. I trzy lata to nie było tak dużo. Jeszcze nie tak dawno temu Maddie nie umiała sama siedzieć, a teraz...
Poczuł się jak wezwany do dyrektora do gabinetu za to, że gadał na lekcji z kolegą. Previa miała w sobie coś takiego, że budziła szacunek i dystans. Pewnie nie znosiła przy tym sprzeciwu. Sam ją zagadał, a teraz czuł się jakby szedł z nią za karę.
- Tak. - odchrząknął. - Dotychczasową umowę podpisywałem z poprzednim burmistrzem i chciałbym uzgodnić warunki jej przedłużenia. Mam nadzieję, że to wchodzi w grę. - była piękną kobietą, tak inną niż jego Jennifer. Była jak królowa lodu, ta ze Śnieżki i Łowcy, zdystansowana, chłodna, potężna. Niby bycie burmistrzem Lorne Bay nie wiązało się z byciem człowiekiem wielkiej władzy, ale i tak czuło się od niej to, że ona jest wyżej, że może zadecydować o jego być albo nie być... Nie w sensie egzystencjalnym, a jedynie w sensie bycia dostawcą jedzenia i kawy do ratusza. Robiła wrażenie to był niezaprzeczalny fakt. A na pewno zrobiła wrażenie na Shane'ie, który zawsze sądził, że woli delikatniejsze kobiety. A tu proszę. Wgapiał się w Previę jak głupi w malowane wrota.

Previa Goldstein
powitalny kokos
nick
burmistrz — która trzęsie ratuszem
37 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
niegdyś była wojskową i w Iraku wydawała rozkazy, a całkiem niedawno objęła stanowisko burmistrza i postanowiła zrobić wszystko, by zostać zapamiętaną - niekoniecznie w ten dobry sposób, ale ważne, że mówią, a nie jak mówią
Nie wiedziała o nim niczego i to poczytywała za swój pierwszy błąd. Wcześniej – będąc w pełni zdrową, a nie z białaczką – nie dopuściłaby do takiej sytuacji, że wpuściłaby za próg swojego gabinetu człowieka, który tak naprawdę był dla niej białą kartką. Uważała, że wiedza jest tak naprawdę największą bronią i jeśli ludzie wykazywali się ignorancją to nie powinni mieć do nikogo pretensji, że przegrywają wojny.
Inna sprawa, że nie do końca rozumiała, że inni ludzie nie traktują konwersacji z kimś jako pola bitwy. Wszyscy wokół niej jak te cielęta szukali okazji do nawiązania dialogu i tylko ona czuła się zawsze jak za dobrych (tak) czasów w Iraku, gdzie na zwykłym spotkaniu trzeba było nosić kamizelkę kuloodporną.
Wprawdzie tu jej nie posiadała, ale następnym razem przygotuje kosztorys. Poczytywała to sobie za wielką zniewagę, że została zaskoczona w swoim nieprzygotowaniu i już była praktycznie o krok od wywalenia kogoś takiego jak Shane Thomas ze swojego gabinetu. Tylko z powodu własnej, rażącej niekompetencji.
Zanim jednak zdołała do tego nawiązać bądź zmierzyć go raz jeszcze spojrzeniem swoich jasnych tęczówek w których zazwyczaj czaiło się mimo wszystko sporo mroku i tajemnic, postukała palcami o biurko, zupełnie jakby była znudzona tym co miał sobą do zaprezentowania.
Tak naprawdę jednak mogła tylko mniemać co za sobą kryje i ta zagadka sprawiała niejako dla niej wyzwanie. Gdyby miała dokumenty, prześledziła jego biznes i wiedziała jak wyglądała jego współpraca z Francisem to nie miałaby w ogóle powodu, by go słuchać. Tak miał jej zainteresowanie i dzięki temu mogło mu się to opłacić. O ile, oczywiście, zacznie sprzedawać się lepiej niż mówiąc o umowach z poprzednim włodarzem.
- To już nieaktualne – wtrąciła więc krótko i stanowczo, umarł król, niech żyje królowa, choć i ona tak naprawdę ledwo już dychała. Mimo wszystko uśmiechnęła się chłodno (bo bez oczu) i spojrzała na niego dłużej. – Dlaczego mam wybrać akurat pana? Co sprawia, że te kanapeczki są godne tego, by nadszarpnąć budżet? Umie się pan jakoś sprzedać czy nie bardzo? – zadawała szereg pytań, gotowa dać mu szansę, o ile to dziecko w krainie biznesu z niej skorzysta, bo jak na razie to miała wrażenie, że przygotowywać w tej swojej knajpie cokolwiek umie, ale zdecydowanie ma spory problem z wysłowieniem się.
Nie sądziła jednak, że i ona jest przyczyną tego stanu rzeczy. Jej nie kręcili umierający ludzie, więc musiałby mieć dziwne fetysze.

Shane Thomas
powitalny kokos
boska
robi kawę i szefuje — w Hungry Hearts
30 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Nie był wrogiem, nie musiała robić rozpoznania, sprawdzać jego akt, przeszłości, ewentualnych powiązań z różnymi organizacjami. Był normalnym gościem, który miał kawiarnię i który chciał przedłużyć kontrakt na dostarczanie kawy do ratusza. I to nawet nie było tak, że od tego kontraktu zależało jego być czy nie być, bo kawiarnia miała wielu klientów i na brak obrotu nie narzekali, ale Shane lubił to dowożenie. I miał jakąś dziwną słabość do pani burmistrz, sam nie wiedział czemu, bo poza oczywistą stroną wizualną, to charakterologicznie była totalnym przeciwieństwem tego, co do tej pory szukał u płci pięknej. Fascynująca sprawa.
Na prawdę go onieśmielała, jeszcze ten wojskowy, nieznoszący sprzeciwu ton głosu, rzeczowość niespotykana wręcz nie tylko u kobiet, ale u ludzi w ogóle. Nie był przygotowany na te wszystkie pytania, nie układał wcześniej przemowy, bo nie sądził, że uda mu się z nią dziś porozmawiać. Właściwie zagadał ją na korytarzu sądząc, że go zbędzie i każe się umówić na jakiś termin w przyszłości bliżej nieokreślonej, który to termin będzie odkładać na ostatnią chwilę aż kontrakt samoistnie wygaśnie.
- Akurat mnie? Powiedziałbym, że jestem jedynym chętnym. - zaśmiał się, bo wcześniej przed nim ratusz nie miał takiego dostawcy a i teraz nie kojarzył by ktokolwiek z konkurencji był zainteresowany taką współpracą. W końcu trzeba było poświęcić na to czas, zatrudnić dostawcę, specjalne torby termiczne, przygotować kosztorysy i tak dalej i tak dalej. Lista była długa. Nie każdemu się chciało w to bawić, bo i zysk nie był jakiś szalenie wysoki. - Ponadto znam pracowników ratusza, wiem co lubią. Nie tracą więc czasu na zastanawianie się co by kupić z tego co przywiozę, bo nie pakuję losowych kanapeczek, tylko to, co odpowiada oczekiwaniom pani pracowników. Obsługa jest więc sprawna i bezproblemowa. Pracownicy ratusza mnie lubią. Podobno ich wydajność wzrosła od kiedy przyjeżdżam. Mam konkurencyjną ofertę, nie pobieram opłaty za dojazd. - wymieniał. Wiedział, że to może nie wystarczyć, bo Previa wyglądała na kogoś, kto już podjął decyzję i była to decyzja odmowna.
O jej stanie nie wiedział, bo skąd. Nie miała wypisane na twarzy, że umiera. Poza tym jej choroba nie zmieniała faktu, że była fascynującą i piękną kobietą.

Previa Goldstein
powitalny kokos
nick
burmistrz — która trzęsie ratuszem
37 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
niegdyś była wojskową i w Iraku wydawała rozkazy, a całkiem niedawno objęła stanowisko burmistrza i postanowiła zrobić wszystko, by zostać zapamiętaną - niekoniecznie w ten dobry sposób, ale ważne, że mówią, a nie jak mówią
Traktowanie ludzi w ten sposób to był jeden ze skutków ubocznych przebywania na terenie czynnej wojny. Wiedziała, że nie jest to wcale taka cudowna sprawa i nie zyskuje dzięki temu poklasku wśród wyborców, ale nie mogła opanować tej cechy charakteru. Właściwie nawet wśród bliskich pozostała wycofana, pełna rezerwy, zupełnie jakby Irak naznaczył ją nieufnością nawet w stosunku do ludzi, których choćby z teorii powinna ufać. Nie skarżyła się jednak. Niektórzy podczas misji tracili kończyny, inni zmysły, jeszcze inni kończyli na środkach nasennych, więc zwykła ostrożność (nawet granicząca z kontrolą) była skutkiem ubocznym, jaki mogła przyjąć na swoje barki.
Gdyby zaś Shane miał okazję poznać ją bliżej to odkryłby, że kobieta dźwiga niejedno i robi to z lekkością i gracją dziewczyny poruszającej się na niebotycznych szpilkach.
To bliżej jednak zarezerwowane było jedynie dla ludzi, z którymi zjadła już beczkę soli, a na razie mężczyzna pozostał penitentem. Przystojnym, musiała to obiektywnie stwierdzić, bo miał w sobie urok wiecznego chłopca; ale wciąż jedynie osobą, która załatwia urzędowe sprawy. Pewnie w domu zaś czekała na niego żona, razem z gromadką szkaradnych (bo rudych), ale kochanych na swój sposób dzieci. To znaczy przez innych, bo Previa nie darzyła tego podgatunku ludzkiego szczególnym uznaniem.
- Jedynym? A to co? – i wskazała na pisma, które właściwie nie dotyczyły cateringu, ale potrzebowała się z nim trochę podroczyć. Mogłaby uznać to za miłą przerwę w pracy, choć zapewne jej gość nie uznałby tej galopującej konkurencji za coś sympatycznego. Mógł za to uznać za taki jej uśmieszek, choć pojawił się na jej twarzy tylko dlatego, że Shane stwierdził, że pracownicy go lubią. Podawał, zresztą, samo ogólniki i Goldstein zaczynała być szalenie ciekawa jak taki człowiek mógł zrobić karierę w biznesie, skoro wydawał się tak młodzieńczo naiwny. – Panie Thomas… - zaczęła więc, przechylając się, by zabrać swojego laptopa i otworzyć w nim excela. – Potrzebuję dokładnych liczb, nie zaś kompetencji miękkich, bo przypuszczam, że jest pan absolutnie miłym człowiekiem, ale niewiele to daje w kwestii sprawy z którą pan przychodzi. Menel na rogu też jest lubiany, mam go zatrudnić w urzędzie? – chciała brzmieć w miarę sympatycznie, a przynajmniej obojętnie, co i tak było w jej wypadku plusem, bo zwykle miała raczej wizerunek smoczycy, która trzymała pieczę nad skarbcem miasta.

Shane Thomas
powitalny kokos
boska
robi kawę i szefuje — w Hungry Hearts
30 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Czasami taki sposób bycia się sprawdzał. Na przykład wojskowi sprawdzali się jako dyrektorzy firm którym grozi bankructwo, albo były w innej trudnej sytuacji. Istniało kilka teorii na ten temat. Pewnie jako burmistrzowie też się sprawdzali, jeśli miasto byłoby w trudnym położeniu z jakichś tam przyczyn, na przykład ze względu na kataklizmy. W Lorne sytuacja chyba tak dramatyczna nie była, ale coś Previa widocznie w sobie miała, że ludzie wybrali właśnie ją. Sam Shane należał do jej wyborców, choć wiedział, że to może wiązać się z ryzykiem utraty kontraktu. Lubił poprzedniego burmistrza, ale czasem zmiana jest dobra i tym, co jest właśnie potrzebne. A przy wyborach nie mógł patrzeć tylko na siebie, ale na całą społeczność.
- Jakaś kupa dokumentów. - wzruszył ramionami. Był pewny swego, bo wiedział, że na dłuższą metę to nie jest aż tak opłacalny biznes. On w to wszedł nie licząc na zysk. Po prostu spodobał mu się ten pomysł i lubił dowozić kawę. A to, że dzięki temu udawało mu się załatwić niektóre formalności szybciej, to był tylko taki dodatkowy plusik.
Aż miał ochotę się roześmiać i to w głos. Kompetencje miękkie... a jeszcze nie tak dawno temu był skupiony na ciągach znaków w kodzie i nikt by mu nie zarzucił, że dominują u niego kompetencje miękkie. Miękki to on był przez Maddie, ale to była zupełnie inna historia.
- Dokładne wyliczenia pewnie gdzieś są w tej kupie dokumentów, tudzież przy mojej poprzedniej umowie. Ale suche fakty są takie, że mój zysk wynosi niecały dolar na kawie i półtora dolara na kanapce. Zaproponowane przeze mnie ceny są niższe niż kawiarniane o piętnaście procent, do tego nie pobieram opłat za dostawę. Nikt... zapewniam panią, nikt w tym mieście nie zaproponuje pani takiej oferty, bo oznaczałaby ona dokładanie do interesu. Powie pani, że to mi się nie opłaca, że robię to charytatywnie i pewnie wykorzystuję tą umowę do jakichś innych celów. Otóż nie, po prostu lubię tu przyjeżdżać. A to, że potem mogę załatwić coś bez kolejki to faktycznie dodatkowa zaleta. - był rzeczowy, tak jak chciała - Wiem też, że wydajność pracowników ratusza i ilość załatwionych spraw wzrosła o dwadzieścia procent w stosunku do analogicznego okresu w roku przed tym, jak zacząłem przywozić dostawy. Podejrzewam, że spadek były jednak wyższy niż dwadzieścia procent, bo siadłaby mobilizacja pani pracowników. Dodatkowo zmuszeni byliby szukać źródła dobrej kawy i przekąsek poza budynkiem ratusza. - tak mała rzecz jak kubek dobrej kawy, a tak wiele mógł zmienić. Shane się o tym przekonał na własnej skórze kilka lat temu, kiedy zaczął pracować w kawiarni. Jego życie się zmieniło mocniej, niż przypuszczał. Jakby mu ktoś dziesięć lat temu powiedział, że będzie mieć kawiarnię, to by go pewnie wyśmiał.

Previa Goldstein
powitalny kokos
nick
burmistrz — która trzęsie ratuszem
37 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
niegdyś była wojskową i w Iraku wydawała rozkazy, a całkiem niedawno objęła stanowisko burmistrza i postanowiła zrobić wszystko, by zostać zapamiętaną - niekoniecznie w ten dobry sposób, ale ważne, że mówią, a nie jak mówią
Zazwyczaj tacy mężczyźni jak Shane nie przykuwali jej uwagi. Lubiła ludzi, którzy w rzeczowy i konkretny sposób potrafili brać co niekoniecznie do nich należało. Związki z pożal się Boże artystami (jak jej były mąż) miała już na szczęście za sobą i nie tęskniła za tym okresem czasu. Może powinna być bardziej sentymentalna i miła, ale nie potrafiła. Przez ostatnie lata nawet potrzebę bliskości zamieniła w bardzo opłacalny biznes i szukała zazwyczaj mężczyzn do seksu, a po wszystkim ulatniała się bez słowa. Nigdy nie obiecywała niczego w zamian, więc traktowała to jako uczciwą transakcję.
Obecnie zaś musiała mięknąć, ale poczytywała to wciąż za oznakę nowotworu. Pewnie już dostarczył jej jakichś przerzutów do mózgu i w ramach tego wysłuchiwała mężczyzny i skupiała się jednocześnie na jego atutach zewnętrznych.
Na czymś, co absolutnie było poza kategorią przetargu. To jej poprzednik schlebiał tak niskim pobudkom, zaś ona pilnowała wyliczeń i budżetu. Może i była tą złą królową w bajce o maleńkim miasteczku, ale dzięki temu ono istniało i dlatego nawet jeśli miała podjąć pozytywną decyzję, to musiała dać się temu mężczyźnie wygadać. Nie z powodu przekonania jej do czegokolwiek, ale dlatego, że musiała się sama przed sobą usprawiedliwić.
- Poszukam pana poprzedniej umowy. Gdyby pan się zapowiedział, to miałabym ją już na biurku, ale obecnie jest to niemożliwe – zwróciła mu uwagę, stukając ze zniecierpliwieniem palcami. Mimo wszystko nie lubiła, gdy wypominano jej błędy, nawet jeśli ten cały Shane robił to w delikatny sposób. W ogóle miała wrażenie, że startował w konkursie na najbardziej sympatyczną postać w miasteczku i to jednocześnie ją intrygowało, jak i deprymowało. Miała nosa do oceny swojego charakteru i nie było tam mowy o przygarnianiu takich uroczych misiów do swojego otoczenia. Miała wrażenie, że takie osoby może zgnieść jednym ruchem swojej maleńkiej rączki, a to było bardzo złudne myślenie i powinna go unikać. Najwyraźniej jednak na razie on ją trzymał w szachu, skoro mijały minuty, a ona pozwoliła mu skończyć swoją wypowiedź i nie ochrzaniła go, że marnuje jej cenny czas. Ten zaś był w końcu pieniądzem, a obojgu im zależało, by dopiąć umowę, więc kiwnęła głową.
- Skąd się to panu wzięło? Ta restauracja, zajazd, cokolwiek co pan prowadzi? – i było widać w tym lekką nutę czystej impertynencji, której nie mogła powstrzymać. Miała przeczucie, że wynika ona z faktu, że nadal pragnęła górować nad mężczyzną, a skoro tak było to musiała zrobić wszystko, by odzyskać rezon i przestać wpatrywać się w jego rude włosy, które sprawiały, że współczuła jego przyszłym dzieciom.
Dziwna myśl jak na kobietę, która na widok wózka żegnała się trzy razy, martwiąc się, że dopadnie ją ta klątwa i skończy jako matka. Chyba nie widziałaby gorszego scenariusza w swoim życiu. Poprawka, dziecko chyba było znacznie lepsze od diagnozy, która ostatnio powaliła ją na ziemię. A raczej próbowała, bo dalej przecież stała twardo na nogach i właśnie przesłuchiwała kandydata. Dając sobie minuty na zwykły relaks, związany z wizualizacją siebie na biurku, na przykład pod nim. Ciekawe czy dałby jej taką łapówkę.

Shane Thomas
powitalny kokos
boska
robi kawę i szefuje — w Hungry Hearts
30 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Shane na pewno nie wpisywał się do grupy mężczyzn, którzy brali wszystko, niezależnie od tego czy było to ich. Nie był też artystą. Sam siebie określał mianem "normalnego gościa". Nigdy nie wyróżniał się w jakiś szczególny sposób. Przystojny owszem, ale nie powalający. Inteligentny tak, ale nie geniusz. Dobry i miły - zgadza się, ale nie święty. Przeciętny. Miał w życiu trochę szczęścia, trochę pecha też. Poznał czym jest miłość, został ojcem, prowadzi biznes, którego w planach kiedyś nie miał. Nauczył się brać to co los mu daje i nie oczekiwać zbyt wiele. A jeśli chciał więcej to wiedział, że musi na to zapracować. Nie dawał się łatwo zbić z tropu, zwłaszcza jeśli mu na czymś zależało. A zależało mu w życiu na córce, rodzinie i na kawiarni. Choć Maddie była na pierwszy miejscu, a rodzina i kawiarnia były niby na podium, ale różnica wysokości między pierwszym a drugim miejscem była ogromna.
- Próbowałem się umówić na konkretny termin, ale słyszałem, że ma pani dość pełny kalendarz. Wykorzystałem okazję. Na tym chyba zbudowali Amerykę, na łapaniu okazji. - zaśmiał się, choć żarto był raczej kiepski.
Jego uwadze nie uszło stukanie palcami i zrozumiał, że zaraz będzie musiał się wycofać, bo budzi w kobiecie zniecierpliwienie. A wtedy już na pewno nic nie ugra. I nawet miał już podnosić siedzenie z krzesła, kiedy usłyszał pytanie.
- Kawiarnię. - poprawił. - Hungry Hearts. - doprecyzował - Zapraszam na kawę, jeśli pani burmistrz będzie w okolicy. Na mój koszt. - uśmiechnął się tym swoim czarującym uśmiechem numer sześć. Podobał się kobietom, zwłaszcza tym w wieku jego matki, które chciały swatać go ze swoimi córkami, siostrzenicami, albo nawet wnuczkami. Zawsze mówiły "Shane, powinieneś kogoś mieć, dość już żałoby. A Maddie potrzebuje matki." Może potrzebowała ale radzili sobie we dwoje, a do pomocy mieli jego mamę i siostrę, więc babskie sprawy Mads miała z kim obgadać. Sam już się zdążył doedukować w sprawie okresu i podpasek i całej reszty, choć to go czekało za kilka lat.
Czy był najmilszy w mieście? Pewnie jakby dostał taką nagrodę, to by mu było bardzo miło, ale nie sądził by na nią zasługiwał. Starał się być po prostu dobrym człowiekiem i dobrym ojcem. A co do rudych włosów... tu Maddie była mieszanką ojca i matki. Choć płomiennorudy kolor włosów u dziewczyn był obecnie modny.
- Po studiach zacząłem tam pracę a gdy poprzednia właścicielka postanowiła wyjechać i sprzedać kawiarnię, zaproponowała mi przejęcie biznesu. Miałem być programistą, jestem baristą. - wzruszył ramionami.
Nie był gościem który daje łapówki, ale gdyby dopuścił do siebie myśl o pani burmistrz leżącej na biurku pod nim, to pewnie by mu się ta myśl spodobała. Bądź co bądź był tylko facetem i miał swoje potrzeby.

Previa Goldstein
powitalny kokos
nick
burmistrz — która trzęsie ratuszem
37 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
niegdyś była wojskową i w Iraku wydawała rozkazy, a całkiem niedawno objęła stanowisko burmistrza i postanowiła zrobić wszystko, by zostać zapamiętaną - niekoniecznie w ten dobry sposób, ale ważne, że mówią, a nie jak mówią
Pewnie poprzedni burmistrz pochwaliłby jej chęć nawiązywania kontaktów, zwłaszcza z osobami pokroju Shane’a. Wydawał się być miłym i normalnym mężczyzną, więc tak naprawdę poza głosem wyborcy nie miał za wiele do zaoferowania, ale przecież na tym polegała jego siła. Ktoś mówił, że polityk powinien na każdym kroku podlizywać się swojemu ewentualnemu elektoratowi i również Previa zapewne miała taki zamiar. Miała, słowo- klucz, bo od momentu diagnozy wiedziała, że obejmuje ten urząd po raz pierwszy i nie ma szansy na reelekcję.
Z prostej przyczyny, jeszcze nie grali tego, by nieboszczyk zostawał burmistrzem. Jedyne na czym mogło jej obecnie zależeć to wywarcie dobrych wspomnień na ludziach, ale to nigdy nie było jej domeną.
Zastanawiające więc było czemu mimo wszystko poświęcała mu czas. Najwyraźniej jednak królowe śniegu potrzebowały czasami wejść w konwersację z kimś z zupełnie innego świata, choć jak dotąd wyglądało to bardziej na przesłuchanie z jej strony. Nie mogła jednak niczego poradzić na nawyki z wojny. Dawały o sobie znać w najmniej oczekiwanych momentach, takich jak obecnie.
- Amerykę zbudowano na wywłaszczeniu ludu pierwotnego z ich własnej ziemi. Przynajmniej tak mi się obiło o uszy – poprawiła go i zdobyła się nawet na kształt uśmiechu, choć jej słowa były dość krzywdzące, ale do jej ostrego charakteru należało przywyknąć. – Doceniam bezczelnych ludzi, bo przynajmniej nie biadolą, że nie mogą niczego osiągnąć tylko biorą sprawy w swoje ręce – przyznała i kiwnęła głową na jego propozycję.
Trudno było się jej odnieść do bywania w tamtych okolicach, bo jeszcze nie wiedziała gdzie to dokładnie jest (na kawę chodziła rzadko, preferowała jak już dobrą whisky), ale postanowiła, że to sprawdzi i zjawi się równie znienacka jak on tu dzisiaj. Po pierwsze, chodziło oczywiście o kontrolę jakości, bo jak się zgodzi na ten cały kanapkowy biznes to będzie musiała sprawdzić jak to wszystko wygląda, a po drugie, chciała go poobserwować trochę w naturalnym środowisku, bo w takim ratuszu jak w każdym urzędzie ludzie zazwyczaj się dusili i zachowywali sztucznie. Ludzie, bo akurat ona czuła się tutaj jak ryba w wodzie.
- I naprawdę zrezygnował pan z programowania dla parzenia kawy? Dlaczego? – bo wydawało się jej to absurdalne. Nie wiedziała ile dokładnie zarabia, ale sądziła, że jeśli nie jest to miejsce szczególnie oblegane to nie wyciąga tyle, by zapewnić sobie spokojny byt, a przecież praca z liczbami, może i żmudna i wyczerpująca, ale przynajmniej dawała oparcie finansowe. Poza tym nawet ona od zaraz potrzebowałaby programistę, który uspokoi rozhulany do granic możliwości budżet miasta.

Shane Thomas
powitalny kokos
boska
robi kawę i szefuje — w Hungry Hearts
30 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Shane nie kupował podlizywania się, nie przekonywało go pozowanie do zdjęć z dziećmi czy przecinanie wstęg. Wolał ludzi czynu, takich, którzy faktycznie działali a nie pierdzieli w stołek, mówiąc brzydko. A Previa wydawała mu się być kobietą czynu, taką co zadziała, nawet jeśli będzie to trudne i może nawet niepopularne z początku, ale mające przynieść dobry efekt. Sam też wolał robić, dlatego zamiast zachwalać swoją kawę, wolał po prostu by przemawiała za niego jego praca i jej efekty. Niestety na etapie negocjacji był zmuszony więcej mówić niż działać.
- Fakt, ale reklamują co innego. - przyznał z rozbrajającym uśmiechem. Nie dawał się zbić z tropu, nie plótł trzy po trzy i zwykle zastanawiał się chociaż przez chwilę, nim coś palnął. Żwawszy stawał się przy córce, bo przy dziecku nie zawsze jest czas na przeanalizowanie wszystkiego. Ale dzięki temu nauczył się też unikania pewnych słów, zwłaszcza wulgarnych. Dzięki temu wszystkiemu sprawiał wrażenie zawsze spokojnego i trudnego do wyprowadzenia z równowagi. Ale był tylko człowiekiem, miał swoje słabości i wady.
- Jakbym czekał aż mi coś spadnie z nieba, to już dawno bym gryzł piach. - przyznał. Nie był farciarzem, nie znajdywał pieniędzy na ulicy, w maszynach vendingowych nie spadały mu podwójne batoniki. Jakiegoś niesamowitego pecha też nie miał. Ot kolejny aspekt w którym był przeciętniakiem. A jednak pewnie się wyróżniał z tłumu. Raz przez wygląd nie do końca australijski, dwa przez bycie samotnym ojcem, trzy przez biznes jaki prowadził, cztery przez bycie porządnym i miłym gościem.
- Powody osobiste. - rzucił krótko, bo nie uważał, że musiał się tłumaczyć pani burmistrz ze swoich życiowych decyzji. Zresztą to nawet nie do końca były jego decyzje, tylko trochę życie postawiło go przed faktem dokonanym. - Ale może mi pani wierzyć, jestem dobry w tym co robię. Rozumiem, że nie chce pani podejmować decyzji już teraz. Ale proszę nie nastawiać się od razu na nie. Jeśli będzie potrzeba dostarczyć jakieś dokumenty, to wystarczy dać znać. Póki obowiązuje mnie stary kontrakt, jestem tu codziennie. - uśmiechnął się, może nawet trochę wyzywająco, jakby zapraszając ją do rundy drugiej, tym razem bardziej na jego terytorium, przy kawie chociażby.

Previa Goldstein
powitalny kokos
nick
burmistrz — która trzęsie ratuszem
37 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
niegdyś była wojskową i w Iraku wydawała rozkazy, a całkiem niedawno objęła stanowisko burmistrza i postanowiła zrobić wszystko, by zostać zapamiętaną - niekoniecznie w ten dobry sposób, ale ważne, że mówią, a nie jak mówią
Chętnie opowiedziałaby mu o swoich doświadczeniach za czasów wojny w Iraku i tego jak tak witają Amerykanów – i wcale nie chlebem i solą, chciałoby się rzec – ale i ona podchodziła do ludzi z dużą rezerwą. Do wszystkich, można powiedzieć, że nienawidziła nawet demokratycznie, bo nie wybierała sobie nigdy ludzi, których obdarzała szczególnymi względami. Po prostu wszyscy kojarzyli jej się zazwyczaj z durniami i nieukami. Może i przez to miała wybujałe do granic możliwości ego, a może właśnie dzięki temu miała vibe osoby, która łatwo wszystkich deptała swoimi szpilkami. Nie była tak naprawdę tego pewna, ale nie sądziła, że kiedyś się jej odmieni.
Ktoś najpierw próbował wmanewrować ją w dziecko z podobnym hasłem, potem zaś przyszła śmiertelna choroba, a Previa i tak postępowała po swojemu i była wręcz pewna, że tak będzie nawet, gdy stanie martwa przed Bogiem. Zapewne chętnie uświadomi mu, że popełnił sporo błędów przy stworzeniu świata i powinien się cieszyć, że dostał kogoś takiego jak ona.
Chętnie wówczas zaproponuje mu udoskonaloną wersję beta. Zaś, gdy ten ponury starzec skieruje ją do piekła… Cóż, wówczas powinien mieć się na baczności. Uśmiechnęła się do swoich myśli, stwierdzając, że z tych wizji najlepsza byłaby jednak ta ateistyczna – chętnie zamknęłaby oczy i odpoczęła.
- Teraz też może pan gryźć piach. Wypadki i choroby chodzą po ludziach – odpowiedziała niemal wyzywająco, zupełnie jakby groziła mu śmiercią, ale przecież sama naocznie się przekonała, że jest śmiertelna i jedyne co ma przez sobą to miejsce na cmentarzu. Całkiem ładne, bo o to miała sama zadbać.
Mimo wszystko jednak coś ją zaintrygowało. Te powody osobiste nagle wydały się jej na tyle ciekawe, że chętnie zaczęłaby drążyć tę historię, choć widziała po mężczyźnie, że jest temu niechętny. Pewnie dlatego zaczęła o tym myśleć, bo lubiła wprowadzać rozmówcę w ten stan lekkiego dyskomfortu, choć wrażenie jej zwycięstwa minęło bardzo szybko, bo mężczyzna uciął to wszystko powrotem do strefy biznesowej.
Uniosła się, by podać mu dłoń.
- Gdybym powiedziała nie to już bym pana wyprowadzała stąd ochrona – zauważyła z przekąsem, była skupiona na tym, by wygrać ten pojedynek, toczący się zapewne tylko w jej głowie, ale też na tyle rozczarowana przesłuchaniem, że tak, musiała przystać na rundę drugą, bo dalej niewiele wiedziała o tym człowieku, a to ją frapowało i sprawiało, że stawał się intrygujący. Pieprzony rudzielec.
- To do zobaczenia?

Shane Thomas
powitalny kokos
boska
ODPOWIEDZ