come on, dance with me
: 26 mar 2022, 20:24
outfit
Nie wiedziała na co się pisze, kiedy postanowiła dać szansę Lorne. Teraz było za późno na krok w tył, a bałagan jedynie rósł. Co z tego, że nikt za bardzo jeszcze nie miał tej świadomości? Wystarczyło, że ona wiedziała i to aż za dobrze. Teoretycznie między nią, a Dawseyem trwał miesiąc miodowy, pomimo permanentnego zdenerwowania Louise wynikającego stresami związanymi z nową pracą. Szefowa oddziału chirurgii ogólnej... Brzmiało tak poważnie, tak kusząco. I kompletnie ją przerastało. Już po pierwszych dwóch tygodniach. Ciągłe zmiany - to była jej codzienność. Teraz, próbowała odnaleźć się w roli gospodarza. Ogromna zmiana. Może za dużo ich na raz? Zwłaszcza, gdy ukradkiem tymczasowe życie, starało się wkraść do tego nowo-starego, które wreszcie odzyskała. Przyjazd Verniego to nie było coś, czego kiedykolwiek Cumberbatch, by się spodziewała... Kiedykolwiek...
Tak więc to nic, że swoim ubiorem zupełnie tu nie pasowała. To nic, że z nikim się nie umówiła. To też nic, że rano miała wstać do pracy... To wszystko nic. Potrzebowała chwili. Chwili dla siebie. Zamiast więc wrócić prosto do Tingaree, znalazła się w zupełnie innej części miasteczka. Wysłała krótką wiadomość do Dawseya, że umówiła się z Yvone na drinka. Wróci sama, albo poprosi go o podwózkę, jak nie będzie za późno. Trochę skłamała. Ale nie uważała, że to coś złego, skoro planowała wypić kieliszek ulubionego wina, siedząc samotnie przy barze. To żaden grzech. A jedynie drobna cena, za niepowtarzalną okazję do pozbierania myśli. A przynajmniej próby tego uczynienia.
Blondynka przekroczyła niepewnie próg lokalu, w którym nie była od lat. Nie zmienił się za wiele, wciąż z głośników sączyła się ta sama muzyka. W kącie dalej była niewielka scena, gdzie można śpiewać karaoke, ale dziś nie zamierzała tego robić. Choć tak, spojrzała tęsknie w tamtym kierunku. Uśmiechnęła się do barmana, gdy zajęła już odpowiednie miejsce na uboczu. Był nowy, ona poniekąd też. Złożyła zamówienie, widziała jego zaskoczenie, ale jedynie wzruszyła bezradnie ramionami. Zerknęła na telefon z odpowiedzą Dawseya. Mimowolnie wpatrywała się dłuższą chwilę w wyświetlacz, jakby chciała tam znaleźć coś jeszcze. Wreszcie wyciszyła telefon, wrzuciła go do środka torby i przymknęła na chwilę powieki. Stanął przed nią kieliszek, rozpoznała ten charakterystyczny dźwięk- zetknięcie szkła oraz blatu. Uśmiechnęła się w podzięce do obsługującego ją mężczyzny, a następnie obróciła głowę w bok. Pozwoliła sobie napawać się wzrokiem beztroskich ludzi. I zazdrościła im tego, ściskając pełen kieliszek. Zazdrościła im tej beztroski, na którą nie było jej aktualnie stać. Na którą tak naprawdę nie było jej stać od lat, choć wmawiała sobie inaczej dzięki dobrym pozorom...Zaśmiała się cicho sama do siebie, nie przejmując się tym, że ktoś mógłby wziąć ją za kretynkę. Albo niezrównoważoną, kiedy tak pod nosem wymamrotała: -co ja robię... - i zamiast się napić, co pewnie powinna uczynić, zagryzła wargę, niepewna wcale czy dziś przełyk posmakuje tej odrobiny goryczy.
jackson hargreeves
Nie wiedziała na co się pisze, kiedy postanowiła dać szansę Lorne. Teraz było za późno na krok w tył, a bałagan jedynie rósł. Co z tego, że nikt za bardzo jeszcze nie miał tej świadomości? Wystarczyło, że ona wiedziała i to aż za dobrze. Teoretycznie między nią, a Dawseyem trwał miesiąc miodowy, pomimo permanentnego zdenerwowania Louise wynikającego stresami związanymi z nową pracą. Szefowa oddziału chirurgii ogólnej... Brzmiało tak poważnie, tak kusząco. I kompletnie ją przerastało. Już po pierwszych dwóch tygodniach. Ciągłe zmiany - to była jej codzienność. Teraz, próbowała odnaleźć się w roli gospodarza. Ogromna zmiana. Może za dużo ich na raz? Zwłaszcza, gdy ukradkiem tymczasowe życie, starało się wkraść do tego nowo-starego, które wreszcie odzyskała. Przyjazd Verniego to nie było coś, czego kiedykolwiek Cumberbatch, by się spodziewała... Kiedykolwiek...
Tak więc to nic, że swoim ubiorem zupełnie tu nie pasowała. To nic, że z nikim się nie umówiła. To też nic, że rano miała wstać do pracy... To wszystko nic. Potrzebowała chwili. Chwili dla siebie. Zamiast więc wrócić prosto do Tingaree, znalazła się w zupełnie innej części miasteczka. Wysłała krótką wiadomość do Dawseya, że umówiła się z Yvone na drinka. Wróci sama, albo poprosi go o podwózkę, jak nie będzie za późno. Trochę skłamała. Ale nie uważała, że to coś złego, skoro planowała wypić kieliszek ulubionego wina, siedząc samotnie przy barze. To żaden grzech. A jedynie drobna cena, za niepowtarzalną okazję do pozbierania myśli. A przynajmniej próby tego uczynienia.
Blondynka przekroczyła niepewnie próg lokalu, w którym nie była od lat. Nie zmienił się za wiele, wciąż z głośników sączyła się ta sama muzyka. W kącie dalej była niewielka scena, gdzie można śpiewać karaoke, ale dziś nie zamierzała tego robić. Choć tak, spojrzała tęsknie w tamtym kierunku. Uśmiechnęła się do barmana, gdy zajęła już odpowiednie miejsce na uboczu. Był nowy, ona poniekąd też. Złożyła zamówienie, widziała jego zaskoczenie, ale jedynie wzruszyła bezradnie ramionami. Zerknęła na telefon z odpowiedzą Dawseya. Mimowolnie wpatrywała się dłuższą chwilę w wyświetlacz, jakby chciała tam znaleźć coś jeszcze. Wreszcie wyciszyła telefon, wrzuciła go do środka torby i przymknęła na chwilę powieki. Stanął przed nią kieliszek, rozpoznała ten charakterystyczny dźwięk- zetknięcie szkła oraz blatu. Uśmiechnęła się w podzięce do obsługującego ją mężczyzny, a następnie obróciła głowę w bok. Pozwoliła sobie napawać się wzrokiem beztroskich ludzi. I zazdrościła im tego, ściskając pełen kieliszek. Zazdrościła im tej beztroski, na którą nie było jej aktualnie stać. Na którą tak naprawdę nie było jej stać od lat, choć wmawiała sobie inaczej dzięki dobrym pozorom...Zaśmiała się cicho sama do siebie, nie przejmując się tym, że ktoś mógłby wziąć ją za kretynkę. Albo niezrównoważoną, kiedy tak pod nosem wymamrotała: -co ja robię... - i zamiast się napić, co pewnie powinna uczynić, zagryzła wargę, niepewna wcale czy dziś przełyk posmakuje tej odrobiny goryczy.
jackson hargreeves