od niedawna inspektor — australian federal police
28 yo — 194 cm
Awatar użytkownika
about
hope some of the other worlds are easier on me.
Tutaj, za tą gęstwiną szmaragdu grającą pieśni stworzeń leśnych, za piątą aleją z brudno-niebieskim domem o dachówkach nazbyt ekscentrycznych dla mieszkańców północy; tutaj, właśnie w tym miejscu, gdzie kukabury żwawo chichotały a jakaś maleńka dziewczynka w dwóch rudych kitkach płakała zawsze o dwunastej; tutaj dorastał. Czymże jednak ów dorastanie było? Na pewno nie nauką jazdy na rowerze z doczepionymi kółkami z tyłu ani krzykiem matki “przyrzekam, że cię nie puszczę”, na pewno nie bajkami o superbohaterach czytanymi czule przed snem, na pewno nie piłką do futbolu wprawianą w ruch przez silne ramię ojca i z pewnością nie tym, co pierwsze nasuwa się na myśl. Na pewno niczym, czym dorastanie było dla wszystkich innych małych chłopców próbujących odnaleźć się w złowrogim świecie. Niczym, czym mógłby się pochwalić. A już z pewnością niczym, za czym prawdziwie mógłby zatęsknić.
Jakże on nienawidził Port Douglas.
Opierając się przedramionami o barierkę będącą poręczą dla morza, wsłuchując się w szum fal i szmer samochodów przejeżdżających w oddali, po raz kolejny sięgnąć miał po tamte znienawidzone do żywego nauki, które teraz przysłużyć się miały w poznaniu nowego informatora. Widząc go już z oddali wyprostował się, odwrócił i naparł na obręcz całym ciałem, jakby wraz z nią próbował zrzucić się w głębiny, co, niestety, i tym razem nie poskutkowało. Omiótł go spojrzeniem, uśmiechnął się lekko i dość enigmatycznie, a potem odepchnął się od barierki i wykonał krok do przodu. - Cześć - rzucił w swoim mniemaniu całkiem swobodnie i jakże stosownie do chwili, chcąc wypaść na normalnego, wyluzowanego człowieka zaskarbiającego sobie zaufanie i sympatię innych, choć nie wiedział przy tym, po co mu to niby.

leon fitzgerald
właściciel / barman — moonlight bar
41 yo — 195 cm
Awatar użytkownika
about
Agent federalny, którego na dno posłały narkotyki. Nie pamięta wielu lat swojego życia, więc czeka już tylko niecierpliwie na śmierć.
Noce pozbawione już zostały jakichkolwiek snów; pustka i czerń, tkwienie w niebycie, a potem tak nikczemnie powracała rzeczywistość. Chwila, której tak bardzo się obawiał, chwila, która na nowo zdefiniować miała jego życie, nie przyniosła wraz z sobą spektakularnych efektów. Pojawiając się w barze oddalonym od Lorne Bay o zaledwie dwie godziny, a jednak jakby namalowanym w innym świecie — pustynnej krainie wyzbytej nadziei — nie wywołał aż takiego zainteresowania, jakiego się spodziewał. Podchodzono do niego sceptycznie, choć nowością nie była historia członku gangu, który magicznie zniknął z dnia na dzień. Było to przedwczoraj, a on dopiero dziś odważył się (choć gdyby zależało to wyłącznie od niego, przeciągnąłby tę chwilę o cały tydzień) wyjść z tej swojej zawsze czarnej chaty i znaleźć się wśród ludzi. Podkrążone czerwone oczy i chłód trawiący zniszczone ciało, mimo typowego jesiennego upału, jasno wskazywały, że oto Leonidas Fitzgerald powrócił do ćpania. Na nosie zakotwiczył okulary przeciwsłoneczne, a na głowie usadził kaptur — wszystko to po to, by pijawki i piranie, zwane dalej jego przyjaciółmi, nie zorientowały się, że chwila ta wreszcie nadeszła i można już rozliczać się z zawartych zakładów.
Choć dostanie się do Port Douglas wiązało się z kilkuminutowym przejazdem, trasa Leona skradła mu całą godzinę. Bo najpierw taksówka, potem autobus, owszem, ale w przeciwnym kierunku. Potem już inny, pominięcie pięciu przystanków i powracanie do umówionego miejsca na pieszo, choć każdy stawiany krok bolał, a słońce dzielnie podkreślało swą obecność. Oddech ulgi wydobył się z jego ciała, gdy ostatecznie udało się mu, lekko spóźnionym, dotrzeć do tak odludnego miejsca. Omiatając je wzrokiem już z daleka spochmurniał, nie dostrzegając nigdzie Westbrooka; wypatrując go jeszcze w najbardziej odległych zakamarkach, nie zauważył spacerującego ku nim chłopaka, który w żaden sposób nie podpisywał się pod utarte w głowie cechy dawnych jego zwierzchników. Zdumiony i zagubiony odparł więc niemrawo hej, nie będąc pewnym, czy słowa te kierowane są do niego. Wystarczyło jednak kilka sekund by przypomnieć sobie, że świat ten dawno zszedł na psy, a człowiek jego pokroju — romansujący już ze śmiercią — kupić zechce dosłownie wszystko. — Dzięki, ale nie skorzystam — odparł więc przepraszająco, nim nieznajomy zdążył złożyć mu jakąkolwiek propozycję. Wyminął go więc i wyciągnąwszy papierosa z kieszeni począł wędrować dalej, czekając, aż to Westbrook czy ktoś mu podobny go odnajdzie.

finneas barrington
leoś
katastrofa
benjamin | jude | pericles | othello | monty | cassius | vincent | dante | hyacinth
od niedawna inspektor — australian federal police
28 yo — 194 cm
Awatar użytkownika
about
hope some of the other worlds are easier on me.
Gdyby się głębiej nad tym zastanowić, powierzenie mu tej sprawy okazywało się bardzo zabawne. Nie znając się zupełnie na narkotykach i przy tym nie wypalając w życiu ani jednego papierosa czy nie pochłaniając ani kropli alkoholu, zdawał się być najmniej kompetentną do ów fachu osobą. Przekonanie to utwierdzała wątła skuteczność w sztukach walki i fakt, że Finneas Barrington od dzieciaka w pewnym sensie bał się osób na haju i omijał takie szerokim łukiem. Matka powiedziała mu kiedyś, że te nie tylko są nieobliczalne i tym samym nawet najlepsza znajomość ludzkich zachowań i najtęższy umysł nie przewidzi ich ruchów, ale też mózg ich na zawsze ulegnie przez te proszki deformacji. A tego właśnie Finn pojąć nie potrafił - że ktoś świadomie chce wypalać sobie mózg. W tamtym czasie widział to nazbyt dosłownie, wyobrażając sobie jakby topniejącą gumę do żucia, strzelającą bąbelkami i śmierdzącą niemiłosiernie, ale nawet już po zrozumieniu tejże zaskakującej przenośni odczuwał w całym ciele zadziwiający niepokój. A niepokój tej dał o sobie znać właśnie w chwili, w której przyszło mu zobaczyć sylwetkę Leonidasa noszącą tak dostrzegalne znamiona jego zmory. Po karku od razu przeszedł go dreszcz i stąd też wzięło się to kuriozalne zachowanie, objawiające się durnym cześć, jakby pośrodku znienawidzonego Port Douglas próbował sobie znaleźć przyjaciela. I samo to już mu nie wyszło, co chyba niekoniecznie go dziwiło. Tyle że konsternacja i tak zmarszczyła mu czoło, bo nie rozumiał tego dziwnego zdania wymierzonego w jego stronę. - Z czego? - zapytał mówiąc już do jego pleców i to właśnie w nie się wgapiając próbował odgadnąć, czy nie pomylił przypadkiem osób. Ale nie, mężczyzna ten przecież idealnie wpasowywał się w zarysowany mu przez Westbrooka portret i zdjęcia dostrzeżone w jego teczce. To właśnie było to nieobliczalne zachowanie, którego tak się zawsze bał. - Leonidasie, myślę, że doszło tu do nieporozumienia, bo ja… - urwał zaraz po tym, gdy usłyszał, jak niepoważnie brzmi ton jego głosu. Co, zjadły go nerwy? Cholera, jaka niedorzeczność. Odkaszlnął i ścisnął dłonie w pięści, starając się zmienić swoje nastawienie. - To ja teraz nadzoruję tę sprawę. Inspektor Finneas Barrington - przedstawił się dumnie i prędko wyprostował swą sylwetkę, dodając sobie tym samym animuszu. - Chciałbym usłyszeć raport z ostatniej operacji, jeśli jesteś w stanie - zmierzył go czujnym wzrokiem, napotykając na liczne ślady zmęczenia organizmu.

leon fitzgerald
właściciel / barman — moonlight bar
41 yo — 195 cm
Awatar użytkownika
about
Agent federalny, którego na dno posłały narkotyki. Nie pamięta wielu lat swojego życia, więc czeka już tylko niecierpliwie na śmierć.
Leonidasie. Zupełnie jakby za jego plecami zmaterializowała się świętej pamięci szalona babcia Fitzgerald, która tym swoim dziwnym tonem — kierowanym wyłącznie do niego (wtedy tego nie rozumiał; dziś zaś jasnym było, że przez całą tę adopcję uznawała go za tak kruchego, jakby miał się zaraz rozlecieć na milion kawałków) — pytała o jego samopoczucie, szkołę i te wszystkie inne kwestie, które dorośli zwykli przesadnie kierować do dzieci. Zatrzymując się (nie zwrócił nawet uwagi na wcześniej posłane ku niemu pytanie) zsunął z głowy kaptur, posyłając mężczyźnie zaciekawione spojrzenie. Przeklęte słońce było jak bolesna tortura, toteż skinął w prawo, gdzie odnaleźć mogli cień. — Gliniarz, hm? — rzucił, kiwając przy tym lekko głową, wędrując ku obranemu miejscu. W końcu zatrzymał się, oparł o drzewo i obrzucił nieznajomego, rzekomo Finneasa, uważnym spojrzeniem. Skoro też był w miarę bezpieczny pozwolił sobie na ściągnięcie okularów, choć oczy i tak zeszkliły się lekko pod naporem feeri zbyt ostrych barw. Czuł się tak, jakby ostatnie trzydzieści lat życia spędził uwięziony w ciemnej jaskini. — Niestety nie mam pojęcia o czym mówisz — odparł z uśmiechem, złośliwie, choć nie było to wcale personalnym zarzutem wobec inspektora, o którym słyszał po raz pierwszy. Musiał zachowywać wszelkie środki ostrożności, nie chcąc, by za kilka dni odnaleziono jego głowę wbitą na pal gdzieś w lesie deszczowym. — Masz jakąś blachę? — spytał mimo wszystko, co było dość naturalnym następstwem wypowiedzianych przezeń słów — skoro uprzedził, że jest policjantem, powinien się wylegitymować. A Leon na szczęście potrafiłby rozpoznać lewe dokumenty i dzięki temu stwierdzić, czy jest to faktycznie jego nowy zwierzchnik, czy też żałosna podpucha ze strony gangu. Wyciągnął też w końcu zapalniczkę, by po chwili móc już z rozkoszą zatruwać swój organizm nikotynową trucizną. Nie było mowy, by przed wyjaśnieniem i udowodnieniem swojej roli, cokolwiek mu powiedział.

finneas barrington
leoś
katastrofa
benjamin | jude | pericles | othello | monty | cassius | vincent | dante | hyacinth
od niedawna inspektor — australian federal police
28 yo — 194 cm
Awatar użytkownika
about
hope some of the other worlds are easier on me.
Podstawowe zasady kurtuazji nakazywały mu nie przekraczać granicy, której Fitzgerald nie miał okazji jeszcze wprost mu udostępnić. Skąd mógł też wiedzieć, jak winien się do niego zwracać, jaki dokładnie pseudonim sobie obrał? Leo, Leon, Lenny? Na co nosił przez niemal czterdzieści lat swe pełne imię, skoro nie można było się nim posługiwać? Całe więc szczęście, że mu tego nie wytknął. Całe szczęście, że Finneas potrafił udawać opanowanego i pewnego siebie człowieka, wobec czego teraz sprawiał wrażenie niewzruszonego specjalnie tą niezręczną sytuacją. Podążył za nim w cień, póki co tylko dosłownie, a nie metaforycznie, by i swoim oczom dać nieco wytchnienia. Nie zdenerwowała go wcale jego odpowiedź ani postawa - prawdę powiedziawszy, spodziewał się właśnie czegoś takiego. Ni mniej, ni więcej. - Blachę? - zapytał początkowo zdezorientowany, dopiero po chwili uzmysławiając sobie, co dokładnie miał na myśli, wobec czego znów cicho się zaśmiał. - Jasne, przepraszam - zreflektował się, zza koszuli wyciągając odznakę, na powierzchni której zagubił się jeden z promieni słonecznych. - Nikt cię nie poinformował, bo jak na pewno doskonale rozumiesz, musimy ograniczyć nasz kontakt do akceptowalnego minimum. Westbrook i Hemingway we wszystko mnie wtajemniczyli, mamy jeszcze kogoś w AFP, gdzie z tego co widziałem, przez długi czas pracowałeś. No i… zresztą nieważne, to pytanie zostawię na sam koniec, a teraz wolałbym wrócić do tego raportu. Wszystko przebiegło zgodnie z planem? - po opuszczeniu odznaki zaatakował go lawiną informacji i pytań, do reszty dając się pochłonąć swojemu typowemu, robotycznemu trybowi nabytemu przez rodziców, który podobno miał ułatwić mu pracę.

leon fitzgerald
właściciel / barman — moonlight bar
41 yo — 195 cm
Awatar użytkownika
about
Agent federalny, którego na dno posłały narkotyki. Nie pamięta wielu lat swojego życia, więc czeka już tylko niecierpliwie na śmierć.
Nie dbał o to jak wypada w jego oczach. Nie dbał, bo najzuchwalsze próby wyidealizowania swego wizerunku spełzłyby na niczym — długo pracował na tę swoją łatkę narkomana. Nieudacznika, człowieka na dnie, który przed niczym nie ma już oporów. Ostatecznie zdradzić miałyby go oczy, przeklęte oczy, w których zawsze skrywała się najgorsza prawda wszechświata. — Aha. Tylko widzisz, jak podpisywałem umowę, to był z mojej strony jeden warunek i wobec niego to tamta dwójka miała czuwać nad śledztwem — wyjaśnił spokojnym, lecz drwiącym głosem, gdy spojrzeniem swym omiatał odznakę tamtego. Mógłby po prostu przejść już do sedna, skoro nie było wątpliwości, że Finneas w istocie jest policjantem, ale nie zamierzał mu niczego ułatwiać. Jeszcze nie teraz. Był tradycjonalistą, więc uważał, że najpierw muszą się odpowiednio poznać. — Nie wyglądasz na gliniarza. Raczej na studenta… jakieś bzdurnego, artystycznego kierunku — zaśmiał się zaczepnie, zaraz potem zaciągając nikotynowym dymem. Poświęcił tę chwilę również na to, by uważnie się mu przyjrzeć — może nazbyt śmiało, nazbyt zuchwale, ale nie uważał, że robi cokolwiek złego. Skoro mieli ze sobą pracować, skoro od dziś jego życie leżało w dłoniach Finneasa, musiał wiedzieć, że może mu zaufać w każdy możliwy sposób. — Ja tam w każdym razie nie zamierzam robić zadymy, bo wiem, że Hemingway wyjechała, a Westbrook niekoniecznie za mną przepada, ale wiesz. Takie umowy mogą potem narobić strasznych problemów — trochę się z nim droczył. W planach miał jeszcze postraszenie go Gwen, która nie zawahałaby się pozwać ich wszystkich w tej samej chwili, w której dowiedziałaby się, do czego Leona zmuszono, ale wolał jednak zachować tę opowieść na lepszą chwilę — taką, w której nie skryłby się w tym najmniejszy żart. Leon wciąż się obawiał całej tej operacji, więc na wszelki wypadek budował sobie drogę ucieczki. — No dobra, Finn, raport brzmi tak, że wstępna część operacji przebiegła bez większych problemów. Nawiązałem kontakt, pogadałem z kilkoma osobami i nikt nie był szczególnie zdziwiony moim przedziwnym powrotem. Sądzą, że spierdoliłem w głąb kraju, jak akcja sprzed lat się zesrała — wraz z wyznaniem w powietrze powędrował kłąb dymu, a Leon splótł dłonie na klatce piersiowej. — Tyle, że tu zaczynają się problemy. Potrzebuję kokę, pół kilo, na dowód, że przychodzę w dobrych zamiarach — powiedział już poważniejszym tonem, wbijając w niego spojrzenie. — No i zmienili swoją główną siedzibę. Nazywają ją Wioską Krokodyli, ale nikt nie chce mi jeszcze zdradzić adresu — co oczywiście nie znaczyło, że Leon go nie zdobędzie — było to wyłącznie kwestią czasu.

finneas barrington
leoś
katastrofa
benjamin | jude | pericles | othello | monty | cassius | vincent | dante | hyacinth
od niedawna inspektor — australian federal police
28 yo — 194 cm
Awatar użytkownika
about
hope some of the other worlds are easier on me.
A jednak Finneas nie skreślał ludzi tak prędko, nie tak powierzchownie, nie poprzez najbanalniejsze uprzedzenia. Choć widział Leonidasa po raz pierwszy w życiu, darzył go szacunkiem, którego ani przekrwione oczy ani niewyszukany język nie mógł zmącić. - Słuchaj, Fitzgerald, powiem wprost. Oni są żółtodziobami i zupełnie nie wiedzą, co robią. Tamta umowa jest do niczego, nie ma się na nią co powoływać, zresztą cała ta sprawa jest śliska, nie możemy zagwarantować ci pełnego bezpieczeństwa i jeśli mogę być szczery, zostałeś rzucony tamtym ludziom na pożarcie. Więc naprawdę jestem w tym momencie twoją najlepszą opcją i dam z siebie wszystko, żeby pomóc ci przejść przez to wszystko z jak najmniejszym uszczerbkiem - obiecał wbrew zasadom, których to przecież nie przestrzegał tak drobiazgowo, jak to zarzucił mu Westbrook. Jego skromnym zdaniem, Leon nie mógł trafić na nikogo lepszego w tym przypadku.
- Często to słyszę - przyznał z lekkim uśmiechem czającym się w kącikach ust, gdy mężczyzna podzielił się z nim swoimi przemyśleniami względem Barringtona. Prawdę mówiąc, Fitzgerald w porównaniu do innych, wypadł teraz na bardzo uprzejmego człowieka. Ale tylko pod tym jednym względem. Gdy chwilę później mu się przyjrzał, tak dogłębnie i ostentacyjnie, Finneas wcale nie poczuł się skrępowany. To nie nastąpiłoby nawet w momencie, w którym Leon wpadłby na pomysł przeszukania go, bowiem nigdy nie doszukiwał się w takich sytuacjach drugiego dna, tego… szczególnego i jakże problematycznego dla niego wydźwięku. Prawdę mówiąc, dla niego cały świat był tak aseksualny, że nie wychwytywał żadnych sygnałów mogących temu zaprzeczyć, a więc też wprawić go w zakłopotanie.
- Jak już mówiłem, Leonidasie, nie radzę ruszać tej umowy i czegokolwiek od niej oczekiwać. A już z pewnością nie radzę denerwować tych z góry, oni mają osobliwe charaktery, a jak są zdenerwowani, to naprawdę robi się nieciekawie - odparł rzeczowo, z nieco większą powagą i klarownością niż przedtem. - Finneas - poprawił go automatycznie, gdy ten przeszedł już do zdawania raportu. Reszty wysłuchał jednak w niezmąconym skupieniu, nie mówiąc już ani słowa. Później objął jeszcze prawą dłonią swoją brodę i nieznaczną część ust, wskazując tym samym nieco zbyt wymownie, że się namyśla. Na ostatnie jego wyznanie z kolei prychnął. - Wioska krokodyli, zawsze zdumiewa mnie wyobraźnia takich ludzi - rzucił nieco poza tematem, kręcąc przy tym głową. - Załatwienie kokainy nie powinno sprawić mi większego problemu, spotkajmy się tu w czwartek o tej samej porze - powiedział, wracając do jego wcześniejszych słów.

leon fitzgerald
właściciel / barman — moonlight bar
41 yo — 195 cm
Awatar użytkownika
about
Agent federalny, którego na dno posłały narkotyki. Nie pamięta wielu lat swojego życia, więc czeka już tylko niecierpliwie na śmierć.
Poprzez zasłonę nikotynowego dymu zamigotał leonidasowy uśmiech, skrywający w sobie lekkie rozbawienie. Droczył się. Może nieco prowokując wystawiał biednego Finneasa na próbę, choć jej wynik nie był dla niego jakkolwiek ważny. — Nie twierdzę, że jesteś jakąś fatalną opcją, stary, mówię ci, co podpisałem — wyjawił słodkim głosem, odrzucając żarzący się niedopałek na ziemię. To byłoby na tyle z ekologii. — Wiem też, że w razie kłopotów cała agencja się na mnie wypnie i co najwyżej znowu wyląduję w jakiejś gównianej, zapomnianej przez boga mieścinie po drugiej stronie świata, więc nie musisz mi składać jakichś ładnie brzmiących obietnic, okej? Wiedziałem, na co się piszę. I wiem, że tym razem ryzyko jest większe — poinformował go spokojnie, leniwie rozgniatając leżącego na ziemi papierosa butem. Nie ufał policji. Nie po tym, co zrobiono z jego życiem, co z niego samego uczyniono. Doceniał starania Finneasa, ale nie ufał mu jeszcze w żaden szczególny sposób — sądził, że w tej swojej mowie stosuje typowo manipulacyjne chwyty, dzięki to którym po prostu zyskać miał pewność, że Leon nagle się nie wycofa. Nie dziwił się temu szczególnie, bo sam zapewne by tak na jego miejscu postąpił.
Grozisz mi? — pytając uniósł dramatycznie brew ku górze, wciąż jednak z wyzywającym uśmiechem na twarzy. Niewiele było w jego postawie czy tonie wrogości — przychodziło mu dyskutować z dużo gorszymi osobnikami, a Finn… FINNEAS był po jego stronie. Teoretycznie. Poza tym Leon doskonale wiedział o tym, że za późno jest już na to, by się wycofać. — Miałem swoje powody, dla których się zgodziłem i doskonale wiem, że ci twoi ważni ludzie będą gotowi się mnie pozbyć przy pierwszej lepszej okazji. Dlatego uważam, że powinieneś wiedzieć, że się na to w pewien sposób przygotowałem. I nie dam im po raz drugi spieprzyć życia mojej rodziny — rzekł twardo, bez cienia strachu. Fitzgerald doświadczywszy w życiu tak wiele zdołał wyciągnąć odpowiednie wnioski i ten kolejny, ostatni raz, podejść do całości nad wyraz poważnie. Na wypadek gdyby… Wiele rzeczy mogło pójść nie tak, ale to nie o utratę życia Leon się martwił — wizja poniesienia śmierci na służbie była obecnie jak marzenie i wybawienie.
Nie sądzę, że wyobraźnia ma tutaj coś do rzeczy, Finneasie odparł z lekkim westchnieniem, nie ściągając z niego spojrzenia. — Zdaje się, że wyczaili jakąś wiochę gdzieś na północ, pośród lasu i zgarnęli większy teren. Krokodyle są tam za to bardzo prawdziwe i im bardzo na rękę, dlatego nikt nie pali się do tego, żeby podać mi odpowiedni adres. Można tam się dostać wyłącznie na specjalne zaproszenie — które, naturalnie, wiedział, że zdobędzie. Skinął zaraz potem głową, kalkulując sobie w myślach niektóre sprawy. — Załatw mi też coś, dzięki czemu będę mógł się z tobą kontaktować — poprosił sądząc, że będzie mu to niezbędne. Nie mogli opierać się wyłącznie na kolejno ustalanych miejscach spotkań, nawet jeśli generować miało to dodatkowe niebezpieczeństwo.


finneas barrington
leoś
katastrofa
benjamin | jude | pericles | othello | monty | cassius | vincent | dante | hyacinth
od niedawna inspektor — australian federal police
28 yo — 194 cm
Awatar użytkownika
about
hope some of the other worlds are easier on me.
Finneas nie do końca rozumiał koncepcję żartów, droczenia się, przekomarzania. Preferując klarowne sytuacje, zwyczajnie nie potrafił pojąć, po co bawić się w jakieś dwuznaczności i niedomówienia, komplikując tym samym sobie niepotrzebnie życie. I to jeszcze w tak głupi sposób.
- Nie, nie grożę - odparł zgodnie z prawdą, wpatrując się z uwagą w porzuconego na ziemi papierosa, którego przed momentem zdusił swym butem Fitzgerald. Na to pytanie podniósł jednak wzrok, umiejscawiając go wprost na jego oczach. Chciał tym gestem podkreślić powagę swojego zapewnienia, nie rozumiejąc przy tym, że ten znów się tylko zgrywał.
- Za to twoje słowa brzmią mi już na groźbę. Mam jednak nadzieję, że ani ty, ani nikt z AFP nie będzie musiał uciec się do tak radykalnych środków - przyznał, nie opowiadając się po stronie agencji, stosującej praktyki nieprzypadające mu szczególnie do gustu. Prawdę mówiąc, w tym sporze był raczej bezstronny.
Wysłuchując jego wynurzeń w skupieniu niezakłóconym choćby pojedynczym słowem, pokiwał tylko nieznacznie głową. - Zastanowię się nad tym - powiedział w końcu, na myśli mając ten komunikator, którego istnienie nie do końca mu odpowiadało. Tak jak jednak obiecał, zamierzał dogłębnie zastanowić się nad prośbą (czy raczej rozkazem, choć to nie on stawał tu warunki) i rozważyć wszystkie możliwe opcje w poszukiwaniu tej najmniej inwazyjnej. - W takim razie do zobaczenia w czwartek - rzekł, raz jeszcze podkreślając dzień ich spotkania, zważywszy na obecny stan Fitzgeralda, po którym to nie wiedział, jak wiele może oczekiwać. Wycofał się następnie w stronę samochodu zaparkowanego trzy alejki dalej, ani razu już nie oglądając się w kierunku bruneta.

KONIEC
leon fitzgerald
ODPOWIEDZ