lorne bay — lorne bay
34 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Life is short, right? We both know that. Well, what if you’re my chance? What if you are the thing that’s actually going to make me happiest?
Pokiwała głową ze zrozumieniem, bo tak… oczywiście! Było to bardzo znane powiedzenie, więc wszystko rozumiała. Albo łódki albo związki. Chociaż chyba właściwie nie trzeba było być dobrym w uczucia, żeby być w związku. Sama się nie uważała za dobrą w nich! Chociaż nie umiała też budować łódek, więc to by wiele tłumaczyło. Właściwie wszystko! – Ale tak… przywitałeś mnie przerażony koniecznością deklaracji. To by więcej wyjaśniało niż „albo łódki albo uczucia” – zauważyła, tylko lekko złośliwie, leciutko! – I tak, wyglądasz. – stwierdziła swobodnie – Chociaż skupiłabym się na psach. Nie wyglądasz na kociarza. – dodała jeszcze, zerkając na mężczyznę, uśmiechając się do niego i tak… wtedy walnęło. Oczywiście, że w pierwszej chwili się przestraszyła, gdy szarpnęło – bo nie wiedziała, co się stało. W ułamku sekundy jednak zapanowała nad sytuacją, a przede wszystkim nad samochodem i własnymi nerwami. Nawet jeśli z jej ust wyrwało się krótkie przekleństwo albo dwa. Nie mieli czasu by czekać na pomoc drogową, byli pośrodku niczego i mieli kupić łódkę, a nie czekać aż ktoś im wymieni oponę. Na zapasowej tak daleko nie dojadą, żeby zdążyć na miejsce na godzinę.
Wyszła z auta śladem Westona, spojrzała na oponę i skrzywiła się. Nie widziała nic na drodze, nawet się teraz na nią obejrzała, ale wydawała się być idealnie prosta. Co więc się najlepszego stało? Sprawdziła też swój telefon, jakby nie uwierzyła na słowo Skylerowi, że zasięgu nie ma, ale… faktycznie nie było – Mam zapasowe koło… ale kluczy i lewarka może już nie być. – przyznała, bo hej, kto się takimi rzeczami przejmuje? Kto to komu potrzebne? Raczej nie miała w zwyczaju sama sobie wymieniać opon. Ale rzadko też bywała na dziurach bez zasięgu – Chyba nie mamy dużego wyboru. – spojrzała w kierunku, gdzie miał być motel, westchnęła i tak… zrobili tak jak proponował Weston. Przepchnęli auto trochę dalej, a chwilę później byli już w motelu. Niewielkim i raczej wątpliwej jakości, ale z telefonem. Tylko że ten telefon im niewiele dał, bo okazało się, że najbliższy warsztat może po auto przyjechać, jak najbardziej, ale zajmą się nim dopiero następnego dnia. Fantastycznie. Ale nie było innego wyjścia jak po prostu przyjąć te warunki, poczekać na mechanika, podpisać papiery i czekać na telefon aż wszystko będzie gotowe.
- No… to chyba jednak musisz powiadomić tłumy swoich klientów, że twoja nieobecność się przedłuży. Nie jestem pewna jak to przetrawią. – rzuciła znowu lekko złośliwie, gdy oboje z kluczami do swoich pokoi – sąsiadujących ze sobą, ale jednak osobnych! – ruszyli w ich kierunku – Miałam ci postawić obiad w drodze, ale obawiam się, że nie mamy tu szczególnie dużego wyboru.


Skyler Weston
zaradny kameleon
nick
brak multikont
lorne bay — lorne bay
36 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
If you really want to possess a woman, you must think like her, and the first thing to do is win over her soul. The rest, that sweet, soft wrapping that steals away your senses and your virtue, is a bonus.
Nie był zaskoczony, bo to nie tak, że każdy normalny człowiek woził te gadżety ze sobą. Każdy normalny nie, ale Skyler Weston… Tak! - A mogliśmy jechać moim… - nie mógł sobie odmówić tej odrobiiiiny, naprawdę odrobiny złośliwości. Sympatycznej złośliwości, bo z uśmiechem, żeby nie było! Ostatecznie skończyło się wizytą w motelu, rozmową z warsztatem i… Cóż, chyba lekkim i wspólnym rozczarowaniem. Ten dzień miał przecież wyglądać zupełnie inaczej, prawda? A może właśnie nie? Może miał wyglądać dokładnie w taki sposób, w jaki wyglądał? Taka myśl przemknęła Westonowi przez głowę - teraz, kiedy szli w kierunku wynajętych na tę noc pokoi. - Hmm? A… Klienci… No, tak, tak… Zdecydowanie powinienem. Chyba puszczę im gołębia, bo z zasięgiem tu dramat, a ta kobieta w recepcji bardziej przypomina czarownicę voodoo, niż miłą panią… Motelową. - skwitował jak gdyby nigdy nic i odruchowo też rozejrzał się wokół. - Co do obiadu to… Masz rację. Wybór to żaden, ale powiedzmy, że na dzisiaj wystarczy. - skinął głową w kierunku automatu - stojącego nieopodal - z typowo motelowymi przekąskami. Jakieś chipsy, batony, orzeszki, takie bzdury, no i napoje. A raczej koncentraty z cukru i chemii. Butelka zwykłej niegazowanej wody raczej była w tym miejscu rarytasem. No cóż… Typowo amerykański motel na odludziu. Czego tu oczekiwać. - Swoją drogą, jak uprzedzisz swojego… Marka, tak? - zawahał się, bo na ten ułamek chwili naprawdę zapomniał, jak facet Ane miał na imię. Po głowie chodziło mu tylko tyle, że był architektem i nie potrafił ogarnąć prezentu dla ojca swojej potencjalnej żony. Ech. - Nie będzie… Nie wiem, zły? Robił ci problemów? Wyrzutów? - bo koniec końców, zamiast bezproblemowo i - co ważniejsze - bezpiecznie załatwić sprawę, a potem wrócić do domu, ona wylądowała z obcym facetem w jakimś mocno podejrzanym miejscu. Sky nawet nie chciał myślec o tym, kto przed nimi i po co, wynajmował te pokoje. Teraz już stali pod właściwymi drzwiami, wystarczyło tylko wsunąć klucz w zamek, przekręcić go i nacisnąć na klamkę. Potem wejść do środka i… Właściwie co? Słońce, co prawda, powoli chyliło się ku zachodowi, ale Weston czuł, że nawet gdyby bardzo chciał lub też gdyby był okrutnie zmęczony - po prostu nie zaśnie. - Mogę być szczery? - zapytał i było po nim widać, po jego nadąsanej minie i ściągniętych mocno brwiach, że coś chodzi mu po głowie i gryzie go w wątrobę. Spojrzał na drzwi do swojego pokoju, potem na drzwi do pokoju Ane, a na końcu na samą Ackerman. - Mam złe skojarzenia z miejscami jak to. I chyba trochę się przez to denerwuję, więc… Jeśli nie chcesz słyszeć jak w nocy płaczę w poduszkę, bo jestem okropnie nieszczęśliwy, że muszę tutaj spać… - wargi zaczęły mu mocniej drżeć. Do uśmiechu, nie do płaczu! - To zajmij mnie czymś teraz. Najlepiej upij i zajmij. - bo w drugim automacie były też takie małe butelki z różnymi trunkami, więc… Może ten dzień nie był wcale taki do końca stracony?

Ane Ackerman Weston
zaradny kameleon
nah
brak multikont
lorne bay — lorne bay
34 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Life is short, right? We both know that. Well, what if you’re my chance? What if you are the thing that’s actually going to make me happiest?
No tak, zasięg. Skrzywiła się, gdy jej o tym przypomniał. Nie zmartwiła się natomiast tym, że nie powiadomi Marka, którego on zaraz wyciągnął na światło dzienne, ale dlatego, że nie powiadomi właściciela łódki, którą mieli kupić. Znaczy którą ona miała kupić, a on miał jej w tym pomóc – Czarownica, czy nie… będę musiała tam wrócić i zadzwonić do faceta od łódki, że przyjedziemy po nią rano. Mam nadzieję, że szybko wyrobią się z autem. – zdecydowanie miała przepłacić za tą naprawdę, ale liczył się czas, więc jeśli będzie tak szybko jak to obiecywali – trudno. Próbowała ich nawet przekupić, żeby zrobili to jednak dzisiaj, ale niestety nie było takiej możliwości. Trafiła na twardych zawodników – Mark jest dużym chłopcem, na pewno wytrzyma noc bez wiadomości. Zwłaszcza, że jest w San Francisco, a ja i tak miałam zostać w Monterey. – wzruszyła ramionami, bo nie przywykła do tłumaczenia się partnerowi z każdego swojego kroku, nie miała zainstalowanego gpsa, czy jakiejkolwiek apki do śledzenia i nie zamierzała o wszystkim mu opowiadać. Wierzyła, że jej ufa (czy to dobrze to się jeszcze okaże), a jeśli nie to cóż… był to jego problem, a nie jej. Więc nie martwiła się o jego złość czy wyrzuty. Zwłaszcza, że nie robiła nic złego.
Wsunęła klucz do zamka i podniosła wzrok do Skylera dopiero, gdy zapytał o szczerość.
- Złe skojarzenia? Ja mam tylko nadzieję, że piorą pościel. – kącik ust drgnął jej w lekkim rozbawieniu – No i dobra… że nikogo tu nigdy nie zabili. – dodała już bardziej żartobliwie, bo bez przesady, nie mogło być tak źle. Była to taka dziura pośrodku niczego, że raczej ciężko tu o jakieś trudne przypadki – I nie wiem… może mają tu telewizory w pokojach? – bo jak miałaby go zająć? Była średnia w „zapewnianiu rozrywek”. Niemniej, gdy już przekręciła kluczyk i otworzyła drzwi, gestem zaprosiła go do środka – Rozgość się, a ja pójdę zadzwonić, zorganizować kolację i alkohol. – bo akurat przeciwko upijaniu się nic nie miała. Co innego tu można było robić, prawda? Nie było jej zaledwie parę chwil. Wróciła z naręczem chipsów i kiepskiej jakości szkockiej, ale z braku laku… - Nie powiem, trochę kręcił nosem. – rzuciła jak tylko wróciła do pokoju – Właściciel łódki. – wyjaśniła, bo pełna niezrozumienia mina Skylera mówiła jasno, że nie do końca wiedział o kim wspominała. Na pewno nie o Marku! – Ale udało mi się go przekonać, że na pewno przyjedziemy i na pewno ją kupię. Więc weź to pod uwagę przy ocenie i spójrz na nią łagodniej. Najwyżej policzysz sobie więcej za naprawdę. – zero problemu – Wzięłam też colę, bo to ten rodzaj alkoholu, którego bez wymieszania z cukrem nie przełknę. – bo tania i okropna!



Skyler Weston
zaradny kameleon
nick
brak multikont
lorne bay — lorne bay
36 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
If you really want to possess a woman, you must think like her, and the first thing to do is win over her soul. The rest, that sweet, soft wrapping that steals away your senses and your virtue, is a bonus.
Wymownie stęknął, kiedy Ane przyznała, że powtórne spotkanie z wiedźmą z recepcji wcale jej nie ominie. Zabawne, bo to, że chciała zadzwonić do gościa od łódki, a nie do swojego partnera, jakoś mocno go nie ruszyło. I nie zdziwiło. Chyba zaczął łapać jej vibe w „tych sprawach”.
Wzniósł wzrok do nieba, bo… - Dlaczego to powiedziałaś na głos? Ackerman… Serio? - nie, nie to, że „kogoś zabili” lub też, że nie zabili, nieważne, ale to, że tę pościel… No… Chyba wymieniają, prawda? Sky aż poczuł ciarki na całym ciele, jak sobie pomyślał, że mogłoby być inaczej. Dlatego kiedy ostatecznie ciemnowłosa uchyliła przed nim drzwi do swojego pokoju, przez jeszcze krótką chwilę wyglądał na niezdecydowanego. - To może jednak przenocujemy w aucie, co? Noce nie są wcale tak… - zaczął, ale pewnie napotkał spojrzeniem wymowną minę swojej towarzyszki w tej w ogóle nieluksusowej przygodzie i… Skapitulował! - No dobra, już dobra, wchodzę. Tylko przynieś dużo… Alkoholu dużo. Bez kolacji przeżyję. - wydał dyspozycje, bardzo logiczne, nie da się ukryć, a jednocześnie wszedł do pokoju, w którym miała tę noc spędzić Ane. Usłyszał, że drzwi za nim się zamykają, a ona szybko odchodzi w kierunku motelowego biura. Sam średnio wnikliwie rozejrzał się po pomieszczeniu, w którym był i musiał wytrwać i… Prawdę mówiąc, po tych pierwszych oględzinach uznał, że… Wcale nie jest tak najgorzej. Pokój wyglądał na czysty. Bardzo skromny, ale czysty. Nie chciał siadać na łóżku, bo chyba jednak wciąż trochę bał się tej pościelowej niepewności, dlatego usiadł na podłodze. To znaczy, na wykładzinie, którą ta podłoga była wyłożona. Oparł się grzbietem o łóżko i faktycznie włączył telewizor. Był w pokoju - mały i przedwojenny, ale był i nawet łapał sygnał. Ba! Nawet miał do siebie działający pilot. Weston więc skakał po kanałach, z całkiem znudzoną miną, kiedy Ackerman weszła do pokoju. Oderwał wzrok od ekranu telewizora i jak tylko przeniósł go na kobietę, nieeeee mógł się nieeeeee uśmiechnąć. Krótko. Tak, krótko, bo zaraz potem istotnie zrobił minę, jakby… No nic, a nic nie rozumiał. Bo kto kręcił no… Aaaaa, właściciel! Sky cicho prychnął: - Nic się nie martw. Skoro tak, to jutro kupisz ją jeszcze taniej, niż kupiłabyś dzisiaj. - czyli wydarzy się coś zupełnie odwrotnego, niż sama Ane zakładała. No, przynajmniej zdaniem Westona. No… Westona, który w tej chwili właśnie otwierał i dla siebie i dla Ackerman, pierwszą porcję szkockiej i coli. - No co? Nie patrz tak. Mogę być kiepskim biznesmenem… - uśmiechnął się pod nosem, bo to hasło na długo zostanie mu w pamięci. - Ale znam się na ludziach. Typ gdyby miał ją sprzedać po swojej cenie, już dawno znalazłby kupca. A to znaczy, że jutro nie będziemy niczego dokładać, Ackerman. My będziemy negocjować. - otóż to! I za to stuknął się z nią małą buteleczką, w której pływała złocista i okropnie cierpka szkocka. Sky jak tylko poczuł pierwszy łyk, aż wymownie stęknął. - Matko kochana, diabłu to spod ogona zwinęłaś? Paskudztwo! - przepił tę cierpkość szybko kilkoma łykami coli i… Taaaaak, teraz już było mu lepiej. Odetchnął i spojrzał na Ane - cokolwiek robiła i gdziekolwiek teraz była. Liczę na to, że gdzieś niedaleko - najchętniej obok - Westona. - Czekaj… Czyli jakbym naprawdę wpadł w jakieś bagno, możesz być moim adwokatem, tak? Mogę wykonać do ciebie mój pierwszy i jedyny przysługujący telefon z aresztu, zgadza się? - pytał, może głupio, ale wcale nie bez powodu. Wlepił uważne, bystre spojrzenia w ciemnowłosą i… Jak gdyby nigdy nic, wyciągnął swój telefon z kieszeni spodni, a potem oddał go w ręce Ane. - No to wklepuj. Swój numer. Chcę być zabezpieczony, jakbym naprawdę zapragnął być prawdziwym gangstą. - szefem dzielnicy, okolicy, mafii i gangu, szefem świata i… Tiaaaa. Prychnął pod nosem, wyszczerzył krótko kły, a potem wlał sobie do gardła kolejną porcję tej ohydnej szkockiej. Znów też popił ten przykry łyk colą. - Dlaczego akurat ta, co? - zapytał po chwili całkowitego milczenia i wpatrywania się w bliżej nieokreśloną przestrzeń. Ostatecznie drgnął i łypnął na Ane. - Ta łódka. Ta konkretna. Dlaczego to właśnie ją chcesz sprezentować ojcu? - zdał sobie sprawę z tego, że wcześniej takiego pytania nie zadał. Nikomu. A w sumie… Był ciekaw i to nie tylko dla samej swojej ciekawości.

Ane Ackerman Weston
zaradny kameleon
nah
brak multikont
lorne bay — lorne bay
34 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Life is short, right? We both know that. Well, what if you’re my chance? What if you are the thing that’s actually going to make me happiest?
Ściągnęła mocniej brwi i przyglądała mu się uważnie, bo co? Jakoś nie była przekonana, czy faktycznie miał rację, bo dokładnie tak jak wcześniej powiedziała – jego model biznesowy był co najmniej dziwny. Kierował się w tym uczuciami, a chyba nie o to chodzi w zarabianiu pieniędzy. Chociaż z drugiej strony, co ona tam wiedziała? Nie pracowała „na swoje”, a i pochodziła z mocno uprzywilejowanej rodziny, więc chyba powinna się powstrzymywać od tego typu komentarzy. Dlatego ugryzła się w język. Za to uśmiechnęła się pod nosem i w ten sposób się z nim zgodziła… będą negocjować.
- No przepraszam bardzo, że nie zaliczyliśmy postoju w pięciogwiazdkowym kurorcie… uwierz mi na słowo, że też bym wolała! – zażartowała, bo jak na kogoś kto miał być przecież rozpieszczony wyjątkowo dobrze znosiła tutejszy brak luksusów. No chyba nawet lepiej od niego! Na pewno nie bałaby się spać sama, heh. I oczywiście, że usiadła obok niego. Oparła się o łóżko i otworzyła puszkę z colą, żeby upić z niej odpowiednią ilość napoju, by móc tam zaraz dolać tej paskudnej szkockiej. Drink wejdzie zdecydowanie lepiej. I była zajęta tą poważną miksologią, gdy nagle przed twarzą zobaczyła jego telefon – Zawsze tak próbujesz zdobyć numer telefonów? Na prawnika? – kącik ust drgnął jej w rozbawieniu, ale wzięła od niego telefon i wpisała tam swój numer telefonu – Bo wiesz… mogłeś wziąć po prostu wizytówkę. – zażartowała, bo oczywiście, że posiadała wizytówki. Każdy szanujący się prawnik miał wizytówki! Raczej nie podejrzewała go o problemy z prawem, a już na pewno nie tego typu, żeby miał potrzebować jej pomocy, ale jakoś bardzo mocno nie protestowała. Zapisała numer, oddała mu telefon i wróciła do swojego drinka. Upiła spory łyk i skrzywiła się, ale zdecydowanie delikatniej niż on przed chwilą.
- Nie chodzi o tą konkretną… tylko ten konkretny model. Po prostu przeszukałam chyba cały internet w poszukiwaniu tego modelu i ludzie ich wcale nie sprzedają. – albo to o nich świadczyło bardzo dobrze albo bardzo źle – I ona zawsze się gdzieś przewijała… zawsze o niej wspominał, zawsze była jego marzeniem i z jakiegoś powodu go nie realizował. Pewnie dlatego, że musiałby jej poświęcić sporo czasu, którego nie ma. Śmiał się, że na emeryturze, a jeśli mam być szczera… nie wygląda jakby się na nią wybierał. Więc mu ją kupimy, wreszcie. I wiem, że to brzmi idiotycznie… ale naprawdę ciężko jest znaleźć prezent dla kogoś, kto właściwie na wszystko może pozwolić sobie sam. – niestety.


Skyler Weston
zaradny kameleon
nick
brak multikont
lorne bay — lorne bay
36 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
If you really want to possess a woman, you must think like her, and the first thing to do is win over her soul. The rest, that sweet, soft wrapping that steals away your senses and your virtue, is a bonus.
Cyknął wymownie, bo przede wszystkim niecierpliwie. - Tak. Żebyś wiedziała. Nawet od nie-prawników i jakoś nikt do tej pory nie protestował! - prychnął rozbawiony, bo to jasne, że tylko głupio sobie żartował. Oboje zresztą wyraźnie się zgrywali - mimo niesprzyjających okoliczności, byli w stanie to robić. To dobrze. To znaczy, że ten wieczór i całe to nieoczekiwane spotkanie… Mogło pójść naprawdę nieźle. Nawet jeśli oboje nie mieli pojęcia w jakim właściwie kierunku miałoby. Celem była łódka. Najpierw jej kupno, potem naprawa. - To wcale nie brzmi głupio. Ani tym bardziej idiotycznie. - skomentował luźno i znów upił po łyku - najpierw szkockiej, potem coli. Ten drugi… Nah, wcale nie wszedł łatwiej niż poprzedni, dlatego westonowy pysk na moment przykrył wymowny grymas. Ale przynajmniej już nie marudził! Po prostu… Dźwigał ten krzyż z prawie, że godnością. - Wiesz, mnie generalnie jest trudno robić ludziom prezenty… Nawet jeśli wiem, że na coś konkretnego nie mogą sobie pozwolić sami. Po prostu nie wiem. Nie mam pomysłów. Tych dobrych konkretnie. - uśmiechnął się i spojrzał na Ackerman. W głowie mignęła mu taka myśl, że z tej odległości - tak niewielkiej - była, szlag by to, jeszcze ładniejsza. - Dlatego zwykle daję siebie. - tudududum. Powiedział to i… W sekundę potem parsknął cichym śmiechem. Wyszczerzył kły i zaczął kiwać głową. - Taaaaak, tak, dobrze wiem, jak to zabrzmiało. Ale chodzi o coś innego. Po prostu… Coś dla kogoś robię. No wiesz, wyremontuję łódkę albo kawał domu za darmo. Albo… - zawahał się i… Nie, nie mógł sobie tego odmówić. - Albo robię właśnie to, co chodzi ci teraz po głowie. - ściąga spodnie i daje to co ma w sobie najlepszego. - Może dlatego prezenty dostają ode mnie tylko kobiety… - wyszczerzył się znowu i lekko szturchnął łokciem kobiece ramię. - Pij. Kiepsko ci idzie. - a żeby nie być gołosłownym to i on pociągnął kolejną porcję drinka. Buteleczka zaświeciła dnem szybko, więc odłożył ją na bok. Otarł wierzchem dłoni pysk i łypnął kontrolnie po pokoju, w którym byli. - Twój ojciec… Zgadza się z tym twoim tam… Jak mu było? Marcusem? Ma… Maaarkiem, Markiem. Lubi go? - zapytał jak gdyby nigdy nic i wlepił ciekawskie spojrzenie w Ane. Nie mógł też opanować odruchu, w którym wzrok co jakiś moment uciekał mu do jej warg. Była zdecydowanie zbyt interesująca, egzotyczna i atrakcyjna, żeby mógł z nią rozmawiać… Tak po prostu. Bez tej krążącej mu w głowie myśli, że… Nie. Pacnął się przez łeb - mentalnie. To nie czas i nie miejsce, poza tym - była zajęta. No właśnie. Zajęta i prawdopodobnie wcale niezainteresowana!

Ane Ackerman Weston
zaradny kameleon
nah
brak multikont
lorne bay — lorne bay
34 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Life is short, right? We both know that. Well, what if you’re my chance? What if you are the thing that’s actually going to make me happiest?
Dla niej trochę brzmiało… głównie dlatego, że brzmiało to jak problemy pierwszego świata, bogatych uprzywilejowanych ludzi. Co dać na prezent komuś, kto miał już wszystko, gdy na świecie było mnóstwo potrzebujących? Co prawda akurat ciężko było ich posądzać o brak… troski o resztę wszechświata, ale i tak – domyślała się jak ludzie to wszystko odbierają. A z jakiegoś dziwnego powodu chciała, żeby Weston odbierał ją dobrze, najlepiej. I wcale nie chodziło o to, że jak będzie miał o niej złe zdanie to nie wyremontuje łódki, której potrzebowała.
- Prezenty prosto z serca, rozumiem. – zaśmiała się w głos, bo naprawdę… wcale o tym nie pomyślała! Ani trochę. A to, że przy okazji przesunęła wzrokiem po jego sylwetce to już zupełnie inna bajka. Zupełnie! Grzecznie też sięgnęła po puszkę i upiła kolejny, spory łyk swojego dość mocnego drinka smakującego… źle, po prostu źle. I kolejne łyki wcale nie były lepsze, wręcz odwrotnie. Smakował jak coś, czego mogłaby później żałować. Tak. Smakował jak wyrzuty sumienia i uświadomiła sobie to, gdy kolejny raz tego wieczoru jej towarzysz drogi i przygody – wspomniał Marka. Wspominał go zdecydowanie częściej niż ona i to już dawało jej do myślenia. Bo powinna ona, prawda? Ona powinna się przejmować tym, że zaginęła w drodze po łódkę, że nie ma jak się z nim skontaktować i że właściwie wylądowała w pokoju motelowym z obcym facetem… to było coś, czego nie dałoby się wytłumaczyć, coś co dawało tak jasne skojarzenia, że tłumaczenie brzmiałoby głupio. Upiła kolejny łyk alkoholu i spojrzała na mężczyznę – Jesteś nim bardzo zainteresowany… – zauważyła, ale nie mogła sobie odmówić, żeby mu tego nie wytknąć. No musiała. Uśmiechnęła się pod nosem i upiła kolejny łyk alkoholu – I może nie są najlepszymi przyjaciółmi, ale dogadują się… Zresztą wiesz, że to nie miałoby większego znaczenia? W tym sensie, że jestem dużą dziewczynką i sama decyduję o swoim życiu. Z całym szacunkiem do mojego ojca, jego opinia na temat mojego faceta niewiele by zmieniała. – dlatego nieszczególnie przejmowała się tym, że pan Ackerman nie był z Markiem najlepszym kumplem, no nie musiał – Dlaczego pytasz? Skąd to zainteresowanie? Myślisz, że ty byś się z nim zgadzał? – znowu raczej sobie żartowała, bo jakie to miało znaczenie? Absolutnie żadnego. Nie zamierzała zmieniać partnera, a już na pewno nie planowała skoku w bok… takich rzeczy się nie robi, po prostu nie.


Skyler Weston
zaradny kameleon
nick
brak multikont
lorne bay — lorne bay
36 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
If you really want to possess a woman, you must think like her, and the first thing to do is win over her soul. The rest, that sweet, soft wrapping that steals away your senses and your virtue, is a bonus.
Uśmiechnął się, bo nie widział w tym nic złego. W tym, że pytał o Marka w, nazwijmy to, różnych kontekstach. Ten teraz dotyczył pana Ackermana, którego Skyler poznał tych sto lat temu, jako mały chłopiec i… Nie, nie rościł sobie żadnych praw do powiedzenia „znam twojego ojca i nie wierzę, że taki zięć mu wystarcza”. Nigdy w życiu. Bardziej chodziło o westonową ciekawość i jej zaspokojenie. - Ja? - powtórzył i pokręcił krótko głową. - Nie, skąd. Nie myślę tak. Ja… Raczej nie jestem dobrym materiałem na zięcia. Pamiętasz? Uczucia albo łódki, nie inaczej, tak? - czy to jakkolwiek odpowiadało na pytanie Ane, tego Sky nie wiedział, ale dostała co dostała i musiała z tym handlować. - Pytam z ciekawości. I to bardziej ciekawości z powodu twojego ojca, niż faceta. - ta, akurat. To znaczy… No było w tym trochę prawdy, ale nie cała. Bo tak naprawdę przede wszystkim ciekawiła go ona. Jakby nie było, wszystkie pytania, które zadawał kręciły się właśnie wokół niej. Nawet jeżeli pośrednio - to wciąż wokół niej. - Podoba mi się twoje podejście… Duża dziewczynko. - wyszczerzył kły i znów lekko szturchnął Ackerman ramieniem. - Ale jednocześnie wierzę, że gdyby jednak twój ojciec i twój facet bez przerwy się ze sobą żarli, to nie siedzielibyśmy tutaj dzisiaj i nie planowalibyśmy super prezentu dla tego pierwszego. - powiedział co myślał, a raczej - co zwyczajnie mu się wydawało. - No co? Ja na miejscu Marka w takiej sytuacji, byłbym wściekły, gdybyś nagle zniknęła na kilka dni, bo gość, który mnie nie trawi ma urodziny i nie można ich załatwić butelką szkockiej i kartką z życzeniami. - a prezent musiał być wyjątkowy. Tia… Zdaniem Westona to pokazywałoby wobec kogo, a raczej którego z nich - dwóch facetów swojego życia - Ane czułaby większą lojalność. Ot, gdybanie zwykłe, nic groźnego. - No dobra… - sapnął zaraz potem. Wyszczerzył kły i jak tylko spojrzał na Ane… Znów wzrok uciekł mu do jej ust. - Ale łapię aluzję. Więcej nie pytam! - dawała mu pstryczka w nos, póki co jedynie słownego, a on nie zamierzał narażać się na więcej. Bo dlaczego niby miałby, hm? Nah… - Jak ci idzie? - zapytał jeszcze, ale już o drinka, a nie o jej ojca albo partnera, a jednocześnie sobie szykował kolejnego - tym razem sposobem Ane, wlewając okropną szkocką do puszki z colą.

Ane Ackerman Weston
zaradny kameleon
nah
brak multikont
lorne bay — lorne bay
34 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Life is short, right? We both know that. Well, what if you’re my chance? What if you are the thing that’s actually going to make me happiest?
Chyba nie wyglądała na szczególnie przekonaną. Ciekawość z powodu jej ojca niż faceta? No tak mu się przyglądała z raczej lekkim powątpiewaniem, ale nic więcej nie powiedziała. Nie zamierzała go ciągnąć za język, a już na pewno nie w tym kontekście. Zwłaszcza, że pewnie, gdyby dostała informację, że ma narzeczoną/dziewczynę – też by z ciekawości o nią wypytywała, bo to raczej dość uniwersalny temat. Porozmawiajmy o kimś, z kim zamierzasz spędzić resztę życia, prawda? Nic zaskakującego. Powiedzmy. Niech będzie!
Ściągnęła mocniej brwi… i zastanowiła się nad tym, co powiedział jeszcze. Nie byłoby jej tutaj, gdyby Mark i ojciec się nie znosili? Bo Mark nie pozwoliłby jej szukać prezentu dla ojca? Bo by się o to wściekał? Skrzywiła się wymownie kręcąc lekko głową – Gdyby się wściekł o to, że szukam prezentu dla ojca… to obawiam się, że raczej on nie dostałby zaproszenia. – po prostu! Nie była kimś, komu można było mówić, co ma robić albo czego ma nie robić. Lojalność nie miała tu nic do rzeczy, bo wybieranie między ojcem a facetem? No cóż, słaby wybór. Zwłaszcza, że jej relacje z ojcem były bardziej niż dobre i nadal pozostawał jednym z najważniejszych mężczyzn w jej życiu. Nie zrezygnowałaby z niego dla faceta i to on musiałby się z tym pogodzić.
- Jak mi idzie? To jest okropne… okroooopne. – ale nie było innego wyboru jak po prostu pić i dlatego przyłożyła puszkę do warg i upiła z niej kolejny łyk. I aż się skrzywiła – Z każdym kolejnym powinno być lepsze, a jest jeszcze gorsze. Jeśli ta cała transakcja dojdzie do skutku obiecuję, że pójdziemy na lepszego drinka. – zażartowała, odstawiając puszkę na bok i sięgając po paczkę z chipsami, którą otworzyła, kilkoma się zapchała i wyciągnęła ją w stronę mężczyzny, żeby się poczęstował – Ten jacht nad którym teraz pracujesz… – którego szkice i szkielet widziała w jego warsztacie – Dla kogo to? Będziesz mógł go przerwać, żeby zająć się moją łódką? Bo chcesz, czy nie… ale cały ten cyrk odbieram jako zgodę, że to zrobimy. – inaczej nie jechałby z nią do jakiejś dziury dwie godziny od Monterey i nie utknąłby w tym motelu, nie pił okropnych drinków i nie zagryzał ich chipsami.


Skyler Weston
zaradny kameleon
nick
brak multikont
lorne bay — lorne bay
36 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
If you really want to possess a woman, you must think like her, and the first thing to do is win over her soul. The rest, that sweet, soft wrapping that steals away your senses and your virtue, is a bonus.
Uniósł w zdziwieniu brwi, ale nic nie powiedział, bo to w gruncie rzeczy w ogóle nie była jego sprawa. Ani też miejsce do wydawania jakichkolwiek opinii - o ile jakieś miał. Chyba jedyne co przyszło mu w tym momencie do głowy to to, że… Zazdrościł jej tej pewności. Zdecydowania i świadomości tego, czego chciała od życia - w tym konkretnym momencie chodziło o kontekst uczuciowy. Wydawało mu się, że musiała być bardzo pewna swojego związku z Markiem i… Tak, to w jakiś sposób mu imponowało. A jednocześnie przygnębiało - tak odrobinę, prawie niezauważalnie - bo poważne, stabilne relacje to wciąż były dla niego puzzle nie do ułożenia. Rebus nie do rozwiązania. I to już.
Sky odruchowo zerknął na puszkę, którą Ane istotnie męczyła od dobrych kilkunastu chwil. Jedna brew drgnęła mu do góry, kiedy usłyszał deklarację „lepszego drinka”. Nie mógł się na to nie uśmiechnąć. Jak cwaniak i drań, bo jak inaczej, co nie? - Nie wierzę… - sapnął udając to właśnie niedowierzanie, o którym mówił. Chwilowo - celowo „zignorował” pytanie Ane o projekt, który widziała w jego warsztacie w stoczni. - To chyba pierwsza twoja deklaracja od kiedy się poznaliśmy. - zabrzmiało jakby znali się jakieś dziesięć lat, a nie godzin, ale to nic! Sky wyszczerzył śmielej kły. - Do tej pory chciałaś tylko, żebym ja się deklarował. I zobacz dokąd mnie to zaprowadziło! - wytknął bezczelnie i mocno przekornie, a wzrokiem wskazał jej na otoczenie, w którym byli. Marnej jakości, ale… No cóż, towarzystwo robiło robotę. - Nawet nie licz na to, że o tym zapomnę. Jesteś mi winna nie jednego lepszego drinka, Ackerman. Jesteś mi winna co najmniej trzy kolejki takich drinków. Za to wszystko co przez ciebie wycierpiałem… - zakończył z nutką prześmiewczego dramatyzmu, wymownie westchnął, a w pół chwili potem już znowu szczerzył bezczelnie kły. Napił się ze swojej puszki i w myślach przyznał kobiecie rację - ta mikstura wcale nie robiła się łatwiejsza do przełknięcia. Przegryzł więc cierpkość w gardle garścią chipsów, a potem w końcu raczył odpowiedzieć na pytanie, które Ane zadała moment wcześniej. - A jak powiem, że dla klientki to uwierzysz? - wargi zadrżały mu mocniej, a wzrok bystrze i pewnie spotkał się ze wzrokiem ciemnowłosej. - Ale serio… Nie ty jedna lubisz robić oryginalne i drogie prezenty. Ten jacht jest dla żony szeryfa. A właściwie to dla szeryfa, ale on nie ma pojęcia, że taki dostanie. Czy będę mógł to przerwać? O losie, o niczym innym nie marzę. Serio. - prychnął i znów zanurkował ręką w paczce z chipsami. - Ta kobieta jest jak diabeł w nawet ładnej, bogato zdobionej skórze. Czepia się wszystkiego… Tak jakby w ogóle miała pojęcie… - o budowaniu łódek i całym tym biznesie. - Liczę na to, że ty będziesz mniej upierdliwa… - dodał jak gdyby nigdy nic i kontrolnie łypnął na Ane. Poważna mina, poważna mina… I bezczelny uśmiech drania. Zaśmiał się cicho pod nosem i luźno dorzucił: - Nie mogę się zdecydować czy masz oczy swojego ojca czy matki. - musiała wiedzieć, musiała to czuć jak intensywnie się w nie wpatrywał. W głowie cały czas to procesował, bo… Cholera, pamiętał, że jej matka była piękną kobietą, a ojciec… Ojca szanował jak nigdy własnego.

Ane Ackerman Weston
zaradny kameleon
nah
brak multikont
lorne bay — lorne bay
34 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Life is short, right? We both know that. Well, what if you’re my chance? What if you are the thing that’s actually going to make me happiest?
Pacnęła go w ramię. Niezbyt mocno, ale też dość śmiało i bez skrępowania, bo co to były za okropne pomówienia! Że niby ona nie robiła deklaracji? A ta, że mu dobrze zapłaci?! Ta była przecież najważniejsze i powinien o niej pamiętać! Ane Ackerman była jak Lannister i zawsze spłacała swoje długi. Aczkolwiek mogła złapać za jeszcze jedno słówko i nie mogła sobie odpuścić, szczerząc kły rozbawiona – Powiedziałam, że pójdziemy na drinka, a nie że będę ci coś winna albo będę cokolwiek stawiać! – zażartowała, ale hej – tak właśnie było! Więc może to nie była wcale taka deklaracja jak mu się wydawało? Kumpelska propozycja wspólnego wyjścia, a nie zaproszenie.
- Kojarzę ją… – szeryfa i jego żonę, zwłaszcza jego żonę. Pamiętała, że pojawili się kiedyś na jakimś przyjęciu jej rodziców, ale nie potrafiłaby teraz twarzy do postaci. Pamiętała ją, ale jak przez mgłę. Zresztą podejrzewała, że na takim przyjęciu mogła być też zupełnie innym człowiekiem niż w trakcie omawiania biznesów ze Skylerem – I jeszcze nie mów hop, Weston. Nie wiesz, co cię ze mną czeka – zaśmiała się i tylko ostatkiem sił ugryzła się w język, żeby nie rzucić pogodnym „ona jest chociaż ładna, a ja mogę być tylko upierdliwa”, ale nie chciała tu poruszać swojego wyglądu zewnętrznego. Po pierwsze akurat w tym temacie nie czuła się szczególnie pewnie, a po drugie – czuła, że jej się przygląda. Ciężko było się nie zorientować. Chociaż sama też mu się przyglądała z zaciekawieniem, ciężko było nie… ciekawość jednak brała górę. Skoro jednak jej się przyglądał, nie chciała ciągnąć tego tematu i gustu – Podobno matki. Do niej jestem bardziej podobna z wyglądu, do ojca z charakteru… co nie będzie oznaczało łatwego zadania dla ciebie, bo oboje jesteśmy perfekcjonistami. A też nie znam się na łódkach! – zauważyła szczerząc kły w szerokim uśmiechu, bo tylko go straszyła… nie przypuszczała, że mogłaby być aż tak zła! – Kiedy poznałeś mojego ojca? Dlaczego nigdy wcześniej się nie poznaliśmy? – to właściwie ją ciekawiło. Weston był dzieciakiem, jeśli Ackerman pomógł mu z ojcem to pewnie przyprowadził go do ich domu… dlaczego ona tego nie pamiętała? Dlaczego nie zostali sobie przedstawieni? – Zawsze chciałam mieć starszego brata.



Skyler Weston
zaradny kameleon
nick
brak multikont
lorne bay — lorne bay
36 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
If you really want to possess a woman, you must think like her, and the first thing to do is win over her soul. The rest, that sweet, soft wrapping that steals away your senses and your virtue, is a bonus.
Syknął przekornie, bo to pacnięcie w ramię przecież nie miało prawa zaboleć. Ale wywołać zabawny dreszcz już tak. Tak zresztą się stało, a Weston złapał się na tym, że… Nienienienie. Szybko odepchnął tę myśl od siebie. Stanowczo! Przepił ją też łykiem paskudnej szkockiej - tak dla samo-uciemiężenia. - Coraz bardziej zaczynam myśleć, że wdepnąłem w niezłe… - zatrzymał się i błysnął swobodnie kłami. - Upierdliwą perfekcjonistka i na dodatek nie ma pojęcia o łódkach. Świetnie. Po prostu świetnie. A, jeszcze… Zapomniałem. Córka prokuratora. No… Weston, gratuluję nosa do klientów. - przybił sobie mentalnego facepalma, ale tak naprawdę wcale jakoś mocno się tej współpracy nie bał. Im dłużej pozostawali w swoim - wzajemnym - towarzystwie, tym bardziej wydawało mu się, że… No nie wiem, chyba po prostu musi być dobrze, co nie? - Ale to prawda. Masz oczy po mamie. - dodał jeszcze i na dwie krótkie chwile zamilkł. Zamilkł, ale nie przestał wpatrywać się w kobiece tęczówki. Ane pytała o te „dawne czasy”, a on odtwarzał je w głowie, niczym retrospekcję nagraną na kiepskiej jakości kasetę vhs. Przez głowę przemykały mu obrazy, dźwięki, emocje… Wszystko za mgłą czasu, zakurzone innymi wspomnieniami. Pokręcił w końcu głową i lekko - trochę kwaśno, trochę gorzko - się skrzywił. - Byłem dzieckiem. Wtedy… Wtedy jak go poznałem. Byłem wciąż tylko głupim szczeniakiem. - na dodatek niewiele potrafiącym zrobić wobec ojca tyrana. - Ale u was w domu byłem tylko ra… Nie, kłamię. Dwa razy. I wydaje mi się, że jednak… - zmrużył mocniej ślepia, kiedy wciąż uparcie wlepiał w Ackerman spojrzenie swoich zielonych tęczówek. - Gdzieś tam się przewinęłaś. To musiałaś być ty, skoro nie masz rodzeństwa. - czyli spotkali się tych sto lat temu. Krótko, przelotnie… Ale jednak. - Nie sądzę, żeby chcieli mnie w twoim otoczeniu. - przyznał swobodnie, bez grama żalu czy pretensji. Nah, nic podobnego. Uśmiechnął się nawet i zaraz wyjaśnił co właściwie miał na myśli używając takich słów: - Twoi rodzice. Jakby nie było, zrobili wszystko, żebyś miała normalne i dobre życie. A ja… Powiedzmy, że nie do końca wpisywałem się w obrazek normalnej, kochającej się rodziny. I to nie tylko ze względu na mojego ojca… - zmarszczył mocniej czoło i brwi i potrząsnął krótko głową. - Ja też miałem swoje za uszami, jako dzieciak. Byłoby więcej powodów do zmartwienia, niż pożytku z takim starszym bratem, jak ja. Wierz mi. - lekko naparł własnym ramieniem na ramię ciemnowłosej. Uśmiechnął się i przepłukał gardło łykiem okropnego drinka. - Poza tym… - zaczął, a wzrok instynktownie znów zsunął mu się do kobiecych warg. Szybko jednak dał sobie mentalnie za to przez łeb. - Nieważne. Idiotyczna myśl, nie zwracaj uwagi. - wymigał się, bo czuł, że alkohol zaczynał rozplątywać mu język, a to… Cholera, to mogło się naprawdę różnie dla nich skończyć. - Zmęczona? Mam się zmywać do siebie? - pytał i czuł, że to pewnie najbezpieczniejsze wyjście z tej coraz mniej kontrolowanej sytuacji. Ech Weston, Weston. Co z ciebie wyrośnie…

Ane Ackerman Weston
zaradny kameleon
nah
brak multikont
ODPOWIEDZ