And I see fire...
: 11 lut 2022, 02:16
✶ 1 ✶
Drugim - zaraz po siłowni - miejscem, w którym Valentynka czuła się najlepiej były plaże. Od dziecka kochała plaże. Rodzice nie raz wróżyli jej przez to karierę pływaczki, surferki bądź żeglarki, ona sama nawet przez jakiś czas o tym myślała, jednak ostatecznie zamiast tego wymyśliła sobie straż pożarną i teraz, z perspektywy czasu mocno tego żałowała, bo gdyby nie to, z całą pewnością prowadziłaby teraz piękne, beztroskie życie, niezmącone traumami i silnymi stanami lękowymi. Nie było jednak sensu zastanawiać się, co by było, gdyby dokonała w życiu innych wyborów, skoro i tak nie mogła cofnąć czasu i zmienić przeszłości, bez względu na to jak bardzo by tego chciała. Odkąd wyszła ze szpitala, rzadko wychodziła na plażę w ciągu dnia - wybierała się tam raczej wieczorami, kiedy ludzi było zdecydowanie mniej a długie spodnie całkowicie zakrywające nogi aż tak rażąco nie rzucały się w oczy. Nie lubiła pokazywać nóg, odkąd zaczęły wyglądać jak zaczerwieniony, stopiony wosk - właśnie takie skojarzenie jako pierwsze przychodziło jej na myśl, kiedy widziała swoje blizny po poparzeniach, a chcąc nie chcąc była zmuszona patrzeć na nie zdecydowanie częściej niż by sobie tego życzyła. Wolała oszczędzić tego widoku przynajmniej innym ludziom, choć akurat w tej chwili żadnych nie było w pobliżu... no, nie licząc jakiegoś nastolatka z papierosem, spacerującego kawałek od niej. Gdyby był bliżej, Tina z pewnością zrobiłaby szybki odwrót, bo przyprawiało ją o ciarki, że papieros się pali i pewnie zaraz znowu zaczęłaby wyobrażać sobie jakieś niestworzone tragedie, ale przy tak dużej odległości jeszcze czuła się bezpiecznie.
J e s z c z e.
Rozłożyła koc na piasku, wyciągnęła z torebki butelkę mrożonej herbaty, położyła się, przymknęła oczy, wsłuchując się w szum wody. Przez chwilę było naprawdę przyjemnie. Dopóki nie ogarnął jej dziwny, irracjonalny niepokój oraz przeczucie że coś jest nie w porządku. Podniosła się z koca, rozejrzała się i serce omal jej nie stanęło...
W pierwszej chwili nie powiązała płonącego śmietnika z chłopakiem z papierosem, choć prawdopodobnie to jego nieuwaga była przyczyną miniaturowego pożaru w drewnianym koszu. To w ogóle nie było dla niej ważne, jej zdolność logicznego myślenia i chłodnej oceny sytuacji spakowała się i wyjechała na wakacje a ona stała jak wryta i nie była w stanie ruszyć się nawet o centyment, mimo, iż wszystko w niej krzyczało, że powinna uciekać.
Spokojnie... tylko spokojnie. To mały pożar, nie zrobi ci krzywdy, po prostu trzymaj się z daleka i tam nie podchodź... bo jak podejdziesz to znów staniesz w płomieniach, będzie boleć jak cholera, nie będziesz mogła się ruszyć i Autumn tym razem ci nie pomoże.
I chuj. Próby opanowania paniki szlag trafił.
- Boże... p-pożar! - Wydawało jej się że krzyczała, ale to co wydobyło się z jej gardła było w rzeczywistości zaledwie ochrypłym szeptem. Zaczęła w popłochu rozglądać się wokół, szukając kogoś, kto w razie potrzeby zostałby na chwilę jej Autumn i ją uratował. Los był dla niej łaskawy, przechodziła tamtędy młoda, jasnowłosa dziewczyna i Valentinę tak bardzo ucieszył jej widok, że w pierwszej chwili zupełnie nie zwróciła uwagi, że i nieznajoma nie wygląda na szczególnie spokojną i opanowaną. - Pali się! - Tym razem jej głos był nienaturalnie podniesiony a sama Tina poczuła, że robi jej się słabo. Spróbowała oddychać głębiej, bardziej równomiernie, ale cholera, skutek był co najwyżej znikomy. Do dupy z takimi technikami uspokajającymi.
A było zostać dłużej na siłowni! Na co mi była ta przeklęta plaża...
Chandra Ginsberg