lorne bay — lorne bay
25 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Rodzina patchworkowa: ona, nie-mąż, syn i dwa psy. Chociaż dają jej do wiwatu, swoich chłopaków kocha najmocniej na świecie.
Kiedy objął ją ramionami, to było dla niej jak sygnał, że nie musi się przejmować sztywnymi zasadami panującymi na przyjęciu, śmiało może wtulić się w jego klatkę piersiową, przymknąć na moment powieki i uspokoić rozedrgany oddech. Albo przynajmniej spróbować. Co pewnie, nie było łatwe, ale pomagała świadomość, że nie jest już sama i że faceci może i będą na nią patrzeć, żaden jednak raczej nie okaże się tak głupi, aby spróbować przystawiać się do Hale w obecności Miltona. Raz, że Eric nigdy nie pozwoliłby na takie zachowanie, dwa, że mogłoby one zostać odebrane jako przejaw braku profesjonalizmu (i słusznie!) i odbić się na przyszłości amanta w kancelarii prawniczej.
Uśmiechnęła się lekko, gdy luby zaczął jej opowiadać o zasadzce przygotowanej przez staruszka oraz o tym, jak świetnie sobie z nią poradził - mimo wielokrotnego dociskania śruby nie pękł, wręcz przeciwnie. Zdał egzamin śpiewająco! Lubiła słuchać o jego pracy, była cholernie dumna z każdego jednego zdanego egzaminu i poprowadzonej do końca sprawy. Dzisiaj jednak nie potrafiła wykrzesać choć odrobiny entuzjazmu, dalej była przejęta, dziwnie odrętwiała - za co swoją drogą była na siebie niesamowicie zła, bo on zawsze ją wspierał i kibicował, a ona zamiast głośno się ucieszyć wciąż milcząc się do niego przytulała i rozpamiętywała poprzednie wydarzenia. W głowie się jej po prostu nie mieściło, że facet wiedząc z kim przyszła, do tego stopnia miał to głęboko w nosie, że posuwał się coraz dalej i dalej. Składał niemoralne propozycje, próbował dotykać, a jej protesty nie zdawały się na nic. Żadna z innych osób siedzących przy stoliku nie przyszła jej z pomocą, nikt nie zareagował. Była zdana na siebie i sobie nie poradziła. A podobno "nie" to pełne zdanie, dlaczego więc nie wystarczyło? Zrobiła za mało, czy to z facetem było coś nie w porządku?
Kiedy luby zauważył, że coś jest nie tak i przerwał swój monolog poczuła się podwójnie winna. Zupełnie jakby odbierała mu jego sukces dzisiejszego dnia, a to nie było w porządku. Odklejając się więc od jego klatki piersiowej pokręciła przecząco głową i lekko, może odrobinę mechanicznie pogłaskała go po policzku.
"Hej, wiedziałam, że dasz sobie radę. I nie, nie przesadziłeś" zaczęła i... szybko zamknęła usta, bo przez ogromną gulę w gardle nie była w stanie nic więcej powiedzieć. W głowie miała pustkę. Nie potrafiła się skupić, zebrać w sobie. Pieprzony Trevor kompletnie ją rozstroił.
Zbladła, kiedy mężczyzna zaproponował, żeby wrócili do stolika. Ostatnim czego chciała, to znów znaleźć się na tamtym krzesełku. Nawet, jeśli miejsce obok tym razem zajmowałby luby, a nie żaden inny, obcy facet. Właściwie... Hale miała nadzieję, że tym oto sposobem część oficjalna dobiegła końca i lada moment będą mogli wracać do domu, bez zbędnego wchodzenia w szczegóły. Że o wszystkim mu opowie dopiero, gdy znajdą się we własnych czterech ścianach, nie będąc na sali po brzegi wypełnionej postronnymi obserwatorami.
"Nie, nie. Postoję! Nie chcę siedzieć" zapewniła głosem wyższym o dwie oktawy. Chciała chronić Erica przed wybuchem skandalu, a jednocześnie nie potrafiła patrzeć mu w twarz i kłamać, udawać, że wszystko jest w porządku. Nie wiedziała, co robić. "Długo będziemy musieli tutaj jeszcze zostać?" zapytała, czując jak jej policzki zaczynają się czerwienić. "Myślisz, że moglibyśmy..." zaczęła nerwowo, rozglądając się dookoła. "Może moglibyśmy chociażby zmienić stolik?" rzuciła, zagryzając dolną wargę. Jak miała mu to wyjaśnić, bez rzucania bomby w stylu "Twój kolega z pracy mnie napastował? Nie miała bladego pojęcia. Czując na sobie badawcze spojrzenie Miltona wiedziała jednak, że prędzej czy później będzie musiała puścić parę z ust.

Eric Milton
mistyczny poszukiwacz
Hania
student prawa, praktykant — kancelaria ojca
31 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
został ojcem, wrócił na studia, zaczął pracować u ojca w kancelarii i próbuje nauczyć się życia na nowo u boku kobiety, na którą nigdy nie zasłuży
Nawet jeśli Aimee zapewniła go, że nie przesadził - choć wcale nie słyszała całej rozmowy! - Eric zaczął mieć poważne wątpliwości. Utrzymanie się na fali to było jedno, ale jeśli w jakiś sposób podważył swoim zachowaniem pozycję ojca… Hierarchia panująca w kancelarii była wyraźna, a jej klienci - równie snobistyczni jak sam Milton senior - akceptowali te zależności. Czy Eric - wybijając się ze swoim “nowoczesnym” stawianiem na swoją rację - nie zaprzepaścił jakichś wewnętrznych układów?
Z drugiej strony - dlaczego go to tak interesowało? Miał zamiar zrezygnować. Nie zależało mu aż tak bardzo na tym, kto zostanie z ojcem, a kto odsunie się od kancelarii. W tym przejęciu nie zwrócił uwagi, że Aimee zbladła. Nie rozumiał także jej nagłego podniesienia głosu. Przecież byli tutaj sami, nie musiała się tak krzyczeć. Uniósł brwi nieco zaskoczony, ale skoro nie mówiła nic więcej, nie drążył tematu. Na pytanie o czas, jaki muszą tutaj jeszcze spędzić, blondyn spojrzał na zegarek i zastanowił się.
- Jeszcze z półtorej godziny. Ojciec ma coś ogłosić ważnego, a nie mogę tego przegapić - wzruszył bezradnie ramionami. Z całą swoją wyrozumiałością i empatią, jaką nabył w trakcie ich związku, nie potrafił jeszcze czytać w myślach, żeby wiedzieć, co takiego dzieje się w główce Aimee. A - niestety - tego wieczoru był zbyt przejęty spotkaniem i skupiony bardziej na swoich przeżyciach, żeby dostrzegać podobne niuanse ze strony ukochanej. - Daj spokój, sama dobrze wiesz, że na takich przyjęciach usadzenie każdego gościa to zagranie polityczne. - Wywrócił oczami, bo osobiście był świadkiem wielogodzinnej burzy mózgów zespołu odpowiedzialnego za przygotowanie tego kilkudziesięcioosobowego spotkania w taki sposób, aby nikt broń Boże nie poczuł się urażony tym, że siedzi nieodpowiednio do zajmowanego przez siebie stanowiska. Na samą myśl Ericowi zaciskały się wnętrzności, że ludzie jeszcze patrzą na takie pierdoły, ale co zrobić - jedno i drugie pokolenie wyżej miało swoje zasady, których za nic nie dało się wybić z głowy. - Chodź - z uśmiechem pociągnął ją w stronę ich stolika i nie zważał na żadne sprzeciwy. Jakoś tak założył sobie, że Aimee chce zostać tutaj, żeby albo trochę się poprzytulać, albo trochę poflirtować bez wścibskich oczu. Ale on niestety nie mógł zniknąć na dłużej niż kilka minut. Musiał przeprowadzić jeszcze kilka rozmów. - Muszę coś zjeść, bo mam nogi jak z waty, a w trakcie tej batalii z ojcem wmusili we mnie dwa kieliszki. W tym tempie zaraz język zacznie mi się plątać, a to nie będzie dobrze widziane - zaśmiał się cicho ciągnąć ją w stronę zajmowanego przez nich stolika. Nieświadomy niczego odstawił Aimee krzesełko tuż obok Trevora i wskazał zachęcająco ręką, aby usiadła. Sam zajął miejsce po jej prawej stronie i sięgnął niezbyt elegancko po butelkę wina.
- Trevor, Alesso, dobrze was widzieć. Mam nadzieję, że nie nudziliście się podczas mojej nieobecności? - położył na chwilę dłoń na plecach Aimee i uśmiechnął się do pary siedzącej obok. - Ojciec by mnie zabił, gdyby tylko doszły go słuchy, że zaniedbałem tak ważnego klienta kancelarii! - puścił Alessie oczko i uśmiechnął się porozumiewawczo do Trevora. Chociaż miał jeść a nie pić, to nalał wina do wszystkich kieliszków. Odstawił butelkę i zabrał się jednak za nakładanie jedzenia, bo jego żołądek zaczynał powoli trawić sam siebie.

Aimee Hale
przyjazna koala
A.
lorne bay — lorne bay
25 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Rodzina patchworkowa: ona, nie-mąż, syn i dwa psy. Chociaż dają jej do wiwatu, swoich chłopaków kocha najmocniej na świecie.
Półtorej godziny? Równie dobrze mógł powiedzieć, że całą wieczność, bo właśnie tak w oczach Aimee jawiło się tych dziewięćdziesiąt minut. Długich, niewygodnych, podczas których będzie musiała znosić pełne zazdrości spojrzenia kobiet oraz obrzydliwe spojrzenia mężczyzn. A właściwie jednego mężczyzny. Pozostali zachowywali się jak typowi przedstawiciele gatunku, czasem zdarzało się im zapuścić wzrok głęboko w jej dekolt, posłać jakiś krzywy uśmieszek. Poza tym byli jednak zupełnie nieszkodliwi. Niczego nie próbowali, bo doskonale wiedzieli z kim tutaj przyszła, czyją była osobą towarzyszącą. Tylko Trevor, nadęty, egoistyczny buc miał to wszystko głęboko gdzieś - Hale traktował jak trofeum. Im bardziej się opierała, im mocniej zniesmaczona była - tym lepiej się bawił i bardziej chciał ją mieć.
Naiwnie myślała, że sama sobie z nim poradzi, ale brunet był nieustępliwy. Nie krępowała go nawet obecność żony, która siedziała krzesełko dalej i wszystkiemu się przysłuchiwała. Swoją drogą, znudzona mina Alessy zdradzała, że nie był to pierwszy tego typu wyskok i że była przyzwyczajona do takiego, a nie innego zachowania męża. Albo, że po prostu jej to nie obchodziło. Zależało jej na jego pieniądzach, a nie na lojalności i płomiennym uczuciu. Co tak bardzo kłóciło się z zasadami wyznawanymi przez Aimes. Dla niej na pierwszym miejscu w związku była szczerość i wzajemny szacunek. Nie chciała, żeby Eric oglądał się za innymi kobietami, prawił im komplementy i próbował ich dotykać, to też sama się tak nie zachowywała i kategorycznie takie zaloty odrzucała. A przynajmniej próbowała - czasem bowiem trafił się jej wyjątkowo uparty amant i żadne argumenty do niego nie docierały.
Właśnie dlatego tak bardzo nie chciała wracać do stolika. Bo wiedziała, że jeśli Trevor znowu czegoś spróbuje, ona nie wytrzyma, swoją gwałtowną reakcją skłaniając lubego do działania. A ten nie będzie wdawał się z jegomościem w polemikę, tylko w wyjątkowo dosadny sposób (najprawdopodobniej przy pomocy pieści) da mu znać, żeby zostawił jego kobietę w spokoju. I cała piękna, kurtuazyjna kolacja i wszystkie nawiązane podczas niej układy pójdą się jebać. Goście przestaną rozmawiać o pracy, a skupią się na nich. Krnąbnym synu Miltona Seniora i jego ukochanej, która na facetów działa niczym czerwona płachta na byka.
Z trudem przełknęła ślinę, gdy znów znalezli się przy stoliku. Naprawdę chciała zachowywać się tak, jakby nic się nie stało, uśmiechać się pięknie i roztaczać wokół siebie aurę wdzięku i uroku, ale była do tego stopnia przejęta i tak bardzo poruszona, że nie potrafiła. Zaciskając usta w wąska kreskę usiadła na swoim krzesełku i starała się nie zwracać uwagi na Trevora. Ignorować jego spojrzenia oraz fakt, że znajdował się tak blisko niej, że na swoim nagim ramieniu niemalże czuła dotyk jego materiałowej marynarki.
"Nie wiem, czy więcej wina to dobry pomysł" szepnęła do lubego. Jak sam wcześniej powiedział, wypił już sporo - w dodatku na pusty żołądek. Aimes nie chciała, żeby alkohol szybko uderzył mu do głowy - i to nie tylko dlatego, że obawiała się, że nie da rady w kolejnych potyczkach słownych, a dlatego, że przez cały czas chciała czuć, że ma w nim oparcie. Że Eric będzie przytomny na umyśle i nie pozwoli, żeby się stało jej cokolwiek złego.
"Zjedz coś" dodała miękko, rzucając mu ponaglające spojrzenie, a wtedy on skinął głową i sięgnął za widelec. Nie zdążył niestety wraz z kawałkiem pieczeni włożyć go do ust, bo Trevor i jego partnerka włączyli się do rozmowy, zachwalając Hale i jej wdzięki oraz to, jak wspaniałą rozrywkę im zapewniła.
Na te słowa zemdliło ją konkretnie - zamiast jednak sięgnąć po szklaneczkę z wodą złapała za kieliszek i w kilku szybkich łykach wypiła niemal połowę jego zawartości.
"Na szczęście Eric jest już z nami i obiecał, że nie będzie odstępował nas na krok. Wierzcie lub nie, ale jest ode mnie o wiele lepszym gospodarzem" zmusiła się do odpowiedzi, która miała nadzieję, że będzie wystarczająco wymowna i ukróci zapędy ciemnowłosego mężczyzny.
O słodka naiwności!
Nie minęło piętnaście minut, a ręka Trevora wylądowała na jej kolanie - i zaczęła przesuwać się coraz wyżej, podwijając przy okazji materiał sukienki. A Aimee zamiast bawić się w kurtuazję i grzecznie prosić o zabranie dłoni, tym razem nie wytrzymała. Szybkim ruchem zerwała się na równe nogi, przy okazji uderzając w stół, przewracając swój pusty już kieliszek i syknęła do mężczyzny tak głośno, że ludzie siedzący parę stolików dalej z pewnością ją usłyszeli.
"Jeśli jeszcze raz spróbujesz mnie dotknąć, połamię Ci palce" posłała mu nienawistne spojrzenie. "Powiedziałam to raz i powtórzę znowu, żeby wszyscy wiedzieli. Nie, nie jestem zainteresowana. Nie, nie mam ochoty na szybki numerek w łazience. Nie, nie wymknę się z Tobą po kolacji. Nie, nie dam Ci swojego numeru. Nie, nie droczę się z Tobą i nie gram trudnej do zdobycia" warknęła. Jeśli wcześniej przejmowała się konwenansami, teraz w głębokim poważaniu miała to, jak skończy się to przyjęcie. Zależało jej tylko na tym, żeby uwolnić się z tego koszmaru.

Eric Milton
mistyczny poszukiwacz
Hania
student prawa, praktykant — kancelaria ojca
31 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
został ojcem, wrócił na studia, zaczął pracować u ojca w kancelarii i próbuje nauczyć się życia na nowo u boku kobiety, na którą nigdy nie zasłuży
Aimee miała rację, powinien coś zjeść, ale rozmowa się rozkręciła i jakoś nie zdążył przełknąć ani jednego kęsa, chociaż już kilka razy unosił widelec do ust. Eric w trakcie tej krótkiej “pogawędki” nie zauważył, że coś jest nie tak. Zachęcał do rozmowy Aimee, żartował z Trevorem, puszczał “neutralne” komplementy Alessie. Dwoił się i troił, aby każdy czuł się zadowolony. Nie zdawał sobie jednak sprawy z tego, że pośród nich - oprócz niego - tylko jedna osoba zachowywała się naturalnie i była rzeczywiście “zadowolona”. I był to… Trevor.
- Nie bądź taka skromna, Aimes! Kiedy cię poznałem, byłaś duszą towarzystwa! - powiedział z uznaniem i spojrzał na nią porozumiewawczo. Niewielu ludzi znało historię ich pierwszego spotkania, było to ich małą i intymną tajemnicą, jednak nie skłamał - ich pierwsze spotkania przebiegały w bardzo otwartym klimacie. Może nawet za bardzo, ale gdyby nie ta “otwartość”, dziś zapewne oboje znajdowaliby się w zupełnie innych momentach życia!
Alessa podchwyciła wątek i zaczęła opowiadać o swoich początkach z Trevorem. Eric znał O’Donella od czasów nastoletnich, więc wiedział, co z niego za gagatek, choć w trakcie prawie dziesięcioletniej przerwy ludzie się zmieniali. Milton się zmienił, dlaczego więc Trevor miałby być tym samym niegrzecznym playboyem, co kilkanaście lat temu? Korzystając z tego, że przez chwilę Alessa i Trevor przekomarzali się odnośnie tego, które z nich wykonało pierwszy krok w tej relacji. Eric zamierzał ten moment wykorzystać na jedzenie i nawet podniósł widelec z zimną już pieczenią do ust, kiedy znalazł się niedaleko samego środka armagedonu przebiegającego przez tą kameralną kolację.
Pierwsze co Eric zauważył to nagłe podniesienie się do pionu Aimee. Wytrąciła mu tym samym widelec z ręki, który z głośnym brzękiem opadł z powrotem na talerz, ale został zagłuszony przez zdecydowany i ostry głos Hale. Milton zgłupiał totalnie. Słyszał, że jego ukochana wypowiada jakieś słowa, ale zaskoczony sytuacją nie umiał ich połączyć w spójną całość. Siedział osłupiały i mrugał powiekami nie wiedząc, co w ogóle się dzieje. Nagle obok niego zionęła pustka, gdy brunetka odwinęła się na pięcie i odeszła od stolika. Zdezorientowany Eric odruchowo odsunął się z krzesłem do tyłu wstał i zupełnie bezmyślnie ruszył za Aimee. Przez alkohol wypity na pusty żołądek oraz wcześniejszy potężny wysiłek umysłowy, Milton łączył wszystkie fakty zdecydowanie wolniej niż na trzeźwo. Dogonił Aimee
- Aimee…? Co to…? - było, pomyślał, ale zanim zdążył dokończyć wszystkie puzzle złączyły się w jedną układankę, bo z dużym opóźnieniem dotarło do niego to, o czym mówiła Hale przed oddaleniem się o stolika. Aż poczerwieniał ze wściekłości. Obudziło się w nim coś, co drzemało głęboko ukryte przez ostatnie spokojne miesiące. Złowrogi błysk w oku nie zwiastował niczego dobrego, a zaciśnięte mocno zęby wywołały ostry grymas na jego twarzy. Dłonie automatycznie zacisnęły się w pięści, aż kłykcie mu pobielały od użytej siły.
- Zabiję gnoja… - wydusił przez zaciśnięte szczęki. Nie czekając na reakcję Aimee Eric odwrócił się i z bojowym nastawieniem ruszył z powrotem w stronę stolika, przy którym Alessa próbowała uspokoić swojego męża, który pod publiczkę udawał niewiniątko. Na próżno. Trevor - widząc zbliżającego się Erica - podniósł się z krzesła i zaczął coś do niego mówić oburzonym tonem, ale Eric tego nie słuchał. W połowie zdania O’Donella odwinął się i z pełnym impetem wywalił typowi w zęby, zanim w ogóle zdążył to przemyśleć.

Aimee Hale
przyjazna koala
A.
lorne bay — lorne bay
25 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Rodzina patchworkowa: ona, nie-mąż, syn i dwa psy. Chociaż dają jej do wiwatu, swoich chłopaków kocha najmocniej na świecie.
Ironia losu - Aimee ze wszystkich sił starała się nie dopuścić do wybuchu skandalu, a tym czasem swoimi działaniami jedynie odwlekała nieuchronne. Podświadomie wiedziała, że to się tak skończy, a jednak miała nadzieję, że Trevor w porę się opamięta, a jej wystarczy cierpliwości, żeby przeżyć wieczór w towarzystwie tego przebrzydłego gnojka. Niestety się przeliczyła, a teraz była na językach wszystkich. Z każdej strony dobiegały do niej szepty - i choć docierały do niej jedynie pojedyncze, wyrwane z kontekstu słowa domyślała się, co o niej mówili. Że jest przewrażliwiona, że źle go zrozumiała, że sama się o to prosiła, w końcu założyła taką, a nie inną sukienkę, że na pewno w jakiś sposób go sprowokowała. Przecież to zawsze była wina kobiety. Faceci mogli robić co chcieli i przez cały ten czas pozostawali bezkarni. Dlaczego tutaj, w towarzystwie aroganckich prawników i ich obrzydliwie bogatych klientów miałoby być inaczej?
Kiedy Eric do niej dołączył - już miała zamiar zacząć mu się tłumaczyć, przepraszać, że zrujnowała jego wielki wieczór, wyjaśniać, że już wcześniej próbowała mu o tym powiedzieć, ale nie wiedziała jak. Że chciała chronić go przed tym wszystkim, co ostatecznie i tak się wydarzyło. Że powinni już wracać do domu - szkoda bowiem czasu i energii na tamtego skretyniałego dupka, który nie rozumie, że nie znaczy nie... Nim jednak zdążyła otworzyć usta luby odwrócił się na pięcie w kierunku stolika, przy którym jeszcze chwilę temu obydwoje siedzieli i ruszył prosto na O'Donella. Pobiegła za nim, ale było już za późno. Jedyne co mogła zrobić to przystanąć i obserwować jak w zwolnionym tempie Milton rzuca się z pięściami na dawnego kumpla, a ten otrzepuje się z zaskoczenia, warczy coś niezrozumiałego pod nosem i przystępuje do kontrataku. Co prawda, jego cios nie poszedł w zęby, a przeciął powietrze i ledwie musnął szczękę prawnika, z ust Aimee i tak wydobyło się przerażone piśnięcie. Panowie jednak nie mieli dość i w akompaniamencie wyzwisk i obelg dalej się szarpali, przy okazji demolując przygotowane na tą okazję dekoracje, zrzucając ze stołów drogą zastawę.
Kiedy dotarło do niej, że ukochany nie żartował, nie odpuści dopóki z twarzy Trevora nie zetrze tego głupkowatego uśmiechu - Hale postanowiła wkroczyć do akcji. Nie zważając na to, jak głupie i nieodpowiedzialne zachowanie to było, wdarła się w sam środek bojki. Z początku zdaje się, że nie zwrócili w ogóle na nią uwagi, nie było świadomi jej obecności. Kiedy jednak któryś z nich przypadkowo wymierzył jej solidnie z pieści, a z jej gardła wydostał się zdławiony krzyk, nieco oprzytomnieli.
"Dalej będziecie tak stać i się gapić? Może mi pomożecie?" zwróciła się do grupki mężczyzn. Jeden wystarczył, aby obezwładnić Trevora, natomiast dwóch to było za mało, żeby powstrzymać gniew Miltona. "Eric, już, wystarczy. On nie jest tego wart" podeszła do niego i uspokajająco pogłaskała go po ramieniu. "Spójrz na mnie. Tutaj jestem. Hej, kochanie, tutaj" chwyciła go pod brodę i ostrożnie ucałowała jego spuchnięte usta. "Jestem cała, nic mi nie jest. Chodźmy stąd, nic tu po nas" poprosiła miękko. Po czymś takim była pewna, że Milton Senior zrezygnuje ze swojego wielkiego ogłoszenia. A i lepiej będzie jeśli sami postanowią wrócić do domu niż zostaną wygonieni przez wynajętych na przyjęcie ochroniarzy, którzy swoją drogą, w obliczu zagrożenia okazali się kompletnie bezużyteczni. O czym świetnie świadczyła czerwona, piekąca plama na jej policzku.

Eric Milton
/ zt x 2
mistyczny poszukiwacz
Hania
rezydentka kardiochirurgii — Cairns Hospital
27 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Rezydentka kardiochirurgii, nieszczęśliwie zakochana w swoim przełożonym, zazdrosna o swojego niewidomego przyjaciela i szukająca szczęścia na portalach randkowych
#23

Bastian Hendrix

Elle znała się na winach, lubiła je i smakowała bardzo chętnie te trunki, bo pewnie tę miłość do win płynęła w jej krwi odziedziczona po jej ojcu, właścicielu Francuskiej winiarni. Skoro je produkował to równie dobrze mężczyzna musiał się na nich znać, a także na smaku różnych odmian winogron. Skoro panna Chateux dostała wiadomość od Bastiana, że ten wrócił do Lorne Bay po długiej podróży po Stanach Zjednoczonych to szatynka oczywiście chciała go spotkać. Sama podróżowała jedynie po Australii oraz Europie, bywała również w Nowej Zelandii, dlatego USA to było dla niej nieznane miejsce, nieznany kontynent i słuchanie o podróży po tym na pewno przepięknym miejscu przy lampeczce wina będzie bardzo miłym spędzaniem czasu. Ciekawe jakie wina tam produkowali. Umówili się zatem w winiarni, a gdy już się tam pojawiła kobieta w upiętych włosach oraz dziewczęcej, lawendowej sukience z motywem kwiatowym, konsjerż zaprowadził ją do stolika, a zaledwie minutę po niej zjawił się w lokalu Hendrix. Ucałowała go w policzek i przyjrzała mu się.
- Cześć, trochę się opaliłeś w tych Stanach, tam teraz panuje lato? - zapytała, widząc na nim tę ładną, równomierną opaleniznę. W końcu w Australii panowała obecnie zima, ale tutaj tylko noce bywały chłodne, dni zaś słoneczne. Gdy usiedli już przy stoliku i otrzymali kartę win to szatynka przejrzała ją dość pobieżnie, gdyż wiedziała co lubi.
- Dla siebie zamówię lampkę różowego, słodkiego wina musującego, bo to moje ulubione, ale nie wiem jakie ty preferujesz smaki, czy bardziej słodkie czy wytrawne wino. - to było stwierdzenie, a jednocześnie pytanie do mężczyzny co on lubi. Zawsze można zmienić lokal gdyby coś komuś z nich nieodpowiadało. Gdy już doszli do tego co kto chce i kelner przyjął zamówienie to kobieta skupiła swoją uwagę na towarzyszu.
- Opowiadaj Bastian, zwiedziłeś całe Stany Zjednoczone czy tylko co poniektóre ze stanów? - widać było, że była niezwykle zafascynowana tematem. Póki co jej marzeniem pozostawała taka podróż do USA i Kanady.
happy halloween
nick
CLUB OWNER/ RICH MAN — THE WOOLSHED
28 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
28 letni właściciel klubu, bogaty hrabia co zadziera nosa ale ma i swoje problemy. aktualny to znalezienie pseudo "żonki"


Mało było osób do których mógł się zwrócić z prośbą o spotkanie, mało kto był na tyle godnym aby zająć jego czas. Hendrix podczas swojego wyjazdu dużo rozmyślał ale też dużo się dowiedział, widział. To jego życie było może jak i bajka ale było też niczym wydmuszka, bo co mu po pieniądzach czy sławie gdy był samotny tak naprawdę. Dopiero teraz to do niego docierało, gdy w momencie jego wyjazdu nie były osoby, która by zatęskniła czy zadzwoniła, zapytała gdzie jest i co robi. Na wyjeździe poznawał świat i ludzi, dużo wydarzyło miłych i gorszych chwil. Amerykanów pokochał za ten luz i chill, to że mogą więcej czy też mniej w różnych tam przypadkach. W teorii nie chciałby może i wracać, ale tutaj w Lorne był jego dom, było jego małe oczko w głowie, a więc klub.
Przed wyjazdem poznał dwie ciekawe dziewczyny, skrajnie różne ale nie tylko ładne ale też ciekawe, o osobowości które go pociągały. Postanowił więc odezwać się do oby dwu ale odpowiedz zwrotną dostał tylko od jednej. Czy to był znak? Czy to wskazówka na czym albo na kim powinien skupić swoją uwagę? Nie myślał i nie zwlekał długo tylko zaproponował spotkanie a ona była chętna i ciekawa też jego przygód. W teorii Bastian nie różnił się od tego z przed wyjazdu, może jedynie miał nowe przemyślenia, planował się ogarnąć kiedy trzydziestka za pasem. Plany miał dobre, ale jak wyjdzie - czas miał pokazać.
Przywitali się ze sobą dosyć miło, jak na dwa czy trzy spotkania w życiu - jakos tak w miarę dobrze ją wspominał i pewnie tą ich kąpiel w morzu gdy spotkali się na kino na plaży i takie tam.
- Hej, powiem Ci że to zależy jak leży. Bo w jednym miejscu jest 30 stopni i piękne niebo a w innym jest na przykład 20 stopni i szaleje burza albo nawet tornado. - przyznał z niewielkim gestem pokazującym jakie to szalone i jak to tam w Stanach mają. W teorii oni nie mieli tak najgorzej, chociaż bywały te pożary i upalne dni a no i śniegu nie widzieli, także jeśli chodzi o klimat to szaleństwo.
- W zasadzie nie jestem fanem wina ale jakieś z bąbelkami i słodkie przede wszystkim się napije. - rzucił na luzie, pewnie zdając się tak na prawdę na gust kelnera albo jego znajomość co kto lubi zamawia najczęsciej. W zasadzie może i chętniej by się napił piwa tak po prostu?
- Wszystkich jest za dużo na takie zwiedzanie, tylko tam byłem gdzie większe i znane miasta, gdzie jest co robić i oglądać. - fakt, kto nie marzy aby przebyć Stany Zjednoczone wzdłuż i wrzesz.

Elle Chateux
przyjazna koala
nick
brak multikont
rezydentka kardiochirurgii — Cairns Hospital
27 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Rezydentka kardiochirurgii, nieszczęśliwie zakochana w swoim przełożonym, zazdrosna o swojego niewidomego przyjaciela i szukająca szczęścia na portalach randkowych
Bastian Hendrix

Elle również nie napotkała w swoim dotychczasowym życiu tej bratniej duszy, znaczy się nie, bratnich dusz znała całkiem sporo, ale nikt nie był tą przysłowiową jej drugą połówką, tym kimś z kim mogłaby podróżować, mieszkać, dzielić życie i planować co dalej. Może to i lepiej że Bastian nie powiedział jej o tym, że to mógł być jakiś znak, bo ona wierzyła we znaki i w to, że za nasze życie odpowiada często los, który nas prowadzi w odpowiednie miejsca, gdzie spotykamy odpowiednich ludzi i spędzamy z nimi czas. Naprawdę pokazała mu swoją żywiołowość podczas pierwszej randki, gdy tak po prostu poszła z nim popływać, na co w ogóle się nie przygotowywała wcześniej, zatem nie miała na sobie stroju kąpielowego tylko bieliznę. I całe szczęście to nie była tak zwana okresowa bielizna, bo by wyglądała w niej jak stara babcia. A tak to mogła się jakoś w miarę ładnie zaprezentować, bo i ładna była i zgrabna i niczego jej nie brakowało. Teraz również prezentowała się całkiem dobrze, chociaż letni rumieniec był już dla niej jedynie wspomnieniem.
- Ale tam gdzie byłeś to szalało tornado i byłeś jego świadkiem? - zapytała z zaskoczeniem, ale i również z zaciekawieniem, bo ją by zapewne to przerażało. W Australii nie mieli tornad, więc to zjawisko znała jedynie z filmów przyrodniczych czy tam dokumentalnych, bo u nich to szalały głównie pożary i od czasu do czasu burze z wichurami, ale na pewno nie trąby powietrzne. Czasami aż ciężko było pojąć że w jednym miejscu jest upał, a w drugim zimno i deszcz, a to nadal ten sam kraj, ale już o takich zjawiskach słyszała. W końcu kontynent Ameryki Północnej był większy od Australii i rozciągał się dalej, może stąd tak liczne różnice w tamtejszym klimacie pomiędzy pojedynczymi stanami?
- A co właściwie piją Amerykanie, jaki jest ich ulubiony trunek? - zapytała po odejściu kelnera, bo z Francji, gdzie były jej korzenie to ulubionym trunkiem, najczęściej tam produkowanym było wino i to ono najbardziej uwielbiała podobnie jak jej ojciec. Ale Amerykanie też zapewne mieli swój ulubiony napój, a Hendrix przebywający tam z nimi na pewno odkrył ich specjały.
- Przykładowo hm, Nowy Jork, statua wolności, miejsce po WTC, Central Park? - zapytała, bo w sumie jakie jest najbardziej znane miasto w USA? Otóż Nowy Jork, to pierwsze zwykle przychodziło na myśl, a co tam się znajdowało? Na pewno te trzy zabytki, o których wspomniała. A czy jest coś jeszcze wartego uwagi to na pewno właściciel klubu jej powie.
happy halloween
nick
Pomaga ojcu prowadzić winiarnie — Passing Clouds Winery
30 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
Podjęła decyzje o wyjeździe i powrocie na studia, jednak przez chorobę matki wraca do miasta i u boku ojca prowadzi rodzinną winiarnie, która zepsuła jej całe dzieciństwo. Próbuje szczęścia z Hardenem ale boi się rozczarowania.
- sześć -



Przez ostatnie tygodnie, odwiedzała rodzinną winiarnie głównie w celu przyuczenia, jednak nie miała pewności co do tego czy kiedykolwiek połapie się w tej całej papierkowej robocie. Spodziewała się tego, że znacznie lepiej pójdzie jej w rozeznaniu się z alkoholem, jednak ilość rodzajów i tych wszystkich szczepów ją przerosła. Znała się wyłącznie na winach zakupywanych w lokalnych sklepikach - o branży winiarskiej nie miała bladego pojęcia. Czuła się jednak zobowiązana wesprzeć rodzinną działalność ze względu na matkę leżącą w szpitalu, bo wiedziała jak bardzo kobieta przeżywała swoją absencje w Passing Clouds i jak wielka odpowiedzialność na niej spoczywała. Nie była jednak w stanie jej zastąpić; ani teraz ani nigdy.
Korzystając z odrobiny ciszy, przyjęła na stan dostawę z lokalnej winiarni, rozkładając towar według wytycznych ojca oraz wprowadziła dane do systemu. Nie było to trudne i radziła sobie z tym świetnie, zwłaszcza, że podobne rzeczy robiła w Rudd's, gdy zlecano jej zajęcie się dostawą. Lubiła też mieć zajęcie, więc z niczym się nie spieszyła.
Gdy usłyszała dźwięk domykających się drzwi, porzuciła szukanie regału z Pinot noir i z jedną z butelek, wyciągniętych z kartonu, wróciła do głównego pomieszczenia. Gdy przy ladzie dostrzegła Caulfielda, przycisnęła do swej piersi wino, bojąc się, że mogłaby je teraz opuścić. Rozchyliła w końcu usta i po chwili udało jej się wydusić z siebie kilka słów.
Co ty tutaj robisz? — zapytała, odrobinie niegrzecznie. Nie miała co prawda powodów do tak chłodnego powitania, jednak była zaskoczona jego obecnością w winiarni. Nie chodziło o sam rodzaj lokalu, a o fakt, że pojawił się w miejscu, które należało akurat do jej rodziny. Podeszła w końcu bliżej i odstawiła wino na ladę, spoglądając na niego z dezorientacją.

Harden E. Caulfield
Właściciel i barman — w Rudd's Pub
34 yo — 186 cm
Awatar użytkownika
about
Prowadzi najlepszy pub w mieście. Wreszcie pogodził się z rozpadem związku i zamiast podrywać wstawione klientki, skupia uwagę na Donaldzie.
012.

Otwierając Rudd’s, Harden miał w i e l k i e plany. Wraz ze wspólnikiem długimi godzinami deliberował nad kierunkiem, jaki powinni obrać, prowadząc bar. Żaden z nich nie chciał, aby stary szyld ponownie przyciągnął nieciekawą klientelę, z drugiej strony zgodnie ustalili, że zachowają nazwę i zmienią jedynie wystrój. Hardenowi szczególnie zależało na tym, by lokalna społeczność czuła wobec tego miejsca pewien sentyment. Z drugiej strony, niejednokrotnie odbiło się mu to przysłowiową czkawką. Budynek mieszczący się w samym środku Sapphire River odwiedzała pokaźna liczba szemranych osób lubiących tworzyć wokół siebie szum i bałagan. Na szczęście – odpukać – do tej pory nie spowodowali zamieszania, którego konsekwencje byłyby mocno nieprzyjemne. W każdym razie, poza przyciąganiem zainteresowania mieszkańców, chciał również przyciągać lokalnych dostawców. Owoce wykorzystywane do drinków nabywał od tutejszych hodowców, a większość alkoholi dobierał tak, aby angażować znajomych producentów lub handlowców. Niestety, mimo upływającego czasu, nie udało mu się namówić do współpracy pana Beardsley’a. Mężczyzna tłumaczył się niechęcią wobec portowej dzielnicy. Nie chciał, by jego e k s k l u z y w n a marka kojarzyła się z dzielnicą, w której niebezpieczeństwo czyha na każdym kroku. Postanowił jednak nie poddawać się łatwo. Swoją szansę dostrzegł, gdy Malia przypadkiem zdradziła mu, że Donalda wróciła do Lorne Bay i będzie zajmowała się winiarnią wraz z nieugiętym ojcem. Wobec tego zaopatrzony w dokumenty przedstawiające statystyczne zbycie danej grupy towarowej zjawił się na miejscu.
Dostrzegłszy dziewczynę kurczowo przyciskającą butelkę do ciała, uśmiechnął się – nie szelmowsko, nie zawadiacko, jak to miał w zwyczaju, a w sposób stonowany, mający pokazać jego p r o f e s j o n a l i z m w podejściu do biznesu.
— Cześć — przywitał się. — Przyszedłem porozmawiać o współpracy. Mianowicie, chciałbym postawić wasze wina na swoich półkach — wyjaśnił, nie zahaczając o pozazawodowe relacje. Bo czy takie w ogóle ich łączyły? Po ostatniej przygodzie Donalda uciekła z szatni, zostawiając za sobą jedynie zapach perfum, uczucie spełnienia i podartą bieliznę leżącą na brudnej podłodzie.

donalda beardsley
Pomaga ojcu prowadzić winiarnie — Passing Clouds Winery
30 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
Podjęła decyzje o wyjeździe i powrocie na studia, jednak przez chorobę matki wraca do miasta i u boku ojca prowadzi rodzinną winiarnie, która zepsuła jej całe dzieciństwo. Próbuje szczęścia z Hardenem ale boi się rozczarowania.
Większość klientów jej ojca to lokalne restauracje i bary ale mały procent stanowiły też lokale spoza miasteczka - w tym Sunshine Coast czy nawet Alice Springs w północnej części kontynentu. Nie każdy jednak spełniał wymogi Pana Beardsleya, który uważnie przyglądał się działalnościom z którymi chciał podjąć współprace i choć Rudd's było całkiem przyjemną knajpką, która mocno pasowała do jego produktów, to niestety jej lokalizacja pozostawiała wiele do życzenia. Nie chciał by jego biznes kojarzono z miejscem, obleganym przez miejscowych dillerów czy osobami, które przepadały bez śladu. Miał na oku jeszcze kilka biznesów w kraju z którymi chciał by w przyszłości wejść w alians, dlatego nie czuł się stratny przez odrzucenie propozycji młodego właściciela baru. Donalda przed podjęciem się pracy w Passing Clouds, nie interesowało się siecią dystrybucyjną ojca, dlatego nawet nie wiedziała, że Harden próbował zaopatrywać się w wina, które sprzedawali ale najwyraźniej mężczyzna wiedział czyją córką była i liczyła na to, że nie była jedynie środkiem do celu.
Okej — rzuciła nieco zakłopotana i po chwili namysłu, odezwała się ponownie — Ale musiałbyś załatwić to z moim ojcem. On odpowiada za wszelkie współprace i umowy — dodała, wyjaśniając mu, że nie była w tych kwestiach osobą decyzyjną. I poniekąd się cieszyła, bo nie była pewna czy po raz kolejny chciała przechodzić przez to samo. Mieszanie seksu i relacji biznesowych nie szło im najlepiej, a dla dobra rodzinnego interesu, wolała niczego nie komplikować przez własne zauroczenie ładnym chłopcem.
Odrobine się nawet zestresowała jego obecnością, bo wiedziała, że mężczyzna mógłby w końcu podjąć temat jej cichego powrotu do miasteczka ale niespecjalnie chciała opowiadać mu o problemach zdrowotnych matki. Musiała by tez wspomnieć o tym, że po raz kolejny rzuciła studia i tym razem permanentnie. Nie musiała mu się tłumaczyć ani meldować, jednak kiedy pojawił się w winiarni, poczuła się jak malutka dziewczyna. Poniekąd czuła się zobowiązana odpowiedzieć mu na wszelkie pytania, a z drugiej strony, wróciła wspomnieniami do wydarzeń z szatni, które sprawiały, że czuła jak żołądek wywraca jej się do góry nogami. Skłamałaby mówiąc, że nie chciałaby tego powtórzyć. Tu i teraz. — Nie jestem co prawda jego sekretarką ale mogłabym cię umówić na spotkanie pod koniec tygodnia — zaproponowała i spod lady wyciągnęła służbowego MacBooka, którego otworzyła po to by zerknąć w kalendarz spotkań ojca. Wyjrzała jednak zza ekranu i spojrzała w jego kakaowe oczyska. — Niestety nie będzie go dziś. Właściwie to nikogo tutaj nie ma. Wieczorami jest większy ruch — rzuciła niepytana, jakby miało go to faktycznie zainteresować. Może powinno - na wypadek, gdyby zechciał zwiedzić w jej obecności tutejsze piwnice, hehe.


Harden E. Caulfield
Właściciel i barman — w Rudd's Pub
34 yo — 186 cm
Awatar użytkownika
about
Prowadzi najlepszy pub w mieście. Wreszcie pogodził się z rozpadem związku i zamiast podrywać wstawione klientki, skupia uwagę na Donaldzie.
Zdawał sobie sprawę z tego, że Rudd’s mieściło się w n a j g o r s z e j dzielnicy miasteczka. Decydując się na wykupienie tego lokalu miał to na uwadze. I choć – jak widać słusznie – obawiał się napływu klientów o nieciekawej renomie, bardzo chciał, aby właśnie to konkretne miejsce odzyskało dawny blichtr. Niegdyś Rudd’s stanowiło centrum spotkań mieszkańców całego miasteczka. Te ściany, mimo że odrobinę podniszczone, były świadkami wielu ważnych wydarzeń i celebracji. Pub stracił na znaczeniu dopiero wtedy, gdy dzielnicę przejęło szemrane towarzystwo. Wówczas coraz mniej osób zapuszczało się po zmroku do Sapphire River, obawiając się niebezpieczeństw. W konsekwencji poprzedni właściciel zmuszony był zamknąć bar, zabić okna deskami i pogodzić się z tym, że mała działalność nie była w stanie oprzeć się wpływom Shadow. Dopiero Harden, po wielu latach od zamknięcia, postanowił wskrzesić to miejsce. Miał bowiem do niego ogromny sentyment, bo właśnie w Rudd’s poznali się jego rodzice. Oczywiście dokładał wszelkich starań, by bar odseparować od działalności półświatka, ale nie było to takie proste, jak mogłoby się wydawać. Bez względu na trudności nie zamierzał się poddawać. Między innymi dlatego wciąż próbował zachęcić właścicieli winiarni do podjęcia współpracy.
Zatrudniając Donaldę, Harden nie wiedział, że jest ona córką właściciela Passing Clouds Winery. Wprawdzie z czasem dotarła do niego ta informacja, ale nie z jej powodu zbliżył się do dziewczyny. Ponadto, gdyby chciał wykorzystać ją na tym polu, zrobiłby to, zanim ich relacja przekształciła się w tę nietypową grę, w której naczelną zasadą zdawało się pożądanie.
— Próbowałem — odparł, starając się panować nad głosem na tyle, by nie dało się usłyszeć w nim irytacji związanej z odmową. — Próbowałem dwa razy, ale najwidoczniej coś ciągle przeszkadza twojemu ojcu — wyjaśnił, nie chcąc wdawać się w szczegóły. Jego zdaniem Rudd’s zasługiwało na tę współpracę – sprzedaż w barze szła naprawdę nieźle, a budowany przez Hardena klimat odstawał od typowych dla dzielnicy „rozrywek”.
Tego nie musiała się obawiać. Harden nie zamierzał wyciągać tematów, które nie łączyły się z interesami. Zrozumiał, że dziewczyna celowo nie powiedziała o swoim powrocie – po prostu nie chciała mieć z nim do czynienia. On natomiast nie chciał się narzucać. Nie? To nie. Byłby durniem, wracając do niej na kolanach.
— Porozmawiaj z nim. Mnie nie słucha, ale może otworzy się na ciebie. Poznałaś Rudd’s i wiesz, że to pub, który ma potencjał, a ja staram się go rozwijać — poprosił i wyciągnął ku niej dłoń, w której trzymał dokumenty. Próbował zachowywać się należycie, ale nie mógł oprzeć się chęci zbadania wzrokiem Donaldy. O sekundę za długo przyglądał się jej pełnym wargom, ale miał nadzieję, że tego nie zauważyła. Odchrząknął. — Będę twoim dłużnikiem — zapewnił, chcąc ją przekonać. On dał jej szansę, kiedy potrzebowała pracy. Teraz ona miała doskonałą okazję, by się odwdzięczyć.

donalda beardsley
ODPOWIEDZ