: 21 lut 2022, 13:42
- Nie, proszę się nie martwić! – zauważyła, że ta dziewczyna jest nie tylko inaczej ubrana, ale też w inny sposób postrzega otaczający ją świat. Nie do końca wiedziała czy to wada czy zaleta, ale na pewno Julii to nie przeszkadzało. Wśród jej znajomych nikt nie martwił się o nią w taki sposób co ta obca osoba, więc może ludzie zatracili jakąś wrażliwość, która wręcz emanowała z tego zjawiska. – Chodziło mi raczej o to, że wiele ludzi pracuje tutaj ze względu na trudną sytuację materialną bądź mieszkaniową – a niektórzy byli nielegalnie, bo przecież Crane znała historię Saskii i wiedziała, że dzięki Shadow może nie przymierać głodem. Może dlatego jej odczucia do Nathaniela zawsze były tak ambiwalentne. Nie był dobrym wujkiem, fakt i za każdą przysługę należało mu kiedyś oddać, ale mimo wszystko pomógł kilku osobom, nawet jeśli to przypominało zaciąganie bardzo niebezpiecznego długu.
Co jednak miało go łączyć z jakąś kościelną organistką? Przeoczyła fakt jego ogromnej wiary w istnienie Boga, więc musiała wyglądać na zaskoczoną, gdy próbowała połączyć wszystkie kropki. – To dlaczego jest pani tutaj, też z przymusu? – zarzekała się, że nie zapyta, ale nie mogła się powstrzymać, bo widok Diviny ubranej skromnie i opowiadającej o pracy w kościele mocno jej kontrastował z klubem w którym rozbierały się młodziutkie panienki, a w prywatnej części pubu miały miejsce rozmowy, które dla Julii były jedną z tych zagadek nie do rozwiązania. Nawet jej wrodzona ciekawość unikała tego oblicza klubu.
- Farby, które lubię, zawierają toksyczne substancje, więc oleje nie wchodzą w grę przy ciąży. Szkicowanie tak, ale wolałam zawsze płótno i obrazy – wyjaśniła, wcale nie uważając ją za ignorantkę. Nie każdy musiał wszystko wiedzieć, sama Crane nie miała zielonego pojęcia o matematyce, chemii i o biologii, choć anatomia człowieka była jej bliska poprzez akty, które tworzyła.
Zaśmiała się jednak na jej pytanie. Tak właściwie nigdy nie zastanawiała się bardziej nad znajomością z Nate’em i to chyba najlepiej świadczyło o ich braku zażyłości.
- Mówię do niego po imieniu, bo znamy się dobre kilkanaście lat – wzruszyła ramionami. – Pomógł mi kiedyś, potem dał pracę, dlatego jestem mu wdzięczna, ale nie nazwałabym tego bliskością – stwierdziła stanowczo. Znała go na tyle, by wiedzieć, że nie dopuszcza do siebie praktycznie nikogo, a już na pewno nie takie zwariowane kobiety jak ona. – Lubi pani Szekspira? Kto wymyślił Divinę? – bo chyba pierwszy raz słyszała takie imię i choć mogła łatwo wysnuć rodowód tego słowa to nie wiedziała kto powiązał to z tą eteryczną dziewczyną, która wyglądała jak z innej bajki.
I którą pilnował ochroniarz. Bardzo dziwne.
- W poprzedniej miałam chyba jeszcze gorsze mdłości – ale nie chciała się z nim przekomarzać, zwłaszcza gdy tak po prostu się do niej uśmiechała i poczuła się odrobinę lepiej. Na tyle, by się podnieść i wiedzieć, że tym razem już nie zemdleje. – Czyli co, gdy pójdę na macierzyński to zastąpi mnie pani przy konsoli czy nie bardzo? – to był tylko żart, bo jakoś nie wyobrażała sobie tej dziewczyny przy czymś innym niż fortepian.
Pytanie tylko po co to było Nathanielowi. Tak bardzo lubił muzykę czy jej eteryczną urodę? Może i nie powinna się nad tym skupiać, ale zdecydowanie było to lepsze niż mdłości.
Divina Norwood
Co jednak miało go łączyć z jakąś kościelną organistką? Przeoczyła fakt jego ogromnej wiary w istnienie Boga, więc musiała wyglądać na zaskoczoną, gdy próbowała połączyć wszystkie kropki. – To dlaczego jest pani tutaj, też z przymusu? – zarzekała się, że nie zapyta, ale nie mogła się powstrzymać, bo widok Diviny ubranej skromnie i opowiadającej o pracy w kościele mocno jej kontrastował z klubem w którym rozbierały się młodziutkie panienki, a w prywatnej części pubu miały miejsce rozmowy, które dla Julii były jedną z tych zagadek nie do rozwiązania. Nawet jej wrodzona ciekawość unikała tego oblicza klubu.
- Farby, które lubię, zawierają toksyczne substancje, więc oleje nie wchodzą w grę przy ciąży. Szkicowanie tak, ale wolałam zawsze płótno i obrazy – wyjaśniła, wcale nie uważając ją za ignorantkę. Nie każdy musiał wszystko wiedzieć, sama Crane nie miała zielonego pojęcia o matematyce, chemii i o biologii, choć anatomia człowieka była jej bliska poprzez akty, które tworzyła.
Zaśmiała się jednak na jej pytanie. Tak właściwie nigdy nie zastanawiała się bardziej nad znajomością z Nate’em i to chyba najlepiej świadczyło o ich braku zażyłości.
- Mówię do niego po imieniu, bo znamy się dobre kilkanaście lat – wzruszyła ramionami. – Pomógł mi kiedyś, potem dał pracę, dlatego jestem mu wdzięczna, ale nie nazwałabym tego bliskością – stwierdziła stanowczo. Znała go na tyle, by wiedzieć, że nie dopuszcza do siebie praktycznie nikogo, a już na pewno nie takie zwariowane kobiety jak ona. – Lubi pani Szekspira? Kto wymyślił Divinę? – bo chyba pierwszy raz słyszała takie imię i choć mogła łatwo wysnuć rodowód tego słowa to nie wiedziała kto powiązał to z tą eteryczną dziewczyną, która wyglądała jak z innej bajki.
I którą pilnował ochroniarz. Bardzo dziwne.
- W poprzedniej miałam chyba jeszcze gorsze mdłości – ale nie chciała się z nim przekomarzać, zwłaszcza gdy tak po prostu się do niej uśmiechała i poczuła się odrobinę lepiej. Na tyle, by się podnieść i wiedzieć, że tym razem już nie zemdleje. – Czyli co, gdy pójdę na macierzyński to zastąpi mnie pani przy konsoli czy nie bardzo? – to był tylko żart, bo jakoś nie wyobrażała sobie tej dziewczyny przy czymś innym niż fortepian.
Pytanie tylko po co to było Nathanielowi. Tak bardzo lubił muzykę czy jej eteryczną urodę? Może i nie powinna się nad tym skupiać, ale zdecydowanie było to lepsze niż mdłości.
Divina Norwood