Audrey Bree Clark była weterynarzem nie tylko z zawodu, ale i zwykłego powołania oraz pasji - wychodziła z założenia, że każde zwierzę, niezależnie od gatunku czy wielkości zasługiwało na udzielenie odpowiedniej pomocy medycznej, mającej ukrócić cierpienia. Tu, na Carnelian Land, gdzie daleko było do najbliższych klinik była chyba jedynym weterynarzem, który miał szansę dotrzeć w nagłym wypadku na tyle szybko, aby udzielić odpowiedniej pomocy nim powstaną paskudne komplikacje, nie raz skutkujące śmiercią zwierzaka. Nic więc też dziwnego, że jej numer wędrował po sąsiadach i nie raz przyszło jej odebrać telefon, taki jak ten dziś - pełen paniki, opisujący paskudne zdarzenie jakie miało miejsce podczas nocnej wichury, z prośbą o jej pomoc. Panna Clark nie zastanawiała się choćby przez chwilę, od razu zapewniając, że przyjedzie, jak tylko zbierze wszystkie, potrzebne jej przyrządy. I tak szybko ubrała się i wyskoczyła z domku jedynie z krótkim wyjaśnieniem dla swojego partnera by wpierw udać się na rodzinną farmę, pierwszy raz od wypadku i zabrać z niej dodatkowe przyrządy, jakie mogły być jej potrzebne. Posiadała kilka przenośnych urządzeń mających pomóc jej radzić sobie z przypadkami, których nie dało się przetransportować do jakiegokolwiek gabinetu a takimi często były wszelkie zwierzęta hodowlane. Tak przygotowana ruszyła na spotkanie z Melis.
-
O cholera… - Wyrwało się z jej ust gdy zaparkowała samochód i zobaczyła ogrom zniszczeń, jakie przeszły przez stadninę jednocześnie gdzieś w środku odrobinę egoistycznie ciesząc się, że nie spotkało to farmy na której obecnie mieszkała. -
Jest bezpiecznie? Możemy przebywać w środku? - Spytała jednego ze strażaków i dopiero gdy uzyskała pozytywną odpowiedź weszła do stajni. Tego brakowało, aby i one ucierpiały pod gruzami - wtedy z koni zapewne wiele by nie zostało. Brunetka od razu przystąpiła do pracy, z kieszeni wyjmując kilka markerów. -
Zrobię co w mojej mocy, nie mogę jednak odpowiedzieć na to pytanie, dopóki nie zobaczę wszystkich. - Odpowiedziała, zaglądając do kilku pierwszych boksów aby ocenić stan zwierząt, a później wymalować na drzwikach zielony kwadracik. Zwierząt było sporo, potrzebowała więc odpowiedniego systemu segregacji zwierząt, aby nie stracić tych w najgorszym stanie gdy będzie zajmować się zwykłymi otarciami czy zadrapaniami. -
Nie przyjadą wcześniej niż za godzinę z minutami. - Odpowiedziała więc, bo o ile pomoc mogłaby się im przydać, tak Audrey nie łudziła się aby ktokolwiek zjawił się w przeciągu kilku minut. Farmy znajdowały się daleko od miasteczka, a dodatkowo deszcze mogły utrudnić dojazd po gruntowych drogach.
Audrey czuła ciągle za sobą obecność Melis, to też odwróciła się do niej, wręczając dwa markery. -
Pomóż mi, konie które mają lekkie zadrapania, stłuczenia bądź nie ucierpiały oznaczasz zielonym, pomarańczowym te poważniejsze rany i obrzęki, a gdy coś wygląda tragicznie wołasz mnie od razu. Musimy je jakoś posegregować, żeby najpierw udzielić pomocy tym najgorszym przypadkom. - Wyjaśniła, będąc niemal pewną, że zajęcie pomoże Melis skupić się na tym, co właśnie robiły a nie na nerwach bądź stresie. Mleko się rozlało, nie były w stanie cofnąć skutków wichury i pozostawało im jedynie działanie, a pomoc dziewczyny z pewnością usprawni pracę pani weterynarz.
melis huntington