30 yo — 196 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Ten wieczór miał wszystkie zadatki by stać się naprawdę świetnym. Piękna kobieta na jego ramieniu, świetnie jedzenie, nowe widoki i kilka kapek alkoholu. Przez głowę nie przeszło mu by prosić o cokolwiek więcej, zwłaszcza po tych sprośnych zabawach pod stołem, których nie mógł sobie po prostu darować. Nie kiedy Susan tak znakomicie na niego działała nie pozwalając o sobie zapomnieć nawet na kilka chwil. Cały ten wyjazd miał być czymś nowym. Jeszcze jej na takie niespodzianki nie zabierał. Jeden z wielu pierwszych razy, które już ze sobą odbyli i każdy był lepszy od kolejnego. Wszystko miało być naprawdę super, ale jak to bywa w jego życiu zawsze coś musi szlag trafić. Tym razem była to postać z jej przeszłości na którą nie był przygotowany. Właściwie sam nie wiedział jak zdołał się powstrzymać od zrobienia z tego wszystkiego jakiejś sceny połączonej z bijatyką. Nie należał do tych najspokojniejszych facetów, zwłaszcza kiedy na horyzoncie pojawiał się jeszcze alkohol.
To nie do końca tak, że nie wierzył swojej dziewczynie. Po prostu był a nią na tyle długo by nie kupować tych wymuszonych tłumaczeń. Nie oczekiwał, że powie mu wszystko tu i teraz, w restauracji. Zdecydowanie najlepszym wyjściem był powrót do ich wynajętego apartamentu, ale on pomimo zdawania sobie z tego wszystkiego sprawy, nie potrafił tego tak szybko i prosto przetrawić. Stworzył się między nimi dystans, którego nie potrafił przekroczyć. Ona wyciągnęła już jeden szkielet z jego szafy. Teoretycznie przypadkowo, ale liczył, że budując coś po tym zdarzeniu, będą w stanie być ze sobą szczerzy. Miał jeszcze kilka sekretów, ale żaden nie objawiłby się jakąś pijaną dziewczyną albo facetem wypytującym o kogoś z jego przeszłości. Może dlatego, że wiele osób z tamtych czasów po prostu już nie żyje.
Zamierzał dać dziewczynie tyle czasu, ile będzie potrzebować by powiedzieć mu całą prawdę. To wszystko, czego wymagał. Spokojnie obserwował jej wyjście na taras pozostając na tyle blisko by mogli mieć swoją niewygodną rozmowę, ale nie potrafił się teraz zdobyć na żaden czulszy gest. Nie dopóki nie będzie mieć pewności, że mają to już za sobą. Zdawał sobie sprawę, że jest po rozwodzie, więc przynajmniej zaczęli od historii opartej na faktach. Słysząc natomiast o znęcaniu psychicznym oraz fizycznym ściągnął brwi i zmrużył lekko oczy jasno dając do zrozumienia, że nie było mu to obojętne. Było to coś, z czym wielokrotnie borykał się na froncie. Coś, za co otrzymał wielokrotne reprymendy od swoich przełożonych. Zawsze wykładali mu, że ma się nie pakować w lokalne zwyczaje tubylców i nie wchodzić nikomu z butami do domu. Cóż... To był ten rozkaz, którego nie potrafił wykonać. Każdy facet, który znęcał się nad swoją kobietą szybko żałował swoich decyzji, jeśli Graham stacjonował w pobliżu. Był wkurzony, że coś takiego jej się przydarzyło, a jednocześnie było mu po prostu przykro. Nie powinni mieć takich problemów w dwudziestym pierwszym wieku.
- Postąpiłaś słusznie, to było najlepsze wyjście. - spojrzał na nią o wiele cieplej niż w restauracji, czy na spacerze, ale wszystko jeszcze nie wróciło do normy - Nie będę ci wchodzić z butami w dawne życie. Nie muszę wiedzieć o tobie absolutnie wszystkiego. Liczy się dla mnie to, kim jesteś teraz, a nie koniecznie byłaś wcześniej. - postąpił krok do przodu zmniejszając nieco powstały między nimi dystans - Muszę jednak wiedzieć, że mówisz mi całą prawdę i niczego więcej nie ukrywasz. Jeśli mamy tworzyć prawdziwy związek musimy być ze sobą szczerzy. Ja również podzielę się niewygodnym faktem ze swojej przeszłości, jednak muszę wiedzieć, że mogę Ci zaufać. - spojrzał na nią naprawdę przenikliwie.
To był ten moment, który może zadecydować o ich dalszych losach. Czy spróbuje swoich zdolności aktorskich by zataić przed nim resztę czy zdobędzie się na to by powiedzieć całą prawdę? On i tak już podjął decyzję, że nie użyje żadnego ze swoich kontaktów by dalej w tej sprawie kopać.

Susan Murphy
przyjazna koala
Graham
25 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
25 letnia dziewczyna uciekająca przed mroczną przeszłością. Wieczna optymistka mimo wszystko...
Podejście Graham do sytuacji totalnie ją rozbroiło. Szczerze wolałaby mieszankę złości i impulsywności. Do tego była przyzwyczajona, na to umiała reagować. A teraz? Rozbroił ją… tonem głosu, spokojem, zrozumieniem i sensem wypowiedzianych słów. Zamiast stawiać opór i uparcie utwierdzać go w przekonaniu, że nie ma niczego więcej do ukrycia, zaczęła pękać. Niczym podejrzany po kilkugodzinnym przesłuchaniu, bez szans na ucieczkę, na pomoc adwokata i rodziny. Otaczając ramię dłonią, ścisnęła je lekko. Długo tłamsiła to w sobie pielęgnując ciasną klatkę, w której skryła najgorszą rzecz, uczynek, przestępstwo.
Obracając głowę dostrzegła, że drzwi tarasu nie są całkowicie zamknięte a przez to byle sąsiad mógł ich podsłuchiwać. Błąd, który szybko został naprawiony przez dociśnięcie skrzydła. – To co miało miejsce kiedyś, ma wpływ na to jaka jestem każdego dnia – zaczęła podejmując prawdopodobnie bardzo nierozważną decyzję. Do czasu, kiedy był przy niej Chris, było jakoś łatwiej, bo siedzieli w tym razem, ale teraz? Nie mogła się wygadać, wyrzucić tego z siebie a co za tym idzie… nie otrzymała rozgrzeszenia i nie odczuła ulgi. – Ja nie wiem… pewnie tego pożałuję, ale powiem Ci, powiem Ci całą prawdę – zagryzła mocno zęby wymownie wypełniając płuca dużą porcją powietrza. Potrzebowała jednego, dużego wdechu, aby zacząć. Oby tylko początek tej historii nie był również początkiem ich końca.
– Pewnego wieczoru, gdy spotykałam się już z Chrisem, do mojego domu przyszedł były mąż. Nie wiem skąd wiedział, gdzie mieszkam ani jak wszedł, bo zawsze zamykałam drzwi od środka. To była sobota wieczór. Akurat sprzątałam w kuchni, wyjęłam worek na śmieci i położyłam butelkę po winie na marmurowym blacie – tworzywo z jakiego wykonany był blat było w tym wszystkim elementem niezwykle istotnym. – Usłyszałam jakiś hałas w korytarzu, więc poszłam sprawdzić co to. I nagle on wyrósł przede mną dosłownie znikąd. Pchnął mnie z całej siły na ścianę. Bełkotał, że mnie zabije, był kompletnie pijany – przełknęła ślinę doskonale pamiętając jak mocno odczuła kontakt z twardą ścianą. – Zaczęłam uciekać, ale dopadł mnie w kuchni. Złapałam to co było pod ręką, butelkę po winie i uderzyłam raz… raz jedyny – w głowę… – Wtedy się zachwiał i upadając do tyłu uderzył tyłem czaszki o kant blatu. Na podłodze zaczęła się robić plama, coraz większa i większa – głos jej się załamał, potrzebowała przerwy. Skrywając twarz w dłoniach zebrała się na ciąg dalszy. – Płynęła fugami, nie wiedziałam co zrobić, bałam się, bardzo się bałam – uniosła wzrok odszukując zrozumienia, ale czy je odnajdzie? Najgorsze jeszcze przed nim. – Nim przyjechał Chris, tamten był martwy. Wtedy… wtedy. Proszę, nie chcesz wiedzieć co było później – i teraz fakt gorączkowych poszukiwań Chrisa był już czymś oczywistym. Brał w tym wszystkim udział, był jej wspólnikiem, pomocnikiem, dlatego tak bardzo chciała go mieć przy sobie. Miłość? A może obawa przed wyjawieniem prawdy.
– Błagam, nie wydaj mnie. Ja nie chciałam, musisz uwierzyć, broniłam się, działałam pod wpływem stresu i emocji. Gdybym go nie uderzyła to skręciłby mi kark – trzęsła się jak liść na wietrze. Miała świadomość, że teraz wie o niej wszystko. Chciał trupa? Dostał go. Szkoda tylko, że dosłownie.

Graham Halifax
towarzyska meduza
Susan Murphy
30 yo — 196 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Sądząc po reakcji, trochę ją swoim zachowaniem zagiął. Może spodziewała się, że jak tylko usłyszy o zaginięciu małżonka weźmie nogi za pas obawiając się, że jego spotka to samo. Może miał się przestraszyć ewentualnego powrotu jej dawnej miłości, ale powiedźmy sobie szczerze, czego miał się bać? Był wojskowym i to nie takim, który większość służby spędził za barakowym biurkiem. Ciężko było go zaskoczyć, jeszcze ciężej czymś przytłoczyć. Potrafił zadbać zarówno o siebie, jak i swoją kobietę. Przy nim była bezpieczna, z nowym nazwiskiem czy też nie. Nie winił jej za to, że wcześniej mu o tym nie powiedziała. Każdy ma swoje sekrety i ona miała prawo do swoich. To naprawdę nie był koniec świata. Jeśli jakieś pijane pajace to najgorsze, czego może się spodziewać, to tak naprawdę nic się nie stało.
- Wszyscy jesteśmy sumą naszych doświadczeń słońce. - odpowiedział jej bez większego zawahania i choć chciał się tylko upewnić, że nic przed nim nie ukrywa, łudził się, że to będzie już wszystko.
Straciła w jego oczach nie mówiąc mu od razu całej prawdy. To było silniejsze od niego. Jedyne, czego od niej oczekiwał to szczerości skoro trochę wymusiła na nim ten cały związek. Mówiąc mu tylko część prawdy sprawiła, że może już zawsze będzie się zastanawiać, czy to naprawdę wszystko, czy może znów coś przed nim zataja. Będzie to coś, co prawdopodobnie jeszcze przez długi czas będzie się kładło cieniem na ich związku o ile przetrwa to, co ma mu do powiedzenia.
Kiedy opowiadała mu historię tego feralnego wieczoru starał się nie patrzeć na nią oceniająco. Próbował być obiektywny, ale było to trudne skoro borykał się już z takimi historiami wcześniej. Nie było mu szkoda jej byłego męża. To ona była tutaj ofiarą, a on nawet nie mrugnął okiem kiedy morderstwo wyszło na jaw. Sam by to zrobił bez większych skrupułów. Dla przypadkowego obserwatora mógł być poczciwym gigantem, ale prawda była taka, że zabił w swoim życiu niejednego człowieka. Potrafił podejść do tego z chłodnym profesjonalizmem albo cichą furią. W przypadku tego złamasa byłoby to drugie. Patrzył na nią z mieszaniną zrozumienia oraz współczucia i jasnym było, że zupełnie nie miał jej za złe tego, co zrobiła. Każdy oddech jej oprawcy byłby marnotrawstwem tlenu.
- Trochę chcę, bo wolałbym się upewnić, że pozbyliście się ciała w taki sposób, który nie sprowadzi wymiaru sprawiedliwości na twój trop. - mruknął dość rzeczowo patrząc jej w oczy bez cienia wątpliwości, a co ważniejsze bez żadnych negatywnych emocji w stosunku do niej - Hej, pamiętaj z kim rozmawiasz. Nie musisz mi tłumaczyć obrony własnej, a ja nie mam zamiaru cię wydawać. Jeśli rzeczywiście był taki, jak mówisz to należało mu się. Sam okaleczyłem przynajmniej kilku takich facetów, dość permanentnie. - uśmiechnął się delikatnie bez cienia wstydu rozkładając ręce zachęcając ją by się przytuliła - Postąpiłaś słusznie, a ze mną nie musisz się niczego obawiać. - przytulił ją mocno całując ją w czoło, jeśli oczywiście się na taki gest zdecydowała.

Susan Murphy
przyjazna koala
Graham
25 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
25 letnia dziewczyna uciekająca przed mroczną przeszłością. Wieczna optymistka mimo wszystko...
Miękła przy nim z każdą kolejną chwilą. Zamiast czujnie strzec swoich sekretów i demonów przeszłości, pozwoliła opuścić im ciasne zakamarki własnego umysłu. Jej ulga oznaczała obarczenie kogoś innego. Pozorny spokój będzie złudny i chwilowy. Nie była tak twarda i zimna jak przypuszczała. Dziś pękła przed Grahamem, ale kto wie, czy w przyszłości sama nie odbędzie samotnej podróży na komisariat aby odkupić winy i zaznać spokoju. Nikt tego nie zrozumie, nikt kto nie przeżył tego co ona. Owszem, wiedziała, że nie jest jedyną ofiarą przemocy domowej, ale czy to miało jakieś znaczenie? To ona była więziona, tłamszona i utwierdzana w przekonaniu, że nic nie znaczy, była zerem tak długo, aż uwierzyła, że tak jest. Do tego wszystkiego Graham był wojskowym, służył na misjach i z całą pewnością nim poślą człowieka na front, jest on szkolony z różnych metod, zachowań i sposobów tego, aby osiągnąć cel. Co teraz było jego celem? Su była zbytnio zaplątana w to co stanowiło prawdę, a co sekret, zatarła się oczywista granica między dobrem a złem. Finalnie pozostało jedynie miejsce na bycie szczerym, a to sprawiało, że człowiek narażał się na cios i bolesny upadek.
Zaryzykowała.
– Wiem – chlipnęła pod nosem czując jak bezpieczny grunt z pewności siebie kruszy się wprost pod jej stopami. Przepadła, nie było odwrotu. – Wcześniej był to dom starszego małżeństwa. Facet był taksydermistą i na tyłach działki zostawił po sobie duże pomieszczenie gospodarcze – chlipała pod nosem ocierając co jakiś czas policzki z łez. – Tam była wanna, stara, do której wcześniej łapali deszczówkę – starsze małżeństwo z własnym ogródkiem, które w jakiś sposób chciało zadbać o środowisko i zaoszczędzić na rachunkach za wodę do podlewania roślin – nic nadzwyczajnego. – Większość rozpuściliśmy w ługu, a resztę… miałam w zakładzie piec do spalania zwłok – zaniosła się płaczem jak małe dziecko i to, że użyła liczby mnogiej nie było żadnym przypadkiem.
Bez zastanowienia skorzystała z propozycji otwartych ramion tuląc się się do torsu Grahama i przy okazji brudząc mu koszulę resztkami swojego makijażu w połączeniu z łzami. – Telefon i dokumenty wylądowały w rzece, chyba – czyli nie ona pozbywała się przedmiotów z kieszeni trupa… – Najszybciej jak tylko było można, zrobiłam remont kuchni – wymiana mebli, płytek, malowanie…. W innym wypadku po użyciu luminolu, kuchnia zamieniłaby się w niebieską dyskotekę.
– Przepraszam, przepraszam za wszystko – rozpadła się na kilkaset drobnych kawałków kiedy przytulił ją do siebie i czule pocałował czoło w geście dodającym otuchy. Ten wieczór został spisany na straty pod względem wypadów, spacerów i świetnej zabawy, ale mimo to był wyjątkowy i bardzo ważny, przynajmniej dla niej bo zrobiła coś, czego nie zrobiła jeszcze nigdy wcześniej – przyznała się. – Nie zostawisz mnie? – infantylne pytanie wewnętrznego dziecka, które żyło gdzieś tam w niej. Nie chciała być już sama, potrzebowała wsparcia, otuchy, bezpieczeństwa i pewności, że już nikt nigdy jej nie skrzywdzi…

Graham Halifax
towarzyska meduza
Susan Murphy
30 yo — 196 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Ciężko było mu patrzeć, jak się przed nim rozkleja. Zawsze szybko miękł przy kobietach. Wszyscy mu mówili, że będą jego zgubą i mieli rację. Nie potrafił przejść obojętnie obok krzywd wyrządzonych kobiecie. To, przez co musiała przejść było straszne. Imponowała mu trzeźwością umysłu, którą zachowała, pozbywając się w taki sposób ciała oraz rzeczy swojego byłego męża. Nie powinna jednak musieć przez to przechodzić. Takie wspomnienie zostanie jej na całe życie. Nie była do tego przygotowana, żaden cywil nie jest. On został do wszystkich okropności chociaż trochę przygotowany przed wyjazdem na front. Pokazywali mu zdjęcia, filmy. Na miejscu miał wsparcie psychologa, a przynajmniej tak było na papierze. Ona w życiu nie powinna się z czymś takim spotkać. Nawet jeśli na nim nie robiło to większego wrażenia, ubolewał nad faktem, że ona musiała mierzyć się z tym sama, bo komu miała powiedzieć? Przecież każdy psycholog miałby obowiązek zgłosić jej przypadek policji. Teraz, gdy zaginął jej chłopak została z tym całkowicie sama i zaczęło mieć sens dlaczego tak bardzo zależało jej na odnalezieniu byłego. To nie tylko przywiązanie emocjonalne, ale również partner zbrodni. Może zainteresuje się tym faktem później, teraz musiał po prostu tu dla niej być. Przeszłość była przeszłością, nie dało się jej zmienić.
- Nie masz za co przepraszać Su. To nie była twoja wina. - przeniósł swoje dłonie na jej policzki unosząc jej twarz w swoją stronę - Nie zostawię cię. - spojrzał jej w oczy delikatnie głaszcząc jej policzki - Chociaż byłoby o wiele łatwiej gdybyś to po prostu zgłosiła policji, nie musiałabyś przechodzić przez te wszystkie traumatyczne przeżycia. - uśmiechnął się lekko żartobliwie.
- Tak czy siak nie szkoda mi tego gościa, szkoda mi tego, co musiałaś przez niego przejść. Twój sekret jest ze mną bezpieczny. - uśmiechnął się nieco szerzej jeszcze raz całując ją w czoło - Żaden ze mnie terapeuta, ale gdybyś jeszcze kiedyś potrzebowała o tym wszystkim pogadać, służę pomocą. - przytaknął delikatnie ocierając łzy spod jej powiek zapewne wraz z tuszem - Zobaczymy, czy ty mnie nie zostawisz, kiedy poznasz mój sekret, coś nas łączy. - usta wykrzywiły się w dość kwaśnym uśmiechu.
- Nie chcesz sobie może umyć twarzy? Wiesz, mnie nadal cholernie jarasz, ale sama sobie się pewnie nie spodobasz. - spojrzał na nią trochę rozbawiony zsuwając dłonie na jej biodra.
Nie było po nim widać, by coś w ich związku się teraz zmieniło. Na pewno nie na gorsze. Denerwował się tym, co sam miał jej powiedzieć. Trochę uciekał wzrokiem, ale kiedy już na nią patrzył w jego tęczówkach nic się nie zmieniło. Może prócz tego, że przynajmniej na razie, patrzył na nią ze współczuciem i swego rodzaju dumą, że w taki właśnie sposób poradziła sobie z własnym oprawcą. Graham nigdy nie był wyznawcą wymiaru sprawiedliwości. Wolał wymierzać ją sam.

Susan Murphy
przyjazna koala
Graham
25 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
25 letnia dziewczyna uciekająca przed mroczną przeszłością. Wieczna optymistka mimo wszystko...
Skoro jemu było ciężko patrzeć na ten żywy obraz nędzy i rozpaczy, to co ona właśnie musiała przeżywać. Nie lubiła być słaba, a jeszcze bardziej nie lubiła okazywać słabości w tak bardzo emocjonalny sposób. To wszystko było tak trudne i skomplikowane, że czuła, iż właśnie przerosło jej zdolność ukrywania prawdy. Przecież kiedyś bardzo kochała byłego męża, była nim zauroczona, przepadała za poczuciem humoru i stylem bycia. Ale później wszystko się zmieniło. Nawet nie wiedziała kiedy dokładnie nastąpił moment początku ich wspólnego upadku. Bo właśnie tak traktowała to małżeństwo – jak porażkę i nieporozumienie. Coś, co nie powinno mieć nawet miejsca.
– Ja się tylko broniłam – co nadal nie zmienia faktu, że odebrała istocie ludzkiej życie. W swoim dotychczasowym życiu nie zdarzyło jej się nawet potrącenie zwierzaka, więc sytuacja była o tyle traumatyczna, że wszystko zadziało się z przysłowiowej „grubej rury”. Nie tylko sam fakt niefortunnego uderzenia butelką był czymś okropnym. Równie niepokojące dla samej Su było to jak szybko i skutecznie zatuszowała sprawę. Nie załamała się i nie popadła w panikę, a moment rozklejenia i szlochu nastąpił dopiero gdy było po wszystkim. Do dziś pamięta wszystkie charakterystyczne zapachy, łącznie z tym pochodzącym z dużej ilości krwi. Czerwona, powiększająca się plama była jak przekleństwo, które czasem nawiedzało ją w nocnych koszmarach.
– Nie myślałam logicznie, byłam przerażona jak jeszcze nigdy – jasne, że na trzeźwo, po rozstrzygnięciu wszystkich „za” i „przeciw”, zdecydowałaby się na powiadomienie odpowiednich służb, a nawet wezwałaby pogotowie, aby ratować to, czego uratować się już nie dało. O ile łatwiej byłoby żyć z czystym sumieniem? Albo o ile trudniej z przypisem uniewinnionej od popełnionego przestępstwa? Na gdybanie było za późno. Najważniejsze było to, co w tej sytuacji zrobi Graham i jak odniesie się do przeszłości blondynki. – Dziękuję. Nawet nie wiesz jakie to dla mnie ważne – odparła patrząc na niego wzrokiem przestraszonego dziecka. Teraz zaczęła się powoli uspokajać, nie chwytała już spazmatycznie powietrza, a tylko od czasu do czasu pociągała nosem. – Aż się boję – skomentowała półszeptem nie mogąc mu odmówić przyjęcia nowej, z pewnością niezbyt radosnej wiedzy. W pełni oczywiste było, że skoro ona przelała na niego część swojego ciężaru, to teraz powinna się odwdzięczyć tym samym. Dodatkowo takie niewygodne sekrety zbliżają do siebie i dają większą pewność co do partnera.
Pokiwała głową.
– Tak, chcę z siebie zmyć resztki makijażu – jasne, że miała świadomość swojego dyskusyjnego wyglądu. Natomiast nie było to dla niej czymś na tyle wstydliwym, aby ukrywać twarz w dłoniach od pierwszej, biegnącej po policzku łzy. Była tylko człowiekiem, kruchą istotą z mnóstwem emocji, których nie chciała dłużej tłumić.
Odsuwając się delikatnie do tyły umknęła z objęć i poszła do toalety. Swój stan skomentowała jedynie głębokim westchnięciem i nie czekając na powrót stanu nazywanego potocznie „dołkiem”, zaczęła usuwać płatkiem kosmetycznym to co zostało z podkładu i tuszu do rzęs. Ostatecznie przemyła buzie wodą, aby w ten sposób jakoś się otrzeźwić i dojść do siebie. – Trochę lepiej – wyłoniła się z łazienki siadając na kanapie tuż obok mężczyzny. Teraz to ona była słuchaczem oczekującym na poważne wyznanie. W momentach takich jak ten nie było miejsca na żarty ani banalne anegdotki. – Słucham – rozpoczęła obracając się całkowicie w kierunku byłego żołnierza.

Graham Halifax
towarzyska meduza
Susan Murphy
30 yo — 196 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Oczywiście, że tylko się broniła. To właśnie sprawiało, że tak łatwo można było zamieść tę sprawę pod dywan, chociaż z drugiej strony wymiar sprawiedliwości nie jest nieomylny, a Graham był już na tyle świadom społeczeństwa w jakim żyją by brać pod uwagę fakt, że większość męskich sędziów pewnie nie patrzyłoby na jej wersję wydarzeń obiektywnie szukając dziury w całym i skłaniając się do zarzutów stawianych przez oskarżenie. Nie mogła być niczego pewna. Jednak w samoobronie, czy też nie, nie wpływało to na jego opinię o dziewczynie. Nie miałby nic przeciwko nawet gdyby dźgnęła go we śnie, otruła, czy zrobiła to na jeden z miliona innych sposobów. Uważał, że dość dobrze potrafi ocenić charakter osoby i wierzył w jej wersję wydarzeń. Jeśli gość rzeczywiście był takim oprawcą, jak mówi, zasłużył sobie na o wiele gorszy los. Nie było mu szkoda takich śmieci, jedynie tego, że będzie się to za nią ciągnąć do końca życia.
Chyba jedynym, co świadczyło, że nie myślała wtedy do końca trzeźwo był fakt, że od razu tego nie zgłosiła, tylko sama wzięła się za ukrycie zbrodni. To zawsze było ryzykowne bez odpowiedniej wiedzy, ale jej poszło to nadzwyczaj dobrze. O wiele łatwiej jest upozorować zniknięcie. Policja po jakimś czasie wrzuci jego teczkę na stos tysięcy innych zaginionych osób, których już nie szukają. O czym zresztą świadczy fakt, że nikt wcześniej nie poruszył tego tematu do momentu spotkania tego pijaczka w restauracji. Na razie jedyne, co mógł zrobić to lekko głaskać jej plecy oraz głowę trzymając ją w swoich objęciach dopóki nie będzie się w stanie uspokoić. Uśmiechnął się lekko kiedy na niego spojrzała, ale szybko uciekł wzrokiem wiedząc, że teraz jego kolej.
Czekając na jej powrót z łazienki opadł na kanapę. Paczka papierosów zostawiona na stoliku korciła. Nie palił odkąd wrócił z frontu. Ten zapach zaczął go wręcz drażnić, ale teraz miał nieodpartą ochotę na kilka buszków. Stawianie się w takiej sytuacji nie należało do rzeczy, które robił chętnie. Zazwyczaj nie rozmawiał o swoich emocjach i to nie dlatego, że chciał wychodzić na tego silnego faceta, a po prostu uważał to za upierdliwe. Kogo obchodzą jak czują się mężczyźni? Nikt nie chce tego słuchać, nawet jak mu za to płacą. Kiedy Susan w końcu wróciła i usiadła obok niego przez dłuższą chwilę błądził wzrokiem po pomieszczeniu w zupełnej ciszy. Ciężko było mu zebrać się do tego wyznania i nie zamierzał nawet tego ukrywać.
- Na froncie byłem kapitanem. Miałem pod sobą mały oddział, w którym była również Isabelle. Wiesz, jak to jest w wojsku, wolą awansować mężczyzn niż kobiety, nawet jeśli ona była o wiele lepszą kandydatką. Nie miała mi tego za złe, wiedziała jak się sprawy mają, ale ja zawsze mówiłem, że to ona powinna nami dowodzić. - zaczął trochę bez ładu i składu tylko przelotnie spoglądając na dziewczynę - Mieliśmy zinfiltrować małą wioskę co do której były doniesienia o aktywności sił nieprzyjaciela. Wszystko wyglądało normalnie. Szło gładko, ale ktoś nas wystawił. Zanim się obejrzeliśmy byliśmy w pułapce. Nadciągali ze wszystkich stron. - w jego głosie słychać było gniew oraz stres, zupełnie jakby znów tam był - Rozdzieliłem nas. Czekaliśmy na ekstrakcję pod ostrzałem. Kiedy przybyła kawaleria zaczęliśmy się wycofywać. Osłaniałem z góry dając im znać które uliczki są czyste. Nie mieliśmy dużo czasu. Wybrałem dla niej drogę przy murze. Osłonięta od zabudowań, ale wystawiona na ostrzał ze strony pustyni. Myślałem, że wszyscy są już w wiosce, załatwiłem większość w piasku. Nie wszystkich. - zagryzł zęby aż zatrzeszczało, a wszystkie mięśnie nagle się spięły kiedy zaciskał dłoń na oparciu sofy aż dłoń mu zbielała.
- Nie miała szans. Widziałem tylko błyski. Zdjąłem ostatnich i pobiegłem próbując ją ustabilizować, ale było już za późno. To mój rozkaz ją zabił. Ja ją zabiłem. I zanim powiesz, że to nie moja wina... - spojrzał na nią przygnębionym wzrokiem - Po zebraniu wszystkich raportów do kupy skonsultowałem to z innymi oficerami. Wszyscy obiektywnie potwierdzili, że podjąłem złą decyzję. Była inna droga, mniej niebezpieczna, popełniłem błąd, który kosztował ją życie. - rozpłynął się na kanapie odchylając głowę do tyłu - Ma rodzinę w Meksyku, której po dziś dzień wysyłam pieniądze. Amerykański rząd nie dba o swoich kombatantów ani o ich rodziny. - mruknął bojąc się spojrzeć w stronę blondynki.
Nie wiedział, co tam zobaczy.

Susan Murphy
przyjazna koala
Graham
25 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
25 letnia dziewczyna uciekająca przed mroczną przeszłością. Wieczna optymistka mimo wszystko...
Chłopaki nie płaczą …co za durne powiedzenie i przekonanie jednocześnie. Każdy ma prawo do łez, a ten kto sądzi inaczej jest zwyczajnie upośledzony emocjonalnie. Właśnie z takiego założenia wychodziła Susan i nikt ani nic nie było w stanie tego zmienić. Te kilka tygodni, które spędziła u boku Grahama dało jej jakiś obraz mężczyzny. Był silny, zabawny i miał problem z otwieraniem się na innych. Lubił tłamsić uczucia i emocje najpewniej sądząc, że wyrzucanie z siebie takich rzeczy nie przystoi prawdziwemu mężczyźnie. Do tej pory nie nalegała i nie nakłaniała go do otwartych rozmów widząc w tym problem. A nie jest żadną tajemnicą, że każdy początek znajomości jest słodki. Po co więc to psuć?
Po co skoro zepsuło się samo…
Los zdecydował za nich kiedy przerwał niekończące się pasmo uczuciowych uniesień podsuwając jednego, pijanego gościa z przeszłości. Jej wyznanie zostało mówiąc mało elegancko „wyrzygane” w pierwszej kolejności. Szybkie przemycie buźki chłodną wodą przyniosło otrzeźwienie. Organizm już nawet nie pamiętał o wlanym w gardło alkoholu wiec nie było miejsca aby tłumaczyć wszystko nadmiarem procentów.
To zaszło zbyt daleko.
Widząc jak Graham nie może, nie umie rozpocząć, przysiadła się jeszcze bliżej nakrywając swoją dłonią jego dłoń. Z cierpliwością i w zupełnej ciszy słuchała tego wszystkiego co chciał jej powiedzieć. Nie miała odwagi wtrącać się w połowie wyznania tłumacząc, że to nie była jego wina. Nie takich słów potrzebował w tej chwili.
Teraz wszystko wydało się bardziej klarowne, jaśniejsze i oczywiste. Bóg raczy wiedzieć na ile to co teraz czuł mężczyzna to miłość do tamtej kobiety, a na ile wyrzuty sumienia. Murhy nie miała żadnego przywileju do oceniania ani wysuwania wniosków. Nigdy nie walczyła, nie była na froncie ale jednego była zupełnie pewna.
– Nie chciałeś tego. Nie naraziłeś jej z premedytacją. Wiesz o tym – uścisnęła jego dłoń chcąc aby wrócił tu, do hotelowego pokoju.
Aby wrócił z frontu i wojny…
– Nie da się zapomnieć. Doskonale o tym wiem ale może razem… uda nam się jakoś ruszyć do przodu – w końcu wiele ich łączy. Od tajemnic, po niewygodną przeszłość. Demony tego co było czyhały na każdym kroku i tylko od nich zależało, czy dadzą się schwytać w ich sidła. Jak do tej pory to wspólne ślizganie się do przodu szło im całkiem nieźle, więc może nie warto z tego rezygnować a wprost przeciwnie… razem byli silniejsi, mogli się wspierać lub wspólnie milczeć jeśli taka była potrzeba.
– Nie oceniam Cię Graham. Zamknijmy te rozdziały – bardziej prośba niż sugestia padła z jej ust. Wróciła dziś na moment do tego co było, wystarczyła chwila aby doprowadzić ją do stanu zupełnej rozsypki. Były żołnierz też nie wyglądał na podbudowanego więc to dobry moment aby zadeklarować chęć zmian. Niezobowiązujący pakt brodzenia przed siebie bez oglądania się przez ramię. To było wykonalne, tylko potrzeba chęci i determinacji.

Graham Halifax
towarzyska meduza
Susan Murphy
30 yo — 196 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Niestety postawa Grahama nie była tylko zwykłym męskim brawado, czy jakimś niepisanym kodeksem, który mówił, że chłopaki nie tylko nie płaczą, ale powinni być również emocjonalnie niedostępni. On po prostu taki był. Nie lubił się dzielić swoimi problemami bo dla niego znaczyło to, że obarcza nimi drugą osobę, a tego nienawidził. Większość swojego dorosłego życia mógł liczyć tylko na siebie. Z racji bycia najstarszym z tego małego rodzeństwa to zawsze na nim polegała jego młodsza siostra. Nigdy nie chciałby obarczać jej swoimi problemami, więc borykał się z nimi sam. Miał wielu znajomych po fachu, ale między wojskowymi jest taka cicha, niepisana zasada, że każdy walczy ze swoimi demonami, chyba, że naprawdę sobie z tym nie radzi. Wtedy pomoże mu cały oddział. Przy rzeczach typu straciłem kogoś sobie bliskiego na froncie trzeba było radzić sobie samemu. Każdy, bez wyjątku, miał taką historię. Nie można przejść przez te wszystkie konflikty zbrojne nie tracąc kogoś bliskiego lub siebie samego. Susan zaczynała mu być bliska, więc tym bardziej nie chciał tego na nią zrzucać. To i fakt, że był hedonistą, a wspominanie o zmarłej narzeczonej raczej szybko zgasiłoby jej libido, które tak uwielbiał.
Przekonując się do wyznania swojego problemu musiał wrócić wyobraźnią na front. Po dziś dzień nękały go koszmary najczęściej związane właśnie z tym momentem jego życia. To zdarzenie było na stałe wypalone w jego pamięci i nie było sposobu by o nim zapomnieć, a próbował już na kilka sposobów. Nikomu prócz kilku oficerów nie opowiedział swojej wersji wydarzeń, a nawet im jak się z tym cholernie parszywie czuł. Teraz już wiedziała, gdzie leżał haczyk. Był zepsuty, bo inaczej nie można było tego nazwać po tym wszystkim, co przeżył na froncie.
- To nie ma znaczenia. - mruknął cicho wracając do rzeczywistości czując uścisk jej dłoni - Oczywiście, że naraziłem ją z premedytacją. Nigdy nie można zakładać, że wroga gdzieś nie ma, a ja to zrobiłem. Każda moja decyzja była ryzykowna, ale wystawienie jej na odstrzał? To była głupota za którą to ona zapłaciła cenę, a powinienem to być ja. - zwiesił głowę przeciągle wzdychając i spoglądając na jej dłoń ułożoną na swojej - Nie wiem, czy jestem w stanie. Chyba będę mógł go zamknąć dopiero kiedy ktoś mnie wreszcie za to ukara. Odebrano mi wtedy dowództwo oraz rangę, ale to żadna kara. Ona straciła życie, zostawiła rodzinę bez wsparcia, kiedy ja żyję i zabawiam się z innymi kobietami, jakby nic się nie stało. - pokręcił głową wstając z miejsca i podchodząc do tarasowych drzwi by je otworzyć i zaczerpnąć trochę świeżego, nocnego powietrza.
- To tyle Susan... Tego żołnierza nie naprawisz, więc może pora poszukać sobie kogoś innego? - wysilił się na krzywy uśmiech przenosząc na nią wzrok, który nie wyrażał teraz zbyt wiele emocji by określić czy mówił pół żartem czy całkowicie serio.

Susan Murphy
przyjazna koala
Graham
25 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
25 letnia dziewczyna uciekająca przed mroczną przeszłością. Wieczna optymistka mimo wszystko...
Cały splot wydarzeń był na tyle zaskakujący, że aż trudno rozwikłać zamiar losu stawiający tę dwójkę na swojej drodze. Ona – zabiła w obronie własnej, lecz z premedytacją. Od tamtej pory uparcie unikała odpowiedzialności i wymiaru sprawiedliwości. On – czuje się jak ktoś kto złą decyzją pociągnął za spust broni z kulą, która odebrała życie narzeczonej. Do dziś oczekuje na wysoki wymiar kary. Oboje w życiu codziennym dobrze sobie z tym radzili. Do momentu gdy nadchodzą dni takie jak ten… kiedy trzeba wyrzucić z siebie niewygodną prawdę. Nawet jeżeli Graham gadał w jej ocenie niedorzeczności, to nadal nie miała prawa wpajać mu, że wina nie leży po jego stronie. Nie mając siły przebicia ani ponadprzeciętnego daru przekonywania, mogła najwyżej być obok i oferować rozmowę, wysłuchanie lub wspólne milczenie. Cokolwiek co sprawi, że poczuje się lepiej i zapomni o tym co się stało, o tamtej kobiecie, o tamtym feralnym dniu.
„Zabawiam się z innymi kobietami” wybrzmiało w jej głowie z podwójną siłą. Wewnętrzna walka z chęcią skomentowania, a przeczuciem, że powinna to przemilczeć, zdusić w sobie. Najpewniej każdy kto ma choć odrobinę instynktu samozachowawczego ugryzłby się w język. Ale Suzan nie lubiła dusić w sobie emocji i skrzętnie okazywać neutralność. Szczególnie w sytuacjach gdy chciała coś wyrazić. A teraz nadszedł na to czas, oj nadszedł.
– Na przykład ze mną? – uniosła do góry jedną brew siadając teraz na kanapie w przeciwnym kierunku niż do tej pory, czyli przodem do tarasu i miejsca gdzie właśnie stał były żołnierz.
– Jej już nie ma. Rozumiesz? Nie ma i żadna kara nie zwróci jej życia – wycedziła czując, że ją zranił. A skoro wywołał wewnętrzny ból, to znaczy, że zaczęło jej zależeć, że coś czuje i nie jest obojętna.
– Masz rację Graham, nie da się kogoś naprawić ani zmienić. Chyba, że ten ktoś tego chce – powoli i sukcesywnie miała serdecznie dość kobiety widmo, która poróżniała ich nawet zza grobu. – A może to pora na to żeby zastanowić się, czy chcesz iść do przodu, czy ciągle patrzeć za siebie przez ramię – bo prędzej czy później potkniesz się i boleśnie uderzysz o ziemię.
– Nie mów mi co mam robić – zamknęła oczy przykładając palce wskazujące do skroni. Zaczęła je masować. – Jeżeli nie pasuje Ci to co mamy, powiedz wprost – bo szczerze nienawidziła okręcania kota ogonem. Hasło „z kimś innym będzie Ci lepiej” lub „zasługujesz na kogoś lepszego” wywoływało u niej odruch wymiotny, więc gardziła takimi zagrywkami. Zbyt wiele czasu w życiu zmarnowała na chłopców uwięzionych w ciele facetów. Tym razem potrzebowała dojrzałej relacji opartej na solidnych fundamentach.

Graham Halifax
towarzyska meduza
Susan Murphy
30 yo — 196 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Między innymi dlatego nigdy nie lubił rozmawiać o swoich uczuciach, zwłaszcza z kobietami i to takimi, na których zaczynało mu zależeć. To nigdy nie prowadziło do niczego dobrego. One miały po prostu ten niesamowity dar by najmniejsze pierdoły odczytać bardzo personalnie. Słysząc jej pytanie miał ochotę przewrócić oczami, ale nauczony doświadczeniem jakoś się powstrzymał. Wiedział, że na pewno ma ten siódmy zmysł, który pozwoliłby jej to wyczuć nawet gdyby tego nie widziała. Co miał jej odpowiedzieć? Że nie, że ona jest specjalna i z żadną inną nigdy tak nie było? Powinna się już tego domyślić, skoro powiedział jej, że jest pierwszą dziewczyną, z którą postanowił stworzyć coś, co można nazwać związkiem, a przynajmniej zdobył się na kompletną monogamię, co też mu się do tej pory nie zdarzało. Może chciała to po prostu usłyszeć? Każdy czasami potrzebował takiego zapewnienia, tylko on nie był do tego najlepszą osobą. Był cholernie kiepski w pięknych słówkach. Nikt go nigdy tego nie nauczył. Ojciec nie był romantykiem, a chłopaki w wojsku, cóż... Mieli inne zajęcia.
- Ech... I tak i nie. - westchnął cicho opierając się barkiem o szybę i spoglądając w jej stronę - Tak, z początku byłaś jedną z wielu. Na pewno najlepszą w łóżku spośród poprzednich, ale z początku tylko tyle nas łączyło. Chyba nie powiesz mi, że w momencie w którym mnie zobaczyłaś stwierdziłaś, że będę facetem z którym założysz rodzinę? - uniósł lekko brew nie spodziewając się jednak odpowiedzi - Nie, bo zdecydowałem się z tobą związać. Być na wyłączność. Polubiłem cię. Lubię sprawiać ci przyjemność, lubię gdy się śmiejesz, uśmiechasz. Kiedy jesteś szczęśliwa, ja też. - zakończył patrząc jej w oczy bez żadnego wstydu związanego z tym, co właśnie powiedział.
Odwrócił natomiast twarz zupełnie jakby dostał policzek, kiedy postanowiła mu przypomnieć, że Isabelle nie żyje. Doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Koszmary przypominały mu o tym przynajmniej raz w tygodniu, zazwyczaj częściej. Wiedział, że nic, co zrobi nie przywróci jej życia. Ani pomoc jej rodzinie, ani żaden inny sposób odpokutowania swoich win. Problem jest w tym, że nie można po prostu o tym wszystkim zapomnieć, tym bardziej jeśli jest się temu wszystkiemu winnym. To naprawdę chujowa sytuacja.
- Żeby to było takie proste... - prychnął pod nosem pstrykając palcami - Pstryk i jestem gotowy na zmiany. - pokręcił głową opierając się całą sylwetką o szklaną taflę - Gdyby to nie była moja wina może mógłbym się otrząsnąć. Zabiłem na wojnach wielu ludzi, nie wszyscy byli winni, ale zabicie osoby, którą się kochało? Jak mam przejść nad tym do porządku dziennego? - spojrzał na nią pytająco z pewną desperacją.
Był na terapiach, brał nawet przez jakiś czas przepisane leki, ale to nie pomagało. To było zakorzenione gdzieś głęboko w nim. Nikt nie wraca z konfliktów zbrojnych całkowicie normalny. Choć on robił takie wrażenie, jak się okazuje, całkowicie mylne, to wszystko i jego zepsuło. Susan wreszcie znalazła swój haczyk. Nie ma facetów idealnych.
- Pasuje mi to, co mamy. Nawet w świetle tego, co mi powiedziałaś. Po prostu daję ci do zrozumienia, że jeśli chcesz odejść wiedząc to, co wiesz, nikt nie będzie mieć ci tego za złe. - spojrzał na nią trochę zrezygnowany.
Nie chciał jej tracić, ale to nie był jego wybór. Wszystko było w jej rękach.

Susan Murphy
przyjazna koala
Graham
25 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
25 letnia dziewczyna uciekająca przed mroczną przeszłością. Wieczna optymistka mimo wszystko...
Graham się nie doceniał. Jak na faceta z frontu, żołnierza mogącego stać się maszynką do zabijania na jeden rozkaz, bardzo dużo wiedział o kobietach. Nie pierwszy raz ta wiedza ratowała mu tyłek, bo faktycznie niewiele trzeba aby uruchomić i tak już poruszoną kobietę. I prawdopodobnie sam Bóg nad nim czuwał w chwili, gdy postanowił nie mówić Su, że jest „specjalna”. Bo na określenie „wyjątkowa” zareagowałaby zupełnie pozytywnie, ale tamto nawet źle się kojarzyło, więc ogromny plus za instynkt przetrwania dla pana stojącego przy drzwiach na taras.
Rozmowa była dynamiczna a blondynka nieprzyzwyczajona do konfliktów, w których ma coś do powiedzenia, za wszelką cenę starała się udowodnić, że jej racja jest czymś w rodzaju wsparcia dla Grahama. Jak do tej pory szło jej bardzo kulawo i sam fakt nieudolnego przekazu tego co czuła, zaczął ją mocno irytować. W chwili gdy ciężko wysiedzieć na czterech literach, niezastąpiony jest ruch. Chociażby zwykła wędrówka po szklankę z wodą. Dobry pretekst na rozładowanie znikomego ułamka energii i napięcia.
Pierwsze słowa wywołały u niej mocne wciągnięcie powietrza i automatyczne przyłożenie dłoni w okolice mostka, czy serca.
Gest okazujący zranienie i zaskoczenie jednocześnie. Oczy blondynki były szerzej otwarte. Nie spodziewała się potwierdzenia. Nie zmienia to faktu, że nie przerywała mu i nie wchodziła w słowo. Sama nienawidziła gdy ktoś to robił i z szacunku przygryzła język. Ciśnienie w żyłach wyraźnie wzrosło przez co Murphy odczuła pierwsze uderzenia gorąca. Do tej pory przypuszczała, że jest odporna na każdy rodzaj stresu. Teraz okazuje się, że ktoś na kim jej zależy, stanowi jej słaby punkt.
Kiepsko.
– Przypomnę tylko, że to ty mnie zaprosiłeś na randkę – drobna, kąśliwa uwaga w odniesieni udo ich pierwszego spotkania. Jakoś nie mogła się przed tym powstrzymać… – Lubisz mnie – pokiwała głową z uznaniem dla wylewnej wypowiedzi. – Podobnie jak panią z osiedlowego sklepu, która codziennie rano sprzedaje Ci bułki? Jak kolegów po fachu? A może jak jebane sushi?! – weszła na ten poziom głośności, gdzie przy odrobinie chęci, mógł podsłuchać ją sąsiad. – Po tych wszystkich tygodniach, on mnie lubi – pokiwała głową mówiąc teraz kompletnie sama do siebie. W jego ocenie mogło to wyglądać na wywieranie presji co do deklaracji i słów dużej wagi. Jednak z perspektywy Susan, określenie bycia „lubianym” po czasie gdy już kogoś się zna, nie było fundamentem do stworzenia czegoś ważnego. To zdecydowanie zbyt mało, zwłaszcza, że ona była zadurzona po uszy.
Zabolało.
Obracając się na pięcie, podeszła do swojej walizki. Jeśli sądził, że w odruchu złości zacznie ją pakować i zbierać się do wyjścia, to skucha. Ona tylko gorączkowo szukała piżamy. W milczeniu wygrzebała czarną halkę, która bardziej przypominała garderobę na noc poślubną niż wygodną piżamę.
Zamknęła oczy… no tak. Przecież Graham ją pakował. Będąc ponad to, wkroczyła do łazienki nie zamykając nawet za sobą drzwi. Przecież rozmowa się jeszcze nie skończyła. – Może tak jak ja. Po prostu, zwyczajnie. Życie toczy się dalej – burknęła z łazienki hasłowo nie chcąc krzyczeć o zabijaniu, mordowaniu, wolności i karze. Nadal w emocjach ściągnęła z siebie sukienkę oraz bieliznę. Prysznic zajął jej równe 3 minuty, podczas których starała się jakoś opanować. Po wyjściu w czarnym wdzianku wyglądała jak obrażona gwiazda porno.
Gwiazda, która wymownie weszła do łóżka i nakryła się kołdrą po szyję. – Powiem ci to co ty mi. Nie interesuje mnie twoja przeszłość. Co do teraźniejszości. Chcę być najważniejsza – darowała sobie tekst o trupie, o tym co było, o przeszłości. I nawet już nie wspominała o tym fatalnym „lubieniu”.

Graham Halifax
towarzyska meduza
Susan Murphy
ODPOWIEDZ