: 28 lut 2024, 19:51
Uśmiechnął się - wciąż blado, bo nadal nie był zdolny do pełnej radości, ale było z nim coraz lepiej i jednak coraz mniej mówił o Klausie - i kiwnął głową.
- Dobrze, w takim razie zamknę wcześniej, ale daj mi jeszcze chwilę popracować - powiedział, siadając za stołem, na którym miał porozkładane narzędzia i bransoletkę, którą właśnie robił. Pociągnął krótko nosem i rozejrzał się trochę niepewnie, jakby wybity z rytmu - zresztą tak właśnie było, bo nie spodziewał się Leo (nigdy się go nie spodziewał i zawsze jego pojawienie się było dla niego zaskoczeniem, z którego zawsze się bardzo cieszył).
Coś - znowu - zawibrowało w jego kieszeni. Wyciągnął telefon, zerknął na wyświetlacz, zmarszczył brwi, westchnął ciężko i odłożył urządzenie na blat, niedaleko siebie. Nie chciał odpisywać przy Leo, a poza tym naprawdę nie chciał ciągnąć tej głupiej rozmowy, bo uważał ją za bezsensowną: Klaus będzie tylko mówił, jak bardzo cierpi i jak kocha (Saul naprawdę już w to nie wierzył, zwłaszcza po tym, jak bardzo ksiądz otwierał mu oczy na ten cały związek i na to, ile rzeczy było w nim nie tak), a on będzie mu tylko odpowiadał półsłówkami, a co jakiś czas da się sprowokować do większych odpowiedzi. I teraz jeszcze cholerny Amo: człowiek, który ich ze sobą poznał, który twierdził, że są dla siebie stworzeni. Człowiek, który wcześniej uznał, że ich związek poszedł za daleko i jego "kocham cię" też było nieco na wyrost. Nie spodziewał się po Amo takiego pojazdu - jakby słyszał swojego brata, jakby byli, kurwa, jedną osobą, która powtarza tylko jakąś dziką mantrę: "idź na odwyk". Kurwa, był przecież na odwyku! Był na dwóch! I teraz nie ćpał!
Po Amo nie spodziewał się, że ten będzie tak dalece jednostronny i nie zastanowi się nawet, jak to mogło wyglądać z drugiej strony, tylko zacznie jechać po drugim ze swoich przyjaciół, kiedy jeden z nich przyjdzie mu się wypłakiwać. Saul nic nie mówił Amo o rozstaniu z Klausem choćby z tego względu, że obaj byli bliscy Włochowi - a przynajmniej tak to wyglądało do tej pory, więc Saul nie chciał przy nim źle mówić o Klausie, nie chciał go stawiać w parszywej sytuacji, gdzie ten wysłuchiwałby, co złego się wydarzyło, co złego zrobił drugi z jego przyjaciół; nie chciał zmuszać go do pocieszania siebie i ewentualnego weryfikowania zdania o Klausie. Sądził jednak, że nawet gdyby zdarzyła się taka sytuacja, to Amo najwyżej zareagowałby jak Leo: zacząłby mówić, że współczuje, ale może było coś, co do tego doprowadziło. Niekoniecznie po stronie Saula, ale że może Klaus miał jakieś powody, żeby zareagować tak, a nie inaczej.
Zupełnie nie spodziewał się, że Amo obrzuci obelgami kogoś, kogo nawet nie wysłucha, że nawet nie będzie miał pełnego obrazu sytuacji, że odetnie się od przyjaciela tylko dlatego, że drugi przyjaciel pierwszy przyszedł się wypłakiwać.
- Kurwy są siebie warte - rzucił, gdy jednak odpisał Amo, nie mogąc się skupić na pracy, a chwilę później zobaczył, że ten go zablokował. Parsknął śmiechem na ten widok, odpisał mu jeszcze krótko i odłożył telefon, naprawdę nie chcąc tego ciągnąć. Cała ta "rozmowa" nie powinna mieć miejsca.
Było mu źle z tym, jak nazwał teraz Klausa, bo nie, wcale o nim tak nie myślał (być może by zaczął, gdyby się dowiedział o innych jego wybrykach), ale Amo go teraz wkurwił, tym bardziej, że jego zachowanie uważał za bezzasadne, bezmyślne i po prostu głupie - naprawdę miał o nim lepsze zdanie.
Próbował jeszcze jakiś czas dłubać w tej bransoletce, ale nie mógł się już na niej skupić, więc rzucił w końcu pilnik i odchylił się na oparcie krzesła, przeczesując włosy palcami obu dłoni z ciężkim westchnieniem.
- Dobra, zamknę wcześniej, i tak nie ma dziś zbyt wielu klientów - powiedział do Leo, patrząc, jak ten bawi się z trzymaną w ramionach Islą i wygląda na szczęśliwego, że może ją tulić, może być chwytany przez nią za palce, że może słuchać jej śmiechu na widok min, które do niej robił. Tylko, że może tylko tak wyglądał...? Cholera, ten strach go chyba już nie opuści.
Leonardo Williams
/zt.
- Dobrze, w takim razie zamknę wcześniej, ale daj mi jeszcze chwilę popracować - powiedział, siadając za stołem, na którym miał porozkładane narzędzia i bransoletkę, którą właśnie robił. Pociągnął krótko nosem i rozejrzał się trochę niepewnie, jakby wybity z rytmu - zresztą tak właśnie było, bo nie spodziewał się Leo (nigdy się go nie spodziewał i zawsze jego pojawienie się było dla niego zaskoczeniem, z którego zawsze się bardzo cieszył).
Coś - znowu - zawibrowało w jego kieszeni. Wyciągnął telefon, zerknął na wyświetlacz, zmarszczył brwi, westchnął ciężko i odłożył urządzenie na blat, niedaleko siebie. Nie chciał odpisywać przy Leo, a poza tym naprawdę nie chciał ciągnąć tej głupiej rozmowy, bo uważał ją za bezsensowną: Klaus będzie tylko mówił, jak bardzo cierpi i jak kocha (Saul naprawdę już w to nie wierzył, zwłaszcza po tym, jak bardzo ksiądz otwierał mu oczy na ten cały związek i na to, ile rzeczy było w nim nie tak), a on będzie mu tylko odpowiadał półsłówkami, a co jakiś czas da się sprowokować do większych odpowiedzi. I teraz jeszcze cholerny Amo: człowiek, który ich ze sobą poznał, który twierdził, że są dla siebie stworzeni. Człowiek, który wcześniej uznał, że ich związek poszedł za daleko i jego "kocham cię" też było nieco na wyrost. Nie spodziewał się po Amo takiego pojazdu - jakby słyszał swojego brata, jakby byli, kurwa, jedną osobą, która powtarza tylko jakąś dziką mantrę: "idź na odwyk". Kurwa, był przecież na odwyku! Był na dwóch! I teraz nie ćpał!
Po Amo nie spodziewał się, że ten będzie tak dalece jednostronny i nie zastanowi się nawet, jak to mogło wyglądać z drugiej strony, tylko zacznie jechać po drugim ze swoich przyjaciół, kiedy jeden z nich przyjdzie mu się wypłakiwać. Saul nic nie mówił Amo o rozstaniu z Klausem choćby z tego względu, że obaj byli bliscy Włochowi - a przynajmniej tak to wyglądało do tej pory, więc Saul nie chciał przy nim źle mówić o Klausie, nie chciał go stawiać w parszywej sytuacji, gdzie ten wysłuchiwałby, co złego się wydarzyło, co złego zrobił drugi z jego przyjaciół; nie chciał zmuszać go do pocieszania siebie i ewentualnego weryfikowania zdania o Klausie. Sądził jednak, że nawet gdyby zdarzyła się taka sytuacja, to Amo najwyżej zareagowałby jak Leo: zacząłby mówić, że współczuje, ale może było coś, co do tego doprowadziło. Niekoniecznie po stronie Saula, ale że może Klaus miał jakieś powody, żeby zareagować tak, a nie inaczej.
Zupełnie nie spodziewał się, że Amo obrzuci obelgami kogoś, kogo nawet nie wysłucha, że nawet nie będzie miał pełnego obrazu sytuacji, że odetnie się od przyjaciela tylko dlatego, że drugi przyjaciel pierwszy przyszedł się wypłakiwać.
- Kurwy są siebie warte - rzucił, gdy jednak odpisał Amo, nie mogąc się skupić na pracy, a chwilę później zobaczył, że ten go zablokował. Parsknął śmiechem na ten widok, odpisał mu jeszcze krótko i odłożył telefon, naprawdę nie chcąc tego ciągnąć. Cała ta "rozmowa" nie powinna mieć miejsca.
Było mu źle z tym, jak nazwał teraz Klausa, bo nie, wcale o nim tak nie myślał (być może by zaczął, gdyby się dowiedział o innych jego wybrykach), ale Amo go teraz wkurwił, tym bardziej, że jego zachowanie uważał za bezzasadne, bezmyślne i po prostu głupie - naprawdę miał o nim lepsze zdanie.
Próbował jeszcze jakiś czas dłubać w tej bransoletce, ale nie mógł się już na niej skupić, więc rzucił w końcu pilnik i odchylił się na oparcie krzesła, przeczesując włosy palcami obu dłoni z ciężkim westchnieniem.
- Dobra, zamknę wcześniej, i tak nie ma dziś zbyt wielu klientów - powiedział do Leo, patrząc, jak ten bawi się z trzymaną w ramionach Islą i wygląda na szczęśliwego, że może ją tulić, może być chwytany przez nią za palce, że może słuchać jej śmiechu na widok min, które do niej robił. Tylko, że może tylko tak wyglądał...? Cholera, ten strach go chyba już nie opuści.
Leonardo Williams
/zt.