właściciel sklepu jubilerskiego — Ruby Drops
37 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Niedojrzały emocjonalnie narwaniec, który chce cię ustatkować, ale jeszcze niedawno dealował, ćpał, był panem do towarzystwa, paserem i złodziejem. Born and raised in Lorne Bay. Trzeci syn wielodzietnej patologicznej rodziny, zapewne znanej w mieście z tej patologii.
Uśmiechnął się - wciąż blado, bo nadal nie był zdolny do pełnej radości, ale było z nim coraz lepiej i jednak coraz mniej mówił o Klausie - i kiwnął głową.
- Dobrze, w takim razie zamknę wcześniej, ale daj mi jeszcze chwilę popracować - powiedział, siadając za stołem, na którym miał porozkładane narzędzia i bransoletkę, którą właśnie robił. Pociągnął krótko nosem i rozejrzał się trochę niepewnie, jakby wybity z rytmu - zresztą tak właśnie było, bo nie spodziewał się Leo (nigdy się go nie spodziewał i zawsze jego pojawienie się było dla niego zaskoczeniem, z którego zawsze się bardzo cieszył).
Coś - znowu - zawibrowało w jego kieszeni. Wyciągnął telefon, zerknął na wyświetlacz, zmarszczył brwi, westchnął ciężko i odłożył urządzenie na blat, niedaleko siebie. Nie chciał odpisywać przy Leo, a poza tym naprawdę nie chciał ciągnąć tej głupiej rozmowy, bo uważał ją za bezsensowną: Klaus będzie tylko mówił, jak bardzo cierpi i jak kocha (Saul naprawdę już w to nie wierzył, zwłaszcza po tym, jak bardzo ksiądz otwierał mu oczy na ten cały związek i na to, ile rzeczy było w nim nie tak), a on będzie mu tylko odpowiadał półsłówkami, a co jakiś czas da się sprowokować do większych odpowiedzi. I teraz jeszcze cholerny Amo: człowiek, który ich ze sobą poznał, który twierdził, że są dla siebie stworzeni. Człowiek, który wcześniej uznał, że ich związek poszedł za daleko i jego "kocham cię" też było nieco na wyrost. Nie spodziewał się po Amo takiego pojazdu - jakby słyszał swojego brata, jakby byli, kurwa, jedną osobą, która powtarza tylko jakąś dziką mantrę: "idź na odwyk". Kurwa, był przecież na odwyku! Był na dwóch! I teraz nie ćpał!
Po Amo nie spodziewał się, że ten będzie tak dalece jednostronny i nie zastanowi się nawet, jak to mogło wyglądać z drugiej strony, tylko zacznie jechać po drugim ze swoich przyjaciół, kiedy jeden z nich przyjdzie mu się wypłakiwać. Saul nic nie mówił Amo o rozstaniu z Klausem choćby z tego względu, że obaj byli bliscy Włochowi - a przynajmniej tak to wyglądało do tej pory, więc Saul nie chciał przy nim źle mówić o Klausie, nie chciał go stawiać w parszywej sytuacji, gdzie ten wysłuchiwałby, co złego się wydarzyło, co złego zrobił drugi z jego przyjaciół; nie chciał zmuszać go do pocieszania siebie i ewentualnego weryfikowania zdania o Klausie. Sądził jednak, że nawet gdyby zdarzyła się taka sytuacja, to Amo najwyżej zareagowałby jak Leo: zacząłby mówić, że współczuje, ale może było coś, co do tego doprowadziło. Niekoniecznie po stronie Saula, ale że może Klaus miał jakieś powody, żeby zareagować tak, a nie inaczej.
Zupełnie nie spodziewał się, że Amo obrzuci obelgami kogoś, kogo nawet nie wysłucha, że nawet nie będzie miał pełnego obrazu sytuacji, że odetnie się od przyjaciela tylko dlatego, że drugi przyjaciel pierwszy przyszedł się wypłakiwać.
- Kurwy są siebie warte - rzucił, gdy jednak odpisał Amo, nie mogąc się skupić na pracy, a chwilę później zobaczył, że ten go zablokował. Parsknął śmiechem na ten widok, odpisał mu jeszcze krótko i odłożył telefon, naprawdę nie chcąc tego ciągnąć. Cała ta "rozmowa" nie powinna mieć miejsca.
Było mu źle z tym, jak nazwał teraz Klausa, bo nie, wcale o nim tak nie myślał (być może by zaczął, gdyby się dowiedział o innych jego wybrykach), ale Amo go teraz wkurwił, tym bardziej, że jego zachowanie uważał za bezzasadne, bezmyślne i po prostu głupie - naprawdę miał o nim lepsze zdanie.
Próbował jeszcze jakiś czas dłubać w tej bransoletce, ale nie mógł się już na niej skupić, więc rzucił w końcu pilnik i odchylił się na oparcie krzesła, przeczesując włosy palcami obu dłoni z ciężkim westchnieniem.
- Dobra, zamknę wcześniej, i tak nie ma dziś zbyt wielu klientów - powiedział do Leo, patrząc, jak ten bawi się z trzymaną w ramionach Islą i wygląda na szczęśliwego, że może ją tulić, może być chwytany przez nią za palce, że może słuchać jej śmiechu na widok min, które do niej robił. Tylko, że może tylko tak wyglądał...? Cholera, ten strach go chyba już nie opuści.

Leonardo Williams

/zt.
właściciel sklepu jubilerskiego — Ruby Drops
37 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Niedojrzały emocjonalnie narwaniec, który chce cię ustatkować, ale jeszcze niedawno dealował, ćpał, był panem do towarzystwa, paserem i złodziejem. Born and raised in Lorne Bay. Trzeci syn wielodzietnej patologicznej rodziny, zapewne znanej w mieście z tej patologii.
stylówa

Pieprzony monitoring, cholerny system, walona elektronika - noc kilka dni temu pokazała wyraźnie, że wszystko to było niesamowicie zawodne, że technika to tak naprawdę jedno wielkie gówno i najlepiej było polegać na ludziach: oni przynajmniej nie padali od jakiegoś przeciążenia elektrycznego, z powodu jednej głupiej burzy czy upału.
No, dobrze, to nie do końca prawda, ale przynajmniej sprawdzali się w momentach, gdy monitoring przestawał działać. Trzeba było więc zatrudnić ochroniarza. To zadanie jednak okazało się nie tak łatwe do ogarnięcia, kiedy miało się małe dziecko i nagły zwał przeróżnych problemów osobistych, ryjących psychikę jak najlepsza glebogryzarka. Napisał ogłoszenie na kilku stronach, gdzie ludzie poszukiwali pracy, wrzucił też informację na firmowego facebooka, ale przez dłuższy czas była posucha. Kto by pomyślał? Chyba wszyscy w tej mieścinie mieli już pracę i nie potrzebowali innej, bo praktycznie nikt się nie odzywał, poza dzieciakami z liceum, które chciały dorobić - a ich akurat Saul przyjąć nie mógł, bo przecież jak dziecko miałoby sobie poradzić z ewentualnym napadem?
Patrząc na tę posuchę, zaczynał już tracić nadzieję na to, że znajdzie się ktoś odpowiedni. Że znajdzie się w ogóle ktoś. Zaczynał rozważać postawienie przed sklepem stracha na wróble - może ewentualni złodzieje uznają, że to niebezpieczne: tak atakować sklep chroniony przez stracha i sobie pójdą. Nie miał najlepszego zdania o kolegach z byłej branży, ale i tak sądził, że to jednak nie przejdzie.
Dziś siedział - jak zwykle - w pracy, dłubiąc coś przy biżuterii. Naprawiał dla kogoś naszyjnik, przyniesiony po podobno przypadkowym zerwaniu go z szyi. Trochę się przy tym poobijał, bo wpadł między meble. Zdaniem Saula te meble musiały w takim razie zacząć po nim skakać, ale przecież nie będzie oceniał czyichś mebli i ich zachowania. Jego zadaniem było siedzenia za ladą, w kącie sali sprzedażowej i naprawa poniszczonej biżuterii, ewentualnie wyrób nowej. Miał jednak ze swojego kąta baczenie na całą niewielką salę sprzedażową i zauważył obcą osobę wchodzącą przez drzwi.
- Dzień dobry - przywitał się odruchowo, podnosząc głowę na kobietę, która wkroczyła właśnie w jego włości.

Sameen Galanis
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
087.
Sameen bardzo próbowała udawać sama ze sobą, że przebywanie w Lorne jej nie nudzi. Od czasu do czasu brała sobie jakieś delikatniejsze, lżejsze kontrakty. Po to, żeby nie zanudzić się na śmierć, ale też po to, żeby zostać aktywną w swojej branży. Chociaż porzucenie zawodu z pewnością nie wyszłoby jej na złe. Mogłaby sobie poudawać martwą. Nikt nie szukałby jej w małej miejscowości w Australii. No może poza jedną osobą, która doskonale wiedziała gdzie ją znaleźć. Wątpiła jednak, żeby Inej postanowiła nagle wrócić i uprzykrzać jej życie. Podobno świetnie bawiła się na wschodzie. Tutaj nie miałaby tak dobrej zabawy, tym bardziej, że Sameen nie była tak aktywna jak jeszcze dwa lata temu.
Nienawidziła tego, ale wbrew własnej woli stała się kimś kto musi się zachowywać jak… typowa przyjaciółka. To była najtrudniejsza rola jaką musiała odegrać. Nigdy nie interesowało ją rozmawianie o związkach, problemy z kobietami czy z mężczyznami, nie byłaby w stanie doradzić w temacie rodziny czy jej zakładania. Teraz jednak musiała pilnować Zoey, która jakimś cudem zachowywała się jak beznadziejna nastolatka, której świat został przysłonięty przez toksyczną osobę, która pojawiła się w jej życiu. Bywała przez to rzadziej w domu. Nie chciała przebywać w mieszkaniu, w którym mogłaby natrafić na Zoey i jej dziewczynę. Albo tylko na jej dziewczynę. Kto wie kiedy razem zamieszkają. Brzmiało to jak toksyczne zachowanie, które może się wydarzyć już na dniach. Zdecydowanie musi sobie w końcu ogarnąć coś swojego. Nawet jakby ostatecznie musiała spać u kogoś na strychu, albo w jakimś namiocie w środku dziczy. Wszystko było lepsze od tego na co mogła trafić teraz.
Zabrała Tyfona na spacer i przechodząc obok sklepu jubilerskiego dostrzegła informację o poszukiwanym pracowniku ochrony. Nigdy by nie pomyślała, że coś takiego mogłoby ją skusić, ale… to najbliższe co mogłaby mieć jeśli chodzi o swój zawód, a jednocześnie coś co prawdopodobnie byłoby bezpieczne. Bo raczej w Lorne nikt nie rabował sklepów jubilerskich. Przynajmniej niczego takiego nie kojarzyła. Z drugiej jednak strony, ludzie w akcie desperacji potrafili robić naprawdę głupie rzeczy. W najnudniejszym przypadku Sameen będzie miała po prostu miejsce, do którego będzie mogła się udawać, żeby pobyć z dala od domu.
- Dzień dobry. – Odpowiedziała wchodząc do sklepu. Rzuciła smycz na ziemię i w języku greckim wydała psu komendę, żeby siedział w miejscu. Tyfon posłuchał i położył się przy drzwiach. Idąc w stronę lady Sameen omiotła wzrokiem całe pomieszczenie. Zrobiła to bardzo dyskretnie, ale chciała sprawdzić jak zaawansowany system monitoringu i ochrony posiada sklep. – Zauważyłam ogłoszenie. – Wskazała kciukiem w stronę wejścia, gdzie była wywieszona kartka z informacją o poszukiwaniu pracownika. Mówiąc, przybrała amerykański akcent. Porzuciła ten australijski, którego używała na co dzień, żeby się wpasować w realia miasteczka. Zdecydowała się na amerykański w razie, gdyby była pytana o swoje doświadczenie. – Jest nadal aktualne? Mogłabym rozmawiać z właścicielem? – Nie miała pojęcia czy mężczyzna był szeregowym pracownikiem czy kimś kto będzie mógł udzielić jej potrzebnych informacji.
właściciel sklepu jubilerskiego — Ruby Drops
37 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Niedojrzały emocjonalnie narwaniec, który chce cię ustatkować, ale jeszcze niedawno dealował, ćpał, był panem do towarzystwa, paserem i złodziejem. Born and raised in Lorne Bay. Trzeci syn wielodzietnej patologicznej rodziny, zapewne znanej w mieście z tej patologii.
Saul przyjrzał się psu - podobał mu się; zresztą bardzo lubił zwierzęta i chętnie kiedyś też przygarnąłby psa, kiedy Isla już podrośnie. Ten niedźwiedź był interesujący i wyglądał sympatycznie, ale fakt, że Monroe niekoniecznie chciałby wpaść w jego łapy czy spotkać się z jego szczękami. Wyglądał jednak na dobrze ułożonego, skoro kobieta rzuciła smycz na podłogę i wydała zwierzęciu komendę, a ono grzecznie położyło się i czekało. To się szanuje: zwierz był lepiej ułożony od niego samego.
- Tak, jest aktualne - podniósł się ze swojego krzesła i wyciągnął rękę do przybyszki - Saul Monroe, to ja jestem właścicielem. Chciałaby pani zająć się ochroną mojego sklepu? Czy ma pani teraz chwilę na rozmowę, czy wolałaby pani się umówić na jakiś inny termin? Ma pani ze sobą jakieś dokumenty? CV?
Prawdę mówiąc, wolałby już teraz przeprowadzić tę rozmowę: jedna sprawa, że nie miał teraz wiele do roboty (dobrze: były faktury, sterta dokumentacji, wszystkie te nudne rzeczy, które odwlekał tak długo, jak się dało, ale to nie były rzeczy do zrobienia na już); a druga, że naprawdę zależało mu na jak najszybszym znalezieniu pracownika... lub pracownicy, jak mogło się niedługo okazać. Poza tym też ta osoba wydała mu się interesująca: wyglądała na mocno stąpającą po ziemi i taką, której nie chciałoby się nadepnąć na odcisk. Sam nie wiedział, czy to wrażenie odniósł przez fakt, że przyszła z tak dużym psem i nad nim bez trudu panowała, czy może dlatego, że było coś takiego w jej twarzy, sposobie poruszania się albo ubiorze. Nie potrafił powiedzieć, skąd ten pomysł, ale wrażenie się na razie utrzymywało - a to dobrze o niej świadczyło jako ewentualnej ochroniarce.
Nie mógł też pozbyć się rosnącego w nim uczucia nadziei, że może nareszcie trafił na kogoś, kto będzie u niego pracował i zdejmie z jego barków jeden z problemów: ten związany z monitoringiem (który był całkiem niezły, nie miał ślepych punktów, a kamery były porozstawiane w takich miejscach, że niektóre z nich ciężko było dostrzec) i ewentualnością kolejnego wyłączenia systemu przez jakieś wyładowania. A może zresztą to nie były wyładowania, tylko ktoś próbował celowo pozbawić go ochrony? Ludzie jednak byli pod tym względem mniej zawodni.
- Czy ma pani jakieś doświadczenie w ochronie mienia lub osób?

Sameen Galanis
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
Sameen długo nie mogła się przyzwyczaić do posiadania psa. Nie chciała go nawet posiadać. Nie pasował do jej stylu życia i nie pasował do pracy jaką miała. A nie mogła mieć psa i jednocześnie się nim nie zajmować. Dostała go w spadku i była zmuszona do tego, żeby go mieć. Początkowo planowała go po prostu zabić, bo bardzo często był to dla niej najłatwiejszy sposób na pozbycie się problemu. Ostatecznie jednak, kiedy celowała do psa z broni, coś jej podpowiedziało, że tym razem nie było to odpowiednie wyjścia. Przywiozła go do Lorne Bay i ostatecznie stał się nieodłączną częścią jej życia. Czasami pozwalała sobie nawet na to, żeby zabierać go ze sobą na różnego rodzaju kontrakty. Zwłaszcza kiedy podróżowała do Europy. Mogła sobie tylko wyobrażać jak źle wpływały na niego australijskie upały.
- To dobra wiadomość. – Zakładała raczej, że posada już nieaktualna tylko właściciel zapomniał o kartce, która nadal widniała na witrynie. Wyciągnęła dłoń i odwzajemniła uścisk dłoni. – Sameen Galanis. – Przedstawiła się danymi, które miała na dokumencie, który obecnie miała przy sobie. Raczej po Lorne chodziła przedstawiając się tymi danymi. – Właściwie to rozmowa teraz brzmi jak fantastyczny pomysł. – Zdziwiła się, że tak szybko będzie mogła o tym porozmawiać, ale nie miała nic przeciwko. Miała masę wolnego czasu. – Dowód osobisty to jedyne co przy sobie mam. – Wyciągnęła z tylnej kieszeni dokument i położyła go na ladę, w razie gdyby Saul chciał na niego zerknąć. – Nie mam CV. Wyszłam z psem na spacer i uznałam, że zapytam. – Nie posiadała CV wcale. Zapewne nie miałaby problemu ze stworzeniem takiego, ale miała za bardzo ochoty się w to bawić. Nie wiedziała co mogłaby tam powpisywać. Musiałaby powymyślać firmy, wstawić je do Internetu i wymyślić legitne powody, dla których owe firmy już nie istnieją.
Dla Sameen, praca tego typu byłaby po prostu miejscem, gdzie mogłaby uciec i odpocząć, a co jednocześnie dałoby jej alibi i sprawiło wrażenie, że jest najnormalniejszą osobą na świecie. Nie mogła już dłużej ciągnąć tego kłamstwa, że jest stewardessą, która postanowiła zrezygnować z kariery, bo miała dosyć latania, a która jednocześnie jakimś cudem miała zaoszczędzone tyle pieniędzy, że nie musiała pracować. Może Owen to kupował, ale wiedziała, że prędzej czy później i on zacznie nabierać podejrzeń. Stewardessy nie zarabiały wcale tak dużo, żeby jeździć klasycznym Jaguarem.
- Mam. – Odpowiedziała od razu i zerknęła na witrynę przyglądając się produktom. – Ostatnie trzy lata pracowałam w prywatnej ochronie. W Cairns. Przeprowadziłam się do Lorne i potrzebuję mieć pracę na miejscu. Wcześniej przez kilka lat pracowałam w Ameryce jako łowca nagród. Dlatego nie posiadam CV. – Uniosła wzrok, żeby napotkać spojrzenie Saula i posłać mu uśmiech. To najbliższe prawdy co mogła mu powiedzieć, a co jednocześnie nie wydałoby tego, że specjalizowała się w zabijaniu ludzi. W końcu jako łowca nagród musiałaby ludzi dostarczać żywych. – Posiadam też zezwolenie na posiadanie broni. – Dodała jeżeli miało to dla niego znaczenie. Oczywiście takie dokumenty miała podrobione, a jej broń nie pochodziła z legalnych źródeł. – Jak dokładnie wyglądałaby ta praca? – Dopytała i oparła się delikatnie o ladę.
właściciel sklepu jubilerskiego — Ruby Drops
37 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Niedojrzały emocjonalnie narwaniec, który chce cię ustatkować, ale jeszcze niedawno dealował, ćpał, był panem do towarzystwa, paserem i złodziejem. Born and raised in Lorne Bay. Trzeci syn wielodzietnej patologicznej rodziny, zapewne znanej w mieście z tej patologii.
Odruchowo powędrował wzrokiem za dłonią kobiety, gdy ta wyciągała dowód (chyba częściowo było to przyzwyczajenie jeszcze z czasów, kiedy zadawał się z szemranym towarzystwem, które w każdej chwili mogło wyciągnąć nóż czy pistolet i go zaatakować), a po chwili podniósł dokument z lady i przyjrzał mu się, obracając w palcach. Nie był nigdy fałszerzem, nie specjalizował się w ocenianiu prawdziwości akurat dokumentów, dlatego nie zauważył nic, co świadczyłoby o tym, że dowód jest podrobiony - co innego, gdyby chodziło o biżuterię czy kamienie. Oddał kartonik kobiecie i spojrzał na nią znów z lekkim uśmiechem, przechylając głowę nieco na ramię i splatając palce z przodu.
- Proszę, może pani usiądzie w takim razie, skoro rozmowa teraz pani nie przeszkadza - powiedział po chwili, wskazując jej krzesło w niedużym pomieszczeniu służbowym znajdującym się za otwartymi drzwiami za ladą. Jeśli ona tam poszła, on ruszył za nią, zerkając jeszcze przez ramię na psa. Zostawił drzwi uchylone, żeby mieć baczenie na sklep w razie czego; i również usiadł na krześle.
Wysłuchał opowieści kobiety o jej poprzednich zajęciach i mimowolnie przyjrzał jej się uważniej, nieznacznie mrużąc oczy.
- Cóż, to dość... niespotykane - powiedział wciąż z tym samym ciepłym uśmiechem, z jakim prowadził całą rozmowę - Pod hasłem "prywatna ochrona" rozumiem nie formę ochroniarską, a ochronę osób prywatnych, na ich zlecenie, zgadza się?
Cała ta opowieść wydawała mu się dziwna, chyba nieco śmierdząca: rzadko się zdarzało, że ktoś mówił, że pracował jedynie prywatnie, w dodatku tu miał przed sobą łowczynię nagród i prywatnego ochroniarza w jednym; w dodatku posiadającego pozwolenie na broń. To wszystko sugerowało, że kobieta zajmowała się niebezpiecznymi rzeczami, a on z jakiegoś powodu wyobraził ją sobie jako amerykańską Amazonkę w typie Indiany Jonesa, chwytającą groźnych bandytów. Z jeszcze dziwniejszego powodu ten obrazek jawił mu się w klimatach Dzikiego Zachodu.
Miał wrażenie, że kobieta nie mówi mu całej prawdy, choć może to wrażenie wynikało z tego, że sam nie był świetliście czysty i jego życiorys zawierał w większości zajęcia nielegalne; a poza tym ostatnio był w ogóle nieufny wobec ludzi. Mimo to uznał, że jeśli nawet Sameen nie mówi prawdy i zajmowała się czymś zupełnie innym, być może nielegalnym - stąd brak CV - to każdy ma prawo kiedyś wrócić na właściwe (według przedstawicieli prawa) tory. On mógł, to dlaczego nie ona? A może mówiła prawdę i w takim wypadku jak najbardziej nadawała się na ochroniarza.
Owszem, być może było to głupie podejście z jego strony, bo równie dobrze ta osoba mogłaby okazać się złodziejem specjalizującym się w obrabianiu jubilerów, a to była wstępna faza skoku z jakąś większą bandą, ale tego tak naprawdę nigdy nie można było być pewnym, prawda?
- Chciałbym, żeby osoba zatrudniona na stanowisku ochroniarza przebywała w sklepie, przyglądała się dyskretnie osobom, które tu wchodzą i w razie czego pilnowała, żeby nic nie wyszło stąd bez opłacenia. Ważniejsze jednak dla mnie jest to, żeby taka osoba umiała rozpoznać, kiedy ktoś wchodzi tu z niekoniecznie dobrymi zamiarami: kieszonkowcy nie stanowią takiego problemu, jak zorganizowane grupy, które rabują sklepy takie, jak mój czy banki. Tacy ludzie często robią rozpoznanie - chciałbym, żeby ochroniarz był wyczulony na dziwne zachowania klientów, a nawet nieraz przechodniów. Czy potrafiłaby pani wykryć takie nietypowe zachowania, potencjalnie mogące prowadzić do skoku? Była pani łowczynią nagród, więc zakładam, że napatrzyła się pani na różnych oprychów i ich szczególne zachowania, prawda?
Nie był pewien, czy "normalni" ludzie używali takiego języka - dla niego był on jak najbardziej naturalny i normalny, więc nawet nie zastanawiał się nad doborem słów; nie brał pod uwagę, że takie słowa, jak "skok" czy "rozpoznanie" mogą ewentualnie podpowiedzieć komuś takiemu, że pan jubiler nie zawsze zajmował się prowadzeniem sklepu.
- Byłaby to praca zmianowa, w tym zmiany nocne. Zdaję sobie sprawę z tego, że zmiany dwunastogodzinne to mordęga, dlatego proponuje normalny etat: osiem godzin dziennie. Mam tu całkiem dobry system ochrony, więc mam nadzieję, że poradzi sobie w czasie, gdy nie będzie pani na zmianie, a ja szukam jeszcze innych osób, które mogłyby zająć pozostałe zmiany i dni, kiedy pani będzie miała wolne. Proponuję umowę o pracę*. Jaka pensja panią interesuje?

Sameen Galanis
*sugeruję się polskim prawem, ofkors, nie wiem, jak wyglądają umowy w Australii, zakładam, że podobnie XD
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
Ona również, z przyzwyczajenia i zboczenia zawodowego obserwowała jak przygląda się jej dokumentowi. Byłaby pod naprawdę wielkim wrażeniem, gdyby rozpoznał w tym podrobiony dokument. Problem był jednak taki, że Sameen nie miała ani jednego dokumentu, który byłby oryginalnym, niepodrobionym dokumentem. Została uprowadzona jako dziecko, dorastała bez tożsamości. Wszystko co miała było jednym, wielkim fałszem. Gdyby ktoś próbował ją wyszukać w jakimś oficjalnym, rządowym systemie, to nigdzie nie istniała.
- Dziękuję. – Skinęła głową chowając dokument i ruszyła we wskazanym przez niego kierunku. Rzuciła jeszcze okiem w stronę psa, który z zainteresowaniem uniósł głowę, żeby obserwować swoją właścicielkę. Nie przerwał jednak rzuconego przez nią polecenia i leżał we wskazanym miejscu. Sameen w międzyczasie zajęła krzesło i po założeniu nogi na nogę, ułożyła na podbrzuszu dłonie, których palce splotła ze sobą.
- Człowiek z miłości robi głupie rzeczy. – Oczywiście byłaby w stanie zaserwować mu niesamowitą historię miłosną o tym jak zakochała się w niegrzecznym chłopcu i jedyną opcją na bycie z nim było dołączenie do łowców nagród. Nikt nie chciał jednak o tym słuchać. A już na pewno nie ona. Jedna z większych przeciwniczek miłości i osoba, która manifestowała, że miłość nie jest dla niej. Przynajmniej wśród bliskich przyjaciół. – Zgadza się. Ochrona osób prywatnych. Czasami zdarzało mi się strzec obiektów, ale jeszcze wtedy wydawało mi się to… zbyt nudne. – Trochę kłamała. Niejednokrotnie kiedy podejmowała się jakiegoś kontraktu, musiała spędzać tygodnie na obserwowaniu. Lubiła to. Kilka razy poświęcała się do tego stopnia, że godzinami, a czasami nawet dniami, leżała w jednej pozycji z karabinem snajperskim czekając na idealny moment do oddania strzału. Nie przepadała za bezpośrednimi morderstwami. Zdawała sobie sprawę z tego jak intymne były noże czy momenty kiedy człowiek musiał zbliżyć się do ofiary. Ona jednak preferowała stworzenie sobie idealnego punktu obserwacyjnego, a później szybką ucieczkę po wykonaniu zlecenia. – Teraz jednak szukam czegoś spokojnego. – Dodała, żeby nie odebrał jej słów jako jakiegoś przytyku w stronę ochrony sklepu.
Normalnie, zanim podjęłaby jakąkolwiek rozmowę z Saulem to zrobiłaby wszystko, żeby go prześwietlić. Była też spora szansa na to, że przez kilka tygodni postanowiłaby go obserwować, żeby go poznać jako człowieka. Była bardzo podejrzliwa. Przez całe życie musiała się oglądać za siebie w obawie, że ktoś ją w końcu dopadnie. Nawet jak pozabijała wszystkich swoich porywaczy i stręczycieli to nie wyzbyła się podejrzeń, że jej dobra passa może w końcu się skończyć. Saula, przed jej obserwacją uratowało tylko to, że ogłoszenie o pracę dostrzegła całkiem spontanicznie.
Słuchała uważnie tego jak opisywał pracę. Co jakiś czas kiwała głową, żeby okazać mu, że jej nie stracił i że jest zainteresowana i że przede wszystkim go słucha. Z czasem na jej ustach pojawił się delikatny uśmiech. Saul nawet nie wiedział jakie miał szczęście, trafił na właściwą osobę. Dodatkowo, pozwoliła sobie na ten uśmiech odnosząc wrażenie, że siedzący przed nią Monroe nie jest byle jakim właścicielem sklepu z biżuterią. – Nie będę miała żadnego problemu z obserwacją zachować klientów oraz oceną ich zamiarów. Zostałam pod tym względem bardzo dobrze wyszkolona. – Wyprostowała się posyłając mu lekki uśmiech, ale nieco szerszy niż ten, który prezentowała podczas jego przemowy.
Pokiwała głową. – Nie miałabym problemu ze zmianami dwunastogodzinnymi. Więc do czasu jak nie znajdzie pan kogoś dodatkowego to mogę się zająć takimi zmianami. Oczywiście jeśli zostanę zatrudniona. – Zatrudniała się po to, żeby pracować. A jak już miała być ochroniarzem, to wolałaby, żeby sklep był bezpieczny przez cały czas. Chociaż była pewna tego, że gdyby doszło do jakiegoś rabunku to nie miałaby problemu z rozpoczęciem własnego śledztwa i wytropieniem złodzieja. Zawsze jakaś dodatkowa zabawa. Tego nie musiałaby nawet robić za pieniądze. Ot, dla poczucia lekkiego dreszczu emocji.
Zaskoczył ją tym pytaniem o zarobki. Nie była na to gotowa. Nie miała nawet pojęcia ile zarabia ochroniarz. Nigdy nie interesowała się tym jak zarabiali „normalni” ludzie. – Będę z panem szczera… nie wiem jak odpowiedzieć na to pytanie. – Parsknęła śmiechem, co było szczerym i rzadko zdarzającym się u niej odruchem. – Przyjmę każdą kwotę jaką pan zaproponuje. Jeżeli po zaprezentowaniu moich usług uzna pan, że zasługuję na większą pensję to również to przyjmę. Mam pieniądze. Praca byłaby dla mnie… jednym z powodów, żeby nie oszaleć z nudów. – Postanowiła na szczerość nie chcąc zaproponować kwoty podejrzanie małej, albo zbyt wysokiej.
właściciel sklepu jubilerskiego — Ruby Drops
37 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Niedojrzały emocjonalnie narwaniec, który chce cię ustatkować, ale jeszcze niedawno dealował, ćpał, był panem do towarzystwa, paserem i złodziejem. Born and raised in Lorne Bay. Trzeci syn wielodzietnej patologicznej rodziny, zapewne znanej w mieście z tej patologii.
Rzeczywiście, Saul nie wiedział, że trafił na idealną osobę, ale zaczynał to przeczuwać. Po tym, co Sameen mówiła, w jaki sposób to robiła, jakie wrażenie sprawiała jako osoba (a Monroe'owi wydawało się, że rozmawia z kobietą zdecydowaną, twardo stąpającą po ziemi i nie dającą sobie w kaszę dmuchać) czuł, że faktycznie jego rozmówczyni nadaje się do tej pracy i warto ją zatrudnić.
Uśmiechnął się połową ust na wieść, że została łowczynią nagród z powodu miłości. Nie zamierzał o to pytać, ale pokiwał głową ze zrozumieniem - on co prawda nie zrobił z miłości nic w tym stylu, ale byłby w stanie. Nie zamierzał jednak wnikać w ten temat uznając, że to nie jego sprawa - życie prywatne pracowników pozostawiał im i rozmawiał o nim wyłącznie w momentach, kiedy to oni tego chcieli. Był w stanie też zrozumieć, że ochrona obiektów kiedyś wydawała się Sameen nudna, a teraz jej poglądy na to się zmieniły.
- Rozumiem - ja też kiedyś sądziłem, że prowadzenie firmy byłoby nie dla mnie - odpowiedział z uśmiechem. Rzeczywiście - jeszcze niedawno nie wyobrażałby sobie siebie w jednej stałej pracy, a co dopiero mówić o prowadzeniu własnego biznesu. Był "wolnym ptakiem", który zarabiał tam, gdzie stał. Ale trzeba było wreszcie dorosnąć.
- Bardzo się cieszę - stwierdził w odpowiedzi na jej deklaracje, że jest dobrze wyszkolona i nie będzie miała problemu z oceną zachowań ludzkich - Czyli wydaje się, że jest pani osobą, której szukam. Jeśli chodzi o zmiany dwunastogodzinne - ustalmy więc, że w takim razie pracowałaby pani po dwanaście godzin cztery dni w tygodniu. Jeśli stwierdzi pani, że jednak jej to nie odpowiada, to proszę mi powiedzieć, ustawimy grafik w inny sposób. Proponuję też stawkę trzydziestu pięciu dolarów netto za godzinę.* Czy odpowiadałyby pani takie warunki?
W myślach widział już Sameen jako swoją pracownicę i miał tylko nadzieję, że znajdzie szybko drugą taką osobę: zaangażowaną, znającą się na rzeczy i faktycznie potrafiącą ochraniać obiekty i ludzi. Wierzył, że mogła się wcześniej zajmować ochroną, a jeśli to łowiectwo było prawdą, to tym lepiej.
- Proponuję też na początek umowę na trzy miesiące czasu próbnego, po którym oboje ustalimy, czy chcemy nadal ze sobą współpracować. Zgoda?

*kierowałem się tym artykułem
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
Smutna prawda była taka, że Sameen ostatecznie nic takiego z miłości by nie zrobiła. Chociaż nie. Nie wiedziała czy zrobiłaby coś takiego. Nigdy nie była zakochana, więc ciężko o tym mówić. Jedyną osobą, którą wydawało jej się, ze kocha była Zoey, która kiedyś, całkiem przypadkowo, uratowała jej życie. Nadal jednak musiała to nazywać czymś co jej się wydawało. Nie miała pewności, że czuła miłość, bo tej miłości nigdy jej nie nauczono i nie pokazano. Uczono jej najgorszych ludzkich odruchów, uczono jej tego co nawet nie było ludzkie. Miała być po prostu maszyną do zabijania, albo manipulatorką i szpiegiem działającym na życzenie swoich oprawców. Dopiero od niedawana próbuje żyć normalnie. Gdzie „próbuje” jest słowem kluczem. Nawet ta praca jest dla niej czymś nowym. Czymś czego nie miała nigdy wcześniej. W sumie to nawet jeszcze nie wiedziała czy to miała. Ale sam fakt, że przyszła zapytać był zaskakujący.
- Wszystko chyba zależy od tego na jakim etapie życia człowiek się znajduje. No i oczywiście do niektórych rzeczy trzeba dojrzeć emocjonalnie. – Uśmiechnęła się delikatnie. Nigdy nie była typem zabójcy na zlecenie, który kochał działać głośno i z wybuchami. Podczas swojej pracy ceniła sobie dyskrecję. Działała, albo z dystansu nie pokazując twarzy, albo z takiego bliska, że ostatecznie łatwo było ją przeoczyć. Była duchem. Nie pozostawiała po sobie żadnych śladów. Głównie też dlatego była jedną z bardziej cenionych zabójczyń w tej branży.
- Jak dla mnie brzmi fantastycznie. – Skinęła głową. Dla niej to były trzy dni wolnego i praca przy której mogła sobie odpocząć, a jednocześnie mogła zarobić pieniądze. Jasne, nie była to stawka, którą dostawała za najmniejsze zlecenie typowe dla swojego zawodu, ale nie narzekała. Nie pracowała dla pieniędzy. Potrzebowała stabilności i miejsca zatrudnienia. – Czy jest szansa, żebym wypłatę dostawała w formie gotówki? Nie ufam bankom. – Tutaj akurat nie kłamała. Nie ufała bankom. Z drugiej jednak stronie nie mogła założyć konta, bo po prostu nie istniała, a nie chciała bawić się w żadne zagraniczne banki. Przynajmniej nie teraz. Gotówkę miała poukrywaną w różnych miejscach na całym świecie. Musiała być gotowa w razie ewentualnej ucieczki.
- Pasuje mi. – Skinęła głową. – To kiedy mogę zacząć? – Zapytała i przy okazji wyciągnęła dłoń w jego stronę, bo była gotowa po dżentelmeńsku przypieczętować ich rozmowę uściskiem dłoni. Przynajmniej na razie.
właściciel sklepu jubilerskiego — Ruby Drops
37 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Niedojrzały emocjonalnie narwaniec, który chce cię ustatkować, ale jeszcze niedawno dealował, ćpał, był panem do towarzystwa, paserem i złodziejem. Born and raised in Lorne Bay. Trzeci syn wielodzietnej patologicznej rodziny, zapewne znanej w mieście z tej patologii.
To naprawdę doskonale się składało, że ostatecznie nagle i niespodziewanie pojawiła się na jego horyzoncie ta kobieta - że szybko się dogadali i mogli zacząć współpracę, że obojgu odpowiadały warunki, jakie Saul zaproponował i że Sameen zdawała się być istotnie właściwym człowiekiem na odpowiednim miejscu. Nieco zaskoczyło go, że chciała wypłatę w gotówce, pod pretekstem nie ufania bankom; Saul spojrzał na nią z kącikiem ust uniesionym w górę i błyskiem w oczach. Podejrzewał, że w rzeczywistości chodzi o coś zupełnie innego, ale nie zamierzał dociekać, o co.
- Oczywiście, nie ma problemu. W takim razie poproszę panią o dowód osobisty, żebym mógł przygotować umowę.
Formalności, formalności... ale nie chciał zatrudniać dziewczyny na czarno, bo już i tak miał wystarczająco dużo konfliktów z prawem - stanowczo za dużo, żeby jeszcze pakować się w takie rzeczy, jak inspekcje pracy czy inne urzędowe bzdury.
Uśmiechnął się szeroko, gdy zobaczył wyciągniętą w swoją stronę dłoń; wstał więc i uścisnął ją radośnie, naprawdę ciesząc się z nawiązania tej współpracy.
- Szczerze cieszę się, że wszystko nam odpowiada. Może w takim razie zaczęłaby pani od jutra? Chyba, że chciałaby pani jeszcze dziś...? Jestem otwarty na propozycje, ponieważ - jak mówiłem - nie mam jeszcze nikogo na tym stanowisku, a ochrona bardzo mi się przyda przy całej tej zawodności systemów elektronicznych.
Zwrócił się jeszcze w stronę komputera, żeby odnaleźć wzór umowy, który przygotował zaczynając swoje poszukiwania. Wyświetlił go na komputerze, żeby móc wpisać wszelkie potrzebne dane, jak imię, nazwisko, numer dokumentu pracownika i datę podpisania umowy.

Sameen Galanis
ODPOWIEDZ