: 03 lut 2022, 05:33
Coś się zmieniło, choć Chandra wcale nie liczyła, że będzie to trwała zmiana. Powoli wracały jej zmysły, chwilowo rozregulowane tym panicznym epizodem, przez co zaczęła postrzegać zachowanie Leo jako podejrzane. Był dziwnie... miły? Zatroskany? Można by nawet rzec delikatny? Co Ginsberg tak bardzo gryzło się z jego poprzednią postawą, że zaczynała podejrzewać, że zwariowała. Ona albo on, a może obydwoje? Leo - bo Chandra nie zasługiwała na takie traktowanie i to nie dlatego, że ta jego troska była jakaś dziurawa, czy niedoskonała. Wręcz przeciwnie - była dla niej zbyt dobra i powinna być zarezerwowana dla tych, którzy okażą choć szczyptę wdzięczności lub po prostu będą w stanie odwzajemnić te miłe gesty, gdy zajdzie taka potrzeba. Jeśli zaś chodzi o pannę Ginsberg - nie dość, że się przed nim otworzyła i to całkiem na trzeźwo, bez żadnych wspomagaczy, to jeszcze w jej głupiutkiej główce - kiedy Specter patrzył na nią tak inaczej - pojawiła się myśl, by przyznać mu się do jeszcze kilku rzeczy, dotychczas zamkniętych gdzieś na dnie jej serca. W porę jednak oprzytomniała, w ramach motywacji wyzywając się w myślach od kretynek, bo to kompletnie nie miało sensu, a już wystarczająco dziś nie była sobą, by to mogło odbić się czkawką w dłuższej perspektywie.
- A co robisz rano? - podchwyciła zaciekawiona, może nawet aż za bardzo.
Nie roztrząsała tematu unikania nieznajomych przez ludzi spod mostu, bo cóż... ona też by unikała, nie tyle nieznajomych, co właśnie bezdomnych. Nie mieli ładnego zapachu, nie ubierali się modnie, coś im zazwyczaj dolegało, a jak posłuchało się ludzi z wyższych sfer, którzy akurat pod publikę nie pomagali biednym, to można było się dowiedzieć, że to najgorszy sort, do którego bez kija lepiej nie podchodzić. Widząc jednak Leo i to, że podszedł do tej grupy i wrócił cały i zdrowy, na dodatek mając w pamięci, że kupili im bardzo podstawowe rzeczy, a nie jakieś sprzęty, które mogłyby służyć do uzbrojenia... Chandra, mimo uprzedzeń, była gotowa podejść bliżej.
Popatrzyła chłopakowi w oczy, wyciągając dłoń po kluczyki i już wydawało się, że przytaknie, kiedy zrobiła coś zgoła innego...
- Nie - odparła krótko, jeszcze dość słabo słyszalnie, więc powtórzyła z większą mocą: - Nie! - wybrzmiało stanowczo. Zabrała rękę, pozostawiając kluczyki w dłoni ciemnowłosego. - Mówiłeś, że da się podejść z drugiej strony? Zróbmy to! - zarządziła, bo nie chciała dawać mu satysfakcji, że wszystko, co o niej mówił było prawdą. Dodatkowo, po tej chwili słabości, potrzebowała dowartościowania, a nic tak dobrze nie działało (według Chandry) jak cudza wdzięczność, którą można było tak łatwo, a w przypadku bezdomnych również tanio, kupić.
Wzięła kilka głębokich oddechów i chwyciła dłoń Spectera, zaciskając na niej mocno palce.
- Chodźmy, zanim się zorientuję, że to najgłupszy pomysł na świecie! - rzuciła gdzieś w przestrzeń, nie chcąc patrzeć w oczy Leo. - Jak już to zrobimy, to dasz mi imprezową tabletkę... albo zabierzesz mnie na burgera. Zależy z czym ci bardziej po drodze - dodała, pewnie w którymś momencie dając się prowadzić, bo w końcu nie miała pojęcia, gdzie iść. Zdecydowanie potrzebowała jakiejś nagrody po tym wszystkim!
Leonard Specter
- A co robisz rano? - podchwyciła zaciekawiona, może nawet aż za bardzo.
Nie roztrząsała tematu unikania nieznajomych przez ludzi spod mostu, bo cóż... ona też by unikała, nie tyle nieznajomych, co właśnie bezdomnych. Nie mieli ładnego zapachu, nie ubierali się modnie, coś im zazwyczaj dolegało, a jak posłuchało się ludzi z wyższych sfer, którzy akurat pod publikę nie pomagali biednym, to można było się dowiedzieć, że to najgorszy sort, do którego bez kija lepiej nie podchodzić. Widząc jednak Leo i to, że podszedł do tej grupy i wrócił cały i zdrowy, na dodatek mając w pamięci, że kupili im bardzo podstawowe rzeczy, a nie jakieś sprzęty, które mogłyby służyć do uzbrojenia... Chandra, mimo uprzedzeń, była gotowa podejść bliżej.
Popatrzyła chłopakowi w oczy, wyciągając dłoń po kluczyki i już wydawało się, że przytaknie, kiedy zrobiła coś zgoła innego...
- Nie - odparła krótko, jeszcze dość słabo słyszalnie, więc powtórzyła z większą mocą: - Nie! - wybrzmiało stanowczo. Zabrała rękę, pozostawiając kluczyki w dłoni ciemnowłosego. - Mówiłeś, że da się podejść z drugiej strony? Zróbmy to! - zarządziła, bo nie chciała dawać mu satysfakcji, że wszystko, co o niej mówił było prawdą. Dodatkowo, po tej chwili słabości, potrzebowała dowartościowania, a nic tak dobrze nie działało (według Chandry) jak cudza wdzięczność, którą można było tak łatwo, a w przypadku bezdomnych również tanio, kupić.
Wzięła kilka głębokich oddechów i chwyciła dłoń Spectera, zaciskając na niej mocno palce.
- Chodźmy, zanim się zorientuję, że to najgłupszy pomysł na świecie! - rzuciła gdzieś w przestrzeń, nie chcąc patrzeć w oczy Leo. - Jak już to zrobimy, to dasz mi imprezową tabletkę... albo zabierzesz mnie na burgera. Zależy z czym ci bardziej po drodze - dodała, pewnie w którymś momencie dając się prowadzić, bo w końcu nie miała pojęcia, gdzie iść. Zdecydowanie potrzebowała jakiejś nagrody po tym wszystkim!
Leonard Specter