: 29 sty 2022, 11:24
- Altruistka? Nie znam tego słowa. Czy ono ma coś wspólnego z moim głosem? Skąd wiedziałeś, że śpiewam altem? - zapytała udając głupiutką, bo nie mogła sobie odpuścić, by trochę jeszcze pograć na nerwach Spectera, który teraz - według Chandry - miał muchy w nosie bez powodu. Chyba za bardzo wziął do siebie to nie idziemy się bawić, że nie przepuszczał do świadomości nawet czegoś z gruntu zabawnego. Ginsberg więc postanowiła trochę potestować jego granice, bo ona nikomu nie obiecywała, że taka forma ich wspólnego spędzania czasu już nie istnieje. Poza tym trochę liczyła na to, że im będzie bardziej nieznośna, tym Leonard szybciej odpuści, skasuje te przeklęte foty i każde z nich pójdzie w swoją stronę, zapominając, że łączyło ich cokolwiek.
Gdy chłopak ją dogonił, kontrolnie zerknęła w stronę koszyka, czy jej szpilki dalej tam są, bo tak jak przypuszczał ciemnowłosy - nie chciałaby ich stracić! Odnotowała, że nie tylko je widzi, ale dodatkowo chyba nie ucierpiały podczas tego zakupowego szaleństwa, dlatego uśmiechnęła się pod nosem, mając w planach przebrać buty jak już wsiądzie do limuzyny, którą na wieczór zarezerwował dla niej Leo…
Nim jednak dotarli do samochodu, Specter zadał jej pytanie, które wywołało rozbawienie Amerykanki.
- Widać, że nie jesteś takim facetem. Gość po czterdziestce sypałby mi jeszcze płatki róż pod nogi, bo wiedziałby, że młodość ma już za sobą i mało która go zechce, zwłaszcza gdy powoli musi zaprzyjaźniać się z niebieskimi tabletkami - odpowiedziała z kpiną, uznając, że najwyraźniej chłopak ma bardzo wysokie mniemanie o swojej płci. - A tobie nikt nie każe się ze mną użerać. Wystarczy, że skasujesz co masz w telefonie plus te kopie, którymi się zabezpieczyłeś i nara, nie będziesz musiał mnie niańczyć - powiedziała trochę naburmuszona, bo ewidentnie nie podobało jej się, gdy nazwał ją rozwydrzoną smarkulą.
Została trochę w tyle, pozwalając Leo podejść do samochodu, który już na pierwszy rzut oka wydawał się Chandrze ruiną niezdolną do poruszania się po jakiejkolwiek drodze. Niepewnie stanęła przy drzwiczkach, palcem wskazującym przejeżdżając po szybie, której chyba ktoś dawno nie mył…
- Nie mogłeś wypożyczyć jakiegoś lepszego wozu? Może weźmiemy taksówkę? Bo obawiam się, że to coś rozpadnie się na pierwszym zakręcie… - skomentowała, oceniając pojazd, wcale się przy tym nie spiesząc do pomocy przy pakowaniu. Dopiero, gdy usłyszała swoje imię, podeszła do bagażnika, szybko tego żałując, bo znów natknęła się na TO SPOJRZENIE, które nie wróżyło niczego dobrego.
- Wszystko mamy - zapewniła, spoglądając na pakunki. Po tym ostrzeżeniu tym bardziej nie zamierzając przyznawać się do braku kilku rzeczy z listy. - A co, jeśli ją zgubiłam? Albo… będziesz musiał sam ją znaleźć…? - Drugie, dość prowokacyjne pytanie, okraszone było łobuzerskim uśmieszkiem. - Co, Leoś, chcesz mnie zrewidować? - zapytała słodziutkim głosikiem, robiąc krok w kierunku chłopaka. - Czy może tchórzysz? - Palcem, którym wcześniej sprawdzała czystość szyb, zaczęła kreślić wzorki gdzieś na wysokości klatki piersiowej, co mogłoby wyglądać jak wstęp do jakichś zalotów. Ale nie u Chandry! Ona po prostu chciała w coś wytrzeć palec…
- Dobra, jedźmy już, bo zgłodniałam - oświadczyła, poklepując chłopaka po ramieniu, po czym z ciężkim westchnieniem ruszyła w kierunku miejsca pasażera, zastanawiając się, czy nie musi sobie czegoś podłożyć pod pupę, żeby nie zabrudzić sukienki. - Ile czasu zajmie nam to... - urwała, nie do końca wiedząc, jak określić to, co mają robić. Trasa i rozdawanie prezentów? Już nawet w myślach brzmiało głupio... - wszystko? - Zdecydowała się uogólnić, tak dla bezpieczeństwa.
Leonard Specter
Gdy chłopak ją dogonił, kontrolnie zerknęła w stronę koszyka, czy jej szpilki dalej tam są, bo tak jak przypuszczał ciemnowłosy - nie chciałaby ich stracić! Odnotowała, że nie tylko je widzi, ale dodatkowo chyba nie ucierpiały podczas tego zakupowego szaleństwa, dlatego uśmiechnęła się pod nosem, mając w planach przebrać buty jak już wsiądzie do limuzyny, którą na wieczór zarezerwował dla niej Leo…
Nim jednak dotarli do samochodu, Specter zadał jej pytanie, które wywołało rozbawienie Amerykanki.
- Widać, że nie jesteś takim facetem. Gość po czterdziestce sypałby mi jeszcze płatki róż pod nogi, bo wiedziałby, że młodość ma już za sobą i mało która go zechce, zwłaszcza gdy powoli musi zaprzyjaźniać się z niebieskimi tabletkami - odpowiedziała z kpiną, uznając, że najwyraźniej chłopak ma bardzo wysokie mniemanie o swojej płci. - A tobie nikt nie każe się ze mną użerać. Wystarczy, że skasujesz co masz w telefonie plus te kopie, którymi się zabezpieczyłeś i nara, nie będziesz musiał mnie niańczyć - powiedziała trochę naburmuszona, bo ewidentnie nie podobało jej się, gdy nazwał ją rozwydrzoną smarkulą.
Została trochę w tyle, pozwalając Leo podejść do samochodu, który już na pierwszy rzut oka wydawał się Chandrze ruiną niezdolną do poruszania się po jakiejkolwiek drodze. Niepewnie stanęła przy drzwiczkach, palcem wskazującym przejeżdżając po szybie, której chyba ktoś dawno nie mył…
- Nie mogłeś wypożyczyć jakiegoś lepszego wozu? Może weźmiemy taksówkę? Bo obawiam się, że to coś rozpadnie się na pierwszym zakręcie… - skomentowała, oceniając pojazd, wcale się przy tym nie spiesząc do pomocy przy pakowaniu. Dopiero, gdy usłyszała swoje imię, podeszła do bagażnika, szybko tego żałując, bo znów natknęła się na TO SPOJRZENIE, które nie wróżyło niczego dobrego.
- Wszystko mamy - zapewniła, spoglądając na pakunki. Po tym ostrzeżeniu tym bardziej nie zamierzając przyznawać się do braku kilku rzeczy z listy. - A co, jeśli ją zgubiłam? Albo… będziesz musiał sam ją znaleźć…? - Drugie, dość prowokacyjne pytanie, okraszone było łobuzerskim uśmieszkiem. - Co, Leoś, chcesz mnie zrewidować? - zapytała słodziutkim głosikiem, robiąc krok w kierunku chłopaka. - Czy może tchórzysz? - Palcem, którym wcześniej sprawdzała czystość szyb, zaczęła kreślić wzorki gdzieś na wysokości klatki piersiowej, co mogłoby wyglądać jak wstęp do jakichś zalotów. Ale nie u Chandry! Ona po prostu chciała w coś wytrzeć palec…
- Dobra, jedźmy już, bo zgłodniałam - oświadczyła, poklepując chłopaka po ramieniu, po czym z ciężkim westchnieniem ruszyła w kierunku miejsca pasażera, zastanawiając się, czy nie musi sobie czegoś podłożyć pod pupę, żeby nie zabrudzić sukienki. - Ile czasu zajmie nam to... - urwała, nie do końca wiedząc, jak określić to, co mają robić. Trasa i rozdawanie prezentów? Już nawet w myślach brzmiało głupio... - wszystko? - Zdecydowała się uogólnić, tak dla bezpieczeństwa.
Leonard Specter