dziennikarz śledczy — freelance
53 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
Stary dziennikarz, który niszczy swoją wątrobę i nawiązuje same dziwne relacje z ludźmi dookoła.
#7

Rodzina jest najważniejsza! No dobra, dla Jacka mimo wszystko najważniejsza była jego praca, bo bez niej nie umiał żyć, no ale, rodzina była na bardzo bliskim drugim miejscu. A już zwłaszcza rodzina Hargreeves, bo to właśnie oni mu pokazali, że można kogoś zaakceptować tak o, od startu, bez większych pytań i analiz. A jak później dowiedział się prawdy, to... no tym bardziej nie chciał mieć nic wspólnego ze swoim prawdziwym ojcem. Ale to akurat było coś, o czym nie rozmawiał z nikim, a już na pewno nie ze swoją rodziną. Nie wiedziałby nawet jak to wyjaśnić, bo... no nie chciał się zastanawiać, czy gdzieś tam ma wśród swoich genów takie same paskudne okazy, jak u jego ojca. I czy kiedyś się uaktywnią.
A teraz, skoro pora była dość pogodna w kraju, lato w końcu, to wybrał się do siostry na małego grilla! Miał ze sobą paczkę z dobrym mięsem, a także dodatkowo paczkę groszku, bo dzień wcześniej natknął się na kogoś, kto wciąż chował do niego urazę w sprawie artykułu, który napisał. Więc musiał chłodzić swoje czerwone limo. Nie pierwsze, zdecydowanie nie ostatnie! I generalnie wyglądał w życiu o wiele gorzej, przez inne niezadowolone z jego pracy osoby...
- Tylko bez oceniania, wyglądam wspaniale, a ten drugi wyglądał znacznie gorzej - rzucił, zamiast powitania, a potem podał siostrze siatkę z jedzeniem i z alkoholem, bo akurat z tym to się nigdy Jack nie rozstawał. - I pokaż tego grilla, zobaczymy jak to działa - dodał, a potem schylił się po węgiel do grilla, bo jak wiadomo, temat jego lima uważał już za zamknięty i mogli przejść do przyjemniejszych tematów i spraw!
przyjazna koala
-
-
manager — Shadow
42 yo — 171 cm
Awatar użytkownika
about
Chłodna, dumna i nieco wyniosła manager w klubie Shadow, związana z nim od początku istnienia. Rok temu w końcu się rozwiodła, domykając ostatecznie swoje małżeństwo, które już od wielu lat było małżeństwem jedynie z nazwy.
/ po grach

Czy możemy przyjąć, że ta gra ma miejsce jakoś w weekend 15-16 stycznia? Zdecydowanie możemy! A to ważna data! Czternastego Connie obchodzi swoje czterdzieste drugie urodziny! A skoro urodziny, to ten grill może być właśnie z tej okazji, chociaż tak na dobrą sprawę, czy rodzina potrzebuje okazji, żeby się spotkać? W żadnym razie. Zwłaszcza tak bliska rodzina, jak Connie i Jackson.
To, że nie łączyły ich więzy krwi, nie miało dla niej żadnego znaczenia. Był jej bratem, bez względu na to, czy został adoptowany przez rodziców, znaleziony na progu domu czy kupiony na jakimś targu w mrocznej części internetu. Byli rodzeństwem i tylko to się liczyło.
Prawdopodobnie właśnie dlatego tak trudno było jej przejść do porządku dziennego nad pewnymi rodzinnymi sekretami Jamesa. Na szczęście mąż był już byłym mężem i teraz nie musiała już o tym myśleć. Tym lepiej, bo za każdym razem, kiedy dziwne myśli przychodziły jednak do jej głowy, chciało jej się rzygać. Dosłownie.
Rzygać chciało jej się też na paczki torby groszku, którą niósł ze sobą Jack.
- Nie mogłeś przyłożyć sobie do oka czegoś innego? Nie wiem, mrożonej marchewki albo brukselki? Serio, jakoś przeżyłabym brukselkę, ale groszek? - skrzywiła się. Nic dziwnego, że od razu sięgnęła po paczkę papierosów leżącą na stoliku. Jak ona niby miała chociażby ograniczyć palenie, skoro jej własny brat fundował jej tego typu rozrywki? - O co poszło?
Wolała jednak o to dopytać, kiedy przejmowała torbę z darami. Alkohol zaraz schowa do lodówki, żeby nieco się schłodził (dla siebie przyniesie pewnie kieliszek wina i będzie sączyła jego zawartość przez resztę dnia), jedzenie również odpowiednio zabezpieczy, zamarynuje i przygotuje, ale to za chwilę. Najpierw zapali.
- A jak ma działać? To normalny grill. Wszystko jest z nim w porządku, tydzień temu dzieciaki siedziały tu ze swoimi znajomymi i wszystko działało - odparła. - Póki co nikogo nie ma. Jesteśmy sami - dodała jeszcze, żeby Jack nie pytał, czy będzie świętował urodziny siostry tylko z nią.

jackson hargreeves
ambitny krab
pani Adler
dziennikarz śledczy — freelance
53 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
Stary dziennikarz, który niszczy swoją wątrobę i nawiązuje same dziwne relacje z ludźmi dookoła.
Dostosuję się! A Jack… no Jack wiele dla siostry mógł zrobić, jak ładnie poprosiła, więc taki grill to mała pestka. Poza tym no sam też lubił jeść, a grillowanie to najłatwiejszy sposób robienia jedzenia. Na ciepło, oczywiście. Bo kanapki zawsze będą łatwiejsze… no i zamawianie jedzenia się nie liczy.
I tak, no był adoptowany legalnie, przez oficjalne kanały, chociaż podejrzewał, że jego ojciec mógłby być typem, który swoje dziecko sprzeda za hajs. Ale o tym nigdy nie chciał gadać, udając że prawie nic się nie dowiedział na swojej eskapadzie… tak było łatwiej. Nie chciał ryzykować, że rodzina spojrzy na niego przez pryzmat jego ojca, a już zwłaszcza jego dzieci.
- A co ci zrobił groszek w opakowaniu? - zapytał z rozbawieniem - był blisko, a małe kulki łatwo ułożyć do kształtu twarzy! - zaprotestował, a potem zaśmiał się cicho - marchewka… no może by uszła, gdyby była w kostkach. Ale brukselka? Wbiłaby mi się tylko w oko - pokręcił głową. A potem westchnął. - O to co zwykle. “Wszystko by mi się udało, gdyby nie te wstrętne dzieciaki!” - rzucił - albo może to było wścibskie, a nie wstrętne? Nie pamiętam dokładniej tej bajki - przyznał, z westchnieniem. - Najwyraźniej ludzie dalej sądzą, że jak mi przywali, to odzyskają magicznie swoją pracę za wszystkie przewinienia. A resztę będziesz mogła przeczytać w wydaniu w przyszłym tygodniu. Wszystkie szokujące detale… kim byłbym, gdybym ograbił cię z przyjemności pełnego doświadczenia mojego geniuszu? - pokręcił głową z dezaprobatą - a tym i tak wyglądał gorzej, jeszcze aż takim stary nie jestem - dodał i napiął bicka, żeby jej pokazać, że tym starym kościom towarzyszą całkiem niezłe mięśnie. Jak na tyle ile chlał, trzymał się nieźle! Tylko czasem go to i owo bolało… teraz na przykład twarz, czasem brzuch albo plecy.
- I tu się mylisz. Rynek grillów się rozwija, to już nie jest po prostu dziura do której wsypujesz węgiel i podpałkę, ewoluowały do wielofunkcyjnych gadżetów - wywrócił oczami z rozbawieniem. A potem pokiwał głową. - ah te dzieciaki, Twoje też są coraz większe i jakieś takie gniewne? - zapytał, zaintrygowany czy to tylko u niego.
przyjazna koala
-
-
manager — Shadow
42 yo — 171 cm
Awatar użytkownika
about
Chłodna, dumna i nieco wyniosła manager w klubie Shadow, związana z nim od początku istnienia. Rok temu w końcu się rozwiodła, domykając ostatecznie swoje małżeństwo, które już od wielu lat było małżeństwem jedynie z nazwy.
Okej, chyba jednak uciekła mi jakaś 1/3 posta :/ No nic, na samym początku i tak była wstawka o tym, że nawet gdyby Jackson był adoptowany nielegalnie, to Connie i tak by go kochała oraz traktowała jak prawdziwego brata.
A co do groszku...
- Istnieje - przyznała zupełnie tak, jakby była to najbardziej oczywista rzecz na świecie. - Ale taki argument do mnie przemawia.
Ten o układaniu się do kształtu twarzy. Miał rację. Łatwiej schłodzić obrażenia czymś, co można sobie łatwo ukształtować, niż taką brukselką. Nigdy nie próbowała, nigdy nie miała podbitego oka, więc ciężko jej to ocenić.
- Twoje dzieciaki? - spytała nieco zdziwiona, bo mimo najszczerszych chęci nie do końca rozumiała, o co chodziło starszemu bratu. Ale czy tak naprawdę potrzeba dobrego powodu, żeby komuś przywalić? Zdecydowanie nie. - Obawiam się, że mogę nie dożyć do przyszłego tygodnia. Wychowywanie szesnastoletniej córki jest jednak zdecydowanie trudniejsze, niż mogłoby się wydawać. Zwłaszcza teraz, kiedy James jest w Australii. Kiedy był za granicą, Dolly bardziej mnie słuchała. A może robiła to, bo była młodsza i łatwiej było nad tym wszystkim zapanować?
To była jej odpowiedź na pytanie o dzieci. Pozostała dwójka, starsza, była chyba nieco łatwiejsza w obsłudze, ale akurat oni mieli więcej czasu, żeby przyzwyczaić się do sytuacji, w której ojciec mieszka osobno, a w domu rządzi matka.
- My też tacy byliśmy?
Wiadomo, wtedy były inne czasy, zimna wojna, wszechobecna komuna (chociaż i tak w dużym stopniu ominęło to Australię), ale i tak czasy były zupełnie inne. A może to oni byli inni? Może to młode pokolenie zachowuje się tak, a nie inaczej, bo miało na nie wpływ promieniowanie z Czarnobyla? A może to jakaś kumulacja radiacji z Hiroszimy i Hagasaki? Mówi się, że cechy dziedziczone są co drugie pokolenie. To by pasowało. W czasie II Wojny Światowej napromieniowało dziadków Connie, rodzice byli okej, potem napromieniowało ją, podwójnie, za Czarnobyl, więc i jej dzieci były dziwne.
- Grille z gadżetami. Świat niebezpiecznie zbliża się do swojego końca - westchnęła. Przysunęła sobie jeszcze bliżej swoją popielniczkę i strzepnęła popiół z papierosa. Tyle dobrego, że na świecie istniał jeszcze tytoń.

jackson hargreeves
ambitny krab
pani Adler
dziennikarz śledczy — freelance
53 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
Stary dziennikarz, który niszczy swoją wątrobę i nawiązuje same dziwne relacje z ludźmi dookoła.
Rip, zapalmy świeczkę nad biednym zgubionym postem! Czy raczej częścią, ktoś powinien wysłać za nią ekipę poszukiwawczą. Mogą też przynieść pizzę wracając, bo za takie słowa Connie należy się dobre jedzonko. Jack niesamowicie doceniał akceptację z ich strony, zwłaszcza po tym jak się dowiedział prawy o swoich biologicznych rodzicach. Są rzeczy ważniejsze niż krew. No chyba że ktoś się wykrwawia na sali operacyjnej…
- Pomyśl jeszcze o tym tak, ja go tylko wykorzystuję. On sobie tam czeka z nadzieją, że ktoś go wybrał do jedzenia, do jakiejś potrawy, w której będzie grać pierwsze skrzypce. A tu dupa, wykorzystam go i papa - dodał, całkiem nieźle bawiąc się w takie analizy. To o wiele lepsze niż rozmawianie o problemach i dziwnym zachowaniu Lii na przykład.
- Nie, nie że moje dzieciaki. Nie pamiętasz tej bajki o Scooby Doo? - zapytał z lekkim rozbawieniem. On bardzo często je puszczał swoim dzieciom, jak jeszcze tutaj był i się nimi zajmował. - Każdy złoczyńca na koniec odcinka mówił, że wszystko by mu się udało, gdyby nie te wścibskie dzieciaki, które rozpracowały przekręt - dodał, a potem wskazał palcami na siebie, że to on w tym scenariuszu jest tym wścibskim dzieciakiem. I nie wiem czemu ciągle chce pisać ‘wściekłe’.
- Nie pytasz o radę najlepszej osoby… mogę cię co najwyżej pocieszyć, że trójka nastolatków to trzy razy tyle problemów, co jedno - rzucił, chociaż no nie ma co się oszukiwać, większość wychowania i tak spadała na jego żony, pierwszą i drugą. Nawet jeśli akurat przy czasie nastoletniego buntu Lii, Sienny i Gilberta był tuż obok i jednak swoje z tego doświadczył. - A co się dzieje? - zapytał, bo co prawda wątpił, że jej doradzi coś sensownego, ale zawsze mógł jej wysłuchać. Podobno to równie ważne i przydatne w życiu, mieć się komu wygadać. I no, nie chodzi o to, że pomijam resztę dzieci, ale że po prostu akurat ta trójka u Jacka miała swoje nastoletnie bunty w tym samym czasie, więc było combo!
- Wydaje mi się że nie, ale nie jestem obiektywny - przyznał z lekkim rozbawieniem. - Ale były też inne czasy, teraz mają więcej stresów na głowie, większą presję… - rzucił, bo chyba coś w tym było. Internet, telefony, szybkie ploteczki, pogoń za trendami… w ich czasach nikt nie mógł na przykładać nagrać ich upokarzających chwil, bo wymagało to o wiele więcej sprzętu, niż komórki w tych czasach!
I cóż, akurat Jack pakował się w kłopoty za granicą, więc co najwyżej przyprawiał rodziców o zawał na odległość….
- Dobrze że jedzenie z grilla jest wciąż tak samo smaczne - przyznał z lekkim rozbawieniem, a potem zabrał się za rozpalanie i układanie owego jedzonka, bo jednak potrzebowało chwili na dojście do odpowiedniego stanu!
przyjazna koala
-
-
manager — Shadow
42 yo — 171 cm
Awatar użytkownika
about
Chłodna, dumna i nieco wyniosła manager w klubie Shadow, związana z nim od początku istnienia. Rok temu w końcu się rozwiodła, domykając ostatecznie swoje małżeństwo, które już od wielu lat było małżeństwem jedynie z nazwy.
Z każdym wypowiadanym przez niego słowem, na jej twarzy malowało się coraz większe zdziwienie. Najwyraźniej Connie nie miała tak mocno wyrobionej wyobraźni, żeby wizualizować sobie wszystko to, o czym mówił jej brat. Groszek nie miał uczuć, więc dlaczego ona miałaby żywić jakiekolwiek uczucia wobec tego warzywa?
- Boże, jak ty pierdolisz - podsumowała. Dotyczyło to zarówno rozmowy o groszku, jak i o Scooby Doo. Chyba po prostu zabrakło jej argumentów. - Tyle dobrego, że twoje dzieci nie mają z tym nic wspólnego, bo jednak je lubię.
Oczami wyobraźni widziała już chyba nawet bratanków i bratanice oraz swoje własne dzieciaki biegające po mieście, by rozwiązywać kryminalne zagadki Lorne Bay. Niech sobie biegają, pewnie, nie miała nic przeciwko temu, by spędzali czas w rodzinnym gronie, ale jeśli nadepną komuś na odcisk... To, co mogła, to wyciszy, ale żeby zabezpieczyć tyle młodych osób jednocześnie... To może okazać się prawdziwym wyzwaniem.
- A co ma się dziać? To, co zwykle. Nastoletni bunt. Tyle tylko, że u starszych dzieciaków radziłam sobie z tym sama, a James postanowił wrócić do kraju i mam wrażenie, że Dolly sama nie wie, kogo słuchać, mnie, jego czy żadnego z nas. Boże, wszystko było łatwiejsze, kiedy siedział w Anglii. We wszystkim miała wolną rękę, a teraz muszę się z nim liczyć.
Niby wcześniej też musiała, ale wiadomo, Connie robiła wszystko po swojemu i rządziła w domu. Teraz dzieciaki miały w końcu jakąś alternatywę i czasem poznosiły się głosy, że być może ojciec był tak fajnie liberalny. Tylko czy aby na pewno było to fajne? Dla niej - ani trochę. Dla dzieciaków w sumie też, bo jednak były mąż trochę migał się od podejmowania poważnych decyzji. Wszystko wciąż spadało na nią. Nie miałaby z tym problemu, bo lubiła porządek i dyscyplinę, ale kiedy ktoś zaburzał jej mocno idealny ład, pojawiał się problem.
- Co ty tam właściwie pichcisz? Mam przynieść coś jeszcze? - postanowiła jednak mocno zmienić temat, bo miała dość żalenia się na własne dzieciory.

jackson hargreeves
ambitny krab
pani Adler
dziennikarz śledczy — freelance
53 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
Stary dziennikarz, który niszczy swoją wątrobę i nawiązuje same dziwne relacje z ludźmi dookoła.
A Jack miał bogatą wyobraźnię, bo w tym zawodzie to właśnie ona mu czasem ratowała tyłek. I życie. I tematy za którymi gonił. Dobra ściema działała o wiele lepiej, niż mówienie wprost że jest dziennikarzem. Zwłaszcza jak robił rozeznanie w sprawie, która miała kogoś pogrążyć. I pewnie jak akurat był w mieście, to opowiadał swoim dzieciom najlepsze bajki na dobranoc, skoro tak się dawał ponieść swoim wizjom. Chociaż jeden plus dla niego, do towarzystwa setki minusów. W sensie w tabelce oceniającej jego zdolności rodzicielskie, co nie.
Dlatego zaśmiał się na jej podsumowanie - nie dostałem zbyt wielu zażaleń - rzucił, może i nieodpowiedni żart przy siostrze, ale czasami człowiekowi się wymsknie! - Tak? A które najbardziej? - zapytał z lekkim rozbawieniem, podejrzewając że nie dostanie odpowiedzi, bo takich rzeczy nie da się tak łatwo powiedzieć. Ani określić. Inna sprawa, że jako rodzic wiedział, że zawsze jest takie jedno dziecko o którym pomyśli się jako pierwszym…
A jeśli chodzi o odciski i tarapaty, to chyba najwięcej słuchała jednak narzekań na własnego brata, Jack wiedział jak się dobrze wpakować w kłopoty. Siniak pod okiem był tego idealnym dowodem.
- A jest jakaś szansa na wspólny front? - zapytał - ja zawsze pytałem się Lore co robić i jak chce coś rozwiązać - przyznał całkiem szczerze. A potem lekko zmarszczył brwi - ale no, czasami jest różnica w tym czemu są nagle tacy gniewni. Może coś się dzieje w szkole? Jakiś koleś lub kolesiówka złamała jej serce? Czy chodzi o Jamesa i jego powrót? - zapytał bo cóż, może i sam był w tym beznadziejny, ale przynajmniej wiedział jakie pytania zadawać. Bo powód zawsze jakiś był, tylko trzeba go było poszukać. A w jego wypadku zapytać którąś byłą żonę, bo cóż, on raczej się tego od dzieci nie dowie.
- Zależy z czym chcesz je jeść. Mam steki i burgery, więc do wyboru do koloru. Jak masz jakieś pieczywo, kukurydzę w kolbie albo jakieś warzywa, to możesz dorzucić - zaoferował - albo jakieś nie wiem, ziemniaki? Mam bułki do burgerów, ale nie warzywa - dodał, zerkając co tam wrzucił w sklepie do torby i pewnie przez to podbite oko o tym i owym zapomniał.
przyjazna koala
-
-
manager — Shadow
42 yo — 171 cm
Awatar użytkownika
about
Chłodna, dumna i nieco wyniosła manager w klubie Shadow, związana z nim od początku istnienia. Rok temu w końcu się rozwiodła, domykając ostatecznie swoje małżeństwo, które już od wielu lat było małżeństwem jedynie z nazwy.
Jeśli to go pocieszy, to jej dzieci też lubiły słuchać wujka. Przynajmniej wtedy, kiedy były mniejsze, bo gdy podrosły, zaczęły rozumieć, że opowieści dorosłych, nie tylko Jacksona, ale przede wszystkim rodziców, były tylko i wyłącznie pięknymi bajkami, niemającymi żadnego przełożenia na realny świat.
- Te, które są akurat grzeczne - odparła. Owszem, nigdy nie powie, które lubiła najbardziej. Mogła powiedzieć, co najbardziej lubiła w każdym z nich i która z cech była jej najbliższa, ale nie będzie wybierała, podobnie jak rodzice nigdy nie wybierali między nimi. Nawet jeśli jednego dnia poświęcali więcej uwagi Jacksonowi, nowemu w domu, to mała Connie wiedziała, że jutro to ona, jako ta młodsza, będzie w centrum uwagi. Wszystko jakoś się równoważyło i właśnie takim rodzicem zamierzała być.
- Nie wiem, czy chcę wspólnego frontu - przyznała. - Co on o nich wie? Tyle, ile ja mu powiedziałam albo to, co powiedziały mu one, a który nastolatek mówi o wszystkim ojcu, który jest za granicą? Nauczyłam się sama rozwiązywać swoje problemy - a w tym pojęciu mieściły się chyba również problemy dzieciaków - a on... Zaburza moją aurę.
Okej, to metafora. Nigdy nie wierzyła w takie rzeczy, ale chyba nie umiała nazwać tego inaczej tego, o czym myślała.
- Mam wrażenie, że byłoby nam się łatwiej dogadać, gdyby wszystko było po staremu.
Koleś, kolesiówka, byleby jej dziecko było szczęśliwe, a tu nagle wraca James i niszczy jej wewnętrzny spokój. Wiadomo, był ojcem, miał prawo wrócić i mieć kontakt z dziećmi, ale czy musiał przy okazji psuć całą rodzinną hierarchię? Bo robił to, nawet wtedy, kiedy się nie wtrącał. Tak przynajmniej odbierała to ona. Jego przyjazd był jedną z dodatkowych zmiennych w już i tak skomplikowanym matematycznym działaniu ich rodzinnych relacji.
- Możesz zrobić burgery. Mam w domu nastolatkę. Warzyw nam ni zabraknie, zaraz coś przyniosę - najwyżej odkupi coś córce. - Ale stek też będzie okej. Gdybyś robił, chcę mocno wysmażony. Brzydzi mnie surowe mięso - wstała ze swojego krzesełka i poszła na moment do domu. Wiadomo, do kuchni, po dodatki na grilla. Znalazła w lodówce trochę papryki, sałaty, sporo cebuli, niosła też ze sobą oliwki, ogórki i dwie kolby kukurydzy. Ziemniaki miała cztery, bo tyle zmieściło jej się na tacy. W razie czego zrobi drugą rundkę i przyniesie więcej, ale czy dwie osoby potrzebowały czegoś jeszcze?

jackson hargreeves
ambitny krab
pani Adler
dziennikarz śledczy — freelance
53 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
Stary dziennikarz, który niszczy swoją wątrobę i nawiązuje same dziwne relacje z ludźmi dookoła.
Tak… cóż. Niestety, musieli filtrować! Kiedy Jack przyjeżdżał ze swoich wypraw, to też na pewno miał dwie wersje opowieści o swoich przygodach! Jedną normalną, dla dorosłych, drugą w wersji PG13, dla dzieciaków, żeby nie miały koszmary i nie bały się, że wujek im tam umrze. Nawet jeśli bywało czasami blisko. Bardzo blisko. Bardzo, bardzo blisko. I cóż, pewnie z tego powodu Jack czasami koloryzował i trochę także wersję dla rodziny zaokrąglał i łagodził. Oczywiście jak potem czytali jego książki i reportaże to cóż… wtedy poznawali prawdę. Bo co jak co, ale nie mógł udawać, że w nich kłamie, bo co byłby z niego za dziennikarz! Nie był Gilderoy’em Lockhartem w końcu.
Zaśmiał się na jej wymig i nawet pokiwał z uznaniem głową, bo było to całkiem sprytne unikanie tematu! I no w przeszłości pewnie Jack był jednak tym najmniej wymagający, skoro był najstarszym dzieckiem. Od takich się wymaga raczej opiekowania, niż się nad nimi dmucha i chucha. Nie żeby mu to przeszkadzało, od zawsze lubił wędrować swoimi ścieżkami.
- Wspólny front nie oznacza, że on ma dyktować warunki. Ale możesz mu je podpowiedzieć…. albo tak naprowadzić, żeby myślał że sam na nie wpadł - zaproponował, bo cóż, trzeba było do tego podejść kreatywnie, a pewnie na to Connie miała swoje metody. Jak każda kobieta, heh.
- Tak, to prawda. Nastolatkowie mają swoje… dziwne fazy i swój dystans - przyznał - Lia na przykład teraz zachowuje się jakbym nagle się pojawił, więc to chyba przychodzi falami, z okazji nastoletniego buntu - mruknął cicho, bo no takie odniósł wrażenie przy ich ostatnim spotkaniu, więc zdecydował się podzielić z siostrą takim newsem. Jeszcze może być gorzej!
- Nie wiem czy są na to jakiekolwiek szanse. Dolly powoli przestaje być dzieckiem, nie ma od tego powrotu. Niestety - westchnął ciężko. Nie chciał być staroświecki, ale wizja dojrzewających córek i tego co nastolatkowie zwykle lubią robić trochę go męczyła. Dlatego napił się drinka, bo cóż, bez tego nie dawał rady!
- Nawet jakby on zniknął, to i tak nie będzie po staremu - dodał ciszej, chociaż podejrzewał, że niespecjalnie ją tym pocieszył. No ale, mogła się co najwyżej pocieszać tym, że Jack miał więcej dzieci i więcej problemów przez to, czy… no… może… no dobra, pewnie to żadne pocieszenie.
- Zrobię ci to i oto, w końcu Twoje urodziny. Zjemy wszystko - zauważył z lekkim rozbawieniem i ogarnął mięsko, poprzewracał na drugą stronę i w ogóle, no pełna profeska! A kiedy siostra wróciła, dolał im alkoholu, bo jego się już dawno skończył!
- No a poza tymi zawirowaniami z dziećmi… jak między Tobą a Jamesem? Dziwnie mieć go znowu obok? - zapytał, z zaciekawieniem. Nie wiedział na jakiej stopie są prywatnie, ale wiedział że z byłymi małżonkami bywa różnie!
przyjazna koala
-
-
manager — Shadow
42 yo — 171 cm
Awatar użytkownika
about
Chłodna, dumna i nieco wyniosła manager w klubie Shadow, związana z nim od początku istnienia. Rok temu w końcu się rozwiodła, domykając ostatecznie swoje małżeństwo, które już od wielu lat było małżeństwem jedynie z nazwy.
Mimo wszystko Connie wolała słuchać jego opowieści jeszcze sprzed jakiejkolwiek cenzury. Nigdy nie należała do osób, które lubią lukrowaną i delikatnie pudrowaną półprawdę. Znacznie bardziej ceniła sobie surową i szczerą prawdę, bez upiększania. Jeśli właśnie tak wychowywał ją starszy brat, nie prezentował jej sztucznej wizji świata, to zdecydowanie mógł teraz czuć dumę, bo blondynka była wyjątkowo zahartowana i przygotowana do mierzenia się z największymi wyzwaniami.
- Jasne. Skoro przez tyle lat nie wpadł na to, że wypadałoby zająć się własnymi dziećmi i żoną, a nie pogonią za swoimi durnymi marzeniami, to teraz na pewno zachowałby się jak facet - zadrwiła lekko, ale chyba nie z brata; bardziej z jego podejścia, ale czemu się dziwić? Jackson też był facetem i niczego nie rozumiał, Connie z kolei była chyba zbyt dumna, żeby przyznać, że nawet ona potrzebuje czasem oparcia i nie pogardziłaby silnym, męskim ramieniem, które mogłoby zdjąć nieco trosk z jej wiecznie zmęczonej myśleniem głowy. Tylko tyle. Dlaczego nie mogła trafić na zdecydowanego, twardego faceta, który byłby świetny w łóżku, nie osaczałby jej, dawałby jej odrobinę swobody, by mogła rozwinąć skrzydła i jednocześnie jedną ręką naprawiałby cieknący zlew, a drugą podawałby jej papierosa? Naprawdę tak wiele oczekiwała?
- Twój problem polega na tym, że faktycznie co jakiś czas znikasz i nagle się pojawiasz - zgodziła się z bratanicą. - Jedyna nadzieja w tym, że wszystkie dzieci kiedyś w końcu dorosną i zaczną nas doceniać.
Tylko co do tego momentu? Starać się być w pobliżu? Dać dzieciakom dystans? A jeśli wtedy oddalą się od rodziców tak bardzo, że nie będzie czego sklejać? Rodzicielstwo było szalenie trudne. Trudne było również życie po rozwodzie. Komu jak komu, ale Jacksonowi nie musiała tego tłumaczyć, ale i tak warto rozwinąć nieco ten temat. Przytaknęła więc tylko, kiedy starszy brat obiecał jej dużo jedzenia i zaraz potem zaczęła już zastanawiać się nad odpowiedzią na jego kolejne pytanie.
Warto w tym momencie opublikować delikatny spoiler: były mąż będzie miał inne imię, inną twarz i w ogóle inne konto, więc pewne rzeczy nieco się pozmieniają. Jedno wciąż pozostanie bez zmian: Connie nadal była wkurwiona na eks małżonka.
- Najgorsze w tym wszystkim jest to, że z każdym siwym włosem wygląda coraz bardziej seksownie - przyznała i zaciągnęła się swoim papierosem zdecydowanie mocniej, niż poprzednio. Tak, zdecydowanie próbowała kupić sobie w ten sposób odrobinę czasu. Może Jack zdąży zapomnieć o tym, co właśnie powiedziała?

jackson hargreeves
ambitny krab
pani Adler
dziennikarz śledczy — freelance
53 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
Stary dziennikarz, który niszczy swoją wątrobę i nawiązuje same dziwne relacje z ludźmi dookoła.
Nie wiem czy można tak w stu procentach powiedzieć. W końcu nigdy im nie powiedział jakiej prawdy się dowiedział o swoich rodzicach, a to się chyba kwalifikowało do lukrowania prawdy. Czy raczej generalnie pomijania jej. Ale w kwestii swoich podróży jeśli chciała, mógł jej powiedzieć wszystko. Nie wmawiał jej też pewnie, że Mikołaj istnieje, no chyba że rodzice zabraniali mu zdradzać tej tajemnicy! Więc no… wiele zależy właśnie od nich i ich zwyczajów.
- No wiem, straci Ci faceci, którzy biegają za marzeniami, zamiast siedzieć z dziećmi w domu… - rzucił, unosząc wymownie brwi na słowa Connie. No bo jednak sam był takim facetem, który zamiast siedzieć z żoną i dziećmi, wolał podróżować i podążać za swoimi marzeniami. Czy raczej po prostu pracą, która była wymagająca, niebezpieczna i mało family friendly, więc nie mógł jej zabierać ze sobą. I nie chciał. Wątpił, że by się skupił na pracy, gdyby tu mu dziecko płakało, a tu musiał jechać po pieluchy i mleko w proszku…
- Według rubryczek już dorosły - uniósł brwi - poza tym nie wiem czy serio by wolały żebym siedział tutaj i nienawidził swojego życia, pisząc dla jakiegoś gównianego brukowca, o mało ważnych sprawach - westchnął ciężko. - Gdyby to był amerykański Waszyngton, to przynajmniej mógłbym śledzić prawdziwe skandale, ale w Lorne Bay nic się nie dzieje - westchnął ciężko. I oczywiście działy się życiowe dramaty i życiowe sprawy, ale nie takie jak z jego tekstów. Więc no, zdecydowanie nie coś dla niego.
- Żałujesz czasami, że się zdecydowałaś na rodzicielstwo? - zapytał, niby lekko, chociaż wiedział jak skomplikowane to było pytanie. Jak dla niego wersja z telewizji mocno odbiegała od prawdziwego doświadczenia posiadania dzieci, więc zrozumiałby gdyby mu powiedziała, że żałuje. Zresztą, to pytanie chyba i tak nie było tak w stu procentach na serio.
- O, tego chyba nie chciałem słyszeć - rzucił z rozbawieniem, a potem dolał im alkoholu - czy to jakiś dziwny wstęp do tego, że myślisz o powrocie do niego? - zapytał po chwili i znów przerzucił mięso na grillu, już prawie gotowe do zjedzenia.
przyjazna koala
-
-
manager — Shadow
42 yo — 171 cm
Awatar użytkownika
about
Chłodna, dumna i nieco wyniosła manager w klubie Shadow, związana z nim od początku istnienia. Rok temu w końcu się rozwiodła, domykając ostatecznie swoje małżeństwo, które już od wielu lat było małżeństwem jedynie z nazwy.
Tak tak! Wiadomo, o starszym braciszku wiedziała tylko tyle, ile sam jej powiedział, o podróże również czasem podpytywała, a o tym, że Mikołaj nie istnieje, dowiedziała się sama, w miarę wcześnie, kiedy zobaczyła, jak w markecie jeden Mikołaj zdejmuje brodę i przekazuje ją innemu Mikołajowi. Chamsko. Nie mówiąc już o tym, że nie było to zbyt higienicznee.
- Wiesz, o co mi chodzi - skrzywiła się. - Zresztą, sam widzisz. Twoje małżeństwo też się rozpadło. Może kobiety, nie mówię, że wszystkie, ale część, wymagają jednak od ojców swoich dzieci odrobiny odpowiedzialności, a nie tego, że ci będą realizować swoje pasje kosztem pasji swoich żon. Sorry, Jack, ale wychowałam trójkę dzieci praktyczni w pojedynkę, bo mój mąż wiecznie był zajęty sobą. Kto by się nimi zajmował, gdybym nagle powiedziała, że wyjeżdżam w pizdu, żeby realizować się zawodowo?
Pod tym względem brat zachowywał się dokładnie tak, jak jej były małżonek. Na szczęście dla niego, Hargreeves miał tę przewagę, że był jej bratem, jej rodziną i Connie zawsze będzie go kochała, a nawet jeśli czasem powie cos, czego być może mężczyzna wolałby nie usłyszeć, to na pewno miało to inny wydźwięk, niż podobne słowa skierowane pod adresem Adlera. Do niego mogła mieć pretensje, jak najbardziej zresztą słuszne. W przypadku brata - to tylko dobre rady i pomoc w zrozumieniu kobiecego światopoglądu.
- Wiesz, jako twoja siostra powiedziałabym, że za chwilę wszystkie twoje dzieci będą na tyle dorosłe, że bez problemu możesz jechać do Stanów, ale gdyby to siostra Adlera powiedziała mu coś takiego, podpaliłabym jej dom za wtrącanie się w nasze sprawy - wzruszyła ramionami. Tak to właśnie wyglądało. Nie ma żadnej uniwersalnej rady, a każdy, kogo spyta się o zdanie, próbuje radzić tylko coś, co będzie dobre z jego punktu widzenia, niekoniecznie patrząc na to, co będzie dobre dla dzieciaków, które zazwyczaj są w tej sytuacji najbardziej pokrzywdzone.
- Nie. Nigdy. Może czasami zastanawiałam się nad tym, jak to wszystko wyglądałoby, gdybyśmy mieli te dzieci nieco później, ale nigdy nie żałowałam tego, że mam dzieci - odparła. Wiadomo, bywały gorsze i lepsze momenty, ale jednak tych drugich było zdecydowanie więcej. Podobnie bywało w małżeństwie, prawda? Raz było lepiej, raz gorzej, aż w końcu człowiek sam nie wie, co ma myśleć.
- Nie po to się rozwiodłam, żeby teraz znowu do tego wracać - odparła po chwili namysłu. Nie, nie myslała o tym. To tylko luźne stwierdzenie, które wcale nie musi nieść za sobą niczego więcej.

jackson hargreeves
ambitny krab
pani Adler
ODPOWIEDZ