Hej hej kolejkę nalej, hej hej kieliszki wznieśmy
: 05 sty 2022, 16:06
- 7 -
Mdłe światło rozpalonych ulicznych latarni, zalewało szarą na wpół betonową dżunglę i tylko kolorowy błysk lampek oświetlających wejście do baru, sugerowało, że jeśli postawi się jeszcze tych kilka, kolejnych kroków, odnajdzie się coś więcej niż leżącą samotnie na środku chodnika paczkę po chipsach, która nigdy nie miała nawet trafić do śmietnika po przeciwnej stronie ulicy. Paczkę, która ochoczo zaczepiła się o ciężki, wojskowy but i nie chciała go opuścić póki śmierć nas nie rozłączy. Ale Bowie była szybsza, od losu co to złączyć miał ją na zawsze z ulicznym śmieciem, kopniakiem rozdzieliła buta i zadrukowaną folię, przeklinając w duchu tych co przyczyniają się do globalnego ocieplenia, a wieloryby karmią karmą z gumowych kondomów, pływających po na wpół wymarłych morzach i oceanach.
Pomiędzy sprzedawaniem substytutów szczęścia, a studiami, znajdowała niewiele czasu na dodatkową pracę, ale z czegoś musiała żyć, więc tego wieczoru zgodziła się przyjść na zastępstwo na bar, równocześnie obiecując, że się nie upodli tak jak to zdarzało jej się mieć w zwyczaju. Zresztą, tutejsi klienci ją lubili. Zwłaszcza kiedy słuchała, a wszak nie ma lepszego psychologa niż barman, który polewa, pomagając Ci się uzewnętrznić i otworzyć szerzej portfel.
- Cześć, co podać? - zapytała młodej kobiety o rudych włosach, którą kojarzyła z baru. Między innymi dlatego, że niesamowicie zazdrościła jej tych przepięknych włosów. - Wyglądasz jakbyś chciała się napić mojego przepysznego autorskiego drinka - dodała, uśmiechając się do niej zachęcająco, wcale nie sugerując, że kobieta wygląda jakby miała gorszy dzień. - Ach, no i mamy też happy hours jakbyś chciała skorzystać, a na pewno Ci się przyda, jeśli ta banda ćwoków znowu się uchleje i zacznie się drzeć na całe pomieszczenie - skrzywiła się, kątem oka zerkając na grupkę facetów po czterdziestce, którzy poprzedniego wieczoru, wyjątkowo się rozsierdzili po alkoholu.
Willow Kelly
Mdłe światło rozpalonych ulicznych latarni, zalewało szarą na wpół betonową dżunglę i tylko kolorowy błysk lampek oświetlających wejście do baru, sugerowało, że jeśli postawi się jeszcze tych kilka, kolejnych kroków, odnajdzie się coś więcej niż leżącą samotnie na środku chodnika paczkę po chipsach, która nigdy nie miała nawet trafić do śmietnika po przeciwnej stronie ulicy. Paczkę, która ochoczo zaczepiła się o ciężki, wojskowy but i nie chciała go opuścić póki śmierć nas nie rozłączy. Ale Bowie była szybsza, od losu co to złączyć miał ją na zawsze z ulicznym śmieciem, kopniakiem rozdzieliła buta i zadrukowaną folię, przeklinając w duchu tych co przyczyniają się do globalnego ocieplenia, a wieloryby karmią karmą z gumowych kondomów, pływających po na wpół wymarłych morzach i oceanach.
Pomiędzy sprzedawaniem substytutów szczęścia, a studiami, znajdowała niewiele czasu na dodatkową pracę, ale z czegoś musiała żyć, więc tego wieczoru zgodziła się przyjść na zastępstwo na bar, równocześnie obiecując, że się nie upodli tak jak to zdarzało jej się mieć w zwyczaju. Zresztą, tutejsi klienci ją lubili. Zwłaszcza kiedy słuchała, a wszak nie ma lepszego psychologa niż barman, który polewa, pomagając Ci się uzewnętrznić i otworzyć szerzej portfel.
- Cześć, co podać? - zapytała młodej kobiety o rudych włosach, którą kojarzyła z baru. Między innymi dlatego, że niesamowicie zazdrościła jej tych przepięknych włosów. - Wyglądasz jakbyś chciała się napić mojego przepysznego autorskiego drinka - dodała, uśmiechając się do niej zachęcająco, wcale nie sugerując, że kobieta wygląda jakby miała gorszy dzień. - Ach, no i mamy też happy hours jakbyś chciała skorzystać, a na pewno Ci się przyda, jeśli ta banda ćwoków znowu się uchleje i zacznie się drzeć na całe pomieszczenie - skrzywiła się, kątem oka zerkając na grupkę facetów po czterdziestce, którzy poprzedniego wieczoru, wyjątkowo się rozsierdzili po alkoholu.
Willow Kelly