adwokat, właściciel kancelarii — Fitzgerald & Hargrove
35 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
stupid, emotional, obsessive little me
— dwadzieścia cztery —


Jasna smuga światła, tańcząca niewinnie na wschodniej ścianie pustego biura — tego, w którym znajdowała się już kanapa, wybrana przez Gwen specjalnie dla Bena — przyciągnęła jego uwagę przed niemalże godziną. Nieświadomy upływającego czasu siedział przed eleganckim biurkiem, również wybranym przez Gwen, pozornie tylko zajmując się stosem przeróżnych dokumentów. Już w przyszłym tygodniu mieli oficjalnie otworzyć to miejsce, a jako że ostatnie umowy wymagały odpowiednich podpisów, a lokal musiał zostać odpowiednio przystosowany pod kancelarię, Ben miał niezwykle mało czasu na cokolwiek. Teraz jednak marnował go skrzętnie, bo ciężko było skupić się na kwestiach związanych z pracą, kiedy tak wiele spraw zaprzątało jego myśli. Farsa, którą był cały miniony miesiąc, umocniona została w sile przed kilkoma dniami, a on nadal, chyba nawet jeszcze bardziej, niż wcześniej, pojęcia nie miał jak rozwiązać wszystko. Teoretycznie nie działo się nic. Spotykali się z Walterem normalnie, rozmawiali bez jakichkolwiek uniesień i mówiąc szczerze, nic nie wskazywało na to, że dzieje się cokolwiek. Obaj udawali ten spokój z taką precyzją, że zaczęło to jednak być przerażające, przynajmniej dla niego. Naturalnie Ben, tradycyjnie dla siebie, doszukał się w tym wyłącznie własnej winy. No bo przecież zaczęło się od (nie)urodzin Waltera, na które podarował mu balona w kształcie żółwia i ulotkę o zagrożonych w tych rejonach gatunkach. Miało być to w pewien sposób ZABAWNE, choć teraz nie potrafił sobie przypomnieć dlaczego. Nie, bo późniejsza dyskusja, której nie mieli szansy skończyć, zapowiadała tragedię. Spodziewał się tego wtedy, skoro mimo złożonej obietnicy, poinformował Mari o ich związku (???), ale nigdy nie mieli tak naprawdę szansy na to, by ów kłótnię dokończyć. To znaczy obaj tego chyba po prostu unikali. I sam Ben nie wiedział też, czy dużo gorsze nie były po prostu święta, podczas których wręczył Walterowi wyłącznie przewodnik po najlepszych (najnudniejszych) muzeach tego okręgu, co również miało być ZABAWNE, a sam dostał dużo lepsze prezenty i to w dodatku klucze, co było trochę irracjonalne i zupełnie niespodziewane. I co sprawiało, że do dzisiaj czuł się niekomfortowo, bo nawet jeśli doceniał ten gest bardzo, tak jednak wiedział, że prawdopodobny koniec jest blisko, jak zwykle. Bo przecież gdy wszystko zaczynało się układać, musiał to jakoś zepsuć, prawda? No więc tak, nie odwdzięczył się wówczas tym samym, bo idiotycznie posiadał tylko jedną sztukę klucza, a gdy potem dorobił, to było już mu głupio ten temat poruszyć. Głupio też mu było trzydziestego pierwszego grudnia, przeklęta data, kiedy to został określony przez Waltera mianem nikogo i potraktowany jak przypadkowy przechodzień, co mimo starań i zapewnień, że nic się nie stało, zabolało mocno. No ale przecież to była jego wina. O tym wszystkim myślał więc właśnie teraz, od samego rana, nie robiąc nic, co zrobione być powinno. Zapomniał aż z tego wszystkiego o tym, że umówili się dzisiaj na wspólny lunch i dopiero chwilę przed nadejściem Waltera zdał sobie sprawę z tego, że nie tylko to już odpowiednia pora, ale i że ów refleksu światła od dawna nie ma na ścianie.
Korzystając z rady Mari zamierzał, wbrew sobie, zdobyć się na odwagę i porozmawiać o tym wszystkim. Bo unikali przecież ważnych tematów w sposób infantylny, a skoro widywali się dość regularnie i zaczęło być poważnie, to musieli. Po prostu. Nawet jeśli miało to być najbardziej przerażającą rzeczą, jakiej kiedykolwiek doświadczył. Uśmiechnął się lekko na powitanie, gdy Walter stawił się w pomieszczeniu, nie ruszając się jednak z zajętego miejsca choćby o milimetr. — Przepraszam, trzeba załatwić jeszcze milion spraw przed otwarciem, a obiecałem Gwen, że nie musi w tym uczestniczyć — powiedział unikając jego spojrzenia, przerażony niezwykle. — Ale nie musisz się bać, nie ma ani jej, ani nikogo innego, jest tu całkowicie bezpiecznie — palnął po chwili dość głupio, przez nerwy, co mimo wszystko miało być także ZABAWNE, ale Ben powinien się po prostu już zorientować, że bycie zabawnym mu nie wychodzi.

Walter Wainwright
neurochirurg w cairns hospital — too busy to be heartbroken
44 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
i'm sleepin' fine. i don't mean to boast but i ONLY dream about you once or twice a night (at most)
Czas niby mijał, pozostawiając wszystko w tyle, a on i tak czuł się, jak tamtego felernego wieczora, kiedy naparł na niego deszcz klęsk dotyczących tylko cudzych śmierci. Ostatnio zgonów na jego stole było więcej, co bynajmniej nie ułatwiało niczego i zmuszało go tylko do rozważań, kiedy czas przyjdzie na Othello, albo, co gorsza, jego byłą żonę. Bo oni wszyscy mieli już przecież wyznaczoną swoją datę ostateczną, co czyniło z niego jednego z tych starszych osób, zaczynających każdą rozmowę od “wiesz, kto ostatnio umarł?”, co również mu nie pomagało. Problemy z Benjaminem zdawały się w zestawieniu z tym mniejsze, jakby wcale niedostrzegalne, co pozwoliło im wytrwać ostatni miesiąc bez większej kłótni, ale tak, blondyn miał rację podejrzewając, że nic nie było między nimi dobrze. Tyle tylko, że Walter nie był już pewien, czy chce to wszystko rozgrzebać; ostatnio usłyszał, że za wiele od innych żądał, stawiając im niemożliwe do zrealizowania wymagania, że każdą istotną relację sabotował, odzierając ją kawałek za kawałkiem z każdej zalety i cóż, nie śmiał się z tym nie zgodzić. Dlatego też właśnie udawał, że nic się nie stało, co jednak zdemaskowane zostało kilka dni temu w tak okrutnie irracjonalny i pospolity sposób, przez który wciąż się na siebie gniewał. Do kancelarii Hargrove’a nie wszedł z zamiarem wywołania kłótni ani też poruszenia tych nieco bardziej poważnych kwestii, ale gdy spostrzegł jego sylwetkę skrytą w połowie za biurkiem, na nowo odczuł w sobie irytację, której wcale nie spraszał. — Jeśli potrzebujesz więcej czasu, to możemy to odwołać — zaproponował beznamiętnie, gdy podszedł już nieco bliżej i nie natrafił na jakiekolwiek zainteresowanie tym spotkaniem. W przeciwieństwie do Benjamina bowiem, nie miał problemu z obdarzeniem go swoim wzrokiem, który jak zwykle poddawał go czujnej obserwacji. — Szkoda tylko, że nie dałeś mi znać wcześniej — wtrącił, ale ton jego głosu nie wskazywał wcale na rozgniewanie. I naprawdę był gotów wrócić teraz do szpitala bez jakichkolwiek pretensji, może nawet ciesząc się z tego czasu osobno. Tylko… Te następne słowa… — Tak? A widzisz, szkoda, bo liczyłem na zebranie kilku gratulacji, skoro większość już zdaje się wiedzieć — odparł jakimś dziwnie sztucznym tonem, zwieńczonym lekkim uśmiechem. Budynek ten skrywał przecież dwie osoby zupełnie niepotrafiące zachować dla siebie istotnych spraw, prawda? Nawet jeśli te nie dotyczyły tylko ich, ale kto by się przejmował? Cóż, na pewno nie Benjamin, co naprawdę było już przezabawne.

benjamin hargrove
sad ghost club
skamieniały dinozaur
adwokat, właściciel kancelarii — Fitzgerald & Hargrove
35 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
stupid, emotional, obsessive little me
Cały ten jego strach był irracjonalny i jak najbardziej zdawał sobie z tego sprawę. Nie wiedział za to, czy bardziej jest on wynikiem troski o tę ich relacji czy jednak świadomości, że nadciągająca dyskusja mogłaby być przez niego w całości przegrana, bo brakowało mu przecież jakichkolwiek argumentów. Tego przynajmniej obawiał się, nim Walter stawił się w kancelarii; wystarczył jednak sam dźwięk jego głosu, by wszystko stało się jasne. To znaczy to, że chodzi tylko i wyłącznie o obawy przed nadciągającą poważną batalią, a nie chęć jej wygranej. Bo tak właściwie Benowi w ogóle na tym nie zależało, co było kuriozalne w jego przypadku i zdecydowanie było więc rzeczą, którą nie wypadałoby mu się chwalić w obliczu otwierania własnej kancelarii. Dziwne było bardzo to, jak Walter nieświadomie go zmieniał.
Nie, daj spokój, zrobię sobie przerwę — przerwę od niczego, tak naprawdę, ale bynajmniej nie przeszkadzała mu perspektywa spędzenia w tym miejscu całej nocy, by uporać się z wszelkimi obowiązkami. — Po prostu straciłem poczucie czasu — dodał na swoje usprawiedliwienie, uprzytomniwszy sobie, że jego słowa zabrzmieć mogły dość nieprzyjemnie — tak, jakby żądał odwołania wszystkiego. A chodziło przecież wyłącznie o to, że przegapił tę wybraną przez nich godzinę, wobec czego spotkać musieli się właśnie tutaj i zamówić coś na wynos. Co też zamierzał uczynić — wstał, sięgnął po telefon i dopiero wtedy spojrzał na Waltera, bo ciężko było go tak idiotycznie ignorować. Pewien był, że w zetknięciu z jego spojrzeniem uśmiechnie się jak zwykle, uznając, że nie ma sensu spoglądać na te wszelkie minione wydarzenia, ale nic podobnego się nie stało. Zamiast tego mina nazbyt poważna i niepewna, dlatego wzrok jego powędrował znów w kierunku biura. I gotów już był pytać, co zamówić, ale komentarz Wainwrighta sprawił, że cała ta idea wspólnego lunchu przestała mieć jakikolwiek sens. Stał już gdzieś przed biurkiem, na wyciągnięcie ręki od niego, a mimo to wykonał jakiś dziwny krok do tyłu. Cóż, najważniejsze było to, że miał świadomość tego, jak głupio się zachowuje! Otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale ciężko było w ogóle zacząć tę całą rozmowę (bo on naprawdę kłócić się nie zamierzał), kiedy tak wiele spraw wymagało jakiegoś komentarza. — Nie zamierzam przepraszać — poinformował go więc na początek, nieśmiało na niego spoglądając. — Za to, że Mari wie — dodał zupełnie niepotrzebnie, bo było to pewnie oczywiste. Mógłby też zacząć się tłumaczyć, że sama wszystko rozszyfrowała, a on nie zaprzeczył, ale byłoby to naprawdę dziecinne tłumaczenie.

Walter Wainwright
neurochirurg w cairns hospital — too busy to be heartbroken
44 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
i'm sleepin' fine. i don't mean to boast but i ONLY dream about you once or twice a night (at most)
W obliczu dysputy wiszącej w powietrzu tak wyraźnie, że omal nie stawała się materialna, ciężko było mu zwrócić uwagę na wygląd kancelarii, którą przemierzał dzisiaj po raz pierwszy. Nie zastanawiał się teraz ani jak wygrać ów nadciągającą sprzeczkę, ani co ona dla nich oznacza, a zwyczajnie pieklił się, że Benjamin w całej sytuacji nie dostrzega problemu. Takie wrażenie przynajmniej sprawiał od ostatniego miesiąca, podczas którego Walter dawał mu czas na zrozumienie, do którego naturalnie nie doszło.
Wyjaśnienia jego przyjął bez wzruszenia, jako że obojętny był mu cały ten lunch. Bo to przecież tylko lunch, nic innego, żadna wytyczna mogąca pokierować ich relację ku unicestwieniu. Stał więc niewzruszony wciąż w tym samym miejscu, gotowy przystać na wszystko, co tylko Hargrove wymyśli, a ten zdecydował się zachować irracjonalnie, skrywając się za kawałkiem drewna. — To do tego już doszło? Spokojnie, nie zabrałem ze sobą skalpela, nie musisz osłaniać się biurkiem — na próżno w słowach tych było szukać złośliwości, a bardziej zdziwienia, bo wszystko to było takie… absurdalne, po prostu. I niedojrzałe poniekąd, co nieco go męczyło. Zachowywał się przecież tak, jakby właśnie do jego biura wtargnął morderca, w którego towarzystwie ani trochę nie czuł się komfortowo. — Tak, zauważyłem — odparł na tę jego informację o braku przeprosin, coraz dotkliwiej odczuwając złość palącą już całe ciało. Tu przecież nie chodziło o sam fakt przeprosin, a o to przeklęte zrozumienie. Westchnął więc ciężko i odwrócił, wychodząc powoli z jego gabinetu i wzrokiem badając całe pomieszczenie. — Dobry wybór, oświetlenie jest bez zarzutu, przepływ powietrza także — zaczął tak nagle wyliczać zalety tego budynku, choć na nic to wszystko teraz było. — No i akustyka — dodał nawet z lekkim uśmiechem, nie wiedząc nawet, po co to robi. Przekłada dyskusję, która musi się odbyć i zaczyna temat zupełnie nieważny. Dla niego jednak ta sytuacja była równie trudna, wkroczyli przecież na dalszy etap relacji, która teraz powoli chyliła się ku zagładzie, choć żaden z nich (chyba) tego nie chciał.

benjamin hargrove
sad ghost club
skamieniały dinozaur
adwokat, właściciel kancelarii — Fitzgerald & Hargrove
35 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
stupid, emotional, obsessive little me
Nawet o tym nie był w stanie myśleć — spędziwszy w tym miejscu już tak wiele czasu, przygotowując je do oficjalnego otwarcia, umknął mu gdzieś fakt, że Walter jest tu po raz pierwszy. I że wobec tego winien zachować się naprawdę inaczej, pewnie tradycyjnie ciesząc się głupio każdą częścią biura, poszczególnych pomieszczeń, dużych okien i widoku zza nich, który oznaczał tylko tyle, że zapłacili za to wszystko z Gwen zdecydowanie nazbyt wiele pieniędzy. Nie było to jednak wszystko ważne, bo skoro Ben zaplanował właśnie na dzisiaj tę ciężką rozmowę, to na niczym innym skupić się nie mógł. I nieco tylko zdziwiło go podejście Waltera do całości, wobec czego mógł tylko milczeć, zapomniawszy nagle jak dobiera się odpowiednio słowa. Zażenowany był tym swoim zachowaniem, ale kierował nim naprawdę tylko strach, to wszystko. Nigdy nie odczuwał tremy przed wygłoszeniem jakiejkolwiek przemowy, nieważne jak wielką miał publiczność. Tymczasem dziś gotów byłby uciec prędko, byleby tylko uchronić się przed koniecznością zabrania głosu.
Stał więc głupio w tym samym miejscu, całkowicie ignorując tę próbę zmiany tematu. No bo miał dużo do wyjaśnienia, ale że w myślach jego krążył chaos, to nie robił tego wszystkiego w odpowiedniej kolejności. Trudno jednak, nigdy wcześniej nie toczył tak zawiłych i poważnych dyskusji, więc nie miał jakichś odpowiednich wzorców. — Powiedziałeś wtedy, że nie chcesz, żeby wiedziała i myślałem, że nie mam z tym problemu. Ale jednak miałem — ta cała zabawa w stwierdzanie oczywistości pewnie miała tylko dodatkowo i zupełnie niepotrzebnie zirytować Waltera, ale cóż mógł na to poradzić? Po prostu ta historia musiała zostać opowiedziana na głos w odpowiedni sposób. — Zastanawiałem się tylko, dlaczego to jest takie ważne i stwierdziłem, że pewnie chodzi o Jonathana. I że pewnie nie uwierzysz w to, że ona to wszystko zachowa dla siebie — przecież, z tego co wiedział, Mari nie zachowała się jak idiotka i po prostu była dobrą przyjaciółką, milcząc i dodatkowo nie atakując samego Waltera w żaden sposób. — Ale potem zrozumiałem, że ty po prostu nie chcesz, żeby wiedział ktokolwiek — nic dziwnego, że Ben był tego pewien, skoro w ogóle ze sobą nie rozmawiali. Minione zdarzenie jasno mu wskazało, że Walter w ogóle nie chce, by ktokolwiek się o nich dowiedział, co niekoniecznie było czymś przyjemnym. A jednak mówił to wszystko spokojnie, nawet jeśli pozbawione było to ładu i odpowiedniej konstrukcji. Wszystko na wdechu, jakby w obawie przed tym, co może nadejść potem.

Walter Wainwright
neurochirurg w cairns hospital — too busy to be heartbroken
44 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
i'm sleepin' fine. i don't mean to boast but i ONLY dream about you once or twice a night (at most)
Nie spodziewał się, że i jemu przyjdzie doświadczyć braku jakiejkolwiek odpowiedzi na wypowiadane słowa, co niekoniecznie mu się spodobało, tak samo jak fakt, że przez to wszystko poczuł się, jakby sam za dużo mówił. Cofnął się więc na nowo do opuszczonego przed kilkoma minutami biura, z miną co najmniej wyrażającą już jego niezadowolenie i wtedy też natarła na niego lawina dalszych niedorzeczności. Wysłuchał jej w spokoju, nie wiedząc na koniec, od czego zacząć. — Wygodnie to wszystko sobie ułożyłeś w głowie. To znaczy, wygodnie dla siebie — przyznał, również zachowując pozorny spokój, bo w środku już wszystko w nim buzowało. Nie dziwił się jednak tym wszystkim zdaniom, które w jego odczuciu mijały się z prawdą, ale hej, co człowiek, to opinia, prawda. I co człowiek, to jego własna wersja wydarzeń, czego najwyraźniejszym dowodem była ta rozmowa. — Zgodziłeś się wtedy ze mną, Benjamin, a przynajmniej nie wyraziłeś żadnego sprzeciwu — zaczął więc najpierw od tego, wzdychając przy tym lekko i znów się w niego uważnie wpatrując, choć teraz i sam jego wygląd go drażnił, co było dość przykre. — A więc obaj popełniliśmy tamtego dnia błąd, bo ja nie wytłumaczyłem odpowiednio, dlaczego nie powinieneś jej mówić — dodał jeszcze, a przez myśl przemknęło mu niespodziewanie, że i Othello i Ariadne od razu by go zrozumieli i z nimi nie musiałby toczyć tak niepoważnych przepychanek słownych. — Ale masz rację, Jonathan poniekąd jest tego wszystkiego powodem. Tak jak Ariadne, bo wiesz, na nich wszystkich to wpływa i ta decyzja nie należała wyłącznie do ciebie. Mogłeś powiedzieć każdemu, ale wybrałeś tę jedną osobę, która… — nawet mu zabrakło słów, a więc zrobił dłuższą pauzę, opuszkami palców pocierając skórę u nasady nosa i znów westchnął, okazując tym samym swoje rozdrażnienie i rozczarowanie. — Nie winię jej, jeśli komuś powiedziała. To nie była w końcu jej tajemnica i naprawdę nie uważam, że miałeś prawo tak wiele na nią zrzucić. Zmusiłeś ją w końcu do kłamania Jonathanowi i swojej rodzinie — och, i w końcu na światło dzienne wyszła ta złość w swojej pełnej krasie! Niekoniecznie zamierzał ją teraz poskramiać, bo przez ten temat inaczej przebrnąć nie mógł. — Ten mój rozwód, Benjamin, tak namieszał w życiu każdego, nawet Jonathan to przyznał, kiedy wyjawił mi prawdę o nim i Marienne. Nie chciałem popełnić tego błędu po raz drugi, przynajmniej nie do momentu, kiedy całkowicie będę pewny, a teraz, cholera, zmusiłeś mnie do całkiem innej strategii — ściągnął z niego swój wzrok na dłuższy moment, bo naprawdę wszystko to stało się już nie do zniesienia. — A tamto spotkanie z moim znajomym, którego imienia już teraz nawet nie pamiętam? Wiesz, zachowałbym się inaczej, jeszcze miesiąc temu, ale zrozumiałem wtedy, jak wściekły na ciebie jestem za to dziecinne zachowanie, bo cholera, czy ty nigdy nie byłeś w poważnym związku i nie wiesz, co takie ze sobą niosą? — uniesienie głosu sięgnęło już szczytu w jego przypadku, a Wainwright nie miał pojęcia, że faktycznie Benjamin nigdy nie doświadczył tak poważnego związku, w jakim niegdyś był on i Ariadne.

benjamin hargrove
sad ghost club
skamieniały dinozaur
adwokat, właściciel kancelarii — Fitzgerald & Hargrove
35 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
stupid, emotional, obsessive little me
Pierwszy oddech ulgi zaczerpnął po kilku początkowych zdaniach wyjaśnień, objaśnień i pretensji, bo mimo tej całej towarzyszącej im powagi wdzięczny był, że zaczęli w końcu rozmawiać. Tak prawdziwie. Trochę się obawiał, że Walter po prostu stwierdzi, że niewarte jest to wszystko jakichkolwiek starań i wyjdzie, a on nie odnajdzie w sobie wystarczająco wiele odwagi, by ruszyć za nim, ale szczęśliwie sprawy poukładały się inaczej. Tak więc nie potrafił być ani oburzony, ani obrażony, tłumacząc się zaciekle i dbając o to, by jakoś tę sprzeczkę wygrać; nie, nadal towarzyszyło mu wyłącznie przerażenie. I to dość dziwne, którego nigdy wcześniej nie miał szansy poznać. — To wcale nie było tak, że pobiegłem do niej i zupełnie egoistycznie zacząłem jej już z ulicy zdradzać prawdę, Walter — westchnął cicho, odważając się jednak w końcu na podchwycenie jego spojrzenia. I gdzieś dopiero po kolejnych jego słowach rozbrzmiała w nim złość, lecz nie na tyle duża, by jakkolwiek mogła tej rozmowie zaszkodzić. — Mówiłem ci, że się przyjaźnimy. Mówiłem, jakie to jest dla mnie ważne. A ona sama się zorientowała, SAMA, wobec czego nie mogłem brnąć w te śmieszne kłamstwa dalej — nie przesadzajmy, Ben zdawał sobie sprawę z tego, że nie wyszło idealnie, ale cóż mógł na to poradzić? — Wymieniasz ważne dla siebie osoby, podczas gdy Mari jest tym kimś dla mnie. I nie masz prawa mówić, że zrzuciłem na jej barki coś strasznego i zabroniłem jej cokolwiek, bo Mari nie jest głupia i gdyby ktoś ją wprost zapytał, to pewnie by nie skłamała. Tyle że poza nią jedyną nikt po prostu o to nie pyta — no więc tak, po pierwsze strasznie się gubił, po drugie mówił za dużo, a po trzecie mocno się starał, by w jego głosie nie rozbrzmiewała irytacja. Tyle że nie podobało mu się to, że Walter jest tak pewien tego, jak ta ich przyjaźń z Mari wygląda, jak funkcjonuje. — A to, co mówisz, brzmi nadal jak wymówka. Jasne, że to jakoś na ludzi wpływa, ale to twoje życie i nie musisz go sobie układać pod innych — bo jednak zarówno Jonathan, jak i Adria byli dorośli, mieli własne życie i to, jak żył Walter, nie powinno ich obchodzić. Tyle że ten brnął dalej w tę swoją rację, którą Ben nadal odczytywał jako jasne wskazanie, że to wszystko, co się między nimi działo, trzymane miało być w sekrecie. Z powodu wygody? Wstydu? Lepiej nie dociekać. — Twój rozwód namieszał w jego życiu? Bo co, zrobiło się mu niewygodnie? Bo budował na twoim życiu własne? I coś poszło nie tak, jakby to ON sobie życzył? — nie potrafił zrozumieć tego, że ich relacja mogłaby komukolwiek jakkolwiek skomplikować życie, skoro dotyczyła wyłącznie ich. — No ale nie chciałem cię do czegokolwiek zmuszać — dodał, tym razem już odwracając wzrok, bo świadomość tego, jak bardzo zjebał, doszczętnie go paraliżowała. I cóż, dla niego to wszystko prowadziło do jednego tylko rozwiązania, jak zwykle, co nie podobało się mu ani trochę. — Nie, nie byłem, nigdy, ja nie... — pełna kompromitacja, po raz pierwszy w życiu. — Ja nie wiem... nie chciałem... ja nie... nie... — trochę zapomniał, jak się oddycha, chociaż prawdopodobnie w tej pieprzonej kancelarii zabrakło nagle powietrza. No bo Ben wiedział, że przecież zrobi coś głupiego (jak zwykle) i z własnej winy doprowadzi do końca wszystkiego, ale nie spodziewał się po prostu, że to już, że teraz, toteż te wszystkie słowa, które chciał powiedzieć kumulowały się na tyle, że nie był w stanie wydusić ani jednego słowa. Co prawda liczył na to, że tego jego przerażenia wcale nie widać, ale nawet ślepiec by się zorientował.

Walter Wainwright
neurochirurg w cairns hospital — too busy to be heartbroken
44 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
i'm sleepin' fine. i don't mean to boast but i ONLY dream about you once or twice a night (at most)
Zamiast zastanawiać się, czy to wszystko, to jest oni, ma jeszcze choćby minimalny sens, stwierdzał tylko z każdą chwilą, że błędem było odkładanie tejże dyskusji w czasie. Czuł się bowiem tak, jakby podobne słowa wymienili już dziesięć razy i jakby znał dokładny jej przebieg, wiedząc przy tym, jak całość się skończy. — Cóż, a tak to właśnie zabrzmiało — wytknął jedynie, decydując się na mówienie samej prawdy i nic poza tym. Nie prezentowało się to wszystko bowiem dobrze; godzinę po złożonej prośbie, by Benjamin nie mówił o nich jeszcze Marienne, ten dokładnie to postanowił uczynić i cóż, z powiadomieniem o tym Waltera zwlekał pewien kawał czasu. — Po którym strzale się zorientowała? Za piątym razem, kiedy postanowiłeś brnąć w temat, którego ze zwykłej kurtuazji i uczciwości nie powinieneś poruszać, czy może za siódmym, kiedy sam począłeś podsuwać jej rozwiązania pod nos? — teraz on był niesprawiedliwy, ale właśnie w ten sposób całość widział. I także nic na to poradzić nie mógł, jeśli już chcieli się czepiać takowych wyjaśnień. — Tak, dla mnie i dla ciebie, znajomość z nią chcąc nie chcąc dotyczy nas jednakowo — dopowiedział spokojniej już nieco, biorąc jeden głębszy oddech i skrywając na krótką chwilę zmęczoną twarz za kurtyną dłoni. — Żałuję po prostu, że nie jest to coś, co ustaliliśmy wspólnie — przyznał dodatkowo, bo związki na tym przecież polegały. Na partnerstwie, dokonywaniu ważnych decyzji wspólnie, chodzeniu na kompromisy, a nie działaniu za plecami tego drugiego. Ponadto, wcale nie uważał, by dla Marienne to było takie proste. Wiedział doskonale, że przekładała cudze szczęście ponad własne i że cała ta sprawa musiała być dla niej niezwykle problematyczna.
To jest d o r o s ł o ś ć, Benjamin, czyli najwidoczniej coś zupełnie dla ciebie obcego — poprawił go, gdy wytknął mu posługiwanie się byle wymówką. Może już się nie unosił, a przynajmniej nie tak, jak jeszcze chwilę wcześniej, ale wciąż był wściekły i wciąż to wszystko stanowiło dla niego problem. Uważał, że Hargrove nadzwyczaj dziecinnie podchodzi do tejże sprawy, bo przecież gdyby to nie wokół ich dwójki się teraz wszystko kręciło, a dajmy na to, Jonathan związałby się z Ariadne, na Waltera znacząco by ów związek wpłynął. I miałby do nich żal i miałby na uwadze to, jak go wówczas potraktowali i czy dowiedział się od nich, czy jednak kogoś postronnego.
Pretensje względem Jonathana całkowicie zignorował, nie biorąc ich nawet pod uwagę, jako że ten niefortunnie oberwał rykoszetem za coś, co skierowane było wyłącznie w stronę Waltera. — Nie informujemy się o przelotnych romansach, jednonocnych przygodach ani tego typu sprawach, Benjamin, a choć to, co mamy, być może jest związkiem, tak nie jestem jeszcze gotowy, żeby to przed kimś przyznać — wyjaśnił jeszcze, znów starając się zapanować nad tonem głosu i wyborem słów. — A jako że dziwnym trafem dzielimy dokładnie tych samych znajomych i przyjaciół, zwykłe napomknięcie im na ten temat zmieni wszystko i nieważne w jakie słowa to ubiorę, oni i tak dopowiedzą coś od siebie, postrzegać zaczną to na swój sposób i wróżyć nam będą własne scenariusze myśląc, że i my je planujemy — to była niezwykle zagmatwana sprawa, a oni mieli chyba za mało czasu, by każdy jej aspekt omówić wnikliwie i rozłożyć na czynniki pierwsze.
Nie spodziewał się, że trafił w sedno, że poruszył właśnie drażliwą dla blondyna kwestię, na którą ten zareaguje w tak… intensywny sposób. Prawdopodobnie po raz pierwszy od dawna zrobiło mu się szczerze głupio i żałować tym samym począł wielu wypowiedzianych słów. — Benjamin — powiedział ciepło i z niejakim zmartwieniem, ruszając wolnym krokiem w jego stronę, po czym objął jego dłonie własnymi i westchnął ciężko, gotowy na zawieszenie broni. — Przepraszam, bardzo chciałbym, ale nie potrafię postawić się na twoim miejscu — przyznał, docierając chyba do źródła problemu i nie wiedząc nawet, jaki był ten powód, dla którego Benjamin powiedział o nich Marienne. Naprawdę nie był w stanie sobie tego wyobrazić, co tylko świadczyło, jak diametralnie się od siebie różnią.

benjamin hargrove
sad ghost club
skamieniały dinozaur
adwokat, właściciel kancelarii — Fitzgerald & Hargrove
35 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
stupid, emotional, obsessive little me
Początkowo po usłyszanym zarzucie, nieco z rozpędu, zamierzał się tłumaczyć. Nie pierwszy już raz w obecności Waltera, a także w wyniku kilku popełnionych błędów (a nikt nie jest przecież nieomylny), czuł się niczym sprawca najgorszej możliwej zbrodni. I pewnie wybroniłby się jakoś, być może nazbyt wiele przy tym poświęcając, bo lata adwokackiej praktyki wmuszały w niego swego rodzaju model zachowania, ale uznał, że nie ma to sensu. Kłócić się i walczyć o to, który z nich ma więcej racji. Milczeniem nie posługiwał się jednakże wyłącznie z tego powodu; ciężko było odnaleźć w sobie odpowiednią reakcję na te liczne wyrzuty, którymi obdarzył go Walter. To, że nie zaufał jego słowom, że nie uwierzył w ich szczerość, miało naturalnie swoją rację — wszak faktycznie Ben zwlekał nieco z wyjawieniem mu prawdy. Ostatecznie jednak, skoro zaczęli rozmawiać całkowicie szczerze, uciekanie w stronę jakichkolwiek kłamstw nie miało sensu — mimo to zaatakowany został serią paskudnie brzmiących założeń. A więc milczał. Wątpił, by jakiekolwiek słowa mogły teraz zmienić cokolwiek, a liczne wyjaśnienia zdawały się mu wyłącznie pretekstem do dalszych niesprawiedliwości. Ten cały zarzut dotyczący jego infantylności, wynikający wyłącznie ze sprzecznych stanowisk, pogłębił jedynie tę jego niechęć do awanturowania się i demonstrowania swoich racji. Może Walter miał rację, może nie wiedział czym jest ta prawdziwa dorosłość, być może nigdy się tego nie dowie. — Nie chciałbym po prostu, żebyś ze względu na ten rozwód czuł, że jesteś komukolwiek coś winien — powiedział spokojnym tonem, bo tego, jak Walter go postrzega, zmienić nie mógł. Za to zdradzenie mu sensu tego wszystkiego zdawało się dość mądrym posunięciem, nie do końca też tyczącym się bezpośrednio ich relacji. Ben miał dość spore doświadczenia z osobami doświadczającymi rozwodów i wiedział, jak ciężko jest im potem rozpocząć cokolwiek nowego. Jednakże w związku z tym Ben nie mógł mieć żadnych pretensji, prawda? Wiedząc, na co się pisze, winien był faktycznie pokierować tym wszystkim inaczej. Nadal uważał, że okłamanie Mari byłoby zdecydowanie złym zabiegiem, skoro sama naciskała, ale jakaś racja kryła się w tym, że może — podświadomie — do tego wszystkiego doprowadził. Może dość miał już tego ukrywania się i niepewności, które towarzyszyły mu od tak dawna. — Pewnie tak będzie, tylko dla mnie to naprawdę nie ma znaczenia — odparł, bo dawno już przestał przejmować się zdaniem innych na temat swoich wyborów. Czy jednak miał prawo zmuszać do tego również Waltera? Nie, zdecydowanie nie, ale naiwnie założył, że i on nie zważa na tego typu kwestie. Całe to zastanawianie się nad tym wszystkim i jasne wskazywanie, jak beznadziejnie postępuje sprawiało, że naprawdę cały ten strach rozbrzmiał w nim nazbyt mocno. Kto by przypuszczał, że w obliczu tak typowych spraw doświadczyć można ataku paniki? Mogło to być powodem całej tej nieprzyjemnej przeszłości z Orfeuszem, bo jednak nieśmiało wówczas starał się zbudować namiastkę związku. Nic więc dziwnego, że nastawiał się teraz na zakończenie tego wszystkiego, nieprzyzwyczajony do tego, że po większych kłótniach i tak wielu sprzecznościach, powrócić można do normalności. Zdziwiło go więc zachowanie Waltera, choć w wymówionych przez niego słowach na próżno było szukać szansy na porozumienie. Co jednak miał mu powiedzieć? Że to nie jest jedyny raz? Że pewnie jeszcze zdarzy się wiele takich momentów, kiedy zrobi coś niezgodnego z jego przekonaniami, nieświadomy tego ani trochę? Że to dobra szansa, by się ewakuować? — Więc nie ma sensu, żebym próbował ci to jakoś wytłumaczyć — wydusił z siebie jedynie, choć najchętniej postąpiłby w zupełnie inny sposób: przyjmując na siebie całą winę, przepraszając i przyznając mu rację we wszystkim.

Walter Wainwright
neurochirurg w cairns hospital — too busy to be heartbroken
44 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
i'm sleepin' fine. i don't mean to boast but i ONLY dream about you once or twice a night (at most)
Cisza trawiąca ich ciała i zlepek pomieszczeń o miękkim świetle zdawała się trwać wieczność, a on stojąc nieruchomo począł już wrastać w ziemię, stając się jakby tłem dla wszystkiego. Te pretensje, wypowiedziane z takim uporem i śmiałością, wciąż zdawały się wisieć w powietrzu między nimi i teraz jątrzyły się jako całkiem nieznajome, tchnięte z ust kogoś innego, na pewno nie jego. Kogoś, kto myślami krążył daleko poza tą kancelarią, kogoś, kto nie potrafił pogodzić się z niedawno poznaną diagnozą dotyczącą dwóch bliskich mu osób. A więc w ten sposób próbował uporać się z Othello i Ariadne? Całą swą złość przekierowując na osobę zupełnie z tym wszystkim niezwiązaną, co spostrzegł dopiero w tej chwili, właśnie przez tę ciszę. Milczenie i mu więc zaczęło odpowiadać, a więc nim postanowił uraczyć wszystkie nowe słowa płynące z naprzeciwka, wzrok wbijając gdzieś poza to wszystko. Puścił jego dłonie, kierując się w stronę fotela jeszcze pokrytego folią w kilku miejscach na oparciu i zakrył twarz w dłoniach, biorąc kilka głębszych wdechów i jeszcze dłuższych wydechów. — Zawsze mogła dowiedzieć się w inny sposób, wszyscy mogli — zauważył spokojnie po dłuższej chwili, rozdzierając wszechogarniającą ciszę i nie cofając od twarzy okrycia utkanego z dłoni. — A w ukrywaniu tego, proszeniu cię o to, nic nie było sprawiedliwe — tak głosił wcześniej o tej rzekomej dorosłości, której w tym przypadku i mu zabrakło, tak niepojęcie żałośnie. Bo zatajanie ich relacji było idiotycznym paliatywem, odmową zmierzenia się z prawdą, mimo że wciąż nie wyobrażał sobie poinformowania o wszystkim Jonathana, Ariadne i Marienne. Ci jednak, nawiązując do pierwszego wypowiedzianego zdania, mogli odkryć prawdę sami, niekierowani nieumiejętnie skonstruowanymi wskazówkami, prawda? Dostrzec ich mogli w tak wielu miejscach, w których to wcale się nie kryli całe szczęście, bo to uczyniłoby tę sytuację wówczas zbyt absurdalną. — Ale to nie zmienia faktu, że chyba już ci nie ufam — przyznał z niechęcią, bo te słowa stanowiły o wszystkim, a ich znaczenie bynajmniej mu się nie podobało, wobec czego nie skrywał już swej twarzy, tylko skierował ją w jego kierunku. — I ty mi także nie ufasz — dodał, prawdę mówiąc, niekoniecznie się temu dziwiąc. Wciąż jednak uważał, że obaj byli winni, choć nie próbował już dociec, który na niewidzialnej szali wygrał tytuł tego bardziej odpowiedzialnego za omawiane animozje. Starał się podejść do tego konfliktu możliwie jak najbardziej obiektywnie, zachowując przy tym niezmącony spokój i wykazując się rozsądkiem, ale tak już był wypompowany z wszelkich pokładów siły, że okazało się to wybitnie trudnym zadaniem. Przynajmniej częściowo udało mu się zrobić rachunek sumienia, to trzeba docenić. — Bo ty wciąż nie widzisz nic złego w tym, że bez mojej wiedzy o wszystkim jej powiedziałeś, prawda? — zapytał głucho, wzdychając przy tym i będąc pewien odpowiedzi. Skąd mógł wiedzieć, jakie uczucia obecnie targały blondynem, skoro już na starcie oznajmił, że za nic przepraszać nie zamierza, co równoznaczne było ze stwierdzeniem, że w jego mniemaniu nie popełnił żadnej zbrodni?

benjamin hargrove
sad ghost club
skamieniały dinozaur
adwokat, właściciel kancelarii — Fitzgerald & Hargrove
35 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
stupid, emotional, obsessive little me
Upływające minuty, skrupulatnie odmierzane przez zawieszony na jednej ze ścian zegar, przekonywać zaczęły Bena o jednym — że żadna przyjaźń nie była warta tego, by poświęcać dla niej to wszystko. Ich. Sporo racji kryło się w wymierzonych przeciw niemu słowach, lecz jak to zwykle bywa, za późno było by naprawiać cokolwiek. Odwołać wymówione zdania, wymazać całą tę rozmowę z Mari, odsunąć na bok jakieś własne idiotyczne problemy. Nie chciał nikomu kłamać, to oczywiście było dość ważne, ale przecież nie oczekiwał wcale jakiegoś odkrywania przed całym światem tej ich relacji. Pełen sprzeczności, zmęczony natłokiem myśli i kłótni, które rozgrywały się już tylko między nim samym, odprowadził Waltera wzrokiem. Skinąwszy tylko głową na jego słowa, nie był pewien, czy gest ten w ogóle został przez niego zarejestrowany — póki co nie miał jednak odwagi, by na głos przyznać, że owszem ma rację. Tyle że znów nie do końca. — To chyba nigdy nie wychodzi. To znaczy wiesz, to mogło wyglądać lepiej i powinno, ale mogło też gorzej — nie miał nawet pewności skąd ta uwaga, wyjawiona dość cichym głosem, jakby niepewna, czy miała prawo w ogóle zaistnieć. To wszystko było po prostu skomplikowane i obaj nie popisali się niczym szczególnym — od dawna jasnym było, że w tym ich możliwym związku, czy też samej przyjaźni, nic nie będzie łatwe. Bo początek mieli źle zaprojektowany, a wobec tego nie mogli pozwalać sobie na jakkolwiek proste rozwiązania. Nie było więc sensu odpowiadać na jego stwierdzenie, bo przecież miał prawo mieć własne żądania. Czyż nie chodziło po prostu na to, że napotkali w końcu jakąś poważną przeszkodę, co stałoby się prędzej czy później? Pomimo wszelkiej staranności w przygotowaniach czegokolwiek, nie mogli mieć kontroli nad wszystkim. I o tym jednak chciał powiedzieć, bo pomóc mogłoby to w dojściu do porozumienia, ale przez kolejne słowa wszelkie obawy do niego powróciły ze zdwojoną siłą. — Chyba tak — mruknął, choć skrywało się w tym wiele brutalności. I znów nie była to sprawa prosta, wsparta o dwie tylko barwy; łatwiej było to jednak spłaszczyć do jednego stwierdzenia, w którym skrył się ten ich brak zaufania. Ben jednak tym razem nie odwracał wzroku gdziekolwiek, starając się panować nad własnymi emocjami. Blady uśmiech po jakimś czasie przeciął jego twarz, a on splótłszy na piersi ręce pokręcił delikatnie głową. — Nie. Może trochę, bo nie wyobrażam sobie nadal tego, że miałbym ją okłamać, ale nie powinienem był… No wiesz, zakładać, że ty… Po prostu wiele rzeczy powinno było potoczyć się inaczej — konstruowanie wypowiedzi nadal było ciężkie, tak jak i kompletne odejście od obranego przez siebie stanowiska. Przeprosić zamierzał, ale jeszcze nie teraz, gdy emocje burzyły się pod wpływem chwili, zniekształcając przy tym tak wiele. Musiał sporo przemyśleć, ochłonąć i podejść do tego w sposób rozsądny — choć nie żałował wcale, że udało się im w końcu porozmawiać uznał, że nie był na to wszystko ani trochę gotowy. Miał tylko nadzieję, że Walter w wypowiedzianych słowach dostrzeże tę skruchę, a nie jakąś taktykę obronną. I że da mu jeszcze szansę, gdy będzie w stanie odważniej o tym wszystkim rozmawiać.

Walter Wainwright
neurochirurg w cairns hospital — too busy to be heartbroken
44 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
i'm sleepin' fine. i don't mean to boast but i ONLY dream about you once or twice a night (at most)
Blady uśmiech przemykający przez jego twarz, obdarty tym samym z wszelkiego entuzjazmu, świadczyć miał o jednym — że jego zdaniem gorzej już być nie mogło. Nieważne bowiem jak dotarli do tego miejsca; teraz liczył się tylko rażący brak zaufania i nieznośne poczucie, że tylko Wainwright potrafił dostrzec swoją winę i pożałować wcześniejszych posunięć. Niepotrzebnie więc Benjamin zachowywał wszystkie myśli dla siebie, bo w jednej kwestii Walter przyznałby mu rację — że sprowadzenie na siebie podobnej sytuacji przy ich kłopotliwym starcie, było nieuniknione.
Choć spodziewane, potwierdzenie jego obaw i tak lekko go zabolało. Jak i brak komentarza, brak wyjaśnień i próby dostrzeżenia w tym koszmarze choćby drobnych plusów, z których wyszukiwania blondyn zazwyczaj słynął. Teraz jednak nic, sucha prawda i brutalna cisza, wsparta w końcu o kolejne zimne potwierdzenia. I było to wszystko, czego pragnął się teraz dowiedzieć, wobec czego dalsza obecność w tym miejscu nie miała sensu, prawda? Spokojnym i całkiem zmarnowanym ruchem zerknął na zegarek oplatający jego nadgarstek, po czym wstał z fotela odbijającego w foliowych skrawkach ogniki rozżarzonego słońca i głośno wypuścił z płuc powietrze, mimochodem zerkając na blondyna. — Pójdę już — powiadomił beznamiętnie, spojrzeniem obrzucając teraz już tylko drzwi wyjściowe, do których skierował się niespiesznym krokiem. Niekoniecznie podobała mu się wizja powrotu do pracy po odbytej dyskusji, ale niewiele mógł na to poradzić. Podobną niemoc czuł wobec postawy blondyna, nie wychwytując w niej żadnych znaków skruchy, ale na to jedno chyba świadomie pozostawał ślepy, prawda? Sam wiele w każdym razie musiał przemyśleć, a więc gdy zniknął za cieniem drzwi, ani przez moment nie pożałował dokonanego odwrotu, bo więcej nie miał już do powiedzenia. Nie szukał z nim także kontaktu, uważając chyba, że teraz wszystko już leżało tylko w rękach Hargrove’a, muszącego przemyśleć swoje priorytety.

koniec

benjamin hargrove
sad ghost club
skamieniały dinozaur
ODPOWIEDZ
cron